Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35

16 lat później.

- Nienawidzę go, rozumiesz?- krzyczy Luke, który właśnie wbiega do kuchni.

- Ej ej. Może najpierw opowiedz co się stało, a dopiero później wyrażaj swoje zdanie.- próbuje uspokoić syna. Widzę, że coś jest nie tak. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał.

- Pomyślmy. O kogo może chodzić? Hmmm? Może o ojca? Otóż to. Nienawidzę go. Wszystko niszczy.- naprawdę nie wiem co mam robić. Coś w niego wstąpiło. Nigdy nie kłócił się z Harry'm. Wręcz przeciwnie byli przyjaciółmi.

- Synu. Jeśli już go nienawidzisz, to dlaczego?- próbuje wyciągnąć od niego jakieś informacje.

- Betty.- mówi Luke.

- Co ma z nim wspólnego dziewczyna, która ci się podoba?- pytam.

- Zapytałem ją dzisiaj czy nie miała by ochoty pójść do kina.- zaczyna. Bardzo cieszy mnie to, że moje dzieci nie wstydzą się opowiadać nam o różnych sprawach dotyczących tematów sercowych.

- To chyba dobrze. Zgodziła się?- pytam podekscytowana.

- Zgodziła, ale pod jednym warunkiem.- mówi, na co jego mina od razu przeradza się w coś, co nie wróży nic dobrego.

- Jakim warunkiem?- pytam. Próbuję być spokojna.

- Że pozna ojca. Rozumiesz? Umówiła się ze mną tylko i wyłącznie dla tego, że jej matka jest wielką fanką One Direction i byłaby dumna gdyby jej córka umawiała się z jego synem.- mówi. W pewnym momencie zaczynam się śmiać. - I co cię tak śmieszy?- pyta zażenowany.

- Chodź tutaj. Siadaj.- mówię, pokazując ruchem ręki, żeby usiadł obok mnie na kanapie. - Słuchaj skarbie. Kiedy byłam w twoim wieku i jeszcze nie chodziłam z twoim ojcem to również planowałam, że jeśli mi się nie uda, to moje dzieci na pewno będą umawiały się z jego dziećmi. Tak to już jest z fankami.- mówię.

- Boże, jesteście psychiczne. Lauren też się tak zachowuje. Tylko Tayler tu, Tayler tam. Już mi się niedobrze robi jak tego słucham.- mówi, na co ja również wybucham śmiechem.

- Synuś, czy ja mam ci zacząć wypominać co ty gadasz o Betty cały czas.

- Mamo. Bo ja już zgłupiałem. Mam się z nią umówić czy nie?

- Umów się. To twoja wielka miłość. Jak nie wyjdzie, to znaczy, że nie jest ciebie warta. Mówię ci.- przytulam syna.

- To ja lecę się szykować. Kocham cię.- mówi, po czym daje mi szybkiego buziaka w policzek.

- Hej, a gdzie zgubiłeś siostrę?- mówię głośniej, aby usłyszał, bo jest już w połowie drogi do swojego pokoju.

- Taylerowe przedszkole.- odpowiada, na co ja wszystko już rozumiem. Taylerowe przedszkole to nazwa spotkań Lauren z przyjaciółkami. Tylko Luke tak na nie mówi, ale za to wszyscy się z tego śmiejemy.

***

- Mamo, mamo, mamo, mamo!!!- krzyczy moja córka, wbiegając jak poparzona do pokoju.

- Słucham? Co się stało?- pytam niezbyt zdziwiona jej dziwnym zachowaniem.

- Czy. Ty. Widziałaś. To. Zdjęcie.- mówi z przerwą po każdym słowie.

- Skarbie, na tym zdjęciu nawet nie ma Taylera.- mówi, śmiejąc się pod nos z Lauren.

- Mamo, ale on zrobił to zdjęcie. ROZUMIESZ?- mówi z wielkim naciskiem na ostatnie słowo. Tak bardzo bym chciała teraz przeprosić moją mamę za te wszystkie moje odpały. Niestety jest już za późno.

- No rozumiem, rozumiem.- powtarzam.

- Co tam robisz?- dopytuje.

- Natchnęło mnie i postanowiłam, że zaprojektuję coś nowego. Za niedługo macie bal, więc może wyjdzie mi z tego jakaś sukienka.- mówię.

- Świetnie ci idzie mamuś. Kiedy Lola przyjeżdża? Dzwoniłaś dzisiaj do niej? Jak się czuje?

- Tak, dzwoniłam. Powiedziała, że może przyjadą za tydzień,ale nie jest to jeszcze pewne, bo Zac ma dużo pracy przed urlopem. A czuję się bardzo dobrze. Rosną.- mówię. Już nie mogę się doczekać kiedy ujrzę wnuka. Jestem taka dumna z Loli, że radzi sobie w życiu. W sumie nie ma chyba osoby, która kiedykolwiek myślała, że moja córka sobie nie poradzi.

- Tęsknię za tatą.- mówi, po czym ja również czuję się przygnębiona. Harry'ego nie ma już prawie dwa miesiące. Są w trasie. Kolejnej. Od trzynastu lat jeżdżą w trasy. Co prawda to tylko cztery miesiące w roku, ale dla mnie to aż cztery miesiące w roku. Tęsknię za mężem.

- Ja też skarbie. Nawet bardzo. Ale wiesz co mam pewien pomysł. Powiem wam przy kolacji, raczej tobie, bo Luke jest na randce.- mówię, po czym Lauren zaczyna się śmiać w niebo głosy.

- On i dziewczyna. Nie mogę. Pewnie z tą jego Betty. Już mam dość. Betty tu, Betty tam. Chce mi się wymiotować jak o niej słyszę.- nie wierzę po prostu. Oni nawet mają taki sam tok myślenia. Przecież jakies trzy godziny temu Luke powiedział mi to samo o Lauren.

- Nie da się ukryć, że jesteście bliźniakami.- śmieję się.

- Aj przestań. Dobra, nie będę ci przeszkadzać. Idę do siebie.- mówi, po czym opuszcza moje biuro.

***
Harry.

Kolejny pełen wydarzeń dzień w trasie. Mam już dość łóżek w tourbusie. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale teraz doskwiera mi ból pleców, więc nie jest zbyt przyjemnie. W końcu czterdziestka to dojrzały wiek. Za tydzień robimy wielką niespodziankę naszym kochanym rodzinom. Już się stęskniłem za moją żoną i dziećmi. Louis przed chwilą przekazał nam informacje, że został dziadkiem. To wspaniała wiadomość. Ja również za będę miał wnuka za trzy miesiące i trzynaście dni. Tak bardzo nie mogę się doczekać, że zaznaczyłem sobie przewidywany termin w kalendarzu. Oj pamiętam ten dzień jak Lola się urodziła. Owszem byłem przerażony, ale mojego szczęścia jakie mi również towarzyszyło nie da się opisać.

***
Ashley.

- Za tydzień chłopcy dają koncert w San Diego. Nie mamy daleko. Pojedziemy tam i zrobimy tacie niespodziankę.- mówię, córce.

- Bardzo dobry pomysł. Tak się za nim stęskniłam, że mogłabym pojechać na drugi koniec świata.- mówi,a ja czuję ściśnięcie w sercu. Tak bardzo kocham moją rodzinę.

- Ja tak samo skarbie. Ja tak samo.- powtarzam.

***
- Gotowi?- krzyczę z dołu do dzieci, które zbierają swoje rzeczy. Jedziemy zaraz do San Diego.

- Chwila.- odpowiadają w tym samym czasie.

- Dobrze.- mówię. Chce iść do kuchni, ale w połowie drogi, słyszę dzwonek do drzwi. Ciekawe kto to. Kiedy otwieram drzwi, nie mogę uwierzyć własnym oczom. Zaczynam piszczeć i skakać z radości.

- Część kochanie.- mówi Harry. Nie wiem co on tutaj robi, ale jestem taka wdzięczna dzieciom za ich guzdranie się, bo gdyby nie oni to byśmy się z nim minęli.

- Ale co ty tutaj robisz? Przecież macie koncert.- mówię, po chwili słyszę pisk Lauren. Po niej na dół zbiega Luke. Wszyscy wieszamy się na szyi mojego męża.

- Tak to prawda. To znaczy wszyscy tak myślą, ale postanowiliśmy,że kończymy trasę szybciej. To jest już męczące. Będziemy grali koncerty tylko w pobliżu. Koniec z wyjazdami. Będę w domu. Tak bardzo się za wami stęskniłem.- mówi,aha zaczynam płakać. Ze szczęścia.

- Tak się cieszę.

- A gdzie wy się wybieracie?- pyta, zaraz po wejściu do domu. Zauważył walizki.

- Mieliśmy zamierza zrobić ci niespodziankę, ale byłeś pierwszy.- mówi Lauren.

- To prawda.- dodaję.

- Kocham was, wiecie?- mówi Luke.

- Wiemy.- odpowiadamy zgranie - po chwili wszyscy trwamy w mocnym rodzinnym przytulasku.

Mam nadzieję,że podoba wam się pomysł z kilkanaście lat później. Nie miałam już pomysłu na rozdziały z tamtego czasu. Myślę, że ten rozdział jest całkiem dobry. Piszcie w komentarzach co sądzicie. Pozdrawiam. Buziaki. Xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro