11: The Starry Night, Part 2
niesprawdzony
– Wiesz, że nie krytykuję twojego wyboru akcesoriów, czy wyczucia stylu, ale czy nie wydaje ci się, że nóż łowiecki to lekka przesada?
Taehyung odwrócił swoją uwagę od skórzanych pasków, które próbował zawiązać dookoła swojej górnej części ciała i spojrzał na Hoseoka, który wylegiwał się na jego łóżku z paczką chipsów.
– Znaczy się, rób co chcesz – powiedziała Omega, unosząc ręce w obronnym geście – ale inni ludzie biorą co innego jako zabezpieczenie. Wiesz, prezerwatywy lub może bandaże.
Taehyung ostentacyjnie przewrócił oczami i znów się odwrócił stojąc twarzą do lustra, aby poprawnie zapiąć klamrę.
– To środek ostrożności – rzekł, sprawdzając dobrze dopasowane paski pod białą podkoszulką, tak jak robił to kiedyś. Były zapięte nie za mocno, nie za lekko, dawały mu maksymalną swobodę ruchu ze znajomym ciężarem ostrza na plecach.
Hoseok nic na to nie odpowiedział, dobrze wiedział o czym mówił Tae.
– Wiem, że prawdopodobnie i tak mi się nie przyda – kontynuował Taehyung, odwracając się twarzą do Hoseoka, który wciąż jadł chipsy na jego łóżku. – Ale ostatnio miałem skłonności do nie posiadania go przy sobie, gdy naprawdę go potrzebowałem i po prostu chcę temu zapobiec. Na zawsze.
Oczy Hoseoka, poprzednio błyszczące figlarnie, słysząc jego wytłumaczenie zmieniły swój wyraz na łagodny.
– Rozumiem – mruknął, kiwając głową. I tak naprawdę było. Hoseok wiedział tak dobrze, jak Tae, że teraz świat na zewnątrz nie był dla nich bezpieczny. Nie do końca. Prawdę mówiąc i Namjoon, i Seokjin byli przeciwko wyjściu Taehyunga i Jeongguka, ale przyrzekli, że wrócą do domu przed zmierzchem, zatrzymując się tylko w tych miejscach, gdzie było dużo ludzi.
Z tego wszystkiego rozpoczęła się dyskusja, o wiele bardziej ożywiona niż Tae to sobie wyobrażał, ale gdy Jeongguk zapytał, czy nie ufali jego zdolnościom jako Alfa, obaj Namjoon i Seokjin się uspokoili. Taehyung wiedział, Jeongguk też, że nie chcieli nic insynuować na temat zdolności Jeongguka, czy ich kwestionować. Po prostu się martwili.
Nóż łowiecki także był sugestią Namjoona. Na wszelki wypadek.
To nie tak, że Tae nie zdawał sobie sprawy, że branie noża na randkę to przesada. Ale już raz został zaskoczony bez żadnej broni przy sobie. Nie pozwoli, żeby to znów się wydarzyło, nawet jeśli miał przy sobie dorosłego wilka.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, co dzisiaj jest, prawda?
Taehyung zamrugał parę razy przez nagłą zmianę tematu, a potem uniósł brwi patrząc na Omegę, podczas gdy Hoseok wciąż żuł swoje przekąski, a szeroki uśmiech rozciągał jego usta.
– Jestem bardzo świadom tego, jaki dziś dzień – powiedział i ponownie zwrócił swoją uwagę na teraźniejszy problem, którym było zdecydowanie czy założyć kremowo biały golf, który bardzo lubił, ponieważ był miękki, ciepły i wygodny, czy posunąć się nieco dalej i założyć ładną koszulę.
– Tak, znaczy się, poza tym, że ty i Jeonggukkie idziecie na gorącą randkę – Hoseok uśmiechnął się kontem ust, wymownie poruszając brwiami, a Tae przewrócił oczami, jednak nie mógł powstrzymać nerwów, których próbował się pozbyć przez cały ranek. I oczywiście jego twarz już zaczęła się czerwienić, a on sam miał ochotę przekląć. – Nie udawaj, wszyscy możemy wyczuć to napięcie pomiędzy wami.
– Napięcie? Jakie napięcie? – Spytał Taehyung, mierząc się wzrokiem w lustrze, które znajdowało się nieco ponad komodą, i próbując ignorować Hoseoka, który wyraźnie bawił się za dobrze. – Nie wiem o czym mówisz.
– Och, Taehyungie, wiesz dokładnie o co mi chodzi – wyśpiewał Hoseok po czym znów poruszył brwiami, a Taehyung widział w lustrze ja falująco poruszył ciałem. Pomyślał o tym, co insynuował Zmienny i poczuł, jak całe jego ciało ogarnęło ciepło.
– Och, Boże, to wcale nie tak – jęknął, odwracając się by spojrzeć na Hoseoka, który wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
– Jesteś pewien? – Spytał, wyglądając na bardzo usatysfakcjonowanego. – W sensie... – pozwolił reszcie zdania wisieć w powietrzu, a Taehyung zdecydował się go ignorować. Należało mu się, za bycie wścibskim.
Oczywiście Hoseok nie pozwolił sobie być odstraszonym, więc kontynuował jedzenie chipsów, jeszcze bardziej rozkładając się na łóżku Tae.
– Dzisiaj jest 24 grudnia, Wigilia – powiedział po chwili Taehyung, powracając do początkowego pytania Hoseoka i wreszcie odrzucił koszulę, przeciągając sweter przez głowę. – Jak mógłbym o tym zapomnieć kiedy śpiewałeś kolędy przez cały dzień, hyung.
Hoseok zaśmiał się na to, całkowicie zachwycony, podczas gdy Taehyung bacznie obserwował swój strój, patrząc na zwykłe czarne spodnie i pytając samego siebie czy to za wiele, czy wystarczająco, czy to odpowiednie ubranie na tego typu randkę, jeśli–
– Wyglądasz dobrze, Taehyungie, nie martw się – Hoseok przeciął jego pociąg myśli, a jego głos był bardzo łagodny i delikatny; Taehyung spojrzał na niego, nieco strudzony, nieco zmęczony. – Jeongguk będzie uważał cię za uroczego nie ważne co masz na sobie, tak długo, jak będziesz dobrze pachnieć.
– Pachnieć? – Spytał Taehyung, naprężając się odrobinę, z miejsca zastanawiając się czy ma wystarczająco dużo czasu na szybki prysznic, ponieważ brał go ostatniej nocy przed pójściem spać. Czy może powinien użyć wody kolońskiej? Lecz ponownie Hoseok zredukował jego wątpliwości, machając ręką.
– O to też nie musisz się martwić. Pachniesz jak ty, a to jest najlepsze dla naszych nosów.
– Naprawdę? – Spytał Taehyung, a Hoseok pokiwał głową. – Nie mówisz mi w ten sposób, że pachnę jak pot i nerwy?
Hoseok zaśmiał się odkładając paczkę po chipsach na etażerkę Taehyunga po czym wytarł ręce o spodnie.
– Nie, to absolutnie nie to, co chcę ci powiedzieć – odpowiedział. – Chodzi mi o to, że wolimy naturalny zapach ludzi, a nie płyny do ciała, balsamy czy wodę kolońską. Przeważnie są zbyt sztuczne, zbyt chemiczne. Nie dowiesz się niczego o osobie, gdy jej prawdziwy zapach ukryty jest za Mangowym Marzeniem lub Waniliowym Rajem.
Taehyung nie wiedział jak na to odpowiedzieć, więc jedyne co zrobił to spojrzenie w oczy Hoseokowi z nieco uniesionymi brwiami i otartymi ustani, podczas gdy ciche och uciekło z jego buzi. I to prawda. Gdy teraz mentalnie przechodził przez ich łazienkę, wszystko, co widział, to rzeczy używane z czystej potrzeby. Wszyscy używali tego samego szamponu i płynu do ciała, a były to dwie wielkie butelki o prostym składzie bez żadnego specjalnego zapachu, normalne mydło, jakaś pasta i trochę rzeczy do stylizacji. Parę kremów nawilżających do twarzy i ciała. To wszystko.
Nigdy o tym wiele nie myślał, po prostu ułożył swój ulubiony truskawkowy szampon i owocowy płyn pod prysznic obok innych butelek. A teraz, słysząc to od Hoseoka, nie tylko spoglądało to na niego jak najbardziej oczywista rzecz, lecz także miało dużo sensu.
– Prawie widzę jak pracują ci trybiki w głowie – rzekł Hoseok, brzmiąc na rozbawionego kiedy Taehyung nie robił nic oprócz stania w miejscu, całkowicie się zawieszając. Lecz gdy głos Hoseoka doszedł do niego poprzez ten niby trans, w który się wpędził, Tae pokręcił głową.
– Po prostu – zaczął, przejeżdżając ręką przez włosy, aby zatrzymać ją na karku i podrapać się lekko. – Uczę się tak wielu rzeczy, nawet w tych najzwyklejszych miejscach, że trochę trudno czasem za tym nadążyć.
Hoseok zeskoczył z łóżka jednym płynnym ruchem i podszedł do Taehyunga, a potem zmierzwił jego włosy z szerokim uśmiechem na ustach. Taehyung tylko wydał z siebie zgorszone "Hyung!" ponieważ, cóż, dość dużo czasu spędził na układaniu swojej fryzury, nawet jeśli różnica była minimalna. Próbował przyklepać włosy, podczas gdy Omega tylko chichotała.
– Bardzo dobrze ci idzie, Taehyungie – powiedział po chwili, siadając na krawędzi łóżka, patrząc jak Tae próbował oszacować wielkość uszkodzenia jego fryzury bez lustra. – Biorąc pod uwagę to jak dorastałeś i rzeczy, których się o nas nauczyłeś, idzie ci o wiele lepiej niż dobrze.
Słowa te brzmiały tak szczerze, że coś poruszyło się w klatce Taehyunga, rozrastające się ciepło przepłynęło przez jego ciało, a on sam uśmiechnął się szeroko. Poczuł to dobre uczucie rozciągające jego policzki, które zdarzało się za rzadko w ciągu ostatnich lat.
– Ale twój zapach mówi, że jesteś zdenerwowany, więc tak, coś w tym jest.
Tae poczuł jak uszło z niego powietrze i spojrzał na Hoseoka z uniesioną brwią, podczas gdy Omega wyglądała jakby wiedziała, co sobie myślał, ponieważ jedynie uśmiechnęła się i zarechotała głośno, co sprawiło, że Taehyung uderzył ją w ramię.
– Hyung, daj spokój, było tak miło – zaskomlał, co sprawiło, że Hoseok zaczął się śmiać jeszcze bardziej, obalając się i mocno trzymając się za bok.
To naprawdę nie pomagało w zmniejszeniu węzłów, które powstały w żołądku Tae poprzedniej nocy, a podenerwowanie sprawiało, że nie mógł zmrużyć oczu, gdy próbował spać. Dni poprzedzające ten dzisiejszy były w porządku. Poszedł na zakupy po ciuchy z Seokjinem i Namjoonem, zrobił wielkie zakupy w spożywczaku z Yoongim i Jiminem, i pograł w Mario Kart z Jeonggukiem i Omegami.
Był podekscytowany, tak, oczywiście. Lecz w większości czuł się komfortowo. Nawet gdy Jeongguk patrzył na niego kiedy tylko miał okazję, lub gdy wymieniali się małymi uśmiechami kiedy tylko ich oczy się spotkały. Naprawdę. To nie była poważna sprawa aż do wczorajszej nocy.
Wtedy zaczął za dużo myśleć o tym, co powinien założyć, o czym mogliby rozmawiać, gdyby oboje zostali znienacka uderzeni przez nagłą nieśmiałość, martwił się co się stanie, jeśli nie spotka się z oczekiwaniami Jeongguka, jakiekolwiek by one nie były.
I poprowadziło to do strasznie niespokojnej nocy, podczas której Taehyung przewracał się z boku na bok, ledwo będąc w stanie zasnąć późno w nocy, tylko po to by obudził go tańczący w mieszkaniu Hoseok o ósmej rano w czapce Mikołaja, śpiewając Jingle Bells z całych swoich sił.
– Będzie dobrze, Taehyung, proszę, nie martw się – powiedział Hoseok i objął twarz Tae swoimi dłońmi, sukcesywnie zgniatając jego policzki. Taehyung wydał z siebie parę dźwięków protestu, lecz Hoseok nie odpuścił, tylko pokręcił jego głową delikatnie z boku na bok. – Jeonggukkie pokocha twoje ubrania, twoją fryzurę i to, jak pachniesz, ponieważ bardzo, bardzo, bardzo–
– Hyung!
Obaj odwrócili się na dźwięk głosu Jeongguka dochodzącego z wejścia do sypialni; Hoseok wciąż ściskał policzki Taehyunga, a Tae wciąż desperacko starał się powstrzymać Omegę. Jeongguk po prostu stał w miejscu, odrobinę przerażony, odrobinę rozbawiony, a jego wyraz twarzy znajdował się gdzieś pomiędzy, jakby nie mógł zrozumieć całej tej sytuacji.
Dla ulgi Taehyunga Jeongguk był ubrany normalnie, w proste dżinsy, białą koszulkę i jego ulubioną skórzaną kurtkę. Nic wymyślnego, nic wychodzącego poza granicę normalności. A jeśli Jeongguk spędził trochę więcej czasu układając fryzurę, nie wspomni o tym.
Chociaż może to zrobi, ponieważ tak Jeongguk wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Prawie niesprawiedliwie atrakcyjnie. Taehyung musiał przełknąć, ponieważ jego serce nagle groziło wyskoczeniem mu z ust.
Hoseok ostatni raz ścisnął policzki Taehyunga przed puszczeniem ich z małym chichotem, a wychodząc z pokoju Tae klepnął Jeongguka zachęcająco w plecy.
– Bawcie się dobrze i uważajcie na siebie! Nie wracajcie za późno, Seokjin przygotowuje coroczną kolację wigilijną i będzie bardzo smutny, jeśli ją przegapicie!
Jeongguk tylko jęknął i schował twarz w dłoniach, podczas gdy Hoseok podążył w kierunku swojego pokoju, w drodze głośno rechocząc. Wyglądało to dość komicznie, tak więc, podczas stania w miejscu jak gdyby zapuścił korzenie w podłodze, Taehyung zaczął chichotać, odwracając wzrok i patrząc się wszędzie byleby nie na zażenowaną postać Jeongguka.
Dopiero, gdy usłyszał cichy śmiech od strony Alfy spojrzał w górę, by zauważyć, że Jeongguk patrzył na niego łagodnie z uśmiechem na ustach.
– Jesteś gotowy, hyung? – Spytał, prawie nieśmiało, lecz wciąż pewnie podtrzymywał wzrok Tae, gdy ten kiwnął głową, a uśmiech rozciągnął jego twarz.
– Tak, jestem gotowy – powiedział, biorąc płaszcz z łóżka. – Chodźmy.
Założyli buty, wykrzyczeli ostatnie pożegnania i wyszli za drzwi. Taehyung naprawdę oczekiwał, że pomiędzy nimi będzie choć odrobinę niezręcznie, ponieważ to nie był zwykły wypad we dwójkę, tylko randka. Dobra i porządna randka.
Lez nic takiego nie miało miejsca. Jak tylko zeszli po schodach i wyszli za drzwi zaczęli prostą wymianę zdań, Jeongguk opowiadał mu o tym, co działo się na uniwersytecie, a Taehyung narzekał na Seokjina i Namjoona, którzy ciągali go przez różne domy towarowe oraz przez tłumy ludzi robiących zakupy na święta.
W ich zachowaniu pojawiły się tylko subtelne zmiany, w tym jak szli bliżej siebie, jak trzymali ręce w kieszeniach, ale dotykali się ramionami i łokciami. Lub jak stali razem w metrze, otoczeni ludźmi, Taehyung opierał się o rozdzielacz ze szkła znajdujący się przy drzwiach, a Jeongguk stał blisko niego przysłuchując się każdemu słowu, pochylając się w jego stronę za każdym razem, gdy pociąg zwalniał przed kolejnym przystankiem.
A Taehyung rozkoszował się tym. Tym jak Jeongguk patrzył na każdy jego ruch, jak jego policzki nabierały lekko różowego koloru za każdym razem, gdy patrzyli na siebie dłużej niż było to publicznie akceptowane, ale wciąż nie odciągał wzroku.
To miłe.
Tak miłe, że Taehyung czuł ciepło pomimo srogiej zimy i płatków śniegu tańczących nad ich głowami, pomimo przeciskania się przez tłum ludzi, gdy wspinali się po schodach ku wyjściu ze stacji metra.
– Przepraszam, to bardzo zły dzień na to – powiedział Jeongguk, gdy świeże powietrze uderzyło ich w twarz. – Powinienem wybrać jakąś inną datę, dzisiaj będą naprawdę wielkie tłumy.
Lecz z jakiegoś dziwnego powodu Tae to nie przeszkadzało. Pokręcił głową i uśmiechnął się do Jeongguka pokrzepiająco. Ponieważ, naprawdę, nie przeszkadzało mu to.
– Jest w porządku, Jeonggukie – rzekł, omijając matkę z dzieckiem na rękach, przyciskając ramię do twardej klatki piersiowej Jeongguka. – Dzięki temu mogę trzymać twoją rękę pod wymówką zgubienia się w tłumie.
Jeongguk parsknął śmiechem, brzmiąc tak jakby był pozbawiony oddechu, gdy Taehyung uśmiechnął się i niepewnie splótł ich palce ze sobą. Mały dreszcz przebiegł po jego plecach, dłoń Jeongguka była ciepła i w większości gładka, tylko w niektórych miejscach była szorstka z powodu zimna lub stwardniała od pracy.
Jeongguk uśmiechnął się, jego zęby znów się ukazały a oczy zmarszczyły, delikatnie także zmarszczył nos, a Tae poczuł nagłą i desperacką potrzebę dotknięcia jego twarzy, pocałowania go w policzek, czoło, usta.
– Nie potrzebujesz wymówki, by trzymać mnie za rękę, hyung, możesz to robić kiedy tylko chcesz – odrzekł Jeongguk i delikatnie ścisnął palce Tae, na co ten potrzebował sekundy, minuty, a może i nawet godziny, aby zacząć oddychać, ponieważ czuł się tak, jakby ktoś odciął mu dostęp do powietrza.
Było to dziwne, ekscytujące i cudowne, mimo tego, że nie rozmawiali jeszcze o tym czym to było, dokąd zmierzają. Obaj. Doszli do niewypowiedzianego porozumienia, aby to co jest między nimi płynęło naturalnie, przynajmniej tak zadecydował Taehyung. A Jeongguk wydawał się myśleć to samo.
Wszystko, co wiedział Tae, to to, że trzymanie dłoni Jeongguka sprawiało, iż po jego piersi rozpościerało się to cudowne uczucie, sprawiając, że było mu ciepło, w każdym tego słowa znaczeniu. Że naprawdę nie chciał jej puszczać. Nawet teraz, kiedy jego życie stało się wielkim bałaganem, a świat dookoła nich powoli rozpadał się na kawałki.
Więc przeciągnął Jeongguka przez tłum w kierunku muzeum, widząc ogłaszające wystawę materiały zawieszone na ulicznych lampach, gdy zbliżyli się do wielkiego budynku, gdzie sznureczkowe światełka były przyczepione do nagich drzew.
Wciąż było południe, jednak niebo było zabarwione na szaro i padał śnieg, a świąteczne dekoracje były ciepłe i tworzyły kolorowy kontrast na betonowym tle miasta. Taehyung uważał, że to było piękne. Tandetne, tak, lecz wciąż piękne.
Kiedy weszli do muzeum czuli się trochę tak, jakby weszli prosto do innego świata. Hałas miasta został pochłonięty jak tylko przeszli przez wejście, a ich ogarnęła spokojna cisza. Taehyung nie mógł powstrzymać długiego westchnienia, które opuściło jego usta.
Pomimo zmartwień Jeongguka nie było tu tylu ludzi, ilu się spodziewali, nawet podczas przerwy takiej jak ta, gdy pary na ogół kręciły się wszędzie, chodząc na bożonarodzeniowe randki w każdym możliwym miejscu z rodzinami z dziećmi, nawet podczas takich dni próbując edukować młodych. Taehyung poczuł, jak na tą myśl jego serce zaczęło szybciej bić.
– Chcesz ściągnąć płaszcz? Mają tam szatnię – odezwał się Jeongguk wyrywając Tae z jego małego bańki.
– Och – mruknął, zrzucając z siebie płaszcz – tak, to dobry pomysł.
Jeongguk wziął jego płaszcz i razem ze swoją kurtką podał go kobiecie za ladą, wymieniając je na dwa małe plastikowe żetony, które powędrowały do tylnej kieszeni jest dżinsów.
– Prawdę mówiąc – zaczął Taehyung, gdy sprawdzano ich bilety i wręczano im przypinkę zwiedzającego – byłem tutaj dość często, gdy chodziłem na studia.
Jeongguk spojrzał na niego, a zdziwienie pokolorowało jego twarz.
– Naprawdę?
Mały śmiech wydostał się z ust Taehyunga, a on sam spojrzał na Jeongguka, uśmiechając się ironicznie.
– Tak trudno w to uwierzyć?
– Nie do końca – przyznał Jeongguk, wyglądając na odrobinę skołowanego – mówiłeś, że lubisz sztukę, po prostu nie myślałem, że miałeś okazję przychodzić tutaj tak często.
Oczywiście Taehyung zauważył aluzję, która znajdowała się pod jego stwierdzeniem i była ona prawdą, jego ojciec nigdy nie pozwolił mu iść do muzeum, dopóki nie stał się dorosłym, i musiał słuchać wszystkich jego kaprysów. Lecz kiedy skończył liceum i został studentem mógł, co jakiś czas, naginać swój przytłaczający harmonogram, badając te aspekty życia, które do tej chwili były przed nim ukryte.
Powiedział to Jeonggukowi ze smutnym uśmiechem na ustach, bawiąc się broszurą, którą wcześniej zabrał z jakiejś małej wystawy.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek ci to mówiłem, ale bardzo chciałem skończyć kierunek sztuki lub historii sztuki – przyznał się po chwili, patrząc na czubki swoich butów, powoli przesuwające się po podłodze. – Ale zamiast tego musiałem iść na sądnictwo karne, kierunek, który niemal na pewno zagwarantowałby mi pracę w Agencji Policyjnej Metropolii Seulskiej i zrobiłoby ze mnie Oficera Śledczego, tak jak z ojca.
Jeongguk zrobił na to dziwną minę, niezadowoloną, życzliwą.
– To w pewien sposób przynosi korzyści temu, co robi twoja rodzina – powiedział z widocznym zawahaniem w głosie, a Tae nie wiedział, czy to z powodu wyrozumiałości do niego, czy niechęci do pracy jego rodziny.
I tak pokiwał głową, odrobinę ponuro.
– Tak. Wszyscy musieliśmy robić coś w pewnym stopniu powiązanego z policją, moi kuzyni mogli przynajmniej wybrać kierunek, w którym chcieli pójść, lub wydział, w którym chcieli pracować. Ja nie mogłem.
Westchnął głęboko, a potem wspięli się po schodach, podążając za znakami, które miały zaprowadzić ich na wystawę.
– Cóż – odezwał się po chwili – to nie tak, że byłbym w stanie pracować nad portfolio, zawsze lubiłem sztukę i tworzenie czegoś, ale...
Taehyung pozwolił reszcie zdania wisieć w powietrzu, a Jeongguk pikował głową, tak jakby wiedział, jakby rozumiał. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, cokolwiek, ale Taehyung przeszkodził mu uśmiechając się.
– Chodź, wejdźmy tam – mruknął, wskazując na wejście, za którym została ustawiona wystawa, na niepozorny łuk, wprowadzający do dużego pokoju, gdzie paru ludzi kręciło się wokół ścian z wystawionymi obrazami. Pracownik ponownie sprawdził ich bilety i także weszli do środka.
Z resztą opowiadanie o swoim ponurym dzieciństwie i tak nie było dobrym tematem na pierwszą randkę, więc weszli na wystawę w dość dobrym momencie. Jednak aby odwrócić ich uwagę od bieżącego tematu Taehyung spojrzał na broszurę, którą wziął parę minut temu. A teraz, kiedy byli już na miejscu, podekscytowanie zrodziło się w jego żołądku, a beztroskie uczucie rozprzestrzeniło się po jego ciele, podczas gdy kartkował ową broszurę.
– Mają tutaj dość ładne ustawienie – skomentował Tae, zauważając, że muzeum wystawiło parę jego ulubionych prac.
Jeongguk pokiwał na to głową, popychając Taehyunga lekko w stronę pokoju, kiedy ten zatrzymał się w wejściu, aby przejrzeć strony.
– Racja – powiedział, uśmiechając się, gdy Tae sapnął z powodu nagłego poruszenia się. – Słyszałem, że wydali dużo pieniędzy i zrobili wszystko, co tylko mogli, by pożyczyć obrazy z dużych muzeów na całym świecie, jestem trochę zaskoczony, ze nie zbankrutowali.
– Wszystko w imię sztuki – uśmiechnął się Taehyungł. Po chwili zatrzymał się przed pierwszym obrazem i miał wrażenie, że wessało go do innego świata, do kompletnie innego poziomu egzystencji, pełnego wirujących kolorów na portretach, pejzażach i słonecznikach.
I Tae wiedział, że czas się tutaj nie liczył, pochłonięty przez prace swojego ulubionego artysty czuł, jak spływa na tło jego świadomości, nieważny, nie do końca będąc czynnikiem, który musiał rozważać.
Poczuł dziwne uczucie nostalgii siedzące w jego klatce piersiowej, kiedy czytał informacje ułożone obok każdego obrazu, lecz w tym samym momencie czuł także pocieszenie, dające mu siłę i wypełniające nowym wigorem.
Kiedy zaczął paplać bez sensu o każdym obrazie Jeonggukowi, który podążał za nim jak cień, patrząc na obrazy w cichym zamyśleniu, w ogóle tego nie zauważył, a Jeongguk go nie uciszał, tylko słuchał, patrząc na niego z tą intensywnością, do której Taehyung nie mógł się przyzwyczaić, tą, która sprawiała, że czuł się nie w porządku, ale równocześnie bardziej, niż dobrze.
To było dezorientujące ale i wspaniałe, to czyste szczęście przepływające przez jego ciało, gdy zwiedzał to, co go ukształtowało, co pomogło mu przetrwać dzieciństwo, z osobą, która znalazła się w nim tylko przez krótką chwilę, ale miała na niego wielki wpływ.
– Przepraszam – powiedział Tae po szeptaniu przez bite pięć minut bez zatrzymywania się, opowiadając Jeonggukowi wszystko co można było wiedzieć o Pokoju Van Gogha w Arles. – Jeśli chciałeś słuchać tego wszystkiego mogliśmy wziąć audio przewodnika. – Uśmiechnął się do niego krzywo.
Ale Alfa wydawał się nie zgadzać z nim, wszedł w przestrzeń osobistą Taehyunga, pochylając się do niego blisko.
– Jesteś lepszy, niż jakikolwiek przewodnik audio – rzekł przyciszonym głosem, tuż obok ucha Tae, który złapał Jeongguka za ramię, ponieważ nagła bliskość i słowa Jeongguka całkowicie odcięły mu dostęp do powietrza. – Mógłbym słuchać jak mówisz o Van Goghu przez cały dzień.
Taehyung zaśmiał się cicho na to i nawet nie próbował czuć się zawstydzonym przez to, na jak bardzo pozbawionego tchu brzmiał. Potrzebował chwili, opuścił swoje czoło na ramię Jeongguka i tak, naprawdę potrzebował chwili.
Kiedy spojrzał do góry, jego oczy znajdowały się na tym samym poziomie, co te Jeongguka, a Alfa uśmiechnął się do niego.
– Gotów na zobaczenie głównego dzieła?
– Głównego dzieła? – Spytał Taehyung, mrugając trochę, a Jeongguk uśmiechnął się porozumiewawczo, łapiąc go za nadgarstek i idąc z nim za róg.
Będąc szczerym, jeśli Tae przestał oddychać na parę chwil, to tego nie zauważył.
Widział wirujący niebieski, tak wiele niebieskiego, tak wiele odcieni, widział żółcie, brązy i zielenie, północne niebo falujące nad łańcuchem górskim, małą wioskę i strzelistą wieżę kościoła, wysokie kwiaty i gwiazdy, tak wiele gwiazd, księżyc, osadzone na niebie ale tak wyróżniające się, że niemal namacalne.
Gwieździsta Noc zawsze była ulubionym obrazem Taehyunga. Od momentu, w którym pierwszy raz go zobaczył, aż do dzisiaj, pewien rodzaj melancholii ogarniał go, gdy na niego patrzył. Był piękny, oszałamiający, o wiele bardziej imponujący, niż Tae mógł to sobie wyobrazić.
– Przez prawie dwa lata negocjowali z Muzeum Sztuki Nowoczesnej, by sprowadzić go na tą wystawę – wyszeptał koło niego Jeongguk, tak samo nieruchomy jak stojący tam Taehyung, który ledwo słyszał to co Jeongguk powiedział, lub nie zauważał, jak inni ludzie dookoła poszli oglądać inny obraz, aż w końcu byli jedynymi podziwiającymi te dzieło. – Prawie im się nie udało, ale oto jest.
– Cieszę się, że im się udało – odpowiedział Tae, trochę spóźniony, jego usta były delikatnie otwarte, głos nieco zachrypnięty, a on sam przełknął gulę w gardle.
– Podoba ci się?
Taehyung odwrócił się by spojrzeć na Jeongguka, odrywając swój wzrok od obrazu po raz pierwszy od minut. Planował powiedzieć coś kokietującego, coś dowcipnego, ale spojrzenie oczu Jeongguka - odrobinę nerwowe, lekko niepewne - sprawiło, że przełknął odpowiedź.
Zamiast tego uśmiechnął się do niego, szeroko i szczerze.
– Nawet nie wiesz jak bardzo.
Napięcie zdawało się opuścić ciało Jeongguka i dopiero wtedy Taehyunga uderzył fakt, że mógł być poddenerwowany tą randką, tak samo jak on. Zapraszając go na tą wystawę, planując ten dzień; na ramionach Jeongguka spoczywała presja, którą sam na siebie narzucił, a o której Tae nie miał pojęcia, aż do teraz.
Oczywiście Jeongguk włożył w to dużo pracy, starając się by ich pierwsza randka była czymś specjalnym, czymś wartym zapamiętania. I sprawiło to, że Taehyung był bardziej niż szczęśliwy.
Więc zrobił to, co w tym momencie wydawało się najbardziej logiczną rzeczą, szybko rozejrzał się dookoła i zauważył, że miał krótką chwilę, zanim kolejna fala ludzi wejdzie do tego nieco ustronnego rogu, więc działał impulsywnie.
Zmieszanie przefrunęło po twarzy Jeongguka, kiedy Tae podszedł nieco bliżej, naruszając jego przestrzeń osobistą, wystarczająco blisko, by słyszeć jak Jeongguk ostro wciągnął powietrze. A Taehyung tylko zamknął swoje oczy, podczas gdy jego usta przelotnie spotkały się z miękką skórą na policzku Jeongguka, był to dotyk tak delikatny, jak muśnięcie piórem. Ledwo wydał jakiś dźwięk, a Tae odsunął się szybko, nie chcąc by inni ludzie to zauważyli, nie chcąc, by mówili coś o chłopaku, całującego innego chłopaka w polik na środku wystawy Van Gogha.
Kiedy odsunął się – jedną rękę subtelnie trzymał na ramieniu Jeongguka, delikatnie marszcząc jego białą koszulkę pod swoimi palcami – jego usta mrowiły, a on sam musiał wziąć duży wdech, czując się nieco oszołomiony. Prawie się zaśmiał, w większości z siebie, myśląc jak banalne to było.
Lecz kiedy spojrzał na Jeongguka, widocznie zaskoczonego przez ten nagły i pewien gest, wiedział, że dobrze zrobił, że nie było to ani za dużo, ani zbyt szybko. Przynajmniej jeśli to, jak Alfa na niego patrzył było jakimś znakiem, jego policzki były delikatnie czerwone, oczy nieco zaszklone, a powieki leciutko opuszczone. A w jego brązowych tęczówkach pojawiło się nikłe, czerwone migotanie. To samo, które pokazywało się tylko gdy był w swojej ludzkiej postaci, kiedy nie do końca panował nad swoimi emocjami, nieważne w którym kierunku one zmierzały. Tyle nauczył się Taehyung.
– Dziękuję, Jeongguk – odezwał się, jego głos był łagodny i cichy, jak gdyby nie chciał zakłócić tej chwili, którą z sobą dzielili, jakby nie chciał zniszczyć bańki, w którym się znajdowali. – Dziękuję ci, za zabranie mnie tutaj.
Jeongguk schylił głowę, podrapał się po szyi, na chwilę prawie schował swoją twarz, aby się pozbierać, lecz sekundę później spojrzał na Taehyunga, pewny i niezachwiany – jego oczy prawie się paliły – a po jego poprzedniej nieśmiałości nie było żądnego śladu.
– Cieszę się, w takim razie.
A potem stali w tym samym miejscu przez moment, patrząc na siebie, uśmiechając się tak, jakby byli jedynymi ludźmi w pomieszczeniu. Co nie było prawdą, niestety, a sami zauważyli grupę nastolatków podchodzących do obrazu, niszczących ich bańkę cichym trajkotaniem i stonowanymi chichotami.
– Chodźmy już – powiedział Tae, jego głos brzmiał beztrosko, obco w jego własnych uszach. Jeśli Jeongguk to zauważył nie wspomniał o tym, tylko podążył za nim, gdy Taehyung ostatni raz spojrzał na obraz przez ramię i odszedł w kierunku wyjścia z wystawy.
Weszli do jasno oświetlonego korytarza, po którym chodziło wielu ludzi; okno pokrywające całą ścianę idealnie ukazywało park pokryty śniegiem, a Taehyung potrzebował chwili. Aby przyzwyczaić oczy do oświetlenia, aby jego serce przyzwyczaiło się do tego wszystkiego, co teraz czuł. Więc stał przy oknie patrząc na zewnątrz, niebo zaczęło się ściemniać, a ciemne szare chmury wciąż były ciężkie od śniegu.
Jeongguk stał obok niego, swoim ramieniem przywierając do tego Taehyunga, który niemal zaśmiał się na to uziemiające uczucie, mając ciepłą obecność Jeongguka tuż obok siebie, na to jak stał trzymając dłonie w kieszeniach spodni, oczami przemykając po ludziach pod nimi, którzy szybko przemierzali drogi wolne od śniegu, oraz dzieci bawiące się na łąkach, pokryte bielą.
– Wszystko w porządku?
Głos Jeongguka był delikatny, a Taehyung poczuł niepewną dłoń na swoich lędźwiach, kciuk, który zakreślał kojące kręgi na miękkim materiale jego swetra. Sam Tae zmarszczył brwi, a potem kiwnął głową, wciąż patrząc na bawiące się dzieci. Nie musiał spojrzeć w bok, by widzieć, że Jeongguk na niego patrzył, widział odbicie Alfy we szkle.
– Tak, tak – odpowiedział, myśląc, jak niezwykłym jest to, że Jeongguk wyczuwał małe zmiany w jego nastroju, które podpowiadały mu, że coś dzieje się w jego głowie. – Mamie by się tutaj podobało.
Jeongguk nic na to nie powiedział, a Taehyung widział, jak odwrócił swój wzrok, patrząc na buty. Jednak nie cofnął ręki.
– Myślę, że mój ojciec nienawidził myśli, w której dążyłbym do kariery w sztuce, ponieważ moja mama bardzo by to uwielbiała – dodał Tae ze smutnym uśmiechem, a uścisk na jego plecach stał się nieco mocniejszy. Pokręcił delikatnie głową, próbując odgonić nagłą melancholię, która groziła objęciem go.
– Chcesz się przejść? – Spytał Jeongguk, a Tae pokiwał głową.
– To byłoby bardzo miłe.
Taehyung wiedział, że Jeongguk próbował to przedłużyć tak bardzo, jak to tylko możliwe i szczerze mówiąc, on też to robił. Spacer nie był zaplanowany, ale był kolejną szansą, by spędzić trochę więcej czasu razem. Sam na sam. Bez ciekawskich pytań watahy.
Taehyung utrzymywał, że znał skrót prowadzący do holu wyjściowego i do szatni. Nie było go tutaj od dłuższego czasu, ale miał dość dobrą pamięć, szczególnie jeśli chodziło o miejsca.
Pominęli większość muzeum, obaj dość już zaznajomieni i z nim, i z wystawianymi tam pracami, ponieważ spędzali w tym budynku zbyt dużo czasu. Taehyung pomyślał, że to dość zabawne, mogli spotkać się wcześniej, w innych okolicznościach.
Nie.
Powstrzymał swoje myśli, nie pozwolił im podążyć w stronę wszystkich ale i co by było, gdyby. Teraz byli tutaj. A nawet jeśli droga poprzedzająca ten moment nie była tym, co Taehyung czule wspominał, akceptował ją. Jakoś.
Było dobrze tak, jak było, teraz właśnie w tym momencie. Tylko on i Jeongguk, razem czerpiący przyjemność.
Zanim dotarli do holu, natknęli się na kolejną wystawę i, według oznakowania była to wystawa pod tytułem Zagrożonych Dzikich Zwierząt w Korei Południowej. Ustawienie było dość interaktywne, edukowało i dorosłych, i dzieci sztucznymi drzewami i podszyciem leśnym, nawet małym stawem na tle wielkiego jeziora, także małym wzgórzem ze śniegiem ze styropianu.
Taehyung uważał, że to dość ironiczne, aby muzeum posiadało wypchane zwierzę każdego gatunku na wystawie o zagrożeniu każdego z nich, nie ważne jak edukacyjne miałoby to być.
Było na niej więcej ludzi, niż się spodziewali, otaczali wystawy, dzieci oraz ich rodzice, otwierając usta i oczy, przysłuchując się temu, co było mówione.
– Chcesz przejść dookoła? Dużo tutaj ludzi – spytał Jeongguk, ale Tae pokręcił głową, ciągnąc go za sobą.
– Przejdziemy środkiem, w taki sposób szybciej dojdziemy do holu.
Przeszli dookoła rozmaitych grup ludzi, trzymając się blisko siebie, mimo tego, że niebezpieczeństwo zostania rozdzielonym było dość małe. A Taehyung obserwował wystawę, pióra, futra i martwe oczy.
Obejście wystawy dookoła, zamiast skrótu nagle zabrzmiało bardziej przekonująco.
– To odrażające, dlaczego to robią? – Wymamrotał Taehyung, omiatając wzrokiem pomieszczenie. Odpowiedź nie nadeszła, a on zatrzymał się i obejrzał dookoła tylko po to, by zauważyć, jak Jeongguk stał w środku drogi jakby zapuścił korzenie w podłodze.
– Jeongguk?
Alfa nie zareagował tylko wciąż patrzył, prawie wpatrywał się, przed siebie. Taehyung podążył za jego wzrokiem, a jego oczy spoczęły na kolejnej grupie wystawionych zwierząt.
Wilki. Trzy wilki.
Ustawione z największym na przodzie, by wyglądało to tak, jakby prowadził, silny i dumny ze srebrnym futrem, podczas gdy mniejsze stały za nim, drobniejsze w posturze.
– Jeongguk? – Tae spróbował ponownie, tym razem łagodniej, podchodząc bliżej i niepewnie kładąc dłoń na ramieniu Jeongguka. A Jeongguk wzdrygnął się delikatnie na ten dotyk.
– Wszystko w porządku?
Na początku Jeongguk nie odpowiedział tylko zamrugał szybko parę razy, a potem przełknął, jego jabłko Adama widocznie podskoczyło. Wydawało się, że wymagało to od niego wielkiego wysiłku, ale wreszcie pokręcił głową.
– Nie – powiedział, a serce Taehyunga złamało się trochę, gdy zauważył smutek wstępujący na twarz Jeongguka.
Tae jeszcze raz spojrzał na wystawione wilki, tym razem bardziej im się przyjrzał, szczególnie temu z przodu, większemu niż reszta, znacząco większemu. Aż wreszcie zrozumiał o co chodzi, a jego uścisk na ramieniu Jeongguka wzmocnił się.
– To... Nie jest normalny wilk, prawda?
– Nie – odpowiedział Jeongguk, brzmiał na smutnego i zagubionego, odrobinę zatkanego, patrząc na to co widocznie było Zmiennym. Nie powiedzieli tego głośno, nie musieli, ale obaj wiedzieli, co widzieli, a Taehyung poczuł się tak, jakby wielka ręka owinęła się dookoła jego żeber i próbowała je zgnieść.
– Chodźmy – rzekł Tae, chwytając Jeongguka za ramię, próbując go poruszyć. – Wyprowadźmy cię stąd.
Chwilę zabrało Jeonggukowi zareagowanie na działania Taehyunga, nie był do końca w stanie oderwać wzroku od Zmiennego, wypchanego i ustawionego tak, aby cały świat go widział, podpisanego jako dziki Koreański wilk i jeden z największych udokumentowanych i zachowanych ze swojego gatunku.
Jeongguk nic nie powiedział, po prostu szedł za Taehyungiem, mocno zaciskając szczękę. Tae wziął ich płaszcze, ubrali się i wyprowadził Jeongguka na zewnątrz, mroźne powietrze przyjemnie owiało jego ciepłe poliki.
A potem zaczął iść. Im dalej byli tym mniej ludzi ich otaczało, większość z nich kręciła się koło muzeum, obok straganów, na których sprzedawano zimowe przekąski i kawę. Przeszli obok tego, a Taehyung poprowadził ich w kierunku, który był znaczniej mniej zatłoczony; parę ludzi przechodziło przez park, podczas gdy płatki śniegu szybowały po niebie.
– Przepraszam, hyung – powiedział nagle Jeongguk po minutach ciszy, a jego głos był cichy i mały.
Tae zmarszczył brwi i spojrzał na niego.
– Za co?
Śmiech który wydał z siebie Jeongguk brzmiał ostro, umniejszająco, a on sam przechylił swoją głowę do tyłu zamykając oczy, pozwolił paru śnieżynkom spaść sobie na twarz.
– Chciałem, żeby ta randka była dobra, przyjemna. Ale sprawiłem, że myślałeś o swojej przeszłości i sam się wygłupiłem.
Taehyung nie wiedział co na to powiedzieć, ponieważ nie, to nie prawdę, nie teraz ani nigdy. Powiedział to, ale Jeongguk tylko zaśmiał się ponownie, a ten nieszczęśliwy dźwięk ciążył Tae na żołądku.
– To nie powinno się wydarzyć – zaczął ponownie Jeongguk, Taehyung ponownie zmarszczył brwi. – Nie powinienem w taki sposób stracić kontroli. W ogóle.
– Co masz na myśli? – Spytał Taehyung, szczerze zdezorientowany i obaj się zatrzymali. Jeongguk wciąż nie patrzył na Taehyunga.
– Jestem Alfą – powiedział, wpatrując się w jakiś punk w oddali, który nie był niczym szczególnym, a już tym bardziej nie twarzą Taehyunga. – Muszę mieć kontrolę nad sobą i swoimi uczuciami, albo nie będę w stanie chronić innych wtedy, kiedy będę do tego zmuszony.
Na to Taehyung nic nie odpowiedział. Oniemiał. Milczał i było mu smutno, a jego serce bolało z powodu zawiedzionego wyrazu twarzy Jeongguka. Alfa westchnął, pokonany, pokręcił głową i spojrzał na ziemię, kopiąc żwir czubkami butów.
– Przepraszam za to, że widziałeś mnie takiego słabego.
Ciało Taehyunga poruszyło się z własnej woli, kiedy uniósł ręce i złapał twarz Jeongguka w swoje dłonie, zmuszając go do spojrzenia na siebie. Na to działanie w oczach Jeongguka pojawiło się zaskoczenie, a one same rozszerzyły się, kiedy zobaczył zdeterminowany wzrok Tae.
– Posłuchaj – zaczął, stanowczo, podtrzymując wzrok Jeongguk – nie jesteś słaby, Jeon Jeongguku. Współczucie i empatia nie czynią cię słabszym. Tak samo nie robi tego czucie smutku, gdy znajdujesz jednego z siebie tak wystawionego, bez wiedzy ludzi, kto to naprawdę był.
Taehyung widział to, jak Jeongguk przełknął, jego oczy złagodniały odrobinę. Ale on jeszcze nie skończył.
– Wiem, że twoje instynkty mówią ci, by zawsze mieć się na baczności, być gotowym aby wejść do akcji i ochronić ludzi dookoła siebie, a ukazanie jakiejkolwiek formy słabości robi z ciebie złego Alfę.
Musiał wziąć głęboki oddech, ponieważ Taehyung wyczuł, że za bardzo się nakręcał, za bardzo dał pochłonąć się emocjom na widok bólu w oczach Jeongguka.
– I podczas gdy to dobre i godne podziwu – kontynuował, tym razem miększym głosem, a jego kciuki głaskały kości policzkowe Jeongguka – w porządku jest być czasem słabym. Połowa ciebie jest także człowiekiem.
Tym razem Jeongguk spojrzał na niego, naprawdę na niego spojrzał, bez narastającego się rozczarowania, bez zwątpienia w siebie i smutku. Zamiast tego, wyglądał na rozczulonego z mieszanką podziwu i czegoś jeszcze, czegoś co było intensywne i paliło, i sprawiło, że skóra Taehyunga piekła w miejscu, w którym dotykał szyi i polików Jeongguka. Wziął głęboki oddech przez nos, próbując się ustabilizować, bo Tae czuł się tak, jakby cały świat przechylał się na swojej osi.
Ponieważ miał wrażenie, że się zatracał, szybko i mocno. A to nie był dobry moment, aby sobie to uświadomić.
– Naprawdę podobała mi się ta randka – odezwał się po chwili, jego głos był nieco chropawy, a mały śmiech wydostał się z jego ust – pomimo wszystkiego, o co się martwiłeś. Zobaczyłem swój ulubiony obraz autorstwa swojego ulubionego malarza, wyszedłem na zewnątrz i – co najważniejsze – spędziłem czas z tobą. Jak mogłoby mi się nie podobać?
Taehyung mógł niemal widzieć sposób, w jaki napięcie opuściło ciało Jeongguka, to jak zmartwienie kompletnie spłynęło po jego twarzy i zostało zastąpione szerokim uśmiechem, który sprawił, że Jeongguk wyglądał delikatnie i łagodnie, który sprawił, że serce Tae przyspieszyło.
– Poza tym – dodał, a Jeongguk ponownie na niego spojrzał, delikatne rozciągnięcie jego ust wciąż było widoczne. – Wiem, że ciężko ci to zaakceptować i chwilę zajmie ci wbicie sobie tego do twojej nadzwyczajnie atrakcyjnej głowy – rzekł i delikatnie pokręcił jego głową, aby zwrócić na nią szczególną uwagę; Alfa wyglądał na nieco zgorszonego tą akcją, ale w większości rozbawionego. Taehyung uśmiechnął się szeroko przed kontynuowaniem. – Ale sam bardzo dobrze umiem siebie bronić, i masz to jak w piekle, ale także będę chronić ciebie.
Jeongguk wyglądał tak, jakby chciał się kłócić, ale Tae był szybszy i przyłożył palec do jego ust, efektywnie go uciszając, a potem pokręcił głową.
– Proszę – zaczął, odrobinę błagająco – proszę, zaufaj mi, Jeongguk. Wiem, że chcesz mnie chronić i szanuję to oraz doceniam.
Zmierzył Jeongguka wzrokiem, a Alfa ponownie na niego spojrzał. Taehyung uśmiechnął się, ciepło przepłynęło przez jego ciało na tą niezwykłą czułość, a potem powiedział:
– Więc proszę, pozwól mi zrobić to samo. Pozwól mi o ciebie dbać i cię chronić.
Taehyung widział wysiłek w oczach Jeongguka, widział walkę, jaką toczył z sobą jego wilk i człowiek. Ale nie trwała ona długo, a Jeongguk uśmiechnął się, sięgając po dłoń, która wciąż trwała na jego policzku i zamykając ją w swojej.
– Okej – powiedział, ściągając dłoń Taehyunga, zimną i sztywną z powodu temperatury, a Tae niemal zadrżał na to, jak dobre było ciepło dłoni Jeongguka. – Okej – powtórzył, a potem uniósł otwartą dłoń Taehyunga do swoich ust i złożył na jego stwardniałej skórze subtelny pocałunek.
A Taehyung musiał wciąż głęboki oddech, prawie sycząc z powodu tego dotyku, całe jego ciało stanęło nagle w ogniu przez ten delikatny i łagodny gest i intensywny wzrok, jakim Jeongguk go zmierzył. Tego było za dużo, Taehyung poczuł jak się podgrzewał, jego policzki były czerwone, prawdopodobnie całe jego ciało było zabarwione na czerwono.
– Nie masz pojęcia jak bardzo chcę cię teraz pocałować – mruknął niskim głosem Jeongguk, ocierając się o jego dłoń swoim policzkiem, a Taehyung nie mógł powstrzymać zdławionego śmiechu, który opuścił jego usta. Jak śmiał powiedzieć coś takiego, tak niespodziewanie?
– Niestety dookoła jest pełno ludzi, a nie jestem pewien, czy ich żołądki przeżyłyby dwóch chłopaków całujących się na środku parku – odrzekł, nieco pozbawiony oddechu i roztrzepany, a tak w ogóle kim do cholery był ten Jeon Jeongguk i co on z nim robił? Ponieważ zaledwie myśl o całowaniu go zmiękczała mu kolana, a serce groziło, że z niego wyskoczy. – Ale będąc szczerym, nie miałbym nic przeciwko temu.
Po prostu stali pośrodku drogi, patrząc na siebie, a widząc wzrok, jakim Jeongguk obejmował całą jego twarz Taehyung miał ochotę naprawdę go pocałować. Jednak umiał się powstrzymać, ledwo.
– No dalej, chodźmy zanim ludzie jeszcze bardziej będą się na nas gapić – powiedział i znów zaczął iść, Jeongguk zaśmiał się i podążył zaraz za nim. Tym razem gdy szli blisko ich ramiona wciąż uderzały o siebie, ręce się dotykały, ale nie włożyli dłoni do kieszeni. Po prostu wisiały między nimi, okazjonalnie dotykając się, a w tym momencie Taehyung był zadowolony.
Szli przez chwilę, powoli dochodząc do miejsca, w którym kręciło się więcej ludzi, więcej dzieci bawiło się w śniegu i więcej rodziców próbowało za nimi nadążyć, gdzie więcej par chodziło blisko siebie, a światełka zawieszone na nagich drzewach rzucały na to wszystko miękką, pomarańczową poświatę; niebo powoli robiło się ciemniejsze.
– Jak myślisz, powinniśmy wracać do domu? – Taehyung spytał, kiedy zauważył, że ponownie zbliżali się do muzeum, a Jeongguk skinął głową.
– Prawdopodobnie, Jin-hyung przygotuje na dzisiaj kolację, a tego na pewno nie chcę ominąć – Jeongguk uśmiechnął się, a Tae zachichotał. Przyspieszyli nieco, teraz gdy wiedzieli już gdzie się udać, a nie chodzili bez celu dookoła parku.
Kiedy przeszli obok grypy ludzi ktoś uderzył w ramię Taehyunga, gdy przechodził obok, a on niemal stracił swoją równowagę przez siłę tego kontaktu, wpadając na Jeongguka.
– Patrz gdzie idziesz, człowieku – zawołał Tae przez ramię, nie patrząc na to, kto na niego wpadł i szedł dalej, kręcąc głową. – Naprawdę, niektórzy ludzie...
Zauważył jednak, że stojący obok Jeongguk zatrzymał się i już chciał się odwrócić, aby powiedzieć mu, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy, nie warto wpadać w kłopoty tylko dlatego, że jakiś dupek nie był w stanie stawiać porządnie jedne stopy przed drugą. Dopiero gdy zauważył Jeongguka, jego kompletnie wyprostowane ciało i odciągnięte do tyłu ramiona, dłonie zaciśnięte w pięści i mieniące się na czerwono oczy, wiedział, że coś było nie tak.
– Chodź, Gukkie, no dalej, zostaw to – spróbował, jednak niepotrzebnie, Jeongguk albo go nie słyszał, albo po prostu nie słuchał. Po prostu patrzył się, marszcząc mocno brwi. Po chwili Tae zauważył w co się wpatrywał, w dwójkę mężczyzn, stojących parę metrów od nich, podejrzanie ubranych, w dodatku patrzących na nich. Jeden z nich miał dość wydatną bliznę, przebiegającą przez jego lewe oko.
– Jeongguk- – zaczął Tae, ale umilkł, gdy dwójka mężczyzna spojrzała na niego, prosto na niego, a ich czerwone oczy błyszczały.
– Wygląda na to, że go znaleźliśmy – powiedział jeden z nich, Taehyung ledwo go usłyszał, ale to zrobił. Poczuł jak Jeongguk napiął się jeszcze bardziej, każdy mięsień w ciele Alfy był gotowy do ataku.
– Czego chcecie? – Warknął Jeongguk z zaciśniętymi zębami, a jego oczy zabłyszczały jeszcze ciemniejszą czerwienią; Taehyung czuł jak trójka Alf napierała na siebie swoją dominacją.
– Chcemy go – powiedział inny Alfa, uśmiechając się i wskazując na Taehyunga. – Więc bądź dobrym chłopcem i odsuń się.
Na to Jeongguk zaśmiał się głośno, ostro i zimno; Taehyung naprawdę nie chciał już nigdy tego usłyszeć.
– Kim do cholery jesteście, by żądać czegoś takiego? – Spytał Tae, nie chcąc być jedynie słuchaczem całej konwersacji.
– To nie twoja sprawa, Kim Taehyungu – powiedział ponownie pierwszy mężczyzna, ten z okropną blizną i uśmiechem tak szerokim, że mógłby podzielić jego twarz na dwie połówki w każdej sekundzie. Taehyung zadrżał, gdy jego imię opuściło jego usta, sylaby zostały przeciągnięte, tak jakby go przedrzeźniał. – A jeśli gwizdniesz na swojego pieska i tylko z nami pójdziesz nikomu nic się nie stanie.
Jeongguk zawarczał na to, obnażając zęby.
– Coś mi się, kurwa, nie wydaje – odparł na to Tae, denerwując tamtego kolesia. Następnie złapał Jeongguka za ramię. – Chodź, idziemy.
Wiedział, że była to okropna próba złagodzenia sytuacji, i nie ważne jak kumaty mógł wydawać się na zewnątrz jego serce biło milę na minutę, a wszystko co chciał zrobić to wydostać się stamtąd. Najlepiej w tym momencie.
Ludzie zaczęli patrzyć na nich z rezerwą, matki łapały swoje dzieci i opuszczały to miejsca. A Taehyung nie wiedział, czy w ogóle zdoła poruszyć Jeongguka, nie wiedział co stanie się, kiedy ta walka o dominację nie rozstrzygnie żadnego wygranego.
Ponieważ to trwało już za długo, konkurs na spojrzenia pomiędzy trzema Alfami za bardzo się przeciągał, a on widział malutkie kropelki potu pojawiające się na czole Jeongguka.
– Nie wiem czego chcą, hyung, nie wiem, dlaczego chcą ciebie – wysyczał Jeongguk, a Taehyung ledwo to usłyszał – ale nie mogę zmusić ich do podporządkowania się, nasza dominacja jest na tym samym poziomie.
– Co teraz – wyszeptał Taehyung, łapiąc się kurtki Jeongguka w marnej próbie pociągnięcia go za sobą, usunięcia ich z tej sytuacji, ponieważ patrząc na to zakończenie nie będzie należało do najlepszych.
Taehyung widział ludzi dookoła nich, przechodniów, i wiedział, że oni także będą zagrożeni, gdy trójka w pełni dorosłych Zmiennych zacznie walczyć.
Mocno przełknął. Chęć odejścia stamtąd była mocniejsza niż przedtem, aczkolwiek nie wyglądało na to, by było to takie łatwe. Lub możliwe. Wiedział, zazwyczaj, że kiedy wilk posiadał mniejszy poziom dominacji, niż inny, podporządkowywał mu się.
Ale co się działo, gdy wilk z wyższym poziomem dominacji nie akceptował ich poddania? Co, jeśli nie chcieli, aby uległ i odszedł. Co jeśli tak naprawdę szukali pretekstu do walki?
– No dalej, księżniczko, nie mamy całego dnia – odezwał się Alfa bez blizny – albo z nami pójdziesz, albo zabierzemy cię siłą.
Warknięcie, które wydostało się z ust Jeongguka nie brzmiało ani trochę ludzko, a Taehyung widział, jak jego kły powoli się wydłużały.
– Chciałbym widzieć, jak próbujesz.
Taehyung zaczął panikować. Jeongguk nie może się zmienić, nie tutaj, nie na otwartej przestrzeni; ludzie już uciekali widząc jego czerwone oczy, ostre zęby. Jeongguk zrzucił swoją kurtkę, a Taehyung wiedział, że nie będzie w stanie go powstrzymać.
– Jeongguk nie możesz tego zrobić, nie możesz się zmienić, ludzie cię zobaczą, zobaczą cię – wyszeptał panicznie, wciąż trzymając ramię Jeongguka.
– Chcą się bić – warknął Jeongguk – i zaraz zaatakują, mogę to wyczuć.
– Kurwa!
– Chcę, żebyś pobiegł – powiedział po chwili, niesamowicie spokojny, podczas gdy Taehyung tracił panowanie nad sobą. – Chcę, żebyś pobiegł i zadzwonił Namjoona lub Seokjina, rozumiesz?
– Nie zostawię cię tu samego – wysyczał Tae, ale i tak wyciągnął telefon z kieszeni. – Stoisz naprzeciwko ich dwóch, nie wiesz nawet jak silni są!
Nie mogli wciąż o tym rozmawiać, nie mogli wciąż szukać rozwiązania i zakończyli swoją dyskusję, ponieważ nagle wiele rzeczy zdarzyło się w tym samym momencie.
Usłyszał dźwięk rozrywanego materiały, kiedy dwójka mężczyzna zmieniła się i nagle stali przed dwoma dużymi Alfami, jednym z futrem w kolorze ciemnej kawy, a drugi w kolorze burzowego srebra, jednak obaj byli silnie zbudowani.
Ludzie biegali, krzyczeli w panice z powodu sceny, która się przed nimi rozgrywała, a Taehyung słyszał, jak jeden z wilków zawył ogromnie, dopiero wtedy Jeongguk odwrócił się do niego, jego oczy jarzyły się od czerwienie, rozszalałe, zmartwione, wystraszone, jego dłoń odnalazła policzek Taehyunga, a Tae czuł, jak paznokcie Jeongguka zamieniały się w pazury.
– Musisz biec, teraz, Taehyung!
A potem odbiegł od niego sprintem, a kolejny dźwięk rozrywanych ubrań przeszył powietrze, gdy Jeongguk zmienił się w potężnego brązowego wilka, jego kremowo-białe łapy zostawiły głębokie ślady w ziemi.
Taehyung widział dwójkę Alf biegnących w stronę Jeongguka.
Słyszał, jak ludzie dookoła niego krzyczeli i biegali.
I jakby w zwolnionym tempie widział, jak wilki wpadły na siebie, tworząc mieszaninę ostrych zębów i pazurów, warknięć i grożących szczeków.
Wtedy przypomniał sobie, że miał coś zrobić. Zadzwonić. Zadzwonić do watahy. Poprosić o wsparcie.
Spojrzał na telefon, próbował zdziałać coś na nim swoimi trzęsącymi się palcami wdzięczny za to, że miał i Namjoona, i Seokjina w szybkim wybieraniu.
– No dalej, odbierz – zasyczał, słuchając sygnału wybieranego numeru, patrząc jak jeden z wilków zatopił swoje zęby głęboko w boku Jeongguka, a Zmienny zawył z bólu jednak wrócił do formy sekundę później, przejeżdżając pazurami po jego gardle.
Powoli śnieg pod nimi zaczął przybierać barwę głębokiej, ciemnej czerwieni. A Taehyung miał nadzieję, modlił się o to, że większość z niej należy do nieznanej dójki, nie do Jeongguka.
Potem, w końcu, usłyszał głos Namjoona po drugiej stronie słuchawki.
– Hej, Tae, co ta–
– Namjoon – krzyknął Taehyung – Namjoon, musicie przyjechać, musicie przyjechać tu w tej chwili!
– Tae, o co chodzi? – Pogodny głos Namjoona zmienił się w poważny w krótkiej chwili, a Tae słyszał w tle Seokjina i jego przytłumione "Kochanie, co się dzieje?"
Taehyung widział teraz, jak Jeongguk dał radę tak zranić jednego z wilków, że ten mógł teraz ledwo stać. Ale w tym samym momencie Jeongguk tracił siłę i wytrwałość, a jego ruchy powoli stawały się niechlujne. Poza tym na jego futrze była krew. Tak dużo krwi.
– Jesteśmy w parku obok muzeum, dwie Alfy nas zaatakowały, Jeongguk z nimi walczy – Taehyung krzyczał, bolesny skowyt przedarł się przez powietrze, po którym nastąpiło więcej krzyków. – Proszę, przyjedzcie najszybciej jak możecie!
– Jesteśmy w drodze – powiedział Namjoon, po czym Taehyung usłyszał wiele par stóp zbiegających po schodach. – Trzymaj się, jesteśmy w drodze.
Potem się rozłączył.
Taehyung wiedział, ze nie dadzą rady. Nie ważne jak szybko będą jechać. Korki były okropne, wiele ludzi będzie przechodziło przez ulice. I mimo tego, że nie mieszkają daleko od muzeum, Taehyung wiedział, że będzie to trwało za długo.
Jego dłoń powędrowała pod sweter, znajdując rękojeść jednego z jego łowieckich noży, dokładnie na jego plecach. Uwolnił guzik trzymający go za uchwyt, a nóż spadł na jego otwartą dłoń, znany, jakby był przedłużeniem jego ręki.
Wcześniej, Hoseok droczył się z nim z jego powodu, podczas gdy przygotowywał się na randkę, zawiązując skórzane kabury na górnej części swojego ciała. Lecz Taehyung wiedział teraz o wiele więcej, nauczył się dzięki tej nocy w parku, kiedy pierwszy w życiu wilk go zaatakował, a Jeongguk po raz pierwszy ocalił jego tyłek.
Teraz był an tyle mądry, by nie opuścić domu bez broni, nie popełniłby drugi raz tego samego błędu.
A widział, że Jeongguk miał trudności. Jeden z wilków leżał w śniegu, nie ruszał się a krew przyczepiła się do jego srebrnego futra i kolorowała śnieg dookoła niego. Ale drugi wilk wciąż się ruszał, ruszał się za szybko w porównaniu do tego, jak Jeongguk wlókł się po ziemi.
Była na nim krew. Nawet więcej niż przedtem. A zęby innego Alfy niebezpiecznie zbliżały się do jego gardła.
W tym momencie instynkty łowieckie Taehyunga zaczęły działać. Poczuł to znajome uczucie, ten szum, który utopił wszystko niepotrzebne, nie posiadał żadnej przypadkowej myśli, słyszał tylko swój oddech i bicie serca, jego otoczenie poruszało się niemal w zwolnionym tempie.
Obrócił ostrze jeden raz w dłoni, a jego ciężar był tka znajomy, że nawet długi czas nie posługiwania się nim nie zmniejszył jego umiejętności posługiwania się nożem. Kilka uderzeń serca zabrało mu zbliżenie się do wilków, Jeongguk leżał na ziemi, a drugi górował nad nim.
Taehyung po prostu ruszył do ataku, jego stopy szybko i zwinnie przebiegały po śniegu, jego nóż łowiecki błyszczał w wietrze z wyćwiczoną łatwością, przebiegając przez szyję wilka z zabójczą precyzją. Zwierzę opadło na śnieg, a Taehyung stał nad nim, sapiąc, a krew skapywała na ziemię z czubka jego ostrza.
Delikatny jęk przywrócił go do rzeczywistości, otrząsnął go z chwilowego zamglenia, a jego głowa oczyściła się, otoczenie powracało na swoje miejsce.
Kolejny jęk, a Tae rzucił miecz.
– Jeongguk, cholera.
Opadł na ziemię tuż obok głowy Jeongguka, Zmienny miał oczy w połowie zamknięte, a Taehyung powoli odchodził od zmysłów; dlaczego tu było tak wiele krwi? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?
– Hej, mam cię, mam cię – powiedział uspokajająco, kładąc głowę Jeongguka na swoich kolanach i pozwolił swoim dłonią przebiec po jego czole. – Nie martw się, mam cię.
Próbował ocenić szkodę, widział rany pokrywające duże ciało Jeongguka, poczuł, jak pewnego rodzaju przesadne wspomnienia przesuwały się po jego umyśle, mówiąc o tym, jak znalazł go po raz pierwszy, w podobnym stanie. Lecz tym razem jego stan był gorszy. O wiele gorszy.
– Gdzie cię boli, Gukkie, no dalej, gdzie? – Zaczął Tae i nawet nie zauważył, kiedy zaczął majaczyć, panika narastała w jego piersi kiedy Jeongguk znów jęknął, a jego łapy zadrgały. – No dalej Jeongguk, no dalej, mów do mnie, mów do mnie!
Ale odpowiedział mu kolejny jęk, a Taehyung widział jak Jeongguk słabo spróbował poruszyć ogonem. Jednak to nie działało, brązowa końcówka ledwo uniosła się z ziemi.
– Zostań ze mną, dobrze? Zostań ze mną, nie zamykaj oczu, reszta za chwilę tu będzie, po prostu ze mną rozmawiaj, nie możesz zasnąć!
Nie zauważył, że dookoła nich nie było już ludzi, wszyscy szukali schronienia w muzeum. Słyszał syreny samochodów policyjnych w oddali. I nie zauważył, że płakał.
Jeongguk zakwilił, a po chwili jego ciało się poruszyło, zadrżało; powoli się zmieniał i minęła chwila, zanim głowa Jeongguka z powrotem leżała na kolanach Taehyunga, jego ciemno brązowe włosy były splątane krwią, jego twarz pobita i posiniaczona.
Taehyung wydał z siebie zduszony szloch, kiedy zauważył rany na nagim ciele Jeongguka, rozcięcia i rany, głębokie i krwawe, a Taehyung naprawdę nie wiedział, czy to za wiele.
– Tae – wychrypiał Jeongguk próbując się uśmiechnąć, jednak jęknął, gdy ból przebiegł po jego ciele. – Nic ci nie jest?
Taehyung kiwnął głową, ściągając płaszcz.
– Tak, tak, Gukkie, nic mi nie jest, nie jestem ranny. – Rozłożył swój płaszcz na ciele Jeongguka, a następnie kontynuował kołysanie głowy Alfy, uspokajająco przeciągając swoje palce przez jego włosy. – Jestem tutaj.
Jeongguk zamknął oczy i westchnął.
– Dobrze, ciesze się.
Taehyung usłyszał kroki, ktoś zawołał jego imię i zauważył Namjoona i Seokjina, Yoongiego oraz Jimina biegnących w ich kierunku. Obaj Namjoon i Seokjin byli w swojej wilczej formie, czarni i biali, tworząc niesamowity kontrast na tle zbliżającej się ciemności, oświetlanej ciepłą żółcią ulicznych lamp.
Zauważył, jak biegli w ich kierunku i ogarnęła go ulga. Ale kiedy spojrzał w dół, zauważył coś jeszcze.
Jeongguk nie oddychał.
od razu was uspokoję - Jeongguk nie umrze, bbys~
(wciąż mamy 12 rozdziałów do końca)
czekam na wasze teorie!
miłej nocy/ranka/popołudnia brzoskwinki 🍑
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro