♂ ROZDZIAŁ 2. ♂
Nigdy jazda motocyklem mnie tak nie zmęczyła i nie zanudziła, jak dzisiaj. Strasznie chciałem przyspieszyć, pognać do domu ile sił w silniku, ale nie mogłem. Za sobą miałem drobnego chłopaka, który bał się szybkości i któremu obiecałem, że będę jechał powoli.
Skręciłem w lewo do alejki, przy której znajdował się mój apartament i lekko przyspieszyłem. Szybko wjechałem na parking i wyłączyłem maszynę. Przejechałem dłonią po tankpadzie na zbiorniku paliwa i uśmiechnąłem się zadowolony, że męczarnia się już skończyła.
Mimo tego, że wyłączyłem motocykl, Rhett nadal był mocno we mnie wtulony. Zachichotałem cicho i ręką dotknąłem jego pleców. Wzdrygnął się, oderwał ode mnie, zeskoczył z pojazdu i zaczął szarpać się z zamknięciem kasku, jak poprzednio. Mój towarzysz był cały czerwony, a jego oczy były szklane.
- Hej. Rhett. Wszystko w porządku? - zapytałem zaniepokojony, wstałem z motocykla i ruszyłem w stronę chłopaka.
Dłońmi przejechałem po jego twarzy, aby zetrzeć powoli spływające łzy i uwolniłem jego głowę od kasku. Powiesiłem go na manetce i zacząłem patrzeć na chłopca.
Był silnie zbudowany, ale jego zachowanie powodowało, że widziało się go jako małego, drobnego, spokojnego chłopczyka. Był modnie ubrany, przeważała czerń, która dodawała mu seksapilu, choć muszę przyznać, że ten seksapil był nadzwyczaj uroczy.
Popatrzył na mnie smutnie, wytarł łzy i ruszył ku drzwiom, aby wyjść z parkingu. Wziąłem kluczyki i podążyłem za Rhettem. Szedł pewnie ku windzie, a ja zastanawiałem się w duchu, skąd wie gdzie iść.
Weszliśmy do windy i znowu ujrzałem zanoszącego się chłopaka. Wcisnąłem ostatni przycisk i winda ruszyła.
- Rhett... Martwię się. - szepnąłem wystraszony.
Chwilę później trzymałem w ramionach towarzysza, który bardzo mocno szlochał. Kiedy poczułem, że winda się zatrzymała i drzwi się otworzyły, odsunąłem od siebie chłopca i złapałem go za łokieć. Pociągnąłem go w stronę apartamentu.
Otworzyłem mieszkanie i wszedłem wraz z blondwłosym. Rzuciłem kluczyki na blat w kuchni i ruszyłem do salonu. Ściągnąłem kurtkę, powiesiłem na oparciu fotela i usiadłem na kanapie. Zawołałem spokojnie chłopaka. Stanął nade mną, więc wskazałem mu miejsce koło siebie.
Spoczął obok mnie, a ja delikatnie objąłem go ręką. Kilka sekund później czułem jak Rhett się do mnie tuli i szepcze wielokrotnie: DZIĘKUJĘ. Pogłaskałem go po głowie i zapytałem:
- Rhett. Mówię po raz ostatni. Co się dzieje?
- Po prostu... Dziękuję, że mnie nie zlałeś, po tym jak uderzyłem Cię w nos, że teraz zabrałeś mnie do siebie do domu i że wywiązałeś się z obietnicy. Wiem ile Cię kosztowała wolna jazda.
- Rhett. Nie uderzyłem Cię, bo na to nie zasłużyłeś. Dom to nie problem. Co do jazdy. Byłem znudzony, to fakt, ale to wina tego, że jestem przyzwyczajony do zapierdzielania na motocyklu. Dlaczego boisz się motocykli?
- Enzo... Nie rozmawiajmy o tym, bardzo Cię proszę. - poprosił chłopak.
- Nie ma sprawy. Tylko błagam Cię. Nigdy więcej mi się nie zanoś płaczem. To było straszne, myślałem przez chwilę, że coś zrobiłem. - zachichotałem i zmierzwiłem blondynowi włosy, na co zaśmiał się głośno.
Gdy doszło do niego co zrobił, jego usta zacisnęły się w jedną linię i spuścił głowę. Pokręciłem głową, wzniosłem oczy ku niebu i powiedziałem:
- Pod tym dachem możesz być taki jaki jesteś. Śmiej się głośno, uśmiechaj się, jak jesteś wkurzony, a Twoim nawykiem jest rzucenie czymś - zrób to samo tutaj. Pieniądze mam. Masz się tu dobrze czuć. Rozgość się. Zrobisz to dla mnie?
- Lorenzo... Ale... - jąkał się chłopak.
- Zrobisz to dla mnie? - powtórzyłem.
- Zrobię. - wyszeptał.
W mieszkaniu zapadła cisza. Wstałem z kanapy i cofnąłem się do kuchni. Spojrzałem na zegar w przedpokoju i doszło do mnie, że jest dopiero 11.00. Rozejrzałem się po kuchni i gdy chciałem zapytać czy mój gość chce się czegoś napić, usłyszałem radosny cichy śmiech.
Wybałuszyłem oczy i podążyłem za dźwiękiem. Stanąłem w drzwiach swojej biblioteczki i oparłem się o framugę.
Patrzyłem na dorosłego chłopaka, który z ogromnym uśmiechem na twarzy przeglądał moje książkowe zbiory. Z półeczki wziął jakąś lekturę i usiadł wygodnie w fotelu. Podkurczył nogi, otworzył książkę i zaczął czytać...
Podszedłem do fotela, kucnąłem przed towarzyszem i z wielkim uśmiechem na twarzy, zapytałem:
- Rhett. Jest po jedenastej. Co chcesz robić?
- Lorenzo... Czy mogę... Znaczy się... Czy możemy... Czy chciałbyś dzisiaj spędzić czas na czytaniu? - jąkał się młody.
- Jeśli tego sobie życzysz, to tak. Możemy spędzić czas na czytaniu... Chcesz coś do picia?
- Nie. I dziękuję.
- Za co znowu? - spytałem.
- Że zostaniesz ze mną i poczytasz. - wyszeptał Rhett.
- O boże. Jesteś uroczy! - zachichotałem, a chłopak się zarumienił - Uwielbiam czytać, a mając doborowe towarzystwo będę mógł przebimbać cały dzień na cudownym zajęciu.
- Doborowe towarzystwo... Miłe określenie. Czy mógłbym jednak prosić o herbatę? - zapytał chłopak.
- Jasne. Czarna, zielona, owocowa, z miodem, cukrem białym lub trzcinowym, słodzikiem? - zacząłem wypowiadać z głowy każdy możliwy przepis na herbatę.
Partner zaśmiał się, szczerze i bez ogródek, po czym powiedział:
- Wystarczy zielona.
- Lubisz zieloną? - zapytałem, po czym doszło do mnie jak tępe pytanie zadałem.
No gdyby nie lubił zielonej herbaty to by o nią nie poprosił! Jestem debilem... Co jest ze mną nie tak, jezu. Nigdy takich baboli nie mówię.
- Tak, lubię. A Ty?
- Jedyna herbata, którą wypiję ze smakiem. - odpowiedziałem.
- Podobnie jak ja.
Wstałem z kolan i ruszyłem ku wyjściu z biblioteczki. Przy framudze odwróciłem się w stronę mojego nowego współlokatora i ujrzałem go zaczytanego.
- Jeszcze zanim Ci herbatę przyniosę... Co czytasz? - spytałem ciekawy.
- Em... No... To jest... Harry Potter... - jąkał się Rhett i spalił buraka, wstydząc się lektury.
- O proszę. Harry Potter... Mówiąc szczerze nigdy się za to nie zabrałem. Czytałeś to kiedyś?
- Tak, dawno temu. - szepnął Rhett.
- Też zamierzałem to w wolnej chwili poczytać, ale potem zapomniałem, że mam tutaj tę serię. Dziękuję za przypomnienie. - powiedziałem ciepło, aby dodać młodemu otuchy i aby się nie wstydził tego co czyta.
Z tego co widzę, to ja mógłbym mieć powody do strachu i wstydu, bo to nie on czyta jakieś wiekowe poematy lub harlekiny... Za stare wiersze wziąłem się w momencie, gdy musiałem wczuć się do roli barona z XVII wieku z Francji... To nie było jedno z moich ulubionych zajęć... Co do prostych romansów. Czytam je z szacunku i pamięci do mamy, która je uwielbiała.
Poszedłem do kuchni, nastawiłem wodę i przygotowałem kubki. Skierowałem się do swojego pokoju i tam przebrałem się w luźniejsze rzeczy.
W dresach, białym T-shircie, na bosaka, zawędrowałem z powrotem do kuchni. Zalałem kubki wodą i włożyłem do nich torebki z herbatą. Poczekałem aż zawartość naczyń się zaparzy i z dwoma gorącymi kubkami ruszyłem do biblioteczki.
Rhett siedział wygodnie w fotelu i odkąd wyszedłem po picie, nie ruszył się nawet o milimetr. Podszedłem do stoliczka, gdzie ułożyłem swoje dwa ulubione kubki, zmierzwiłem blondynowi włosy, po raz kolejny dzisiaj, i powiedziałem:
- Herbata gotowa. Na zdrowie. A ja siądę sobie tam na sofie.
- Dobrze... Dziękuję. - odpowiedział chłopak i znowu wciągnął się w lekturę.
Wywróciłem oczami z rozbawienia i biorąc z półki swoją dawno zaczętą książkę, usiadłem na sofie.
Pochyliłem się po herbatę, skrzyżowałem nogi, pomiędzy nimi ułożyłem kubek, otworzyłem książkę na zaznaczonej stronie i położyłem ją na prawym udzie.
I w ten sposób wciągnąłem się w magiczny, choć prawdziwy i smutny świat Makbeta.
♂♂♂
Gdy skończyłem "Makbeta" spojrzałem kącikiem oka na blondyna. Dojrzałem, że też mi się przygląda, więc zanim by się speszył, rzuciłem luźno:
- Dobra. Rhett. Przeczytałem Szekspira. Teraz czas na coś innego. Czy chciałbyś mi poczytać Pottera?
Rhett popatrzył na mnie jak na kosmitę i wybałuszył oczy.
- Ja...? Mam Ci...? Znaczy... Ja mam Tobie czytać...? Pottera?! - jąkał się chłopak.
- No tak. Czy sprawisz mi taką przyjemność?
- Jeśli tego chcesz. - uśmiechnął się towarzysz.
- Wręcz pragnę. - zachichotałem i poklepałem miejsce obok siebie.
Chłopak wstał, wziął kubek i ruszył do półki, z której wyciągnął książkę o czarodzieju.
Usiadł na sofie po mojej prawej stronie i spiął się.
- "Harry Potter i kamień filozoficzny" to pierwsza część serii.
- Miło wiedzieć. - uśmiechnąłem się i zacząłem słuchać miękkiego głosu chłopaka.
♂♂♂
Leżałem z zamkniętymi oczami na kolanach Rhetta i pierwszy raz od dawna, odpoczywałem. Było mi tak dobrze i błogo. Ciepło bijące od ciała towarzysza, jego kojący głos, intonacja, uczucie, że tak bardzo wczuwa się w książkę, wrażenie, że już się wyluzował, spowodowało, że poczułem się szczęśliwy. Chciałem spędzać tak czas jeszcze wiele razy...
- Skończyłem. Podobało Ci się? - przerwał czytanie blondyn.
- I to jak! Ten Voldemort to okropny wrzód na tyłku! A ta Hermiona mnie rozwaliła! W ogóle to złote trio jest świetne. Ale weź mi wytłumacz dlaczego Voldemort się jakoś przyssał do głowy profesora? Podobno zginął, więc w jaki sposób ożył? Ja chcę następną część! Rhett, co dalej? - paplałem jak najęty.
Chłopak wybuchnął śmiechem i popukał mnie palcem w czoło.
- Myślisz, że powiem Ci co dalej? No na pewno nie! Przeczytasz to sam się dowiesz!
- No nie bądź dziad. Ile jest tych części?
- No siedem. Przeczytaliśmy jedną.
- To mam pomysł. Jeszcze z tydzień tu będziesz, więc czy będziemy mogli robić sobie takie wieczorki czytelnicze? - zapytałem z ogromną nadzieją w głosie.
- Jeśli tego sobie życzysz to oczywiście. - odpowiedział mi Rhett, a po moim sercu rozlało się przyjemne ciepło.
- Dzięki.
- Nie wierzę, że tego nie czytałeś. - podsumował towarzysz.
- Ja też... - przyznałem.
*******************************
Tak się prezentuje drugi rozdział. Jak się podoba? Co sądzicie o takim spędzaniu czasu przez chłopaków? W ogóle jak Wam się to widzi?
I do tych, którzy nie przepadają za jakimiś scenami +18 to mam informację. Gdy zdarzy mi się napisać taką scenę postaram się pamiętać, aby linijkę przed takim zajściem napisać ostrzeżenie o tym, że jest to dla osób pełnoletnich, że tak powiem. :) Buziaki.
Zostawcie po sobie ślad
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro