Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12: Until Dawn

Na początku Taehyung nic nie słyszał, nie zauważył nawet tego, co się dookoła niego działo. Oczy utkwił w twarzy Jeongguka, jego złota skóra była prawie tak biała jak śnieg pod nimi, pozbawiona krwi.

Która zamiast znajdować się w jego organizmie pokrywała jego policzek, jego całe ciało, koloryzowała upiorną biel ciemną czerwienią, a kontrast ten był tak upiorny, że prawie przyprawiał Taehyunga o mdłości. Pomimo tego, że to nie pierwszy raz, gdy widział tak wiele krwi, na Jeongguku było to czymś całkowicie innym.

Czas wydawał się przestać płynąć normalnie, kiedy Yoongi padł naprzeciw Taehyunga, jego kolana uderzyły o zakrwawiony śnieg, a wszystko wyglądało prawie tak, jakby było w zwolnionym tempie; małe kawałki śniegu, brudu i krwi uniosły się z powodu siły uderzenia ciała Yoongiego.

– Hej, Taehyung – zawołał Yoongi, objął jego policzki, zmusił Taehyunga do spojrzenia mu w oczy. Tae zauważył delikatny złoty połysk w jego oczach, zauważył, jak szeroko otwarte są; panika tańczyła na twarzy Yoongiego, ale jego głos był stłumiony, jakby ktoś założył mu na uszy słuchawki blokujące dźwięk.

– Tae, no dalej, otrząśnij się! – Ledwo słyszał Betę, zmarszczył twarz, aby lepiej go słyszeć, lecz to nie działało, wszystko było takie zapchane, rozmazane i dziwne.

Seokjin i Namjoon otoczyli ich, obwąchując ziemię, krew, martwe ciała, Taehyunga i Jeongguka, ich nosy wychwytywały wszystko, uszy nasłuchiwały jakiegokolwiek dźwięku, a ich ciała były napięte.

Jeongguk.

Taehyung zamrugał parę razy, miał wrażenie, że jego umysł był niewyraźny, myśli niezorganizowane i w nieładzie, i po prostu... nie wiedział, czuł się tak, jakby ktoś zanurzył jego głowę w wodzie, a on nie mógł wstać.

– Jimin, on nie oddycha! – Krzyknął Yoongi. Jimin upadł obok Taehyunga, zaciskając dłonie na jego ramionach, podczas gdy Yoongi zabierał z nich Jeongguka; jego głowa uderzyła o ziemię z malutkim dźwiękiem. W uszach Tae był on prawie ogłuszający.

Yoongi zaczął robić Jeonggukowi RKO, jego ręce prawie zsunęły się z zakrwawionej klatki młodszego, gdy próbował znaleźć odpowiednie miejsce do nacisku. Przełożył całą swoją wagę na ręce i zaczął wybijać regularny rytm, cicho licząc pod nosem; jego głos był ledwo szeptem, ale widocznie drżał.

1, 2, 3, 4, 5,...

Taehyung zgubił się w liczeniu, Jimin nim potrząsał, Seokjin szczeknął ostro, a Namjoon okrążał ich, podczas gdy poddenerwowanie promieniowało z jego ciała.

– ... 29, 30 – wyliczył głośno Yoongi i uniósł ręce z klatki Jeongguka, zamiast tego jedną dłonią zatykając jego nos, a drugą unosząc jego brodę.

Taehyung nie widział, jak dostarczał mu powietrza, Jimin ponownie nim potrząsał, mówiąc, by wziął się w garść, trzymając w dłoniach jego poliki, potrząsając nimi z większą siłą niż to potrzebne tylko po to, by wymusić na nim jakąś reakcję. Lecz Taehyung nie reagował, zrobił to dopiero, gdy usłyszał jak Jeongguk nagle wziął świszczący oddech.

– Okej, mam go, oddycha, mam go – powiedział Yoongi - jego głos był bliski załamania się - i nagle świat Taehyunga powrócił do ostrości, tak jakby uniósł się woal, jakby wata cukrowa owijająca jego głowę rozpłynęła się w słońcu.

Seokjin ponownie zaszczekał, nosem przejeżdżając po głowie Taehyunga w poszukiwaniu zranień, a potem trącił nim Jimina, który złapał Tae i pomógł mu stanąć na niestabilnych nogach.

– Musimy się zbierać, policja jest dosłownie za zakrętem, chodźcie – powiedział łagodnie z wyczuwalnym ponagleniem, a Yoongi kiwnął głową i uniósł Jeongguka tak jakby nic nie ważył, jakby nie składał się z samych mięśni.

Taehyung wciąż nie do końca wrócił do siebie, ale przynajmniej jego stopy się poruszały, oczy i uszy pracowały, a wzrok przykleił się do pleców Yoongiego, próbując uniknąć ciemno brązowych włosów splątanych krwią oraz złotej skóry nią zabarwioną.

Seokjin szedł na przedzie, a Namjoon z tyłu, ponaglając ich; przez całą drogę do pickupa Jimin nie puścił Tae nawet na sekundę.

– Och, cholera – sapnął Hoseok zaciskając zęby, kiedy zauważył, że do niego podchodzą - ponieważ był jedynym, który stał z tyłu - uruchomił samochód jak tylko znaleźli się obok, a potem zauważył bezwładne i zakrwawione ciało Jeongguka w ramionach Yoongiego oraz Taehyunga z Jiminem i jego twarz bladą jak u ducha. – Cholera, cholera, cholera.

Przeszedł dookoła i otworzył drzwi na tylne siedzenia, Jimin usadził na nich Taehyunga i sam zajął miejsce obok, na samym środku.

To dziwne, pomyślał Tae, takie dziwne. Jakby obserwował wszystko jako outsider, wewnątrz swojego ciała, ale nie do końca; jego zmysły były uważne i wyostrzone, ale w tym samym czasie nie mógł się skupić. Prawie nie zauważył jak Yoongi i Jimin włożyli Jeongguka na tylne siedzenie kładąc jego głowę na kolana Taehyunga, nogami podpartymi przez nogi Jimina na tyle, na ile pozwalała przestrzeń, ale kompletnie nie zauważył tego, jak krew Alfy jeszcze bardziej zabrudziła jego kremowy sweter.

Dopiero gdy Jeongguk zmarszczył twarz w bólu, zmarszczył ostro brwi, a jego usta ułożyły się w pełen agonii grymas Taehyung wreszcie się otrząsnął, zamrugał przeganiając zachmurzenie ogarniające jego mózg i ostrożnie, drżącymi dłońmi, przeczesał włosy Jeongguka.

– Tae... – głos Jeongguka się załamał, by tylko zachrypłym szeptem, a Taehyung musiał przełknąć gulę w gardle; łzy nadały połysk jego oczom. Usłyszał jasny dźwięk tego, jak Namjoon i Seokjin usiedli na pace, usłyszał jak Yoongi zatrzasnął drzwi od strony pasażera i usłyszał, jak Hoseok po omacku próbował włożyć klucze do stacyjki, cicho przeklinając pod nosem.

– Jestem tutaj, Gukkie, jestem tu, nie martw się, zabierzemy cię do domu – Taehyung usłyszał swój własny głos, jedną dłonią uspokajająco przejeżdżał po włosach Jeongguka, a wolną złapał tą jego, bezwładnie leżącą na siedzeniu.

– Jestem taki zmęczony, Tae – powiedział Jeongguk, brzmiąc na tak małego i pokonanego, że Taehyung musiał zdusić w sobie szloch, ponieważ nie, nie, nie, to się nie dzieje, nie tutaj, nie teraz. Spojrzał na Jimina i zauważył, że Omega patrzył prosto przed siebie, oczy skupiając na zagłówku kierowcy, a szczękę miał zaciśniętą. Jego palce zacisnęły się na miękkim materiale, wciąż narzuconego na Jeongguka, płaszcza Tae tak mocno, że niemal pobielały mu kostki.

Taehyung ponownie przełknął, ciężko, gardło miał tak suche jak papier ścierny.

– Jesteśmy w drodze do domu, Gukkie, już prawie jesteśmy, okej? Trzymaj się.

– Nie jesteś ranny, prawda? – Spytał Jeongguk po chwili i uniósł wolną dłoń, by dotknąć policzka Tae, a wysiłek, który mu to sprawiło widoczny był na jego twarzy, prawie wyczuwalny w małym jęku, który wydostał się z jego ust; w sposobie, w jakim jego twarz skrzywiła się z bólu.

– Nie, nie, nie jestem ranny, nic mi nie jest, wszystko ze mną w porządku – odpowiedział Tae i prawie się zaśmiał, prawie rozpłakał, nie wiedział tego do końca, nie, kiedy miał wrażenie, że jego wnętrzności zostają rozrywane na kawałki; położył swoją dłoń na wierzchu tej Jeongguka, która wciąż obejmowała jego polik.

Na to rysy jego twarzy rozluźniły się lekko i prawie wyglądał tak, jakby się uśmiechał. Zadowolony. Taehyung czuł potrzebę wyjścia z samochodu.

– Obroniłem cię.

Jimin ostro wciągnął powietrze, a Yoongi bez słowa wyciągnął swoją dłoń, aby jego partner ją złapał. Co Jimin chwilę później zrobił, trzymając ją tak, jakby to ona utrzymywała go przy życiu, uparcie ocierając zbłąkane łzy policzków zakrwawionym rękawem swetra.

Taehyung tylko gorączkowo pokiwał głową.

– Tak – odpowiedział – tak, zrobiłeś to, obroniłeś mnie – tylko po to, by Jeongguk z nim rozmawiał. Ponieważ mówiący Jeongguk oznaczał, że Jeongguk żyje, że Jeongguk oddycha. Nie było żadnej innej opcji. – Dobrze się spisałeś, Jeongguk, naprawdę dobrze się spisałeś.

– Pieprzyć to – wysyczał Hoseok – dlaczego jest tak dużo korków, no dalej, rusz się, przecież masz zielone! – Zatrąbił parę razy, a jego palce tak mocno zaciskały się na kierownicy, że Tae bał się, iż ją złamie.

– Tak dobrze się dzisiaj bawiłem, Tae, tak dobrze – wyszeptał Jeongguk – Chcę spędzić więcej... więcej czasu z tobą.

Taehyung pokiwał głową zagryzając wargę, ponieważ wow, wow, naprawdę nie może tego zrobić, absolutnie nie, dlaczego ma wrażenie, że coś rozrywa jego wnętrze, jakby każdy jego rdzeń chciał wyskoczyć mu z piersi?

– Tak, też się dobrze bawiłem, Gukkie, muzeum było perfekcyjnie, całkowicie perfekcyjne.

Jeongguk westchnął.

– A ci skurwiele musieli to zepsuć – powiedział i zamknął oczy, jego głowa przekręciła się na bok, a on sam zmarszczył czoło. – Ale nie pozwoliłem im cię zabrać, ochroniłem cię.

– Tak, ochroniłeś mnie, naprawdę to zrobiłeś.

Taehyung wiedział, że krążyli w kółko. Wiedział, że Jeongguk nie był w stanie myśleć, należycie rozmawiać, i że to jego instynkty brały nad nim kontrolę, upewniając się, że nic mu nie jest, że jest bezpieczny. Upewniając się, że Jeongguk ochronił Taehyunga. Upewniając się, że spełnił swoją rolę jako Alfa.

– Już prawie jesteśmy – rzekł Yoongi, a Tae spojrzał do góry, zauważył jak znane budynki ich ulicy wyłaniają się zza okna, a światła uliczne oświetlają grube płatki śniegu tańczące w powietrzu; ta delikatna i spokojna atmosfera nadchodzącej nocy była ostrym kontrastem metalicznego zapachu krwi i niepokoju, który unosił się w samochodzie. – Już prawie jesteśmy.

Ich sąsiedztwo było pozbawione ludzi chodzących po dworze w takiej pogodzie, Taehyung kątem oka zauważył, jak obaj Namjoon i Seokjin zeskoczyli z paki i wybiegli im naprzeciw, podążyli po zasypanej śniegiem ulicy; futro Namjoona prawie w niej zniknęło, za to Seokjin odznaczał się tak jak cień namalowany na słonecznej ścianie.

Hoseok ledwo zdążył zatrzymać samochód, podczas gdy Yoongi i Jimin otworzyli szybko swoje drzwi, a Taehyung siedział przyklejony do swojego siedzenia z głową Jeongguka na kolanach; Zmienny oddychał ciężko, jego powieki drżały i odkrywały jego oczy, które migotały od ciemnego brązu po szkarłat.

Drzwi obok Tae otworzyły się, Yoongi wyciągnął swoje zakrwawione ręce.

– Okej, wezmę go, tylko pomóż mi go wyciągnąć.

Taehyung skinął głową, poruszył się lekko i ostrożnie złapał tors Jeongguka, aby wydostać go z samochodu. Jeongguk jęknął, kiedy go poruszyli, jego twarz wykrzywiła się z bólu, a serce Tae zachowywało się tak, jakby w każdej chwili miało pęknąć na pół. Spojrzał na Yoongiego, który pocił się nawet w zimie, jego twarz była skoncentrowaną maską, podczas gdy on sam próbował pozostać opanowanym. Ukazywało się to w sposobie, w jakim jego oczy lśniły na złoto oraz w tym jak trzęsły się jego ręce zanim złapał Jeongguka w ramiona.

Jimin dotarł już do ich budynku, przytrzymując drzwi wejściowe, sprawdzając, czy nie ma dookoła żadnych ludzi, podczas gdy Yoongi i Taehyung przenieśli Jeongguka przez drogę, bez rozlewania wszędzie krwi. Taehyung prawie nie usłyszał tego, jak Hoseok odjeżdżał, parkując pickupa, kiedy oni wchodzili na klatkę schodową.

Małym cudem było to, że nikt nie wychylił swojej głowy z mieszkania, przez hałas, który stwarzali; ich kroki były ciężkie, a Jeongguk jęczał z bólu z każdym ostrzejszym ruchem, który zrobił Yoongi.

Taehyung widział jak Seokjin dołączył do nich w połowie schodów, był boso, ubrany w losową parę dresów i bluzkę, którą założył na lewą stronę, na dłoniach miał gumowe rękawiczki. Najwidoczniej zmienił się z powrotem w człowieka i nałożył na siebie to, co zdołał znaleźć, już przygotowując się do opatrzenia ran Jeongguka, z racji tego, że był jedyny z jakąkolwiek wiedzą medyczną.

Nawet jeśli przeważnie używał jej tylko w stosunku do martwych ciał. Ale Taehyung zakazał sobie myślenia o tym, żółć podchodziła mu do gardła na te wyobrażenia.

Więc patrzył, jak Yoongi przekazał bezwładne ciało Jeongguka oczekującemu Seokjinowi, patrzył jak Alfa odwrócił się i pognał w górę schodów do ich mieszkania, Jimin podążył za nim, a nikła pomarańczowa poświata lamp w ich korytarzu wypływała na klatkę schodową.

Yoongi stał w miejscu, które chwilę temu opuścił Seokjin, ciężko oddychał, opierał dłonie na udach, a głowę miał pochyloną, pot spływał po srebrnych kosmykach jego włosów i spadał na ziemię.

– Hyung – powiedział Taehyung, jego głos był zachrypnięty – hyung, chodź, wejdź do środka, wejdźmy do środka.

Wciąż miał wrażenie, że nie może się skoncentrować, wciąż czuł się tak, jakby jego głowa pływała, wszystko co widział to krew na jego rękach, krew łącząca się ze śniegiem, barwiąca skórę Jeongguka, rany pokrywające jego ciało, jego twarz w czarnych, niebieskich i fioletowych siniakach.

Metaliczny zapach krwi unosił się w powietrzu, niczym ciężki koc spoczywając na zamysłach Taehyunga, zagłuszając wszystko inne, zapychając jego nos i panicznie przyspieszając bicie jego serca.

Tak bardzo się bał.

– Hyung – jęknął tym razem Taehyung, łapiąc Yoongiego za ramię i delikatnie nim potrząsając. Z dala, z dala, z dala od tych wyobrażeń.

Jeongguk z tego wyjdzie.

Musi.

– Hyung!

Głowa Yoongiego uniosła się, a on spojrzał na Taehyunga, który kiwnął głową; wysiłek, który włożył w ostrożne utrzymanie swojej twarzy bez wyrazu był widoczny w ciasnej linii, którą formowały jego usta. A kiedy Hoseok wszedł na schody za nimi, sapiąc, pocąc się, wyglądając na przestraszonego i spanikowanego, wtedy Yoongi znów się poruszył i całą trójką podążyli w stronę mieszkania.

Hoseok złapał Tae za nadgarstek, w małym wyrazie oparcia, w próbie pocieszenia go, ale Taehyung nie był pewien, kto powinien być pocieszany, czy Hoseok pocieszał go, czy sam szukał pocieszenia.

Cokolwiek by to nie było, nie działało. W ogóle.

Kiedy weszli do środka usłyszeli zamieszanie w salonie, uspokajający głos Jimina, bolesne kwilenie Jeongguka, przeklinanie Seokjina. Namjoon chodził w tę i wewte po korytarzu zakopując dłonie we włosach, dopóki Seokjin nie krzyknął z salonu, aby przyniósł mu "cholerną gorącą wodę". Taehyung czuł świeżo ugotowane jedzenie, apetyczny zapach roznosił się z kuchni po całym mieszkaniu.

Tak jak Hoseok powiedział, Seokjin zmusił wszystkich do przygotowania kolacji.

W końcu była Wigilia.

Salon wyglądał jak pole walki w chwili, gdy Taehyung do niego wszedł. Na podłodze zostały rozłożone ręczniki, ktoś położył na nich Jeongguka, płaszcz Tae został odłożony na bok, zakrwawiony i zabrudzony, prawdopodobnie już nie do wyczyszczenia. I dlaczego wciąż było tak dużo krwi? Tak dużo krwi, jej krople i małe strumienie znajdowały się na podłodze, na ręcznikach, na Jiminie, który delikatnie trzymał głowę Jeongguka, głaszcząc dłonią czoło Alfy i przebiegając przez jego włosy, a jego głos był łagodny; starał się go uspokoić słowami, których Taehyung nie słyszał.

Kiedy Jimin zauważył Taehyunga dał mu znak, aby do niego podszedł, a Tae przełknął ciężko, miał wrażenie, że jego gardło to papier ścierny, a ślina to proch, który wmuszał w swój przełyk. Ale zobowiązał się i podszedł do klęczącego Jimina.

Jimin przesunął się w bok, ostrożnie trzymając głową Jeongguka, Alfie wciąż wracała i znikała przytomność, jego twarz poruszała się tak, jakby był w trakcie gorączkowego snu, a patrzenie na Jeongguka w takim stanie bolało Taehyunga, bardzo. Więc usiadł w siadzie skrzyżnym na miejscu, które Jimin zajmował jeszcze chwilę temu.

To było dziwne, efekt, jaki wywołało to na Jeongguku i Taehyungu, ponieważ Tae poczuł, jak niepokój zalewający jego organizm wyciszył się, jak tylko drżącymi dłońmi objął policzki Jeongguka, jak jego serce zwolniło odrobinę, zamiast szaleńczo bić.

To było dziwne, to uczucie spokoju, które go zalało, mimo tego, że nic się nie zmieniło; Seokjin wciąż panicznie czyścił i dezynfekował rany, przygotowywał szwy i je zwijał. Ale zauważył to także na twarzy Jeongguka, jak wziął głęboki oddech, jak linie na jego twarzy nieco się wygładziły, jak ból w jego ciele nagle zdał się odrobinę bardziej do zniesienia.

– Taehyung – usłyszał Seokjina i uniósł głowę, Alfa podawał mu ciepłą, mokrą szmatkę. – Możesz wyczyścić jego twarz, spróbuj go czymś zająć, gdy będę go zszywać. Nie mam tak silnego znieczulenia, by na niego podziałało.

– A co z umiejętnością do samouzdrawiania, dlaczego musisz zakładać mu szwy? – Spytał Taehyung, nie będąc w stanie wyprzeć drżenia z głosu. Przez chwilę Seokjin zamilkł, opuścił szmatkę, którą trzymał i spojrzał na Taehyunga, a jego twarz wyrażała coś, czego Tae nie umiał rozszyfrować.

– Ponieważ nie jestem pewien, czy te umiejętności wystarczą, by przez to przebrnął. Robię wszystko co w mojej mocy, szwy pomogą jego ciału, odciążą go nieco. Lecz to wszystko, co mogę zrobić.

Nie musiał mówić nic więcej. Taehyung perfekcyjnie rozumiał to, co Seokjin chciał przekazać.

Namjoon wrócił z większą ilością ciepłej wody, Jimin przyniósł więcej bandaży i szmatek, a środki z ich małej apteczki pierwszej pomocy szybko zostały zużyte. Yoongi siedział na kanapie nie skupiając na niczym oczu, jego ciało pochylało się nieco do przodu, łokcie trzymał na udach, a dłonie zwisały wiotko pomiędzy jego nogami. Podczas tego krótkiego okresu ich znajomości Taehyung nie widział, by Yoongi kiedykolwiek stracił panowanie nad sobą, ale utożsamiał się z Betą.

Z całym tym niepokojem i strachem, który nim wstrząsał, Taehyung czuł się kompletnie jak nie on. Ekstremalne sytuacje były dla niego normalnym zjawiskiem, efektem ubocznym życia łowcy. Przeważnie dobrze wychodziło mu trzymanie emocji na wodzy, nie pozwalając im sobą zawładnąć. Lecz to było inne. To było czymś, czego jeszcze nie doświadczył. Ten głęboki i nie dający spokoju strach straty, tego, że Jeongguk wyślizgnie mu się, tuż spod jego palców.

Ale się trzymał. Ciągnął. Ciągnął. Nie puszczał. Nawet troszeczkę.

Chwilę zajęła Seokjinowi praca nad ciałem Jeongguka. Namjoon upewniał się, że łańcuch dostarczający potrzebne rzeczy wciąż działał, Hoseok asystował Seokjinowi w podawaniu mu wszystkiego, co potrzebował, a Jimin próbował wyrwać Yoongiego z jego prawie sparaliżowanego stanu, używał przy tym łagodnych słów i ostrożnie trącał go nosem, jego jasne niebieskie oczy nigdy nie opuściły twarzy jego wybranka.

Za to Taehyung po prostu siedział, głowa Jeongguka spoczywała na jego skrzyżowanych nogach, a on sam uważnie przejeżdżał ciepłą szmatką po przecięciach i ranach na jego twarzy, z czego najbrzydsze znajdowały się na jego lewym policzku.

Spytał sam siebie, czy Zmienni też mają blizny, jak normalni ludzie. Spytał siebie, jak długo zajmie Jeonggukowi dojście do siebie. Ponieważ wyzdrowieje. Wiedział to. Musiał.

Kiedy Seokjin skończył pracę zdawał się wypuścić całe powietrze, które do tej pory wstrzymywał. W pokoju było cicho, prawie spokojnie bez odgłosów bolesnego i niemal gorączkowego jęczenia Jeongguka i przekleństw Seokjina.

– Zaniosę go do jego pokoju – powiedział Namjoon, jego głos był niesamowicie łagodny, a dłonie trzymał na ramionach Seokjina, które unosiły się i opadały z każdym głębokim i spokojnym oddechem.

– Pomogę ci – wyrwał się Yoongi, odzywając się po raz pierwszy od niemal dwóch godzin, i wstał, pomógł Namjoonowi owinąć młodego Alfę w koc i zanieść go do pokoju. Reszta się nie odzywała, Taehyung miał wrażenie, że jego kolana są puste, nagła nieobecność Jeongguka była prawie namacalna.

Zimno mu.

Kiedy Taehyung zebrał się do wstania i pójścia za nimi, Seokjin spojrzał na niego i pokręcił głową.

– Zostań – powiedział, brzmiąc na pokonanego i wycieńczonego – będziemy wiedzieć, kiedy jego stan się zmieni, za to ty musisz nam powiedzieć co się stało.

I mimo tego, że każda komórka w jego ciele mówiła mu, by poszedł za Namjoonem i Yoongim do pokoju Jeongguka, Taehyung ponownie opadł na ziemię, bez mówienia czegokolwiek. Powrót nie zajął Namjoonowi i Yoongiemu długo, a po chwili usiedli na kanapie z Jiminem i Hoseokiem.

– Śpi – odezwał się Namjoon po kilku momentach ciszy. – Mam nadzieję, że najgorsze jest już za nami.

– Było blisko – zgodził się Seokjin, przecierając dłonią zmęczoną twarz – ale wyjdzie z tego.

Taehyung poczuł, jak powietrze uszło z niego z ulgi, napięcie – o którego istnieniu nie miał pojęcia – opuściło jego ciało, sprawiając, że bolały go ramiona, a on sam był nieugięty. Atmosfera w pokoju zmieniła się nieco, po wypowiedzi Seokjina wszyscy zaczęli łatwiej oddychać.

– Więc, co się stało? – Spytał Namjoon, jego niski i łagodny głos przeciął ciszę, a Taehyung natychmiast wyczuł na sobie pięć par oczu.

Nie mógł na nich spojrzeć, więc patrzył na swoje dłonie, miał krew pod paznokciami, zaschniętą na skórze, brudzącą jego sweter i spodnie. Przełknął.

– Przechodziliśmy przez park – zaczął, jego głos był niski i nieco chrapliwy. – Jeden z nich uderzył mnie ramieniem, gdy przechodził obok, a Jeongguk chciał się natychmiast z nimi zmierzyć.

Smutny uśmiech zawitał na jego ustach.

– Myślałem, że przesadzał, pozwalając swojemu Alfie wziąć górę, wiecie? Próbowałem powiedzieć mu, żeby dał sobie spokój.

Przez moment Taehyung był cicho, ale nikt go nie pospieszał, wszyscy cierpliwie czekali na kontynuację.

– Na początku nie zauważyłem, że też byli Zmiennymi, dopiero, gdy spostrzegłem reakcję Jeongguka, to jak jego oczy zaczęły błyszczeć. Drwili z nas i znali moje imię, chcieli, żebym z nimi poszedł.

– Wiedzieli, kim jesteś? – Spytał Namjoon, mocno marszcząc brwi.

Taehyung pokiwał głową.

– Tak, zdawali się mnie szukać.

– A ty ich nie znałeś?

– Nie, – Tae pokręcił głową – nigdy wcześniej ich nie widziałem.

– Ale szczególnie pytali o ciebie? – Tym razem Yoongi zadał pytanie, patrząc na niego zmrużonymi oczami.

– Tak, sam bardzo się zdziwiłem – przyznał Taehyung, drapiąc tył swojej głowy – ponieważ nie miałem pojęcia dlaczego dwójka pozornie losowych Alf miałaby mnie szukać. Myślałem, że może ojciec zatrudnił jakichś ludzi, aby mnie znaleźli, ale spytałby o to innych łowców, nie Zmiennych.

Ponownie zapadła między nimi cisza, nikt do końca nie wiedział co zrobić z usłyszanymi informacjami. Taehyung także nie miał zielonego pojęcia. Kompletnie nie znał tej dwójki Alf. Ani on, ani jego rodzina nigdy nie kontaktowali się ze Zmiennymi poza łowami. A on dobrze wiedział, jak kończyli tacy Zmienni. Za każdym razem.

– Może – zaczął Jimin, jego miękki włos zakłócił nastrój kontemplacji, a on sam spojrzał na Taehyunga, jego oczy były smutne. – Może to były Alfy z watahy, której członka zabił twój klan. Może szukali zemsty.

Taehyung na to zagryzł swoją dolną wargę. To nie tak, że nie rozważał tej myśli jako prawdopodobieństwo. Ale jedna rzecz całkowicie nie pasowała do tego równania.

– Ale dlaczego mieliby go zabrać? Dlaczego nie od razu zabić? – Rzekł Hoseok i wyraził zmartwienia Tae.

– On ma rację, Jimin – zgodził się Taehyung – chcieli mnie, żywego. A zaatakowali, ponieważ Jeongguk odmówił wycofania się.

Yoongi parsknął na to.

– Oczywiście, że to zrobił – burknął, wyraz jego twarzy był smutny, czuły, dumny i tak skończony, że boleśnie pociągnął za serce Taehyunga.

– To wciąż nie daje nam żadnej wskazówki na temat tego kto ich wysłał, lub dlaczego w ogóle się tam zjawili – przerwał Namjoon i pokręcił głową. – Kto wie, może wyślą więcej ludzi.

Ponownie siedzieli w ciszy. Zdezorientowanie i niskie dudnienie niepokoju otuliło ich, strach o to, że wataha może być w niebezpieczeństwie był niemal namacalny. A Taehyung czuł się okropnie. Ponieważ to przez niego musieli przez to przechodzić. Ponieważ Bóg tylko wie, czego ci ludzie od niego chcieli. A pomimo tego, że Jeongguk i on sukcesywnie zdołali zepsuć ich pierwszą próbę nie znaczyło to, że po niego nie wrócą.

– Umyjmy się i idźmy do łóżek, spróbujmy się przespać – rzucił Jimin w ciszę. – Wszyscy są zmęczeni, nic w takim stanie nie zrobimy.

Zgodzili się, wyglądając na zmęczonych aż do kości, a dopiero teraz Tae zdał sobie sprawę, że nikt z nich nie zmył krwi z rąk lub zmienił ciuch. Siedzieli tak, jak weszli przez drzwi, Taehyung wciąż miał na sobie to, co założył wcześniej.

– Zgadzam się – powiedział Namjoon – to nie jest dobry moment, aby myśleć o tym, jak wyjść naprzód.

Chwilę zajęło Taehyungowi poczucie się czystym. Stał pod gorącym prysznicem o wiele dłużej, niż normalnie, szorując swoją spoconą, zabrudzoną i zakrwawioną skórę, pocierając ją dopóki nie była różowa i zarumieniona, będąc sekundy przed stanem, w którym takie pocieranie zaczęło boleć.

Ale kiedy opuścił prysznic czuł się odrobinę lepiej, a wygodne spodnie od dresu i bluza z kapturem otuliły go jak ciepły uścisk. Bluza należała do Jeongguka. Była to ta sama, którą przez przypadek dał mu Seokjin parę tygodni temu. Wciąż nie oddał jej Jeonggukowi, a on sam go o to nie pytał.

Przez chwilę Taehyung stał w ciemnym korytarzu, nasłuchując odgłosów w mieszkaniu. Namjoon i Seokjin siedzieli cicho w kuchni, pijąc herbatę. Yoongi i Jimin byli w swojej sypialni, Jimin mówił coś łagodnie przyciszonym szeptem, dzwoniącym w uszach Taehyunga, Omega pocieszał swojego partnera, a Tae niemal czuł cierpienie Yoongiego, wylewające się z przerwy pod ich drzwiami. Z sypialni Hoseoka nie dochodził żaden dźwięk, światło było zgaszone, a Taehyung miał nadzieję, że mężczyzna już spał.

Po chwili jego stopy, z własnej woli, wprowadziły go w ruch, prowadząc go w przeciwnym kierunku od jego sypialni, zatrzymując go przed drzwiami do pokoju Jeongguka. Nie wahał się przed wejściem, przyciąganie, które czuł od momentu, gdy Namjoon i Yoongi zabrali Jeongguka do jego pokoju, było tak mocne, że zapomniał o czymkolwiek co przypominało jakąkolwiek uprzejmość.

Wciąż był cicho, gdy otwierał drzwi, uważnie zamykając je za sobą po wejściu do środka. Nie zasunięto zasłon, a miękkie lśnienie pobliskiej lampy ulicznej przedostawało się przez przezroczyste firany, umożliwiając Tae rozpoznanie śpiącej osoby Jeongguka na łóżku.

Odpowiednio go otulili, koc okrywał go aż po klatkę piersiową, a nagie ramiona owinięte gazą spoczywały na nim.

Widząc, że Jeongguk naprawdę spał, jego twarz była rozluźniona, a oddech głęboki i regularny, Taehyung pozwolił fali ulgi go pochłonąć. Ostrożnie usiadł na materacu, tuż obok biodra Jeongguka.

– Hej Gukkie – wyszeptał w ciemności, jego dłoń odnalazła polik Jeongguka, długie palce przesuwały się po jego opatrzonej skórze. Wiedział, że Jeongguk prawdopodobnie go nie słyszał, spał głębokim snem, jego ciało wracało do zdrowia. Miał trochę ciepłą skórę, nie gorączkowo, ale Taehyung czuł, że Alfa walczył ze swoimi ranami.

– Dobrze się dzisiaj spisałeś – odezwał się znowu, ponieważ czuł, że Jeongguk musiał to usłyszeć, w kółko i w kółko. – Ale naprawdę nie chciałbym, żebyś ponownie zrobił coś takiego, dobrze?

Taehyung poczuł, jak na te słowa zacisnęło mu się gardło, dłońmi objął jedną rękę Jeongguka.

– Naprawdę nie wiem, jak to zrobiłeś – kontynuował, nie ośmielając się by podnieść swój głos ponad szept, zresztą i tak nie byłby w stanie – ale i tak już bardzo cię lubię, Gukkie, bardzo.

Taehyung wziął głęboki oddech, a jego kciuki głaskały tył dłoni Jeongguka, delikatnie, ostrożnie. Czuł jak coś mokrego potoczyło się po jego policzkach i po raz pierwszy od tygodni nie obchodziło go to, że płakał.

– I wciąż jesteś winien mi ten pocałunek, więc zdrowiej szybko, okej?

Powoli, nie chcą za bardzo ruszać materacem, Taehyung pochylił się do przodu, przycisnął swoje usta do czoła Jeongguka i siedział tak dłużej, niż powinien, a następnie odsunął się ze słodkim dźwiękiem.

Usiadł z powrotem i podskoczył nieco, kiedy poczuł jak Jeongguk lekko zacieśnia uścisk na jego dłoni, wydając z tyłu gardła malutkie i łagodne dźwięki. Z mokrym chichotem Taehyung otarł oczy rękawem bluzy, patrząc na spokojnie śpiącą postać Jeongguka.

– Wszystko będzie dobrze – powiedział, jego głos wciąż nieco drżał, a łzy można było usłyszeć w jego lekkich załamaniach. – Nic ci nie będzie, a my znajdziemy ludzi odpowiedzialnych za to. Obiecuję ci.

Pozwolił swojej dłoni jeszcze raz przesunąć się po policzku Jeongguka i tym razem Zmienny przesunął głowę w stronę dotyku. Nieznacznie, jednak Taehyung wyczuł ten ruch, ciepło promieniowało przez czubki jego palców w miejscu, gdzie skóra spotykała skórę.

– Obiecuję ci.

Pierwsza noc była istnym piekłem.

Nie idzie inaczej wytłumaczyć sytuacji, a Taehyung nigdy w życiu nie czuł się tak zmęczonym, mentalnie i fizycznie, jak w tym właśnie momencie.

Nie wtedy, gdy jego ojciec pchał ich przez wieś w środku zimy, przez pola i lasy pokryte grubymi kocami śniegu, nazywając to "Szkoleniem Przetrwania", zmuszając chłopców do polowania na swoje własne jedzenie i do zbudowania własnego schronu, ucząc ich jak rozpalić ogień w najbardziej ekstremalnych warunkach.

Nie kiedy polowali na watahę wilków w górach, nie mając co jeść i pić przez dni, ledwo rozmawiając ze sobą, ledwo śpiąc, ledwo się poruszając, a potem biegnąc milami przez las.

Taehyung zasnął tuż obok łóżka Jeongguka. Przysunął sobie krzesło, usiadł na nim i patrzył na Alfę, odmawiając zostawienia go, odmawiając pozwolenia mu być. Mimo tego w pewnym momencie sen przejął nad nim władzę, a przyciąganie do świata snów było prawie niemożliwe do zwalczenia po wszystkich wydarzeniach dnia. Taehyung walczył z zamykającymi się oczami, jego głowa co jakiś czas przechylała się w bok.

Ale poddanie się snu nie zabrało mu dużo czasu.

Kiedy obudził się, prawdopodobnie w środku nocy, był zdezorientowany, plecy bolały go od leżenia pochylonym nad materacem podczas siedzenia na krześle, lewe ramię kompletnie mu zdrętwiało, a sam miał wrażenie, że coś ściągało jego oczy w dół.

Ale kiedy usłyszał jęk, poczuł, że ciało obok niego się trzęsło, od razu powróciła do niego świadomość, rozbudził się w parę sekund.

Jeongguk przewracał się z boku na bok, jęcząc i kwiląc, ciężko oddychając, a całe jego ciało było napięte jak cięciwa łuku.

– Gukkie, hej, hej – powiedział Taehyung, jego głos wciąż był zachrypnięty od snu, a on sam usiadł obok chłopaka, próbując złapać jego ręce. – Jestem tutaj, proszę, jestem tutaj, Jeongguk.

Przejechał dłonią przez czoło Jeongguka i jego włosy tylko po to, by zauważyć, że Zmienny był oblany zimnym potem, a skóra pod jego dotykiem była gorąca.

– Tae... – zakwilił Jeongguk, jego oczy co chwila otwierały się i zamykały, twarz wykrzywiona była w bólu. – T-tae to tak bardzo boli... tak bardzo boli.

Serce Taehyunga ścisnęło się boleśnie w jego piersi, przełknął gulę, która zaczęła formować się w jego gardle i nieco mocniej uścisnął dłoń Jeongguka.

– Wiem, Gukkie – odpowiedział i nie mógł tego znieść, nie mógł znieść patrzenia na Jeongguka w takim stanie, jego ból był niemal namacalny, a on nie wiedział co zrobić.

W tym momencie drzwi do pokoju Jeongguka się otworzyły.

– Cholera – powiedział Seokjin kiedy wszedł do pokoju, prowadząc za sobą Namjoona z opuchniętymi oczami i w połowie śpiącego Hoseoka – cholera, on naprawdę ma gorączkę.

– Hyung – Taehyung jęknął kiedy ich zauważył, a jego klatka piersiowa zrobiła się odrobinę lżejsza; nie był sam, pozostali tutaj byli, a on nie musiał radzić sobie z czymś, czego nie znał, a Jeongguk cierpiał i on nie wiedział co zrobić i–

Nagle poczuł delikatnie dłonie na swoich ramionach – stał za nim Hoseok, patrząc na niego z małym uśmiechem.

– Proszę, uspokój się, jesteśmy tutaj – powiedział Omega, a Taehyung nie wiedział jak to się stało, czy dlaczego, ale wziął głęboki oddech i nagle czuł pocieszający zapach Hoseoka, coś ciepłego i jasnego, jak promienie słoneczne na łące pełnej zakwitających kwiatów, i zrobił się spokojniejszy. Nie spokojny. Ale spokojniejszy.

Znowu przełknął, po guli w gardle nie było śladu, a bicie jego serca znacząco zwolniło. Wymamrotał niskie "Dziękuję, hyung" a Hoseok delikatnie ścisnął jego ramiona. Potem jego dłonie zniknęły.

– Ma gorączkę – powtórzył Seokjin, trzymając dłonie na czole Jeongguka, podczas gdy młody Alfa jęczał, a jego plecy wygięły się w łuk, unosząc się trochę znad materaca, gdy całe jego ciało się napięło. – I bardzo cierpi.

– Możemy coś zrobić? – Spytał Taehyung patrząc na wykrzywioną twarz Jeongguka, jego usta poruszały się w bezgłośnym mamrotaniu, a dłoń Alfy ścisnęła jego tak, jakby od tego zależało jego życie.

Seokjin westchnął głęboko, przejechał dłonią przez włosy i po twarzy. Po chwili pokręcił głową.

– Nie. Nie do końca. Jego ciało zwalcza rany, a jego wilk napiera na granice przyspieszonego leczenia, nie możemy nic zrobić. Nie mamy dostępu do żadnych środków przeciwbólowych, które mogłyby pomóc.

Taehyung objął zębami dolną wargę, czuł na sobie wzrok Seokjina i Namjoona, ale nic nie powiedział.

– Wyliże się z tego – odezwał się Namjoon, a Seokjin pokiwał głową w zgodzie. – Jest silny, umysłem i ciałem, wiem, że wyzdrowieje.

Taehyung nie był pewien, czy Namjoon naprawdę był o tym przekonany, czy powiedział to tylko, by ich uspokoić, włączając w to siebie. Jego słowa ciężko leżały w żołądku Tae, a implikacje mówiące, że Jeongguk nie da rady były zbyt rażące, zbyt ciężkie by mógł je teraz przetworzyć.

– Jeśli jego stan znacznie się pogorszy, będziemy o tym wiedzieć – powiedział Hoseok, masując plecy Taehyunga, który nie zauważył nawet, że się spiął, zrobił to dopiero gdy napięcie zaczęło się powoli ulatniać. Ale z brakiem napięcia pojawił się dziwny niepokój, jakby musiał coś zrobić, cokolwiek.

– Przyniosę zimną wodę i ręczniki, może to pomoże zniwelować gorączkę – rzekł i wstał, ale kiedy odszedł od łóżka na więcej niż parę kroków Jeongguk zaczął poruszać się gwałtownie, jego oddech stał się bardziej nierówny, a jęki głośniejsze.

Wszyscy zastygli, podczas gdy Jeongguk znów zaczął kwilić, a jego dłoń zaciskała się na czymś, szukając dotyku dłoni Taehyunga, której teraz przy nim nie było, na co jego oczy otworzyły się, głowa odwróciła, a on sam spojrzał na Taehyunga z potem spływającym po czole.

– Nie... nie idź.

A Taehyung stał w miejscu, gdzieś pomiędzy łóżkiem a drzwiami, kompletnie zszokowany, patrząc na Jeongguka; oczy Alfy błyszczały gorączkowo na czerwono.

– N-nie idź, Tae.

– Ja – zaczął Taehyung, patrząc na Seokjina i Namjoona, którzy tylko patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami, spojrzał na Hoseoka, który tylko potrząsnął głową. A Taehyung poczuł to. Poczuł to. To dziwne przyciąganie. To dziwne przyciągnie, które mówiło mu, nie, nie możesz teraz odejść, nigdzie, nie możesz zostawić go samego.

Więc bez żadnego słowa wrócił do łóżka i nie był do końca przy nim, gdy Jeongguk złapał jego rękę, palcami szukał czegoś w powietrzu dopóki jej nie spotkał, a gdy Taehyung usiadł koło niego na łóżku widocznie się uspokoił.

Taehyung nawet tego nie kwestionował, tego, że kiedy Jeongguk ujął jego dłoń i westchnął głęboko mógł poczuć, jak się rozluźniał, jak coś w jego wnętrzu się uregulowało. Sam także czuł się lepiej, czuł się spokojniejszy, mniej zaniepokojony.

– Ja pójdę po zimną wodę – powiedział Seokjin marszcząc brwi, zmieszanie widoczne było na jego twarzy. – Zaraz wracam.

Nikt nie spał tej nocy.

Po chwili dołączyli do nich Jimin i Yoongi, i całą szóstką siedzieli w pokoju Jeongguka, w większości w ciszy, czuwając nad młodym Alfą, mimo tego, że tak naprawdę nic nie mogli zrobić.

Zwykła ich obecność zdawała się pomagać, ich pocieszające zapachy mieszały się, a znajomość otulała Jeongguka jak ciepły koc.

Jednak wciąż.

Nic nie uspokajało Alfy tak bardzo, jak obecność Taehyunga, delikatny dotyk jego dłoni. Tae to przyjął, nie kwestionował tego jeszcze bardziej, na ten moment niewiele go to obchodziło. Ale wydawało się to dziwne reszcie watahy, wnioskując po zmarszczonych w głębokim zamyśleniu brwiach Namjoona, jego oczach przesuwających się po nich, czy okazjonalnym pokręceniu głową.

Pytania zostawili na później. Później, kiedy Jeongguk nie będzie odczuwał bólu, nie będzie cierpiał przez gorączkowe sny z ciałem pokrytym ranami.

Później, tak.

Przeprowadzenie Jeongguka przez noc było trudne. Próbowali zmusić go do wypicia czegoś, gdy był dość przytomny, lecz większość wody wylała się na przemoczoną potem pościel, a oni się martwili.

Taehyung nie mógł wyjść. Nie dlatego, że nie chciał, ale za każdym razem, gdy chociażby odsunął się za daleko od łóżka Jeongguk sięgał do niego i błagał go, by został. I to właśnie robił.

W pewnym momencie Jimin i Hoseok przynieśli potrawy, które były przeznaczone na poprzednią noc. Nikt nie miał ochoty na jedzenie, ale wiedzieli, że muszą to zrobić. A skoro sen nie wchodził w grę mogli spróbować i napędzić się energią. Wiedzieli, że będą jej potrzebować.

Nadszedł ranek, ale Taehyung kompletnie stracił rachubę czasu. Leżał koło Jeongguka na jego kocu trzymając go za dłoń, patrząc na młodego Alfę i próbując nie zasnąć. Zaśnięcie oznaczałoby przegapienie małych sygnałów wskazujących zmianę w stanie Jeongguka. I nie, nie mógł tego zrobić.

Więc kiedy niebo zostało pomalowane pastelowymi różami i błękitem porannego słońca zamrugał parę razy i wyjrzał za okno.

Niebo było czyste, po grubych i ciężkich chmurach wczorajszego dnia nie było ani śladu.

Jeongguk spał głęboko, po raz pierwszy od paru godzin. Więc Taehyung odważył się ruszyć, ponieważ musiał - lewe ramię mrowiło go przez ograniczony przepływ krwi, a nogi zdrętwiały przez leżenie zwiniętym w kłębek.

Kiedy usiadł musiał powstrzymać jęk, gdy delikatne rozciągał swoje obolałe kończyny i czuł się zmęczony aż do kości. Wykończony. Tylko okazjonalnie drzemał, praktycznie budząc się co chwila, ponieważ nie pozwolił sobie zasnąć.

Rozejrzał się po pokoju, zauważył Namjoona opierającego się o szafę i przewijającego coś na telefonie, blade światło ekranu oświetlało jego twarz i podkreślało głębokie półkola pod jego oczami. Nie zauważył jak Taehyung się poruszył, nieprzytomnie bawiąc się czarnymi kosmykami włosów Seokjina, który skulił się przy jego boku i spał.

Następnie oczy Taehyunga przebiegły po pokoju i zauważył Yoongiego, zwiniętego na podłodze z Jiminem opartym o jego brzuch, wyciągniętym na plecach i Hoseokiem, który drzemał owinięty dookoła nóg i torsu Omegi.

I pomimo wszystko Taehyungowi trudno było nie uśmiechnąć się na obraz przedstawiający się przed jego oczyma. Ten pokaz bezwarunkowej miłości i wsparcia ścisnął go za serce.

– Nareszcie znowu zasnął.

Taehyung odwrócił swoją głowę w stronę siedzącego Namjoona. Alfa patrzył na niego ze zmęczonym uśmiechem na ustach, jego telefon leżał z boku.

– Tak – Tae kiwnął głową i spojrzał na śpiącą osobę Jeongguka – śpi.

Nie mógł powiedzieć w tej chwili nic więcej, jego mózg był zbyt zmęczony, buzia za ciężka. Ale małą część w jego wnętrzu otoczyła ulga tego, że najgorsze już przeszło. Widząc, jak Jeongguk głęboko spał, niemal pokojowo, sprawiło, że zachciał płakać z ulgi.

– Powinieneś się położyć, Taehyung – powiedział Namjoon, uważnie odczepiając od swojego boku Seokjina, aby wstać i rozprostować własne obolałe kończyny. – Wiem, że tak naprawdę nie zmrużyłeś oka tej nocy.

Na początku Taehyung się nie odezwał.

– Nie chcę zostawić go samego.

– Nie będzie sam, ktoś z nim posiedzi – odpowiedział Namjoon, a Taehyung nie umiał spojrzeć mu w twarz. Zamiast tego wyjrzał za okno, gdzie powoli wstawało słońce.

– Wiem – rzekł po chwili – wiem, ale i tak. – Tae wziął głęboki wdech a potem spojrzał na Namjoona. – Jakoś... nie mogę.

Głupio zabrzmiało to nawet w jego własnych uszach, gdy wypowiedział to głośno, ale nie mógł tego cofnąć. Więc spojrzał na Namjoona, próbując wychwycić reakcję na twarzy Alfy, próbując zauważyć, czy umiałby wytłumaczyć to dziwne uczucie w jego piersi.

To przyciąganie.

Ale Namjoon nic nie powiedział tylko spojrzał na niego z głęboko rozmyślającym wyrazem twarzy, który był bardzo bliski wzbudzenia niepokoju.

– Nawet nie wiem, jak to wytłumaczyć – zaczął Taehyung, może by się wytłumaczyć, może po to, by zapełnić ciszę. – Po prostu... – spojrzał w bok, zagryzł wargę – za każdym razem, gdy chcę wstać i odejść, nie mogę. Jakby coś mnie powstrzymywało, upewniając się, że nie przegapię najmniejszej zmiany w jego stanie.

Taehyung wyjaśnił to tak bardzo, jak umiał, jeśli chodziło o opisanie tego uczucia, siedzącego na dole jego żołądka, nie pozwalającego mu spać przez całą noc i uniemożliwiając mu opuszczenie Jeongguka.

– To głupio brzmi – wymamrotał, kiedy Namjoon nic nie odpowiedział – proszę, zapomnij, że cokolwiek powiedziałem, to pewnie przez zmęczenie.

Parę minut później Tae wciąż patrzył na pościel Jeongguka, bawiąc się rogiem jego koca. Spojrzał w górę dopiero, gdy Namjoon zaczął mówić.

– Tak naprawdę wcale nie brzmi to głupio – rzekł, a kiedy Taehyung na niego spojrzał Namjoon na niego nie patrzył, spoglądał na Seokjina. – Dokładnie wiem, o czym mówisz.

Taehyung czekał, aż starszy rozwinie swoją odpowiedź, ale Alfa wciąż patrzył na Seokjina z tym głęboko rozmyślającym wyrazem na swojej twarzy. Po chwili jednak pokręcił głową i wyszedł z pokoju, a nadzieja Taehyunga na wyjaśnienie rozpłynęła się w powietrzu.

– Wezmę prysznic i pójdę do biura – powiedział Namjoon przez ramię, nie patrząc na Taehyunga. – Yoongi i Jimin mają dzisiaj dzień wolny, więc mogą pomóc ci i Seokjinowi zająć się Jeonggukiem.

Taehyung tylko skinął na jego słowa, patrząc jak wychodził z pokoju i zamykał za sobą drzwi.

Poprawiło się.

Jeongguk spokojnie przespał cały dzień, jego ciało powoli się uspokajało, gorączka spadała z każdą godziną, a gdy nastąpiło popołudnie jego temperatura prawie wróciła do normalnego poziomu.

Przynajmniej tak mówił Jimin, ponieważ według z wiedzą Taehyunga 39°C nie było normalną temperaturą. Ale skoro ciała Zmiennych działają nieco inaczej niż ludzi, zgodził się z tym.

– Cóż, to ma sens – powiedział, kiedy patrzył jak Jimin odkładał termometr na półkę. – Nigdy nie jest wam zimno.

– Och, jest – odpowiedział Jimin, rozciągając ramiona nad głową i nieco wygodniej usiadł w krześle stojącym przy biurku Jeongguka. – Po prostu muszą to być temperatury niższe od tych, których doświadczamy tutaj podczas zimy.

Taehyung kiwnął na to. To miało sens. Nikt z watahy nie nosił porządnego ubrania zimowego od czasu, gdy się tu zjawił, cienkie swetry i lekkie kurtki były wszystkim, co potrzebne, by chronić ich przed zimnem.

Więc nic więcej nie powiedział, pozwolił uldze zalać swoje ciało i patrzył, jak pierś Jeongguka rytmicznie unosiła się i opuszczała z każdym regularnym oddechem i wydechem. To hipnotyzujące. I uspokajające. Taehyung poczuł, że relaksował się coraz bardziej z każdą minioną godziną, w których nie działo się nic poważnego.

Jeongguk obudził się parę razy, nie do końca kontaktując, mrugając nieskupionymi oczami i pytając o wodę. Pomagali mu usiąść, a Jeongguk drgał z bólu przez napięcie, gdy unosili jego tors, ale łakomie połykał wodę, którą mu dali w zwykłej szklance ze słomką, a potem znów się kładł i chwilę później pał głęboko.

Przez długi czas Taehyung odmawiał pójścia do łóżka. Mimo tego, że jego oczy były jak ciężarki i równomiernie mrugały, aby wreszcie odpocząć, nie zasnął. Za każdym razem, gdy sen groził przejęciem kontroli wstawał na parę minut i otwierał okno, by otoczyło go chłodne powietrze, by go obudziło. Chodził po pokoju delikatnie klepiąc swoją twarz.

Potem znów siadał.

Inni domownicy zmieniali się w dotrzymywaniu mu towarzystwa i doglądaniu Jeongguka, mimo tego, że Taehyung widział, jak żaden z nich nie chciał opuścić pokoju, jak próbują być spokojni i opanowani, ale to tylko pozory.

To tylko małe sygnały, które Taehyung dopiero teraz zauważył, co było wynikiem tego, że spędził już nieco czasu z każdym członkiem watahy.

Większość dnia spędzał z Jiminem. Będąc Omegą trudno było mu trzymać się z daleka od członka watahy, który potrzebował opieki. Dodatkowo wyczuwał zmartwienie i ból falami wypływające z Taehyunga.

Więc zostawał z Taehyungiem, siedział obok niego i z nim rozmawiał. Przez ostatnie tygodnie Tae zauważył, że Jimin był bardzo łagodną osobą z wielkim pokładem miłości dla każdego, kogo spotkał. Oczywiście większość tej miłości należała do Yoongiego i reszty watahy. Ale Tae zauważył. To, jak Omega pytał go co jakiś czas jak się czuł, przynosił jedzenie dla nich obu i namawiał Taehyunga do jedzenia, mimo tego, że ten nie za bardzo miał na nie ochotę.

W tych momentach spojrzenie Jimina robiło się surowe, jego twarz traciła jakikolwiek wyraz, a on sam nie musiał dużo robić, aby jego łagodne rysy twarz wyglądały niemal przerażająco i mimo tego, że żołądek Taehyunga zawiązany był na supeł wmuszał w siebie smażony ryż z kimchi.

Jedyną rzeczą, do której Jimin nie zmuszał Taehyunga było wyjście z pokoju i pójście spać.

W regularnych przerwach Yoongi przychodził do pokoju, mówiąc Jiminowi, aby się trochę przespał. A Jimin widocznie z tym walczył, patrząc na swojego partnera, prowadząc z nim niewerbalną rozmowę, gdzie spoglądał patrzył na Yoongiego, który stał obok krzesła przez dłuższą chwilę okupowanego przez Omegę.

Cała konwersacja rozgrywała się pomiędzy nimi dwoma, a Taehyung patrzył z jednej nieporuszającej się twarzy na drugą, aż do momentu, w którym Yoongi zaczął się uśmiechać, a Jimin przekręcił oczami, zdradzając swoje zirytowanie łagodnym uśmiechem i wysapanym "Dobra, wygrałeś."

Więc Yoongi zajął miejsce Jimina, podczas gdy Omega odchodziła do ich wspólnej sypialni, by się zdrzemnąć.

Z Yoongim wszystko było zupełnie inne. Cichsze. Lecz to nie dlatego, że Yoongi nic nie mówił. W ogóle. Taehyung zauważył, jak inny mężczyzna tylko zadał mu parę dobrze dobranych pytań, wprowadził go w rozmowę, rozproszył na parę minut.

Ale Yoongi emanował spokojem, który natychmiastowo przeszedł na Taehyunga. Jednak wciąż, w małych rzeczach zauważał to, że Beta nie do końca wrócił do swojej normalnej opanowanej i zrównoważonej osoby. Widać było to w sposobie, w jakim jego oczy często przesuwały się po śpiącej postaci Jeongguka, jakby sprawdzał, czy wciąż ma się dobrze, czy wciąż zdrowieje.

Jednak będąc z Yoongim Taehyung także nie miał nic przeciwko nierozmawianiu. W pewnym momencie po prostu siedzieli obok siebie, zajęci telefonami, leniwie przewijając wiadomości i media społecznościowe.

Było już popołudnie, gdy Seokjin powiedział Yoongiemu, by się zamienili wysyłając go i Jimina na zakupy.

– Nie lubię was posyłać – powiedział, marszcząc twarz w niezadowolonym grymasie. – Ale potrzebujemy jedzenia. A przynajmniej niektórzy z nas potrzebują jakiegoś zajęcia.

Yoongi uniósł brew.

– Nie mamy żadnych resztek z kolacji Wigilijnej?

Na to Seokjin odwrócił wzrok i spojrzał na wciąż spokojnie śpiącego Jeongguka.

– Wydałem je sąsiadom – mruknął po chwili ciszy.

Nie musiał rozwijać swojej wypowiedzi. I Taehyung i Yoongi wiedzieli, dlaczego wydał jedzenie. Próbowali jeść podczas dnia, ale Tae czuł się tak, jakby spożywał suchy popiół, a nieziemski smak potraw Seokjina nagle ciążył my na języku.

– Cóż – odpowiedział Yoongi, chowając telefon do kieszeni i wstając, rozciągając nieco kończyny, rozprostowując ból powstały przez siedzenie w tym samym miejscu przez trzy godziny. – Więc lepiej obudzę Jimina.

– Zrób tak.

Yoongi opuścił pokój po uczuciowym zmierzwieniu włosów Taehyunga. Na to dźwięk protestu opuścił jego usta, a Yoongi tylko zachichotał, uśmiechając się do niego lekko i tak, Taehyung czuł ciepło.

To sprawiało mu bycie z watahą. Sprawiało, że było mu ciepło pomimo sytuacji.

– Kiedy ostatnio spałeś?

To pytanie wyrwało Taehyunga ze stanu błogiego ciepła, a on sam odwrócił głowę. Patrzył na Seokjina, Alfa siedział w krześle,które zajmowali wszyscy przed nim. Język jego ciała mówił Taehyungowi, że Seokjin nie miał nastroju na bezsensowne trajkotanie i atmosferę wywołujący dobre samopoczucie - skrzyżował ręce przed klatką piersiową, założył nogę na nogę, a to jak spojrzał na Taehyunga sprawiło, że zmalał na swoim miejscu.

Dlaczego, nie do końca wiedział, ale miał wrażenie, że został przyłapany, jakby zrobił coś, czego nie miał robić, włożył rękę do słoiczka z ciasteczkami tuż przed obiadem.

– Uch, co?

Taehyung wiedział, po prostu kupował czas, bardzo dobrze zrozumiał pytanie Seokjina.

– Pytałem, kiedy ostatni raz spałeś – powtórzył Seokjin, spokojny, gdyby nie delikatne uniesienie brwi i to, jak jego zwisająca noga co jakiś czas podskakiwała.

Taehyung spojrzał na swoje dłonie, nie mógł znieść patrzenia się w jego oczy, czuł się tak, jakby był w stanie wyjawić mu każdy swój sekret, jeśli Alfa wciąż będzie na niego tak patrzył.

– Ja – zaczął, oblizał usta, bawił się palcami – naprawdę nie wiem. – Jego odpowiedź była szczera, naprawdę nie pamiętał. – Wydaje mi się, że nie spałem od dłużej niż 24 godzin.

Wyraz twarzy Seokjina wyrażał czysty brak aprobaty, nie próbował go nawet ukryć. Wyraz nieprzychylności i zmartwienia. Taehyung wiedział, to Alfa Seokjin, Alfa, który troszczy się o każdego w watasze, Alfa, który chciał, by wszyscy byli bezpieczni i zdrowi. I pomimo tego poważnego wyrazu na jego twarzy, Tae nie mógł powstrzymać małego uśmiechu rozszerzającego jego usta.

– Przepraszam, hyung – powiedział i przysunął się nieco bliżej, tak, że siedział teraz tuż obok Seokjina i położył swoją głowę na jego ramieniu. Styczność ciała z ciałem była ważna, nauczył się tego, i zdawało się, że to prawda. Seokjin westchnął długo, ale rozwiązał swoje ramiona i po chwili Taehyung poczuł dłoń Zmiennego na tyle swojej głowy, przeczesując jego włosy w uspokajającym geście.

– Wiem – odpowiedział Seokjin i znowu westchnął. – Powinno ci być przykro, jesteś zmęczony i wykończony, czuję to.

Taehyung nic nie powiedział tylko zamknął oczy i pozwolił sobie zostać otulonym przez pocieszający zapach Seokjina. Był ciepły i relaksujący, a dłoń z tyłu jego głowy równomiernie masowała małe kółeczka.

Czuł się bezpieczny. I wiedział, że Jeongguk także był. Tutaj, w swoim pokoju, w swoim łóżku, z cała watahą dbającą o niego.

Taehyung był tak bliski zapadnięcia w sen w tym właśnie momencie, jego ciało wyłączało wszystkie mechanizmy, które utrzymywały go na nogach przez ostatnie parę godzin, powstrzymujące go nawet przed minutą snu. Ale po chwili znów całkowicie się obudził, usłyszał kroki w pokoju, odziane w skarpetki stopy na drewnianej podłodze.

– Jak się ma?

To Hoseok, wciąż w swojej cienkiej kurtce z plecakiem leniwie zwisającym z jednego ramienia.

– Powiedziałbym, że lepiej – odpowiedział Seokjin i odczepił się od Taehyunga, który osunął się na swoje krzesło. Nagle poczuł zmęczenie w każdej kości, mocno go obciążające. Wszystko co chciał teraz zrobić to włączenie się do toczonej konwersacji, ale nawet otworzenie buzi wydało mu się za dużym wysiłkiem.

– Przez większość dnia spał dość spokojnie, obudził się parę razy, bo był spragniony – kontynuował Seokjin, a Hoseok kiwał głową. Tae zauważył ciemne worki pod oczami Omegi, a jego przeważnie błyszcząca skóra była teraz woskowa i blada.

Hoseok był, zaraz obok Taehyunga i Namjoona, jednym z tych, którzy spali najmniej zeszłej nocy. Siedział przy biurku Jeongguka opierając głowę na ramionach, miarowo przysypiał i budził się, a każdy ruch od strony Jeongguka w jego gorączkowym stanie wyrywał go ze stanu płytkiej drzemki.

Tak było dopóki Jimin nie przyciągnął go do siebie i nie oparł się o Omegę; Hoseok wreszcie był w stanie zasnąć na parę godzin.

– Jak ci minął dzień, hyung? Czy te małe łobuzy nie dawały ci spokoju? – Spytał Tae z na wpół zamkniętymi oczami, a jego słowa brzmiały bardziej jak zmęczony bełkot, niż zdanie. Ale Hoseok je zrozumiał, zaśmiał się i pstryknął ucho Taehyunga w zabawnym geście.

– Tak, dokładnie tak było – odpowiedział Hoseok z małym uśmiechem na ustach, podczas gdy Tae masował swoje ucho wydymając obrażony usta. – Cały dzień mnie czymś zajmowały i nieokazały litości, kiedy zauważyły, że ich nauczyciel był zmęczony.

Taehyung zachichotał nisko, a po chwili duży ziew wyrwał się z jego buzi, prawie zwalając całe jego ciało z krzesła. Cholera, był wykończony.

– Wow – zagwizdał Hoseok, a Seokjin znów westchnął głęboko. – Ktoś tutaj jest zmęczony.

– Nie chce iść do łóżka – powiedział Seokjin brzmiąc na nieco urażonego, ale w tym momencie głowa Taehyunga była zbyt lekka, by poczuł się z tym źle.

– Mogłeś... po prostu kazać mu iść – zasugerował Hoseok tonem, który odkrywał Taehyungowi, że miał na myśli coś więcej, niż zwykłe nakazanie.

– Hoseok – zaczął Seokjin, a Tae nie widział jego twarzy, jednak słyszał w jego głosie uniesioną brew z którą spoglądał na młodszego mężczyznę. – Jestem Alfą, nie opresyjnym tyranem.

Hoseok zaśmiał się cicho, a potem przeciągnął.

– Wiem, to była tylko sugestia.

– Tak i w dodatku nędzna.

– Cóż, warto było spróbować.

– Nie mam zielonego pojęcia o czym mówicie – Taehyung przerwał te na wpół poważne żarty, pocierając oczy – ale cokolwiek by to nie było, nikt nie musi mnie zmuszać, abym poszedł do łóżka, pójdę sam, z własnej woli.

Jęk, który wydał z siebie Seokjin po wypowiedzi Taehyunga był tak nasączony ulgą, że nie mógł powstrzymać chichotu narastającego mu w piersi, jego reakcja była tak niestosowna do sytuacji.

– Przepraszam, że o mnie też musiałeś się martwić, hyung – powiedział Tae stając za Seokjinem i uwieszając się na jego ramionach, po czym trącił nosem jego szyję. – Po prostu nie mogłem zostawić tak Jeongguka.

Mruknięcie wibrujące w torsie Seokjina było wystarczającą odpowiedzią dla Taehyunga, przynajmniej dla niego brzmiało to jak "Przeprosiny przyjęte." Teraz kiedy czuł się bardziej jak on, nieco mnie czuł potrzebę siedzenia przy łóżku Jeongguka, chciał ściągnąć z ramion watahy tak wiele zmartwień, ile był w stanie.

– Chodź, Taehyungie, zaprowadźmy cię do twojego pokoju, zaśniesz na stojąco.

Hoseok ściągnął Taehyunga z ramiona Seokjina, by ten po chwili uczepił się jego.

Jednak zanim wyszli z pokoju Taehyung nachylił się nad łóżkiem, złapał dłoń Jeongguka wciąż bezwładnie leżącą na pościeli i uścisnął ją czule.

– Dobranoc, Gukkie – wyszeptał, nagle bojąc się, że jakikolwiek głośniejszy dźwięk przeszkodzi mu w spokojnym śnie. – Śpij głęboko i do zobaczenia rano.

– Robisz się naprawdę milusiński, gdy jesteś śpiący, wiesz o tym? – Spytał Hoseok, gdy próbował wymanewrować ich z sypialni Jeongguka, zostawiając z tyłu Seokjina, który sprawdzał temperaturę Alfy.

– Wiem – odpowiedział Taehyung, a kolejny ziew przerwał mu w tym, co chciał dodać.

Pomyślał o Hakyeonie, który zawsze witał go, gdy był mały i w większości przerażony, zmęczony i głodny fizycznych czułości.

Pomyślał o Jaehwanie, który zaakceptował jego potrzebę przytulania się, dopóki nie osiągnął wieku szesnastu lat, nie urósł i nie posiadał tyczkowatych kończyn i wyrzucił go z łóżka pewnej nocy, razem z jego zwyczajami spania.

I pomyślał o Wonshiku, któremu nigdy nie przeszkadzał, nie ważne w jakim wieku, nie ważne czy to przez koszmar, czy przez zwykłą potrzebę ludzkiego kontaktu.

Weszli do pokoju Taehyunga; już było ciemno, tylko nikłe światło księżyca wpadało do niego przez przezroczyste firany.

Nagle za nimi zatęsknił. Odrobinę.

Taehyung słyszał Seokjina w korytarzu, rozmawiającego łagodnym i uspokajającym głosem przez telefon z Namjoonem.

Racja. Namjoon wciąż był w pracy. Był w niej cały dzień, od wczesnego ranka. Nic od niego przez ten dzień nie usłyszeli, mimo tego, że Seokjin wiele razy próbował skontaktować się z biurem. Taehyung miał nadzieję, że wszystko było w porządku.

– Wszystko dobrze?

Taehyung powoli odwrócił swoją głowę patrząc na Hoseoka, który stał w drzwiach po tym jak usadził go na łóżku, tak, że on sam tego nie zauważył.

Myśląc Taehyung zamrugał raz, drugi. A potem odpowiedział.

– Tak, tak mi się wydaje.

Widział uśmiech Hoseoka w półmroku.

– Okej – powiedziała Omega – w takim razie śpij dobrze, Taehyungie. Odpocznij.

Taehyung usłyszał, jak Hoseok się wycofywał i zamykał za sobą drzwi. Zagryzł dolną wargę i pomyślał przez chwilę.

– Hyung?

Hoseok ponownie otworzył drzwi i wcisnął do środka swoją głowę.

– O co chodzi?

Taehyung zawahał się na sekundę, nie wiedział, czy jego prośba nie byłaby za odważna, ale po chwili zdecydował, że był zbyt zmęczony, by się tym przejmować.

– Zostałbyś ze mną dzisiaj? – Spytał, jego głos był mały, a on sam nie patrzył na Hoseoka. – Nie chcę być sam.

– Oczywiście – odpowiedział natychmiast Hoseok, nie musiał nawet nad tym pomyśleć, a Tae się uśmiechnął. – Wybacz mi tylko na chwilę, wydaje mi się, że mam brokat w spodniach.

Taehyung nie był zaskoczony, kiedy parę minut później nie Hoseok w piżamie przeszedł przez próg do jego pokoju, ale Hoseok wilk. Zamknął drzwi swoim nosem, a potem odwrócił się, by spojrzeć na Taehyunga, jego łagodne niebieskie oczy delikatne odbijały blady blask księżyca, a on sam zauważył puchaty ogon powoli poruszający się w ciemnościach.

Tae nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się i kazał Hoseokowi do niego dołączyć. Omega od razu podszedł w jego kierunku, wygodnie układając się na łóżku, a Taehyung natychmiast wtulił się w ciepło futro Hoseoka, czując, jak zalewa go przyjemne uczucie spokoju.

– Dobranoc, hyung.

Hoseok sapnął cicho, a Taehyung czuł jak jego ogon odbijał się lekko od materaca. Wtedy, nareszcie, zmęczenie otoczyło na Tae jak fala, a on sam nie do końca ułożył się w swoją zwyczajną pozycję do snu, kiedy porwała go spokojna i pozbawiona snów drzemka. 



jak myślicie, o co chodzi z tae?

ratujcie mnie, proszę, jutro wracam do szkoły po feriach i tak potwornie mi się nie chcę ;w; jak żyć

miłej nocy/ranka/popołudnia brzoskwinki 🍑

edit: dziękuję za 3k wyświetleń ❤ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro