Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♂ ROZDZIAŁ 1. ♂

Obudziłem się z uśmiechem na twarzy, gdy poczułem zapach smażonej jajecznicy. Nie mówię, że kocham to danie, ale lubię z rana zjeść śniadanie, którego nie muszę sam robić. No powiedzmy też, że Chanel nie jest talentem w te klocki. Umie zrobić tylko jajecznicę i naleśniki... No ale czego ja wymagam od modelki?

Otworzyłem oczy, aż doszło do mnie, że jeżeli Chanel wstała i robi mi śniadanie to znaczy, że jest za kilka minut przed 6.00. A o tej godzinie miałem być na planie!!!

Zrzuciłem kołdrę z siebie, rzuciłem krótkie CZEŚĆ swojej dziewczynie i pobiegłem do łazienki ile sił w nogach. W trybie ekspresowym umyłem się, wypielęgnowałem, po czym pędem rzuciłem się do szafy. Ubrałem bokserki od projektanta, dla którego pracuje Chanel, sprane jeansy, założyłem białą koszulę z długim rękawem i na to zarzuciłem skórzaną kurtkę. Szybko ubrałem skarpetki i buty, a następnie truchcikiem znalazłem się przy dziewczynie. Stała ubrana tylko w mój T-shirt i starała się nie spalić jajek.

Podszedłem do niej, otuliłem ręką jej talię, cmoknąłem w policzek i powiedziałem:

- Nie zjem. Nie mam czasu. Poza tym i tak już są niezjadliwe!

Po chwili Chanel rzuciła patelnią do zlewu, przeklęła cicho, po czym zwróciła się do mnie:

- Przepraszam miś... Chciałam Ci zrobić śniadanie. Przykro mi. Dzisiaj się nie zobaczymy. Aż do końca tygodnia będę na wyjeździe... Mamy pokaz we Włoszech...

- Nie ma problemu. I tak teraz będę zajęty filmem, więc. - wyjaśniłem jej, ciesząc się w duchu, że przez tydzień będę miał spokój od trajkotania kobiety, typu: "- Opuść deskę!"

- W takim razie pa, kochanie! Widzimy się za tydzień! Przygotuję dla Ciebie niespodziankę! - krzyknęła ucieszona dziewczyna, pocałowała mnie mocno, po czym zadowolona poszła do łazienki.

Parsknąłem histerycznym śmiechem, po czym wyszedłem z apartamentu. Schodząc po schodach, doszedłem na parking, gdzie założyłem kask i wsiadłem na motocykl.

♂♂♂

Zawiesiłem kask na manetce motocykla i popędziłem do wejścia do studia. Przed biurem reżysera siedział mój manager z załamanymi rękoma. Podszedłem do niego cichutko i pocałowałem go w czubek głowy. Adrian wybuchnął śmiechem, po czym wstał i przytulił mnie mocno, jak na prawdziwego faceta przystało.

- Boże, jesteś. Już myślałem, że się spóźnisz. Masz szczęście. Masz tylko minutę spóźnienia, a Johnny będzie dopiero za dziesięć minut. Miał jakieś komplikacje z Lily... - wyjaśniał Adrian.

- A co nabroiła? - zapytałem.

Uwielbiałem Johnny'ego... To był i jest mój idol... Dorastam wraz z nim. To wspaniałe. Poza tym cieszę się, że mogę zabłysnąć w świecie aktorów, jeśli zagram z taką gwiazdą. Może poznam kogoś na poziomie?

- Nie wiem co nabroiła... Coś tam się pokłócili. Wiesz jak to jest. Rozwiódł się dawno z Vanessą Paradis, musi jakoś podołać ojcowskim i matczynym obowiązkom. W ogóle jeszcze go teraz ta sytuacja z Amber Heard wypompowała... Jeśli będzie zły to zaakceptuj to. Miewa od tego czasu humorki, ale ogólnie to genialny gość. - uciął Adrian, po czym odebrał telefon i zaczął konwersację z rozmówcą, odwracając się do mnie plecami.

Popatrzyłem na mojego managera. Był całkowicie inny niż reszta z jego branży. To człowiek wyluzowany, zabawny, inteligentny, cierpliwy i troskliwy. Zastępuje dobrego przyjaciela. Poza tym jego wygląd też jest nietypowy. Wygląda jak przystojny, czarnowłosy kulturysta. Gdybym go nie znał, a zobaczyłbym go z jakąś inną gwiazdą, pomyślałbym, że to bodyguard tej gwiazdki.

Adrian szybko się do mnie odwrócił, włożył telefon do kieszeni spodni od garnituru, mocno na niego opiętym, a następnie do ręki podał mi scenariusz.

Na ogromnym pliku kartek widniał nagłówek:

PIRATES OF THE CARIBBEAN: DEAD MEN TELL NO TALES

Uśmiechnąłem się szeroko pod nosem i popatrzyłem uradowany na Adriana. Podszedłem do niego, rzuciłem mu się na szyję i szepnąłem mu do ucha:

- Powiem tak. Nie wiem jak Ty wywalczyłeś mi tutaj rolę, ale uwierz. Zrobię Ci za to wszystko. Jak mam Ci się odwdzięczyć?

Manager wyrwał się z uścisku, potarmosił mi włosy i rzekł ubawiony:

- Zajmij się chłopakiem.

Popatrzyłem na niego zdziwiony, po czym wybuchnąłem śmiechem. Adrian założył mi rękę na ramiona i tak udaliśmy się do sali, w której mieliśmy zapoznać się z resztą obsady, reżyserem... Takie podstawowe pierdoły...

♂♂♂

- Cieszę się, że wszyscy dotarli! - powiedział z uśmiechem Joachim Rønning, reżyser filmu o piratach.

- Zgadzam się. Miejmy nadzieję, że wszystko jest już u niektórych okej. - zachichotał Espen Sandberg, drugi reżyser filmu, patrząc na Deppa.

- Dobra. Ustalmy parę spraw. Pierwsza to to, że drugą główną rolę gra Lorenzo Skyer. - rozpoczął Joachim.

Wstałem z krzesła, przedstawiłem się raz jeszcze, po czym usiadłem z powrotem.

- Druga rzecz. Johnny obstawia naszego kochanego Jacka Sparrowa. - dodał Espen, na co wyparowałem:

- KAPITANA Jacka Sparrowa!

Cała obsada wybuchła śmiechem, a ja się zarumieniłem. Co poradzisz... Od dzieciaka broniłem godności kapitana Czarnej Perły...

Nagle z krzesła poderwał się Johnny i kiedy otworzył usta, w sali zapanowała kompletna cisza.

- Ten dzieciak - wskazał palcem na mnie - jest mi podległy. Niech któreś z Was coś mu zrobi. Wiadomo jacy jesteśmy. Niby dojrzali i dorośli, a głupoty nam w głowie. O docinkach i o dokuczaniu nie wspomnę. Gracie tyle czasu w tej serii, a nadal nie zapamiętaliście jednej zasady Sparrowa. Wstyd mi za Was. A Ty, Enzo... Plusik dla Ciebie. Przyjdź do mnie jutro do przyczepy. Porozmawiamy. - powiedział podirytowany Depp, po czym usiadł wygodnie na krześle i ułożył stopy na stole, jak gdyby nigdy nic.

Zagryzłem wnętrza policzków, aby się nie zaśmiać i popatrzyłem na reżyserów oraz resztę obsady. Dojrzałem Orlando Bloom, Javiera Bardem oraz Kayę Scodelario...

Po jakichś czterech godzinach odprawa była zakończona. Podaliśmy wszyscy sobie ręce, pożegnaliśmy się, umówiliśmy, że zdjęcia zaczną się o godzinie 7.00 w sali, gdzie stoi atrapa Czarnej Perły i zaczęliśmy wstawać do wyjścia.

Nagle drzwi z impetem się otworzyły, a ja durny pechowiec dostałem w nos. Upadłem na podłogę i złapałem się za skrzywdzone miejsce. Wściekły na całego ujrzałem przed swoją twarzą dłoń. Ująłem ją i wstałem, cały czas pilnując, aby z nosa nie wyleciała mi nagle krew.

Poprawiłem ubranie, rozmasowałem nos i usłyszałem cichutki, nieśmiały, prawie zapłakany głosik:

- Ja... Bardzo Cię przepraszam...

Popatrzyłem na swojego oprawcę i stanąłem jak wryty. Przede mną stał istny mały urokliwy bożek seksu...

Uśmiechnął się nieśmiało i spuścił wzrok. Wyciągnąłem rękę i powiedziałem ciepło:

- Efektowne wejście. Lorenzo Skyer.

Chłopiec popatrzył na mnie zdziwiony, uścisnął mi dłoń i wyszeptał:

- Rhett Glocks... Miło mi. Jeszcze raz bardzo przepraszam.

- Nie przejmuj się. Może faktycznie mój nos był taki okropny i dałeś mi do zrozumienia, że coś trzeba z nim zrobić. - zachichotałem i wypchnąłem młodego z sali.

Za mną wyszli pozostali. Szedłem na parking, pchając do przodu towarzysza. Nagle usłyszałem dźwięk powiadomienia w telefonie. Odblokowałem go i przeczytałem wiadomość:

"To Twój partner. Dopóki nie ma Chanel, weź go do domu. Potem mu się lokum znajdzie. Wprowadź go w to wszystko. Buziaki, do 7.00, Adrian."

Schowałem telefon do kieszeni i stanąłem przed motocyklem.

- To co? Wsiadamy i jedziemy! - poinformowałem oprawcę.

- Ale... Gdzie jedziemy? - zapytał cichuteńko.

- Do mnie do domu. Pomieszkasz ze mną tydzień. Potem wybierzesz sobie mieszkanko. Nie bój się mnie. Przecież nic Ci nie zrobię. Aha. I mów mi Enzo. - poleciłem.

- Dobrze... Dziękuję, Lor... Znaczy Enzo... - jąkał się Rhett.

- W takim razie załóż kask, ja się przejadę bez. Wsiadaj. - zakomenderowałem siadając na miejscu kierowcy.

Chłopak przełknął ślinę, wciągnął na głowę kask i zaczął szamotać się z paskami od zapięcia.

- Chodź tu do mnie. - szepnąłem z uśmiechem.

Podszedł do mnie spięty i podniósł brodę do góry. Zapiąłem kask nowemu koledze i poczekałem aż usiądzie za mną.

- To co? Ruszamy. - powiedziałem z entuzjazmem, po czym odpaliłem maszynę.

- Lor... Znaczy się Enzo... Ja może pojadę taksówką... Podaj adres Twojego domu to podjadę. Boję się motocykli, zwłaszcza szybkiej jazdy.

Zachichotałem ciepło i ruszyłem. Rhett wtulił się we mnie, cicho wcześniej piszcząc.

- Nie martw się. Będziemy dzisiaj żółwiami na drogach. Nie przekroczę 30 km/h. - zapewniłem, na co w odpowiedzi otrzymałem westchnienie ulgi oraz delikatne: DZIĘKUJĘ.

******************

Oto 1 rozdział. Jak wrażenia? Co sądzicie o filmie i relacjach managera z bohaterem? Jak oceniacie Rhetta i Enzo? No i co powiecie na takie rozwinięcie wątku "pomagania" Rhettowi przez Enzo? Czekam na opinie...

Aha! I bardzo dziękuję za miłe komentarze pod prologiem i przedstawieniem postaci. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro