13: Did you hear what's on the news?
Kiedy Taehyung się obudził słońce już zachodziło. Pomarańczowe promienie zaglądały przez firany padając na jego twarz, gdy marszczył nos w chwilowym zdezorientowaniu, takim, które przyćmiewało umysł w stanie pomiędzy snem, a pobudką.
Rozciągając się na łóżku, z akompaniamentem szeleszczącej pościeli przy każdym ruchu, Taehyung powrócił do świata żywych, zauważając, że ponownie jest sam. Hoseok musiał opuścić go wcześnie rano, w końcu musiał iść do pracy.
Gdzieś w mieszkaniu rozbrzmiewały niskie głosy, wyciszone przez ściany i drzwi, Taehyung potrafił zidentyfikować jeden z nich jako niski i przyjemny ton Namjoona.
Wyciągając jedną nogę poza łóżko chcąc natychmiast sprawdzić, jak ma się Jeongguk, Taehyung ochłonął i przetarł oczy, próbując pozbyć się resztki snu, która wciąż trzymała się jego ciała, umysłu, wszystkiego.
Wydawało się, że naprawdę tego potrzebował – odpoczynku, długiego snu. Patrząc na zegar obok łóżka zauważył, że nie spał tylko przez całą noc, ale także przez większość dnia. Było późne popołudnie.
Jednak po chwili, akurat gdy wstał i przeciągnął się raz jeszcze, usłyszał damski głos.
Rozpoznał w nim swoją babcię.
Marszcząc brwi Tae z powrotem usiadł na łóżku. Co Kyungja tutaj robiła? Sprawdzała jak ma się Jeongguk? I dlaczego nikt go nie obudził, kiedy przyszła?
Wtedy coś zrozumiał. Kyungja najprawdopodobniej nie przyszła tutaj jako Kyungja, babcia Taehyunga, ale Park Kyungja, Strażniczka, która opiekowała się tą watahą. Tae poczuł nagle, że nie powinien teraz przerywać rozmowy prowadzonej między nią a Namjoonem.
Naprawdę nie chciał podsłuchiwać. Naprawdę. Ale kiedy usiadł i zamknął oczy, skupił się na swoim słuchu w sposób, który był mu całkowicie nieznajomy, wywołany przez jego podświadomość. Nie wiedział nawet dlaczego to robił, po prostu tak było.
Nagle słyszał.
Oczywiście znajdowali się w biurze Namjoona. Słyszał jego powolne, jednak napięte chodzenie w kółko, jego kapcie na podłodze, słyszał ciche piski krzesła, gdy jego babcia delikatnie odwróciła swoje ciało.
– Ja tylko... – Taehyung nagle usłyszał to, co powiedział Namjoon, wydając się zmęczonym ponad granice, a po chwili usłyszał stłumiony jęk, który wydał Główny Alfa, prawdopodobnie chowając twarz w dłoniach. – Czuję się tak, jakby to była moja wina.
– Namjoon... – głos Kyungji był łagodny, uspokajający. – Namjoon, proszę. To nie twoja wina. Nawet jeśli byś tam był, oni i tak by zaatakowali, nie mogłeś o tym wiedzieć, lub temu zapobiec. Wydali się być bardzo zdeterminowani.
– Wiem – odpowiedział Namjoon, zabrzmiało to ostro i gryząco. – Naprawdę o tym wiem. Ale moje instynkty mówią mi wszystko, tylko nie to, że to nie moja wina. Jestem Głównym Alfą tej watahy. I poległem w ochronie ludzi, których broniłem, poległem w zrobieniu czegoś, co powinienem był zrobić, dla czego tutaj jestem.
Nastąpiła pauza, Namjoon ponownie zaczął chodzić. Kyungja była cicho. Taehyung poczuł ciepło rozprzestrzeniające się po jego żołądku, gdy usłyszał, jak Namjoon nazwał go jednym z nich. Jednym z watahy.
Ale w tym samym momencie bolało go słuchanie, jak Namjoon obwiniał się za to, co się stało, kiedy nic z tego nie było jego winą. Było tak, jak powiedziała Kyungja, Namjoon nie mógł niczemu zapobiec. Nie ważne jak bardzo się za to obwiniał.
– Seokjin też tak się czuje? – Spytała Kyungja po chwili ciszy.
Kolejna pauza.
– Tak – przyznał Namjoon, a Tae ledwo mógł go usłyszeć, jego głos stał się niższy, dziwny smutek podszywał jego ton. – Powiedziałem mu to samo, co ty przed chwilą. Że nie musi się obwiniać, że to nie jego wina.
– Ale ciężko w to uwierzyć, prawda?
Znowu pauza. Taehyung przełknął ciężko, chciał wbiec do biura i powiedzieć Namjoonowi, że nie, to nie była ani jego wina, ani Seokjina. Nie wiedzieli do końca do kogo ona należała, ani, że ci, którzy ich zaatakowali już nie żyją.
Namjoon odezwał się ponownie, a Tae skoncentrował się na rozmowie.
– Tak, cholernie trudno. Jeongguk omal nie umarł, Kyungja. Omal nie umarł, a ja nie mogłem nic zrobić.
– Ale wciąż żyje, prawda? Ranny, jednak żyje. Obecnie wraca do zdrowia. Nic mu nie będzie, Namjoon. Jest silny, a ty go dobrze wyszkoliłeś.
Namjoon wydał z siebie coś podobnego do niedowierzającego śmiechu, który brzmiał tak, jakby chciał coś powiedzieć, jednak Kyungja przerwała mu, gdy pierwszy dźwięk opuścił jego usta.
– Zrobiłeś to, nie tylko ty, wiem o tym, ale ty w większości – powiedziała, a krzesło znów zapiszczało z powodu jej ruchu. – Jesteś dobrym liderem, Namjoon. A ten wypadek tego nie zmieni. Przygotowywanie go na coś takiego było twoim obowiązkiem, z którego wywiązałeś się najlepiej, jak tylko mogłeś.
Znowu nastała cisza, a Taehyung napiął mięśnie, by usłyszeć co się działo, jakiekolwiek kroki, westchnienie, ślad ruchu. Przez chwilę myślał, że coś przeoczył i rozmowa się zakończyła, wtedy jednak usłyszał dźwięk przesuwanego krzesła, Namjoon także usiadł.
– Mam tylko nadzieję, że Jeongguk nie będzie się za bardzo obwiniał.
– Dlaczego miałby?
Teraz usłyszał westchnienie Namjoona, kolejną ciszę, Alfa prawdopodobnie przeczesywał włosy palcami, zawsze tak robił by uspokoić nerwy.
– Nie mógł pokonać ich sam – wymamrotał po chwili, a Kyungja mruknęłą, aby kontynuował. – Taehyung zabił drugiego wilka, przeciął mu szyję. Miał ze sobą jeden z wielkich łowieckich noży.
– Naprawdę? – Kyungja wydała się sceptyczna, tak jakby nie była pewna, czy wszystko dobrze usłyszała. Taehyung poczuł supeł formujący się w jego brzuchu.
– Tak, leżał na śniegu, Seokjin wziął go, gdy ich stamtąd zabraliśmy. A Hoseok powiedział, że widział jak Taehyung zakładał go, gdy szykował się na... na ich randkę.
Ponownie nastała cisza, Taehyung prawie nie mógł ich teraz usłyszeć z powodu własnego, szybko bijącego serca.
– Byli na randce, huh? – Spytała po chwili Kyungja, a uśmiech, choć podszyty smutkiem, był niemal wyczuwalny w jej głosie.
– Ta – sapnięcie Namjoona brzmiało niemal jak mały, czuły śmiech. – Byli. Tak naprawdę Jeongguk przyszedł mnie spytać o radę, jaki sposób byłby najlepszy, żeby go na nią zaprosić i–
Taehyung słysząc to oderwał się od rozmowy, mając wrażenie, że nie powinien był tego usłyszeć. Cóż, teoretycznie nie powinien był w stanie usłyszeć niczego, o czym mówili wcześniej, ale słuchanie o Jeongguku, który poszedł do Namjoona, by spytać się jak zaprosić go na randkę? Nie, to nie było czymś, co Tae chciał teraz usłyszeć.
Jednak nie mógł powstrzymać uczucia czystej czułości, lokującego się w jego klatce.
Taehyung chciał wtargnąć do gabinetu, powiedzieć Namjoonowi, że nic nie było jego winą, a wszystko co zrobił było bardziej niż wystarczające. Ponieważ pamiętał, jak Jeongguk leżał pobity i zakrwawiony w śniegu martwiąc się tylko o to, czy Tae się nic nie stało. Wszystko, co tamtym momencie się dla niego liczyło to pytanie, czy zrobił to co powinien, czy wypełnił rolę Alfy.
Więc miał nadzieję. Miał nadzieję na to, że kiedy Jeongguk się obudzi nie będzie się obwiniał, tak jak Seokjin i Namjoon. Ponieważ nic z tego nie było ich winą, a sami zrobili wszystko co mogli.
Taehyung wciąż słyszał rozmowę Namjoona i Kyungji, ale tym razem nie była niczym poza łagodnym dźwiękiem w tle, nie wytężał już słuchu, by przysłuchiwać się temu, czego nie powinien słyszeć.
Kiedy opuścił pokój zauważył, jak Yoongi i Jimin wchodzili razem do mieszkania, obaj dopiero wrócili z pracy.
– Hej, Taetae – powiedział Jimin, machając w jego stronę i uśmiechając się łagodnie, w tym samym momencie ściągając buty. – Dobrze się spało?
– Tak – odpowiedział, jego głos był nieco chrapliwy i łamał się, ponieważ nie używał go od dłuższego czasu. – Chociaż wciąż jestem trochę zmęczony.
To stwierdzenie sprawiło, że Yoongi fuknął.
– Oczywiście, że jesteś zmęczony – rzekł – biorąc pod uwagę co przeszedłeś i jak krótko odpoczywałeś...
Taehyung nie powiedział mu, że przeżywał sytuacje, które były bardziej wyczerpujące mentalnie i fizycznie, niż ta. Jednak było inaczej, tak. Nigdy nie czuł się tak, jakby ktoś chciał wyrwać mu serce z piersi, ale znał uczucie niemal stracenia ludzi, którzy byli dla niego bliscy. Prawdziwego stracenia bliskich. Lub nie spania przez prawie trzy dni w ekstremalnych warunkach pogodowych.
To wszystko było mu dość znajome.
Jednak wszystko blakło w porównaniu z Jeonggukiem leżącym w śniegu, zakrwawionym, dryfującym na granicy śmierci; Tae do teraz nie do końca to wszystko przetworzył. Co się stało. Dlaczego to się stało. Swoich uczuć. Wszystkp.
Po chwili otworzyły się drzwi od biura Namjoona, który wyszedł stamtąd razem z Kyungją, rozmawiając cicho.
– Ach, Taehyung – mruknął Namjoon, gdy zauważył Tae stojącego połowicznie w pokoju i korytarzu. – Dobrze, że już wstałeś, musimy z wami porozmawiać.
Taehyung zauważył, że Namjoon wyglądał na zmęczonego. Pod oczami miał głębokie ciemne półkola, a same oczy były odrobinę przekrwione i zapuchnięte. Jego włosy były w nieładzie, desperacko wołając o prysznic. Jednak nic nie powiedział, tylko patrzył na Namjoona, który uśmiechnął się do niego delikatnie, by zaraz potem zniknąć w kuchni z podążającymi za nim Yoongim i Jiminem.
Kyungja została w korytarzu natychmiastowo podchodząc do Taehyunga, aby zamknąć go w szczelnym uścisku.
– Tak się cieszę, że nic ci nie jest, Taehyung – powiedziała, jej głos obciążało zmartwienie, a Taehyung poczuł małe ukłucie winy. Nie starał się skontaktować z nią po ataku, jego umysł był zbyt zajęty Jeonggukiem i jego stanem.
– Przepraszam, babciu – wymamrotał, rękoma obejmował jej ramiona, a nosem dotykał jej włosów, wdychając jej pocieszający zapach. – Przepraszam, że nie zadzwoniłem i nic ci nie powiedziałem.
Kyungja delikatnie poluźniła uścisk i spojrzała na wnuka. Położyła dłoń na jego poliku i uśmiechnęła się.
– Nie martw się, kochanie – zapewniła go. – Seokjin bardzo szybko mnie poinformował, a Namjoon wytłumaczył resztę. Wiem, że nie byłeś w stanie, by myśleć o powiedzeniu mi o tym.
Uśmiech, którym obdarowała Taehyunga był jednocześnie tak bardzo znaczący i pełen zrozumienia, że poczuł jeszcze więcej winy za to, że się z nią nie skontaktował, ale był także nieco zmieszany. Ponieważ nie, nie wiedział dlaczego miałaby się do niego tak uśmiechnąć.
Jakby wiedziała coś, o czym on nie miał pojęcia.
Czym mogło być wiele rzeczy, ponieważ babcie zazwyczaj wiedzą bardzo dużo. Ale ten szczególny uśmiech był... dziwny.
– Chodź, dołączmy do reszty – zarządziła, a jej głos stał się bardziej poważny. – Musimy omówić wiele rzeczy. I mimo tego, że najchętniej przełożyłabym to na inny dzień, ponieważ widzę jak bardzo zmęczeni jesteście, obawiam się, że to sprawa niecierpiąca zwłoki.
Taehyung przełknął gulę w gardle i podążył za Kyungją do kuchni.
Całą reszta siedziała już przy stole. Cóż. Wszyscy, prócz Jeongguka. Tae ponownie poczuł potrzebę sprawdzenia co z nim, by zobaczyć, czy wciąż spał i dobrze dochodził do siebie.
– Wciąż śpi – wyszeptał Jimin, kiedy Taehyung usiadł obok niego. – Wcześniej zmieniliśmy jego bandaże, rany były prawie całkowicie wyleczone.
Tae nie wiedział, czy powinien się wstydzić, za bycie tak boleśnie oczywistym, czy przyjąć to ze spokojem. Jimin także zdawał się to rozumieć. Tą wewnętrzną walkę, ponieważ uśmiechnął się – jego oczy utworzyły łagodne półksiężyce – i czule poklepał Taehyunga po udzie.
– W porządku, Taetae, możesz się martwić.
Taehyung nic na to nie odpowiedział tylko oddał uśmiech, a Jimin zrozumiał przesłanie. Teraz, gdy wszyscy siedzieli już przy stole reprezentując różne stany zmęczenia, Namjoon wydał z siebie głębokie westchnienie, przebiegł dłonią przez włosy i spojrzał na nich.
– Mamy problem – zaczął, Taehyung nigdy nie widział go tak poważnym. – Mamy cholernie gruby, wielki problem.
Kyungja cmoknęła z niezadowolenia na jego dobór słów, a Namjoon uśmiechnął się do niej krótko i przepraszająco.
Laptop Namjoona znajdował się przed nim, otwarty, a mężczyzna wpisał coś i odwrócił go tak, by wszyscy widzieli ekran. Członkowie watahy przybliżyli się nieco, Tae także musiał wygiąć się na swoim krześle, by dobrze widzieć to, co się działo.
Oglądali filmik, najwidoczniej nagrany telefonem, więc jakość nie była najlepsza. Ale Taehyung od razu rozpoznał tę scenę, pomijając drżenie obrazu, rozmazane klatki. Ponieważ obraz tego parku, śniegu i ludzi został na zawsze wpisany w jego pamięć.
– Och, cholera – wyszeptał Jimin, kiedy usłyszeli krzyk ludzi, warczenie i wściekłe szczekanie. Ludzie biegali, osoba trzymająca telefon starała się uwiecznić tą scenę idąc tyłem.
Nie było wiele do oglądania. Wszystko wyglądało jak walka trzech dużych psów, Taehyung zauważył siebie, parę razy wyłaniającego się z krawędzi ekranu, niemalże krzycząc we własny telefon. Scena rozgrywała się jeszcze przez kilka sekund, potem osoba odwróciła się, a filmik dobiegł końca.
Cisza, która między nimi zapadła była tak gruba i ciężka, że można by ciąć ją nożem. Nikt na początku nic nie powiedział, Tae poczuł, jak krew napływa mu do uszu, a gdy zobaczył licznik wyświetleń pod filmikiem zaczął czuć się odrobinę niedobrze.
– To nie jedyny filmik, który stał się hitem w okresie ostatnich 24 godzin, ale ten miał najwięcej wyświetleń i lepszą jakość, niż większość z nich – powiedział Namjoon po, wydawałoby się, minutach niekomfortowej ciszy. Wymienili się spojrzeniami, zaniepokojonymi, wystraszonymi, zmieszanymi. Taehyung spojrzał na swoją babcię, która jedynie zamknęła oczy i pokręciła głową, wyglądając na pokonaną.
– Jest źle – wymamrotał Hoseok, przecierając twarz dłonią; Taehyung czuł, jak jego noga zaczęła podskakiwać pod stołem. – Jest bardzo źle.
– To katastrofa – naprostował Namjoon. – Jeśli się pogorszy nasza społeczność zostanie wykryta, a Zmienni zostaną uznani za niebezpiecznych. Znacie media i wiecie, jak ludzie reagują na rzeczy, o których niewiele wiedzą.
– Ludzie się boją – przerwała Kyungja, krzyżując ramiona i opierając je na stole, patrząc po członkach watahy. – Istnieją plotki o ludziach, którzy zmieniają się w wilki. Oczywiście, niektóre z nich mówią, że to oni stoją za atakami, morderstwami i zaginięciami.
– Na szczęście nie ma żadnych filmików ukazujących przemianę. Ani tych dwóch typków, ani Jeongguka. To jedyna dobra strona tego wszystkiego – dodał Namjoon, ale nie brzmiał pozytywnie. Wręcz przeciwnie. – Nie ma także filmiku, który ukazywałby czyjąś twarz, wszystko jest zamazane i prawie całkowicie nierozpoznawalne.
Kyungja skinęła głową.
– W parku nie było za wielu ludzi. A znacznie mniej było świadkami tego zdarzenia. Będą mieli niezły orzech do zgryzienia, gdy zdecydują się przekonać kogoś do tego, co widzieli, nawet z filmikiem jako dowodem.
– To jest jakaś szansa na to że ta sytuacja nie pogorszy się jeszcze bardziej? – Spytał prosto Yoongi. – Ponieważ ludzie przestali wierzyć w wilkołaki już jakiś czas temu, jeśli to gówno miałoby zacząć się na nowo to byłoby całkowitym przeciwieństwem najlepszego wyjścia.
– Pracujemy na tym – westchnął Namjoon, ponownie przejeżdżając dłonią przez włosy. – Oprócz mnie w stacji telewizyjnej jest jeszcze paru chłopaków, z którymi próbujemy to zatuszować i odwrócić uwagę całej populacji w kierunku czegoś innego.
Taehyung nie był w stanie wyobrazić sobie, jak mogliby zrobić coś takiego. Po prostu nie mógł. Ale nie był w miejscu, z którego mógłby to oceniać, biorąc pod uwagę to, że nigdy nie pracował w stacji telewizyjnej. A fakt, że był w samym centrum tej sytuacji, był celem i aktywnym uczestnikiem zdarzeń, które się z tego wywiązały, mógłby nieco wpłynąć na wiarygodność jego oceny.
Więc spytał:
– Jak to zrobicie?
Wszystkie oczy zwróciły się ku Namjoonowi, oczekując. Alfa zmarszczył twarz w niezadowoleniu, złączając ręce i kładąc je na stole.
– Mamy przygotowany reportaż, który mówi ludziom, że to spotkanie psów, które poszło nie tak, jak miało – powiedział, nie patrząc na watahę. – Ustawiliśmy to tak, by wydawało się, iż oba psy i właściciel zostali zabici, a drugi był zbyt wstrząśnięty, by wyjawić się publice. Wypisaliśmy fałszywe zeznania, zorganizowaliśmy fałszywe raporty policyjne.
Taehyung wyprostował się nieco.
– Fałszywe raporty policyjne?
Tym razem odezwał się Seokjin, patrząc na Tae.
– Skontaktowałem się z Jaehwanem, rankiem, po całym tym zdarzeniu – wyjaśnił, a Taehyung otworzył szerzej oczy. Seokjin nie musiał już nic mówić, Tae rozumiał. Znając przeszłość Taehyunga i to, co robi jego rodzina, by utrzymać swoje pozory, wszyscy rozumieli.
– Zadzwoniłem do niego, chciałem wyjaśnić co się stało, ale on już wiedział – powiedział Seokjin, jego twarz była ostrożną, pozbawioną wyrazu maską, a Taehyung widział, jak próbował ukryć kolidujące ze sobą emocje. Alfa wciąż nie przetrawił faktu, że jeden z jego najbliższych przyjaciół poza watahą był osobą, która tropiła i próbowała zabić członka jego paczki. Nie tylko to, ale także tropiła członków jego społeczności od czasów bycia nastolatkiem. Zdrada i niepewność, które tak starannie Seokjin starał się ukryć były niemożliwie oczywiste, przynajmniej dla Tae, który zawsze był bardzo blisko z Jaehwanem.
– Wygląda na to, że inny łowca był w grupie pierwszych ratowników w tamtej okolicy – kontynuował – i natychmiastowo skontaktował się z twoim wujkiem w SMPD, sprowadzając go, Wonshika, i kogoś jeszcze na to miejsce pół godziny po całym zdarzeniu.
Sanghyuk był pierwszą osobą, która pojawiła się w umyśle Taehyunga. Był pierwszym, który nie udał się do wyspecjalizowanego wydziału, tylko został najpierw normalnym policjantem, tak jak rozkazał mu ojciec Taehyunga. Dla spraw takich, jak ta.
– Tak więc łatwo było nagiąć dowody i sfałszować raporty – wymamrotał Taehyung, a Seokjin pokiwał głową. – Jaehwan dostarczył wam potrzebne raporty sądowe, a wuja Sungjin zajął się innymi plikami, ponieważ tak długo jak nie ma ojca jest głową wydziału.
Namjoon wydał z siebie cichy śmiech, który był chłodny i zmęczony.
– Tak, dokładnie tak. Szczerze mówiąc jestem zaskoczony, że ta cała próba ukrycia faktów wychodzi nam tak łatwo. – Oparł się o siedzenie swojego krzesła, przeciągnął nieco i spróbował uśmiechnąć się zachęcająco, co jednak nie podziałało w parze z jego nietypowo bladą i woskową skórą oraz sińcami pod oczami.
Taehyung westchnął, opierając ramiona na stole.
– Wiem, dlaczego tak sprawnie wam to wychodzi. Moja rodzina robi to od pokoleń. Nauczyli się mieć wszędzie własne oczy i uszy przy jak najmniejszym gronie ludzi.
Czuł na sobie wzrok swojej babci i starał się go zignorować, starał się zignorować to, jak wstyd i wina pełzły w stronę jego piersi. Wiedział, że to nie jego wina, wiedział, że to o czym przed chwilą powiedział było tak stare, jak świat. Łowcy zajmujący ważne miejsca w wioskach i miastach, aby wiedzieć, kiedy stanie się coś w co zaangażowani mogli być Zmienni. Dawniej, kiedy wciąż szanowali swoją przysięgę.
– Naprawdę nie zaskakuje mnie to, że cały ten mechanizm wciąż perfekcyjnie działa – kontynuował, nie będąc w stanie powstrzymać jadu, którym ociekał jego głos. – Jedyne co mnie dziwi to fakt, że wszystko przebiega tak płynnie ze strony stacji telewizyjnej. Przeważnie to media sprawiały największe kłopoty.
– Cóż – Namjoon zachichotał, sucho i bez humoru – powiedzmy, że w moim interesie, i paru innych Zmiennych, którzy tam pracują, leży trzymanie tego w sekrecie. Po raz pierwszy pracujemy tak blisko z policją.
– I domyślam się, że udział w całej tej sprawie wzięła też niezła suma pieniędzy – dorzucił Seokjin, odzywając się po raz pierwszy od dłuższej chwili, jego głos był mroczny. – Przeważnie to nie jest takie łatwe.
– Ostatnio trafił nam się skandal związany z pewną gwiazdą, który udało nam się dziś rano rozdmuchać – dodał Namjoon, wcale nie brzmiąc na zadowolonego z tego wyczynu. – Ludzie teraz mówią częściej o tym, a nie o sytuacji w parku. Wygląda na to, że płytka plotka wciąż liczy się bardziej niż ludzie tracący życie.
Nikt na to nie odpowiedział, ponieważ ta brzydka strona ludzkości była samą prawdą.
– A co z filmikami? – Spytał Jimin po chwili ciszy, nerwowo przejeżdżając językiem po wargach. – Wciąż są w sieci, a zawsze znajdą się ludzie, którzy będą w stanie spreparować je na tyle, by wyostrzyć to, co na początku nie było wcale widoczne.
– Pracujemy nad tym – odpowiedział Namjoon – skontaktowaliśmy się ze wszystkimi stronami poprzez policję i powiedzieliśmy, by zablokowali filmiki, ponieważ są dowodem, który należy do śledztwa. Mamy nadzieję, że przez to jakoś zmniejszymy napięcie.
Po usłyszeniu tego wszyscy wydawali się poczuć lżej. Lub tak lekko, jak mógł czuć się ktoś po usłyszeniu tego wszystkiego, zobaczeniu filmików i – w przypadku Taehyunga – doświadczenia tego na własne oczy.
– Na początku sytuacja wydawała się dość ponura – odezwała się Kyungja po paru minutach ciszy – ale dzięki Namjoonowi i innym Zmiennych w stacji telewizyjnej mamy nadzieję, że znów będziecie bezpieczni. Przynajmniej od oka publiki. Lecz ta sytuacja wciąż nie jest bliska rozwiązaniu.
Na to, jeśli to możliwe, twarz Kyungji pociemniała jeszcze bardziej, a Taehyung miał przeczucie, że wiedział o co jej chodzi.
– Wciąż nie wiemy kim były te wilki, które chciały zabrać Taehyunga i walczyły przeciwko niemu oraz Jeonggukowi w parku. I wciąż nie wiemy czego tak w ogóle chciały – kontynuowała Kyungja, potwierdzając to, co podejrzewał Taehyung.
Dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie, gdy powrócił myślami do ich słów, do dominacji i agresji rozchodzących się od nich falami, do wrogości pochłaniających ich jak trująca mgła. Byli gotowi zabić, nie ważne jakie niosłoby to za sobą konsekwencje. Bycie zauważonym przez ludzi, którzy ich otaczali nie było na ich liście zmartwień, tym bardziej nie znajdowała się na niej nieudana próba złapania Taehyunga.
– Wiemy, chcieli Taehyunga – powiedział Yoongi, jego głos był szorstki – ale nie wiemy dlaczego.
– Myślicie, że znowu spróbują? – Spytał Hoseok, a szept przeszył watahę, Tae zadrżał pomimo tego, że nie było mu zimno. – Spróbują dorwać Taehyunga?
– To wysoce prawdopodobne – rzekła Kyungja, twarz miała wykrzywioną w ledwo powstrzymywanej złości. – I z każdym niepowodzeniem będą bardziej brutalni.
Pomiędzy nimi zapadła cisza, a Taehyung spojrzał na pusty kubek, który Seokjin trzymał w dłoniach, patrząc jak przechodzi z jednej ręki do drugiej; wzorek na naczyniu kręcił się pod jego palcami. Poczuł, jak dziwne uczucie winy znowu go zalało, wyglądało na to, że nie był w stanie zostawić go za sobą.
Nienawidził tego.
– Przepraszam – zaczął, jego głos był cichy i zduszony, podszyty tym typem złości, która zawsze towarzyszy bolesnemu uczuciu niemożności zrobienia czegoś, zmiany sytuacji. – Przepraszam, że was w to wszystko wciągam.
– Nie przepraszaj – Namjoon pokręcił głową – może ci się wydawać, że to tylko twoja sprawa, bo ci ludzie właśnie na ciebie polują. Ale wszyscy w tym tkwimy.
– Jest ktoś, prawdopodobnie grupa, która poluje na niewinnych Zmiennych – dodał Seokjin i przestał bawić się kubkiem. – Jeszcze nie wiemy, czy istnieje powiązanie pomiędzy atakami a ludźmi, którzy wydali rozkaz zabrania cię. Ale prawdopodobieństwo jest dość wysokie.
– Ale dlaczego mieliby to robić? – Spytał Yoongi, masując czoło. – Jaki mieliby powód, by celowo zagrażać sekretom naszej społeczności? Nie tylko to, ale morderstwa? Porwania?
Beta wyglądał na szczerze zirytowanego, a Taehyung nie mógł go za to winić. Cała ta sprawa to bałagan. Wielki bałagan. Taehyung powstrzymał ochotę wyrwania sobie włosów i jęknął z frustracji. Co za stek bzdur.
Ponownie poczuł delikatny dotyk dłoni Jimina na swoim udzie i spojrzał na niego, widząc pytające i pełne zmartwienia spojrzenie Omegi. Taehyung uśmiechnął się delikatnie do Jimina i pokręcił lekko głową, sygnalizując, że jest dobrze. Poniekąd. Tak jakby. Może.
– Więc co jest teraz naszą robotą? – Zapytał Hoseok, przerywając pojedynek na spojrzenie pomiędzy Seokjinem a Yoongim. – Znalezienie winowajcy i uratowanie świata? To teraz robimy? Skoro i tak tkwimy w tym bałaganie po same tyłki.
Wszyscy przez chwilę byli cicho, rozważając oczywiste wskazówki, które miało w sobie pytanie Hoseoka.
– Nie do końca – odpowiedziała Kyungja, przecinając ciszę swoim pewnym głosem. – Nie musicie robić tego sami. Macie całą społeczność, która została tym dotknięta, a jeśli spojrzycie jeszcze głębiej jestem pewna, że znajdzie się dużo osób chętnych do pomocy.
Wszyscy spojrzeli na nią oczekująco. Nawet Namjoon, którzy zdawał się wcześniej poinformowany o tym, co będą rozważać na tym spotkaniu. Taehyung widział iskierkę w oczach swojej babci, jak i mały uśmiech igrający na jej ustach. Oczywiście wiedziała coś, o czym oni nie mieli pojęcia. Ale już nie długo im o tym opowie.
– Ale nie wiemy prawie niczego o Zmiennych tutaj, w Seulu – zaczął Namjoon, marszcząc brwi. – Mamy kontakt z garstką watah. Nasza sieć nie jest tą najbardziej rozwiniętą, wiesz to tak dobrze, jak ja. Dziko żyjące watahy w większości bronią samych siebie, pomijając tych, którzy odejdą do innej watahy. W mieście za bardzo się to nie różni.
– Ach, Namjoon, być może to prawda – zgodziła się Kyungja, jej uśmiech nieco się poszerzył. – Wiem, że jesteście przezorni wobec siebie, żyjąc w dużym mieście i starając się dać sobie radę, starając się za bardzo nie wychylać. Ale na szczęście, Strażnicy mają dość stałą sieć. I istnieje osoba, która stoi na jej szczycie trzymając wszystkie sznurki.
– Coś w stylu Władcy Strażników? – Spytał Hoseok, a Jimin zachichotał; ciężki nastrój otaczający ich nieco się rozmył. Kyungja spojrzała na Omegi krzywo z ponad oprawek okularów, jednak wzrok ocieplał mały uśmiech.
– Tak, Hoseok, jak Władca Strażników – rzekła po chwili, brzmiąc na rozbawioną. Po drugiej stronie stołu Namjoon przewrócił oczami.
– Okej, ale na poważnie – zaczął Seokjin – kim jest ta osoba i jak ją znajdziemy?
Kyungja westchnęła, oparł się o krzesło i skrzyżowała ramiona na piersi.
– Cóż, tutaj leży problem – oznajmiła i spojrzała przepraszająco na Seokjina. – Jessi jest bardzo... prywatną osobą. Wie wszystko o wszystkich, osobiście wita każdego nowego Strażnika, ale nikt nie zna miejsca jej zamieszkania, ani gdzie jej szukać.
– A skąd ma te informacje? Skąd wie, kiedy nowy Strażnik pojawi się w Seulu? Kim ona jest? – Pytał Namjoon, ani trochę nie brzmiąc na przekonanego, Taehyung widział, że reszta watahy także w to wątpiła. Łącznie z nim.
– Nie wiem, Namjoon – przyznała Kyungja, wzruszając ramionami. – Wiem, że istnieje. Odwiedziła mnie trzy tygodnie po przybyciu do Seulu, przywitała w kręgu Seulskich Strażników i podała informacje każdej watahy, którą będę prowadzić podczas mojego pobytu tutaj. Wydawała się być Półkrwi, Głową Alfą swojej własnej watahy.
Hoseok zagwizdał, wydając się być pod wrażeniem.
– Nie wiedziałem, że istniał tak dobrze przemyślany system. Dlaczego nie ma czegoś takiego dla nas, Zmiennych? Wyciągalibyśmy same korzyści z większej wiedzy o własnej społeczności.
– Tego także nie wiem – zaśmiała się Kyungja, a Hoseok wydął usta. – Wiem tylko, że my Strażnicy mamy wszystko pod kontrolą, zapewniamy wam bezpieczeństwo i łączymy was z obiema stronami.
– Zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wiemy dużo o Strażnikach – powiedział Jimin, wyglądając na nieco skonfliktowanego, jakby czuł się źle, że nie spytał o to wcześniej, lub nigdy nie był wystarczająco zainteresowany. – Ale robicie dla nas więcej, niż sobie wyobrażałem.
Kyungja uśmiechnęła się do niego, łagodnie i zachęcająco.
– To nasza praca, Jimin. Po to tu jesteśmy.
Tym razem nadeszła pora Taehyunga na pocieszenie Jimina, położył dłoń na ramieniu Omegi i ścisnął go ośmielająco. Reakcja, którą otrzymał była natychmiastowa, Jimin spojrzał na niego, na początku widocznie zaskoczony, ale potem uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Więc, jak ją znajdziemy, tą Jessi? – Zapytał Yoongi, gdy uwaga Jimina ponownie spoczęła na rozmowie. – Skoro mówisz, że jest aż tak nieosiągalna, to czy niemalże niemożliwe będzie jej wyśledzenie?
– Moglibyśmy poczekać aż skontaktuje się z Taehyungiem, jest Strażnikiem, a w dodatku nowym, prawda? – Zasugerował Hoseok, ale Kyungja pokręciła głową.
– To niemożliwe – oznajmiła. – Taehyung wciąż nie jest pełnym Strażnikiem, a ona kontaktuje się tylko z tymi, którzy mają pełną kontrolę nad swoimi zdolnościami, obszerną wiedzę na temat Zmiennych i są w stanie zaopiekować się wieloma watahami lub rodzinami. Nie łatwo jest zostać pełnoprawnym Strażnikiem.
– Wątpię, że moja łowiecka wiedza jakkolwiek się przyda – odezwał się Tae, po milczeniu przez większość konwersacji, tylko jej słuchając i obserwując. – Babcia ma rację, nie jestem teraz dobrym materiałem na Strażnika.
Te słowa nie miały zabrzmieć tak, jakby siebie nie doceniał, Taehyung wiedział, że jako Strażnik brakowało mu wiedzy. Ledwie wiedział kim jest Strażnik, dowiedział się, że sam jest jednym z nich parę tygodni temu. Oczekiwanie, że będzie w stanie zachowywać się jak jeden z nich było niemożliwe, a Taehyung był tego bardzo świadom.
Jednak było to coś, co mogło ulec zmianie.
– Więc czekamy, aż nim zostanie i Jessi przyjdzie, aby powitać go w społeczności Strażników? – Zadał pytanie Yoongi, nie brzmiąc na ani trochę przekonanego.
– Nie, to niemożliwe – odpowiedziała Kyungja, kręcąc głową. – Miesiące, nawet lata, zajmuje zostanie obeznanym Strażnikiem. I mimo tego, że Taehyung posiada tą zaletę mieszkania z watahą i posiadania doświadczonego mentora, to nie stanie się od tak.
– Poza tym, jest wiele rzeczy, których muszę się oduczyć – bardzo niechętnie wtrącił Taehyung, nie do końca chcąc na nowo zaczynać temat łowców. – To co wiem, czego nauczyłem się przez całe życie może okazać się wielką wadą w tym procesie, może mnie nawet jeszcze bardziej opóźnić.
– Okej, więc nie możemy jej znaleźć, dopóki sama nie będzie tego chciała i nie możemy czekać, aż znajdzie Taehyunga – podsumował Namjoon i naprawdę brzmiało to bardziej jak beznadziejna próba. – Co w takim razie robimy?
Wszystkie oczy zatrzymały się na Kyungji, starsza kobieta zagłębiła się w myślach. Ponieważ jeśli ktoś umiałby znaleźć wyjście z tej sytuacji, to jedynie ona. Kyungja była jedyną, ponieważ watasze, jak i Taehyungowi, brakowało ważnych informacji o społeczności Strażników.
Po chwili ciszy jej oczom wróciła ostrość, a ona pochyliła się do przodu, opierając ramiona na stole.
– Znajdziemy ją.
– Jak? – Spytał Taehyung, jako pierwszy odzywając się w atmosferze zmieszania, która otaczała ich mała grupę. – Dopiero co powiedziałaś, że można ją znaleźć tylko jeśli ona tego chce i że raczej sama odnajduje ludzi.
– Może istnieć prawdopodobieństwo, że to nie zadziała – powiedziała Kyungja, patrząc na Tae. – Nie zagwarantuje ci to spotkania z nią, ale warto spróbować.
Przez chwilę zbierała się w sobie, a potem kontynuowała.
– Jest pewna młoda kobieta, którą dopiero co poznałam, Strażniczka. Przeprowadziła się tutaj kilka miesięcy temu, przez chwilę żyła i pracowała w Busan, wróciła z powodu pracy. Nazywa się Lee Yejin.
Na to coś z tyłu głowy Taehyunga zaczęło pracować, jakieś dawne wspomnienie. Nie mógł go jednak umiejscowić mimo starań, by sobie przypomnieć. Znał to imię, na pewno, ale brakowało mu kontekstu, brakowało mu twarzy, której mógłby je przypasować.
– Lee Yejin? – Spytał Seokjin, marszcząc brwi, a Taehyung zgubił swój ciąg myśli. – Technik Kryminalistyki Lee Yejin?
Kyungja oddała spojrzenie Seokjina zaskoczonym skinieniem.
– Tak, jest Technikiem Kryminalistyki. Znasz ją?
– Prawdę mówiąc, tak.
Wtedy Taehyunga uderzyło.
– Ja też – dodał, a jeśli wcześniej wataha była zmieszana, nie dało się tego przyrównać do ich teraźniejszego stanu.
– Ty też? – Zapytał Seokjin, patrząc na Taehyunga szeroko otwartymi oczami.
Taehyung pokiwał głową.
– Ktoś jeszcze ją zna? – Spytał Yoongi, oczywiste rozbawienie kolorowało jego głos, ale inni pokręcili przecząco głowami.
– Skąd ją znasz, hyung? – Taehyung chciał wiedzieć, pamiętał kobietę w białym kitlu, szpilkach i niechlujnym kucykiem na głowie, którą poznał w kostnicy.
– Była moim pierwszym mentorem na studiach – Seokjin zachichotał. – Byłem pierwszakiem, ona była na ostatnim roku. Bardzo mądra i kompetentna, zaoferowano jej pracę w Busan tuż po ukończeniu studiów. Straciliśmy kontakt po jej przeprowadzce.
– A skąd ty ją znasz? – Spytała Kyungja Tae, a wszystkie oczy zwróciły się nagle ku niemu.
– Pracowałem z nią – przyznał i spróbował przywołać czysty obraz kobiety w swojej głowie, ale jego umysł był niewyraźny, pozbawiony skupienia, jakby za dużo rzeczy się wtedy wydarzyło. – Przyszła do SMPD jako zastępstwo za Seokjin-hyunga.
– Och – odpowiedział Seokjin, jego oczy znów się powiększyły. – A to ci zbieg okoliczności.
– I myślisz, że skoro Yejin jest nowa w Seulu musiała spotkać ostatnio Jessi i wie, gdzie jest? – Dorzucił Namjoon, podczas gdy Seokjin wciąż mamrotał o bieżącym odkryciu.
Kyungja pokiwała głową, zadowolona.
– Dokładnie.
– Ale powiedziałaś, że Jessi osobiście przyszła z tobą porozmawiać? – Zadał pytanie Jimin.
– To prawda, przyszła do mojego nowego mieszkania i się przedstawiła – odpowiedziała Kyungja, brzmiąc na rozbawioną. – Ale zrobiła to tylko dlatego, że jest uprzejmą, młodą damą, a ja jestem starszą kobietą, która zaczyna mieć trudności z poruszaniem się. Przeważnie zaprasza ludzi na spotkanie w specjalnym miejscu.
– To ma wiele sensu.
– A to specjalne miejsce jest najprawdopodobniej tajemniczym miejscem, prawda? – Taehyung westchnął, widząc jak ich szansa na porozmawianie z nieuchwytnym Strażnikiem się kurczy.
– Tak – rzekła Kyungja.
– Skąd w ogóle znasz Yejin? – Spytał ponownie Yoongi, unosząc brew. – Skoro ją znasz mogłabyś się jej po prostu spytać, czy wie, gdzie możemy znaleźć Jessi.
– Ach – zaśmiała się Kyungja – poznałam Yejin parę dni temu. Przyszłą by okazać mi szacunek, wiedząc, że jestem najstarszym Strażnikiem w mieście. A potem powiedziała mi, ze Jessi zaprosiła ją na spotkanie. Nie zdradziła mi miejsca, musiała przysiądź dyskrecję.
Namjoon podrapał się po brodzie.
– Przetrzymywanie informacji o wszystkich Zmiennych i Strażnikach w Seulu jest naprawdę bardzo potężne.
– Dlatego dobrym pomysłem jest sprawdzenie, czy nam pomoże – skinął Tae, stukając w zamyśleniu policzek. – Jeśli zdradziłaby nam szczegóły, jak możemy skontaktować się z jak największą liczbą Zmiennym, moglibyśmy być w stanie coś z tym zrobić.
– Ale najpierw musimy ją znaleźć – powiedział Seokjin. – Pójdę porozmawiać z Yejin. Znam ją, może to pomoże.
– Pójdę z tobą – rzekł Taehyung nie wahając się; szansa, by zrobić cokolwiek z tym całym bałaganem wreszcie się pojawiła, nie mógł jej przepuścić.
– Absolutnie nie – odezwał się natychmiast Namjoon, a ton jego głosu sprawił, że Tae lekko wstrząsnął się na swoim siedzeniu. – Jesteś celem, Taehyung. Ktoś chcę cię złapać. Nie wyślę cię tam na srebrnym talerzu tylko po to, by cię zabrali.
Taehyung spojrzał na Alfę, przypomniał sobie rozmowę, jaką odbył wcześniej z babcią. W oczach Namjoona pojawiły się czerwone iskierki kiedy spojrzał pewnie na Taehyunga, a jego stanowczość niemal załamała się w tym momencie.
Niemal.
– Ale chcę iść – powiedział, krzywiąc się wewnętrznie, ponieważ od kiedy brzmiał jak nadąsany dzieciak? Nieco zawstydzony odkaszlnął i zaczął ponownie. – Proszę, hyung, pozwól mi iść z nim. Też jestem Strażnikiem, mimo tego, że nie do końca kompetentnym, przynajmniej jeszcze.
Wiedział, że jest bardzo blisko błagania. Ale naprawdę chciał to zrobić. Musiał to zrobić. Dla siebie, dla watahy, dla Jeongguka.
– Wiesz, Joonie – zaczął Seokjin, jego głos był łagodny, a on sam przesuwał rękę powoli po stole, by złączyć ją z odpowiedniczką Namjoona i połączyć ich palce. Namjoon spojrzał czujnie na swojego partnera. – Wiem, że nie lubisz tego pomysłu i szczerze mówiąc, też za tym nie jestem, po tym co się stało.
Spojrzał na Taehyunga spojrzeniem, które mówiło mu, że Seokjin za chwilę sprzeciwi się swoim własnym zasadom, by wyświadczyć mu przysługę.
– Ale tak naprawdę dobrym pomysłem może być zabranie go ze sobą – rzekł Seokjin, a Tae na twarzy Alfy widział jego walkę ze swoimi instynktami. – Poza tym, pewnie już zgubili jego ślad, dobrą chwilę może im zająć ponowne znalezienie go.
Wszyscy patrzyli teraz na Namjoona, Główny Alfa był teraz w trakcie pojedynku na spojrzenia ze swoim wybrankiem, a Taehyung poczuł mocne uczucie deja vu, przypominając sobie cichą rozmowę Yoongiego z Jiminem. Im zajęło to dłużej, cisza w kuchni ciągła się przez parę minut.
– Dobra – Namjoon prawie warknął odpowiedź, patrząc na Seokjina spojrzeniem, które zdradzało, że był mniej niż zadowolony z takiego obrotu spraw. Kiedy spojrzał na Taehyunga ten nie odważył się ruszyć.
– Chcę, żebyście udali się tam jutro rano, tuż po śniadaniu, nie muszę iść postępie co piętnaście minut. I weźmiecie auto.
Taehyung nie mógł powstrzymać uśmiechu, zaliczając to do zwycięstwa, a potem pokiwał głową.
– Zgoda!
☾
Po omówieniu wszystkiego Taehyung wreszcie był w pokoju Jeongguka, razem ze swoją babcią. Kyungja poprosiła resztę watahy o nie wchodzenie do pokoju przez jakąś chwilę, przez czas, kiedy jako Strażnik będzie pracować.
W tym momencie Kyungja siedziała na krześle przy łóżku Jeongguka, które Taehyung okupował niezliczone godziny wcześniej. Siedziała tak blisko krawędzi, jak to tylko możliwe, jej lewa ręka spoczywała na czole Jeongguka; ona sama oddychała głęboko i miała zamknięte oczy.
Taehyung tylko stał koło niej, obserwując, słuchając ciszy, jej spokojnych oddechów, oglądał spokojną formę Jeongguka.
Wciąż czuł się wykończony.
Pomimo jednej przespanej noc, mimo naprawdę dobrego snu, z towarzystwem Hoseoka w jego wilczej formie, bez żadnych zakłóceń, Taehyung wciąż czuł się wykończony. Jego ciało było ciężkie, tym bardziej umysł. Wiedział, że to nie nienaturalne uczucie po tym, czego doświadczył. Jednak wciąż. Chciał się go pozbyć, chciał nie tylko ruszyć naprzód, ale także coś zrobić. Musiał coś zrobić, patrząc na to, jak dzień po dniu cała ta sytuacja zabiegała coraz dalej i głębiej.
– Ma się dobrze – powiedziała nagle Kyungja, przerywając pociąg myśli Taehyunga, i ściągnęła swoją dłoń z czoła Jeongguka. Taehyung pokręcił głową, by wyrwać się z toku myśli, zamrugał, by przegnać mgłę otaczającą jego mózg.
– Skąd to wiesz? – Spytał Tae, siadając teraz na łóżku obok Jeongguka, ponieważ wiedział, że nie będzie przeszkadzał swojej babci.
– Połączyłam swojego wilka z jego – wytłumaczyła, a to co przez to rozumiała było dość oczywiste, Taehyung rozumiał, mimo tego, że nie do końca mu to wyjaśniła. – Jest teraz w bardzo głębokim śnie, jego wilk był wyczerpany do stanu, w którym było prawie za późno.
Tae rozumiał. Może nawet za bardzo. Ponieważ jego gardło nagle stało się suche jak papier ścierny, a on sam nie wiedział co zrobić z dłońmi.
– Ale nic mu nie będzie, prawda? – Zapytał zanim jego umysł zatracił się w tym dziwnym 'trybie ochronnym', w którym kompletnie nie zwracał uwagi na swoje potrzeby tylko po to, by obserwować Jeongguka. Dokładnie to stało się poprzedniej nocy. To nie było zdrowe, nie było przyjemne, a Taehyung najchętniej wolałby już nigdy tego nie doświadczyć.
Kyungja mruknęła, a Tae zinterpretował to jako tak.
– Będzie całkowicie zdrowy – rzekła następnie i uśmiechnęła się nieco do Taehyunga. – Jest wojownikiem, wytrzymałym i upartym. Jego wilk naparł na czynnik leczenia ciała do jego absolutnego limitu, rany Jeongguka są prawie całkowicie uleczone.
– Już? – Tae spojrzał na śpiącą twarz Jeongguka, prawie sceptyczny. Dopiero teraz zauważył, że siniaków prawie już nie ma, skórę dookoła jego oka i na policzku zdobiły tylko nikłe żółte plamki. Zadrapania i nacięcia prawie zniknęły, tylko jasne różowe znaki opowiedzą historię tego, co się mu stało, blizna na jego lewym policzku będzie jedyną blizną widoczną w przyszłości. – Minęły ledwo dwa dni!
– Wiem – zaśmiała się Kyungja. – Jak powiedziałam naprawdę się zmusił. I mimo tego, że jego zewnętrzne rany prawie zniknęły, parę dni zajmie mu wyzbycie się zmęczenia.
– Więc, niedługo się obudzi? – Znów spytał Tae, całkowicie nie mogąc powstrzymać optymizmu, który pojawił się w jego głosie, gdy jego babcia spojrzała na niego tak, jakby po prostu wiedziała; jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, stał się niesamowicie łagodny i czuły.
– Prawdopodobnie w ciągu następnych 24 godzin – odpowiedziała, a Taehyung tylko się uśmiechnął, czując ulgę. Oczywiście, wciąż słyszał ciche brzdąkanie ostrożności rozbrzmiewające z tyłu jego głowy, mówiące mu, aby czuwał nad Jeonggukiem, by zauważył najmniejszą zmianę w jego stanie. Ale słowa Kyungji sprawiły, że czuł się lżej. W końcu jej ufał.
– Zmienni są niesamowici – powiedział po chwili Tae, myśląc o tym, jak normalnemu człowiekowi powrót do siebie zająłby tygodnie, jeśli owe wyzdrowienie w ogóle byłoby możliwe. – Uczę się czegoś nowego każdego dnia, a wciąż tak niewiele wiem.
Na to Kyungja nic nie odpowiedziała, siedziała na swoim krześle i patrzyła przez okno, nagle jej twarz wyrażała głębokie zamyślenie, a oczy wydawały się zgubić ostrość. Tak, jakby nie do końca tu była. Taehyung chciał spytać ją czy coś nie tak, o czym myśli, jednak wtedy Kyungja znów się odezwała.
– Taehyung – zaczęła, a ton jej głosu sprawił, że wszystko co chciał powiedzieć rozpuściło się na jego języku. – Taehyung, muszę ci coś powiedzieć. Nie... Nie byłam z tobą do końca szczera.
– Co masz na myśli?
Minęła kolejna napięta chwila zanim Kyungja się odezwałą, a Taehyung nie mógł zadecydować, które emocje chciał czuć: strach czy ciekawość. Ponieważ wyraz twarzy Kyungji był tak poważnie skonfliktowany, że trudno było mu się zrelaksować i po prostu słuchać tego, co miała mu do powiedzenia.
– Chodzi o twojego ojca – rzekła w końcu, odwracając się nieco do niego, tak, aby być w stanie patrzeć mu w oczy. – Są rzeczy, o których ci nie powiedziałam, mimo ich ważności.
Taehyung znowu się nie odezwał, gdy Kyungja milczała, ponownie układając swoje myśli. Naprawdę nie wiedział czego się spodziewać. Było tak wiele rzeczy, których nauczył się o swoim ojcu, iż wątpił, że cokolwiek byłoby w stanie go zaskoczyć lub zszokować.
– Nawet nie wiem, gdzie zacząć – powiedziała Kyungja i zaśmiała się cicho, co brzmiało bardziej smutno niż zabawnie. Spojrzała na niego, wzięła mały wdech, niepewność wypisana na jej twarzy i w całej jej postawie nie była czymś, do czego Taehyung był przyzwyczajony, gdy chodziło o jego babcię. Miał wrażenie, że minęły minuty zanim znowu się odezwała.
– Twój ojciec jest mieszańcem.
To była jedna z tych sytuacji, gdzie Tae po prostu siedział na miejscu, patrząc na swoją babcię.
Zamrugał.
Raz. Drugi.
Ponownie.
– Jest... mieszańcem? – Zapytał, chcąc być pewnym, że się nie przesłyszał, że nie zrozumiał jej źle. – Zmiennym? Pół Zmiennym?
Kyungja kiwnęła głowa, a Taehyung poczuł jak uszło z niego powietrze.
– Och.
To było dziwne uczucie, ta informacja, powoli docierająca do Taehyunga, który ją zrozumiał, naprawdę, nie wiedział tylko, co to znaczyło. To było dziwne. Dziwne.
– Okej.
Rozejrzał się dookoła, oblizał usta, ruszył dłońmi, zacisnął je w pięści i ponownie zrelaksował. Spojrzał na swoją babcię. Na Jeongguka. Okno. Znowu na Kyungję.
– Okej.
Nie wiedział, jakiej reakcji spodziewała się Kyungja, siedziała i patrzyła na niego, oczekująco, nieco niepewnie. A Taehyung tylko siedział, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić, co zrobić z tą informacją i jak się z nią czuć. Po prostu siedział.
– Więc – zaczął Tae po chwili ciszy, ponownie oblizał usta, przejechał dłonią przez włosy, potarł oczy. – Więc wuja Sungjin też?
Kolejne pytanie powstawało z tyłu jego głowy, ale nie odważył się jeszcze go wygłosić, zwykłe myślenie o nim zaciskało jego gardło, przyspieszało rytm jego serca i sprawiało, ze jego dłonie się pociły.
– Och – mruknęła Kyungja, chwilę potem kręcąc głową. – Nie. To coś innego, twój ojciec... twój ojciec został przyjęty do rodziny.
Teraz Taehyung czuł się zagubiony. Naprawdę zagubiony.
– Był adoptowany? – Spytał, ściągając razem brwi. – Ale moi dziadkowie byli łowcami. Zaadoptowali mieszańca? Pół wilka?
Kyungja westchnęła, a przez chwilę Taehyung miał wrażenie, że żałowała powiedzenia mu czegokolwiek, otwarcia puszki Pandory i pozwolenia wszystkim sekretom na wypłynięcie na światło dzienne. Ale potem skinęła głową, wyglądając na zmęczoną i odrobinę znużoną.
– Tak, byli łowcami i zaadoptowali go, kiedy zabito jego rodziców – powiedziała Kyungja, a Taehyung od razu wiedział, że kryła się za tym głębsza historia, coś o wiele bardziej szczegółowe i wpływowe niż to, o czym teraz myślał.
– Skąd to w ogóle wiesz? – Zapytał Taehyung sceptycznie, ponieważ dlaczego Jungo miał się z kimkolwiek tym podzielić? Oczywistym było to, że odrzucił swoje dziedzictwo w młodym wieku, a Tae był bezdyskusyjnie pewien, że nigdy nie widział go w wilczej formie. Sama myśl o tym sprawiła, że pokręcił głową, jego umysł całkowicie wypierał ten pomysł.
– Strażnik umie powiedzieć, czy stoi przed nim Zmienny, zwykły człowiek, czy zwierzę. – Oznajmiła Kyungja, co miało sens. Kontynuowała. – Na początku trudno było mi to stwierdzić, twój ojciec odciął więź ze swoim wilkiem dość wcześnie i wciąż leży w nim uśpiony, nawet po tylu latach. Prawie nie mogłam jej rozróżnić, gdy po raz pierwszy poznałam Jungho.
– Więc... Czy powiedział o tym mamie?
Kyungja kiwnęła głową.
– Tak. Mikyung wiedziała, że czułam co w nim leżało, ponieważ miała takie same odczucia. Uczyłam ją umiejętności Strażników od najmłodszych lat, gdy była tylko mają dziewczynką – powiedziała i oparła się o krzesło, jej oczy znów znajdowały się na Jeongguku. – Już wcześniej powiedziałam ci, że Mikyung i Jungho zawsze byli bardzo szczerzy ze sobą na temat tego skąd pochodzą, czym byli. Oraz na temat tego, że twój ojciec był inny, gdy był młody.
Taehyung pamiętał. Pamiętał rozmowę, którą przeprowadził z babcią tygodnie temu, kiedy w końcu spotkali się z sobą po tych wszystkich latach. Pamiętał także, że nawet będąc młodszym, Jungho był już bardzo uprzedzony. Dobry łowca, podążający za przysięgą klanu i rozkazami swoich rodziców. Jednak niezaprzeczalnie uprzedzony.
– Dlaczego Jungho odepchnął swojego Zmiennego? – Zadał pytanie Taehyung, jego brwi były ściągnięte, a ramiona skrzyżował na piersi. – Wiem, powiedziałaś mi, że był dość pewien swoich wierzeń, gdy poznał mamę, ale co do tego wszystkiego doprowadziło?
– Cóż – zaczęła Kyungja, poruszając się nieco na swoim miejscu, – kiedy wiesz, skąd pochodził, staje się to dość oczywiste.
Taehyung czekał, aż zacznie kontynuować, czuł poddenerwowanie na myśl o tym, co miała wyjawić jego babcia. Chodziło także o jego przeszłość. O jego dziedzictwo.
– Widzisz, twoi prawdziwi dziadkowie byli niemal przeznaczonymi sobie kochankami, ich historia jest prawie banalna – zaczęła, a wyraz jej twarzy znów stał się smutny. Taehyung słuchał. – Twoja babcia była Zmienną w ściśle dzikiej watasze, twój dziadek był zwykłym człowiekiem mieszkającym w małej wiosce poza Daegu.
– Twoja babcia była ciekawską wilczycą, zawsze chciała nawiązać kontakt ze swoją ludzką połową, studiowała ludzi i uczyła się co to znaczy żyć pomiędzy nimi. Ale jej ojciec, Główny Alfa watahy, oczywiście tego nie popierał. Więc żyła ze swoją watahą, nigdy tak naprawdę nie kontaktując się z ludźmi, nigdy nie ucząc się o tym, co chciała wiedzieć.
Kyungja miała rację. Brzmiało to nieco zbyt banalnie, a podczas gdy opowiadała mu historię Taehyung wiedział już dokąd zmierza. Mimo tego siedział cicho i słuchał, zatrzymując swoje pytania na później, gdy jego babcia skończy swoją opowieść.
– Kiedy stała się pełnoletnia i wiedziała wszystko o łowiectwie i zajmowaniu się sobą, uciekła. Oczywiście nie było to łatwe, wataha podążała za jej śladem, ale była mądra, przechytrzyła ich w pewnym momencie i ją zgubili. Spotkała twojego dziadka w wilczej formie, a on myśląc, że była przybłędą, wziął ją pod swój dach.
Uśmiechnęła się, pokręciła głową.
– Zmieniła się w człowieka tylko parę razy w swoim życiu, w większości z ciekawości, bez żadnego przewodnictwa. Ale jej chęć komunikacji z tym człowiekiem, tym mężczyzną, który był dla niej bardzo dobry była tak mocna, że dała radę ponownie połączył się ze swoją ludzką stroną i Zmienić.
Kyunga naprawdę się na to zaśmiała, a Tae sam nie mógł powstrzymać nikłego uśmiechu.
– Musiało być to dla nich niezłe przeżycie! Ledwie umiała mówić, nigdy się nie nauczyła, ale dali sobie radę. Parę lat trwało zaaklimatyzowanie jej w ludzkim świecie, ale Strażnik żyjący we wiosce ją prowadził, pomógł jej utrzymać więź ze swoim wilkiem i przeprowadził tą parę przez wiele trudności. Kocem końców narodził się twój ojciec.
Nagle wyraz jej twarzy stał się ponury, a Taehyung wiedział, co miało się stać.
– Właśnie wtedy znalazła ich jej wataha, po tych wszystkich latach. Nigdy nie przestali jej szukać. I zabili ją. Bez litości. Twój dziadek ledwo uszedł z życiem, chroniąc dziecko. Zostawili ich na śmierć, twojego dziadka z powodu ran, a dziecko w pewnym momencie umarłoby z głodu. Wydaje mi się, że twój ojciec miał wtedy cztery lata.
Tae przełknął gulę, która uformowała się w jego gardle; smutek widoczny na twarzy jego babci był niemalże nie do zniesienia. Kobieta wzięła głęboki oddech i kontynuowała historię.
– Wtedy, prawie dzień później, klan łowców wszedł do ich domu, podążając śladem watahy, która kompletnie zdziczała. Znaleźli twojego dziadka, zabrali go do szpitala, by zajęli się jego ranami, z dzieckiem zrobili to samo. A twój dziadek opowiedział im ich historię.
– Umarł w szpitalu, prawda? – Spytał Taehyung, jego głos był lekko zachrypnięty, bolało go serce.
– Tak – rzekła Kyungja nie patrząc na niego. – Umarł kilka dni później. Klan wytropił watahę i ją zabił, zagrażała ludzkiej społeczności, jak i społeczności Zmiennych, na swojej drodze w poszukiwaniu córki zabijali innych ludzi, właśnie wtedy klan zaczął ich tropić.
– I wzięli ze sobą Jungho, wychowali go i opowiedzieli mu historię jego rodziców, gdy był nieco starszy? – Zadał pytanie Taehyung, mimo tego, ze było to całkiem oczywiste, przynajmniej dla niego.
– Tak – Kyungja skinęła. – Kiedy twój ojciec się o tym dowiedział, powiedział, ze chce zostać łowcą, nie Strażnikiem. Twoi dziadkowie, adoptowani dziadkowie, dali mu wybór. Jednak wybrał życie łowcy, kompletnie odrzucił pomysł stania się Strażnikiem i całkowicie odciął swoją więź z wilkiem. Prawdopodobnie nieodwracalnie.
– Jak się o tym dowiedziałaś? – Zapytał Taehyung, kiedy Kyungja nie odzywała się przez moment. – Wątpię, żeby mój ojciec ci o tym powiedział.
Kyungja zachichotała sucho, wyglądała tak, jakby powstrzymywała się od przewrócenia oczami.
– Masz rację, nie powiedział mi o tym, nigdy nie byłby w stanie tak się przede mną otworzyć, wydaje mi się, że znienawidził mnie, gdy tylko mnie zobaczył.
Zaśmiała się, cicho, odrobinę smutno, nieco ubolewająco.
– Nie powiedział mi, ale powiedział twojej mamie. Zabrało mu to chwilę, kilka lat ich związku, kiedy planowali się pobrać. Mieć dzieci. Wtedy mi powiedziała.
Kyungja ponownie spojrzała na Taehyunga, jej uśmiech groził zniknięciem, Tae widział drganie kącików jej ust.
– Jungho pomyślał, że powinna wiedzieć, ponieważ gdy będą mieli dziecko, odziedziczyłoby ono dużo krwi Zmiennych.
Na to usta Taehyunga stały się niemożliwie suche, a jakiekolwiek pytanie, które miał w tej chwili w głowie wyparowało w próżni, którą stał się jego umysł. Tysiąc myśli przebiegało przez jego głowę, ale żadna nie była na tyle stabilna, by ją utrzymać. Czuł jak jego serce biło milę na minutę, a dłonie, które trzymał na kolanach się trzęsą.
– Wiesz – zaczęła Kyungja, głos jej drżał i tym razem łzy zaczęły napełniać jej oczy; ocierała je wierzchem dłoni zanim spłynęły na poliki. – Twój ojciec dość jasno postawił fakt, że nigdy nie pozwoliłby Zmiennym w swoich przyszłych dzieciach dowiedzieć się wszystkiego o sobie. Często kłócił się o to z Mikyung, przechodzili przez wiele poważniejszych sprzeczek. Ale pod koniec ustąpiła. Rozumiała, skąd pochodził i dlaczego chciał tego, co chciał. Mimo tego, ze nie do końca to lubiła.
Musiała zatrzymać się w tym momencie, wziąć się w garść; otarła jeszcze większą ilość łez, a Taehyung myślał, że pęknie mu serce. Chciał się pochylić, przeciąć dystans między nimi i przytulić swoją babcię, jednak siedział zamrożony na swoim miejscu na łóżku, krew szumiała mu w uszach.
– Świeżo urodzeni Zmienny przeważnie nie kontrolują swojej zmiany – kontynuowała Kyungja, a Taehyung widział, że wciąż walczyła ze łzami, – więc kiedy twój ojciec był na polowaniu odwiedziłam Mikyung kilka tygodni po twoich narodzinach...
Tym razem nie była w stanie kontynuować, głos jej się załamał, a ona oderwała od niego swój wzrok.
– Byłeś taki malutki – rzekła Kyungja, co brzmiało bardziej jak szloch niż słowa, łzy spływały teraz swobodnie po jej policzkach, a ona nic z nimi nie robiła. – Byłeś taki malutki, potykałeś się o własne nóżki, twoje złote, brązowe futerko było takie miękkie...
Zatrzymała się, a Taehyung ostro wciągnął powietrze, cały pokój nagle zaczął szaleńczo wirować dookoła niego. Zamrugał odganiając własną kurtynę łez, czując nagły atak emocji; był przytłoczony, przytłoczony tym, co czuł, tym co usłyszał, tym czego dopiero się nauczył. Było tego za dużo i spojrzał na dół, na pościel, dłoń Jeongguka, swoje nogi, własne dłonie, czuł się tak, jakby doświadczał wyjścia z własnego ciała.
– To był pierwszy i ostatni raz, gdy widziałam cię w wilczej formie – zaczęła Kyungja, jej głos był teraz ciężki od łez, twarz wykrzywiona była w smutku. – Twój ojciec upewnił się, że już nigdy się nie zmienisz.
– Jak – Taehyung chciał wiedzieć, a jego głos nie był niczym ponad drżącym szeptem. – Jak to zrobił? Myślałem, ze odcięcie więzi to świadomy wybór?
Kyunga wzięła drżący oddech, spojrzała na sufit, aby odpędzić łzy, osuszyła je palcami.
– Twój ojciec jest chemikiem. Poszedł na studia, by zdobyć wykształcenie. I opracował lekarstwo, które tłumiło wszystkie czynniki sprawiające, że dana osoba była Zmiennym. Lata zabrało mu wynalezienie formuły, lata zajęło doprowadzenie tego do perfekcji. Ale zaaplikował to sobie i podawał ci od kiedy byłeś dzieckiem. Więc jakikolwiek ślad Zmiennego, fizycznie i mentalnie, został stłumiony. Twój wilk śpi od kiedy byłeś dzieckiem, nigdy nie miałeś szansy na nawiązanie z nim więzi. A twoje fizyczne umiejętności pzoostały na poziomie normalnego człowieka.
– Starałam się go przekonać, ale na nic się to zdało. Podjął tą decyzję i wprowadził ją w życie i mimo tego, że twoje matka nienawidziła jej tak samo jak ja, pozwoliła mu na to. Wydaje mi się, że przekonywała siebie iż to dobry wybór, dopóki nie zaczęła w to wierzyć.
Kyungja pokręciła głową, ponownie otarła oczy.
– Prawdopodobnie podawał ci te leki przez całe życie. A ty nawet o tym nie wiedziałeś. Potrzebowały chwili by zacząć działać, by się rozwinąć, ale kiedy już to zrobiły nie było drogi powrotnej.
Taehyung nie wiedział jak się teraz czuć. W większości czuł się odrętwiały. Być może byłą to reakcja jego podświadomości, ochraniającej go przed huraganem emocji budującym się pod powierzchnią. Ponownie przełknął, tak ciężko, że aż zabolało go gardło, wszystko w jego ciele było napięte i sztywne.
– Założę się, że mógł to zrobić – powiedział Tae po chwili, ale wciąż nie mógł spojrzeć swojej babci w oczy, sam odgłos jej okazjonalnego szlochu prawie przedzierał się przez jego bariery. – Zawsze wynajdował nowe leki, by ułatwiać łowy.
Nie zdradza za wiele szczegółów na ten temat, dobrze wiedział co jego ojciec mieszał w piwnicy ich domu. Ale jakim cudem nigdy tego nie zauważył? Jakim cudem nigdy nie dowiedział się, że ktoś odurzał go całe jego życie? Nigdy by na to nie wpadł, a teraz jego babcia zrzuciła na niego taki pocisk.
Wciąż pojawiało się jedno pytanie, pytanie wypalające przód jego umysłu, sprawiające, że pociły mu się dłonie, a stopy drgały. Wziął głęboki wdech, spojrzał an swoją babcię po chwili, która zdawała się być godzinami. A ona oddała jego wzrok, jej wyraz twarzy mówił mu, ze wiedziała, o co spyta. Wciąż jednak Taehyung czuł potrzebę wypowiedzenia tych słów, musiał je usłyszeć, aby potwierdzić, że nie śnił.
– Myślisz, że kiedyś dam radę się zmienić?
Pytanie zawisło pomiędzy nimi, ciężkie i pełne znaczenia.
– W sensie – kontynuował Taehyung, mając wrażenie, że jego język przestanie za chwilę działać. – W sensie, nie brałem tych leków od około trzech miesięcy, czy nie tracą swojej siły w pewnym momencie?
Usta Kyungji uformowały cienką linię, ale nie urwała kontaktu wzrokowego z Taehyungiem, nawet wtedy, gdy pokręciła głową, a Tae czuł się tak, jakby ktoś usunął mu ziemię spod stóp. Mimo tego, że siedział.
– Nie – rzekła, jej głos był mały, wyraz był delikatny i odrobinę bezsilny. – Nie, to niemożliwe.
– Dlaczego?
Tak naprawdę Taehyung nie chciał wiedzieć, mógł domyślić się co było przyczyną. Jednak zapytał.
– To twój wilk – odpowiedziała Kyungja, jej głos był cichy.– Spał przez całe twoje życie, nigdy nie nawiązaliście połączenia i nie wiem, czy kiedykolwiek wytworzysz silną więź pomiędzy swoim wilkiem, a swoim człowiekiem.
– Czy to znaczy, że nie mogę nawet być dobrym Strażnikiem? – Taehyung nie chciał zabrzmieć tak zgorzkniale, ale tak właśnie brzmiał i złączył razem swoje usta, zawód uderzył w niego tak jak fala uderza o brzeg.
– To będzie bardzo trudne – przyznała Kyungja. Nie było to jawne nie, ale także nie prawdziwe tak. Tae i tak to zaakceptował. – Będziesz musiał bardzo ciężko pracować, nauczę cię połączenia ze swoim wilkime, ale to może być niemożliwe. A jeśli osiągniemy sukces, w najlepszym wypadku połączenie będzie słabe.
Tak jak często bywało w życiu, prawda bywała brutalna. Ta była taka sama.
– To nie jest beznadziejne, Taehyung – dodała Kyungja, wyczuwając jego ból. Jeongguk poruszył się nieco na łóżku, zamruczał, a kiedy Taehyung spojrzał na niego twarz Zmiennego była zmarszczona i napięta. Tae nie mógł nic na to poradzić, pochylił się więc do przodu i pogładził delikatnymi palcami policzki Jeongguka, jego czoło, brodę, pogłaskał także miękką skórę tuż pod jego okiem. A Jeongguk zrelaksował się, cicho pochylał głowę w stronę dotyku dłonie Taehyunga, a Tae nie mógł ukryć uśmiechu pomimo miażdżącego smutku znajdującego się za jego klatką.
Kyungja obserwowała tą wymianę cicho, ale Taehyung nie przegapił tego, jak jej oczy lekko się rozszerzyły. Mimo to nic nie powiedział, nie pytał. Był przemęczony aż do szpiku kości. Nawet bardziej.
– Powinieneś odpocząć, Taehyung – rzekła Kyungja jakby wyczuwając zmęczenie, które go połykało. – Ostatnie dni były pełne wrażeń, tak myślę, a dzisiaj było... – Zatrzymała się, oderwała od niego wzrok, a Taehyung wciąż nie mógł do końca na nią spojrzeć, obserwował teraz spokojny wyraz twarzy Jeongguka.
– Idź do łóżka, Taehyung.
Na to Taehyung wstał, jego nogi nieco się zachwiały, wciąż odrobinę się trzęsły, ale dał sobie radę.
– Tak – powiedział, własny głos brzmiał płasko w jego uszach. Wszystko, czego teraz chciał to zawinięcie się w kulkę pod swoimi kocami i nie wychodzenie spod nich przez najbliższe kilka miesięcy.
– Właśnie tak zrobię.
Kyungja wstała ze swojego krzesła, prawie potknęła się o niepewne nogi, a Taehyung pomógł jej ustać, ustabilizował ją bez zauważenia tego. Razem opuścili pokój, a Tae towarzyszył swojej babci aż do drzwi.
– Dbaj o siebie, moje kochanie – powiedziała stojąc już w otwartych drzwiach, opatulona swoich grubym płaszczem, czapką i szalikiem. – Może wydawać ci się to teraz bardzo ponure, ale damy radę. Okej?
Taehyung pokiwał głową, chociaż tak naprawdę nie miał tego na myśli, a Kyungja pociągnęła go odrobinę w dół, by złożył całusa na jego czole.
– Dobranoc, skarbie.
– Dobranoc, babciu.
Zamknęła za sobą drzwi, a Taehyung stał w miejscu przez kilka minut, w ciemnym korytarzu, patrząc na zamknięte drzwi. Słyszał głowy w kuchni, brzdęk rozkładanych naczyń, czuł zapach jedzenia w powietrzu.
– Kyungja już wyszła?
Tae odwrócił się i zauważył, że Jimin wychylał swoją głowę zza wejścia do kuchni.
– Tak – mruknął Taehyung, własny głos brzmiał dla niego monotonnie. Odkaszlnął, przybrał uśmiech na twarz i odwrócił się. Jimin spojrzał na niego podejrzliwie.
– Okej – odrzekł, przeciągając sylaby i mrużąc oczy. – Chodź, obiad jest gotowy.
Taehyung pokręcił głową.
– Odpuszczę sobie obiad, nie jestem głodny?
– Jesteś pewien? – Spytał Jimin, mocniej marszcząc brwi wychodząc z kuchni, chciał podejść nieco bliżej, ale zatrzymał się w połowie drogi. – Prawie nic dzisiaj nie zjadłeś.
– Nie jestem głodny – warknął Taehyung, o wiele bardziej ostro niż było to potrzebne, a kiedy zauważył wyraz zranienia przechodzący przez twarz Jimina natychmiast tego pożałował.
– Matko – mruknęła Omega, unosząc ręce w geście poddania, – okej.
– Idę do łóżka.
Taehyung przeszedł obok niego, przeszedł obok kuchni nie mówiąc nic więcej, nie zauważył jak podążał za nim zmartwiony wzrok Jimina, dopóki nie zamknął za sobą drzwi.
Nie było jeszcze bardzo późno, ale Taehyung nie trudził się założeniem piżamy czy zasunięciem firan. Jego umysł był pusty, był próżnią bez żadnej logicznej myśli, a Taehyung wszystko robił niemalże mechanicznie. Położył się na łóżku naciągając na siebie kołdrę dopóki ta nie owijała go jak kokon. Po niedługiej chwili został wciągnięty w niespokojny sen wypełniony snami o krwi, tabletkach, ostrych zębach i miękkim, karmelowym futrze.
przepraszam was brzoskwinki, że tak długo zajęło mi przetłumaczenie tego rozdziału, ale oto jest!
macie jakieś spostrzeżenia po tej części? chętnie poczytam 😄
miłej nocy/dnia 🍑💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro