9: The ties that bind us
wszystkiego najlepszego, słoneczko ❤
Było już późne popołudnie, witał wieczór, a wszyscy wrócili do domu, siedząc teraz przy kuchennym stole i jedząc obiad. Taehyung myślał o swojej rozmowie z Wonshikiem przez cały dzień, rozważał ją w swojej głowie sto, a nawet i więcej razy, zastanawiając się nad wszystkimi „jeśli" i „ale", doszukując się wad i zalet. Ale żadna odpowiedź go nie satysfakcjonowała.
Wiedział, że głupim mogło być zaufanie mu tak szybko, tak łatwo. W końcu minęło dopiero parę tygodni, a rozmawiać ze sobą zaczęli dzisiejszego dnia, jednak wciąż... Taehyung nie mógł pozbyć się uczucia, że jego intencje były szczere, że i jemu, a może też reszcie, było przykro za to, co zrobił.
Taehyung nie myślał o sobie jako o osobie łatwowiernej i naiwnej. Przez lata nauczył się jak używać rozsądku, kiedy dochodziło do ocenienia sytuacji, rozważając każdą możliwość podczas podejmowania decyzji, uczył się także, by słuchać umysłu, a nie serca w sytuacjach, które wymagały rozsądku i logiki.
Ale tym razem okazało się, że było to trudne, ponieważ twarde fakty mówiły mu, że tak, możliwość, że było to tylko szczere oferowanie pokoju, była bardziej prawdopodobna niż ta, gdzie Wonshik zastawiał szczegółową pułapkę, tylko po to, by zwabić go i watahę do Jungho. Znał swojego kuzyna. A on od zawsze był złym aktorem, bez zawahania mówił o swoich uczuciach i opiniach. Więc dlaczego teraz miałoby być inaczej?
– Wszystko dobrze, Tae?
Taehyung uniósł głowę do góry, a uścisk na jego pałeczkach zelżał, zatrzymał swoje podświadome dzielenie warzyw na grupy. Jimin patrzył na niego po drugiej stronie stołu, a jego brwi złączyły się ze sobą, wyrażając zmartwienie.
Podczas gdy inni wciąż jedli, ale zwrócili swoją uwagę w stronę Tae i Jimina, Jeongguk, który siedział obok Taehyunga, przestał jeść, powoli opuszczając swoją łyżkę do miski. Jego ciało prawie całe się napięło, patrzył na Tae kątem oka.
- Ja... – zaczął Tae, ale nie do końca miał pojęcie, co powiedzieć, nie wiedział, ile reszta wiedziała o obecnej sytuacji, ile chciał im ujawnić, aby nie zmartwić ich jeszcze bardziej.
Seokjin skoczył mu na pomoc, gdy zauważył, że Tae nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
– Czy to przez twojego kuzyna? – spytał, a wszyscy, oprócz Namjoona, który powoli wkładał ryż do buzi, spojrzeli na niego, niektórzy zainteresowani, inni zaskoczeni. – Kontaktowałeś się z nim?
Taehyung powoli kiwnął głową.
– Tak – oświadczył. – Wcześniej rozmawialiśmy przez telefon.
Na to brwi Seokjina znalazły się tak wysoko, że prawie zniknęły pod linią jego włosów, a reszta także wydawała się zdumiona. Namjoon przestał jeść, a Jeongguk widocznie się naprężył.
Taehyung zmniejszył się w sobie, kiedy wyczuł napiętą atmosferę, prawie nie chciał mówić im o niczym więcej.
– Co powiedział? – zapytał Namjoon, niezrażony, patrząc na Tae dociekającym wzrokiem, prawie ciekawym, w żadnym stopniu nie złym lub krytykującym.
Taehyung podjął decyzję o niekłamaniu watasze lub trzymaniu niepotrzebnych sekretów z dala od nich krótko po tym, jak zaczął z nimi mieszkać. To nie miało sensu i nie było też fair. Więc wziął głęboki oddech i opowiedział im o wszystkim, o czym rozmawiali. O tym, że Wonshikowi było przykro z powodu tego, co się stało, o tym, że uratował niektóre z jego rzeczy i chciał się z nim spotkać.
Uzyskał dziwne reakcje od każdego z watahy. Namjoon i Seokjin zdawali się rozluźnić na jego słowa, oczekiwali, że coś takiego będzie miało miejsce wcześniej czy później. Ale Hoseok i Jimin nie byli przekonani.
– Myślisz, że spotkanie się z nim to dobry pomysł? – zapytał Hoseok, jego twarz była wykrzywiona w zmartwieniu. – Nie tak dawno temu chcieli zabić Jeongguka i prawdopodobnie nas. Dlaczego tak nagle zmienili nastawienie?
– Hoseok-hyung ma rację, Tae, też temu nie wierzę – zgodził się Jimin, odkładając swoje sztućce i zakładając ramiona na piersi. – To może być pułapka.
Taehyung westchnął i przetarł twarz dłońmi, sfrustrowany z powodu tego, że wataha wydawała się być tak samo rozszarpywana przez różne opinie na temat tej sytuacji, jak on sam.
– To mogłaby być pułapka – wtrącił się Yoongi, w zamyśleniu przeżuwając kawałek mięsa. – Ale także mogłaby to być szczera próba w okazaniu żalu i ponownym nawiązaniu z tobą więzi.
– Co sprawia, że tak myślisz? – spytał Jimin, patrząc sceptycznie na swojego wybranka. – Przedtem chcieli nas zabić, dlaczego tak szybko zmienili swoje nastawienie?
Wszyscy spojrzeli na Yoongiego, a Beta wzruszyła ramionami i kontynuowała wsuwanie sobie do buzi warzyw.
– Widzicie – powiedział między dwoma kęsami – kiedy wtargnęliśmy, żeby uratować tyłek Jeongguka, nie walczyli. W ogóle. Byliście tak zajęci zgarnianiem Taehyunga do ciężarówki, że tego nie zauważyliście.
Taehyung spojrzał na dwójkę Alf, które kiwały głowami w zgodzie ze słowami Yoongiego i Tae przypomniał sobie, co powiedzieli mu, podczas ich własnej małej rozmowy. Że łowcy się wycofywali. Bez sprzeciwu. Coś naprawdę niespotykanego.
– Wydawali się być dość zrozpaczeni i zdumieni tym, co się stało – Yoongi kontynuował, a wszyscy patrzyli na niego, podczas gdy Jimin i Hoseok zdawali się odrobinę zrelaksować, jednak nie dotyczyło to Jeongguka. Taehyung nie widział jego twarzy, ale jego ciało było napięte, dłonie spoczywały na stole, zaciśnięte w pięści. A gdy się odezwał, jego głos był niski i prawie tak samo napięty jak jego ciało.
– Oczywiście, że się wycofywali – oznajmił, wypalając dziury w stole. – Mieli przewagę liczebną, ale nie byliby w stanie zrobić czegokolwiek przeciwko nam.
– Masz rację – zgodził się Namjoon. – Nie byliby w stanie nic zrobić, jeśli cała nasza szóstka by się zmieniła. Odwrót był jedynym racjonalnym wyjściem.
– Ale to niecały powód – Yoongi znowu się wtrącił, a Jeongguk spojrzał na niego ostro, marszcząc oczy. – Mogli chociażby spróbować zadać nam jakiś cios. Dwoje z nich miało bronie, reszta łuki i strzały. Gdyby spróbowali, mogliby całkowicie położyć jednego z nas na łopatki.
Oczy Taehyunga podążyły do Yoongiego i zauważył, że Beta także na niego patrzy, a jego usta rozciągnęły się w zadziornym uśmieszku.
– Jednak tego nie zrobili, a wiecie, dlaczego?
– Z powodu Taehyunga – Jimin w połowie wyszeptał, a jego oczy rozszerzyły się, gdy wreszcie przyswoił wszystkie informacje. Yoongi kiwnął głową.
– Tak, z powodu Taehyunga. Ponieważ najwidoczniej nikt nie pomyślał, że jego ojciec zajdzie tak daleko i postrzeli go z zamiarem zabicia.
Wszyscy zdawali się powoli rozumieć to, co Taehyung tłumaczył im przez cały dzień. To, że ta noc w lesie nie była punktem zwrotnym tylko dla niego, ale także dla całej reszty jego klanu. To, w jakim kierunku teraz pójdą, będzie ich decyzją. Ale wszyscy się zgodzili, bezpiecznym było stwierdzenie, że owa noc miała jakiś wpływ. Na każdego.
– Wciąż temu nie ufam – wymamrotał Jeongguk opierając się o krzesło i zakładając ramiona na piersi. – Epifania czy nie, wciąż nie wierzę temu lub im.
– Cóż – mruknął Namjoon, patrząc intensywnie na Jeongguka – najważniejszą rzeczą jest to, co Taehyung o tym myśli. Zna ich lepiej niż my, a z usłyszanymi przed chwilą informacjami może podjąć odpowiednią decyzję.
Taehyung kiwnął głową i rozmyślał nad wszystkim przez chwilę. Jego ręce były złożone na kolanach, a wzrok utkwił w misce wypełnionej ryżem i warzywami, podczas gdy reszta wróciła do jedzenia i lekkiej rozmowy, starając się dać mu przestrzeń i szansę na bezstresowe pomyślenie. To dość dużo do przetworzenia, jednak wyglądało na to, że miał wsparcie całej watahy, nieważne co zadecyduje się zrobić.
A przeczucie mówiło mu, by to uczynić. Szczególnie od czasu rozmowy telefonicznej z Wonshikiem i usłyszenia w jego głosie czułej szczerości.
– Okej – powiedział po paru minutach namyślania się. – Zrobię to, chcę się z nim spotkać.
Na to Jeongguk poruszył się na swoim krześle, a gdy Taehyung spojrzał na niego kątem oka, zauważył, że twarz Alfy była wykrzywiona w grymasie niezadowolenia. Dość oczywistym było to, że Jeongguk nie zgadzał się z jego decyzją, w ogóle. Nie po tym, co próbowali mu zrobić. Ale szanował to. Za to serce Taehyunga delikatnie się na to zacieśniło.
Sięgnął pod stołem i złapał rękę Jeongguka, która leżała na jego udzie, ściskając ją mocno. Ale gdy palce Tae delikatnie poluzowały ten śmiertelny uścisk – zrelaksował się.
Wiedział, że Jeongguk nie lubił myśli o tym, że Taehyung ma się spotkać z ludźmi, którzy chcieli go zabić, to było oczywiste. Tkwiący w nim Alfa krzyczał: „Chroń", podczas gdy jego ludzka strona mówiła mu, iż nie do niego należy podjęcie tej decyzji.
Jednak Jeongguk nic nie powiedział, tylko zamknął oczy i wypuścił powietrze. Ale pod stołem delikatnie ścisnął dłoń Tae w geście uspokojenia, potem się puścili.
– Dobrze – powiedział Seokjin, łamiąc napięcie, a Namjoon kiwnął głową, jego usta były pełne wołowiny. – Daj mi znać, a cię podwiozę.
Taehyung uśmiechnął się, nagle czując się tak, jakby cały ciężar został zdjęty z jego ramion.
– Dziękuję, hyung.
– Też jadę, dzieciaku – odezwał się Yoongi, odkładając swoje sztućce, ponieważ skończył już jeść. – Nie uważam, że wsparcie jest potrzebne, ale lepiej jest być zabezpieczonym, niż później płakać.
Jimin nie wyglądał na zadowolonego, ale nic nie powiedział, wiedząc, że jego partner nie zmieniał decyzji, którą podjął. Yoongi wyczuł jego zmartwienie i złapał Omegę za dłoń pod stołem.
– Nie martw się, kochanie – rzekł, pocieszająco trącając nosem policzek Jimina, a Taehyung miał ochotę odwrócić swój wzrok od tego łagodnego przejawu uczuć. Miał wrażenie, że patrząc się, tylko im przeszkadza. Usłyszał, jak Jimin westchnął i wyszeptał łagodne „W porządku", całując Yoongiego w nos i wracając do swojego jedzenia.
Jeongguk, będący obok Tae, poruszył się na swoim krześle, nagle wydając się niespokojnym i podenerwowanym.
– Też jadę – oświadczył, a Tae spodziewał się, że reszta się z nim zgodzi, a nie, że Seokjin westchnie głęboko i wypowie lekko pokonane „Nie".
Jeongguk spojrzał na niego, jego oczy zmniejszyły się do samych szparek, a dłonie znów zacisnęły się w pięści.
– Dlaczego nie?
– Jeśli zjawicie się dużą grupą, pomyślą, że Taehyung im nie ufa, że potrzebuje ochrony – odpowiedział Namjoon, zanim Seokjin otworzył buzię. – Zabieranie ze sobą jednej lub dwóch osób jest w porządku, nikt nic nie powie. Teraz jest niebezpiecznie, musimy także chronić się od innych czynników. Pójdź w większym składzie i już masz mały tłum. Nie do końca krzyczy to „zaufanie", prawda, Jeongguk?
Spojrzał na Jeongguka, jego twarz była spokojna i ułożona, ale oczy prawie rzucały wyzwanie. A Jeongguk odpowiedział jego wzrokowi równie pewnie, utrzymując spojrzenie Głównej Alfy. Taehyung przełknął, miał przeczucie, że nie chodziło tylko o chęć Jeongguka do dołączenia do nich.
– W dodatku... – wtrącił się Hoseok, wyczuwając dziwne napięcie, które unosiło się ponad stołem, a Jeongguk odwrócił swój wzrok od Namjoona, którego wzrok pozostał na młodszej Alfie – w szczególności polowali na ciebie, Gukkie. Twoja obecność może sprawić, że wszystko będzie trudniejsze i bardziej niezręczne.
To ma sens, pomyślał Taehyung. Wystarczająco niezręczne będzie zabranie ze sobą Seokjina i Yoongiego, ale mimo że nie podobał mu się ten pomysł, nie chciał narażać ich na prawdopodobne zagrożenie, nie mógł udać się tam kompletnie sam. A zabieranie ze sobą Seokjina, który tak naprawdę nie był nieznajomy jego rodzinie, i Yoongiego, dyplomatycznego Betę, dobrego w trzymaniu swoich emocji i impulsów na wodzy lepiej niż niektórzy, było najbardziej logicznym wyjściem z całej tej sytuacji. Zabieranie ze sobą Jeongguka doprowadziłoby do większego napięcia, niż to potrzebne.
– Wiem, że chcesz chronić Taehyunga – powiedział Seokjin, jego głos był nagle naprawdę łagodny i przepełniony empatią. – Ale nie pozwolę, by twoja chęć chronienia go skompromitowała to spotkanie.
Na to Jeongguk wymamrotał coś niezrozumiałego, trochę bardziej zapadając się w krześle i kontynuował wypalanie dziur wzrokiem w stole. Na pewno działo się coś, czego Taehyung kompletnie nie zauważał, to było pewne. Zauważył to, jak Hoseok uśmiechał się do swojego ryżu, a obaj Jimin i Yoongi chowali swoje buzie za strategicznie ułożonymi dłońmi. A siedzący obok niego Jeongguk zdawał się bardziej nadąsany niż naprawdę zezłoszczony, więc nie martwił się aż tak bardzo.
– Pozwólcie mi chociaż jechać i zostać w samochodzie – wymamrotał. – Nie chcę być w domu, gdy się z nimi spotkasz.
Na to Seokjin zaśmiał się, a Namjoon pokręcił głową, uśmiechając się czule.
– Okej, w porządku – oznajmił Seokjin, wciąż się uśmiechając. – Możesz pojechać i zostać w samochodzie.
☾
Zaplanowali spotkanie na nadchodzącą sobotę. Taehyung był pełen nerwów, gdy ponownie pisał do Wonshika, oznajmiając mu, iż się zdecydował. A Wonshik wydawał się być także zadowolony, oceniając po ilości wykrzykników i jego nietypowe użycie całej armii emoji.
Był piątek, wieczór przed spotkaniem, a Taehyung już był zdenerwowany, tak jak jeszcze nigdy przedtem. Obiad był dla niego bardzo ciężki, jego żołądek był związany, sprawiając, że nie był w stanie niczego przełknąć i trudno mu było skupić się na konwersacji dookoła niego, przez co wywiercał wzrokiem dziury w swoim bibimbapie.
Taehyung nienawidził tego przyznawać, ale bał się. Absolutnie i szczerze wystraszony. Nerwowy już nie wystarczał. Co jeśli to był błąd, Wonshik użył jego zaufania, by go zwabić, a to wszystko było dobrze zaplanowanym podstępem? Ale nie, tak nie mogło być, to nie było to. Na pewno. W większości zdecydowanie. Lub?
A żeby jeszcze dodać do tego wszystkiego jego szyja była sztywna, bolała z każdym ruchem i tylko podwajała poziom stresu, który odczuwał. Cóż, patrząc na to, że był napięty jak cięciwa łuku i zasnął w najmniej komfortowej pozycji zeszłej nocy, Taehyung nawet o to nie pytał.
– Taehyungie, musisz coś zjeść – usłyszał głos Hoseoka ponad hałasem w głowie, a jego oczy poderwały się i spojrzał na Omegę. Hoseok patrzył na niego, zmartwienie było widoczne na jego twarzy, a brwi mocno zmarszczone. – Proszę, chociaż trochę.
Taehyung wziął głęboki oddech, kręcąc głową.
– Nie mogę, jestem tak zdenerwowany, że już chce mi się wymiotować.
To ani trochę nie uspokoiło Hoseoka, a Jimin spojrzał na niego, wyrażając ten sam niepokój jedynie przy użyciu swoich oczu. Jeongguk, siedzący obok Taehyunga, zdawał się myśleć tak samo jak obie Omegi, wkładając do jego miski warzywa ze swojego talerza, starając się zachęcić Tae do jedzenia. Niesukcesywnie.
Poddali się po chwili, a Taehyung był im wdzięczny i za opiekę, i za zmartwienie, które okazywali, ale także za odpuszczenie sobie, gdy zauważyli, że wmuszanie w niego jedzenia nie ma sensu. Wiedzieli, jak wygrywać swoje walki, jednak to nie była jedna z nich.
Ale jeśli Taehyung myślał, że na tym kończą się ich starania, to okropnie się mylił.
– Co powiecie na obejrzenie filmu? – spytał Jimin, patrząc na innych wyczekująco, podczas gdy ci sprzątali ze stołu.
Hoseok podskoczył tak, jakby na to czekał, kiwając entuzjastycznie głową.
– Tak, powinniśmy, na serio powinniśmy, potrzebujemy zacieśnić nasze więzi*, nie robiliśmy tego od jakiegoś czasu.
– Brzmi jak niezły plan – zgodził się Seokjin, kiedy Namjoon napełniał zlew wodą i płynem do naczyń, gotowy na skończenie swojej pracy. – Idźcie wybrać jakiś film, wiecie, że zanim jakiś wybiorę, minie wieczność.
Jimin szczęśliwie zaklaskał i uśmiechnął się tak szeroko, że Taehyung bał się, iż jego twarz może rozdzielić się na dwie części.
– Okej, chodźmy! – Prawie wykrzyknął, po chwili łapiąc Taehyunga i Hoseoka za ramię i ciągnąc ich z kuchni do salonu.
– Hej, Jimin-hyung miał dzisiaj myć naczynia, to nie fair! – usłyszeli zgorszony głos Jeongguka i rozbawione „Cóż, zgadnij, kto właśnie został wybrany jako zastępstwo" Seokjina, kiedy Taehyung został popchnięty na półkę z szeroką kolekcją filmów.
Jimin i Hoseok zaczęli sprzeczać się nad jego głową, czy woleli obejrzeć film akcji czy komedię, bo na pewno nie będą oglądać horroru lub czegoś z za dużą dawką napięcia. A Taehyung poczuł, jak ciepło rozprzestrzeniło się po jego kończynach, uśmiech wstąpił na jego twarz, gdy Omegi zaczęły dyskutować o plusach i minusach obejrzenia „Władcy Pierścieni".
Wciąż było to dla niego dziwne. Opieka i zaufanie, które otrzymał od watahy, mimo że znalazł się między nimi dopiero parę tygodni temu. Oczywiście, uratowanie życie Jeongguka i jego babcia zadająca się z nimi mogły mu z tym pomóc, jednak wciąż. Nawiązał powoli rozrastającą się przyjaźń z każdym z nich, każdy członek watahy miał swoje miejsce w jego sercu. I to sprawiało, że był szczęśliwy. Naprawdę i szczerze szczęśliwy.
– Więc, co to dzisiaj będzie? – spytał Yoongi, opadając na sofę i wyciągając swoje nogi oraz ramiona.
– „Władca Pierścieni" – odpowiedział Hoseok, odpalając system i telewizję, podczas gdy Jimin wesoło wdrapał się na sofę obok Yoongiego, owijając się dookoła Bety jak bluszcz. – Wersja rozszerzona.
– Wygląda na to, że potrzebujemy bardzo długiej nocy zacieśniania więzi – doszedł ich głos Namjoona od strony drzwi, dopiero co wchodził do pokoju z Seokjinem i Jeonggukiem za sobą, a Hoseok kiwnął głową, pokazując mu kciuki w górę.
– Taką w epickich wielkościach. A co jest lepszego niż dziewięć facetów wyruszających na poszukiwania, by uratować świat?
Wszyscy usadowili się na sofie i mimo że była dość przestronna i duża, pomieszczenie na sobie siódemki rosłych mężczyzn, którzy umościli się na poduszkach, było dość dużym wyczynem. Jednak dali sobie radę, a kiedy otwierający film obraz pojawił się na ekranie - światła w pokoju były przygaśnięte, a koce rozdzielone - Taehyung zauważył, że miał na ramieniu głowę Hoseoka, a na oparciu za nim spoczywała ręka Jeongguka.
Było wygodnie i ciepło. Szczególnie z dwoma piecami dookoła, Taehyung po raz pierwszy od dawna mógł nie narzekać na zimno.
Film grał już przez chwilę i wszyscy oglądali go w ciszy, szeptali komentarze lub podśmiewali się cicho po nosem. Niedługo po tym Taehyung poczuł, jak ciało Hoseoka rozluźniło się jeszcze bardziej i szybko zdał sobie sprawę z tego, że Zmienny zasnął.
W międzyczasie Taehyung został przyciśnięty do Jeongguka, nie był w stanie zablokować swoim ciałem wagi Hoseoka, bojąc się, że go obudzi. Z delikatnym łaskotaniem w brzuchu zauważył, że jego własna głowa wylądowała na ramieniu Jeongguka, a jego ręka niezręcznie spoczywała ściśnięta pomiędzy ich udami.
Wyciągając szyję, Taehyung spojrzał na Jeongguka, który miał oczy wlepione w ekran i ciasno zaciśnięte usta.
– Przepraszam, Jeonggukie, Hobi-hyung zasnął na moim ramieniu – wyszeptał Tae, a Jeongguk delikatnie poruszył głową, by spojrzeć na chłopaka tylko po to, by od razu powrócić do filmu, jego jabłko Adama podskoczyło w gardle.
– W porządku, hyung – odpowiedział szeptem, jego głos był delikatnie zachrypnięty. Taehyung próbował wrócić uwagą do filmu, lecz nagle poczuł, jak mięśnie w udzie Jeongguka zaczęły pracować, gdy ten delikatnie zmienił swoją pozycję na bardziej wygodną. Wyczuł słaby zapach detergentu, mydła i czegoś, co mógł jedynie opisać jako Jeongguk. Skoncentrowanie się na Hobbitach, biegnących przez las, było nagle bardzo trudne.
Ale po chwili stało się to niekomfortowe, jedynie jeszcze bardziej nadwyrężało jego już i tak bolącą i zesztywniałą szyję, więc Taehyung cichutko przeprosił Hoseoka i próbował unieść się do siedzącej pozycji, budząc tym samym Omegę.
Spróbował rozruszać szyję, poruszając nią delikatnie, rozciągając na boki, co tylko sprawiło, że skrzywił się z bólu, kładąc na bolące miejsce dłonie i masując je lekko, by rozluźnić napięcie swoich mięśni choć trochę. Kiedy nie pojawiła się żadna zmiana, opuścił dłoń ze sfrustrowanym westchnieniem i podciągnął nogi do piersi, kładąc dłonie gdzieś pomiędzy brzuchem a udami.
Przez chwilę tak właśnie siedział, patrząc się ponownie w ekran, patrząc jak Frodo obudził się w łóżku w Rivendell. Hoseok już od dłuższego czasu nie okupował jego ramienia, teraz wtulony w uda Jimina, komentując, jak miłym byłby Dom Elronda na wakacje.
Taehyung parsknął śmiechem, ale natychmiast spiął się, gdy poczuł niepewne, jednak ciepłe i delikatne palce na swojej szyi, subtelnie kręcące kółeczka. Powoli odwrócił głowę na bok, wystarczająco, by spojrzeć kątem oka na Jeongguka.
A Jeongguk udawał, że go nie widzi. Tae poznał to po jego przesadnie skoncentrowanym na telewizji wzroku. Alfa delikatnie zmienił ustawienie swojego ciała, tors w jakiś sposób przestawił w jego kierunku, co dało mu lepszy dostęp do szyi Taehyunga.
Dopiero, gdy Taehyung nie odwracał swojego wzroku, Jeongguk oderwał swoją nadmierną uwagę od filmu i spojrzał na niego. Jego wyraz twarzy był niemal nieśmiały, oczy trochę niepewne, lecz prawie czarne od dobrych zamiarów. I był blisko, tak blisko, że Taehyung był w stanie zauważyć delikatny rumieniec, który pojawił się na policzkach Jeongguka. Ponownie wywołało to dziwne uczucie w jego brzuchu. I sercu.
Jeongguk był zbyt cholernie uroczy, Taehyung był prawie całkowicie bezsilny.
Zmienny uśmiechnął się do niego lekko i przechylił głowę, jakby pytał „W porządku?", a Taehyung delikatnie przytaknął, wracając spojrzeniem do filmu, bo nagle nie był pewien, czy wytrzyma jeszcze dłużej wzrok Jeongguka. A ten nie przestał robić tego, co zaczął, jego ciepła dłoń kontynuowała łagodne masowanie szyi Tae.
Taehyung cieszył się, że widział ten film przynajmniej kilkanaście razy, bo gdyby ktokolwiek zapytał się go o fabułę lub którą scenę lubił najbardziej, nie byłby w stanie odpowiedzieć.
Kiedy film się skończył, a napisy końcowe przesuwały po ekranie, zbiorowy ziew rozbrzmiał w ich grupie. Powoli zbierali się, by pójść spać, Namjoon podszedł, by zmierzwić Taehyungowi włosy i życzyć mu powodzenia na spotkaniu z Wonshikiem, a w połowie śpiący Jimin przyciągnął go do miażdżącego kości objęcia, mówiąc mu sennie, że jeśli spróbują coś zrobić, znajdzie ich i porwie na kawałki.
Taehyung uśmiechnął się czule, gdy Yoongi, na wpół niosąc swojego wybranka, oddalił się do ich sypialni, podczas gdy Seokjin próbował nakłonić równie ospałego Hoseoka, by poszedł do swojego pokoju, grożąc, że zostawi go na kanapie.
Odpowiedzią Hoseoka był szeroki ziew, kiedy sam zakopał się głębiej w kanapie i opuszczonych kocach, na jego twarzy widniał zrelaksowany uśmiech.
– Proszę cię, miłości, zostaw go – ziewnął Namjoon i położył dłonie na ramionach Seokjina, delikatnie odciągając go od sofy. – Wiesz, że to go pociesza.
Na to oczy Seokjina stały się niemożliwie łagodne, a on sam kiwnął głową, pozwalając sobie na zostanie wyciągniętym z salonu. Taehyung nie usłyszał tego, co następnie powiedział Jin, było to jedynie cichym szeptem, a oni byli za daleko, by wyciągnąć z tego cokolwiek, więc spojrzał na Jeongguka, który patrzył na spokojnie drzemiącego Hoseoka tak, jakby się nad czymś zastanawiał.
Taehyung miał ochotę spytać go, o co chodziło, ponieważ naprawdę, to nie było nic, ale ogromny ziew wydostał się z jego buzi, a on sam zdecydował, że zostawi to pytanie na inny dzień.
Nie zauważył, że Jeongguk podążał za nim, kiedy wszedł do kuchni po swój rytualny kubek herbaty przed snem. Dopiero, gdy wlewał wodę do czajnika, zauważył Jeongguka, który oparł się o blat, patrząc na niego.
– Wszystko w porządku, hyung? – spytał, jego głos był cichy w porównaniu z syczeniem kranu.
Taehyung podarował mu mały uśmiech i odstawił czajnik na miejsce, naciskając mały guziczek, by go włączyć.
– Tak, w jak w najlepszym – odpowiedział, mimo że nie, tak nie było, nie naprawdę, nie, kiedy jutro miało być tak ważne, nie, kiedy jutro zadecyduje, czy znowu wszystko spieprzył, czy nie, nie kiedy jutro–
– Jesteś pewien? – drążył Jeongguk, trochę bardziej, nie kupując wysiłku Tae, by się nie martwił. – Ponieważ wydajesz się być bardzo spięty, boję się, że niedługo pękniesz w połowie.
Z głębokim westchnieniem Tae ustawił się obok Jeongguka, ręce miał założone na piersi, a oczy utkwione w elektronicznym czajniku.
– Jestem po prostu... zdenerwowany, chyba – oznajmił w końcu, a Jeongguk kiwnął głową.
– Tak, domyśliłem się tego – odrzekł, a Taehyung zauważył, że Jeongguk chciał go pocieszyć, uspokoić jego nerwy, ale nie wiedział jak. Wciąż sprawiło to, że dół jego żołądka stał się przyjemnie ciepły.
– To głupie, co nie? – Taehyung sapnął i spojrzał na Jeongguka, wiedząc, że młodszy chciał coś powiedzieć, ale pozwolił mu mówić jako pierwszemu. Więc Taehyung tak właśnie zrobił. – Wiem, że to głupie denerwować się lub bać, ale nie mam nad tym kontroli. Wonshik jest osobą, która z całego klanu była mi najbliższa – zatrzymał się, delikatnie zacisnął wargi. – Cóż, lub przynajmniej był. I ufam mu. Tak myślę. Ale wciąż...
Nie musiał dokończyć zdania, by Jeongguk wiedział, o co mu chodziło. Że bał się prawdopodobieństwa, że może to być pułapka, bał się narażania siebie i watahy jeszcze bardziej. Bał się większej ilości krwi na swoich dłoniach.
I naprawdę, Jeongguk nie mógł za to poręczyć. Po wszystkim, co się wydarzyło, normalnym było martwienie się, normalnym było banie się, niepewność.
– Seokjin-hyung i Yoongi-hyung będą z tobą, ochronią cię, jeśli będzie draka – zapewnił, a Taehyung zachichotał słabo na jego dobór słów.
– Tak, masz rację. – Spojrzał na Jeongguka z uśmiechem, ale wydawało się, że zamarł na jego ustach, gdy zauważył zdeterminowany, niemalże palący wzrok, który spotkał.
– I wiem, że nie będę z wami, gdy dojdzie do spotkania – kontynuował Jeongguk, jego głos zniżył się jeszcze bardziej, ale wciąż był tak łagodny i cichy, że Tae prawie w ogóle nie odważył się oddychać, jakby nawet to mogło go zagłuszyć. Wcale nie miało znaczenia to, iż intensywność wzroku Jeongguka sprawiała, że jego płuca ciężko pracowały. – Ale jeśli odważą się położyć na tobie choć jeden palec, będzie to ostatnia rzecz, którą kiedykolwiek wykonają.
Taehyung w ogóle nie poddawał wątpliwości słów Jeongguka, znaczenie za nimi ukryte posłało dreszcz w dół jego kręgosłupa, a Tae wydawało się, że nie mógł odwrócić wzroku. Plamki szkarłatu pojawiły się w ciemnobrązowych tęczówkach Jeongguka i nagle Taehyung zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie byli. Ich boki stykały się, gdy obaj pochylali się nad blatem, ich twarze były zwrócone do siebie, prawie oddychali tym samym powietrzem.
A serce Taehyunga biło tak agresywnie w jego piersi, że przez sekundę bał się, iż Jeongguk je słyszał. Tak samo jak paniczne „Co się dzieje, co się dzieje, co się dzieje?", które krążyło po jego głowie, jak mantra, w kółko i w kółko.
– Przyrzekam, że będę cię chronił, hyung – powiedział Jeongguk i w jakiś sposób jego głos przebił się przez chaos w głowie Taehyunga, wyciągnął go z powrotem do rzeczywistości, położył jego nogi znów na ziemi.
I chciał coś dodać. Powiedzieć Jeonggukowi, że zrobi to samo dla niego, będzie go chronił w każdy możliwy sposób, ale jego usta były suche, suche jak papier ścierny, jego język przyklejał się do podniebienia i wszystko, co mógł zrobić, to kiwnąć głową, z szeroko otwartymi oczami, podczas gdy Jeongguk odciągnął od niego swój wzrok z głębokim westchnieniem.
W tym samym momencie czajnik zagwizdał, woda w nim zaczęła się gotować, a para buchała przez wejście. Następnie usłyszeli zaspany głos dochodzący z korytarza.
– Przeszkadzam w czymś?
Głowa Taehyunga odwróciła się w kierunku głosu, a Hoseok stał w wejściu z opuchniętymi i w połowie zamkniętymi oczami, nieprzytomnie drapiąc się pod koszulką po brzuszku.
– Chciałem nalać sobie wody, ale mogę przyjść później.
– Nie – powiedział Taehyung, prawie krzycząc, stając na swoich nogach, jego kończyny nagle były podwójnie ciężkie, a nogi za długie i, Boże, co on ma zrobić z dłońmi? – Absolutnie nie, nalej sobie wody, hyung, ja pójdę spać – oznajmił, w połowie idąc, w połowie potykając się na drodze do wyjścia z kuchni, kompletnie zapominając o własnej wodzie i herbacie.
Ale opuścił pomieszczenie, zatrzymał się, odwrócił jeszcze jeden raz, zanim przekroczył przez próg i pożałował swojej decyzji, kiedy zauważył, że Jeongguk na niego patrzył, a jego oczy były tak ciepłe i czułe, że sprawiły, iż jego gołe stopy skręciły się na kafelkowej podłodze.
Och.
Och.
Wygląda na to, że nie był jedyną osobą, która złapała uczucia. A przynajmniej tak myślał. Patrząc na to, jak Jeongguk właśnie teraz na niego spoglądał, był prawie pewien.
– Dobranoc, Jeonggukie, Hobi-hyung – powiedział Taehyung i dziękował niebiosom, że części jego mózgu odpowiedzialne za jego mowę działały odpowiednio i że nie połknął własnego języka.
Nie usłyszał ich odpowiedzi, nawet tego czy w ogóle odpowiedzieli. Wyszedł z kuchni i znalazł się w połowie korytarza w parę sekund, jego serce wciąż szybko biło w jego piersi, dłonie delikatnie się spociły, a jego nerwy były w ogniu, lecz z zupełnie innego powodu niż wcześniej.
I wiedział, że się pogrążał, z zawrotną prędkością, ale w jakiś sposób nie widział żadnego powodu, by coś z tym zrobić.
☾
Tego dnia dużo ludzi spacerowało ulicami Hondgae, nawet tymi nie tak sławnymi. I nikt z nich nie musiał pracować. Cóż, Taehyung i Seokjin zawsze tego dnia byli w domu, ale Yoongi zrobił sobie wolne, a Wonshik był tym, który to zasugerował.
Kiedy Taehyung wdrapał się na tylne siedzenie vana, było zimno. Jeongguk siedział obok niego, Seokjin za kierownicą, a Yoongi zajął miejsce pasażera. Taehyung spodziewał się, że będzie niezręcznie, chociaż odrobinę, w najgorszym wypadku: napięcie. Nie mógł zaprzeczyć, ukryć faktu, że coś stało się zeszłej nocy. Pomiędzy nim a Jeonggukiem.
W większości Taehyung był skołowany. Niemożliwie. Spędził noc na rzucaniu się z jednego boku na drugi. Spotkanie z Wonshikiem uformowało gulę niepokoju w gardle i oczekiwania w brzuchu w tym samym czasie. I był jeszcze Jeongguk. Jeongguk z jego troskliwością i rozwagą, jego ciepłymi dłońmi i łagodnymi oczami.
Zapędziło go to na granicę szaleństwa i zasnął gdzieś w porannych godzinach, czując wszystko, ale gdy budzik zadzwonił, by znów go obudzić – był wypoczęty.
Jednak nie było prawdziwej niezręczności. Nie było niekomfortowo. Jeongguk tylko spojrzał na niego przelotnie, uznając obecność Taehyunga małym, łagodnym uśmiechem. Serce Tae zabiło mocniej, tylko jeden raz, jednak wystarczająco, by poczuł się jak nastolatek z licealnym zauroczeniem. Co nie odstępowało tak daleko od prawdy. Chodziło o część z zauroczeniem. Nie, żeby był nastolatkiem w liceum.
Wspaniale.
– Pozwalasz siedzieć Yoongiemu-hyung z przodu? – spytał Taehyung, próbując odwrócić uwagę od swojego oczywistego wzburzenia na coś innego. Zapiął swój pas, podczas gdy Jeongguk usadawiał się wygodnie.
Kiedy Jeongguk chciał odpowiedzieć, Yoongi parsknął z przedniego siedzenia, delikatnie odwracając się tak, by widzieć Taehyunga. W jego oczach pojawiła się rozbawiona iskierka.
– Widzisz... – zaczął, a Seokjin przekręcił kluczyk, przywołując ciężarówkę do życia. – Wiem, że przewyższa mnie rangą jako Alfa. Ale wciąż jestem jego hyungiem.
– Przystosowanie się do ludzkiego społeczeństwa jest dla nas, Zmiennych, trochę trudne, biorąc pod uwagę ścisły systemie hierarchiczny – dodał Seokjin, wyprowadzając samochód na ulicę. – Dynamika watahy nie za bardzo wpasowuje się w ludzki styl życia, więc aby wpasować się w świat normalnych ludzi, dostosowujemy nasze zachowanie, jak tylko nie znajdujemy się w naszym własnym otoczeniu.
– Tak jest też łatwiej – odrzekł Jeongguk. – To nie tak, że nasz system nie współpracuje za dobrze z ludzkimi stanowiskami.
Taehyung zmarszczył na to brwi.
– Ale czy Alfa nie jest wyżej w waszej hierarchii? Czy to nie dziwne, że tak jakby musisz podporządkować się Yoongiemu-hyungowi?
Na to Jeongguk przechylił głowę, ważąc swoją odpowiedź.
– I tak, i nie.
– To nic mi nie mówi.
Jeongguk zaśmiał się i na to, i na irytację w głosie Taehyunga. Seokjin uśmiechnął się do niego zabawnie w lusterku.
– Do końca się nie mylisz, Tae – powiedział, gdy stanęli na światłach ulicznych. – Ale to nie tylko tak działa, że Alfy dominują Bety i Omegi. To trochę bardziej skomplikowane.
– Jak? – zapytał Taehyung, ponieważ to zawsze było rzeczą, którą mu wpojono. Alfy były na samym szczycie hierarchii, za nimi podążały Bety, a potem Omegi. Dominując nad watahą, chroniąc ją, gdy było to potrzebne, przeważnie byli to fizycznie najsilniejsi członkowie. Ci duzi i silni. Alfy.
Kiedy o tym powiedział, siedzący obok Jeongguk pokręcił głową, a Yoongi spojrzał na niego, marszcząc brwi w zastanowieniu.
– Nie rozumiem, skąd się to bierze – powiedział, jego głos był ponury – ale to wcale nie tak.
Seokjin kiwnął głową.
– To prawda – zgodził się - a przynajmniej w części. To, kim jesteśmy, Alfą, Betą czy Omegą, w większości zależy od naszych genów. Poziom dominacji przekazany nam przez rodziców w większości nakazuje to, kim się staniemy. Osiągniesz pewien próg i stajesz się Betą lub Alfą, a jeśli okaże się, że jest poniżej pewnego poziomu, jesteś Omegą.
– To system wywodzący się z przyrody, by przeznaczyć zasady w naszej watasze – powiedział Yoongi, a Taehyung próbował za tym nadążyć, wszystkie wiadomości napływały do jego głowy z nowym wglądem. – Alfy to obrońcy, trzymają watahę bezpieczną i z dala od niebezpieczeństwa. Próbujemy rozwiązać nasze konflikty przez dominację, nie przez walkę.
– A skoro my, Alfy, mamy większy poziom dominacji, naszym zadaniem jest trzymać wszystkich w ryzach – dodał Jeongguk, a Seokjin i Yoongi pokiwali głowami.
– Omegi są na samym końcu spektrum dominacji – kontynuował Yoongi – ale to wcale nie znaczy, że są fizycznie słabe lub nieudolne.
– Powinieneś zobaczyć Jimina-hyunga na polowaniu – powiedział Jeongguk, a uznanie zabarwiło jego głos. – Jest najszybszym i najlepszym łowcą w naszej watasze, zawsze złapie największego jelenia.
Taehyung zauważył, jak pierś Yoongiego wypięła się lekko pod wpływem pochwał, które otrzymywał jego partner i dumny uśmiech pojawił się na jego twarzy. To sprawiło, że sam się uśmiechnął, żywo widząc to za swoim wewnętrznym okiem. I prawda, Jimin może był średniego wzrostu, jako wilk i człowiek, ale jego mięśnie były doprowadzone do perfekcji, a on sam był bardzo szybki.
– Możesz o tym myśleć w ten sposób – kontynuował Seokjin – podczas gdy Alfy chronią watahę od zewnątrz i upewniają się, że nie ma żadnego przelewu krwi, Omegi chronią watahę od wewnątrz.
– Co oznacza, że są kręgosłupem emocjonalnym każdej watahy – wyjaśnił Jeongguk, gdy zauważył, że brwi Taehyunga złączyły się w skonfundowanym grymasie. – Dbają o psychiczne i emocjonalne zdrowie każdego w watasze, upewniając się, że więź między wszystkimi członkami jest silna i nienaruszona.
Taehyung kiwnął głową, a jego usta utworzyły mały dzióbek.
– To – zaczął – faktycznie ma wiele sensu.
Przetwarzał tą informację w głowie, próbował poprawić rzeczy, których się nauczył, których wcale nie było tak dużo. Jego ojciec jedynie powiedział mu o dynamice watahy, które warto było znać na polowaniu. A prawdziwe znaczenie hierarchii watahy na pewno nie było czymś, o czym musieli wiedzieć.
– Więc kiedy Alfy są obrońcami przed działaniami z zewnątrz, a Omegi są wsparciem emocjonalnym – rozmyślał Taehyung – to jaka jest rola Bety?
– Cóż – zaczął Yoongi – my, Bety, przeważnie trzymamy balans pomiędzy dwoma końcami, jako medium. Pilnujemy, by Alfy nie oszalały i nie nadużyły swojego poziomu dominacji oraz powstrzymujemy je przed zmianą w zaborczych dupków. Naszą bronią z wyboru jest dyplomacja.
– W dodatku Omegi często zapominają o swoich własnych potrzebach, gdy troszczą się o innych, odsuwają je na bok po to, by reszta watahy miała się dobrze – dodał Seokjin. – Bety próbują zapobiegać temu tak bardzo, jak to tylko możliwe i pilnują, by Omegi nie pozwoliły innym wejść sobie na głowę.
Taehyung ponownie oparł się o swoje siedzenie, ponieważ wychylił się lekko, by słyszeć lepiej to, o czym mówili Zmienni. Wszystko nabrało sensu, po tym jak uzyskał te informacje. Wciąż był to ogrom wiedzy do przyswojenia przez kogoś, kto całe życie spędził ucząc się o tych rzeczach inaczej. Może to zabrać Taehyungowi dobrą chwilę, by całkowicie zrozumieć całą tą dynamikę. Ale był na dobrej drodze.
– Więc rozumiesz już, dlaczego nie obchodzi mnie to, że Yoongi-hyung siedzi z przodu i traktuję go jako starszego? – spytał Jeongguk, a Taehyung spojrzał na niego, zauważając mały uśmieszek na twarzy młodszego.
Taehyung tylko zachichotał, pozwalając swojej głowie opaść na zagłówek.
– Tak – powiedział. – Tak mi się wydaje.
Resztę jazdy wypełniały bezsensowne rozmowy, a Taehyung był za to wdzięczny. Dawało mu to mniej okazji, by myślami wprowadził się w niespokojny szał, a zamiast tego sprawiało, że supły w jego żołądku rozluźniły się, a ciężkie uczucie powoli znikało z klatki piersiowej.
Korki także nie były takie złe, było wystarczająco wcześnie i dali radę uniknąć większości robiącego zakupy i spacerowego tłumu, a nawet niektórzy ze sprzedawców nie otworzyli jeszcze swoich sklepów.
Po okrążeniu ich celu parę razy znaleźli miejsce parkingowe dla śmiesznie dużej ciężarówki w jednej z mniej zaludnionych okolic, nie za daleko od miejsca, w którym mieli się spotkać.
– Jesteś gotowy? – zapytał Seokjin, wyłączając samochód i patrząc na Taehyunga przez lusterko.
I nagle nerwy powróciły, żołądek Taehyunga wybuchł tysiącem nerwowych motyli, ale nie tych przyjemnych. Takich z ostrymi skrzydłami i spiczastymi nóżkami, bardziej raniące go, niż zapewniające to miękkie łaskoczące uczucie.
Przełknął ciężko, jego serce groziło, że wyskoczy mu z gardła, usta miał suche.
– Już nie jestem taki pewien – powiedział Taehyung i zaśmiał się nerwowo.
– Chodź, dzieciaku, musimy to teraz zrobić, nie ma odwrotu – oznajmił Yoongi z miejsca pasażera i otworzył drzwi, wpuszczając do samochodu zimne powietrze. Taehyung zadrżał i nie było to spowodowane tylko zimnem.
Seokjin także wysiadł, poprawiając swój płaszcz, który powyginał się od siedzenia, mówiąc coś do Yoongiego ponad dachem samochodu. Taehyung nagle chciał znaleźć się gdzieś indziej.
– Hej.
Taehyung widocznie podskoczył, kiedy Jeongguk odezwał się obok niego, jego głos był łagodny i ostrożny, tak jakby mówił do wystraszonego zwierzęcia. Co nie mijało się tak bardzo z prawdą, Taehyung musiał przyznać rację swojej nigdy nie malejącej złośliwości.
– Możesz to zrobić, hyung – powiedziała Alfa, a Taehyung poczuł ciepłą dłoń na udzie, widział zdecydowany wzrok Jeongguka i nie mógł zrobić nic innego, jak kiwnąć głową. Ostatnio robił to dość często, jego umiejętność rozmowy w jakiś dziwny sposób była upośledzona.
– Tak – odpowiedział, jego dłoń znalazła tą Jeongguka, a on mocno ścisnął jego palce, podczas gdy Jeongguk uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Oczy zmarszczyły się w kącikach i w tym momencie Taehyung był niemal pewien, że może zwalczyć cały świat. – Dzięki, Gukkie.
Wreszcie wyskoczył z samochodu, drżąc w gryzącym porannym wietrze, który atakował skórę na jego policzkach i zakopał swój nos głęboko w szaliku, który miał na sobie.
– Okej, chodźmy – oznajmił Seokjin, a Yoongi ruszył przed nimi na wyciągnięcie ramienia, Seokjin szedł zaraz obok Tae, luźno łącząc razem ich ręce.
A Taehyung wziął głęboki wdech, przygotowując się na to, co miało nadejść.
Przeszli obok garstki ludzi, owiniętych w grube płaszcze, czapki, szaliki i rękawiczki, kiedy przechodzili przez mniejsze uliczki, by ominąć poranne tłumy na głównych ulicach.
Wkrótce dotarli do małej i nierzucającej się w oczy kawiarni, którą Taehyung i Wonshik wybrali jako miejsce spotkania. Tae przełknął ciężko, gdy przez wielkie okna zauważył znajomą głowę czarnych włosów.
– Już jest w środku – powiedział, jego głos delikatnie zadrżał, a on sam zatrzymał się przed drzwiami.
– Teraz albo nigdy, dzieciaku – rzekł Yoongi, trzymając swoją dłoń pomiędzy łopatkami Taehyunga i popchnął łowcę w geście dodania otuchy, wprawiając jego stopy w ruch.
Weszli do środka, a Taehyung natychmiastowo zauważył, że Wonshik także nie przyszedł sam, obok niego siedział Jaehwan, mała armia toreb i duża czarna skrzynia zajmowały miejsce obok i pod małym stolikiem.
Kiedy dzwoneczek nad drzwiami zabrzęczał, obaj łowcy spojrzeli na drzwi, a kiedy zauważyli Taehyunga stojącego w progu z twarzą czerwoną od mrozu, fryzurą rozwianą przez wiatr i prawdopodobnie przez to, że nie zrobił z nią nic, gdy się obudził, Wonshik wstał tak szybko, że jego krzesło prawie uderzyło o ziemię.
Ale tego nie zrobiło, tylko chwiejnie wróciło do poprzedniej pozycji, szurając głośno o drewnianą podłogę i przez chwilę po prostu tak stali, patrząc na siebie.
Co wreszcie wyrwało Taehyunga z jego stanu, to Seokjin stojący obok, który nagle cały się spiął, a Tae zdał sobie sprawę z tego, że jego oczy spoczywały na Jaehwanie, którzy patrzył na Zmiennego z tak samo szeroko otwartymi oczami i zaciśniętą szczęką.
Racja.
Taehyung pamiętał ich ostatnie spotkanie parę tygodni temu, pod ziemią w kostnicy, kiedy dowiedzieli się, że Jeongguk i Seokjin to Zmiennokształtni. I to spotkanie nie zakończyło się za miło, biorąc pod uwagę to, że Jaehwan i Seokjin do tego czasu byli bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Byli.
I oczywiście, Wonshik nie powiedział im, że kogoś ze sobą przyprowadzi. Taehyung także tego nie zrobił.
W powietrzu pojawiło się napięcie, niezaprzeczalne, ciężkie i grube, a Taehyung czuł się tak, że gdyby wyciągnął rękę, spokojnie mógłby go dotknąć. Wonshik spojrzał na niego, jego twarz była nie do odczytania.
– Więc... widzę, że masz wsparcie? – spytał jego kuzyn, wskazał Seokjina i Yoongiego kiwnięciem głowy.
– Ty także, więc o co chodzi? – zapytał Yoongi, jego głos nie odbiegał za bardzo od warknięcia. – Nie ufasz mu, czy co?
Wonshik nic na to nie odpowiedział, patrzył na Yoongiego z oczywistym zniesmaczeniem. Dlaczego? Taehyung nie wiedział tego do końca, może dlatego, że Yoongi był wilkiem, może dlatego, że jego głos brzmiał jak nóż zanurzony w jadzie. Jaehwan spojrzał na nich, jego twarz była bez wyrazu, ale Taehyung widział, jak jego oczy przesuwały się po ich postaciach, oceniając każdy szczegół.
– W porządku, hyung – oznajmił Taehyung, jego głos był jedynie szeptem. – Niczego nie zrobią.
Kątem oka zauważył, że Seokjin sztywno kiwnął głową.
– Pójdę po kawę – odpowiedział krótko i ominął stolik, podążając do lady.
Taehyung połknął ostatnie nerwy i podszedł bliżej stolika, przy którym siedzieli jego kuzyni, ostatki adrenaliny powoli opuszczały jego ciało.
Miał rację. Niczego nie zrobią. Nie tutaj, nie w jasnym świetle dnia z ludźmi dookoła. A kiedy spojrzał na twarz Wonshika, zauważył, jak zmienił się jej wyraz, przechodząc z poważnego grymasu do wyrazu prawdziwej ulgi, którą odczuł, widząc go całym i w jednym kawałku.
– Hej, Tae – zaczął Wonshik ostrożnie, odrobinę niezręcznie, poprzednie napięcie jeszcze go nie opuściło, lecz było lżejsze. – Dobrze cię widzieć. – Delikatnie uniósł swoje ręce, jak gdyby chciał przytulić Taehyunga, ale zauważył Yoongiego. Beta stał blisko Tae, jego wyraz twarzy był nie do odczytania, jedynie lewe oko lekko zadrgało. Zdecydował się obejść bez uścisku, ręce opadły po bokach jego ciała.
– Ciebie też dobrze widzieć, hyung – odpowiedział Taehyung z małym uśmiechem, wymierzonym w stronę Wonshika i Jaehwana, którzy oddali go, delikatnie spięci. Odrobinę niepewni.
A Taehyung przejrzał każdy możliwy scenariusz tego spotkania, jaki tylko nasunął mu się na myśl. O tym, że byliby martwi w ciągu sekund. O tym, że rozmawialiby ze sobą, jak cywilizowani ludzie. Lub o tym, że prowadziliby zażartą kłótnię. Jedyne, o czym nie pomyślał, to okropnie niezręczne napięcie, gdzie nikt nie wiedział, co zrobić lub powiedzieć, więc po prostu... stali w miejscu. Obserwując. Czekając. Na coś.
– Cóż – mruknął Yoongi i włożył ręce do kieszeni płaszcza – to wcale nie jest krępujące.
Na to Taehyung prawie się zaśmiał, czuł się okropnie zakłopotany, po prostu tak stojąc. I było naprawdę niezręcznie. Taehyung rzadko czuł się tak wyrwany z własnego elementu jak teraz, przeważnie umiał się zachować dookoła ludzi, wiedząc, co powiedzieć i co zrobić, by uzyskać zamierzony efekt.
Ale teraz? Teraz w ogóle tego nie wiedział. Tak jakby brakowało mu słów.
– Chcesz usiąść? – Jaehwan w końcu spytał, a Taehyung kiwnął głową, wdzięczny za to, że ktoś przejął inicjatywę i obaj z Yoongim usiedli naprzeciwko dwójki mężczyzn akurat w momencie, w którym Seokjin wrócił z ich kawą.
Taehyung zauważył różnorodne torby sportowe pod stołem, na chybił trafił wypełnione przedmiotami, w większości ciuchami i trącił jedną z nich stopą.
– Uratowaliście niektóre z moich rzeczy – powiedział Taehyung i brzmiało to bardziej jak przełamanie lodów, niż jak pytanie, a Wonshik podskoczył na tą okazję, jego ręce zajęły się bawieniem prawie pustym papierowym kubkiem.
– Tak – potwierdził, kiwając głową – oczywiście. Chociaż był to wysiłek grupowy. Zaczęliśmy parę dni po... – a Taehyung zauważył, jak szukał słów, wiedział, że mówił o wydarzeniu w lesie. Taehyung próbował rozszyfrować wyraz twarzy swojego kuzyna, wyraz, którego nie widział za często na Wonshiku i chwilę zajęło mu zauważenie, że mężczyzna był zawstydzony. Taehyung przełknął gulę w gardle.
– Cóż, dziękuję wam za to – powiedział z nerwowym uśmiechem. – I dziękuję za przyniesienie ich tutaj.
– Przynieśliśmy także twój łuk, kołczan i strzały – rzekł Jaehwan po paru momentach grubej ciszy i poklepał dużą czarną skrzynię, która leżała blisko jego stopy. Taehyung znał tę skrzynię, była w jego posiadaniu już od więcej niż 10 lat. Obudowa z czarnej skóry była lekko znoszona i zużyta, obdarta po bokach, a na całej jej powierzchni ponaklejane były naklejki postaci z kreskówek. Stare. Wyblakłe. Opowiadające historie o chłopcu, który nie do końca mógł być takim dzieckiem, jakim chciał.
Kiedy Taehyung nic nie powiedział, tylko wpatrywał się w krawędzie skrzyni wyglądające zza stołu, Wonshik odchrząknął.
– Tak myśleliśmy, że może chcesz je mieć?
Brzmiał niepewnie. I słusznie. Ponieważ nie, Taehyung tak naprawdę nie chciał mieć ich znowu, w ogóle ich dotykać, a co dopiero użyć.
Jaehwan wydawał się wyczuć jego opór.
– Cóż, przynajmniej zadecydujesz, co z tym zrobisz – powiedział, a Taehyung spojrzał na niego, na twarzy jego kuzyna widniał mały uśmiech. Także smutny. Tylko troszeczkę.
– Wezmę to – rzekł. – Dobrze, że mam ze sobą kogoś, kto mi z tym pomoże.
Yoongi uniósł brew, patrząc na niego, a Taehyung musiał powstrzymać rozbawiony uśmiech. Ale to zdawało się podziałać, obaj Jaehwan i Wonshik uśmiechnęli się odrobinę szerzej na oczywiste niezadowolenie Bety, nawet Seokjin zachichotał cicho, jego szczęka się rozluźniła, a usta już nie układały się w grymas.
I wszyscy wiedzieli, że to nie prawdziwy powód, dla którego wziął ze sobą Seokjina i Yoongiego. Tak samo jak Wonshik nie wziął Jaehwana tylko po zabawę i dobrze spędzony czas. Ale to był początek.
– Dość problematyczne było chowanie ich przed Jungho – mruknął Jaehwan i oparł się o krzesło, na którym siedział, zakładając ramiona na piersi. – Gdy wszedł do twojego pokoju, oszalał, rozrzucał wszystko, czego nie złożyliśmy na górę w ogrodzie i spalił to.
Wonshik pokiwał głową.
– Mieliśmy szczęście, że nie zauważył braku większości twoich ciuchów. Mamy też parę twoich książek.
To nie było tak, że chłopak był człowiekiem z wielkim dobytkiem. Wręcz przeciwnie. Życie, które był zmuszony wieść, nie zawsze wspierało posiadanie wielu zamiłowań poza łowieckim treningiem, więc jego rzeczy naprawdę zawierały to, co było absolutnie konieczne, jak ciuchy czy książki na uczelnię.
Jedynym luksusem było parę książek jego ulubionych artystów z kolekcjami ich obrazów i zdjęć. Te rzeczy zawsze trzymał blisko przy sercu. Więc wiedza, że nie wszystko było stracone, wypełniła go ciepłym rodzajem szczęścia.
– Tae, twój ojciec jest szalony – powiedział nagle Wonshik, patrząc na swój, teraz już pusty, kubek. – Kompletnie niespełna rozumu szalony.
– Dlaczego, o co chodzi? – spytał Taehyung i poruszył się na krześle, niewygodnie.
Jaehwan i Wonshik wymienili się spojrzeniami, takimi, które uświadomiły mu, że już o tym rozmawiali, także z innymi. I coś się działo, coś czego nie umieli do końca wytłumaczyć.
Zajęło im to dobrą chwilę, ale Wonshik westchnął, a Jaehwan kiwnął głową.
– Wiesz, że od zawsze miał obsesję na punkcie znalezienia każdego Zmiennego żyjącego w Seulu i zabiciu go.
Taehyung skinął, a Yoongi spiął się na swoim siedzeniu. Wonshik kontynuował, pozornie niezaniepokojony.
– Ale zawsze znał swoje granice, nie zabijał zbyt wielu, by nie ściągnąć na nas uwagi, by nas nie podejrzewano.
To prawda. Podczas gdy Jungho zawsze miał obsesję na punkcie znajdowania i pozbywania się każdego Zmiennego, którego napotkał, zawsze trzymał to w sekrecie. Wychodził na łowy dwa do trzech tygodni. Czasami więcej, jeśli znaleźli osobnika naprawdę wykraczającego poza linię, narażającego ludzi dookoła. Mimo wszystko to były rzadkie przypadki. Naprawdę rzadkie. Taehyung próbował nie rozmyślać nad tym ponownie, próbował nie zagłębiać się w te myśli, już czując naradzające się w brzuchu poczucie winy.
Pod stołem poczuł dłoń Seokjina na swoim kolanie, przytrzymując je, ponieważ zaczęło niekontrolowanie podskakiwać. Taehyung tego nie zauważył, a kiedy przestał, Seokjin uścisnął go uspokajająco, ciepło jego dłoni przepłynęło przez materiał spodni Taehyunga.
– Już tego nie robi – dodał Jaehwan, a jego głos był podszyty ponurością. – Przynosi przynajmniej po parze zwłok co tydzień, a potem pali je w ogrodzie. – Spojrzał na Seokjina i Jaehwana, których szczęki były mocno zaciśnięte, mięśnie w szyi napięte, a jego głos był lekko chropawy. – Wilki. Tak dużo wilków.
Taehyung przejechał zdrętwiałą dłonią po twarzy i włosach, próbując zrozumieć to, co kuzyni właśnie mu powiedzieli, chcąc zignorować dreszcze przebiegające po jego plechach. Mógł przysiąść, że Yoongi wydał z siebie zbolały jęk, jednak nie mógł tego powiedzieć do końca. Beta siedział na swoim krześle, kompletnie się nie ruszając.
– Ale z kim poluje? – zapytał Taehyung, a Wonshik pokręcił głową.
– Nie wiemy, to na pewno nikt z nas – powiedział, a ręce wplótł we włosy, wyglądając tak, jakby chciał je wyrwać z frustracji. – To jest tak popieprzone, Tae. Tak bardzo popieprzone.
– Praca też jest jak piekło – zaczął Jaehwan, gdy Wonshik nie kontynuował, tylko wpatrywał się w swój teraz pognieciony kubek. – Podczas ostatnich tygodni zostaliśmy zalani sprawami, kostnica jest wypełniona martwymi ciałami. – Zrobił dziwną minę, złość, zniesmaczenie, bezradność i niewiedza o tym, co powinien zrobić, zmieszane w jedno.
– I to wszyscy – kontynuował Wonshik, drapiąc swoją szyję jedną dłonią – ludzie, Zmienni, mężczyźni, kobiety, cholera, nawet dzieci. I znajdujemy ich wszędzie. W parkach, na pustych parkingach, w ciemnych alejkach. Kompletnie porozrywanych. Tata powiedział, że nigdy nie doświadczył czegoś takiego.
– Nie ma do tego żadnego schematu – dodał Jaehwan. – Ktokolwiek ich zabija, zdaje się robić to tylko po to, by zabić.
Po tym przez chwilę siedzieli w ciszy, zbyt zszokowani, zbyt oniemiali, by cokolwiek powiedzieć. Seokjin i Yoongi nie udzielali się w konwersacji, to było spotkanie Taehyunga, nie ich. Ale obaj zdali sobie sprawę, że to była tak samo sprawa Taehyunga, jak ich. Więc Seokjin się odezwał.
– Dlaczego nie ma o tym w wiadomościach? – spytał, odrobinę niepewny, jednak jego głos był mocny. – Mój partner pracuje dla ważnej gazety i nie wspomniał jeszcze o niczym.
Jaehwan skinął, jego twarz nagle była całkowicie ponura.
– Tak, wiem – powiedział, a jasne zniesmaczenie wstąpiło na jego rysy. – Wuj Jungho upewnia się, że jedynie potrzebne informacje wydostają się z komisariatu.
– Zawsze miał wiele kontaktów – dodał Taehyung, patrząc na Seokjina. – I prawdopodobnie używa ich, by dotrzeć do mediów, które szukają za głęboko, by je uciszyć. Robił tak w przeszłości, tylko, że na mniejszą skalę.
– Ale wątpliwe jest to, jak daje sobie radę z tym teraz, skoro ataki zdarzają się tak często i są takie makabryczne. – Jaehwan westchnął i pokręcił głową. – To niemożliwe, by ludzie nie zauważyli tego, co się dzieje.
Wonshik kiwnął głową, jego wyraz twarzy był tak samo ponury jak Jaehwana.
– I definitywnie coś się dzieje, coś, co niepokoi nas wszystkich.
Ponownie zapadła cisza. A umysł Taehyunga pędził. Przez cały ten czas miał to subtelne uczucie na samym dole swojego umysłu, że coś gotowało się pod powierzchnią, grożąc wybuchem. I teraz wiedział, że nie był jedynym z takim przeczuciem, prawdopodobnie prawidłowym.
– Wiedzieliście o Strażnikach? – zapytał Tae, uderzony przez nagłą myśl i spojrzał na Jaehwana i Wonshika, którzy oddali jego wzrok, delikatnie zaskoczeni. Trochę pełni skruchy.
– Tak – przytaknął Wonshik, z zakłopotaniem drapiąc swoją szyję. – Wiedzieliśmy. I wuj Jungho zawsze kazał nam przyrzekać, że nic ci o nich nie powiemy.
Taehyung sapnął, niezadowolenie wykiełkowało w jego żołądku.
– Dlaczego nie jestem zaskoczony?
– Cóż, nie tak trudne było ukrywanie tego przed tobą – powiedział Jaehwan i brzmiał przepraszająco. – Nigdy nie próbował z nimi pracować. Lub z innymi klanami łowców, zawsze rozwiązywał wszystko na swoich własnych warunkach.
Och, jak dobrze Taehyung to znał. Jungho sprawił, że byli samowystarczalni, nie potrzebował Strażników, by kolidowali z jego metodami lub, broń Boże, oferowali rady. Rozumiał to teraz, kiedy wiedział, że strona jego mamy miała dość pokaźną historię bycia Strażnikami.
– Więc też o tym wiesz – oznajmił Wonshik, a Taehyungowi zajęło sekundę lub dwie zrozumienie, o co mu chodziło, potem skinął.
– Tak – oświadczył, bawiąc się swoimi palcami pod stołem. – Zostałem... poinformowany o tym nie tak dawno temu. Wiem o dziedzictwie mamy i babci. – Spojrzał na nich, a oni na niego, nieco zaskoczeni, nieco... dumni? Taehyung wyprostował się nieco. – Moim dziedzictwie.
Na to Wonshik zagryzł swoją dolną wargę i spojrzał na Taehyunga, a niepewność pokolorowała jego twarz. Zdawał się składać myśli, a potem znów się odezwał.
– Więc, co teraz zrobisz, Tae? Przejdziesz na emeryturę jako łowca i staniesz się pełnoetatowym Strażnikiem?
To pytanie zbiło Taehyunga z tropu. I, mówiąc szczerze, nie myślał jeszcze o tym. Od czasu, gdy spotkał się ze swoją babcią i dowiedział o swoim dziedzictwie, nie myślał o tym, co to tak naprawdę znaczyło. Po prostu wziął to za pewnik.
– Szczerze, to nie wiem – powiedział, śmiejąc się cicho. – Jeszcze o tym nie myślałem, to wszystko wciąż jest dla mnie nowe.
A Wonshik zdawał się być zadowolony jego odpowiedzią, bo kiwnął głową i uśmiechnął się do kuzyna, nie naciskając na niego bardziej.
– A co z wami?
Wonshik i Jaehwan spojrzeli na niego tak samo zmieszanie, mrugając, potem patrząc po sobie. Było to prawie komiczne, jak jednocześnie odwrócili swojego głowy z szeroko otwartymi oczami.
– Co masz na myśli?
Taehyung wzruszył ramionami.
– Nie wiem – powiedział – wasza dwójka wydaje się tak samo nie zgadzać z moim ojcem jak ja i wiem, że wcale nie jesteście brutalni. - Spojrzał na swoje dłonie, bawiąc się palcami, tylko po to, by czymś je zająć. – Wszyscy ślepo podążaliśmy za jego rozkazami, a ta noc w lesie wydała się mieć jakiś wpływ także na was.
To oświadczenie spotkało się z ciszą i Taehyung wiedział, że trafił w sedno. Widział to w cieniach pod oczami Wonshika, w tym, jak Jaehwan był mniej beztroski i żartobliwy, nie rzucał żartami, kąśliwymi komentarzami, niczym. I obaj wyglądali na zmęczonych. To był ten typ zmęczenia, który nie odejdzie z dobrym snem. Nie pytał o resztę, Taekwoona i Hakyeona, którzy zawsze byli bardziej zaangażowani w to, co robił jego ojciec, ponieważ byli najstarsi. Lub o Hongbina, młodszego brata Jaehwana. Lub Sanghyuka, który był tylko parę miesięcy starszy od Taehyunga. Nie pytał, ponieważ zdał sobie sprawę, że reszta była w podobnym stanie.
– Nie wiem, czy mogę dać ci ostateczną odpowiedź – powiedział po chwili Wonshik, a Jaehwan kiwnął głową. – Wiem, że przechodzimy teraz przez wielkie gówno i że wuj Jungho mógł nie tylko stracić swój umysł, ale także naraża klan swoim szałem zabijania.
– Zabija co najmniej dwóch Zmiennych na tydzień, Tae – rzekł Jaehwan, brzmiąc na pokonanego. – Plus w całym mieście są ataki. Ludzie nie mają na tyle odwagi, by o tym rozmawiać, a my, policja, która powinna chronić ludzi tego miasta, nie mamy zielonego pojęcia, co się dzieje.
Obok Taehyunga Yoongi zaczął narzekać.
– Cóż, w takim razie, dlaczego się go nie pozbędziemy? Nie rozwiązałoby to problemu? Na pewno spałbym lepiej, teraz, kiedy wiem, że na nas poluje.
Wonshik pokręcił głową, jego twarz była napięta.
– Niestety, to nie takie proste – oznajmił i spojrzał na Taehyunga. Yoongi jedynie sapnął, można było usłyszeć jego zirytowanie. – Musimy dowiedzieć się, co zamierza, dlaczego zabija tak wielu.
– Czy to możliwe, że używa innych zabójstw jako przykrywki dla swojego szału? – zapytał Tae, pocierając swoją brodę w namyśle. – W sensie, podczas gdy ktoś inny otwarcie zabija Zmiennych i ludzi, może używać tego całego zamieszania by samemu działać, użyć go by odciągnąć uwagę od swoich własnych akcji.
– Cóż, to nie niemożliwe – odezwał się Jaehwan, zakładając ręce na piersi, a Wonshik także pokiwał głową. – Pasowałoby to do jego stylu. Wuj Jungho jest oportunistą, to perfekcyjna okazja.
– Więc mamy jednego lub więcej ludzi zabijających Zmiennych i ludzi dla zabawy i ojca Taehyunga, który zabija, bo ma jakiś dziwny kompleks większości – wymamrotał Yoongi, opierając się o krzesło i zakładając ramiona na piersi. – Cudownie.
– Więc, co teraz robimy? – zadał pytanie Taehyung, patrząc na swoich kuzynów i Zmiennych. To trochę dziwaczne, siedząc razem z nimi w losowej kawiarence w Hongdae, dwójka Zmiennych, dwójka łowców i ktoś pomiędzy nimi. Dyskutując o stanie obu światów, spotykając się na ścieżce krwi i przemocy.
– Cóż... – zaczął Wonshik, pocierając ręką twarz i włosy – my nie możemy zrobić nic, to pewne jak piekło.
– Zgadzam się – dodał Seokjin, jego pięści były zaciśnięte na stole. – To powoli wymyka się spod kontroli. A nie możemy pozwolić, by całe miasto ogarnęła panika, bo wszystko tylko się pogorszy.
– Na pewno tak się stanie – znów wymamrotał Yoongi, mierzwiąc swoje srebrne włosy i poprawiając czapkę. – Nienawidzę o tym wspominać, ale jeśli jest tak źle, jak to przedstawiacie, jesteśmy w niebezpieczeństwie.
– Wonshik i ja będziemy informować was na bieżąco o tym, co dzieje się na komisariacie – powiedział Jaehwan – a wy możecie ostrzec swoich Zmiennych przyjaciół, żeby uważali na siebie, gdy opuszczają dom.
– Czekaj – Yoongi się nagle wtrącił, unosząc rękę. – Ominąłem coś, czy nagle zaczęliśmy współpracować? Ponieważ tak to właśnie brzmi, nie uważacie?
Wonshik zachichotał i spojrzał na Yoongiego, delikatny, zawadiacki uśmiech rozszerzył jego usta.
– To dość ironiczne, prawda? Ale wygląda na to, że nie mamy za dużego wyboru, co nie?
Taehyung po cichu się z nim zgodził. Ale coś z tyłu jego głowy mówiło mu, że konieczność nie jest jedynym powodem, dla którego jego kuzyni wyłożyli na stół implikacje współpracy. Może rzeczywiście chcieli pokonać Jungho i to, co zagraża populacji Seulu i chcieli zmienić swoje drogi. Może to punkt zwrotny nie tylko dla niego, ale także dla jego klanu. Może.
– Na pewno nie jest grzechem posiadanie pary dodatkowych oczu i rąk – orzekł rzeczowo Seokjin. – Chciałbym mieć w tym jakiś swój wkład, ale wydaje mi się, że powrót do pracy wciąż jest poza moim zasięgiem? – Na to spojrzał na Jaehwana, który schował swoją głowę i spoglądał wszędzie, byleby nie patrzeć na oskarżającą twarz Seokjina.
– Tak – odpowiedział po chwili. – To nie byłby najbystrzejszy ruch. Jungho ma wgląd na praktycznie cały komisariat, więc nie, nie za dobry pomysł.
Na to Seokjin westchnął pokonany, jego głowa delikatnie się obniżyła.
– To nie tak, że nie spodziewałem się tej odpowiedzi, ale usłyszenie jej było trochę załamujące.
Ponownie zapadła między nimi cisza, dopóki Yoongi nie wydał z siebie przedłużonego westchnienia i nie pokręcił głową.
– Cholera, to wszystko jest takie popieprzone.
Wonshik sapnął.
– Amen temu.
Zdecydowali się zostawić to wszystko tak, jak było. Na razie. A skoro wszyscy przybyli samochodem, teraz byłby dobry moment na zapakowanie się i odjechanie, ponieważ ludzie niedługo zaczną wychodzić na ulicę dużymi grupami, a ruch uliczny będzie piekielny.
Więc wstali i opuścili powoli napełniającą się kawiarnię, prosto na zimne powietrze. Tym razem Wonshik zafundował Taehyungowi łamiący kości uścisk i pożegnali się. Wonshik i Jaehwan zniknęli w tłumie, podczas gdy Taehyung i dwójka Zmiennych ruszyła w innym kierunku, niosąc ciężkie torby.
Chwilę zajęło im dojście do ciężarówki. Torby same w sobie były do opanowania, jeszcze bardziej z powodu tego, że Seokjin i Yoongi byli w stanie unieść więcej, niż normalny człowiek. Ale dużo osób chodzi ulicami, nawet mimo zimna. Dopiero, gdy wkroczyli do jednej z mniejszych ulic, mogli poruszać się bardziej swobodnie.
Wszyscy byli cicho, zagubieni we własnych myślach. Taehyung czuł ciężar swojego łuku w prawej dłoni, nalegał, by niósł go sam, mimo iż dwójka Zmiennych była zdeterminowana, by nieść wszystko, wskazując wciąż regenerujące się ramię Tae.
Ale w pewnym momencie nawet Yoongi i Seokjin musieli przyznać, że obaj mieli tylko po dwie ręce i że lewe ramię Taehyunga było w dość dobrym stanie. Bardzo niechętnie pozwolili mu nieść swoją skrzynię i małą, lnianą torbę wypełnioną książkami.
Jeongguk wyskoczył z ciężarówki, jak tylko ich zauważył i podbiegł do nich, pomagając Seokjinowi i Yoongiemu wszystko zapakować, podczas gdy Taehyung wdrapywał się na tyle siedzenie, przyciskając lnianą torbę do siebie.
Kiedy wszyscy siedzieli już w ciężarówce napięcie, które wisiało między nimi podczas całego spaceru, wydawało się nagle opaść, gdy Seokjin oparł głowę o kierownicę, a Yoongi ułożył swoją na zagłówek.
– Więc, jak było? – spytał Jeongguk ostrożnie, wyczuwając słaby nastrój, jego oczy skakały pomiędzy ich trójką. Jego wzrok pozostał na Taehyungu, który widział w nim tysiąc pytań, ciekawość, zmartwienie i podejrzenie. Ale czekał, aż Tae zacznie mówić, a łowca próbował zebrać swoje myśli, próbował przyswoić to, co stało się w kawiarni.
– Było... – zaczął, patrząc na swoje palce, które bawiły się sznurkiem lnianej torby – dobrze, chyba?
Jeongguk kiwnął głową, powoli, mały uśmiech rozciągnął kącik jego ust.
– Biorę to jako zapewnienie, że byli przyjaźni? Zero bójek?
– Tak, zero bójek – odpowiedział Tae, uśmiechając się delikatnie i poczuł ulgę, wypowiadając te słowa bez kłamania.
– Cóż, Yoongi prawie rozpoczął jedną – zaczął Seokjin i wskazał kciukiem na Betę, nie unosząc swojej głowy z kierownicy. – Trochę bawił się w złego glinę, takiego, co jest cały spięty i uszczypliwy. Dyplomatyczny Beta, pocałuj mnie w tyłek.
Taehyung zachichotał, kiedy Yoongi kliknął językiem w niezadowoleniu.
– Po prostu byłem ostrożny.
– Podejrzliwy dupek, tym właśnie byłeś.
– Nie, po prostu nie chciałem, by ktokolwiek został postrzelony pod stołem – zasyczał Yoongi, a Jeongguk zamaskował swój grymas. – Ci skurwiele są sprytni.
– Nieważne – powiedział Seokjin, brzmiąc na całkowicie wykończonego. Tak wykończonego, na jakiego czuł się Taehyung. – Przynajmniej mamy rzeczy Taehyunga i jakieś informacje. Nie wiem, jak wy, ale zaliczam to do wygranej. Mimo że było niezręcznie jak cholera.
– Prawda.
Następnie Seokjin odpalił gaz i wprawił ciężarówkę w ruch. Tae niepewnie otworzył lnianą torbę, chciał otworzyć ją przez całą drogę, wreszcie kładąc dłonie na swoich ukochanych książkach. Kiedy wyciągnął pierwszą z nich, zaśmiał się cicho, a ciepło zalało dół jego żołądka, gdy zauważył okładkę swojego ulubieńca, katalog z kolekcją najsławniejszych obrazów Vincenta Van Gogh'a, stary i zużyty, który dostał od mamy na swoje dziesiąte urodziny. Był to jej ostatni prezent dla niego.
– Tak się cieszę – wyszeptał, przebiegając palcami po kolorowych kartkach, lata były widoczne na zużytym papierze.
– Lubisz van Gogh'a? – zapytał Jeongguk, wyciągając delikatnie swoją szyję, by zobaczyć, co Taehyung trzymał, a on kiwnął głową, nie wiedząc, dlaczego jego oczy nagle zaszły łzami.
– Tak – zaśmiał się mokro – zawsze był moim ulubieńcem.
Przez resztę jazdy pozostali cicho, jedynie radio wypełniało ciszę delikatnymi popowymi piosenkami, czasami było to nucenie Seokjina. Taehyung wciąż przeglądał katalog, a widząc żywe obrazy, ogarnęło go dziwne uczucie melancholii. Prawie nostalgii. Jednak nie wiedział, dlaczego je odczuwał.
Kiedy jego mama umarła, był taki młody, nie pamiętał prawie niczego z tamtego okresu. Ostatnie tygodnie z mamą i te, które spędził z Jeonggukiem i w domu i u babci wciąż były dziwnie żywe w jego pamięci. Prawie mógł poczuć perfumy, wanilię, zawsze wanilię, aromatyczny zapach świeżych truskawek, zimę w Daegu i jej specyficzny zapach. To, jak miękkie było futro szczeniaka Jeongguka pod jego palcami, przyciśnięte do jego boku, gdy spali.
Wpisało się to głęboko w jego pamięci i utrzymywało przy zmysłach przez te wszystkie lata, wypełniało go miłością, kiedy odczuwanie jej było tak rzadkie. Uczuciami, gdy żadnych nie otrzymywał.
Prawie podskoczył, gdy poczuł niepewne i ciepłe palce otaczające te jego, nie zdając sobie sprawy, że jego dłoń opadła na siedzenie obok. I sekundy zajęły Taehyungowi wybudzenie się ze swojego transu, jego oczy podążyły do Jeongguka, jego skóra prawie go parzyła, ale nie w niemiły sposób.
– Wszystko w porządku? – spytał Jeongguk na tyle cicho, by jedynie Tae go usłyszał, a pomiędzy jego brwiami widniała zmarszczka, jego usta tworzyły zmartwiony grymas. A Taehyung nie mógł powstrzymać tego, że jego serce rozrosło się z powodu uczuć i jawnego okazania troski. Pozwolił, by otoczyło go to ciepłem.
I zamiast zabrać swoją dłoń z pocieszającego uścisku Jeongguka, lekko poprawił ustawienie swoich palców, tak, że dłoń Jeongguka wciąż leżała na tej jego, lecz teraz ich palce były połączone. Widział, jak oczy Jeongguka rozszerzyły się delikatnie, a brwi odrobinę powędrowały do góry.
– Wszystko w porządku, Jeongguk – odpowiedział i nawet nie kłamał. Mimo że jego życie stało się bardziej szalone niż było, mimo że nie miał pracy i żerował na ludziach, których nie znał parę tygodni wcześniej i których życie było zagrożone przez samo znajdowanie się w jego pobliżu. A jednak wciąż wszystko było w porządku. Jeśli nie teraz, to w jakimś momencie w przyszłości.
– Okej – odparł Jeongguk i jeszcze raz uśmiechnął się do niego delikatnie, jego oczy były przepełnione czymś ciepłym co sprawiło, że wnętrzności Taehyunga ścisnęły się w najlepszy możliwy sposób. Nie miał nic przeciwko, jeśli Jeongguk ściśnie jego dłoń trochę mocniej na to i nie puści jej do końca jazdy.
☾
Dotarli do domu chwilę później, wciągając wszystko po schodach do mieszkania. Kiedy Seokjin otworzył drzwi, zostali powitani przez dwie nadmiernie podekscytowane Omegi, które biegły korytarzem, prawie ciągnąc w dół niektóre z delikatniejszych mebli, ich ogony merdały, a ich samych witały łagodne szczeki.
– Spójrzcie, grupa wsparcia jest gotowa na uściski – zaśmiał się Seokjin, kiedy odłożył torbę.
Hoseok od razu podszedł do Taehyunga, wąchając jego dłonie, pocierając jego brzuszek swoją głową i uderzając uda Jeongguka każdym gwałtownym ruchem ogona.
– Hej, hyung – przywitał się Tae i bardzo dokładnie podrapał Hoseoka za uszami, co Zmienny przyjął z ochotą, zamykając oczy w zadowoleniu. Jimin wydał z siebie wysoki szczek, brzmiąc na przerażonego i odsunął się od Yoongiego, którego twarz była przed chwilą trącana nosem w powitaniu. Naparł z tyłu na kolana Taehyunga, a on kucnął na ziemi, wypuszczając z siebie zaskoczony krzyk, prawie tracąc swój balans i wykładając się.
Ale zamiast upadku, nagle miał twarz pełną Zmiennych, Hoseok i Jimin konkurowali z sobą, który z nich mógł dać Taehyungowi większą ilość uścisków i wkrótce po tym Taehyung leżał na podłodze, śmiejąc się, podczas gdy tamci lizali jego twarz i kładli łapki na jego piersi i brzuszku, masując je w wyrazie uczuć.
– Myślą, że muszą cię pocieszyć – powiedział Yoongi, wciąż stojąc kawałek dalej z rozbawionym uśmieszkiem na ustach i założonymi rękami. – Czekali na ciebie w swojej wilczej formie, by podnieść cię na duchu najlepiej, jak mogą.
– Cóż – Taehyung zachichotał, kiedy Jimin nie przestawał lizać jego policzka – mimo że teoretycznie nie potrzebuję pocieszenia, naprawdę doceniam miłość.
– Wiem – zachichotał Yoongi, odchodząc, by ściągnąć swoją cienką kurtkę. – I oni też o tym wiedzą.
Taehyung spędził trochę więcej czasu, leżąc na korytarzowej podłodze, Hoseok i Jimin żartobliwie sprzeczali się ze sobą łagodnymi szczekami i niegroźnymi warknięciami o to, kto przytuli Taehyunga następny. Tak było, dopóki kolejna futrzasta głowa nie pokazała się w korytarzu, podchodząc do wesoło przytulającego się trio, leżącego na drewnianym parkiecie.
Jimin i Hoseok krzyknęli w oburzeniu, gdy Jeongguk przeszedł między nimi, powoli idąc do przodu, a jego głowa i łapy pomału ruszały w kierunku brzucha Taehyunga. Tae uniósł się na łokciach, patrząc, jak Jeongguk podstępnie odsuwał dwie Omegi.
Jimin szczeknął na to, nie brzmiał na zadowolonego, a Hoseok zaczął kwilić, podczas gdy jego uszy delikatnie się opuściły. Z kuchni dało się usłyszeć głośne prychnięcie Seokjina.
– Czy Jeongguk zachowuje się jak bachor? – zawołał, a Jimin odpowiedział zgryźliwym szczekaniem, łapkami odpychając głowę Jeongguka, który tylko sapnął i zamknął oczy, ignorując wysiłek Omegi w dostaniu się do Taehyunga.
Hoseok tylko prychnął na to i Seokjin ponownie się zaśmiał, wystawiając głowę z kuchni z zadowolonym z siebie uśmieszkiem.
– Dobrze wiesz, o co tutaj chodzi.
Ponownie Hoseok prychnął i pokręcił głową, a potem wstał i potrząsnął całym swoim ciałem. Taehyung sięgnął tak daleko, jak tylko mógł, by dotknąć głowy Hoseoka, a Omega obniżyła ją lekko, by dać Tae lepszy dostęp.
– Dziękuję, hyung – powiedział i ostatni raz podrapał Hoseoka za uszami, a potem wilk odszedł w kierunku swojego własnego pokoju.
– Hej, tobie też dziękuję, Jimin – zawołał Taehyung za cofającą się postacią Jimina, a patrząc na to, jak wysoko trzymał głowę i ogon, wyglądał bardziej jak dąsający się kot, niż wielki wilk. Taehyung zachichotał na to wyobrażenie, a Jimin odwrócił się, jego niebieskie oczy były jedynie szparkami.
– Doceniam to – dodał z uśmiechem, a Jimin sapnął, odwrócił się i pobiegł truchtem do gdziekolwiek, gdzie Yoongi teraz był. – A co mam zrobić z tobą, hm?
Jeongguk spojrzał na niego, jego czerwone oczy były odzwierciedleniem niewinności, miękki ogon zamiatał drewnianą podłogę. A kiedy Taehyung wciąż patrzył na niego z jedną uniesioną brwią i rozbawionym uśmiechem na ustach, Jeongguk wyciągnął się lekko i polizał jego nos.
Taehyung znów osunął się na podłogę, śmiejąc się, a Jeongguk wstał, patrząc na to, jak się wiercił, merdał ogonem, a nosem starał się dotrzeć do każdego zagięcia i łuku szyi Taehyunga, trącając nim miękką skórę za jego uchem, liżąc jego żuchwę i policzki, wąchając jego włosy i ocierając się swoją głową o twarz Tae.
A Taehyung chichotał, drapiąc Jeongguka za uszami, potem na szyi, a Zmienny wydał z siebie zadowolone sapnięcie.
– Okej – powiedział po chwili i uniósł się na tyle, by mógł siedzieć, krzyżując swoje nogi i wycierając twarz rękawem swetra. – Starczy, Gukkie.
Ale Jeongguk śmiał się nie zgodzić. Położył się przed Taehyungiem, jego wielka głowa leżała na jego udzie, patrząc na niego najbardziej chwytającym za serce wzrokiem, tak, że Tae nie mógł zrobić nic innego, jak tylko westchnąć i kontynuować drapanie go za uszami i gładzenie jego głowy.
– Jesteś nienasycony – zachichotał – nie jesteś już szczeniakiem!
Jeongguk najwidoczniej udawał, że nie słyszał Taehyunga, ponieważ tylko zamknął oczy i znów sapnął z zadowolenia, jego ciało zrelaksowało się na nogach Taehyunga, a ogon kontynuował powolne merdanie.
– Cóż – zaczął Taehyung, uśmiechając się kiedy jego palce zniknęły w gęstym futrze na szyi Jeongguka – wygląda na to, że się myliłem.
Po paru kolejnych minutach, w których siedzieli wygodnie w korytarzu, Seokjin wychylił swoją głowę z salonu.
– Taehyung, chodź tutaj, musisz wypakować i poukładać swoje rzeczy – powiedział Alfa, patrząc srogo na Jeongguka. – A ty musisz z niego zejść, to się robi zawstydzające.
Jeongguk tylko sapnął, nie poruszając się ani trochę, a Tae jedynie wzruszył ramionami w przepraszającym geście.
– Nie mam nic przeciwko, tak naprawdę to dość miłe – rzekł, a Seokjin parsknął.
– A Jeongguk jest dużym, starym durniem, który jest zbyt oczywisty – powiedział przez ramię, znikając w salonie.
Oczywiste skojarzenie nie umknęło Taehyungowi, a on sam czuł, jak rumieniec rozrósł się na jego policzkach, patrząc w dół na Jeongguka, który nie zwracał na niego uwagi, albo z uprzejmości, albo z zadowolenia, Tae nie wiedział. Jeongguk wciąż kontynuował nadużywanie nóg Taehyunga jako osobistej poduszki. Taehyung pokręcił głową, próbował przywrócić swoje myśli na właściwy tor i rozchylił nogi, głowa Alfy zsunęła się na podłogę z cichym łomotem.
– No dalej – powiedział Taehyung, wstając, otrzepując spodnie, a Jeongguk usiadł, patrząc, jak wchodził do salonu. – Miejmy to za sobą.
Seokjin siedział na sofie z książką w ręce, trzy torby z siłowni Taehyunga, czarna skrzynia i dwie lniane torby leżały uporządkowane na ziemi. Jeongguk usiadł gdzieś w jego otoczeniu, kładąc swoją głowę na łapach i patrząc na Taehyunga celowo.
– Zgaduję, że w tych torbach jest dużo ciuchów – oznajmił Seokjin, odkładając książkę i założył nogę na nogę. – A skoro nie mam nic lepszego do roboty niż zamienienie się w sumienną gospodynię domową, chcę, żebyś je przeszukał i powiedział, które mam wyprać.
Taehyung zachichotał na to, szczególnie, kiedy Seokjin ostentacyjnie zmarszczył brwi i zdmuchnął kosmyk czarnych włosów z oczu.
– Okej, mamo – zachichotał, a Seokjin parsknął rozbawiony.
– Tak, dzięki, ale nie dzięki – powiedział Alfa i pochylił się, gdy Taehyung rozpiął pierwszą torbę, wysypując jej zawartość na podłogę.
Seokjin miał rację. Wszystkie trzy torby w większości posiadały ciuchy i buty, które kuzyni Taehyunga zdążyli wyciągnąć z jego szafy przed gniewem jego ojca. Spodnie, koszulki, swetry, buty. Dwa płaszcze, kurtka, strój do ćwiczeń. Kolejny zestaw grubych skórzanych spodni i pasująca kurtka, postarzała od ciągłego używania, tu i tam podrapana. Taehyung położył ją na bok i z dala od jego peryferii.
Wkrótce dookoła niego rosło parę górek, ciuchy, które chciał zatrzymać, ciuchy, których już nie chciał. Przeciągał to bardziej, niż musiał, duża czarna skrzynia stała od niego na wyciągnięcie ręki, ciemna i imponująca. Taehyung tak naprawdę nie chciał jej otworzyć. W ogóle.
Ale w pewnym momencie nie było już toreb, które musiał przejrzeć, nie było ciuchów, które musiał wypakować i Taehyung siedział obok wielkiej sterty, a jedyną rzeczą do przeszukania była skrzynia z jego bronią.
– Nie chcesz jej otworzyć? – spytał Seokjin ze swojego miejsca na kanapie, jego głos był łagodny i uważny. Jeongguk uniósł głowę, obserwując Taehyunga i to, jak jego postura zmniejszała się z każdą mijaną sekundą.
– Nie bardzo – odpowiedział, chichocząc nerwowo, ale naprawdę, musiał. W pewnym momencie. Mógł też zrobić to teraz i mieć to za sobą.
Taehyung ukucnął przed skrzynią, jego dłonie spoczywały na udach, a on po prostu na nią patrzył, myśląc o tym, czy patrzenie się na nią przez pewien czas jakoś mu pomoże, jednak tak się nie stało. Skrzynia wciąż przed nim leżała, nie ruszała się, nie zmieniała.
Usłyszał łagodny stukot pazurów Jeongguka na podłodze, poczuł ciepłą obecność obok niego, gdy wilk usiadł, pewną obecność, promieniujące pocieszenie i Tae wziął głęboki wdech, przygotowując się na coś, na co nawet nie wiedział, że musi się przygotować.
Jego ruchy były kompletnie automatyczne, pamięć mięśni, Taehyung nie musiał patrzeć na zamki, by wiedzieć, gdzie są i otworzył je zwinnymi palcami, a stukot odbił się od cichego pokoju.
Niepewnymi palcami złapał pokrywkę i otworzył ją, zawartość skrzyni była taka sama, nie zmieniająca się, tak znajoma, że Taehyung mógłby wymienić każdy jej element z zamkniętymi oczyma.
Był w niej łuk łowiecki, leżący pośrodku, pogrążony w ciemno szarej piance, gładki i czarny, z odczepioną cięciwą i odpowiednio ułożoną obok. Obok jego łuku leżał kołczan i zestaw strzał ułożonych na drugiej połowie skrzyni, jego noże i ich kabury, jego specjalne rękawiczki.
A Taehyung nie mógł powstrzymać się, gdy poczuł gniew rodzący się w jego żołądku, smutek i rozczarowanie, że tak dobrze znał swoje bronie, że mógłby mieć gotowy łuk i strzałę w mniej niż piętnaście sekund. Mógłby wybić wszystkich w tym pokoju, a oni nawet nie zdaliby sobie z tego sprawy.
Nienawidził tego.
Dłonie Taehyunga trzęsły się trochę, gdy wyciągał łuk, pozwolił swoim palcom przejechać po gładkim materiale i zacisnął szczękę, myśląc o tych wszystkich życiach, które ów łuk zabrał. O wszystkich życiach, które on zakończył.
Wystraszył się, gdy poczuł, jak Jeongguk lizał jego policzek, parę bezdomnych łez wydostało się i poleciało w dół po gładkiej skórze, a Zmienny zakwilił nisko i przycisnął swoje czoło do ramienia Taehyunga, przejechał nosem po jego szyi i ponownie polizał go po twarzy. Taehyung poddał się temu, pozwolił sobie się zrelaksować.
– Zostawiłeś to za sobą, dzieciaku.
Taehyung odwrócił głowę i zauważył Yoongiego, opierającego się o framugę z założonymi rękoma, a Jimin pojawił się za nim, opierając brodę na ramieniu Yoongiego i obejmując go w talii.
– Już nie należysz do tamtego życia.
Westchnienie opuściło jego usta, a kątem oka widział, jak Seokjin kiwał głową.
– To prawda, Taehyung, zostawiłeś tą wersję siebie w lesie. – Wstał i kucnął przy Taehyungu, tylko po to, by wyciągnąć łuk z jego dłoni, odkładając go do skrzyni.
– Tak – powiedział Tae i patrzył, jak Seokjin zamykał pokrywę. – Wiem.
Przez chwilę patrzył na skrzynię, na wyblakłe naklejki, znoszoną skórę.
– To po prostu trudniejsze, niż myślałem.
Poczuł otaczające go ramiona, kiedy Jimin owinął je dookoła jego ramion, kładąc je luźno na jego plecach, stykając się z Taehyungiem policzkami. Leżący obok niego Jeongguk wydał z siebie nieusatysfakcjonowane sapnięcie, uderzając ramię Jimina jedną ze swoich łap. Omegi to nie ruszyło.
– Może być ciężko, ale nie jesteś z tym sam, Taetae – powiedział Jimin, jego głos był łagodny. – Masz nas i swoją babcię, razem przejdziemy z tobą t przygodę.
Taehyung zachichotał na to, opierając swoją głowę o tą Jimina, a Omega zacieśniła swoje ręce dookoła jego ramion. Jeongguk położył głowę na udzie Taehyunga, a Seokjin parsknął rozbawiony, jednak to nie do końca zamaskowało smutek widoczny na jego twarzy.
– Wiem, Jiminnie – odpowiedział Taehyung, odkładając łuk na swoje miejsce. – I nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy.
fluffowy rozdział specjalnie dla ItsSideEffect, bo ta kruszynka obchodzi dzisiaj swoje 18 urodzinki!
jeszcze raz w imieniu moim, i luvmisaaki, życzymy ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, więcej szczęścia, niesamowitego wejścia w dorosłość (chociaż prawdopodobnie nie odczujesz, aby cokolwiek się zmieniło), weny, wiele, wiele, wieeeele yoonminków, czułości i przyjaciół! ♥
mam nadzieję, że bardzo dobrze spędzisz ten dzień :)
co do rozdziału: jak myślicie co knuje jungho?
co takiego ma się wydarzyć?
dlaczego nagle ataki się zwiększyły?
stay tuned for more!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro