Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Ashley właśnie poszła się kąpać. Ja siedzę w pokoju dla bliźniaków i skręcam te przeklęte łóżeczka. Jest tu pierdyliard śrubek. Nie żebym nie umiał przykręcać, tylko są one ponumerowane. Nie wiem jak mam to ogarnąć sam. Chyba zadzwonię po Niall'a.

- Część Niall. Co robisz?

- Część. W tej chwili? W sumie to nic. A co?

- Mógłbyś wpaść i pomóc mi w składaniu tego gówna?

- No spoko. Zaraz przyjdę.

- Dzięki stary ratujesz mi dupę.

- Nie ma sprawy.

Dzięki Bogu. Przyjdzie i pomoże mi z tym. Zastanawiam się tylko, dlaczego wziąłem się za to tak późno. Ona może lada moment urodzić, a ja nie zawiozę jej do szpitala bo co robię? Skręcam łóżeczka. Nie no. Dla niej i dla dzieci rzuciłbym wszystko.

***
Do pokoju weszła właśnie Lola. Usiadła na krzesełku i patrzy uważnie na to co robimy.

- Tatusiu?

- Tak królewno?

- A czy przypadkiem łóżeczko z napisem Lauren nie powinno stać po stronie różowej, która jest po prawej ścianie?

- No tak. A coś jest nie tak?

- Wszystko. Napis będzie po stronie ściany. Mamusia chciała, żeby był widoczny. Źle złożyłeś.

- Kurwa. Przepraszam kotku nie chciałem tego powiedzieć. Niall rozkręcamy. Dziękuję ci skarbie, że to nam powiedziałaś, bo mamusia byłaby bardzo zła.

- Dlaczego byłabym bardzo zła. Harry dlaczego źle złożyłeś łóżeczko? Czy ty nawet w najprostszych rzeczach nie możesz sobie poradzić. Jesteś ciota czy mężczyzna.

- Oczywiście, że mężczyzna.

- To nie rób tego jak ciota. Dobrze? Nie chcę się denerwować. No chyba, że chcesz, aby twój syn miał na imię Lauren, a córką Luke?

- Nie, nie chce. Wszystko będzie dobrze. Już się nie denerwuj. Idźcie spać. My sobie z tym poradzimy. Naprawdę. Damy radę.

- No dobrze. Dobranoc.

***
Ósma. Sobota. Mogłabym pospać dłużej, gdyby nie dźwięk dochodzący z pokoju dla dzieci.

- Co tu się dzieje?- pytam zaspanym głosem.

- Składamy łóżeczka.- mówią wszyscy w tym samym czasie.

- Całą noc to robiliście?- pytam, patrząc na każdego z osobna.

- Nie zupełnie. Z Niallem robiłem do pierwszej w nocy. Później zadzwoniłem do Liama, a o piątej zawołalismy Lou.- tłumaczy mi.

- I jeszcze tego nie zrobiliście. Cioty jesteście. Zostawcie to. Później zrobię to sama. Udowodnię, że nie potrzeba czterech par rąk do poskładania jednego łóżeczka.

- Dwóch.

- Nie łap mnie za słówka.

- Dobrze.

- A teraz powiedzcie mi co chcecie na śniadanie. Jajecznicę czy naleśniki?

- Naleśniki. - odpowiadają zdodnie. - I kawę. Dużo kawy.

- Dobrze. Chodźcie na dół.

Co za dzieciaki. Nie mogę po prostu. Jak można nie umieć złożyć łóżeczka. Robili to całą noc, a ja z Nat złożyliśmy je w ciągu trzech godzin. Przypominam, że mam w brzuchu dwójkę dzieci. Dobra. Wybaczę mu to. Jest może teraz przejęty tym, że za chwilę mogę urodzić. Nie wiem w sumie czego on się boi, bo to ja będę tam krzyczeć i cierpieć, ale dobra.
Teraz idę zrobić coś na obiad. Ale najpierw muszę wysłać Harry'ego po zakupy. W naszej lodówce jest tylko światło.

- Makaron, pomidory, mięso mielone, pieczarki, masło, mleko, przecier pomidorowy, ser żółty, twaróg, chleb, pomidory, rzodkiewka. To wszystko?

- Tak. Tylko proszę cię, nie zapomnij niczego.

- Dobrze. W razie jakby coś się działo dzwoń.

- Tak, wiem. Idź już. Pamiętaj o wszystkim.

- Pamiętam. Buziaki. Pa.

- Pa.

Lola jest u Nat. Mogę chwilę poleżeć. Zdrzemnę się...

- Ash? Ash?! Ashley?!

- Co? Przecież nie śpię.

- Chyba wiesz gdzie jest toaleta?- mówi Harry pokazując na mokrą plamę na moich spodniach i kanapie.

- O kurwa Harry. To nie mocz.

- A co? O Boże wody ci odeszły.

- Harry kurwa wody mi odeszły.

- Jedzie do szpitala. O Boże wody jej odeszły. Będę ojcem. Wody jej odeszły. O Boże.

Postanowiłam, iż dodam dzisiaj drugi rozdział. W końcu na świat przyjdą bliźniaki. Rodzice trochę spanikowali, ale wszystko chyba się ułoży. Buziaki. Do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro