Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.


Chciałam, zapaść się pod ziemię.

Rozpłynąć w powietrzu, ukryć pod peleryną niewidką.

Albo zwyczajnie schować się w cudzych ramionach i słuchać tego, że będzie dobrze.

Chciałam uciec, ale nie miałam gdzie. Więc wyszłam, powoli z domu, zwyczajnie, zamykając cicho drzwi.

Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy, naciągnęłam kaptur na głowę, bo z nieba zaczynały spadać pojedyncze krople deszczu. I ruszyłam, prosto, przed siebie.

Nie mam pojęcia ile kilometrów przeszłam. Byłam zmoknięta, głodna i pozbawiona nadziei. Najczarniejsze myśli, zaczęły plątać mi się po głowie. I już byłam gotowa im ulec, zaprzestać walki, stoczyć się na sam dół. Jednak odważyłam się wyjąć karteczkę, którą cały czas ściskałam drżącą dłonią w kieszeni.

Rozwinęłam ją niespiesznie i przeczytałam słowa, napisane tak bardzo znienawidzonym przeze mnie charakterem pisma. Pisanym przez mojego najgorszego wroga.

Bezimiennego.

Jeszcze.

Są polecenia z listy, które jeszcze możesz wypełnić.

Zrób to, albo nie tylko mamuśka będzie poszkodowana.

Obserwuje cię.

Wyjęłam, z kieszeni mokrych spodni, zapalniczkę. Podpaliłam liścik i pozwoliłam mu wpaść w wielką kałużę, przed którą stałam. Na moich ustach, pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Bo na horyzoncie, było widać coś nowego. Zemstę.

***

Zapukałam trzy razy, do zielonkawych drzwi, małego białego domu na przedmieściach. Po chwili usłyszałam kroki, po ich drugiej stronie.

Otworzyła mi brunetka, średniego wzrostu, z dużymi kolczykami w uszach. Wydawała się być, zaskoczona moim widokiem, ale taktownie próbowała to ukryć.

- Dzień dobry, jestem Lauren Anderson - przedstawiłam się grzecznie - Czy Eva jest w domu?

- Zaraz powinna przyjść, wejdź proszę - uśmiechnęła się i gestem zaprosiła mnie do środka.

Zaczęłam zdejmować buty, w wąskim korytarzu, ale kobieta stanowczo zaczęła protestować.

- Nie wygłupiaj się i tak muszę posprzątać. Chodź do kuchni, zrobię ci herbaty, wyglądasz na zmarzniętą. Eva poszła do sklepu, ale szybko wróci.

Pokiwałam głową i ruszyłam za nią, do niebieskiej kuchni, z drewnianym stołem w centrum. Usiadłam i rozprostowałam nogi. Zdjęłam z siebie wilgotną bluzę i przewiesiłam na oparciu krzesła. Udawałam, że nie widzę jak pani Bein, drżą ręce, kiedy zalewała mi herbatę. Wydawała się nieco zdenerwowana moją wizytą. Ale było coś jeszcze. Chyba dostrzegałam ekscytację, w jej spojrzeniach rzucanych ukradkiem w moją stronę. Nic dziwnego, pewnie koleżanki rzadko odwiedzają jej córkę. Chwila, ten pulpet w ogóle ma koleżanki?

Dobra, mimo że gardziłam tą dziewczyną jak cholera, pomogła mi dzisiaj. Nie jestem jeszcze pewna, jaki w tym miała cel, ale umiem docenić pomocną dłoń wyciąganą w moim kierunku.

Podziękowałam uśmiechem, gdy postawiła przede mną kubek z parujących płynem. Ah, po czterech godzinach, błąkania się bez celu po zimnym mieście, herbata jest jak zbawienie.

- Eva nic nie wspominała o twojej wizycie - rzuciła pani Bein, niby mimochodem, ale ja wiedziałam, że powód mojej wizyty nurtował ją od chwili, gdy tylko mnie ujrzała.

- Oh, ona nic nie wie. To spontaniczna przyjacielska wizyta - odpowiedziałam akcentując przed ostatnie słowo.

Bardzo przyjacielska. Jestem tu tylko po to, żeby zdobyć zaufanie tej zakompleksionej dziewczyny. Zabiorę ją na sobotnią imprezę Megan, zgodnie z życzeniem mojego prześladowcy. Nie wiem dlaczego tak bardzo zależy mu, albo jej, na obecności tej dziewczyny przy moim boku. Może chce mnie skompromitować?

Na bank.

Ale spokojnie, miałam plan. Sama nie wiedziałam już, czy Cecil jest odpowiedzialna za te przeklęte wiadomości, więc postanowiłam się upewnić. Zastawię sidła, pułapkę, w którą wpadnie jak królik. Zdemaskuje ją i upokorzę. A naiwna Eva Bein mi w tym pomoże, czy tego chce, czy nie.

Jest jeszcze opcja, że to nie Cecil. Nic straconego. Ktokolwiek to jest, będzie obecny na imprezie. I nie będzie tak anonimowy, jak dotychczas.

- Cieszę się, Eva rzadko spotyka się z koleżankami - kobieta spuściła oczy, w których nagle pojawił się smutek - dobrze jest wiedzieć, że jednak je ma.

Poczułam dziwne ukłucie w sercu.

Matka Evy wydawała mi się bardzo sympatyczną osobą, a ja tak perfidnie chciałam wykorzystać jej córkę. Nie zdawała sobie sprawy, że rozmawia z osobą, odpowiedzialną za piekło, które spotyka jej dziecko w szkole, od długiego czasu. Zrobiłam jej nadzieję, że Eva może jednak ma normalne życie, koleżanki, znajomych. Nadzieję, którą niedługo zdepczę, jak papierowy samolocik.

Jednak szybko się otrząsnęłam. A kto się martwi o mnie? O moją sytuację w domu? O to, że jestem nękana? Nikt. Bo każdy musi radzić sobie sam.

I tego się trzymałam.

Podskoczyłam lekko, gdy drzwi wejściowe zamknęły się z trzaskiem. Pani Bein zachichotała na moją reakcję.

- Spokojnie, to Eva.

Faktycznie, po kilku sekundach dziewczyna weszła o pomieszczenia, z torbami pełnymi zakupów w dłoniach. Na mój widok stanęła jak wryta.

- Co ty tu robisz? - zapytała drżącym głosem.

- Chciałam pogadać - wzruszyłam ramionami, zerkając na jej mamę, która przysłuchiwała się nam z uwagą.

- Może pójdziecie do twojego pokoju? Zostaw zakupy na szafce, dam sobie radę - zainterweniowała kobieta, a ja byłam jej skrycie wdzięczna. Miałam wrażenie, że Eva mogłaby wpatrywać się we mnie osłupiała jeszcze przez długi czas.

Dziewczyna odwróciła się i wyszła z pomieszczenia, a ja za nią. Wspięłyśmy się po schodach i weszłyśmy do małego, przytulnego pokoju. Na ścianie wisiała duża korkowa tablica z rysunkami. Z naprawdę niezłymi rysunkami.

- Nie wiedziałam, że rysujesz - zdziwiłam się, gdy Eva zamknęła cicho drzwi.

- Co tu robisz?

Podparłam ręce pod boki, odwracając się powoli. Uniosłam brwi do góry i zmierzyłam ją spojrzeniem. Już miałam pobawić się jej emocjami, jak moim ulubionym kłębkiem włóczki, ale nie. Tym razem musze być miła.

- Chciałam podziękować, za to, że mi dzisiaj pomogłaś - odpowiedziałam niewinnie - Nie musiałaś tego robić, jestem wdzięczna.

Rozluźniła się, słysząc moje słowa. Myślała, że będę się nad nią znęcać, w jej własnym domu? Nie dzisiaj koteczku, dzisiaj zdobędę twoje zaufanie.

- Nie ma sprawy - machnęła ręką, a kąciki jej ust uniosły się minimalnie do góry.

- Może usiądziemy? - przerwałam niezręczną ciszę, która nagle zapanowała, pierwszym lepszym pytaniem, jakie wpadło mi do głowy.

Pokiwała głową i usiadła, podpierając się plecami o ścianę. Zrobiłam to samo z drugiej strony pokoju. Patrzyłyśmy na siebie, a po chwili zachichotałam, by jakoś rozluźnić sytuację.

- Nie denerwuj się, naprawdę nie gryzę. Chcę ci udowodnić, że umiem być wdzięczna. Dlatego zapraszam cię na sobotnią imprezę Megan.

Jej oczy rozszerzyły się, gdy usłyszała moją propozycję. No tak, to pewnie będzie jej pierwsza zabawa w życiu.

- No chodź, będzie fajnie

- Sama nie wiem... - zawahała się, ale ja zauważyłam w jej oczach błysk. Chciała tam pójść. - Nie jestem zbyt popularna, nie wiem jak zareaguje Megan i reszta towarzystwa.

- O to się nie martw, idziesz tam ze mną. - uniosłam dwa kciuki do góry. - Królową, całej tej budy.

Tak, te słowa ostatecznie ją przekonały.

- Dzięki, nie spodziewałam się. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach w stołówce...

- Z całego serca przepraszam, to było głupie. - przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i zrobiłam zbolałą minę. ­­- Zresztą też nieźle mnie wtedy zjechałaś.

Potem, poszło już gładko.

Otworzyła się przede mną całkowicie. Zabawne, jak bardzo ludzie potrafią być naiwni. Wystarczy, kilka miłych słów i parę uśmiechów, a masz ich jak w garści. A może to po prostu mój urok osobisty? No nie wiem, ważne, że skutki są takie jakich oczekiwałam.

- Ojej, jest zupełnie ciemno - udałam przerażenie, jakiś czas później, teatralnie patrząc w stronę okna. - Chyba będę się zbierać, przecież zanim dojdę do domu minie wieczność.

- Nie wygłupiaj się, możesz spać u mnie - zaoponowała dziewczyna, a ja udałam, że się zastanawiam. Po chwili kiwnęłam głową, a ona z radością zaczęła szukać w szafie, jakiś ubrań, w których mogłabym spać.

Nawet nie wie, jak bardzo ucieszyłam się w duchu na wiadomość, że nie musze dzisiaj wracać do domu. Oglądać parszywej mordy Denisa i mamy, która złamała mi dzisiaj serce.

Dźwięk przychodzącej wiadomości, wyrwał mnie z zamyślenia.

- To twój telefon? - Eva wyłoniła na chwilę głowę z szafy, żeby na mnie spojrzeć.

- Tak.

Odblokowałam ekran i pospiesznie przeczytałam wiadomość.

Pięknie ci idzie Laur!

Trzymaj tak dalej, albo nie tylko jedno serce, zostanie złamane na imprezie.

Obserwuje cię.

Szybko poderwałam się z podłogi i doskoczyłam do okna. Otworzyłam je na oścież i wychyliłam głowę, rozglądając się po ciemnej ulicy, którą oświetlały tylko nieliczne lampy, bardzo słabym światłem.

I wtedy zobaczyłam postać, opierającą się o drzewo. Właśnie chowała coś do kieszeni, strzelam, że telefon. Gdyby stała chociaż, dwa metry bardziej w prawo, mogłabym ujrzeć jej twarz. Ale nie. Stała centralnie w takim miejscu, że widziałam tylko niewyraźną sylwetkę. Nawet nie mogłam określić czy to chłopak, czy dziewczyna.

Wpatrywałam się intensywnie w tę osobę i dosłownie czułam również na sobie, jej spojrzenie. Jednak po chwili odwróciła się i znikła w mroku ulicy.

- Stój! - krzyknęłam ile sił w płucach.

Jednak odpowiedział mi tylko cichy podmuch, jesiennego wiatru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro