25
- Wdech i wydech. Wdech i wydech. Oddychamy głęboko.- mówi pielęgniarka.
- Wdech i wydech. Tak.- powtarzam za nią.
- Jeszcze chwilkę. To już ostatnie minuty.- mówi, po czym sprawdza kroplówkę.
- Nie wie Pani przypadkiem czy moja żona już urodziła, bo tak jakby odleciałem.- pytam.
- Proszę Pana, urodzenie jednego dziecka, to nie lada wyzwanie,a co dopiero dwójki. Jak skończy się kroplówka, to będzie mógł Pan tam pójść. Tylko tym razem, będzie Pan pomagał żonie. Żadnego mdlenia. Rozumiemy się?
- Tak. Oczywiście.
Boże jaki wstyd. Byłem taki zdenerwowany, że kiedy zobaczyłem tą wielką igłę ze znieczuleniem, to zemdlałem. Nie wiem nawet która godzina. A nie jednak wiem. Zegarek wisi naprzeciw mnie. Boże jaki ja jestem głupi. Chyba panikuję. A jeśli ja będę złym ojcem. Lola otrzymała rozum po matce. Całe szczęście. Ale jeśli ta dwójka odziedziczy go po mnie. Przecież to będzie katastrofa. Mam nadzieję, że będą bardziej wytrzymałe na widok krwi.
- Dobrze. Kroplówka się skończyła. Idziemy?- pyta pielęgniarka, która właśnie weszła do pomieszczenia.
- Tak.
- Powolutku. Noga za nogą. Jest z Pana wielki chłop. Nie mam zamiaru zbierać cię chłopcze z podłogi.
- Oczywiście, że nie. Też bym tego nie chciał.- Boże co ona do mnie wygaduje. Mówi do mnie jak do trzy latka.
- Powoli. Drzwi są zamknięte. Mówiłam, że noga za nogą.- mówi do mnie z góry. Oczywiście byłem tak zamyślony, że wlazłem w zamknięte drzwi. Teraz już chyba wiem dlaczego podchodzi do mnie jak do dziecka.
- Dobrze. Przepraszam. Dam sobie radę sam. Nie chcę Pani przygnieść.
- Naprawdę? Dobrze w takim razie idź. Wiesz gdzie tak?
- Tak, tak wiem. Pamięć mam chyba dobrą.
- Powodzenia chłopcze.
- Dziękuję Pani bardzo.
***
- Kochanie, oddychaj głęboko. Wdech i wydech. Spokojnie.- mówię do Ash, głaszcząc ją po głowie.
- Przyj kochana. Przyj! Jeszcze. Dawaj! Widzę główkę. Trzy! Dwa! Jeden! Chłopiec. Jeszcze tylko babeczka i już po wszystkim.
- Skarbie. Dasz radę. Zawsze dajesz. Dawaj. Oddychaj.
- Kurwa Harry przymknij japę w końcu, nie pomagasz mi.- krzyczy na mnie cała czerwona i zalana potem. Od razu wycofuje się z akcji PORÓD. Z moją żoną nie warto zadzierać. Oj nie.
- Dajesz. Ashley. Widzę już małą Lauren. Jeszcze. Przyj! Stop! Głęboki oddech. Trzy, dwa jeden i przyj! Jak najmocniej. Mamy i dziewczynkę. Gratuluję. Dałaś radę.
- Harry. No chodź tutaj. Przepraszam. Spójrz na te słodkie istotki. Nasze kruszynki.- mówi do mnie, zaraz po tym, kiedy położna daje jej bliźniaki.
- Jestem z ciebie dumny słońce. Widzisz, dałaś radę, a tak bardzo się stresowałaś.
- Ja dałam, ale z tobą to chyba gorzej.- mówi, śmiejąc się.
- Będziesz mi to wypominac do końca życia?
- Oj jak Lola się o tym dowie, to ona ci to będzie wypowiadać do końca życia. A właśnie dzwoniłeś do Niall'a? Mówiłeś mu jaka jest sytuacja?- o kurwa. Czuję, że już po mnie.
- Mmm. Zapomniałem. Zaraz zadzwonię.
- Harry. Do jasnej cholery. Człowieku jak ty mnie denerwujesz. Jak to do niego nie zadzwoniłeś? Jesteśmy tutaj jakieś kilkanaście godzin. Martwią się. Zobacz na telefon.
- No jest kilka nieodebranych połączeń i wiadomości.
- Kilka?
- No czterdzieści siedem połączeń i dwadzieścia trzy wiadomości od Niall'a.
- Zobacz mój telefon.
- Dobrze. Łoo. Nawet nie będę nic mówił tylko od razu zadzwonię.
***
- Halo? Harry? Co się z wami dzieje? Gdzie wy jesteście? Wszystko w porządku? Nigdzie was nie ma.- panikuje Nat.
- Natalie, wszystko w porządku. Jesteśmy w szpitalu. Ash urodziła. Zapomniałem zadzwonić. Zemdlałem i nie miałem do tego głowy.
- Co zrobiłeś? Zemdlałeś? O nie hahah. Zaczekaj zawołam Niall'a i Lolę.
- Możecie tu po prostu przyjechać? Jesteśmy w tej samej klinice, w której ty rodziłaś.
- Dobrze. Zgarniemy po drodze Lou i Dan.
- Okey. A co z dziećmi?
- Kurcze. No właśnie. Nie wiem. Dobra damy jakoś radę. Zaraz będziemy. Zadzwoń do Liama.
- Tak wiem. Do zobaczenia.
- Paa.
***
- Jakie słodziaki. Cudne są. Podobne do Harry'ego. Te loczki. Po prostu cudo.- mówi Nat. Jesteśmy same w sali. Reszta poszła po coś do picia.
- Tak. Jestem taka szczęśliwa. Dzieci i Harry to najlepsze co spotkało mnie w życiu. Tym bardziej po tym, co przeżyłam w liceum.
- Wiem skarbie, że to był najgorszy okres w twoim życiu. Mówiłaś o tym Harry'emu?
- Nie. Nie mam odwagi. Ufam mu jak nikomu innemu, ale jest mi po prostu wstyd.
- Wiesz, że wkrótce będziesz musiała. Kłamstwo ma krótkie nogi. Prędzej czy później i tak wyjdzie. Wiem, że on na pewno cię zrozumie. Kocha cię.
- Wiem. Właśnie to jest problem. Co jeśli przestanie. Jak mu powiem będzie mu niedobrze na sam widok.
- Ashley, proszę cię. To jest Harry. Jest w tobie zakochany po uszy. Nic nie zniszczy waszego związku.
- Tak sądzisz?
- Ja to wiem.
- Powiem mu. Ale nie dzisiaj. Jak już wrócimy do domu i ogarniemy się trochę z dzieciakami.
- Dobrze.
- Ale spójrz jak one słodko śpią. I ten zapach. Jejku. Już zapomniałam jak to jest. Lola to już prawie nastolatka. Jak ten czas szybko leci.
- Masakra. Lea niedawno się urodziła, a już zbiera się do raczkowania. Codziennie robi postępy. Wczoraj nawet powiedziała pierwsze słowo.
- Naprawdę? Jakie? Mama?
- Hah. Chciałabym. Lola.
- Serio? Chyba się bardzo polubiły.
- Teraz będzie jej trudno wybrać.
- Spokojnie. To Lola. Ona potrafi ogarnąć wszystko na raz. Nie to co jej ojciec. Haha. Po prostu katorga.
- Haha prawdziwa kobieta.
- Oj tak. Kocham to moje wariatkowo.
- Oj ja moje też. Słyszałaś w ogóle, że chłopcy chcą iść na przerwę?
- Co?! Jaką przerwę?
- Ups. Czyli nie. No bo wszyscy mają teraz rodziny, dzieci. Chcą trochę odpocząć. Spróbować czegoś nowego.
- Ale dlaczego? Jak to? Nie będą już śpiewać razem?
- Nie wiem. Niall mi powiedział tylko to.
- Aha. Fajnie, że chociaż coś powiedział.
- Harry nie?
- Nie. Nic o tym nie słyszałam. Może w końcu mi powie.
- Na pewno ci powie. A teraz idę ich poszukać. Dzieci poszły spać. Daj odłożę je do łóżeczek. Ty też się prześpij. Długi poród za tobą.
- Dziękuję. Papa.
- Pa kochana.
I w końcu bliźniaki się urodziły. Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział. Szczerze mówiąc to jestem z niego bardzo zadowolona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro