Rozdział 9
Gdy rano się obudziłam poszłam zjeść śniadanie. Taty już pojechał do pracy, ale na karteczce samoprzylepnej przypomniał mi o przeproszeniu Mycrofta.
Zjadłam swoją ulubioną owsiankę i kilka kanapek. Potem wciąż zachwycona swoim wczorajszym planem, ruszyłam umalować się i ubrać.
Wyjrzałam za okno i stwierdziłam, że pada, zresztą to nie było nowością w Londynie.
Założyłam sukienkę, naszykowaną wieczorem-była bordowa, z odkrytymi ramionami i sięgała tylko połowy moich ud.
Uznałam, że jest idealna na spotkanie z Mycroftem.
Co prawda, ledwo w niej mogłam cokolwiek robić, bo była obcisła, ale dzięki temu cudownie podkreślała moje kształty.
Kolor szminki dopasowałam do sukienki, umalowałam rzęsy i nałożyłam róż na policzki, a potem chwyciłam czarny płaszcz i wyszłam z domu.
Wsiadłam do samochodu z kierowcą, bo w moich najwyższych obcasach raczej ciężko byłoby mi prowadzić.
Gdy dojechałam do gabinetu Holmesa, poprawiłam tylko swoje blond włosy i zapukałam lekko.
-Proszę...
Czarne szpilki zadudniły o parkiet, a ja zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o ścianę.
Mycroft podniósł głowę i uchylił usta, patrząc na mnie.
-Zatkało?-spytałam i odrzuciłam płaszcz na fotel.
-Aileen, co ty robisz?
Był zdziwiony, ale cały czas zachwycony moim wyglądem.
I o to mi chodziło.
-Ci, nie pytaj-powiedziałam i podeszłam do niego, przykładając mu palec do ust.
Usiadłam na jego biurku i zbliżyłam swoją twarz do niego.
Cały czas nie wiedział o co mi chodzi, ale znałam to spojrzenie u mężczyzn- spojrzenie, faceta, któremu sielę podobam.
-Aileen-szepnął i spojrzał na bordową szminkę na moich ustach.
Przysunęłam się jeszcze bliżej niego i już prawie go pocałowałam, ale zaraz potem odsunęłam się szybko.
-Hm, muszę już iść-powiedziałam i poprawiłam sukienkę.
Złapałam swój płaszcz i odprowadzana jego tęsknym spojrzeniem, opuściłam pomieszczenie.
Gdy tylko zamknęłam drzwi, uśmiechnęłam się do siebie.
Mycroft złapał przynętę.
Teraz musiałam tylko rozkochać go w sobie, a potem z nim zerwać.
To było banalne jak zabranie dziecku cukierka.
Bo w końcu miłość to najgorsza kara.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro