7: Breathe
Taehyung stał w ciemnym pokoju.
Pokoju?
Cóż, trudno powiedzieć. Nie widział nic oprócz ciemności. Jedynie ziemia, na której stał, była widoczna, beton lśnił jak reflektor, a światło formowało duże koło dookoła jego stóp. Nie słyszał żadnego dźwięku, nawet własnego oddechu.
Było mu zimno. Bardzo zimno. Duża wełniana kamizelka, którą miał na sobie, nie dawała żadnego ciepła. Taehyung zadrżał, powoli się odwracając, badając swoje otoczenie. Jednak niczego się nie dowiedział. Ciemność otaczała go, jak gruby koc, nieprzenikniona, dusząca.
Próbował się ruszyć, iść, stawiając jedną stopę przed drugą. Nie zrobiło to żadnej różnicy.
Czy w ogóle się ruszał?
Taehyung nie mógł tego stwierdzić. Nic w jego otoczeniu się nie zmieniło, nieważne, w którą stronę by się nie odwrócił, beton pozostawał w tym samym kolorze, ciemność wciąż była tak samo przytłaczająca.
Brał głębokie wdechy, drżące, płytkie. Jedynym dźwiękiem było nierównomierne bicie jego serce. Próbował otworzyć swoje usta i coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wydostał się z jego gardła. Starał się krzyczeć, dopóki nie zaczęła boleć go szczęka, szyja, dopóki jego oczy nie zaczęły zachodzić łzami, ale wciąż jedynym, co słyszał, była cisza.
Taehyung znów się poruszył, zaczął biec, ale nadal nic się nie zmieniło. Była tylko ciemność. Może biegł w miejscu, Tae nie mógł tego stwierdzić, wszystko wyglądało tak samo.
W pewnym momencie zatrzymał się, musiał złapać oddech, a w jego boku pojawiło się kłucie, prawie nie do zniesienia. Więc Taehyung stał tam, zgięty w pół. Pot skapywał na podłogę, mocząc jego białą koszulkę.
Wciąż było mu zimno.
Po chwili wreszcie coś usłyszał, miękki, rytmiczny, stukający dźwięk. Obrócił się dookoła, próbując go zlokalizować i po chwili zauważył małego psa wchodzącego w światło. Małe łapki dążyły w jego kierunku.
To szczeniaczek, niewielki i puszysty, jego futro było tak nieskazitelnie białe, że zdawało się lśnić. Było miękkie, gdy Taehyung schylił się i uniósł szczeniaka, poruszającego się w jego dłoniach, liżąc jego twarz i merdając krótkim ogonkiem.
A Tae uśmiechnął się, czując mały język na swoich policzkach i nosie, czując miękkość futra pod swoimi palcami, łaskoczącego jego dłonie.
Przycisnął szczeniaczka do swojej piersi. Małe stworzonko wciąż poruszało się i teraz przejeżdżało nosem po jego szyi. Tylko on trzymał go przy ziemi, dźwięk jego serca wciąż rozbrzmiewał w jego uszach, ale uczucie miękkiego futra i małego, ciepłego ciałka pod jego dłońmi uspokajało go.
Kiedy usłyszał dźwięk odbezpieczania broni, kliknięcie, które upiornie poniosło się echem po ciszy otaczającej go, odwrócił się i prawie upuścił małego psa, którego trzymał w swoich ramionach.
Taehyung ponownie widział swojego ojca, ta scena wydawała się być przerażająco znajoma. To jak Jungho stał tam z uniesionym ramieniem, z wypolerowaną bronią w dłoni, jego twarz pusta i wyprana z emocji, nawet nie spoglądając na Taehyunga.
Taehyung zdusił w sobie szloch, kiedy zauważył martwe ciała leżące na ziemi, krew w kolorze wściekłego szkarłatu, formującą kałuże na betonie i zauważył Seokjina i Namjoona, Hoseoka, Jimina i Yoongiego leżących tam, z szeroko otwartymi oczyma. Martwych.
Szloch i tak wydostał się z jego płuc, gdy próbował podejść w ich kierunku, ale wciąż się nie ruszał, nie ruszał się w ogóle, tak bardzo próbując ich dosięgnąć.
A pomiędzy nimi stał Jeongguk, niewzruszenie, nie ruszając się, patrzył na Jungho z tym samym pustym wyrazem twarzy, nie mrugając, nic.
Tae próbował krzyknąć w jego kierunku, bezdźwięczne "Jeongguk!" zabrzmiało w jego uszach jak dzwonki, a on sam prawie nie widział sceny rozgrywającej się przed nim. Łzy spływały po policzkach Taehyunga. A on wciąż biegł.
Czuł się bezradny, bezsilny, słaby.
Szczeniaczek w jego ramionach zaczął rzucać się niemal gwałtownie, a Taehyung spojrzał w dół, zamrugał, by pozbyć się łez. Zdławione westchnięcie wydostało się z jego gardła, gdy zauważył białe futerko nagle przesiąknięte czerwienią, a mały pies niespodziewanie przestał się ruszać.
– Nie – wymamrotał Taehyung, wciąż pozbawiony głosu. Jego stopy wreszcie się zatrzymały, a jego głowa uniosła się ku górze w momencie, w którym Jeongguk odwrócił swoją głowę, by na niego spojrzeć.
Nagle pusty wzrok zniknął z jego twarzy, a powoli zastąpił go najszerszy uśmiech, jaki kiedykolwiek na nim widział, jego oczy zmarszczyły się w kącikach, zęby ukazały się, a serce Taehyunga na sekundę zdawało się powiększyć.
Potem poczuł ruch w swoich ramionach i spojrzał w dół tylko po to, by zobaczyć jak mały piesek skąpany w czerwieni powoli rozpuszczał się, krusząc się. Czarny i szary popiół zabarwił dłonie Taehyunga, przesypując się przez jego palce. Tae starał się utrzymać to małe stworzonko w całości, upadł na kolana, a jego palce wbiły się w górkę popiołu na podłodze.
Płakał, płakał tak bardzo, że bolała go klatka piersiowa.
Znów spojrzał w górę, szeroki uśmiech Jeongguka został zastąpiony ciepłym uśmiechem, jego oczy były ciepłe i czułe, a Taehyung poczuł, jak skręcały się jego wnętrzności.
Jeongguk kiwnął do niego i puścił mu oczko, a zaraz potem odwrócił głowę, by spojrzeć na Jungho.
– Nie – Taehyung znów próbował, ponownie próbował pójść do przodu. Nieważne jednak, ile biegł, dystans pozostawał taki sam. Zauważył, jak Jeongguk zamknął oczy, a Jungho pociągnął za spust.
Dźwięk wypuszczonego pocisku rozniósł się echem po ciszy, przeszył uszy Taehyunga –tak jakby stał zaraz obok niego – i uderzył Jeongguka między oczami. Siła wystrzału sprawiła, że upadł do tyłu.
Taehyung zatoczył się i upadł, lądując na czworakach, a gdy popatrzył w górę, jego ojciec, Jeongguk, wataha, wszyscy zniknęli. Zamiast tego jego dłonie wyczuwały coś szorstkiego i spiczastego, prawie ostrego, wrażliwa skóra protestowała przeciwko temu uczuciu.
Zerknął w dół i zdławił w sobie oddech, kiedy zauważył pod sobą kości, zwierzęce czaszki i szkielety.
A kiedy Tae uniósł głowę –one otaczały go, były wszędzie tam, gdzie sięgał jego wzrok.
Nagle powietrze w jego płucach zdawało się zostać odcięte, a Taehyung nie mógł oddychać, nie mógł wziąć wdechu i zrobić wydechu. Czuł się tak, jakby się dusił, jakby niewidzialna siła napierała na jego klatkę piersiową.
Kiedy zaczął zatapiać się w masie brudnej bieli, szarości i czerwieni, podjął walkę. Jego ramiona i nogi ruszały się desperacko. Na próżno. Wydawało się, że topił się szybciej, gdy się poruszał, tak jakby tkwił w ruchomych piaskach.
Zgrzytliwy dźwięk kości pocierającej o kość rozbrzmiewał w jego uszach, a Taehyung czuł się tak, jakby się dusił, jego płuca protestowały, szczypały, bolały. Tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo.
Jego kończyny poruszały się panicznie. Próbował się czegoś złapać, jednak bez skutku. Wciąż tonął i tonął, i tonął–
Gdy Tae wybudził się przestraszony, nadal czuł się tak, jakby nie mógł oddychać. Leżał w ciemności pokoju gościnnego, oczy miał szeroko otwarte. Był oblany zimnym potem, a jego serce biło tak szybko, że mogłoby wyskoczyć z jego piersi w każdym momencie.
I nie mógł usiąść. Coś zdawało się go obciążać, sprawiało, że nie mógł się ruszyć, więc Taehyung po prostu leżał, a dźwięki jego prawie zdławionych oddechów roznosiły się echem po pokoju, gdy patrzył na sufit, który nie przestawał się ruszać. Był zamazany i kręcił się w kółko, co chwila się wyostrzając, a Taehyung czuł, jak adrenalina przepływała przez jego ciało, jego nerwy paliły, myśli skakały po mózgu, a jego wewnętrzne oko wciąż widziało krew, kości i martwe ciała.
Taehyung tak bardzo próbował się uspokoić – ponieważ, naprawdę, to był tylko sen, tylko bardzo zły sen – że prawie nie usłyszał, jak drzwi do jego pokoju otwierają się niezgrabnie. Kiedy zobaczył subtelne czerwone oczy, prawie lśniące w ciemności, Taehyung niemal zaczął wariować jeszcze bardziej, dopóki nie zdał sobie sprawy, poprzez mgłę w swoim umyśle, że to Jeongguk w swojej wilczej formie, podchodzący ostrożnie do jego łóżka.
– Jeongguk? – wykrztusił, jego głos był szorstki i prawie chrapliwy, a wilk podszedł bliżej, ciche kwilenie było prawie niedosłyszalne przez ciężkie oddechy Taehyunga.
To dziwne, jaką ulgę przyniósł Taehyungowi widok Jeongguka stojącego obok jego łóżka, żywego, oddychającego, nietkniętego. Ponieważ oczywiście, to był tylko sen, a Jeongguk nie był martwy.
Jeongguk wydawał się być niemożliwie ostrożny. Usiadł powoli i opuścił głowę, ostrożnie przybliżając się, dopóki jego zimny nos nie dotknął polika Taehyunga. Kiedy zaczął lizać miękką skórę, smakując łez i potu, słonych i silnych, jego kwilenie stało się głośniejsze, a on zaczął trącać nosem twarz Tae i jego szyję, starając się pocieszyć go na tyle, na ile mógł.
A skupienie Taehyunga przeniosło się, z dala od wciąż szaleńczej reakcji jego ciała, z dala od jego szybko bijącego serca i trzęsących się dłoni, jego oddech wreszcie wracał do swojego normalnego stanu. Jego palce znalazły drogę do miękkiego futra na szyi Jeongguka, ciepło komfortowo od niego promieniowało.
Tae zamknął oczy, starał się brać wolne, stabilne wdechy, czuł jak tlen poprawnie przepływał, a on sam teraz trzymał szyję Jeongguka obiema dłońmi, jakby zależało od tego jego życie. A Jeongguk przerwał swoje działania, przerwał trącanie go noskiem, lizanie i zamarł w miejscu, ostrożnie kładąc swoją głowę na klatce Taehyunga.
I powoli, naprawdę powoli, uścisk Tae na futrze Jeongguka stawał się luźniejszy, dźwięk jego serca normował się z każdą mijaną sekundą. Leżeli tak przez parę minut, Jeongguk ze swoją głową na powoli unoszącej się i opadającej klatce piersiowej Taehyunga, z jego palcami w wilczym futrze, nieśpiesznie poluźniającymi swój śmiertelny uścisk. Jedynymi dźwiękami były kontrolowane głębokie oddechy Taehyunga i okazjonalnie przejeżdżający samochód.
Taehyung wziął kolejny wdech, a gdy się odezwał, jego głos wciąż był trochę załamany i zachrypnięty.
– Dziękuję.
Jeongguk wypuścił powietrze nosem i przysunął swoją głowę bliżej twarzy Taehyunga, po czym polizał jego brodę i trącił ją swoim nosem. Na to Tae zdołał się uśmiechnąć, troszeczkę. Ale wciąż to zrobił.
– Mam nadzieję, że nie obudziłem reszty – mruknął Taehyung i przejechał ręką po swojej twarzy. Wystarczyło to, że Jeongguk nie spał przez jego wygłupy, nie chciałby, aby pozostali domownicy też przez to przechodzili.
Tak jakby pragnął pozbawić go zmartwień, Jeongguk wycofał się z uścisku Taehyunga, kręcąc głową i wydobył z siebie jeden z najcieplejszych szczeków, a potem wrócił do lizania jego twarzy.
Taehyung zachichotał na to.
– Dobra, okej, okej, łapię!
Jeongguk zatopił swój nos w miękkich brązowych włosach Tae, bezustannie wdychając jego zapach, łaskocząc go za uszami. I ponownie Taehyung zachichotał, jego klatka piersiowa nagle była lżejsza, a po strachu i niepokoju, które przeżywał wcześniej, zostały tylko małe ślady.
Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego Jeongguk tutaj był, ale obecność dużego wilka była pokrzepiająca, uczucie jego futra pod dłoniami Taehyunga łagodziła jego nerwy. Wybudzanie się z koszmaru, samemu, bez nikogo obok, zawsze było czymś, co musiał przeboleć. Ojciec Taehyunga szybko dowiedział się, że chłopak szukał pocieszenia w swoich starszych kuzynach, gdy budził się z płaczem. I szybko to zakończył. Powiedział Taehyungowi, by wziął się w garść i przyjął to jak mężczyzna.
Więc to uczucie, ciepło i szczera chęć pocieszenia było czymś, do czego nie przywykł. Zatem to akceptował. Przyjmował każde trącenie nosa, jakie dawał mu Jeongguk, każde polizanie policzka, a nawet brody. A Jeongguk był tak chętny do dania mu tego, że serce Taehyunga rosło w jego piersi, a ciepło przepływało przez niego jak fala ciepłej wody.
– Okej – powiedział po chwili, siadając na łóżku. Jeongguk zjechał delikatnie do tyłu, siedząc na swoim tyle i patrząc na Taehyunga z głową przekręconą na bok, tak jakby pytał go o szczegóły.
Tae uśmiechnął się i wyciągnął dłoń, drapiąc miękkie futro za uszami Jeongguka, a wilk przybliżył się do jego dotyku, wypuszczając przez nos rozluźnione sapnięcie i zamknął swoje oczy.
– Już jest w porządku – oznajmił Taehyung, a Jeongguk ponownie sapnął, delikatnie przekręcając głowę, by powąchać wewnętrzną stronę jego łokcia, miejsce, gdzie skóra była miękka i wrażliwa. – Naprawdę, już nic mi nie jest.
Jeongguk przerwał obwąchiwanie, spojrzał na Taehyunga i nagle zniżył się do pozycji leżącej, kolejny raz opuszczając swoją wielką głowę na materac i patrząc na Tae okrągłymi oczami.
Tae zamrugał parę razy, patrząc na ten jawny atak szczenięcych oczu.
- Co?
Tak jakby odpowiedź była oczywista, Jeongguk ostro wypuścił powietrze przez nos, przybliżając się jeszcze bardziej i liżąc krótko dłoń Taehyunga, leżącą bezwładnie obok jego uda.
Tym razem to Taehyung przekrzywił swoją głowę i złączył brwi.
– Chcesz zostać?
Na to Jeongguk podniósł się, unosząc głowę i kolejny raz zaszczekał miękko. Jego merdający ogon był sprawcą tych oczywistych świszczących odgłosów na twardej podłodze, a Tae spojrzał na wilka z szeroko otwartymi oczami.
– Uch, jesteś pewien? W sensie – zaczął niejasno gestykulować dłońmi – twoje łóżko na pewno jest o wiele bardziej komfortowe niż to, co mam do zaoferowania.
Jedyną odpowiedzią na to była, co Taehyung założył, wilcza wersja przewrócenia oczami w formie stłumionego prychnięcia i Jeongguk ponownie uniósł się na cztery łapy, a potem szturchnął plecy Tae, sprawiając, że przesunął się do przodu.
Łóżko zaskrzypiało na tyle boleśnie, że Taehyung bał się o to, czy wytrzyma, gdy Jeongguk wskoczył na materac – dokładnie na jego poduszkę – i położył się. Tae odwrócił się i spojrzał na niego, na to, jak wilk był prawie za duży na to łóżko, na jego tylne nogi przyciągnięte do ciała, przednie łapy delikatnie wystające poza krawędź materacu.
A Jeongguk spojrzał na niego, jego uszy sterczały, czujne, a jego ogon delikatnie uderzał o materac.
Ponownie Tae zamrugał parę razy, nagle zawstydzony, nerwowy, kompletnie nie na miejscu.
– Chcesz, żebym użył cię jako poduszki? – spytał szeptem, a ogon Jeongguka zaczął poruszać się trochę szybciej, uszy jeszcze bardziej się uniosły. Taehyung wziął to za „tak".
– Okej – wymamrotał, wciąż trochę oszołomiony, trochę zdezorientowany. – Okej.
Chwilę zajęło Taehyungowi znalezienie dobrej pozycji. Na początku się kręcił, przestawiał swój koc i siebie, a potem położył się na boku, jego głowa leżała na miękkim brzuchu Jeongguka. Jego stopy dotykały teraz końca łóżka, więc przyciągnął do siebie kolana.
Jeongguk sapnął ukontentowany i położył swoją głowę, leżąc w delikatnej formie litery „c", z łbem blisko brzucha Taehyunga. I naprawdę, Tae nie pomyślałby, że takie leżenie mogłoby być komfortowe w jakiejkolwiek pozycji, myślał, że futro Jeongguka wpadałoby mu do buzi, oczy i nosa, sprawiając, iż pociłby się i wszystko by go swędziało.
Jednak nic z tych rzeczy.
Futro Jeongguka pachniało czystością, prawie tak jak proszek, którego używali do prania. Sprawiło to, że ciepło i sen ogarnęły Tae i zanim się zorientował, jego umysł był pusty i spokojny. Odpłynął w stronę głębokiego, pozbawionego koszmarów, snu.
☾
Kiedy Taehyung obudził się następnego ranka, był sam. Jasne promienie porannego słońca prześwitujące przez firany tańczyły na jego twarzy, sprawiając, że nieświadomie mocniej zacisnął oczy. Jego dłoń przesunęła się niezgrabnie po miejscu, w którym parę godzin temu spoczywała głowa Jeongguka, tylko że teraz Tae nie czuł nic oprócz miękkiej pościel.
Ciepło ciała i futra Jeongguka zniknęły, a gdy Taehyung zaczął powracać z krainy snu, zauważył, że jego głowa spoczywała na poduszce, a kocem był okryty aż po szyję. Powoli Tae otworzył swoje sklejone snem oczy i jęknął, gdy czerwone światełka zegarka na radio pokazały mu, że wciąż był wczesny ranek.
Powoli usiadł, przeczesując pokój w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów wilka. Może zszedł na podłogę? Taehyung by tego nie przegapił, naprawdę miał lekki sen. Jednak nic. Nie znalazł nic na podłodze po obu stronach łóżka.
Jedynymi śladami, jakie zostawił Jeongguk, które udowodniły Taehyungowi, że nie, nie wyobraził sobie całej tej sytuacji, że wilk rzeczywiście tam był, było parę włosów leżących na prześcieradle, które definitywnie nie były jego, a należały do wilka, nie do człowieka.
O dziwo, Taehyung nie czuł się zmęczonym. Pomijając fakt, że pierwsza część jego nocy w ogóle nie należała do odpoczynku, zmęczenie i wyczerpanie przeważnie nadchodzące po koszmarach tym razem go nie odwiedziły. Było wręcz na odwrót, czuł się bardzo wyspanym.
Taehyung wziął sweter, który ostatniego wieczoru ściągnął, założył go na siebie i powłóczył do kuchni nogami ubranymi w skarpetki.
Seokjin siedział przy stole, sam. Kubek z herbatą stał przed nim, a on przeglądał wiadomości na swoim telefonie.
– Dobry, hyung – przywitał się Taehyung i klapnął naprzeciwko Seokjina, biorąc banana z koszyka z owocami. – Wszyscy już wyszli?
Odkładając telefon, Seokjin westchnął i oparł się łokciami o stół, kładąc brodę na swoje dłonie.
– Tak – powiedział po chwili, w jakiś sposób tęsknie. – Wszyscy wyszli, a ja już jestem niesamowicie znudzony.
Na to Taehyung zmarszczył brwi, ponieważ tak, wiedział, dlaczego Seokjin był znudzony do śmierci. Nie mógł pójść do pracy, nie mógł samemu opuścić domu, a miał tylko jego jako towarzystwo i–
– Przestań – oznajmił Seokjin, unosząc palec i patrząc na Taehyunga srogim wzrokiem.
Tae zerknął na niego, mrugając.
– Nic nie zrobiłem.
– Owszem, zrobiłeś. – Jin spojrzał na niego, jego oczy były delikatnie zwężone. – Zacząłeś ponownie obwiniać się za moją sytuację. Widzę to na twojej twarzy.
Banan w jego ręce został prawie zapomniany. Taehyung otwierał i zamykał swoje usta parę razy, jednak nie miał nic do powiedzenia, czując się tak, jakby został przyłapany.
– Ja... – zaczął, patrząc na banana, bawiąc się teraz pustą skórką. Boże, jakie to frustrujące. – Pracuję nad tym, okej? To po prostu... bardzo trudne. – Ponownie spojrzał na Seokjina, który oddał jego wzrok, jego oczy nagle stały się ciepłe.
– Wiem – oznajmił, uśmiechając się ciepło. – Nie musisz się z tym spieszyć.
I to wszystko.
Obaj wiedzieli, co nie zostało powiedziane. To, że Taehyung był wdzięczny, że wciąż nie mógł w to uwierzyć. I to, że było mu bardzo, bardzo przykro. Ale wataha wyraziła się jasno, więcej niż jeden raz, że najlepszym sposobem, w jaki może pokazywać im, jak bardzo mu przykro, było zmienienie nie tylko swojego toku myślenia, co było oczywiste, nie chciał mieć już nic wspólnego z życiem łowcy.
Chcieli także, by wybaczył sobie, przestał oskarżać się za stan świata, tak jakby był powodem wszystkiego złego, z czym każdy Zmienny musiał się zmierzać.
Więc Taehyung próbował.
Seokjin nagle usiadł wyprostowany, sprawiając, że Taehyung spojrzał na starszego znad swojego kubka z kawą.
– Co?
Seokjin dosłownie wyskoczył ze swojego krzesła, biegnąć do korytarza.
– Prawie zapomniałem!
Powrócił parę sekund później z małą plastikową torebką w ręce, wręczając ją Taehyungowi, który spojrzał na niego pytająco.
– Nie wiem, kto to ze sobą zabrał, ale ekran był pęknięty i nie chciał się włączyć nawet naładowany – zaczął Seokjin, kiedy Tae wyciągał swój telefon z paczki. Szczerze mówiąc, myślał, że zgubił go w lesie, bezpowrotnie.
– Namjoon dał go przyjacielowi, który próbował go ocalić i wygląda na to, że mu się udało.
Taehyung obrócił urządzenie w swoich dłoniach, badając powierzchnię, która wyglądała tak dobrze, jakby była nowa.
– Wow – szepnął, wciskając przycisk włączenia i naprawdę, jego telefon wrócił do żywych. – Dziękuję, hyung.
Seokjin tylko machnął ręką i pokręcił głową, niewerbalnie mówiąc mu, by się tym nie przejmował.
Uruchomienie nie zabrało dużo czasu, a po chwili Taehyung wpisał swoje hasło, a gdy urządzenie połączyło się z roamingiem, jego telefon rozbrzmiał od napływających powiadomień. Nieodebrane połączenia. Wiadomości. E-maile.
– Zostawię cię na chwilę samego – orzekł Jin, odsuwając swoje krzesło i wstając. – Jeśli będziesz mnie potrzebował, będę w salonie.
Taehyung pokiwał głową nieprzytomnie, z oczami przyklejonymi do ekranu telefonu. Upewnił się, że funkcja GPS została wyłączona – na wszelki wypadek, gdyby klan go monitorował, a potem zaczął przeglądać wiadomości.
Faktyczne wiadomości. Spodziewał się wszystkiego, spamu, powiadomień z gier, aktualizacji. Wszystkiego. Nie tego napływu wiadomości w tym momencie wyświetlających się na ekranie. Czuł się dziwnie, widząc je, tak jakby był kimś innym, jakby ten telefon nie należał do niego, jakby te wiadomości nie były mu przeznaczone.
Większość z nich była od Wonshika, cofając się datą aż do dnia wydarzenia w lesie. W tym momencie było to już ponad trzy tygodnie temu. Dłoń Taehyunga zadrżała lekko, gdy otworzył okienko ich rozmowy.
Od: Wonshik-hyung
nic ci nie jest?
Po prostu powiedz mi, że jesteś bezpieczny i nie umierasz w rowie
to jest takie popieprzone
nie zaatakowali nas, tylko pogonili, nikomu nic się nie stało
boże tae, jeśli otrzymałeś te wiadomości proszę powiedz mi, że nie jesteś martwy
Taehyung musiał przełknąć dużą gulę, która powstała w jego gardle. Nie do końca pamiętał, co stało się tamtej nocy. Każde jego wspomnienie było rozmyte i niewyraźne, jego umysł już próbował zakopać je głęboko w podświadomości.
Ale pamiętał trzech członków watahy, którzy zmienili się w swoje wilcze postacie, zeskakujących z ciężarówki, biegnących wprost na łowców. Na początku myślał, że zrobią mielonkę z jego klanu, nie pozostawią nikogo przy życiu. Najwidoczniej się mylił. Wilki tylko ich pogoniły.
I nie rozumiał, dlaczego tak bardzo cieszyło go to, że nikomu nic się nie stało. Cieszył się, nawet mimo że jawnie go odepchnęli, jego ojciec nawet przestrzelił mu ramię, wyraźnie celując w bardziej śmiertelne miejsce.
Przewinął dalej. Po tym Wonshik nie napisał nic do niego przez parę dni, znaczniki czasu następnych wiadomości sięgały tygodnia później.
Od: Wonshik-hyung
twój ojciec wyrzucił wszystkie twoje rzeczy
spalił je w ogrodzie
hongbin i ja byliśmy w stanie uratować parę rzeczy, zanim wpadł w szał. hakyeon-hyung próbował z nim porozmawiać, ale prawie został uderzony w twarz
schowaliśmy twoje rzeczy w kartonach w moim pokoju
Taehyung nie był zaskoczony, gdy to czytał. Przynajmniej nie wtedy, gdy dowiedział się, że Jungho wpadł do jego pokoju i spalił jego rzeczy w ogrodzie. To było dość... przewidywalne. Tym, co wybiło go z rytmu było to, że jego kuzyni wysilili się, by uratować przynajmniej niektóre z jego rzeczy.
Lub ogólnie niepokój Wonshika.
Kontynuował, wiadomości jeszcze się nie kończyły. Data sięgała paru dni wstecz.
Od: Wonshik-hyung
Nie wiem, czy kiedykolwiek to przeczytasz, może twój telefon wciąż leży gdzieś w tamtym lesie, kompletnie zepsuty
ale usunąłem twoje dane gps z naszego systemu
twój ojciec nie będzie w stanie cię namierzyć, nawet jeśli go teraz włączysz
ale i tak nie powinieneś go włączać
mam teraz opuchnięte oko
cóż
cokolwiek
Gdy to przeczytasz pewnie będziesz zły
w porządku
Nic już nie wiem
jestem cholernie zdezorientowany
wciąż mam nadzieję, że żyjesz
reszta też się martwi
Ponownie w gardle Tae pojawiła się gula, zatykająca wszystko. Był zdezorientowany. Nie wiedział, co zrobić z tą informacją.
Początkowo myślał o zostawieniu swojej rodziny, rozpoczęciu wszystkiego od zera, wykorzystując wszystkie szanse, które zostały narzucone na niego w przeciągu tych paru tygodni. Ale wyglądało na to, że to nie takie łatwe.
Nie, kiedy wciąż istnieli członkowie jego klanu, którzy się o niego martwili.
Czytał dalej, najnowsze wiadomości zostały przysłane wczoraj.
Od: Wonshik-hyung
okej, jeśli żyjesz i jakoś czytasz teraz te wiadomości
wuja jungho zakończył twój kontrakt z smpa
w sensie...
wątpię, że chciałbyś wrócić po tym, co się stało
ale tak...
jaehwan-hyung prawie też wyleciał... próbował przekonać wuja jungho, by to po prostu zostawić
ale ta, nie podziało
I to był koniec. Ponownie, Taehyung nie był zaskoczony. Wcale. Fakt, że stracił pracę wydawał się być zbyt normalnym w tym momencie. Wciąż jednak było mu odrobinę smutno. Dopiero co zaczynał, przyzwyczajał się do swojej rutyny i czuł się tak, jakby wreszcie robił coś pożytecznego.
Sprawdził resztę powiadomień. Wonshik próbował dodzwonić się do niego trzy razy, Hongbin dwa. Jaehwan napisał do niego w sprawie motoru.
Od: Jaehwanie-hyung
hongbin powiedział mi o motorze
przysięgam na boga, taehyung
znajdę cię i zabiję cię własnymi dłońmi, jeśli moje kochanie będzie miało chodź jedną rysę
mam nadzieję, że jednak nic ci nie jest
Taehyung zdołał się na to uśmiechnąć. Jaehwan zawsze był dobrą duszą, łowcą, tak, ale zazwyczaj jego osobowość była jasna i pogodna, zajmowała swoje stałe miejsce w życiu Tae. I bolało go to, gdy kłócili się wtedy, gdy obaj natknęli się na sekret, który Seokjin i Jungkook próbowali tak bardzo ukryć.
I mimo że myślał, iż ten czas w lesie zniszczył ich więź bezpowrotnie, porozumienie, które nawiązał ze swoimi kuzynami nie do końca się rozpłynęło. Taehyunga wypełnił dziwny rodzaj ciepła, gdy widział ich wiadomości i niezliczone próby połączenia się z nim, czytając o tym, jak wciąż próbowali go bronić przed jego ojcem.
Ale w tym momencie to za wiele.
Dopiero przyzwyczajał się do życia z watahą, która przywitała go z otwartymi ramionami, mimo tego wszystkiego, co się stało. Nie mógł od tak teraz zniknąć i znów związać się ze swoją rodziną. Szczególnie odkąd nie wiedział, jak szczere były te wiadomości, czy nie były przypadkiem kolejną sztuczką jego ojca, by opuścił swoją ostrożność.
Taehyung definitywnie nie był na to gotowy.
Myślał przez chwilę, czy odpowiedzenie Wonshikowi było dobrym pomysłem. Wysłałby mu tylko krótką wiadomość, że żyje i nic mu nie jest, że powoli dochodzi do siebie i, na tę chwilę, nic mu nie grozi, bez detali, tylko oznaka życia. Ale Tae nie był pewien. To mogło być zbyt ryzykowne. Przynajmniej teraz.
Z westchnięciem odłożył telefon na stół, opierając swoje czoło zaraz obok niego. Drewniana powierzchnia przyjemnie ochładzała jego rozgrzaną skórę.
– Wszystko w porządku?
Taehyung odwrócił głowę w kierunku, z którego według niego dochodził głos Seokjina, jego policzek opierał się teraz o stół, cały przygnieciony, a on sam westchnął głęboko.
A Jin po prostu stał z rękoma założonymi na piersi, jednym ramieniem opierał się o framugę drzwi, jego głowa była przekrzywiona w bok.
– Cóż... – zaczął Tae i zamknął oczy, w ciszy rozmyślając nad tym, czy powiedzenie Seokjinowi o wiadomościach byłoby dobrym pomysłem, czy jednak nie. Zadecydował przeciwko. Na teraz.
– Zwolnili mnie – wydusił w końcu i usiadł, zgarbionymi plecami opierając się o krzesło i opuścił głowę.
Taehyung słyszał, jak Seokjin się poruszył, jak opuścił ramiona i szorował nogami przez sekundę.
– Przykro mi to słyszeć.
– To nic takiego – wymamrotał Tae i spojrzał na mężczyznę, kręcąc głową i uśmiechając się słabo. – Tak naprawdę niczego innego się po nich nie spodziewałem.
Zdziwiłoby to, gdyby tak nie postąpili. Jego ojciec, cóż, był jego szefem. A jako pracownik Taehyung właśnie wziął trzy tygodnie nieuzasadnionego i niewytłumaczonego urlopu. Sam ten powód był wystarczający, by go zwolnić.
I szczerze, Taehyung nie wiedział, co zrobiłby, gdyby wrócił do swojej pracy. Był w grupie ze swoim wujem Sungjinem i Wonshikiem. Wszystko dość szybko stałoby się niezręczne. I może nawet niebezpieczne, nie tak bardzo dla niego, co dla watahy.
– Tak jest lepiej – powiedział, jego ton niósł ze sobą coś finalnego, a Seokjin wiedział dobrze, by się w to za bardzo nie zagłębiać. To było już za nimi. Skończone. Trochę słodko-gorzkie i ironiczne, ponieważ Tae dopiero co zaczął pracę. Ale to, co już się stało, się nie odstanie.
– Znasz film O północy w Paryżu? – zapytał nagle Seokjin, a Taehyung ożywił się na to, kręcąc głową. Starszy z uśmiechem pokazał mu, by szedł za nim. – W takim razie chodź, obejrzyjmy go. Mam wrażenie, że ci się spodoba.
☾
Seokjin miał rację.
Taehyung pokochał ten film.
Alfa mógł wyczuć to, jak nastrój Taehyunga się rozjaśniał z każdą minioną minutą, ciężar poprzednich paru tygodni uniósł się z jego ramion, dopóki nie zaczął się śmiać, jego oczy marszczyły się w kącikach, a usta rozszerzyły się w jego charakterystycznym kwadratowym uśmiechu. W uśmiechu, który był bardzo rzadki, ale ocieplał cały żołądek Jina.
Czułość. To właśnie czuł, patrząc, jak Tae opatulał się kocami na ich kanapie, pogrążony w kolorowych obrazach w telewizji.
Sam Taehyung odczuwał coś podobnego do zrelaksowania. Było to uczucie, którego okropnie mu brakowało przez ostatnie tygodnie.
Było już późne popołudnie i parę filmów później, gdy Seokjin zostawił Taehyunga na kanapie, który w tym momencie był zbyt zajęty wpatrywaniem się w filmy Disneya. Obiad nie zrobi się sam, niestety.
W jakiś sposób było bardzo spokojnie, tylko ich dwójka przebywała w mieszkaniu. Jin wciąż nie mógł wrócić do pracy, a Taehyung nie mógł robić nic z powodu swojego ramienia. Przez ostatnie parę dni wpadli w swego rodzaju rutynę, gdzie Seokjin zajmował się porządkami w domu i urządzaniu wspaniałych obiadów, ponieważ, cóż, nie było nic innego, co mógłby robić.
A Tae nauczył się, by nie pozwalać tej sytuacji przejąć nad sobą kontroli. Seokjin prosił go o pomoc w krojeniu warzyw lub myciu naczyń, w składaniu i sortowaniu prania, czymkolwiek, byleby tylko był zajęty.
Trzymał go z dala od uczucia bycia beznadziejnym problemem.
Ale siedząc na wielkiej i wygodnej kanapie, owinięty w koce i oglądając filmy – których wataha miała ogromną kolekcję – Taehyung bardzo wcześnie zauważył, że to wciąż było to, co lubił robić najbardziej.
Było przyjemnie. Cicho i spokojnie, w sposób mu nieznajomy. Więc Tae się tym rozkoszował.
Seokjin śpiewał razem z dźwiękiem radio, kiedy Taehyung usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach wejściowych, parę stóp szurających o podłogę, rzucanych butów, a potem głośnego "Jestem w domu!".
Tae przypuszczał, że to Jeongguk. Słyszał, jak przywitał się z Seokjinem w kuchni, upuszczając swój plecak na podłogę, słyszał, jak Jin udzielał mu reprymendy, dlaczego był sam poza domem, śmiech Jeongguka, kiedy tłumaczył mu, że to Yugyeom go podwiózł, słyszał przyjacielskie klepnięcie w ramię i więcej śmiechów.
Taehyung czuł ciepło.
Jeszcze mocniej owinął koce dookoła swojego ciała, w połowie słuchając i obserwując ekran przed sobą, drugie ucho skierowane miał w stronę kuchni. Potem usłyszał jeszcze więcej szurania stopami odzianymi w skarpetki na twardej drewnianej podłodze, a po krótkiej chwili Jeongguk pojawił się w wejściu do salonu.
Dziwne uczucie deja vu przeszło przez niego, widząc Jeongguka, stojącego centralnie na środku wejścia do pokoju w dżinsach i dużym, szarym swetrze z kapturem, wyglądając na trochę samotnego, z małą i podejrzaną białą plastikową reklamówką w dłoni.
Taehyung nie mógł się powstrzymać od zauważenia, że ich spotkania zawsze były w jakiś sposób niezręczne, przynajmniej wtedy, gdy chodziło o ludzkiego Jeongguka. Co było dość dziwne, patrząc na to, że przedtem odbywali ze sobą cywilizowaną rozmowę, bez żadnej niezręczności czy niepotrzebnej ciszy. Ale teraz zdawało się, że nie wiedzieli, jak mieli się przy sobie zachować.
Nie rozmawiali otwarcie o tym, co się stało. A Taehyung nie pamiętał dokładnie dlaczego. Może to przez brak okazji, może obaj nie wiedzieliby, co powiedzieć. Jeongguk podziękował mu za to, co zrobił, ale zrobił to w pośpiechu, w środku powrotu do domu i obiadu, a nie mieli szansy, by porządnie porozmawiać od tamtego momentu.
Nawet, gdyby wspomniana szansa się pojawiła, Jeongguk zawsze zdawał się gdzieś uciekać. Taehyung nie był pewien, dlaczego chłopak był tak przeciwko zostawania z nim sam na sam, ale za każdym razem. gdy byli sami Jeongguk, nagle tracił swoją umiejętność mówienia lub funkcjonowania jak człowiek.
Tae po prostu nie rozumiał. I powoli zaczynał czuć się z tego powodu smutny.
Oczywiście. Ostatni raz widzieli się trzynaście lat temu. Dorośli. Zmienili się. Dużo rzeczy się wydarzyło, dobrych, złych – więcej złych niż dobrych w przypadku Taehyunga.
Ale gdy Tae dowiedział się, kim dokładnie był Jeongguk, był szczęśliwy. Cieszył się na jego widok. Na widok Jeongguka, który zmienił się tak bardzo – i w swojej ludzkiej, i wilczej formie. Lecz wciąż widział Jeongguka, który miał tak samo życzliwe i łagodne oczy, który żądał głaskania po brzuchu i za uszami w swojej wilczej formie, który przybiegał do niego, gdy tylko miał koszmar.
Taehyung przełknął ciężko, próbując odpędzić od siebie to uczucie w brzuchu.
Jeongguk odchrząknął. Jego uszy były delikatnie różowe, a on sam podrapał się po karku, przejechał palcami przez włosy, widocznie był zdenerwowany.
– Uch, cześć – powiedział, a Taehyung spojrzał na jego twarz. Mały uśmiech okalał rysy Jeongguka, a Tae nie mógł powstrzymać się przed odwzajemnieniem go, trochę bardziej pokrzepiająco.
– Cześć.
Jeongguk podszedł bliżej, powoli, jego oczy nie oderwały się od Taehyunga, który spojrzał na niego pytająco.
– Ja... – zaczął Jeongguk i bawił się plastikową torebką w swoich dłoniach. – Kupiłem ci coś.
Tae zamrugał parę razy, jego usta delikatnie się otworzyły, a on sam mógłby przysiąść, że usłyszał swoją krew w uszach.
– Kupiłeś mi coś?
Cóż, tego się nie spodziewał.
Jeongguk pokiwał głową, wciąż delikatnie ją opuszczając, teraz w dłoniach delikatnie trzymając małe drewniane pudełeczko w miękkich i jasnych odcieniach błękitu i fioletu. Podszedł jeszcze bliżej, wyciągając przed siebie pudełeczko, a Taehyung przez chwilę męczył się z wyciągnięciem ramion, biorąc pudełeczko w swoje ręce.
– To herbata – wytłumaczył Jeongguk ciepłym głosem, podczas gdy Tae oglądał pudełko – na sen. Ma w sobie... lawendę, rumianek i jeszcze coś innego. Wiesz, na uspokojenie, uch, przez te koszmary.
Taehyung uniósł głowę i spojrzał na Jeongguka, który tylko patrzył na niego. Poprzednie skrępowanie i nerwowość prawie w całości z niego wyparowała. Zamiast tego jego wzrok był zdecydowany, ramiona wyprostowane, a klatka piersiowa delikatnie wypięta do przodu, przez co Taehyung prawie zachichotał. Prawie.
W zamian został zaatakowany gromadą nie grających ze sobą emocji, bijących się ze sobą w jego mózgu, jego klatce, żołądku, wszędzie. Jego oczy znów powędrowały do pudełka herbaty, które trzymał w dłoniach. Znajdował się nawet na nim karykaturalny miś, który używał półksiężyc jako swój hamak. Uśmiechnął się wbrew siebie.
Spojrzał na Jeongguka, który oddał jego wzrok z taką intensywnością, że żołądek Tae się skręcił.
– Dziękuję – odpowiedział w końcu, jego oczy zmarszczyły się z powodu uśmiechu. – To bardzo miłe z twojej strony.
Przez sekundę Jeongguk wyglądał na zawstydzonego, przeniósł swój ciężar z jednej nogi na drugą.
– Nie ma sprawy – odrzekł, kolejny mały uśmiech pojawiał się na jego ustach. – Po prostu pomyślałem, że może pomóc.
Ponownie, Taehyung uśmiechnął się, czując się miękko w każdym tego słowa znaczeniu.
– Wypróbuję ją dzisiaj.
Jeongguk kiwnął w jego stronę usatysfakcjonowany.
– Dobrze – odpowiedział – dobrze. – Stał tam przez parę dłuższych sekund, nie za bardzo wiedząc, co zrobić lub powiedzieć, a potem uniósł swoją dłoń i wskazał nad swoim ramieniem.
– Będę już szedł – oznajmił i zaczął wycofywać się z pokoju. – Wciąż mam to głupie zadanie do skończenia i–
Zanim mógł odejść za daleko, Tae zeskoczył z kanapy i złapał go za nadgarstek, powstrzymując go od dalszych ruchów.
– Poczekaj – wybełkotał, a oczy Jeongguka się rozszerzyły. Taehyung przełknął, nagle stał się trochę nerwowy, a następnie powiedział:
– Dziękuję. Za ostatnią noc.
Poczuł, jak ciepło pojawiało się na jego policzkach, Nagle ogarnął go wstyd za to, co się stało, za to jak słaby był, jak beznadziejny, za to–
– W porządku – odpowiedział Jeongguk, a ciepły uśmiech ponownie rozciągnął jego usta – Polecam się.
A Taehyung wiedział, słyszał, czuł, że to obietnica, a nie tylko puste zdanie wypowiedziane pod wpływem chwili. Wiedział, że Jeongguk miał to na myśli, błysk w jego oczach powiedział mu wszystko to, co musiał wiedzieć.
Wciąż było trochę niezręcznie, gdy Jeongguk wreszcie wyszedł. Obserwował Taehyunga, dopóki nie musiał odwrócić się w stronę drzwi, by opuścić pokój, ale był to jakiś początek. Postęp. Małymi kroczkami.
Tae ponownie zatopił się w swoim kokonie z koców, małe pudełeczko przytulał do piersi, a uśmiech gościł na jego twarzy.
☾
Tej samej nocy, zaraz przed udaniem się do łóżka, Taehyung spróbował herbaty od Jeongguka.
Mieszkanie było ciche, gdy stał w kuchni, czekając, aż jego napój się zaparzy. W jakimś stopniu było to smutne, ostatnio nie widywał watahy za często, wszyscy byli zajęci pracą i ogólnie życiem. Jimin dołączył do niego na rundkę „Mulan" wcześniej tego wieczoru, zaraz przed powrotem Yoongiego do domu.
Na wieczne cierpienie Seokjina nie jedli razem obiadu.
Od czasu, gdy zasada nikt nie wychodzi z domu sam, szczególnie po zmierzchu została włączona w życie, musieli odpowiednio się zorganizować. Któryś z nich musiał być gotowy, by wsiąść do samochodu i podwieźć innego, przeważnie był to Jin, ponieważ siedział w domu, ale nie mógł odbyć tej wycieczki samemu. A Namjoon miał naprawdę ciężki dzień w biurze, tkwił w zebraniu w kryzysowej sprawie prawie do północy, więc jego kolega Hoseok musiał po niego pojechać. Ale z kolei Hoseok być zobowiązanym do przygotowania lekcje dla swoich trzecioklasistów i–
Tego było za wiele.
Taehyung nie spędził z watahą dużo czasu, ale czuł jak szczęśliwy i lekki nastrój zmienił się w coś chaotycznego, niezadowolonego i nerwowego.
I mimo że nikt nie chciał o tym z nim mówić, wiedział, że miało to związek z częstymi atakami, które miały miejsce w ciemnych uliczkach i odizolowanych parkach w nocy.
Tae oglądał wiadomości. Czasami. Po to by nadrobić zaległości w świecie zewnętrznym, skoro nie miał pozwolenia na opuszczenie mieszkania. Jedyne świeże powietrze, jakie wdychał, pochodziło z siedzenia na balkonie, czasami w samotności, czasem z Yoongim, który musiał uciec od zgiełku grupy, czasem z Jiminem, który pokazywał mu śmieszne filmiki, które wysłali mu współpracownicy.
Oglądanie wiadomości było niepokojące, delikatnie mówiąc. Ataki zostawały regularnie emitowane w porze największej oglądalności programu informacyjnego. Wszystkie informacje były niespójne i nieszczególne. Mógł to być wściekły pies. Szaleniec z piłą mechaniczną. Nigdy nie podawali szczegółów, nie publikowali wywiadów z policją.
To było irytujące.
Taehyung czuł się beznadziejnie i bezsilnie, ponieważ zazwyczaj był w centralnie w środku tych rzeczy, zaangażowany w nie i próbując trzymać je z dala od publiki.
Ale wyglądało na to, że to było już niemożliwe. Ataki stały się za częste, zbyt brutalne, było za wiele trupów. I Zmiennych, i ludzi.
Tae dokończył swoją herbatę ostatnim łykiem i westchnął, wkładając kubek do zmywarki.
O dziwo, tej nocy łatwiej było mu zasnąć. I mimo że chwilę wcześniej jego umysł był zapełniony i zakłopotany stanem miasta, odpłynął w spokojną drzemkę, pod wygodnymi i ciepłymi kocami. Zmartwienia rozmyły się razem z jego świadomością.
Ale była to herbata i Taehyung powinien był wiedzieć lepiej. Parę godzin później obudził się przez niekomfortowy nacisk swojego pęcherza, który dawał o sobie znać, mniej więcej karząc go za picie ciepłego napoju w nocy.
Leżał w łóżku przez parę minut, co chwilę przysypiając, kołdrę miał zaciągniętą aż po szyję i naprawdę, to było okrutne, ponieważ było mu ciepło i przyjemnie i sam był zmęczony, a nacisk jego dolnych części ciała stawał się tylko mocniejszy i mocniejszy.
Więc po chwili z podirytowanym westchnięciem Tae przerzucił swoje nogi przez krawędź łóżka, drżąc, gdy tylko zimno uderzyło nagą skórę jego ramion. Sapnął w rozdrażnieniu i cicho przeklął pod nosem.
Przez pokryte snem oczy i to, że pokój był ciemny, prawie wpadł na komodę, gdy szedł w stronę drzwi i parę chwil zajęło mu znalezienie klamki, aby je otworzyć.
Kiedy wreszcie wyszedł na zewnątrz, Tae był bliski wylądowania na własnej twarzy, jego bose stopy dotykały czegoś bardzo miękkiego, ciepłego i definitywnie oddychającego, podczas gdy on sam zatkał sobie dłońmi buzię, powstrzymując się od wydania z siebie mrożącego krew w żyłach krzyku.
Uspokoił się, jedną ręką opierając się o ścianę, serce biło w jego piersi niczym młot, a adrenalina obudziła go niemalże natychmiast.
I Tae prawie przeżył kolejny zawał, gdy spojrzał w dół i zobaczył parę czerwonych oczu lśniących w ciemnym korytarzu, kształt wilka był ledwie widoczny. Wyglądało na to, że był to Jeongguk, który patrzył na niego dużymi oczami, jego ogon delikatnie omiatał drewnianą podłogę.
– Co tutaj robisz? – wyszeptał Taehyung, przeczesując dłonią włosy i zatrzymując ją zaraz nad swoim szalenie bijącym sercem. – Dlaczego nie śpisz u siebie?
Jeongguk podniósł się na to, kręcąc głową, a potem podszedł bliżej i przycisnął swoje czoło do brzucha Taehyunga, delikatnie nim pocierając, a Tae prawie stracił równowagę.
– Wiesz, że to nie odpowiedź – powiedział, jego dłoń ulokowała się na głowie Jeongguka, po czym zaczęła drapać jego uszy, ten gest stał się już prawie automatyczny. A Jungkook odpowiedział zadowolonym sapnięciem, jego ogon wciąż delikatnie się bujał.
Tae przełknął ciężko, gdy zdał sobie z czegoś sprawę.
– Czy spałeś tutaj, żebyś mógł mnie pilnować?
Jeśli Taehyung już by nie szeptał, zrobiłby to teraz, bo to nie mogła być prawda. Jeongguk nie spałby przed jego pokojem, tylko by być blisko, gdyby miał koszmar. W sensie, to był czysty–
Otrzymał swoją odpowiedź w formie kolejnego sapnięcia i wilczego kiwnięcia głową, kiwanie się ogona Jeongguka tylko przybrało na sile, by podkreślić to potwierdzenie.
A Taehyung... Taehyung tylko czuł dziwne roztrzepanie, które ponownie pojawiło się w jego żołądku, to niespotykane uczucie, które czuł za każdym razem, gdy Jeongguk znajdował się blisko niego. Jeongguk wydawał się być zadowolony z jego odkrycia, usiadł wyprostowany z uszami uniesionymi w skupieniu, a pewność siebie promieniowała od niego całymi falami.
To sprawiło, ze Tae uśmiechnął się i zmierzwił jego głowę.
– Okay – oznajmił. – Naprawdę muszę iść do łazienki. Kiedy wrócę, masz być w swoim łóżku, dobrze?
Jeongguk spojrzał na niego i zaczął kwilić, łapą trącając jego udo.
– Yah, nie martw się, nic mi nie będzie – zapewnił go Taehyung, kolejny raz drapiąc Jeongguka za uszami, czując do wilka niesamowitą sympatię. Ale Jeongguk tylko zaczął głośniej kwilić, a dźwięk odbijał się od ścian.
– Hej, shhhh – uciszył go Tae, klękając i lokując swoje dłonie po obu stornach pyska Jeongguka. – Jeśli będziesz zachowywał się tak głośno, tylko obudzisz resztę!
Ale Jeongguk po prostu go zignorował, przynajmniej tak odebrał to Taehyung, ponieważ w zamian tego Jeongguk zaczął wesoło lizać jego twarz, ogonem merdał po podłodze, a Taehyung zaczął bełkotać niezrozumiale.
– Hej, przestań – krzyknął szeptem. Chropowata tekstura języka wilka łaskotała jego policzki i prawdę mówiąc, musiał powstrzymać się od chichotania. – Nie potrzebuję kolejnego prysznica, już się myłem.
Jeongguk sapnął wesoło przy jego policzku, a Taehyung wykorzystał tę szansę, by się wycofać. Otrzepał swoje spodnie dresowe i spojrzał na wilka, który wciąż siedział na tylnych łapach i patrzył na niego wyczekująco. Ponownie westchnął, mimo że rozczulenie rozprzestrzeniało się po każdej części jego ciała.
– Mówię serio, Gukkie – oświadczył, a Jeongguk podjął to przezwisko, jego ogon znów przyśpieszył. Taehyung nawet tego nie zauważył. – Wróć do łóżka i idź spać. Naprawdę doceniam twoją troskę, ale spanie na podłodze nie może być aż tak wygodne.
Ostatni raz poklepał Jeongguka po głowie, a potem poszedł do łazienki, jego pęcherz powoli zabijał go od wewnątrz.
Po załatwieniu swoich spraw Tae wrócił do pokoju. Zauważył, że w drzwiach nie było wilka. Kiwnął głową zadowolony, że udało mu się przekonać Jeongguka, by wrócił do siebie.
Jednak, kiedy wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, przywitało go łóżko, na którym leżał wilk. Jeongguk znów ułożył się na zagłówku, patrząc na niego oczekująco, jego ogon uderzał o materac z cichym odbiciem.
Taehyung nie wiedział, czy powinien śmiać się, czy płakać z upartości, która objawiła mu się w formie Zmiennego z wybiórczym słuchem.
– Kiedy powiedziałem: „Wróć do łóżka i idź spać", miałem na myśli twoje łóżko – mruknął Tae, zakładając ramiona na piersi, ponosząc porażkę w próbie przybrania surowego tonu głosu, z uśmiechem unoszącym kąciki jego ust. – Ale wygląda na to, że robisz to, co chcesz, huh?
Jeongguk odpowiedział pokręceniem głowy, za którym podążyło głośne sapnięcie, a potem zatopił się w pościeli, patrząc wyczekująco na Tae.
Taehyung wywrócił oczami, ale zrobił to z uśmiechem na twarzy i rozczuleniem w klatce piersiowej.
– Okej, dobra, wygrałeś. Zostań tutaj.
Tak jak poprzedniej nocy, Tae wdrapał się na łóżko i przykrył się po samą szyję, a jego głowa spoczęła na miękkim futrze na brzuchu Jeongguka. I tak jak poprzedniej nocy odpłynął w stronę pozbawionego snów, głębokiego snu.
☾
Po tym Jeongguk już nie spał z nim ani razu, a Taehyung jednocześnie odczuwał ulgę, ale także był smutny. Skoro Jeongguk w swojej ludzkiej formie wciąż był bardziej nieśmiały, bycie blisko niego w jego wilczej formie było jedyną nagrodą, którą Taehyung mógł złapać.
To był początek, zawsze to sobie powtarzał. Czas, który spędzili razem jako dzieci, wydawał się być teraz taki odległy, szczególnie patrząc na wszystko, co się wydarzyło. Więc akceptował to, co mu dano.
Parę dni później, gdy wszedł do kuchni, zauważył talerz ze świeżo zrobionymi, jeszcze ciepłymi, francuskimi grzankami, bitą śmietaną i truskawkami, który leżał na kuchennym stole, a mała samoprzylepna kartka leżąca obok wspomnianego talerza miała na sobie jego imię.
Kiedy Taehyung zatrzymał się przed nim, Hoseok, który siedział naprzeciwko niego, parsknął, porządkując kolorowe fiszki, uśmiechnął się do niego szeroko i puścił mu oczko. Tae usiadł na krześle i zamrugał parę razy, aromatyczny zapach jedzenia, znajdującego się przed nim, sprawił, że zaczęła lecieć mu ślinka.
Jimin, jedyna osoba wtedy obecna, odwrócił się do niego, przerywając tym samym swoje zadanie, jakim było krojenie piersi z kurczaka i uśmiechnął się do niego tak samo szeroko jak Hoseok chwilę temu, wyglądając na prawie zadowolonego z siebie.
– Czy ktoś znowu zrobił ci śniadanie, Taehyungie?
Tae spojrzał na to do góry, na Jimina, który zachichotał i wróci do robienia sobie lunchu do pracy.
– Tak – odpowiedział po chwili ciszy, nieobecnie drapiąc się po szyi. – Na to wygląda.
– Jeonggukie wstał dzisiaj godzinę wcześniej niż normalnie – oznajmił beztrosko Hoseok, unosząc i gryząc jabłko, które jadł wcześniej. Taehyung spojrzał na niego, a zmieszanie wypisane było na całej jego twarzy, jednak Hoseok tylko się uśmiechnął, kontynuując gryzienie jabłka i nie powiedział już nic więcej.
– Więc... – odezwał się Taehyung powoli, myśląc. – To wszystko to sprawka Jeongguka.
– To wszystko? – spytał Jimin, teraz patrząc na Tae mocno zainteresowany.
– Cóż... – zaczął Taehyung, jego wzrok wędrował od Jimina do Hoseoka i z powrotem, ich twarze były zaciekawione i zastygłe w oczekiwaniu. – Tak naprawdę to nie tylko śniadanie.
Tym razem Jimin i Hoseok wymienili ze sobą spojrzenie, które było zbyt wiedzące i prawie zbyt konspiracyjne według Taehyunga. Po chwili znów spojrzeli na niego, a Tae musiał powstrzymać chęć wzdrygnięcia się, gdy Omegi podeszły bliżej, widocznie go otaczając.
– Więc, nie tylko robi ci czasem śniadania? – Hoseok znów miał na swoich ustach ten niewinny uśmiech, ale w jakiś sposób wytrąciło to Taehyunga z uwagi, więc kiwnął głową.
– Śniadanie pojawiło się dopiero parę dni temu – przyznał, a Jimin i Hoseok pokiwali głowami. – Ale także przypadkowe przekąski i słodycze, czasem filmy, które lubię oglądać, a o których wspominałem. I mówicie mi, że to cały czas był Jeongguk?
Taehyung spojrzał na nich, a obaj Zmienni oddali jego spojrzenie, na ich twarzach pojawiły się największe uśmiechy, a ich wyraz niewątpliwie ukazywał, że byli zadowoleni z siebie.
– Zdarzyło się to tylko raz? – Hoseok uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Taehyung pokręcił głową.
– Nie, trwa to już od paru dni – odpowiedział, opowiadając każdy przypadek, które uznał za dziwne. – Nie rozumiem tylko, dlaczego to robi. Myśli, że musi się zrewanżować? Czy to pośredni sposób powiedzenia mi „Dziękuję, za uratowanie mi życia"?
– Cóż... – zaczął Jimin, ale cokolwiek planował powiedzieć zniknęło w serii parsknięć i chichotów. I on, i Hoseok nagle nie byli w stanie nic powiedzieć. Ale Taehyung domyślił się, że wiedzieli o czymś, o czym on nie miał pojęcia, o czymś istotnym i w pewnym stopniu irytowało go to.
Założył ręce na piersi i odchylił się na swoim krześle, patrząc na chichrające się Omegi, unosząc jedną brew.
– Macie coś przeciwko podzieleniu się ze mną tym, co jest tak niezwykle zabawne? – burknął Taehyung, a Hoseok zaśmiał się z niego, ocierając łzę z kącika oka.
– Przepraszam, Taehyungie – powiedział, próbując wyglądać na skruszonego, ale wciąż uśmiechał się jak szaleniec. – Po prostu to urocze, jak niezorientowany jesteś.
– W takim razie oświeć mnie, hyung – odparł Tae, czując, jak jego cierpliwość powoli się kończyła.
– Widzisz... – odezwał się Hoseok, ale Jimin zatkał mu buzię swoimi dłońmi.
– To coś, czego Tae sam powinien się dowiedzieć, hyung – odrzekł ze słodkim uśmiechem, a Hoseok przewrócił oczami.
Więc ma to coś wspólnego ze Zmiennymi, wydedukował Taehyung, zapisując to sobie w umyśle. Nie wiedział tylko, dlaczego Jimin nie pozwalał mu się o tym dowiedzieć.
– Nieważne – powiedział, finalnie zaczynając swoje śniadanie, zanim zrobi się zimne. – Muszę dowiedzieć się tego sam, nic wielkiego.
Nie chciał brzmieć jak obrażony bachor, ale właśnie to robił, wkładając do buzi najlepsze grzanki francuskie i słodkie truskawki, ostentacyjnie unikając patrzenia na Omegi.
– Aw, Taehyungie, nie dąsaj się – rzekł Jimin, podchodząc do niego. Pudełko z gotowym jedzeniem trzymał w jednej ręce, gdy drugą mierzwił jego włosy. – Po prostu nie chcemy skompromitować ciężkiej pracy Jeongguka.
Taehyung na to tylko prychnął, wciąż nie wiedząc, o czym mówili. Kontynuował jedzenie śniadania.
– Przynajmniej wykorzystuje normalne jedzenie. A nie martwe króliki – zamyślił się Hoseok, a Tae prawie zadławił się tostem, patrząc na mężczyznę z szeroko otwartymi oczami, po prostu przerażony. Hoseok tylko nonszalancko wzruszył ramionami i wrócił do sortowania fiszek.
– Martwe króliki?
– Tak... – zaczął Jimin, kompletnie ignorując Taehyung, patrząc na Hoseoka z rozbawioną iskrą w oku. – Dosłownie wtargałby tu całego łosia.
– Och, prawda! – zgodził się Hoseok, kiwając entuzjastycznie głową.
Tae jedynie westchnął, poddając się w podążaniu za tą rozmową i dokończył swoje tosty, które topiły się w syropie klonowym, próbując jednocześnie nie myśleć o martwych królikach lub łosiach w swoim otoczeniu. Spektakularnie odniósł porażkę.
Do diabła z nimi.
☾
Taehyung powoli przyzwyczajał się do przeważnie samotnego siedzenia w mieszkaniu lub w towarzystwie Seokjina. Czasem wciąż do szału doprowadzało go to, że nie mógł wyjść, chociażby po to, by zmienić otoczenie. Przez większość czasu był poddenerwowany, jego ciało nie było przyzwyczajone do tak długiego okresu nic nie robienia.
Mimo że zawsze nienawidził wysiłku fizycznego i brutalnych sesji treningowych, przez które przeciągnął go jego ojciec, ekstremalny brak ruchu sprawił, że był niespokojny. Tae próbował odwrócić swoją uwagę tak bardzo, jak tylko mógł, ale po prostu istniało za dużo filmów do obejrzenia, książek do przeczytania, komiksów do przejrzenia i powoli przestronne mieszkanie wydawało się być za ciasne, nawet krępujące.
Ale nie odważył się, by powiedzieć o tym Seokjinowi czy Namjoonowi. Ostatnią rzeczą, jaka była w jego głowie, było ukazanie się jako natrętny niewdzięcznik, a nie chciał by czuli się tak, jakby wziął ich dobroć za pewnik. Żądanie czegoś nigdy nie było czymś, co robił.
Stał w kuchni naprzeciwko małego rondelka, podgrzewając mleko na ciepłą czekoladę, łaknąc przyjemnej słodyczy. Dzisiaj czuł się nadzwyczaj poddenerwowany, nieskupiony. W mieszkaniu nie było nikogo, kto mógłby odwrócić jego uwagę. Jimin i Yoongi wyszli na "dzień randki", Namjoon, Seokjin i Hoseok na wielkie zakupy, a Jeongguk siedział w swoim pokoju pracując nad zadaniem.
Więc cisza rozprzestrzeniająca się po mieszkaniu, sprawiła, że Taehyung był niespokojny, własna nuda mu w tym nie pomagała. A było dopiero popołudnie, dzień nawet nie zbliżał się do końca.
Mleko w rondelku zaczęło parować, a Taehyung dorzucił proszku kakaowego, mieszając go, dźwięk drapania łyżki po spodzie naczynia brzmiał prawie nienaturalnie głośno dla jego uszu. Ściągnął rondelek z ognia i odwrócił się w stronę szafki.
I naprawdę Taehyung nie powinien był użyć swojego lewego ramienia, które już miało się lepiej, ale nie było nawet blisko kompletnego zagojenia się. Więc gdy otworzył drzwiczki i uniósł swoje wciąż zranione ramię, ostry ból przeszedł po jego kończynie, a on syknął z bólu. Kubek, który właśnie ujął, wypadł z jego wiotkich palców i wylądował na wyłożonej kafelkami podłodze z głośnym, rozbijającym dźwiękiem, a kawałki ceramiki rozpadły się po całej powierzchni.
Przez parę chwil Taehyung po prostu stał tam, pokonany, przytrzymując swoje lewe ramię, które wciąż potwornie pulsowało, patrząc na bałagan, którego był sprawcą. Potem, z wielkim westchnieniem, uklęknął i zaczął zbierać większe kawałki, podczas gdy delikatne fale bólu wciąż przepływały przez jego ramię.
Zauważył krew na swojej dłoni wcześniej, niż poczuł ból, kłujące uczucie na samym jej środku. Tae wciąż klęczał, tylko patrząc na rękę, obserwując, jak maź powoli skapywała na podłogę.
Po chwili usłyszał głośne kroki w korytarzu, klepanie kapci o twardą, drewnianą podłogę, a parę sekund później Jeongguk wleciał do kuchni, przytrzymując się framugi, by zwolnić.
Taehyung spojrzał na niego. Oczy Zmiennego były szeroko otwarte i pełne obawy, on sam dyszał delikatnie z powodu krótkiego sprintu.
– Nagle poczułem krew, nic ci nie jest, hyung? – spytał Jeongguk, prawie potykając się o krzesło, bo jego oczy nie odrywały się od Tae siedzącego na podłodze.
Zszokowany wyraz nie chciał zniknąć z twarzy Taehyunga, a on otwierał i zamykał usta parę razy, gdy Jeongguk przeszedł przez kawałki na podłodze, klękając naprzeciwko niego.
– Tak – odpowiedział w końcu Tae, mrugając parę razy, podczas gdy Jeongguk wziął jego dłoń w swoje ręce, badając małe skaleczenie. – Po prostu byłem trochę nieuważny, upuściłem kubek i rozciąłem rękę na jednym z kawałków.
Jeongguk wykrzywił na to swoją twarz, jego brwi złączyły się ze sobą, a usta zmieniły w cienką linię. Taehyung nie wiedział, co to znaczyło. Mógł tylko obserwować to, jak Zmienny ostrożnie nakreślał swoimi opuszkami zrogowaciałą skórę na jego dłoni.
– Wygląda na to, że żaden kawałek nie utknął, rana jest czysta – rzekł po chwili, a Taehyung po prostu patrzył na czubek ciemnobrązowych włosów, który pojawił się w zasięgu jego wzroku. – Ale trzeba to opatrzeć, żeby się nie zainfekowało.
Kiedy Jeongguk uniósł głowę i na niego spojrzał, Tae tylko kiwnął. Bał się, że gdy otworzy swoje usta, coś głupiego może z nich wylecieć teraz, gdy jego mózg był w jeszcze większym bałaganie.
Jeongguk wskazał jedno z kuchennych krzeseł.
– Usiądź na chwilę, pójdę po apteczkę. – A potem wybiegł z pomieszczenia, zostawiając za sobą Taehyunga.
Rzeczywiście usiadł, czując się głupio i jak dziecko, które nie umiało się sobą zająć. Co było prawdą. Na pewno było prawdą. Przynajmniej teraz, a on sam radował się oddaniem Jeonggukowi kontroli nad sytuacją, Jeonggukowi, który był tak chętny, by mu pomóc, że zawstydzało to Taehyunga i sprawiło, że jego klatka piersiowa rosła od czułości.
– Okej, nie ruszaj się teraz, hyung – oznajmił Jeongguk, trzymając pęsetą kawałek waty zanurzonej w środku dezynfekującym. – Może trochę boleć.
To sprawiło, że Taehyung się zaśmiał, smutno i odrobinę melancholijnie.
– To zdecydowanie nie pierwsza i nie najmniejsza rana, którą ktoś łata, wiesz?
Jeongguk wykrzywił na to swoją twarz, jej rysy zmieniły się w coś na wyraz niezadowolenia. Ponieważ tak, wiedział. Teraz obaj to znali, życie, które Taehyung wiódł aż do teraz, było usiane ranami, dużymi i małymi.
– Ale i tak nie boli – kontynuował Tae, podczas gdy Jeongguk wrzucał zakrwawioną watę do małej plastikowej torebki. – Robisz to bardzo delikatnie.
Jeongguk prawie upuścił sterylny wacik, którym chciał osłonić nacięcie, a Taehyung zauważył z wielką radością, że uszy Alfy przybrały niebezpiecznie czerwony kolor. Gwałtownie odchrząknął, a Tae powstrzymał się od zachichotania, nie chcąc jeszcze bardziej zawstydzać Jeongguka.
– Cóż... – powiedział Zmienny, a jego oczu skupione były na obserwowaniu tego, jak owijał dłoń Taehyunga cienką warstwą gazy. – Jak to się w ogóle stało?
Taehyung wzruszył na to ramionami, patrząc, jak złota skóra jego dłoni powoli, znikała pod gazą w kolorze złamanej bieli.
– Nie wiem – odpowiedział, wolną dłonią bawiąc się rąbkiem swojego swetra. – Jestem dzisiaj trochę niespokojny, nieskupiony.
Jeongguk spojrzał na niego, marszcząc brwi. Troska była widoczna w jego ciemnych, brązowych oczach.
– Masz na to jakiś powód?
Taehyung uniósł wzrok na te – prawie żądające odpowiedzi – pytanie, wznosząc brwi i przechylając głowę w bok. Jeongguk otwierał i zamykał usta parę razy.
– Przepraszam, hyung – wymamrotał. Czerwień jego uszu teraz pokrywała najwyższe miejsca jego policzków. – Nie chciałem się wtrącać, chciałem tylko–
Ale Tae łagodnie mu przeszkodził.
– Nic nie szkodzi – oświadczył z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie powiedział tego, ale wiedział, że Jeongguk nie chciał, by zabrzmiało to niegrzecznie, że był zmartwiony. Taehyung uznał to za dość urocze.
– Po prostu jestem... – zaczął, przygryzając usta w poszukiwaniu odpowiedniego słowa, podczas gdy patrzył, jak Jeongguk kończył swoją pracę, przymocowując końce gazy taśmą. – Wydaje mi się, że jestem po prostu trochę niespokojny.
– Dlaczego?
Taehyung poruszył się na swoim siedzeniu, kiedy jego dłoń została opatrzona. Uniósł nogi do góry i położył je na krześle, na kolanach opierając brodę.
– Jestem tutaj od ponad trzech tygodni – rzekł, nie patrząc na Jeongguka, który spojrzał na niego zainteresowany. – I mimo że jestem wam bardzo wdzięczny za to, co dla mnie zrobiliście, naprawdę nie lubię się tutaj zaszywać. Nie zrozum mnie źle! – Tae wyciągnął dłoń i położył ją na ramieniu Jeongguka, kiedy Alfa otworzył usta, by coś powiedzieć.
– Proszę, nie zrozum mnie źle – powiedział Taehyung ponownie. – Wiem, że tylko próbujecie mnie ochronić, ale muszę stąd wyjść. Tylko na parę godzin. Bo jeśli tego nie zrobię, to zwariuję.
Jeongguk przyglądał mu się minutę, trzymając swoją dolną wargę pomiędzy zębami, patrząc na Tae ze zmarszczonymi brwiami. A Taehyung prawie nie oważył się ruszyć pod jego wzrokiem, po prostu powoli oddychał i czekał.
– Okej – odparł po chwili Jeongguk, wstając z miejsca. – Okej.
– Okej? – Tae był trochę zdziwiony, oczywiście nie spodziewał się, że będzie to takie łatwe. Może było tak dlatego, że spytał Jeongguka, a nie Seokjina czy Namjoona, którzy byli o wiele bardziej stanowczy, jeśli chodziło o jego pobyt w mieszkaniu.
– Tak – odpowiedział Jeongguk, uśmiechając się do niego lekko. – Masz całkowitą rację, hyung. Trzymamy cię tutaj już zdecydowanie za długo.
Taehyung wciąż był oszołomiony, gdy ubierał się odpowiednio, zakładając na siebie uliczne ciuchy po raz pierwszy od, miał wrażenie, wieków. Ale zajęło mu to tylko parę minut i wkrótce podążał za Jeonggukiem w stronę wyjścia z mieszkania, w dół po klatce schodowej i prosto na ulicę.
– Nie jest ci zimno? – Tae spojrzał na nałożoną na biały sweter skórzaną kurtkę Jeongguka, podczas gdy on sam opatulony był w gruby zimowy płaszcz, szalik i wełnianą czapkę, a dłonie trzymał głęboko w kieszeniach swojego płaszcza.
Jeongguk uśmiechnął się na to, prawie zawadiacko.
– Zalety nie bycia do końca człowiekiem.
Prychnięcie opuściło usta Taehyunga, zamieniając się w białe chmurki.
– A gdzie tak dokładnie idziemy?
Ponownie Jeongguk się uśmiechnął.
– Chcę, żebyś kogoś poznał.
Nie rozwinął wypowiedzi, a Taehyung był pewien, że to nie nastąpi, nawet jeśli będzie mu się narzucał. Więc po prostu podążał za żwawym krokiem Jeongguka przez sąsiedztwo, aż do kolejnej stacji metra.
idealny fluffik (kinda) na wieczór
kocham jk wilka, taeś pewnie też
w ogóle na klasowej wigilii dostałam "alkoholowe dzieje polski" wciąż nie wiem, czy traktować to pół żartem, pół serio, czy kompletnie na poważnie xD
zasypiałam też pare razy, a okazuje się, że nawet nie jest tak późno ugh
a wam jak mija piąteczek?
ps. w przyszłą środę nie będzie rozdziału. z racji tego, że są święta nie będę siedzieć nad tłumaczeniem, więc rozdzialik pojawi się 03.01.2018
tak więc życzę wszystkim wesołych świąt!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro