2: Boy Meets What
Las niedaleko obrzeży Seulu, październik 2018
Powietrze było rześkie i zimne, ziemia lasu pokryta kolorowymi liśćmi, powoli zmieniającymi kolor na brązowy, a jedyny słyszalny dźwięk to delikatna bryza szeleszcząca pomiędzy koronami prawie nagich drzew. Barwione na czerwono, żółto i pomarańczowo światło zachodzącego słońca jaśniało między drzewami, sprawiając, że panująca atmosfera wydawała się niesamowicie spokojna, tworząc długie cienie na ziemi.
Nie ruszając się, Taehyung kucał za dużym pniem powalonego drzewa pokrytym mchem i paprociami. Jego oczy były czujne, a uszy rejestrowały nawet najmniejszy dźwięk w otoczeniu. Jego ubrane w skórę nogi były na krawędzi zapadnięcia w sen z powodu niezręcznej pozycji, w której się znajdował, a końcówka kołczanu wbijała się niemiło w jego plecy.
Obok niego, w równie nieciekawej pozycji, klęczał jego kuzyn, Wonshik, spoglądający zza swojego ramienia na polanę otwierającą się około parę metrów przed nimi, prawie nie mrugając, nie ruszając się.
Taehyung nawiązał kontakt wzrokowy z Hakyeonem, liderem ich małej jednostki, siedzącym niedaleko za szerokim drzewem, który tylko posłał mu krótkie skinienie głową i kciuki w górę – sygnał, by ponownie zacząć ruszać do przodu.
Bez żadnego dźwięku Taehyung stanął prosto i zaczął się przemieszczać, kładąc jedną stopę przed drugą, stąpając po mokrej i miękkiej ściółce. Wonshik podążał zaraz za nim. Zacieśnił uścisk dookoła swojego prostego, czarnego łuku łowieckiego. Jego pozbawione palców skórzane rękawiczki były tak znoszone i zniszczone, że nie wydały żadnego odgłosu. Z luźno przewiązaną strzałą próbował uspokoić swój oddech jeszcze bardziej. Oddech, który pojawiał się w formie białego obłoku. Starał się także zniżyć dźwięki swojego ciała do minimum. Nie mogli ich zauważyć.
– Taehyung.
Głos jego ojca rozbrzmiał nisko w jego słuchawce, przez co prawie podskoczył i zaklął pod nosem, co było niesłyszalne dla wrażliwego mikrofonu po stronie jego twarzy.
– Słyszę cię – powiedział wystarczająco głośno, by inni łowcy go usłyszeli. Widział, jak Hakyeon, który wciąż był parę metrów przed nimi, zatrzymał się i odwrócił głowę, czekając na kontynuację od Jungho. Wonshik przystanął obok niego, wciąż obserwując ich otoczenie oraz słuchając uważnie swojego wuja.
Przez chwilę było kompletnie cicho.
– Wilk ruszył dalej na północ, około 200 metrów. Chcę, żebyście podeszli do niego od zachodu. Taekwoon, Sanghyuk i ja przyjdziemy ze wschodu.
Wzrok Taehyunga spoczął na Wonshiku, który patrzył na niego ze zmarszczonym czołem, najwidoczniej myśląc o tym samym, co on, lecz wciąż nic nie mówił. Hakyeon spojrzał na tę małą wymianę bez żadnej reakcji, z wyjątkiem małej zmarszczki powstającej między jego brwiami.
– Dlaczego nie możemy podążyć za nim z tyłu? Po co iść naokoło? Mógłby uciec, zanim w ogóle do niego dotrzemy. – Taehyung wyraził swoje zaniepokojenie, a Wonshik posłał mu kciuki w górę. – Prawie zgubiliśmy go dwie godziny temu, a teraz nareszcie jesteśmy wystarczająco blisko. Po co ryzykować? – W jego uchu rozbrzmiało niskie burknięcie, które Taehyung odebrał jako wyraz niezadowolenia ze strony ojca.
– Nie. Okrążymy go i zaatakujemy z obu stron. Daj mi znać, gdy będziesz na pozycji. Dam wam sygnał. To rozkaz, Taehyung, rozumiesz?
Oczywiście ton w jego głosie nie pozostawiał miejsca na żadne kłótnie, a Taehyung wiedział, iż – ze względu na lata łowieckiego doświadczenia – ta dyskusja skończyła się, zanim jeszcze się zaczęła. Nieważne było to, jak bardzo nie lubił lub nie zgadzał się z planem. Zrezygnował zatem z odpowiedzi, zagryzł dolną wargę i wyłączył mikrofon.
– Zrozumiano – powiedział zamiast niego Hakyeon, posyłając w jego stronę wzrok pełen dezaprobaty. Taehyung tylko przewrócił oczami, słysząc przez słuchawki, jak jego ojciec wydał pozytywny odgłos.
Wypracowanym ruchem wsunął nieużytą strzałę z powrotem do kołczanu i przekazał Hakyeonowi, by na nich zaczekał.
– Patrząc na twoją twarz, zgaduję, że nie pójdziemy naokoło – powiedział rzeczowo Wonshik, widząc, jak Taehyung wyłącza swój mikrofon dotykiem w ucho i powtórzył jego ruch. Taehyung spojrzał na niego z ponurą miną.
– Nie, to głupie – odparł niskim głosem. – Wiatr przybrał na sile i pochodzi z północy. Jeśli pójdziemy tak jak on, mamy mniejsze szanse na to, że wyłapie nasz zapach i usłyszy nasze kroki.
– Jeśli będziemy podążać za nim z tyłu, wiatr tak naprawdę przykryje nasze zapachy i zbyt głośne dźwięki – stwierdził Hakyeon. – I tak bardzo, jak nie chcę tego przyznać, to zgadzam się z tobą. Pójście naokoło tak naprawdę padnie na naszą niekorzyść. – Złapał strzałę z jej miejsca na jego plecach, nakazując Taehyungowi podejście do niego.
– Więc wciąż chcesz iść według jego planu? – spytał Taehyung z podniesioną brwią, a Hakyeon zaśmiał się cicho.
– Kto nauczył cię takiej bezczelności w stosunku do starszych, huh? – odrzekł Hakyeon, kręcąc głową. – Ale nie. Mimo że nienawidzę tego mówić, to chciałbym dzisiaj być w domu i zasnąć w swoim łóżku. Camping w lesie nigdy nie był moim ulubionym typem posłania.
Taehyung uśmiechnął się na to, a Wonshik parsknął.
– W takim razie chodźmy. Zabijmy wilka, a potem sami zostańmy zabici, ponieważ nie posłuchaliśmy twojego ojca. Znowu.
– Przypomnijcie mi, dlaczego przydzielono mnie do waszej dwójki? Nie zasługuję na to, jestem dobrą osobą – westchnął Hakyeon, a Wonshik zachichotał.
W pewnym stopniu każdy był przyzwyczajony do skłonności Taehyunga, by robić wszystko po swojemu, a on sam wiedział, że jego kuzyni nie mieli nic przeciwko. Jako najstarsi – Hakyeon i Taekwoon – narażeni byli na granicę szaleństwa z powodu jego zachowania, ponieważ Tae przez większość czasu miał inne pomysły na poradzenie sobie z różnymi rzeczami. Niestety były to bardziej niebezpieczne sposoby, lecz bardzo efektywne. A kiedy takie rzeczy działy się pod ich nadzorem, byli zmuszeni przyjąć na siebie złość Jungho, częściej niżby chcieli.
Ale, jako jego syn, Taehyung też musiał. Tak naprawdę zazwyczaj go to nie obchodziło. Nawet, jeśli rezultatem było fioletowe i opuchnięte oko lub rozcięta warga. Przez lata przyzwyczaił się do tego, a jego serce nie bolało już tak, jakby ktoś rozdzielał je na maleńkie kawałeczki za każdym razem, gdy wierzch dłoni spotykał się z jego twarzą.
– Macie takie szczęście, że kocham was wszystkich... – oświadczył Hakyeon, przewracając oczami, a Taehyung posłał mu serduszko zrobione z palców. Ten tylko machnął na niego ręką.
Powoli, by zapobiec jakiemukolwiek głośniejszemu dźwiękowi, poruszali się do przodu w kierunku, w którym odszedł wilk. Po chwili – około dziewięciu minut, jak policzył Tae – otaczały ich tylko odgłosy lasu, nic innego. Dziesięć lat bezlitosnego treningu nauczyło Taehyunga jak poruszać się przez las, bez wydawania ani jednego dźwięku – nawet chodząc po skrzypiącej, jesiennej ściółce. Musiał nauczyć się tego trudną drogą, więcej niż jeden raz.
Hakyeon zatrzymał się tak nagle, że obaj – Taeyung i Wonshik – wpadli prosto na niego. Prawie. Jego oczy podążyły za tymi kuzyna. Małe, lecz zaskoczone westchnięcie uciekło z jego ust.
Oto jest.
Duży, nieposkromiony szary wilk, stojący pośrodku drzew, ledwo dziesięć metrów od nich. Jasne umaszczenie jego futra rażąco kontrastowało z kolorowym jesiennym listowiem, a Taehyung zastanowił się, dlaczego nie zauważyli go wcześniej. Nie próbował jakoś szczególnie się ukryć. Może nawet w ogóle nie próbował. Dziwne.
Śledzili tego wilka prawie całe popołudnie. Parę dni wcześniej doszła do nich wiadomość o kobiecie zabitej w parku, w samym środku Seulu, kiedy szła z domu do pracy. Historia przedostała się do paru pomniejszych magazynów, z powodu swojej raczej agresywnej zawartości. Nieszczęśliwy wczesny biegacz znalazł jej zwłoki lub raczej kawałki jej ciała porozrzucane po betonie.
To się nie zgadzało. Cała ta historia wydała się Taehyungowi jakaś dziwna, skoro wilki, szczególnie te, które były Zmiennymi, normalnie nie rozrywały tak swojej ofiary. W większości przypadków pojedynczy, dobrze wymierzony cios w gardło wystarczał. Ale to? Nie.
Poza tym ludzkie ofiary? One były jeszcze bardziej rzadkie, z powodu tego, że ludzka część Zmiennych przeważnie powstrzymywała ich od bezsensownej przemocy. Szczególnie tych żyjących w ludzkim świecie, w tym wypadku w środku Seulu. Więc było to trochę zaskakujące, że nie musieli wyjeżdżać za daleko na ziemie otaczające Seul, a zamiast tego udali się centralnie do miasta i wprost na górskie ścieżki, otaczające górę Namsan.
Mieli nadzieję, że nie wpadną na żadnych wspinaczy lub turystów.
Taehyung przyzwyczaił się do polowania na wilki na polach uprawnych, zagrażających bydłu czy innym domowym zwierzętom. Przeważnie byli to dzicy Zmienni, watahy, które nie stosowały się do zasad społeczeństwa, Zmienni, którzy odłączyli się od swojej ludzkiej natury dawno temu. Rzadko w swoim planie mieli martwych ludzi.
Taehyung pokręcił głową, by oczyścić swoje myśli, skupić się na teraźniejszej sytuacji. Przywołał Hakyeona i Wonshika do małej formacji kamieni, prawie dotykających jego klatki. Wciąż spoglądali przez krawędź naturalnej ściany, nie spuszczając wilka z oka. Nagle zaczął się ruszać szalenie, potykając się i skomląc, wreszcie opadając na ziemię, dysząc ciężko.
– Co on, do cholery, wyprawia? – spytał Wonshik, prawie niedosłyszalnie, ale Taehyung był wystarczająco blisko, by to usłyszeć, spoglądając na zwierzę z grymasem.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział, a jego usta ruszały się o wiele częściej niż uciekały z nich słowa, kiedy wilk uniósł swój łeb i na nowo zaczął skomleć. – Ale zachowuje się bardzo dziwne.
– Nie żartuj sobie.
– Drużyno 2, zeznania.
Tak jak parę minut temu, głos jego ojca dochodzi ze słuchawek. A Taehyung wiedział, że nie mógł mu teraz odpowiedzieć. Nie, jeśli chciał, żeby wilk usłyszał, że siedzieli mu na ogonie. I oczywiście ich mikrofony były wciąż wyłączone. Ale pech.
– Drużyno 2, odpowiedz mi!
Nagle wilk znów stał na łapach, dysząc i szczekając, kręcąc się w kółko, uderzając swoim łbem o każde drzewo w jego otoczeniu, jakby robił to specjalnie. Potem zatrzymał się. Jego uszy były postawione, a oczy prawie błyszczały się jasnym odcieniem żółtego.
Dziwne. Przeważnie oczy Bety były koloru ciepłego złota. Coś było nie tak z tym wilkiem, poczynając od jego dziwnego, wręcz szaleńczego zachowania, na niezdrowych, żółtych oczach kończąc. Dotąd Taehyung nigdy czegoś takiego nie widział i był bardziej niż troszeczkę tym zniechęcony.
– Taehyung, słyszysz mnie?
To co działo się później, było praktycznie przesądzone, jeszcze zanim się zaczęło. Było kwestią kilku sekund. Wilk natychmiast odwrócił swój łeb w ich kierunku, węsząc i zaczynając nisko warczeć. Następnie wydał z siebie wstrząsające wycie, a potem ruszył w ich stronę.
Wonshik wysyczał ciche "Cholera!" przez zaciśnięte zęby, podczas gdy Taehyung wyciągnął strzałę z kołczanu i przyczepił ją do łuku. Pamięć ciała uwolniła go od myślenia o tym, co musiał robić, jego kończyny ruszały się automatycznie.
Tak jakby ich otoczenie nagle zwolniło, Taehyung wstał do swojej normalnej wysokości i przyciągnął do siebie strunę, naprężając ją w momencie, w którym wielki wilk użył swych łap, by odbić się od ziemi, skacząc w ich kierunku.
Z wyćwiczoną łatwością Taehyung wycelował z jednym zamkniętym okiem i wypuścił strzałę, trzymając oddech w płucach. Patrzył na strzałę, elegancką i czarną, ze srebrnym czubkiem i miękkimi ciemnymi piórami na końcu, jak leciała przez niebo i uderzyła wilka prosto pomiędzy oczy z głośnym stuk.
Właśnie wtedy, kiedy Taehyung wypuścił powietrze, które wciąż wstrzymywał, czas zdawał się znów biec w swoim normalnym tempie. Ciało wilka uderzył o formację z kamieni z wykręcającym wnętrzności dźwiękiem, idealnie pomiędzy trzema łowcami.
– Niezły strzał – powiedział Wonshik po chwili stania w kompletnej ciszy, obserwując martwego wilka. Taehyung tylko wzruszył ramionami i nałożył resztę strzał z powrotem na plecy.
– Obedrze cię żywcem ze skóry – oznajmił Hakyeon, przecierając twarz dłonią. – My także jesteśmy martwi, więc, żebyś wiedział, nasza krew też jest na twoich dłoniach.
Jakby na zawołanie ich słuchawki zaczęły ponownie brzęczeć, a głos Jungho, podszyty gniewem, dotarł do nich przez połączenie.
– Drużyno 2. Odpowiedz mi. Teraz.
Taehyung powstrzymał chęć przewrócenia oczami i z powrotem włączył mikrofon.
– Tak, słyszymy cię.
Przez kilka minut panowała cisza, a jedynym, co słyszeli, były gniewne oddechy Jungho. Właśnie wtedy Taehyung zauważył, że nie słyszał, żeby Taekwoon czy Sanghyuk cokolwiek mówili od czasu, gdy rozdzielili się godzinę temu, a ta dwójka podążyła za Jungho.
– Co się stało? – Wzburzony głos jego ojca przebił się przez słuchawki, a przez wydźwięk tych słów można było się domyślić, że zaciskał zęby.
Taehyung wziął głęboki oddech. Wonshik posłał mu wzrok, który ociekał empatią, ale w tym samym czasie mówił mu, że to on narobił bałaganu, po którym musi teraz posprzątać. Taehyung stwierdził, że pokazanie swojemu kuzynowi środkowego palca, mimo tego, że jego kuzyn nie próbował powstrzymać go przed sprzeciwieniem się ojcu, nie był najlepszym pomysłem. Również Hakyeon prawiłby mu niekończące się kazanie.
– Podążyliśmy za wilkiem na północ i zabiliśmy go – oświadczył Taehyung i ponownie założył kołczan na plecy.
I znów, cisza. Słońce prawie całkowicie zaszło, las dookoła nich wciąż był delikatnie rozświetlony różami i fioletami jego promieni. Krew wilka stała się prawie czarna na skale pod nim.
– Podążyliście za nim na północ. I zabiliście go.
Nawet, jeśli oczywiście nie było to pytanie, Taehyung odpowiedział krótkim "Tak."
Już w tym momencie przygotował się na nieuniknione skopanie tyłka, które jednak nigdy nie nadeszło. Zamiast tego cisza trwała dalej.
– Idźcie na północny-zachód przez około 300 metrów. Zabierzcie wilka ze sobą. Tam się spotkamy. Sungjin będzie tam czekać z furgonetką.
Kiedy Taehyung nie odpowiedział, bo zamrugał zaskoczony, patrząc się w las, Wonshik zebrał całą swoją odwagę i wypowiedział krótkie:
– Będziemy tam.
– To nie zapowiada się dobrze, Taehyungie – odzywa się po chwili zastanowienia. Resztę zdania pozostawił niewypowiedzianą, unoszącą się w powietrzu pomiędzy nimi, a Taehyung jeszcze raz wzruszył ramionami. Hakyeon posyłał mu takie spojrzenie, jakby cały ciężar świata został złożony na jego barki.
Ale Taehyung czuł się dziwnie spokojny, prawie nie obchodziło go to wszystko. Po tym, jak jego mama zmarła tyle lat temu, poznał gwałtowne usposobienie swojego ojca. To nie byłby pierwszy raz, kiedy krzyczał na Taehyunga, a już na pewno nie ostatni.
– Nic z tym nie zrobisz – wymamrotał, a potem wskazał na zwierzaka leżącego przed nimi. – Poruszmy tego wielkiego kolegę.
☾
Nawet z ciałem wilka ważącym więcej niż ich trójka razem wzięta, Taehyung, Hakyeon i Wonshik docierają do furgonetki przed pozostałymi. Z ramionami założonymi przed klatką piersiową, Kim Sungjin, młodszy brat Jungho i ojciec Wonshika, opierał się o maskę, z uśmieszkiem na twarzy patrząc, jak ciągnęli martwego wilka.
– Dobrze się bawicie, kobietki?
Z potem spływającym po boku jego twarzy, brudzącym czarną bluzę pod skórzaną kurtką i sprawiając, że przyklejała się do każdego możliwego miejsca na jego skórze, Taehyung nie miał tak naprawdę ochoty odpowiadać na to pytanie. Jego usta wykręciły się w grymasie. Wonshik wcale nie miał się lepiej, tylko burknął, zamiast odpowiedzieć normalnym zdaniem, a jego twarz była czerwona. Hakyeon powstrzymał się od zareagowania. Wiedział, że Sungjin nie lubił, kiedy przeklinali.
Sungjin przeszedł dookoła furgonetki i otworzył drzwi na pakę. Wspólnymi siłami rzucili wilka na pustą przestrzeń pick-up'a. Wiedzieli, jak to robić, bo wykonywali to już tyle razy, że Taehyung stracił rachubę w liczeniu.
Na początku coś czuł, widząc martwe ciała wilków, które zabijali, w drodze powrotnej do furgonetki jego wuja. Niegdyś powodowało to pewne wzburzone uczucie zbierające się w jego żołądku, a on sam czuł się tak, jakby ktoś wrzucił stos kamieni do jego wnętrzności.
Taehyung miał 16 lat, kiedy pierwszy raz zabił. Betę. O białym futrze, prawie niewidocznym w śniegu. Ale wytropili go, a jego ojciec wydał mu rozkaz, by strzelać. I zrobił to. Mimo tego, że jego ręce trzęsły się i pociły się strasznie w zimnie, był to czysty strzał, raniący zwierzę za pierwszym razem.
Gdy siedział, płacząc na tylnym siedzeniu pomiędzy Hakyeonem a Taekwoonem, jego ojciec nawet nie patrzył na niego, gdy krzyczał z miejsca pasażera, aby "Zmężniał!" i "Nie zapominał, co zrobili jego matce" oraz by "Przestał, kurwa, płakać!". Jedyną rzeczą, która powstrzymywała go przed kompletnym załamaniem się, była delikatna dłoń Hakyeona, uspokajająco ściskająca jego ramię.
Po tym Taehyung już nigdy nie płakał po zabiciu. Wciąż czuł to uczucie lęku zalewające go, gdy celował z łuku lub kiedy podrzynał gardła długim nożem bezpiecznie przymocowanym do swojego uda.
Lata zajęło mu nauczenie się spać bez światła.
Zawsze czuł się tak, jakby ktoś uderzył go prosto w brzuch, gdy widział zwłoki na pace samochodu. Lecz to uczucie wyblakło przez lata. Kiedy zerkał na nie obecnie, nie odczuwał niczego.
Tak jak teraz, kiedy stał na pace z plastikowym materiałem w dłoniach, patrząc na nieruchomego, srebrnego wilka. Strzała wciąż tkwiła w jego głowie. A Taehyung był obojętny.
– Tae. – Głos Wonshika przeciął się przez prawie statyczną ciszę w jego głowie, a Taehyung spojrzał na niego, lecz jego kuzyn tylko kiwnął głową, pokazując nią i oczami na coś znajdującego się za nimi. I oczywiście, kiedy Taehyung się obrócił, zauważył, jak jego ojciec wychodził z lasu, a Taekwoon i Sanghyuk podążali za nim z minami wyrażającymi ból i niepokój.
Z mistrzowską płynnością Taehyung przykrył wilka plastikowym materiałem, a potem zeskoczył na ziemię, wypuszczając powietrze, kiedy jego stopy uderzyły o miękką glebę. Potem udawał, że był zajęty swoim jednorazowym łukiem i kołczanem z boku furgonetki.
Słońca już prawie w ogóle nie było widać.
Tak jak oczekiwał, ojciec zatrzymał się zaraz przed nim, a przygniatająca obecność jego figury była prawie niemożliwa do zignorowania. Taehyung starał się to zrobić, bez żadnego sukcesu, ponieważ nagle został złapany za ramiona i pchnięty prosto na samochód. Kątem oka widział innych oddalających się o dwa metry, udających, że nic nie słyszeli, ani nie widzieli. Taehyung nie mógł być na nich zły. Nie zdołaliby zrobić nic, żeby mu pomóc.
Ignorując ból emanujący z jego ramienia, Tae popatrzył na ojca wyzywająco zza swojej jasnobrązowej grzywki. Jego twarzy wyrażała głęboki grymas. Twarz Jungho to wykrzywiona maska złości, a Taehyung wiedział, że o wiele więcej działo się pod nią. Cienka warstwa opanowania prawie rozdzierała się z powodu napięcia.
– Myślałeś, że co robisz? – Głos Jungho był jak nóż zanurzony w truciźnie, zagrażający pocięciem skóry Taehyunga. Zawsze udawało się mu wywołać w nim ten sam rodzaj strachu, sprawiający, że jego ciało się spinało, a serce zaczynało pracować na wyższych obrotach.
– Zabijam wilka – odpowiedział później, próbując wyrównać swój głos i sprawić, by brzmiał pewnie, przełykając gulę w gardle, suchą jak papier ścierny. – Tak, jak tego chciałeś.
Oczywiście Taehyung miał świadomość, że nie chodziło o wilka. W końcu on już nie żył, a to było ich głównym celem od samego początku. Przynajmniej tak wyraził się jego ojciec.
– Wiesz, że to nie przez tego cholernego kundla – warknął Jungho i ścisnął ramiona Tae jeszcze bardziej, mocno przyciskając go do metalu. – Wiesz to cholernie dobrze, Taehyung.
Zimno w głosie jego ojca sprawia, że chłopak odwrócił swój wzrok i spoglądał w nadciągającą ciemność lasu, a serce wciąż galopowało w jego piersi.
– Wilk nie żyje – powiedział ponownie, nadal nie patrząc mężczyźnie w oczy. Słyszał szum krwi w uszach, a jego ramiona zaczynały boleć. Prawie czuł siniaki, które z pewnością pojawią się rano. – Nie widzę problemu.
– Ale go znasz, Taehyung! – Krzyknął Jungho, a jego głos rozniósł się po lesie, przeganiając stado ptaków z pobliskiego drzewa. – Wiesz cholernie dobrze o tym, że nie posłuchałeś mojego rozkazu.
– Tak, ponieważ był cholernie głupi i nieskuteczny–
Dźwięk ubranej w skórę ręki Jungho spotykającej się z polikiem Taehyunga rozbrzmiał w nocy, a ostry odgłos przedarł się przez ciemność. Z powodu siły głowa chłopaka odwróciła się w bok, a on sam ostro wciągnął powietrze, gdy palący ból rozszedł się po jego twarzy. Czuł krew w buzi.
– Jak śmiesz tak się do mnie odzywać – wysyczał Jungho i złapał Taehyunga za klapy jego kurtki, ponownie wciskając go w bok furgonetki, prawie unosząc go nad ziemię. – Jak śmiesz mnie nie szanować, swojego ojca, ty–
Jungho nagle umilkł, powstrzymany przez dłoń Sungjina na swoim ramieniu. Starszy odwrócił głowę. Jego brat spoglądał na niego ze zmarszczonymi brwiami. Przez parę chwil wyglądało na to, że przeprowadzają między sobą cichą konwersację, taką, której Taehyung nie mógł rozczytać. Ale zdawało się to działać na jego korzyść, ponieważ po kolejnych paru napiętych momentach, Jungho puścił Tae, już nic nie mówiąc. Odwrócił się na pięcie, po czym usiadł na miejscu pasażera. Zamknął drzwi z większą siłą niż potrzeba, a Taehyung wzdrygnął się na ten dźwięk.
Kiedy wiedział, że ojciec nie był w stanie go usłyszeć, pozwolił głowie opaść do tyłu i jęknął, krzywiąc się z bólu rozpościerającego się po jego poliku przez ramiona. Zamknął oczy i pozwolił zimnemu, wieczornemu powietrzu pieścić swoje bolące ciało.
Sungjin położył rękę na jego ramieniu, a jego wzrok szybko znalazł się na twarzy młodego mężczyzny.
– Wszystko w porządku? – zapytał w końcu, patrząc na swojego bratanka ze szczerym zmartwieniem. Taehyung wyprostował szyję i spojrzał na wuja zmęczonymi oczami. A potem wzruszył ramionami. Wydałoby się, że robił to za często, jeśli chodzi o wybuchy furii jego ojca.
– Prawdopodobnie będę żył.
– Dobrze. – Sungjin klepnął go zachęcająco w plecy. – Jedźmy do domu. Jutro masz swój pierwszy dzień w pracy.
Taehyung stęknął na to, ponownie odrzucając głowę do tyłu i zamykając oczy.
– Proszę, nie przypominaj mi o tym...
Sungjin tylko się zaśmiał.
Trochę to przerażające, jak bardzo wszyscy przyzwyczaili się do tego, jak Taehyunga traktował jego ojciec. Jak mogli od razu wprowadzić lżejszy nastrój po tym, gdy został uderzony w twarz parę minut wcześniej. Ale to dobrze, pomyślał Taehyung. Dobrze. Im mniej musiał o tym myśleć, tym lepiej.
W końcu pieczenie na poliku było wystarczającym przypomnieniem.
☾
– To dopiero pierwszy dzień pracy i jeszcze nic nie musieliśmy robić, ale już tak trochę tęsknię za uczelnią – powiedział Sanghyuk i bez entuzjazmu wepchnął ryż do buzi. Siedzący obok niego Taehyung tylko burknął w geście zgodzenia się, gdyż ta wczesna godzina, szósta rano, tak naprawdę nie była jego preferowanym czasem na pobudkę.
– Jesteśmy teraz dorośli – oznajmił, nakładając sobie więcej gulaszu. – Teraz będzie jeszcze mniej zabawnie niż przedtem.
– Cóż... – zaczął Wonshik, przewijając coś na telefonie. – Tak jak głęboko sięgają moje informacje, jestem przekonany, że przez te parę lat wiele razy się bawiliście.
Hongbin prychnął w swoją miskę, prawie krztusząc się swoim ryżem, dopóki siedzący obok niego Jaehwan nie poklepał go serdecznie w plecy.
To trochę dziwne, że siedzieli tak razem, jedząc śniadanie. Było to zjawiskiem dziejącym się tylko dwa lub trzy razy w roku. I oczywiście, Jungho oraz Sungjin byli nieobecni, prawie nigdy nie dołączali do młodszych, wiecznie pracując.
Taehyung nie miał nic przeciwko. Wolał towarzystwo dosłownie każdego niż ponurą obecność swojego ojca. A jedzenie śniadania ze wszystkimi kuzynami, tymi z więzów krwi, jak i zaadoptowanymi, było całkiem przyjemne. Szczególnie odkąd był na końcu hierarchii wiekowej, dzieląc się tym miejscem z Sanghyukiem. A bycie najmłodszym zawsze znaczyło bycie chronionym i rozpieszczanym aż do śmierci. Z czym Taehyung mógł się całkowicie pogodzić.
Nie mógł także czuć się urażony sugestią Wonshika na temat tego, że na uczelni prowadził całkiem rozwiązłe życie. Ponieważ po pierwsze, to prawda, a po drugie, nie wstydził się tego. Wszystko, by w jego ojcu zagotowała się krew. A skoro żaden z nich nie mógł mieszkać w akademiku, jednak musiał wciąż żyć w domu, Taehyung brał z tego garściami. A jeśli znaczyło to zmienianie partnerów co tydzień lub dwa tygodnie, niech tak będzie.
– Więc, co się stało wczoraj? – Spytał Sanghyuk, kładąc pałeczki obok pustej miski. – Wuj Jungho był trochę... wkurzony.
– Cóż, jak myślisz, co się stało? – Burknął Hakyeon, z ponurą miną żując swój ryż. – Nie podążył za rozkazami wuja i wciągnął w to i mnie, i Wonshika.
– Ale nie widziałem, by was też uderzył, więc chyba wszystko z wami w porządku – powiedział Taehyung, a jego głos był płaski, gdy patrzył na Hakyeona obojętnie. Starszy wyglądał tak, jakby chciał się kłócić, ale nie rzekł nic, tylko ściągnął brwi.
– Musisz przestać to robić, Taehyung-ah – powiedział Taekwoon, jego ciepły głos podążył przez stół i obaj, Taehyung i Hakyeon, przerwali swój pojedynek na wzrok. – Wiem, że lubisz go prowokować, ale pewnego dnia to odwróci się przeciwko tobie.
Taehyung wiedział, że Taekwoon ma rację. Miał świadomość tego, co działo się, kiedy Jungho kompletnie tracił swoją cierpliwość. Tak już się stało.
Westchnął, przecierając swoje, wciąż opuchnięte z powodu braku snu, oczy.
– Wiem, hyung – odparł. – Ja po prostu... nie mogę sobie z nim poradzić.
Nie powiedział nic więcej, gdyż nie wiedział, co dodać. A Taekwoon zrozumiał. Był to jeden z jego najstarszych kuzynów, cichy i skryty przez większość czasu, ale zacięty w boju i ciężko pracujący. I on, i Hakyeon dołączyli do klanu, gdy byli jeszcze bardzo młodzi, osieroceni, po tym, jak ich rodziny zostały wyplenione przez watahę samotnych wilków.
Byli trochę smutną grupą, tak jak zawsze. To przeznaczenie łowcy. Dorastający jako sierota lub z tylko jednym rodzicem, wychowywany przez innych łowców, umierający młodo. To równanie, które dobrze znali. Tylko garstka łowców miała na tyle szczęścia, by dożyć sędziwego wieku, nawet jeśli Taehyung nie był pewien, czy wyraz ''szczęśliwy'' był tym, którego użyłby w tym kontekście.
Zatem Taehyung i Wonshik byli jedynymi z ich hołoty, którzy mieli przynajmniej jednego rodzica. Mama Wonshika umarła parę lat temu. Jaehwan i Hongbin, bracia, byli dziećmi siostry Sungjina. Ona i jej mąż zostali zabici, kiedy chłopcy wciąż byli mali.
Sanghyuk był jedynym dzieckiem byłego związku łowców, również martwych, jednak ich rodzina była częścią klanu od pokoleń.
Żaden z nich tak naprawdę nie lubił tego, co robili. Ich całe życie było zadedykowane klanowi, trenując, by stać się jednym z nich, gdy tylko skończyli trzynaście lat. Potem – po skończeniu szkoły i pójściu na studia – otrzymywali stopień naukowy w dziedzinie, która pomagałaby w polowaniu. Seulski klan zawsze był powiązany z pracą policjantów, więc jedynym normalnym rozwiązaniem dla Taehyunga było szukanie kariery w tym kierunku. Zawsze chciał tworzyć sztukę, jednak ojciec posłał go na sądownictwo karne. Jego przyszłością było zostanie oficerem śledczym do spraw kryminalnych. Właśnie dzięki temu mieli łatwy dostęp do wszystkiego, co było powiązane z atakami wilków, tak mówił jego ojciec. I właśnie tym będzie od dzisiaj. Oficerem śledczym.
Taehyung westchnął ponownie i spojrzał na swoich sprzeczających się kuzynów. Taekwoon i Hakyeon byli częścią wydziału o grupach śledczych. Jaehwan był specjalistą sądowym, jedynym z nich, którego cieszyło to, co robił. Hongbin i Sanghyuk byli tymi, którzy musieli zostać wyszkoleni na normalnych oficerów policyjnych, a Wonshika i Taehyunga przeszkolono na oficerów śledczych do spraw kryminalnych.
Znajdowali się w, jak dla nich, najważniejszych oddziałach, podczas gdy jego ojciec był nadinspektorem. Pozycja siły. Taehyung nie był pewien, czy to dobra rzecz.
Serdecznie klapnięcie w ramię od Wonshika wyrywało Taehyunga z przemyśleń.
– Gotowy na swój pierwszy dzień? – spytał łowca z szerokim uśmiechem na ustach, a Taehyung spróbował zrobić to samo, jednak jego mięśnie twarzy nie chciały współpracować.
– Chyba bardziej już nie będę – odpowiedział i włożył swoje puste naczynia do zlewu. Ktoś to na pewno umyje. Może wieczorem. Może jutro. Nie rozmyślał nad tym, kiedy podążył za innymi do garażu, gdzie wcisnęli się w dwa małe samochody i wyjechali w godzinną podróż do centrum miasta.
☾
– Więc, jak ci idzie, mój kochany kuzynie?
Wonshik usiadł na biurku Taehyunga, w miejscu, które nie było zagracone papierami i plikami. Z niezobowiązującym burknięciem Taehyung spojrzał na niego. Jego twarz była wykrzywiona w wyrazie, który przypomina albo agonię, albo znudzenie. Lub oba.
– To dobrze, co? – Powiedział z uśmiechem i klepie drugiego chłopaka po plecach.
– Tak, ekstra, bawię się jak jeszcze nigdy.
Większość swojego pierwszego dnia jako oficer śledczy Taehyung spędził w Agencji Policyjnej Metropolii Seulskiej odwalając papierkową robotę. Kopiując, wypełniając dokumenty, drąc, robiąc kawę, będąc chłopcem na posyłki. Jego dopiero co przyznane biurko już było pokryte górami teczek i pojedynczych papierów, a poziom jego irytacji przekroczył normę.
Nie był stworzony do takiej pracy, siedząc cały dzień bez żadnego prawdziwego, widocznego postępu, robiąc tą samą rzecz w kółko. Minęło pięć godzin i trzydzieści minut od czasu, gdy zaczął swoją syzyfową pracę, a już chciał odejść na emeryturę.
– Cóż, to twój pierwszy dzień. Jesteś żółtodziobem wszystkich żółtodziobów, więc weź się w garść, mistrzuniu. – Kolejne klepnięcie w plecy i tym razem Taehyung upadł na górę dokumentów przed sobą.
W rzeczywistości, jeśli ma być kompletnie szczery, był całkiem zadowolony z pracy jako niewolnik przez jakiś czas.
Nigdy w życiu nie przyznałby tego przed Wonshikiem, ale kiedy wszedł dzisiaj rano do biura, spoczęło na nim więcej wrogich niż przyjaznych oczu. Taehyung nie miał tego za złe swoim kolegom z pracy. Dopiero co skończył studia z dyplomem z sądownictwa karnego, tak jak chciał tego jego ojciec, i zamiast zaczynać jako normalny oficer policyjny, jak każdy z nich przedtem, tak od zaraz został zatrudniony jako śledczy do spraw kryminalnych.
Nie musiał przechodzić przez to całe bycie normalnym gliną, patrolującym miasto w policyjnym wozie, który pachniał jak kawa i świeże pączki. Powodem był, oczywiście, jego ojciec. Kim Jungho, dowódca Wydziału Zabójstw.
I tak, Taehyung nie lubił nepotyzmu tak samo, jak inni. Ale nie miał za wielkiego wyboru, tak jak przez większość swojego życia.
– Dasz radę, Tae–Tae – powiedział Wonshik i zmierzwił jego włosy w geście, który miał dodać mu otuchy. – Tak będzie tylko przez parę dni, a potem dostaniesz prawdziwą pracę.
Taehyung wypuścił powietrze i przeczesał dłonią swoje zmierzwione włosy.
– Jestem w pracy od 13 roku życia, wiesz o tym. Przynajmniej teraz będą mi za to płacić.
– Racja – zgodził się Wonshik. – Ale jeśli spojrzysz na to uważnie, to właściwie podwójna praca.
To prawda. Taehyung wiedział o tym za dobrze, że tak długo, jak istnieli łowcy, pracowali jako część władz lokalnych. Jego ojciec i wuja mówili mu o tym zbyt często. A ten zwyczaj przetrwał czas, dając łowcom możliwość bycia w centrum. Z ojcem Taehyunga, jako głową działu było to jeszcze bardziej wygodne, ponieważ mógł rozdzielać pracę tak, jak chciał, szczególnie, kiedy wiedział, że była ona połączona z wilkami.
Przez wieki łowcy wypracowali odpowiednio zbudowany system posiadania swoich oczu i uszu tam, gdzie musiały być, pozostając niezauważalnymi i pracując w cieniu, by chronić ludzi.
Przynajmniej tak myślał Taehyung o tym, co robili, kiedy jego ojciec powtarzał mu to w kółko przez ostatnie 13 lat. Mówił mu to prawie każdego dnia, od momentu śmierci jego matki.
Taehyung pozwolił swojej głowie opaść na biurko przed nim.
– Później mamy spotkanie, prawda?
– Tak – odpowiedział Wonshik. – Twój tata da nam krótkie przemówienie o tym, co stało się w zeszłym tygodniu. Nie za bardzo różni się od tych, które wygłasza w domu. – Ostatnią część powiedział niskim, cichym głosem.
– Brzmi jak zabawa – nadeszła odpowiedź Taehyunga, zniekształcona przez drewno biurka.
☾
Po przerwie na lunch połowa wydziału Taehyunga, czyli ci, którzy nie byli na wewnątrz lub nie czekali na nadchodzące wydarzenia, spotkała się w jednym z pokoi konferencyjnych. Pokój był czysty i pusty, tak jak reszta budynku. Białe ściany, szare dywany, parę rzędów stołów i proste czarne krzesła, stół na samym przodzie, projektor na suficie. Westchnięcie opuściło usta Taehyunga, kiedy usiadł obok Wonshika, dokładnie na końcu drugiego rzędu.
Mężczyźni i kobiety z ich wydziału już rozsiali się po pokoju, niektórzy sprawdzali pliki, inni korzystali z telefonów, a niektórzy wyglądali tak, jakby byli gotowi do wczołgania się pod krzesło, położenia się w pozycji embrionalnej i pogrążenia się we śnie. Taehyung z całą pewnością należał do tych ostatnich.
– Mogłeś mnie uprzedzić – powiedział po umiejscowieniu się na jednym z krzeseł, rzucając spojrzenie swojemu kuzynowi.
– O czym? – spytał mężczyzna. Taehyung pogłaskał swój brzuch i wykrzywił twarz, a kąciki jego ust były wygięte w dół w przesadzonym grymasie.
– O tym, że jedzenie w kafeterii jest trucizną o zawyżonej cenie.
Wonshik odpowiedział śmiechem, który zniknął zaraz po tym, jak ojciec Taehyunga wszedł do pokoju konferencyjnego. Wszyscy nagle ucichli. Wciąż słychać było szuranie nóg ludzi, którzy zajmowali miejsca, podczas gdy Jungho usiadł przed nimi przy pojedynczym biurku, włączając projektor pilotem i otwierając pokaz slajdów na laptopie stojącym na szarej powierzchni.
– Mamy poważny problem – zaczął, bez żadnego wstępu czy powitania. Taehyung musiał powstrzymać śmiech. Tak. Jego kuzyn miał rację. Było tak jak na spotkaniach w domu. Bezdusznie, obojętnie, chłodno. Lub nawet jeszcze gorzej. Jungho ani razu nie spojrzał w ich kierunku, wydawał się nie uznawać ich obecności.
– Jak pamiętacie z zeszłego tygodnia, mieliśmy wiele ataków zwierząt w parkach i dookoła obszarów leśnych na przedmieściach.
Klika parę przycisków, a na ścianie za nim pojawia się slajd z paroma fotografiami ze scen zbrodni. Mimo tego, że Taehyung przyzwyczaił się do takich widoków, z trudem przełknął ślinę, kiedy popatrzył na zdjęcia ofiar. Krwawe. Okaleczone. Rozerwane prawie nie do poznania. Z tak wielką ilością krwi.
– Aż do dzisiaj mieliśmy czternaście takich ataków, tylko w tym miesiącu, a ani jedna sprawa w żadnym stopniu nie ruszyła do przodu – kontynuował Jungho, widocznie nieporuszony obrazami. – I możecie pytać siebie, dlaczego musimy dyskutować o tym tutaj, w wydziale zabójstw, podczas gdy są to sprawy ataków zwierząt, co zostało potwierdzone przez kryminologów.
Kolejny slajd, tym razem z innymi zdjęciami dowodów, zbliżeniami śladów w błocie, podartymi kawałkami ubrań, kawałkami skóry pod krwawymi paznokciami.
– Jak widzicie, zamieszani w to mogli być także ludzcy przestępcy, co sprawia, że każda zbrodnia pasuje do naszego oddziału.
Taehyung i Wonshik wymienili się spojrzeniami. Obaj wiedzieli, że tak, to była prawda. Ale nie w taki sposób, o którym inni detektywi i śledczy, ci, którzy nie byli łowcami, mogli myśleć.
– Niektóre z tych spraw – kontynuował Jungho – już zostały przydzielone członkowi naszego oddziału, inne są wciąż w toku. Jakiś czas po tym spotkaniu poinformuję was, czy nad jakąś z tych spraw pracujecie. – Potem pojawiał się kolejny slajd, tym razem ze zdjęciami mężczyzn, kobiet, nastolatków – ludzi, którzy zaginęli, jak głosił pogrubiony tytuł.
– Ponadto mamy teraz dwudziestu zaginionych ludzi. Wszyscy zostali zgłoszeni w ciągu ostatnich czterech miesięcy.
Nagle po pokoju rozeszły się niskie szepty, a Taehyung delikatnie pochylił się w stronę Wonshika, mimo tego jego oczy nie odrywały się od poważnej twarzy ojca.
– Dwadzieścia ludzi – wyszeptał i jeszcze raz spojrzał na zdjęcia dostarczone przez rodzinę i przyjaciół zaginionych osób. – To trochę dużo, prawda?
– Tak – odpowiedział Wonshik tym samym tonem. – Ale jeszcze nie jesteśmy pewni, czy to... nasza sprawa.
Taehyung kiwnął powoli głową. Jego ojciec odkaszlnął, a na sali ponownie zapadła cisza.
– Ci ludzie zniknęli z różnych miejsc w mieście, wszyscy podczas godzin wieczornych. Oni będą najwyższym priorytetem, a ja przydzielę więcej ludzi do tych spraw, gdyż w tym momencie musimy mieć przewodniczącego w każdej z nich.
Przesunął wzrokiem po obecnych ludziach i zatrzymał go na Taehyungu, który patrzył na niego pewnie, próbując nie mrugać, utrzymując swoją twarz tak bardzo bez wyrazu, jak tylko potrafił.
– To dość rozczarowujące – zaczął ponownie Jungho, a Taehyung odwrócił wzrok, spojrzenie jego ojca zdawało się wypalać dziury w jego czaszce. – Są wskazówki, są ślady. Mamy informacje. Jednak wciąż nie dokonaliśmy ani jednego aresztowania dotyczącego tych spraw przez ostatnie dwa tygodnie. A wszystkie, które wykonaliśmy, okazały się być błędne. Oczekuję więcej. Szczególnie ze zwiększoną ilością siły roboczej.
Cisza, która zapadła w pokoju, była bardziej niż niekomfortowa. Taehyung kątem oka widział, jak ludzie ruszali się niespokojnie na krzesłach. Nikt się nie odzywał.
– Dobrze – powiedział Jungho po paru minutach, obserwując, jak detektywi kręcą się pod jego bacznym spojrzeniem. – Sprawy zostaną rozdane wam do popołudnia. Możecie odejść.
– Co to, do cholery, było? – zapytał Taehyung, kiedy jego ojciec opuścił pokój, zostawiając drzwi szeroko otwarte, a dookoła nich zaczęło się mamrotanie. Naprawdę nie musiał tłumaczyć tego, o co mu chodziło, mówiąc „to". Wonshik zrozumiał i spojrzał na niego z wymuszonym uśmiechem.
– To, Taehyungie, było spojrzeniem na twoją przyszłość.
Taehyung tylko przewrócił oczami. Marzył o tym, by być gdziekolwiek indziej, tylko nie tam. Preferowałby plażę o piasku białym jak śnieg, Hawaje albo Bali. Ale nie. Nieważne, jak bardzo się modlił, nie zniknął i nie pojawił się na plaży, w kąpielówkach i z Piña Coladą w dłoni.
– Przyzwyczaisz się – oznajmił Wonshik, ściskając ramiona chłopaka, który westchnął dramatycznie i opuścił głowę na stolik przed sobą.
☾
Kiedy później tego dnia Taehyung wszedł do biura swojego ojca, krótko przed końcem swojej zmiany, obaj, jego kuzyn i wuja, już na niego czekali, siedząc bezczynnie na krzesłach naprzeciwko biurka Jungho zrobionego z czarnego drewna.
– Wreszcie – mruknął Jungho pod nosem, a Taehyung zacisnął szczękę. Ale tak jak zawsze, nie rzekł nic. Po prostu podszedł bliżej i przysiadł na podłokietniku krzesła, na którym siedział Wonshik, bo żadne inne siedzenie nie było wolne.
Jungho patrzył na nich przez chwilę w ciszy, a potem zaczął mówić.
– Mam sprawę dla waszej trójki – oznajmił i rzucił przed nich cienki plik papierów. Sungjin podniósł go i przewertował jego zawartość.
– Im Minji, 27 lat. Znaleźli ją dzisiaj rano w parku w Gangnam i zidentyfikowali dzięki dowodowi osobistemu znalezionemu w jej torebce – kontynuował Jungho, a Sungjin zaczął rozkładać zdjęcia na biurku przed nimi. Obrazy zostały zrobione na miejscu zbrodni, przedstawiając zwłoki kobiety pod różnym kątem – jej pociętą twarz, brak ramienia, kałuże ciemnej krwi, kawałki ubrań rozrzuconych dookoła.
Znów Taehyung miał ochotę odwrócić wzrok. Ale nie mógł. Jungho mówił dalej tak, jakby nie widział tego, co było przed nim.
– Wydaje mi się, że to dobra okazja, by Taehyung zrozumiał procedury naszego oddziału. – Spojrzał na nich, odchylając się w swoim krześle z łokciami opartymi na podłokietnikach biurowego siedzenia i złączonymi dłońmi. – Chcę, żeby zaczął pracować w terenie całkowicie przygotowany tak szybko, jak to możliwe.
Sungjin pokiwał na to głową, najwidoczniej odpowiedzialny za trening Taehyunga. Dobrze, że go o tym uprzedzili.
– Poza tym – kontynuował – nie ma wątpliwości, że był to atak Zmiennego. Jeden, może dwa wilki. – Jego twarzy wykrzywiła się na sekundę, lecz było to prawie niewidoczne. – Tak naprawdę teraz to nie ma znaczenia. Znajdźcie to. Zabijcie. Pozbądźcie się trupa. Pokażcie Taehyungowi, jak napisać sprawozdanie tak, żeby brzmiało przekonująco.
Taehyung domyślił się, że właśnie tak to będzie działać. Odszukajcie sprawy powiązane ze Zmiennymi, którzy oszaleli, znajdźcie ich, zabijcie i sfałszujcie sprawozdanie, żeby władze wzięły to za prosty atak zwierzęcia. Może wściekłego psa.
A Jungho zawsze upewniał się, że te sprawy zostaną przydzielone łowcom w jego oddziale. Dyskrecja była kluczem w ich pracy.
Z nowymi instrukcjami w dłoni Taehyung prawie odczuł ulgę. Znajdzie się z dala od nużącej pracy biurowej i wścibskich oczu swoich nowych współpracowników, w otwartym świecie. Przynajmniej tak myślał.
Tymczasowo jego wuja zrujnował jego ulgę.
– Okay – powiedział Sungjin, kiedy znaleźli się na zewnątrz biura Jungho. – Mamy dużo do zrobienia, chłopcy.
– Jak my to... w ogóle zrobimy? – Spytał Taehyung i spojrzał na nich, zakładając ramiona na piersi, nagle czując się tak bardzo wyrwany ze swojego żywiołu, że prawie się bał. Aż do teraz zawsze wiedział, co zrobić. Jednak nastał temu koniec.
– Cóż... – zaczął Wonshik, przeczesując swoje czarne włosy. – Rozpoczynamy badaniem śladów, które mamy, a potem zaczniemy od tego pracę.
Słysząc to, Tae uniósł brew.
– Więc w sumie niezbyt różni się to od tego, co robilibyśmy normalnie, prawda?
– Ach – westchnął Sungjin i zaczął iść w stronę wind, nakazując im ruszyć za sobą. – Nie różni się to aż tak bardzo. Tylko większą ilością papierkowej roboty i sekretów.
– Ma sens – wymamrotał Taehyung, przywołując windę guzikiem.
Stali w ciszy, czekając na środek transportu. Sunhjin jeszcze raz przekartkował plik dotyczący sprawy, tym razem dokładniej. Winda pojawiła się z cichym ping.
– Och – mruknął jego wuja, gdy weszli do środka, a drzwi zamknęły się za nimi.
– Co? – Wonshik pochylił się, by spojrzeć na folder, ale jego tata pokręcił głową.
– Taehyung, musisz zejść do kostnicy i przynieść nam sprawozdanie z autopsji – powiedział i zerknął na bratanka. – Nie ma go z resztą dokumentów, więc wciąż musi być na dole.
Taehyung zamrugał parę razy, patrząc na swojego wuja z pytającym wyrazem twarzy.
– Okay?
– Nie martw się, Taetae – powiedział Wonshik, obejmując ramieniem jego szyję. – Nie jest trudna do znalezienia, nawet z twoim okropnym wyczuciem kierunku. Jaehwan jest na dole, więc po prostu spytaj go o to. Dasz radę.
Taehyung wbił palce w żebra Wonshika, dopóki jego kuzyn nie wydał z siebie oburzonego pisku.
Ale nie kłamał.
Kiedy Taehyung zszedł na ujemny poziom budynku, ujrzał znak zaraz koło przycisku windy, który wyraźnie głosił Kostnica. Wyszedł z windy prosto do jasno oświetlonego korytarza z podłogą pokrytą zielonym linoleum i ścianami pomalowanymi na niebiesko. Na końcu holu znajdowały się podwójne, szklane, oprawione w metal drzwi, teraz szeroko otwarte.
Taehyung przeszedł przez nie do kolejnego jasnego pomieszczenia. Było w nim parę dużych, chromowanych stołów z ruchomymi lampami nad nimi, a tylko jedno z nich było zajęte przez ciało do połowy przykrytego mężczyzny z otwartą klatką piersiową. Pod najdalszą ścianą znajdowały się ułożone rzędami biurka z komputerami i mikroskopami, książkami, plikami i rzeczami, których Taehyung nigdy przedtem nie widział.
– Cześć, mogę ci jakoś pomóc?
To zawstydzające, ale Taehyung delikatnie podskoczył, słysząc pytający głos, który rozbrzmiał za nim. Odciągnął oczy od zwłok na stole i odwrócił się, spotykając się twarzą w twarz z wysokim i wprawdzie bardzo przystojnym mężczyzną w białym kitlu.
– Uh – mruknął, a jego mózg nagle nie wiedział, po co w ogóle tutaj przyszedł. Odkaszlnął i zamrugał parę razy, prostując plecy. – Szukam Jaehwana?
Nie miał pojęcia, dlaczego słowa wyszły z jego ust jako zdanie pytające, ale drugi mężczyzna zachichotał z tego powodu, przeczesując ręką swoje gładkie, czarne włosy.
– Jaehwana nie ma tutaj w tej chwili – powiedział i przeszedł obok Taehyunga do stolika z otwartymi zwłokami. – Tak naprawdę wyszedł około dziesięć minut temu i nie wiem, kiedy wróci. Może mogę ci pomóc?
Popatrzył na chłopaka oczekująco, a Tae rozglądał się dookoła, zanim przypomniał sobie cel wizyty.
– Jestem z wydziału zabójstw i potrzebuję raportu z autopsji martwej kobiety z dzisiejszego ranka, Im Minji? – Ponownie wyszło to jako pytanie, ale zrozumienie malowało się na przystojnych rysach twarzy drugiego mężczyzny.
– Ach, tak, pamiętam – powiedział. – W sumie to dobrze, że spytałeś mnie, a nie Jaehwana, gdyż badałem jej ciało.
Usta Taehyunga ułożyły się w małe 'oh'. Pokiwał głową, podczas gdy mężczyzna przeszukiwał górę dokumentów, w końcu znajdując dużą kopertę z brązowego papieru. Podał ją Tae.
– Swoją drogą, jak masz na imię? Jeszcze cię tutaj nie widziałem – zapytał z miłym uśmiechem.
– Och, tak, jestem nowy – odparł Taehyung, a mężczyzna kiwnął głową w zrozumieniu. – Dzisiaj jest mój pierwszy dzień. Nazywam się Kim Taehyung i jestem detektywem śledczym, miło mi cię poznać. – Ukłonił się lekko. Mężczyzna ponownie się uśmiechnął, mrużąc przy tym oczy.
– Mi także miło cię poznać, Kim Taehyungu. Jestem Kim Seokjin. – Wskazał na swoją kartę identyfikacyjną, przypiętą do piersi na jego kitlu. – I jak mogłeś się domyśleć, jestem kryminologiem.
Przez chwilę między nimi trwała cisza, ale Seokjin szybko ją przerwał.
– Więc, Taehyung-ssi...
– Samo Taehyung wystarczy – wtrącił pośpiesznie, a Seokjin uśmiechnął się, tym razem unosząc brew.
– Dobrze, Taehyung – przytaknął, a potem wydawało się, że rozważał coś przez moment. – W takim razie mów mi Jin-hyung.
Taehyung pokiwał energicznie głową, a Seokjin zdawał się być zadowolony.
– Więc... – zaczął od nowa tam, gdzie przeszkodził mu młodszy. – Co myślisz o pracy dla SMPA*?
– Uh – burknął Taehyung, zbity z tropu, a potem wzruszył ramionami. – Jest okay, tak sądzę? Mam na myśli to, że większość czasu spędziłem robiąc papierkową robotę i służąc jako chłopiec na posyłki, ale mogło być gorzej?
Ponownie brzmiało to jak pytanie, przez co Tae mentalnie kopnął sam siebie. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Seokjin uśmiechnął się na to i założył świeżą parę gumowych rękawiczek.
– Z czasem będzie lepiej – rzekł i wziął metalową szpatułkę i skalpel z małego stolika z nierdzewnej stali, który był za nim. – Ale jak mi się wydaje, już przydzielono cię do sprawy?
Taehyung spojrzał na kopertę w swoich dłoniach.
– Tak, pracuję z dwójką bardziej doświadczonych współpracowników.
Seokjin pokiwał głową i ponownie się uśmiechnął, a Taehyung pomyślał, że robił to bardzo często, ale stwierdził, że nie miał nic przeciwko.
– W takim razie, Taehyung – odezwał się Seokjin i przekręcił szpatułkę pomiędzy palcami. – Chciałbym porozmawiać z tobą dłużej, ale niestety muszę zbadać to ciało, zanim proces rozkładania się zajdzie za daleko, więc...
Zostawił zdanie niedokończone. Potem wskazał na martwe ciało przed sobą, a Taehyung odebrał to jako porę na wyjście.
– Okay – powiedział i delikatnie ukłonił się w stronę Seokjina. – Zatem zostawiam cię z pracą.
– Jeśli masz pytania dotyczące raportu, nie wstydź się spytać – zapewnił Seokjin chwilę przed tym, jak Taehyung odwrócił się, by wyjść. – A jeśli musisz zobaczyć ciało lub po prostu chcesz pogadać, zadzwoń!
– Dobrze – odpowiedział z małym uśmiechem, a Seokjin mrugnął do niego przyjacielsko. – Dziękuję, Jin-hyung.
Mężczyzna wydawał się być z tego zadowolony, zaś Taehyung w końcu odwrócił się, by opuścić kostnicę z raportem w dłoni.
Szedł przez korytarz, stawiając długimi krokami i dążąc prosto do windy. Zanim zdążył nacisnąć guzik, by przywołać ją na swój poziom, metalowe drzwi otworzyły się, a jakiś mężczyzna szybko z nich wyszedł, wpadając wprost na Taehyunga, który próbował przejść przez otwarte drzwi. Zderzenie zrzuca go prosto na tyłek, a koperta wypadła mu z dłoni, sprawiając, ze papiery rozsypały się wszędzie.
– Och, cholera, bardzo przepraszam – odezwał się chłopak, patrząc na bałagan otaczający ich, a potem wyciąga rękę w stronę Taehyunga. – Pozwól, że ci pomogę.
Tae ujął zaoferowaną dłoń i pozwolił, by nieznajomy go przyciągnął.
– Nic się nie stało – powiedział, powstrzymując ochotę pomasowania swojej kości ogonowej, która bardzo bolała. – Nie patrzyłem, gdzie idę.
Kiedy wreszcie spojrzał na mężczyznę, jego oczy rozszerzyły się odrobinę.
Uroczy.
Chłopak, wciąż trzymając jego rękę, po prostu się w niego wpatrywał, a jego jelenie oczy niemożliwie się powiększały, gdy uświadomił sobie, że nadal ujmował dłoń Taehyunga, a potem nagle ją puścił, tak, jakby się oparzył.
Uroczy . I odrobinę dziwny. A może tylko nieśmiały?
– Uh, pomogę ci z tym – powiedział nagle, pociągając za swoją czerwoną czapkę, która zakrywała jego orzechowe włosy i natychmiast klęknął. Zaczął zbierać porozrzucane papiery i zdjęcia, które wypadły z koperty.
– Och, nie, nie trzeba, naprawdę – odparł Taehyung, również klękając i chwytając każdy papier w swoim zasięgu. W jego piersi pojawiło się dziwne trzepotanie, a niepasujące do tego miejsca uczucie nostalgii oblało go całego. Naprawdę musiał iść do domu. Może wziąć kąpiel. Na pewno pójść spać.
– Nie, proszę, dosłownie cię potrąciłem – powiedział Uroczy Chłopak, gorączkowo zbierając papiery. Sięgnęli po ostatni z nich w tym samym momencie, ich ręce otarły się o siebie, a Taehyung ponownie poczuł to dziwne trzepotanie. Chciał się go pozbyć, ale ono nie chciało odejść. Jego głowa uniosła się tylko po to, by napotkać tęczówki Uroczego Chłopaka. A on wpatrywał się w jego oczy, swoimi dużymi i czarnymi, zaś Taehyung miał wrażenie, że już je kiedyś widział.
– Uh, wszystko w porządku? – Spytał Tae, przekrzywiając głowę delikatnie w bok, kiedy drugi mężczyzna wciąż nie zareagował. Chłopak zamrugał szybko, zamykając buzię, która do tego momentu była otwarta i poprawił czerwoną czapkę na swoich ciemnych włosach.
– Tak – w końcu odpowiada, głosem łagodniejszym, niż Taehyung się tego spodziewał, a potem po prostu wyprostował się, podając Taehyungowi wszystko, co zebrał. – Tak, nie, to była moja wina. Już w porządku.
– Jesteś pewien? Nie uderzyłem cię w głowę? – Spytał Taehyung. Koślawy uśmiech pojawiał się na jego ustach, a nieznajomy zaśmiał się, cicho, ale szczerze, z ukazanymi zębami i zmrużonymi oczami, a Taehyung nagle poczuł się bardzo dziwnie.
– Nic mi nie jest, naprawdę – powiedział Uroczy Chłopak, wkładając ręce do kieszeni swojej czarnej bomberki. – Ale powinieneś sprawdzić swoją kość ogonową, to był dość mocny upadek.
Naprawdę wyglądał tak, jakby mu było z tego powodu przykro. I nawet jeśli to prawda, a jego kość ogonowa boleśnie pulsowała – jakby na podkreślenie tych słów, tak jak ponure przypomnienie, że właśnie zleciał tyłkiem na ziemię przy tym słodziaku – Taehyung nie był w stanie się gniewać, więc zamiast tego się roześmiał.
– Tak, mam nadzieję, że się nie złamała, czy coś – powiedział, mrugając do Uroczego Chłopaka, co sprawiło, że ten delikatnie się zawstydził, a jego poliki przybrały odcień ładnego różu.
Zdecydowanie uroczy.
– Proszę, nie pozywaj mnie, jestem spłukanym studentem.
Ponownie Taehyung się zaśmiał, a potem nastała cisza.
– Wydaje mi się, że powinienem już iść – powiedział Taehyung po chwili, dla podkreślenia słów machając kopertą. – Praca woła.
– Och – mruknął Uroczy Chłopak, a jego twarz delikatnie się zasmuciła. – Przepraszam, nie chciałem przeszkodzić ci w pracy.
– Nic się nie stało. – Taehyung uśmiechnął się, kiedy chłopak wyglądał tak, jakby było mu przykro. – Przeżyję. – A potem odwrócił się i ponownie przywołał windę.
– Więc... – dodał, kiedy drzwi otworzyły się za nim – miłego dnia. – Kiwnął do Uroczego Chłopaka i wszedł do windy.
– Nawzajem – odpowiedział drugi, uśmiechając się delikatne.
Kiedy drzwi zamknęły się, Taehyung ponownie nacisnął przycisk swojego piętra, ale czuł się tak, jakby żył w bąbelku i musiał delikatnie uderzyć się w policzek, by pozbyć się tego uczucia. Pokręcił głową. Co było z nim nie tak? Samo stanie przed uroczą osobą nigdy nie sprawiło, że czuł to... to... cokolwiek to było. Było to dziwne i przyjemne w tym samym momencie.
Taehyung stał w windzie, powoli podążając do góry, kręcąc sam do siebie głową, ale uśmiech na jego twarzy odmawiał zniknięcia do końca jego małej wycieczki.
*Skrót wspomnianej wcześniej Agencji Policyjnej Metropolii Seulskiej. W oryginale brzmi to Seoul Metropolitan Police Agency, więc nie bawiłam się ze skrótem, bo po angielsku brzmi o wiele lepiej.
co ten tae?
za korektę dziękuję bardzo, bardzo, bardzo luvmisaaki ♥
perełki, od teraz zaczynamy zabawę ( ͡° ͜ʖ ͡°)
trzymajcie się cieplutko i życzę wam miłego poniedziałku w szkole/pracy/domu/na uczelni! ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro