10: The Starry Night, Part 1
Taehyung siedział na balkonie opatulony armią koców, z wieloma ciepłymi kompresami pod swetrem, a zimno gryzło go w policzki. Było wczesne popołudnie, normalny dzień w tygodniu w związku z czym większości watahy nie było w domu - albo byli w pracy, albo załatwiali swoje sprawy. Z racji tego, że Jimin miał dzień wolny, udał się z Seokjinem do centrum, zostawiając Taehyunga w mieszkaniu tylko z Jeonggukiem.
Przez większość ostatnich 24 godzin Jeongguk był zaszyty w swoim pokoju, pracując nad zadaniem, które musiał oddać, zanim rok dobiegnie końca i jedynie okazjonalnie z wyglądał z pomieszczenia. Jego twarz i ramiona pokryte były smugami farby, a włosy tworzyły jeden wielki nieład. Więc Taehyung spędzał popołudnie samemu, siedząc w swoim ulubionym miejscu.
Kochał ten balkon. Mimo że jego krawędzie pokrywał śnieg, a na zewnątrz było chłodno, lubił go. Tutaj było spokojnie, słyszał nikły dźwięk ulic w dole. Miał cały świat u stóp. A z kocami i kompresami nie było mu zimno.
Po prostu siedział, rozważając, wracając myślami do momentu spotkania Wonshika i Jaehwana, zastanawiając się nad tym, jak szczerzy wydawali się być, jak bardzo też chcieli wydostać się z tego krwawego kręgu bezsensownych morderstw.
W jego klanie nie zawsze było źle. Nie naprawdę. Mimo że pamiętał tylko ostry i wyczerpujący trening, który przechodził od czasu, gdy skończył trzynaście lat oraz zdystansowane i raczej zimne zachowanie, które pokazał mu jego własny ojciec... Pamiętał też te czasy, kiedy otrzymywał ciepło.
Kiedy wszyscy byli mniej więcej dziećmi, bardziej niewinnymi, nieskażonymi morderstwem i północnymi pogoniami przez las, również dzielili się miłością i wsparciem. I dopiero teraz dotarło do niego to, że te uczucia trzymały ich w jakiś sposób przy ziemi, sprawiały, że uważali na siebie, chronili się.
Nie zawsze było tak, jak teraz.
Seul, Styczeń 2006
Taehyung powiedział sobie, że nigdy nie opuści tego pokoju. Nigdy. Tęsknił za mamą, babcią i za Jeonggukiem. Tak bardzo za nimi tęsknił. Czuł się samotny i porzucony, a jego ojciec nie rozmawiał z nim, ani z nikim w domu.
Tylko krzyczał.
Jego wuj, Sungjin, którego nigdy wcześniej nie spotkał, miał ładny uśmiech. To on wyciągnął Tae z samochodu i zaniósł do domu, gdy dotarli do Seulu wczesnym rankiem, a Taehyung wciąż płakał, zmęczony i blady. Mówił do niego łagodnie, próbując go uspokoić, ale gdy tylko Tae rozbudził się, zaczął na nowo płakać. Sungjin zaniósł go do jego nowego pokoju, tak powiedział. Pokoju, który - pomijając małe łóżko, biurko i szafę - był kompletnie pusty.
Taehyung nie chciał tego pokoju. Chciał ten swój w Daegu, który miał wszystkie jego zabawki, maskotki i książki z obrazkami. Ten z kolorowymi plakatami jego ulubionych bohaterów z kreskówek. Jedyną książką z obrazkami, którą wciąż miał przy sobie, była ta z zakręconymi kolorami, którą mama dała mu na jego dziesiąte urodziny. Wciąż leżała w walizce, gdy jego ojciec wrzucał w nią przypadkowe ubrania. Tae wyciągnął ją dopiero wtedy, gdy był sam, a teraz trzymał ją kurczowo pod kocem.
Wciąż pamiętał, gdy mama mu ją dała, trochę przeszło rok temu.
– Jesteś teraz dużym chłopcem – powiedziała, kiedy otwierał starannie zapakowany prezent, patrząc na błękity, żółcie i czernie na okładce, siedząc w salonie w domu swojej babci. – A czułam, że może ci się spodobać.
I tak było. Pokochał ten prezent.
I tęsknił za mamą. Tęsknił za nią tak bardzo.
Taehyung był samotny. Seoul był bardzo duży, głośny i zimny, a Tae się bał. Mieszkali w dużym domu na obrzeżach miasta, w miejscu, które trochę przypominało to, w którym mieszkał przedtem. Nie chciał wychodzić na dwór, badać lasów za domem. Widział cele do strzał i nie wiedział, dlaczego ktokolwiek trzymałby je w ich ogrodzie.
Widział, jak jego wuj nosił strzały i noże i to go przerażało. Mieszkało z nimi także paru chłopców, jego kuzynów, jak poinformował go wuj Sungjin, kiedy przyszedł do jego pokoju z jedzeniem, żeby namówić Taehyunga do przeżucia czegokolwiek.
A Taehyung wiedział, że kuzyni znaczą „rodzina", co było dziwne. Nigdy wcześniej ich nie widział, a jego ojciec nie pozwalał im z nim rozmawiać. Nie wiedział nawet, że większość z nich istniała, nikt wcześniej nie powiedział mu, że miał sześciu kuzynów i wuja Sungjina, którzy mieszkali w Seulu.
Aż do tamtego dnia, około tygodnia po jego przybyciu. To był pierwszy dzień, gdy Tae opuścił swój pokój, jego ojciec wreszcie pozwolił mu wyjść. Mężczyzna był w pracy, tak samo jak jego wuj, a reszta chłopców wciąż miała jeszcze tydzień ferii.
Po ubraniu się Taehyung usiadł w salonie, nie zjadłszy jeszcze śniadania. A był głodny. Bardzo głodny. Jednak kogo powinien poprosić o jedzenie? Nikt niczego nie gotował. W powietrzu nie unosił się znany zapach gulaszu i ryżu jego mamy. Nic.
Więc po prostu tam siedział, trzymając kurczowo książkę przy piersi. I czekał. Na co, nie wiedział.
– Hej tam.
Taehyung podskoczył zaskoczony głosem, który pojawił się tak niespodziewanie. Nawet nie usłyszał, jak jego właściciel do niego podszedł. Chwilę potem usiadł koło niego chłopiec, starszy od Taehyunga, z prostą fryzurą na grzybka i przyjacielskim uśmiechem.
– Jesteś Taehyung, prawda?
Tae kiwnął głową, ostrożnie patrząc na chłopca przez rzęsy. Złapał swoją książkę troszkę mocniej. Nigdy nie wiadomo, co taki koleś mógłby planować. Kiedy Taehyung nic nie odpowiedział, tylko patrzył na chudego chłopca, ten wciąż mówił, jego głos był miękki i spokojny.
– Nazywam się Hakyeon, jestem twoim hyungiem – powiedział chłopiec, a Tae spojrzał na niego, mrugając, czując się nieśmiałym i odrobinę przestraszonym. Mimo że Hakeyon zdawał się być uosobieniem przyjazności, z łagodnymi oczami i czułym uśmiechem.
– Co tam masz? Książkę?
Taehyung spoglądał na książkę, wciąż mocno ściskając ją w swoich małych rączkach, zapominając o tym, że w ogóle ją trzymał.
– Tak – zaczął, jego głos był cichy i trochę chwiejny, jednak Hakyeon tylko położył dłoń na jego plecach, zachęcając go do powiedzenia czegoś więcej. W dziwny sposób sprawiło to, że Tae poczuł się odrobinę bardziej pewien, ociupinę mniej wystraszony.
– Tak – powtórzył, tym razem z większą ilością wigoru, trochę pewniejszy siebie. – To książka z obrazami Vincenta van Gogh'a. – Jego klatka piersiowa uniosła się delikatnie z dumy, ponieważ minęło dużo czasu, zanim udało mu się zapamiętać imię artysty, które tak często powtarzała mu mama.
Jego ramiona opadły delikatnie.
– Mama dała mi tę książkę na urodziny – mruknął, jego głos i broda drżały niebezpiecznie.
– Och – odpowiedział Hakyeon. – W takim razie to musi być bardzo ładna książka.
Taehyung ponownie kiwnął głową i chciał powiedzieć, że to była naprawdę ładna książka, najładniejsza, mama ją dla niego wybrała, jednak nie mógł – zamiast tego zaczął płakać, a krokodyle łzy płynęły po jego policzkach.
Lecz tym razem nie był sam w swoim nowym pustym, zimnym i samotnym pokoju. Tym razem siedział koło niego chłopiec imieniem Hakyeon, który uśmiechał się ciepło i porwał go do pierwszego ciepłego uścisku, od kiedy dotarł do tego okropnego miasta, przez co, zamiast się uspokoić Tae, zaczął płakać jeszcze mocniej.
Było w porządku. Hakyeon po prostu tam siedział, wciągnął trzęsące się ciałko Taehyunga na swoje kolana i owinął ramiona dookoła niego, a Tae uczepił się starszego chłopca tak, jakby od tego zależało jego życie. Lecz Hakyeon nic nie powiedział, tylko głaskał mniejszego po włosach. I pozwolił Taehyungowi płakać, dopóki nie miał już więcej łez do wylania.
Później, gdy siedzieli obok siebie na kanapie, Taehyung dowiedział się, że Hakyeon stracił oboje rodziców, kiedy był w jego wieku i mieszkał od tamtej pory z wujem. Pokazał Hakyeonowi wszystkie obrazki w swojej książce, powiedział mu o tym, jak bardzo je lubi, jak bardzo oglądanie ich go uszczęśliwia.
Podszedł do nich kolejny chłopiec, również starszy, z ostrymi rysami twarzy i wąskimi oczami, jego czarne włosy były w drobnym nieładzie. Jego twarz przypominała Taehyungowi lisa, a pozbawiona wyrazu nieco go przerażała. Odrobinkę.
– Ach, Taekwoonie – Hakyeon uśmiechnął się szeroko do nowo przybyłego, Tae wciąż patrzył na chłopca z szeroko otwartymi oczami.
– Taehyung, to jest Taekwoon, on też tutaj mieszka.
Taekwoon spojrzał na Taehyunga, na pierwszy rzut oka badając go od stóp do głów, wyglądając na spokojnego i opanowanego. Tae czuł się nieco niekomfortowo przez jego intensywny wzrok. Ale potem twarz Taekwoona złagodniała trochę, a on sam uśmiechnął się ciepło do młodszego.
– Witaj, Taehyung, miło mi cię poznać – powiedział, jego głos był cichy i ciepły, a Taehyung – tak jak nauczył się witać z nowymi ludźmi – ukłonił mu się delikatnie.
Taekwoon usiadł po drugiej stronie Taehyunga, patrząc z zainteresowaniem na książkę z obrazkami, przysłuchując się temu, co chłopiec miał do powiedzenia. Zadawał mu pytania, na które Taehyung był bardziej niż zadowolony odpowiadać.
Tae polubił swoich nowych hyungów. Byli mili i uprzejmi, a także łagodni w stosunku do niego, sprawiając, że ciemny dom, w którym mieszkali, zdawał się być odrobinę jaśniejszy.
Taehyung wziął łyk swojej ciepłej czekolady. Napój wciąż był tak ciepły, że prawie poparzył mu język.
Tak jak inni, Taekwoon i Hakyeon, nie mieli pozwolenia na to, by wyprowadzić się z rezydencji, nawet teraz, w wieku 28 lat. Taka była zasada - w momencie, w którym zostaniesz włączony do klanu. Do klanu należy twoje życie, klan decyduje o tym, co się z tobą stanie. W tym przypadku, to Jungho. A on odrzucił wiele próśb najstarszej dwójki na wyprowadzkę, by zbudować życie poza klanem, wciąż jednak będąc dostępnym na każde jego wezwanie.
Oczywiście, od zawsze takie prośby były dementowane. Życie poza klanem było niemożliwe. Taehyung pamiętał czasy, kiedy Hongbin miał dziewczynę. Jungho żądał, że skoro chciała być częścią życia Hongbina, musiała znać prawdę i nie tylko ją akceptować, ale także wspierać klan.
Nie trzeba wspominać, że Hongbin zerwał z nią parę dni później.
On był jedynym, który próbował związać się z kimś na poważnie, aż do wtedy. Reszta przestała się starać.
Taehyung inaczej podszedł do tej sprawy i prawda, robił to tylko po to, by rozzłościć swojego ojca tak bardzo, jak to tylko możliwe. Podczas studiów miał więcej partnerów niż byłby w stanie zliczyć. Mężczyzn, kobiety. Nie obchodziło go to. Jeśli tylko podgrzewało krew Jungho – Taehyung był zadowolony. Wtedy nie miało znaczenia to, że jego treningi stały się trudniejsze niż te reszty.
Lojalność zawsze była kluczem. W końcu mimo wszystko byli rodziną. Jungho oczekiwał wierności w stosunku do klanu, Taehyung i jego kuzyni poprzysięgli ją sobie nawzajem. Aby być gotowym do pomocy.
I mimo że przez większość czasu nie zachowywali się jak rodzina, każdy z nich był lojalny aż do szpiku kości. Taehyung nie był taki pewien, czy było to wynikiem strachu, szacunku czy prawdziwej miłości. Przynajmniej nie wtedy, kiedy chodziło o jego ojca.
Jungho był osobą, która dość późno pojawiła się w życiu chłopców. Aż do śmierci żony Sungjina, rok przed przybyciem Taehyunga i Jungho do Seulu, jego kuzyni otrzymywali rygorystyczny trening, ale także wielkie pokłady miłości i troski. To, oczywiście, zmieniło się.
Seul, Styczeń 2006
To był pierwszy dzień w szkole Taehyunga. Co było wystarczająco dziwne, bo reszta chłopców chodziła do szkoły już od prawie trzech tygodni, tylko Tae musiał cały czas siedzieć w domu. "Biurokratyczne pieprzenie" mówił zawsze jego ojciec, a Taehyung nigdy nie rozumiał, co przez to chciał przekazać.
Tak więc stał przed ich domem w nowym mundurku. Czekając.
Nie do końca wiedział, na co czekał, dziwnie było mu iść samemu. Znał drogę, wiedział, do którego autobusu musiał wsiąść, po jakiej stronie chodzić. Ale nigdy nie robił tego sam. Hakyeon pokazał mu drogę parę dni temu, przeszedł ją z nim dwa razy.
Jego mama zawsze mówiła, że jak tylko pójdzie do gimnazjum, pozwoli mu chodzić samemu. Ale wciąż był w podstawówce, nie mógł jeszcze tego zrobić.
Reszta chłopców opuściła dom wcześniej tego ranka. Taekwoon i Hakyeon chodzili już do liceum, Wonshik, Hongbin i Jaehwan do gimnazjum. Nie rozmawiał z nimi za dużo, odkąd tu przyjechał, a wszyscy chodzili dookoła niego na paluszkach. Tae słyszał wczoraj, jak jego ojciec krzyczał na Taekwoona i Hongbina za to, że z nim rozmawiali.
– Ja będę tym, który mu to powie. Jestem jego ojcem, nauczycielem! Nie będziecie ingerować w jego trening, rozumiecie?
A Taehyung nie rozumiał. Naprawdę. Mieszkał w domu pełnym ciszy i sekretów. Bał się tego, dostawał przez to gęsiej skórki. Zeszłej nocy jego ojciec palił coś w ogrodzie. Zapach był tak okropny, że Taehyung miał mdłości przez cały następny dzień.
A teraz stał tam, ściskając ramiączka swojego plecaka tak, jakby zależało od tego jego życie.
– Hej, hej, Taehyung!
Tae odwrócił głowę i zauważył chłopca zamykającego frontowe drzwi ich domu. Miał na sobie taki sam mundurek jak on. Tae wiedział, że to był Sanghyuk. Hakyeon opowiedział mu o jedynym chłopcu, który miał tyle lat, co on.
– Taehyung, idziesz do szkoły?
Sanghyuk zatrzymał się obok niego i obdarzył Taehyunga szerokim uśmiechem. Miał pulchne policzki i brakowało mu dwóch przednich zębów. Tae nie czuł się zagrożony, ten chłopiec był przyjazny, zwracał się do niego jak do przyjaciela.
– Tak – odpowiedział, ściskając ramiączka plecaka odrobinę mocniej. – Ale nigdy nie szedłem sam.
Tae oczekiwał, że chłopiec wyśmieje jego wyznanie, ale zamiast tego Sanghyuk pokiwał głową, patrząc na niego zbyt poważnie i uroczyście jak na 10 latka.
– Okej – odezwał się po chwili, zdeterminowany – w takim razie chodźmy razem, pokażę ci drogę.
Wyciągnął rękę, ponownie uśmiechając się tak niemożliwie szeroko, przez co jego oczy prawie zniknęły. Taehyung nie mógł nie oddać tego uśmiechu, a jego serduszko stało się odrobinę lżejsze.
– Tak, chodźmy razem – powiedział Tae, biorąc małą dłoń Sanghyuka w swoją. – Masz na imię Sanghyuk, prawda?
Chłopiec pokiwał głową i zaczęli iść.
– Ale możesz mówić do mnie Hyuk, jeśli chcesz, wszyscy to robią.
Taehyung uśmiechnął się na to.
– W takim razie dobrze, Hyuk!
Chichocząc, udali się na pierwszy dzień Taehyunga w szkole w Seulu. Tae czuł się odrobinę samotny, będąc zmuszonym do zostawienia wszystkich swoich przyjaciół w Daegu. Wiedział, że prawdopodobnie nigdy już ich nie zobaczy, przez co było mu smutno. Ale Sanghyuk, idący razem z nim do szkoły, pewnie trzymający go za dłoń, z determinacją w krokach sprawił, że wszystko to było łatwiej znieść.
Taehyung spytał siebie, czy Jeongguk także chodził teraz do szkoły, czy będzie mu smutno, gdy Tae nie wróci na farmę swojej babci w lecie. Jego serce odrobinę się ścisnęło.
Mimo że Sanghyuk i Tae byli w tym samym wieku oraz to, że Sanghyuk pomógł mu najbardziej swoją obecnością zaraz po jego przyjeździe, zawsze trzymał się najbliżej Wonshika. Co było dość dziwne, teraz kiedy o tym myślał, bo Wonshik wydawał się być najstraszniejszym ze wszystkich osób, kiedy spotkał go po raz pierwszy, mimo faktu, że miał ledwo dwanaście lat.
Ale to problem, który trzymał się jego kuzyna do dzisiaj, wydawał się być marudny i trochę agresywny, jednak gdy tylko ktoś był mu bliższy, dość oczywistym stawało się to, że Wonshik był bardzo miłą i troskliwą osobą. Szczególnie, jeśli chodziło o Taehyunga.
W końcu to Wonshik powiedział mu o Zmiennych, mimo że Taehyung go wtedy kompletnie nie rozumiał.
Drzwi na balkon otworzyły się, wyrywając Taehyunga z krainy wspomnień. Próbował odwrócić się i zobaczyć, kim był nowo przybyły, ale mocno zawinięte dookoła niego koce mu to umożliwiły i dopiero gdy wspomniana osoba rzuciła obok niego poduszkę, zauważył, że to Jeongguk.
– W końcu nadejdzie taki moment, gdy nie zdziwi mnie to, że nie zamarzasz – powiedział Tae z twarzą pozbawioną wyrazu, przypatrując się szarym dresom Jeongguka i jego czerwonemu swetrowi z kapturem, widocznie było mu wygodnie.
Jego włosy wciąż były delikatnie mokre, skóra została uwolniona od farby, a Taehyunga prawie rozproszyło to, jak dobrze pachniał siedząc tak blisko niego.
Jeongguk miał czelność zachichotać. A Tae był prawie zażenowany, wyczuwając nagłe motylki w żołądku, które sprawiły, że czuł się jak bezsilny nastolatek z zauroczeniem.
Co w pewnym sensie tak właśnie wyglądało. Nie był nastolatkiem. Ale był zauroczony. Może. Lub może już wyrósł z tego stanu, niebezpiecznie blisko zbliżając się do fazy "lubić, lubić". Taehyung nie był taki pewien. Ale pewność miał w tym, że uczucia, jakie czuł w stosunku Jeongguka, definitywnie pochodziły ze świata uczuć platonicznych.
A on będzie musiał się z nimi zmierzyć. W pewnym momencie.
Ponieważ miękki i puszysty szczeniaczek Jeongguk, biegający w kółko, ścigający swój ogon i kopiący w miękkiej ziemi na polach truskawek, który zamienił się w męskiego Jeongguka, Alfę, całkowicie zdeterminowaną do tego, by go chronić, miał najżyczliwsze serce, najcieplejszą duszę, najbardziej uroczy uśmiech i najłagodniejsze oczy.
Jeongguk, który przyspiesza bicie jego serca, który obudził wcześniej uśpione motyle w brzuchu Taehyunga.
Tae wiedział, co to było, co znaczyło to uczucie, a wciąż czuł się całkowicie bezsilny. Bo kiedy ostatnio poczuł coś w niewielkim stopniu podobnego do tego?
Cóż.
Nigdy.
Oczywiście, na studiach zaliczył pokaźną liczbę jednorazowych przygód, z dziewczynami, chłopcami, to teraz nieważne. Ale nigdy nie pojawiła się szansa, nigdy nie było wystarczająco dużo uczucia. A jego obowiązek względem klanu także sprawił, że poszukiwanie go było prawie niemożliwe, nawet podczas wyrabiania stopnia naukowego.
Więc Taehyung nie miał bladego pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Żadnego. Nie, kiedy Jeongguk patrzył na niego tym swoim intensywnym wzrokiem, poświęcając mu całą swoją uwagę, tak jakby Tae był najważniejszą osobą na świecie. I kiedy jego serce groziło wyskoczeniem z gardła przez to, jak szybko biło.
– Hyung, wszystko w porządku?
Kiedy Jeongguk odezwał się, Taehyung musiał fizycznie otrząsnąć się ze swojego osłupienia, szybko mrugając oczami. Spojrzał na Jeongguka, witając go rozbawionym uśmiechem, który ukazał jego zęby i zmarszczył kąciki oczu.
– Tak – odpowiedział, przełykając gulę w gardle. – Wszystko w porządku.
Nie do końca, ale co miał powiedzieć?
– Po prostu...
... uważam, że jesteś uroczy? Że prawdopodobnie czuję do ciebie coś, co przewyższa platoniczny wymiar? Że nie wiem, co zrobić?
– ... myślę o swojej rodzinie, chyba?
Tak. Dobra odpowiedź. Taehyung wiedział, że musiał stanąć twarzą w twarz z tym, co było pomiędzy nimi, szczególnie skoro miał prawie 100% pewności, że Jeongguk odwzajemniał te uczucia, choć w pewnym stopniu. Ale nie był gotowy, nie teraz. Przynajmniej myślał, że nie jest.
Jeongguk pokiwał wymownie głową, a jego twarz przybrała bardziej poważny wyraz.
– Cóż, to zrozumiałe – rzekł, a Taehyung spojrzał na swoje otulone w skarpetki stopy wystające spod koców. – Dużo się stało, każdy potrzebowałby czasu, żeby to przemyśleć, by to przyswoić.
Tae nic na to nie odpowiedział, po prostu patrzył na sąsiedztwo, na szare niebo nad nimi ciężkie od chmur. Już pachniało śniegiem.
– To po prostu dziwne, z jakiegoś powodu – odezwał się po chwili, jego głos był cichy. – Całe życie myślałem, że moi kuzyni, prawdziwi, zaadoptowani, przyjęci przez wuja, cokolwiek, byli lojalni mojemu ojcu. Aż do bólu robiąc to, co powiedział.
Wziął głęboki oddech, trochę mocniej owinął się kocami. Zimno zaczęło gryźć jego nagie policzki, a sam widział pierwsze maleńkie płatki śniegu tańczące w popołudniowym powietrzu. Wkrótce zrobi się ciemno.
– Ale wydaje mi się, że bali się tego, co mogłoby się stać, gdyby się mu sprzeciwili – kontynuował i zaśmiał się piskliwie, myślami wracając do czasów, w których razem z Wonshikiem wpakowali się w kłopoty przez niepodleganie rozkazom jego ojca, znajdując w nich każdą możliwą dziurę. Lub myślał o Jaehwanie i Sanghyuku doprowadzających Jungho do granicy spokoju swoimi jasnymi osobowościami, uśmiechając się nawet w najstraszniejszych sytuacjach, nigdy nie będący zbyt poważni według ostrego mężczyzny.
– Tak – oznajmił Taehyung, kiwając do siebie i delikatnie odwracając głowę, by spojrzeć na Jeongguka, który wciąż obserwował Tae, dając mu swoją całą uwagę. – Byli lojalni wobec klanu, naszej przysięgi. I robili to, co im kazano, mimo że nienawidzili tego tak bardzo, jak ja. Wszyscy gdzieś w głębi wiedzieliśmy, że to było złe. Ale nie sprzeciwialiśmy się temu, wciąż to wykonywaliśmy, nadal robiliśmy to, co nam powiedział.
Taehyung uwolnił rękę spod koców i potarł oczy, dopóki nie zobaczył gwiazd.
Wtedy odezwał się Jeongguk, jego głos był cichy i łagodny, nieco niepewny.
– Dokładnie, to było złe. – Taehyung spojrzał na niego i zrobił jakąś dziwną minę, ponieważ och, on wiedział. Wiedział to bardzo dobrze.
– Ale – kontynuował Jeongguk, a mały uśmiech wciąż grał w kącikach jego ust. – Nigdy nie jest za późno, by zmienić swoje postępowanie. I dowiemy się, jeśli właśnie to zdecydują się zrobić.
Taehyung poczuł, jak jego serce się na to ścisnęło. Myślał o tym, jak wytropili Jeongguka, jak zagonili go w kozi róg. Taehyung wiedział, że przybył wtedy w ostatniej chwili, wiedział, że parę sekund później los Jeongguka mógłby zostać przypieczętowany.
A widząc, że Jeongguk patrzył ponad to, zaufał Taehyungowi i jego ocenianiu, mimo że on sam nie ufał swoim kuzynom lub ich zamiarom, sprawiło, że Taehyung czuł rzeczy, których nie umiał umiejscowić.
– Co jeśli tego nie zrobią? – spytał.
I znów pojawił się ten intensywny i ciemny wzrok w oczach Jeongguka, sprawiający, że jego tęczówki migotały na ciemnoczerwono, a wnętrzności Tae skręcały się i wykręcały, podczas gdy on sam musiał połknąć gulę, która uformowała się w jego gardle.
– Jeśli tego nie zrobią – zaczął Jeongguk, jego głos był niebezpiecznie niski, a oczy prawie się paliły – jeśli tego nie zrobią rozerwę ich na strzępy, kawałek po kawałku, aż nic z nich nie zostanie.
Usta Taehyunga były suche, a on sam spoglądał na Jeongguka z szeroko otwartymi oczami i nieco otwartą buzią, nie będąc w stanie nic powiedzieć, czując jak zalewa go dziwne uczucie deja vu.
– Powiedziałem to raz i zrobię to kolejny. Ochronię cię, hyung. Bez względu na wszystko. Obiecuję.
I ponownie Taehyung czuł się kompletnie wyrwany ze swojej strefy komfortu, tak jak ryba wyjęta z wody, a wszystko, na co mógł się wysilić, to małe skinienie głową i bardzo słabe „okej."
Nienawidził tej strony siebie. Kiedy nie wiedział, co powiedzieć lub co zrobić. Działo się tak dość często, kiedy chodziło o Jeongguka, a on po prostu chciał to zakończyć. Szczególnie, odkąd słowa Zmiennego zalewały ciepłem jego wnętrzności i przyprawiały go o szybsze bicie serca.
Zazwyczaj nie był typem osoby, której na takie słowa miękły kolana, był w stanie się bronić w prawie każdej sytuacji, werbalnie i fizycznie. Ale kiedy Jeongguk mówił rzeczy takie jak ta, patrzył na niego tak, jak robił to teraz, Taehyung nie miał nic przeciwko odpuszczeniu sobie... odrobinę.
Przez parę chwil siedzieli tak, patrząc na siebie. Potem oczy Jeongguka nagle rozszerzyły się delikatnie, zaklęcie prysło, a zwyczajne łagodne spojrzenie wróciło na jego młodą twarz.
– Och. – Powiedział i włożył dłoń do kieszeni swojego swetra.
Kiedy ją wyciągnął, trzymał dwa kawałki kolorowego papieru i nagle wyglądał na odrobinę nieśmiałego, jego policzki były pokryte najdelikatniejszym różem. Nic w jego postawie nie wskazywało na to, że zostało w nim coś z poprzedniego pewnego siebie Alfy. Serce Tae znów się ścisnęło.
– Ja, uch – zaczął, ale zatrzymał się, bawiąc się papierem w dłoni – chciałem spytać cię, czy chciałbyś... pójść ze mną do muzeum? Mają specjalną wystawę prac van Gogha, a skoro bardzo go lubisz pomyślałem, że mógłbyś zechcieć iść to zobaczyć. I byłoby to w pewnym stopniu odciągnięciem uwagi–
Jeongguk zatrzymał się, zdając sobie sprawę z tego, że zaczął paplać i tylko spojrzał na Taehyunga, który zrozumiał jedynie połowę z tego, co mówił młodszy, ale najważniejsze części zakorzeniły się w jego mózgu, w taki sposób, że Jeongguk nie odważył się na niego spojrzeć, a jego wciąż wilgotne włosy wpadały mu do oczu.
– Chcesz zabrać mnie do muzeum? – zapytał Taehyung, a kiedy Jeongguk kiwnął głową, drapiąc się w szyję, nagle jeszcze bardziej nieśmiały, nie mógł powstrzymać uśmiechu, który rozprzestrzenił się na jego twarzy tak szeroko, że prawie bolały go policzki. A Tae nie mógł z tego nie skorzystać, okazja była zbyt perfekcyjna, więc rzekł: – W sensie na randkę?
I to sprawiło, że Jeongguk spojrzał na niego, odrobinę niepewnie, odrobinę krucho i uśmiechnął się delikatnie, a potem kiwnął głową.
– Jeśli chcesz?
To brzmiało jak pytanie, tak jakby nie mógł uwierzyć w to, że Taehyung chciałby zrobić z ich wyjścia coś takiego. Ale Tae kiwnął głową, całe ciało go mrowiło, ponieważ tak, tak, tak, właśnie tego chciał.
– Tak, chciałbym – odpowiedział, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Jeongguk oddał jego uśmiech z taką samą dawką wigoru i serca, a Taehyung był niemalże pewien, że zatracał się w nim z prędkością światła.
– Okej – powiedział – w takim razie to randka.
Siedzieli tak przez jeszcze parę minut, po prostu ciesząc się swoją obecnością, a dla Taehyunga było to prawie za dużo. Wreszcie, w momencie, w którym miał oderwać od niego swój wzrok, drzwi do balkonu otworzyły się raz jeszcze, a Jimin wytknął przez nie swoją głowę.
– Wróciliśmy! – Wykrzyczał. Taehyung i Jeongguk podskoczyli lekko na dźwięk jego głosu, przyłapani. Jimin spojrzał na nich, tak jak kot, który właśnie dostał się do kremu. Teraz nadeszła pora Taehyunga, by zmienić swój kolor na szkarłatny. Omega nie zwróciła na to uwagi, zignorowała Jeongguka, patrzącego przed siebie tak, jakby Jimina w ogóle tam nie było.
– Nie chcę wtrącać się w wasze przytulne rozmowy, ale Seokjin kupił jedzenie na wynos w drodze do domu, a jeśli nie przyjdziecie, podzielimy się waszymi porcjami bez żadnych wyrzutów sumienia.
Na to Jeongguk i Taehyung podnieśli się na nogi, ponieważ wizja niedostania żadnego jedzenia motywowała ich jak nic innego. A jeśli Taehyung pominął parę kroków na swojej drodze do kuchni, uwieszając się na ramionach Omegi, krzycząc wesołe „Chodźmy, Jiminnie!", to nikt nic nie powiedział.
☾
Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że Taehyung stresował się randką.
Przez prawie dwa dni poprzedzające owe spotkanie był pozytywnie niespokojny. Więc za swój główny priorytet obrał posprzątanie swojego pokoju, aby wreszcie się zaaklimatyzować.
Parę dni temu Seokjin powiedział mu, że ten pokój był teraz jego, nie należał już do gości. Taehyung miał wolne pole do popisu, jeśli chodziło o wszystko, co chciał zrobić z meblami i dekoracjami. Więc wykorzystał to jako oderwanie się od nagłej fali nerwów, która go dopadła na myśl o tym, że faktycznie jest umówiony na randkę. Randkę z Jeonggukiem.
– To dość zdumiewające – powiedział Taehyung z głową zakopaną gdzieś w szafie, układając swoje świeżo wyprane i złożone ciuchy. Jimin spojrzał na niego, siedząc w siadzie skrzyżnym na łóżku Taehyunga, trzymając w dłoni magazyn.
– Co jest zdumiewające? – spytał, a Taehyung wychylił się z szafy, jego włosy były w nieładzie, a twarz wyrażała głęboką refleksję.
– Mam na myśli to, że nie jestem ekspertem, plus nie znam was tak dobrze, ale – Tae zatrzymał siebie zaraz po tym i usiał na podłodze, odzwierciedlając postawę Jimina, marszcząc twarz w namyśle.
– Ale co? – zgłębiał Jimin, a jego brwi uniosły się pytająco, gdy odłożył magazyn na bok.
To coś, nad czym Taehyung zastanawiał się przez dłuższą chwilę, ale nie był do końca pewien, jak to wygłosić. Jednak biorąc pod uwagę wszystko, co zaobserwował w ostatnich dniach, czuł się dość pewny siebie, by podzielić się swoimi myślami z Jiminem.
– Czy ukazujcie różne cechy w swojej wilczej i ludzkiej formie?
Niedopowiedzeniem było by stwierdzenie, że Jimin wyglądał na zaskoczonego. Zamrugał parę razy, ściągając brwi ze sobą, otwierając i zamykając usta, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział co. Lub jak. Więc po prostu siedział cicho, czekał, aż Taehyung rozwinie swoje pytanie.
Kiedy Tae nic nie powiedział, spytał:
– Czemu tak myślisz?
– Cóż – zaczął Taehyung i przysunął się bliżej łóżka, kompletnie zapominając o ciuchach w koszu na pranie. – Spójrzmy, na przykład, na Jeongguka.
– Co za niespodzianka – powiedział Jimin, jego głos przypominał ten, jakiego używa się dokuczając komuś, a w dodatku poruszył jeszcze brwiami. Taehyung spojrzał na niego najbardziej pustym wzrokiem, jaki mógł z siebie wydobyć, a Jimin zachichotał. – Proszę, kontynuuj.
– Cóż – powtórzył Tae ostentacyjnie i nie mógł zatrzymać rumieńca, który pojawił się na jego szyi. – Zauważyłem, że zachowujecie się inaczej w obu postaciach.
Jimin zaśmiał się na to, zakładając ramiona na piersi.
– Co nie jest wcale takie zaskakujące, jesteśmy albo ludźmi, albo wilkami, a to jest różnica.
– Ale nie o to mi chodziło – mruknął Taehyung i brzmiało to odrobinę zirytowanie, Jimin widocznie się z nim przekomarzał. – Chodzi mi o to, że kiedy Jeongguk jest w swojej wilczej formie, jest bardziej milusiński, przylepny i pewny siebie, nie boi się wpakowania swojej twarzy na moją i po prostu lizania moich policzków, prosząc o uwagę w każdej chwili! A kiedy jest w swojej ludzkiej formie, jest o wiele bardziej powściągliwy, prawie nieśmiały i zawsze trzyma między nami... pewien dystans.
– Więc... to znaczy, że chcesz, żeby Jeongguk lizał twoją twarz i prosił o drapanie po brzuchu? – Jimin ścisnął razem swoje wargi w próbie powstrzymania wybuchu śmiechu, a Taehyung w tym momencie po prostu miał go już dość.
– To absolutnie nie to, co chciałem powiedzieć.
Jimin zachichotał i prawie się przewrócił, a Taehyung patrzył na niego, widocznie niezadowolony z jego dokuczania. Wyczuwając, że cierpliwość Taehyunga jednak ma granice, Jimin przestał się śmiać i odchrząknął, przejeżdżając dłonią po włosach, po czym wziął głęboki oddech, by uspokoić swoje chichoty.
– Okej, tak, nie, rozumiem, o co ci chodzi – zaczął potem poważnie, stukając palcem o swoją brodę w zamyśleniu. – Nie do końca się mylisz. Ale tak jak powiedziałem, to naturalne. Jesteśmy i człowiekiem, i wilkiem, nie wilkiem w ludzkim ciele lub na odwrót. Jesteśmy oboma. A nasze osobowości są dość podobne w obu postaciach, po prostu w naszym zachowaniu występuje pewien wzór, który sprawia, że niektóre cechy charakteru są bardziej wyraźne, kiedy jesteśmy w jednej z tych form. Nadążasz?
Taehyung zamrugał parę razy, próbując przyswoić owe słowa i odgadnąć ich znaczenie.
– Wydaje mi się, że tak, tak – odpowiedział.
– Dobrze. – Jimin się uśmiechnął. – Ale nie zawsze są tak wyraźne jak w przypadku Jeongguka. Hoseok i Yoongi, na przykład, są praktycznie tacy sami w wilczej i ludzkiej postaci, odjąć od tego cechy, które się mieszają z powodu zwierzęcych instynktów.
– Ty też, Jimin – wtrącił się Tae i posłał mu uśmiech. – Jesteś mały i puszysty w obu postaciach.
Jimin starał się wyglądać na obrażonego tym komentarzem, ale w jakiś sposób nie mógł. Zamiast tego prychnął, a było to coś pomiędzy rozbawieniem, a zirytowaniem.
– Nie jestem puszysty, to moje zimowe futro i chroni mnie przed zimnem, dziękuję bardzo.
Taehyung zachichotał na to.
– W porządku, Jimin, kocham twoje futro, jest naprawdę miękkie i wygodne.
– Hej, staram się ciebie doinformować – powiedział Jimin, odrobinę rozdrażniony, ale nie mógł nie poczuć się miło po takim komplemencie, futro było jego dumą.
– Przepraszam, przepraszam – rzekł Tae, wciąż chichocząc. – Proszę kontynuuj, nauczycielu!
Jimin odchrząknął.
– Gdzie to ja byłem? – Spytał i szybko się pozbierał. – Okej, tak więc większość z nas nie zmienia się tak bardzo podczas przemiany, ale są ludzie, którzy tak robią. Jeongguk jest jednym z nich.
– Więc miałem rację!
– Tak, miałeś, ale shhh, jeszcze nie skończyłem!
Taehyung uniósł swoje ręce i udał poddanie się, a potem pokazał, że zamknął swoją buzię na kłódkę i wyrzucił kluczyk. Jimin zachichotał.
– Jeongguk jest bardziej pewny siebie w swojej wilczej postaci – kontynuował, powracając do bardziej poważnego tonu. – Jego rodzina była watahą składającą się w większości z dziko żyjących Zmiennych, więc pierwsze lata swojego życia spędził prawie kompletnie w swojej wilczej formie nie tak jak, na przykład, Yoongi czy ja, który dorastał w obu postaciach na równi.
– Och – mruknął Taehyung, zaskoczenie kolorowało jego głos. – Nie wiedziałem tego.
Jimin pokiwał głową, a jego oczy zatliły się smutno.
– Tak, zaczął uczyć się zmieniać, kiedy był z twoją babcią. I to naprawdę go ukształtowało, zawsze był bardziej pewny siebie i czuł się lepiej w swojej wilczej postaci, ponieważ to ją znał najlepiej.
– Aż do dzisiaj? – zapytał Taehyung, a Jimin powoli przechylił głowę na bok, ostrożnie ważąc swoją odpowiedź.
– W pewnym sensie, tak – odpowiedział wreszcie, a jego usta ułożyły się w pełen zamyślenia dzióbek. – Ale może to być przez to, że człowiek Jeongguka jest bardzo nieśmiałą i skrytą osobą. Potrzeba czasu, zanim opuści swoją muszlę i otworzy się przed kimś.
– Czy to nie sprawia, że rola Alfy jest dla niego niesamowicie niekomfortowa?
– Nieszczególnie. – Jimin pokręcił głową i przybliżył się trochę do krańca łóżka, gdzie Tae oparł swoją brodę na materacu. – Yoongi powiedział mi, że wyłożyli ci Dynamikę Watahy 101, kiedy jechaliście na spotkanie z twoimi kuzynami?
Taehyung pokiwał głową i wymamrotał pozytywne „mhym".
– Dobrze, więc jesteś zaznajomiony z podstawami – rzekł Jimin i uśmiechnął się w taki sposób, który mówił Taehyungowi, że teraz rzeczy staną się bardziej skomplikowane. – I wiesz także o sposobie zachowania hierarchii watahy w naszych ludzkich życiach?
Taehyung próbował przypomnieć sobie to, co powiedziano mu podczas jazdy do Hongdae, starał się odświeżyć wszystkie misterne detale, o których powiedziała mu tamta trójka.
– Cóż – powiedział, przeciągając wyraz tak, jakby próbował złożyć ze sobą kawałki znaczących informacji. – Powiedzieli mi, że każdy członek watahy ma specyficzną rolę do wypełnienia, że Alfy prowadzą watahy i chronią je przed zewnętrznymi wpływami oraz dzierżą najwyższy poziom dominacji.
Jimin kiwnął głową.
– Jak na razie dobrze.
Taehyung kontynuował.
– Omegi mają najmniejszy poziom dominacji, ale to nie znaczy, że są fizycznie słabe. Po prostu zajmują się stanem emocjonalnym wszystkich członków watahy. A Bety są pomiędzy tymi dwoma, utrzymując balans i upewniając się, że wszyscy znają swoją rolę i nikt nie wychodzi poza jej granicę.
– Dokładnie – mruknął Jimin z usatysfakcjonowanym uśmiechem. – Praktykujemy ten system w obu formach, ludzkich i zwierzęcych. Tylko w każdej skupiamy się na czymś innym z racji tego, że przetrwanie w dziczy dość mocno różni się od mieszkanie w mieście jako człowiek.
– Więc, bycie odrobinę różnym w obu formach jest tak właściwie normalne – stwierdził Taehyung i brzmiało to bardziej jak oświadczenie, niż pytanie.
– Załapałeś – powiedział Zmienny i wysłał w stronę Taehyunga broń zrobioną z palców oraz puścił mu oczko. – Ale tak, jak powiedziałem, u niektórych jest to bardziej wyróżnione niż u innych. Tak samo z Namjoonem-hyungiem. Może się wydawać, że jest głupkowaty i niezdarny w obu postaciach, ale jest naprawdę dobrym przywódcą i kompetentnym Alfą. Jest to bardziej wyraźne, gdy jest w wilczej formie. Podczas walki nie wygrywa brutalną siłą, lecz przechytrzeniem przeciwnika. Swoją drogą jest to dość imponujące.
W tym momencie głowa Taehyunga delikatnie wirowała, a on przycisnął swoje czoło do zimnego materiału swojej pościeli.
– To dość dużo do przyswojenia, jeśli mam być kompletnie szczery – wymamrotał, prawie niedosłyszalnie, ale Jimin i jego nieludzko dobre uszy wychwyciły to, a Omega się zaśmiała.
– Dajesz sobie radę, Taetae, nie martw się – powiedział i wychylił się do przodu, głaszcząc głowę Tae. – I to dość urocze, jak próbujesz zgromadzić informacje przed swoją randką z Jeonggukiem.
Głowa Taehyunga uniosła się na to, a on nie mógł nic poradzić na uczucie rumieńca rozciągającego się po jego twarzy, palącego go pod skórą i podwyższającego temperaturę ciała.
– Skąd wiedziałeś? – spytał, a Jimin miał czelność przewrócić oczami, chociaż zrobił to z czułością.
– Jeśli wiesz, na co patrzeć, to nie jest to do końca sekret.
Taehyung przełknął ciężko, chciał zapytać Jimina o rozwinięcie tej myśli, lecz jego usta były nagle tak suche jak papier ścierny. Na szczęście, misterne zmysły Omegi zaczęły dźwięczeć, ponieważ Jimin znów zaczął chichotać, patrząc na zarumienioną twarz Tae z radością w oczach.
– Jeongguk nie jest do końca subtelny w tym, co robi – powiedział, lecz Taehyung wciąż tego nie rozumiał.
– Jak to nie jest subtelny? Jeśli nie zaprosiłby mnie na randkę, nie miałbym zielonego pojęcia, że jest zainteresowany. Cóż – poprawił się – tak jakby wiedziałem, że nie był do końca niezainteresowany, ale nie umiałem wychwycić wielkości jego... intencji.
A jeśli Taehyung już wcześniej czuł się zawstydzony, to nie mogło to się równać z tym, co jego krew robiła teraz, barwiąc jego twarz w odcieniu szkarłatu. Myślenie o całej sytuacji z Jeonggukiem było już wystarczająco wyczerpujące nerwowo, ale faktyczne rozmawianie o tym było czymś zupełnie innym. A Taehyung nie był do końca pewien, jak sobie z tym poradzić, ta sytuacja wychodziła daleko poza jego umiejętności.
– W sensie – zaczął, próbując unikać kontaktu wzrokowego z Jiminem, podczas gdy ten na niego patrzył, uśmiechając się tak szeroko, że jego oczy zmarszczyły się w kącikach. – Tak jakby podejrzewałem, że to całe robienie mi śniadania i dawanie małych prezentów w formie cukierków i filmów było wilczą sprawą, formą zaopiekowania się mną, ale... – zatrzymał siebie, kiedy zauważył, jak uśmiech Jimina się poszerzył, a potem zamienił w chichot, gdy Omega zaczęła turlać się po materacu z powodu siły swojego śmiechu.
Taehyung wydął wargi.
– Czy ty się ze mnie śmiejesz?
Kiedy Jimin zauważył, że Taehyung brzmiał, jakby był tak blisko poczucia się urażonym, od razu usiadł, unosząc swoje ręce w uspokajającym geście.
– Nie – oświadczył, pochylając się do przodu i łapiąc twarz Tae w swoje ręce, delikatnie zduszając jego policzki – ale to takie urocze widzieć, jak się rumienisz!
– Teraz brzmisz protekcjonalnie, Jiminie, to niefajne – mruknął Taehyung, prawie zaskomlał i naprawdę to był poważny problem dla niego i jego braku prawdziwych związków w przeszłości, naprawdę nie wiedział, co zrobić. Szczególnie teraz, kiedy szedł na randkę ze swoim przyjacielem z dzieciństwa, który okazał się być zupełnie innym gatunkiem z innymi zwyczajami i zachowaniem.
– Okej, okej, przepraszam – zaśmiał się Jimin i naprawdę, nawet jeśli Tae chciał być zły, nie mógł. I to wcale nie tak, że obraził się przez słowa Jimina, po prostu był bardzo wrażliwy. Ta wrażliwość była połączona z tym, że był dość zdenerwowany i kurewsko wystraszony, myśląc o swojej pierwszej randce od...
...zawsze?
Jimin puścił jego twarz i usiadł w wygodniejszej pozycji.
– Wiem, że to nie tak jasne dla ciebie, ponieważ nie wiesz, na co patrzeć, lecz dla nas to boleśnie oczywiste, że Jeongguk cię lubi. Bardzo.
– Bardzo? – powtórzył Taehyung, a - jeśli to możliwe - jego twarz stała się jeszcze cieplejsza, podczas gdy serce wybijało marsz w piersi. Boże, ile by dał za to, by nie czuć się jak bezsilny nastolatek.
Jimin kiwnął głową, zadowolony z siebie uśmiech pojawił się na jego ustach, a w oczach ponownie zatliła się złośliwa iskierka.
– Tak naprawdę robi to bardzo dokładnie, nigdy nie myślałem, że jest do tego zdolny.
Z szeroko otwartymi oczami Taehyung spojrzał na Jimina i ledwo mógł utrzymać swoją szczękę przed uderzeniem o podłogę.
– Więc Jeongguk oficjalnie się do mnie zaleca? – spytał.
Jimin prychnął śmiechem.
– Oczywiście, to tak dla nas działa. Jeśli jesteśmy zainteresowani partnerstwem z innym Zmiennym zaczynamy pokazywać nasze zainteresowanie w specjalny sposób. I aplikuje się to do naszych obu form.
– Więc... – zaczął Taehyung, przełknął i spojrzał na Jimina z szeroko otwartymi oczami. – Za każdym razem, gdy robił mi śniadanie, przynosił ciasto i truskawki, filmy i ten dodatkowy puszysty koc, starał się mi powiedzieć, że jest mną zainteresowany?
– Tak. – Jimin uśmiechnął się, a Taehyung bał się, że ów uśmiech mógłby przepołowić jego twarz, patrząc na to, jak szeroki był. – A na standardy Jeongguka był bardzo pewny siebie. Wszyscy wiedzieliśmy o tym od początku, to dość urocze.
Na to Taehyung stał się oniemiały. Oniemiały i odrobinę zawstydzony. Oniemiały, ponieważ zainteresowanie Jeongguka jego osobą było tak rażąco oczywiste, przynajmniej według Jimina, a zawstydzony, bo nie zauważył tego aż do nie tak dawna.
Nagle inna sytuacja przyszła mu na myśl.
– Aw, Taehyungie, nie obrażaj się – powiedział Jimin, podchodząc do niego, w jednej dłoni trzymając gotowe pudełko pełne jedzenia, drugą mierzwiąc włosy Taehyunga. – Po prostu nie chcemy kompromitować pracy Jeonggukiego.
Taehyung tylko sapnął na to, wciąż nie mając pojęcia, o czym rozmawiali i kontynuował jedzenie śniadania.
– Przynajmniej używa normalnego jedzenia. Nie martwych królików – rozmyślał Hoseok, a Tae prawie udusił się swoją grzanką, patrząc na mężczyznę z szeroko otwartymi oczami i przerażonym wzrokiem. Hoseok tylko wzruszył nonszalancko ramionami i kontynuował przeglądanie swoich kolorowych fiszek.
– Martwe króliki?
– Tak – powiedział Jimin, kompletnie ignorując Taehyunga, patrząc na Hoseoka z rozbawioną iskierką w oczach. – Dosłownie wtargałby tutaj całego łosia.
– Och, prawda! – Zgodził się Hoseok, kiwając entuzjastycznie głową.
Coś kliknęło w głowie Taehyunga i spojrzał na Jimina szeroko otwartymi oczami.
– Więc, kiedy powiedziałeś, że Jeongguk zaciągnąłby tutaj łosia, miałeś to na myśli dosłownie, w sensie, jako prezent dla mnie? – Brzmiał sceptycznie i nawet trochę tak wyglądał, jego czoło było zmarszczone z powodu tego, jak wysoko uniosły się jego brwi.
– Absolutnie – rzekł Jimin i kiwnął zdeterminowanie głową. – Jeśli mieszkalibyśmy w dziczy, wyszedłby i złowił oraz przyniósł tak dużo zwierzyny, ile tylko byłby w stanie.
– By pokazać, że umie o mnie zadbać? – zapytał Taehyung, myśląc o tym, czego się nauczył o wilkach żyjących w lesie i nagle w jego gardle pojawiła się największa gula, a serce zostało odcięte od dopływu tlenu.
– To główna intencja za tym wszystkim, tak – mruknął Jimin ze skinieniem, uważnie patrząc, jak Taehyung ponownie usiadł prosto, a potem oparł się na rękach, wciąż mając je skrzyżowane. Jego oczy były szeroko otwarte. – By pokazać ci, że umie zapewnić dobry byt tobie i potencjalnej rodzinie.
Prawdę mówiąc, Taehyung był odrobinę przerażony. Zdanie sobie sprawy z tego, że skrywał rzeczywiste romantyczne uczucia do Jeongguka nadal było bardzo świeże i nie przetworzył tego do końca. Następnie pojawił się fakt, że Jeongguk zdawał się faktycznie oddawać te uczucia, ale Taehyung nie wiedział jeszcze w jakim stopniu.
Po prostu wydawało się to być takie nieprawdopodobne, znajdując coś takiego, nieważne, w co zmieni się to na końcu w takiej sytuacji jak ich. Lecz wciąż.
Jimin westchnął, wyczuwając zmartwienie Taehyunga.
– Po prostu chcę się upewnić, że znasz zakres intencji Jeongguka i zrozumiesz, w co wchodzisz. My, Zmienni, nie bawimy się w powierzchowne i krótkie związki lub zwykłe spotkania dla seksu.
– Pracuj ciężko albo wracaj do domu, prawda? – powiedział Taehyung, śmiejąc się słabo, starając się ukryć swoje zdenerwowanie i wciąż bijąc się z sercem, które groziło wyskoczeniem z jego klatki piersiowej w każdym momencie.
Jimin uśmiechnął się do niego łagodnie i odrobinę smutno.
– Po prostu chcę, żebyś był pewien, że odwzajemniasz jego zamiary. Ponieważ, jeśli nie, teraz jest dobry moment na powiedzenie tego, bez ranienia siebie i innych zbyt mocno.
Taehyung nic na to nie odpowiedział, tylko spojrzał na Omegę szeroko otwartymi oczami, a wyraz jego twarzy był prawie starannie pozbawiony emocji, na co Jimin podrapał się po głowie, nagle wydając się nieco zmieszanym.
– Wiem, że to dużo do przyjęcia – powiedział, a Taehyung przechylił delikatnie głowę, prosząc go o wytłumaczenie. – To tak naprawdę dość mocno różni się od tego, co zrobiłby normalny człowiek.
– Sprawiasz, że brzmi to tak, jakby miał paść na jedno kolano, gdybym pokazał jak bardzo jestem nim zainteresowany – odpowiedział na to Taehyung, mrużąc oczy i patrząc na Jimina.
– Och, Boże, nie – Jimin zaśmiał się na to, odpędzając to ręką – to nie tak. To prawda, my, Zmienni, próbujemy zdobyć kogoś tylko wtedy, gdy naprawdę myślimy, że ta osoba jest potencjalnym partnerem, ale wciąż musimy ją poznać. Dowiedzieć się, czy to ma jakieś szanse na udanie się. Jeśli tak nie będzie, to też dobrze. To trochę zbyt oczywiste, gdy mieszkamy w dziczy, podążając za zasadami natury, a nie naszego ludzkiego zainteresowania.
Taehyung skłamałby, gdyby powiedziałby, że nie zdjęło to wielkiego ciężaru z jego ramion. Wiedział, że lubił Jeongguka, ale w tym momencie niemożliwym było powiedzenie czegoś więcej.
– Po prostu jesteśmy odrobinę bardziej wybiórczy, jeśli chodzi o kogoś, do kogo chcemy się zalecać – kontynuował Jimin. – Ludzie mają zwyczaj beztroskiego flirtowania z ludźmi, którzy tak naprawdę ich nie interesują, my tego nie robimy. Oczywiście, zawsze jest możliwość, że związek nie wypali, ale mamy o wiele mniej potencjalnych partnerów niż normalni ludzie.
Taehyung nie mógł się z tym kłócić. Podczas życia jako student większa część jego związków, poza kółkiem zwykłych przyjaźni, wyglądała właśnie tak. Flirtowanie i nic nieznaczące spanie ze sobą. Raz miał dziewczynę, podczas swojego ostatniego roku w liceum, ale gdy po raz pierwszy poznała jego ojca, była tak wystraszona, że rzuciła go dzień późnej. Od tamtej pory nie przyprowadził do domu nikogo z poważnymi zamiarami. Nie, żeby był ktokolwiek taki.
Więc tak, przynajmniej z jego punktu widzenia, oświadczenie Jimina było prawdziwe. A podczas, gdy on siedział, kontemplując, Jimin patrzył na niego z jednym zamkniętym okiem. Wydawał się o czymś myśleć, otworzył usta, by się odezwać, ale zamknął je po chwili, a Tae nie naciskał.
– Cóż, technicznie nie powinienem był ci tego mówić i pozwolić przemawiać działaniom Jeongguka – powiedział po chwili i zsunął się z łóżka, rozciągając ramiona i trzęsąc nogami, delikatnie obolały przez siedzenie w tej samej pozycji przez długi czas. – Ale tak jakby chciałem, żebyście ominęli tę bezsensowną niezręczność. Wasza dwójka i tak jest wystarczająco kłopotliwa.
Jimin wyszedł z pokoju, a Taehyung patrzył za nim, mrużąc oczy.
– Co to ma, do cholery, znaczyć? – zapytał Tae, ale Jimin ostentacyjnie go zignorował i wszedł na korytarz. Słychać było stłumiony dźwięk śmiechu Jimina, który chichotał w swój rękaw, a Tae skoczył na równe nogi i pobiegł za nim. Dzwoniący śmiech Jimina i skandaliczne krzyki Taehyunga rozbrzmiewały po całym mieszkaniu.
– Ach, Taehyung!
Taehyung bardzo delikatnie trzymał Jimina za szyję, gdy Seokjin wytknął swoją głowę z biura.
– Tak? – spytał, puszczając Jimina, który dźgnął go w bok, by wyrównać rachunki. Seokjin zignorował ich zachowanie, wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.
– Musimy zmienić twoje bandaże.
– Och, tak, jasne.
Rana na ramieniu nie sprawiała Taehyungowi żadnych trudności przez ostatnie parę dni i było prawie tak, jakby jej już nie było. Wydawała się dobrze goić, już go nie bolała, nie czuł żadnego niekomfortowego kłucia, gdy podnosił ramię.
Więc usiadł przy kuchennym stole w swoim normalnym miejscu, a Jimin tuż obok niego z magazynem, podczas gdy Seokjin przygotowywał świeże bandaże i gazę.
– Jak ma się twoje ramię? – zapytał Seokjin i klęknął przy nim, podczas gdy Tae wyciągał jedną rękę ze swetra, podwijając rękawy swojego T-shirtu, by ukazać bandaże.
– Prawdę mówiąc, to całkiem dobrze – powiedział – prawie w ogóle go nie czuję.
Seokjin zamruczał, brzmiąc na zadowolonego, a potem zaczął odwijać ramię Taehyunga.
– To dobrze, powinno się całkowicie wygoić w–
Przestał. Przestał się ruszać, przestał mówić. Tylko mrugał, patrząc na ramię Taehyunga, ściągając brwi w zmieszanym wyrazie. Jimin nie widział, co się działo, ale natychmiast odłożył magazyn.
– Coś nie tak? – spytał Tae z paniką narastającą w piersi, ale potem spojrzał na swoje ramię, podążył za zmieszanym wzrokiem Seokjina i jego oczy się rozszerzyły.
Rany nie było. Zagoiła się. Całkowicie. Wszystko, co zostało, to mały kawałek skóry odrobinę jaśniejszy niż reszta.
– Co się dzieje? – wyszeptał Taehyung, gdy nikt się nie odezwał. Jimin także spoglądał na nieskazitelną skórę na jego lewym ramieniu.
– Nawet nie ma tak dużej blizny – powiedział Jimin, jego głos był pełen podziwu, ale także tego samego zmieszania, jakie odczuwał Taehyung. – Nic.
– Wciąż było parę strupów, kiedy zmienialiśmy bandaże wczoraj rano – zaczął Seokjin, opuszczając wzrok na poplamioną gazę na stole. – Nie ma szans, że mogłoby się kompletnie zagoić przez noc. To niemożliwe.
Siedzieli w ciszy, ponieważ żaden z nich nie do końca wiedział, co powiedzieć. Jimin zaskoczony, oczy miał szeroko otwarte, wciąż patrzył na świeżą bliznę, tak jakby myślał, że może zniknąć w każdej chwili.
Seokjin też na nią spoglądał, ściągając razem brwi i Taehyung widział, że próbował znaleźć odpowiednią odpowiedź, ale mu się to nie udawało. Nie znalazł żadnej.
A Tae po prostu siedział, również nie mając pojęcia, co się stało.
– Znaczy... – odezwał się po chwili Seokjin drapiąc się po głowie. – Jesteś wnukiem Kyungji. To znaczy, że także masz krew Zmiennych w swoich żyłach.
Taehyung wiedział, co Seokjin chciał przez to powiedzieć, wiedział, że podejrzewa wilki o przyspieszenie gojenia się rany. Ale pokręcił głową.
– Hyung – zaczął – miałem wiele ran przed tą i żadna z nich nie goiła się szybciej niż te u innych ludzi. – Tae pokręcił głową, jego głowa wciąż kręciła się w skołowanych kółkach.
– Nie mam w sobie wystarczająco dużo krwi Zmiennych, by być w stanie tak się uzdrawiać.
Szczególnie, skoro proces zdrowienia do tego momentu zachodził normalnie. Warto wspomnieć, że rana w ogóle nie była poważna, Seokjin sam tak stwierdził. Rana w ciele, łatwy do wyciągnięcia pocisk. Żadnych komplikacji. Ale gojenie się przechodziło tak, jak u każdego zdrowego człowieka.
– Wciąż – mruknął Seokjin – jestem niemalże przekonany, że to ma z tym coś wspólnego. Czy starałeś się połączyć z kimś swojego wilka? Czasem Strażnicy ukazują cechy Zmiennych, kiedy próbują połączyć swojego wilka z innym.
– Uch – zaczął Taehyung, próbując naprostować myśli. – Starałem się. Parę dni temu. Kiedy razem z Jeonggukiem myliśmy naczynia.
Pamiętał to, wyraźnie. To ciepłe uczucie, które go pochłaniało.
Seokjin pokiwał na to głową, jego brwi powoli się wygładzały.
– To by dużo wyjaśniało – rzekł, zakładając ramiona na piersi. – Porozmawiam o tym z Kyungją. Musi o tym wiedzieć i może ma więcej informacji na ten temat.
Tae skinął na to, patrząc, jak Seokjin oczyścił stół i opuścił pokój. Jimin został z nim, patrząc na niego z oczywistym zmartwieniem w oczach.
– Wszystko w porządku, Tae? – zapytał, a jego brązowe oczy zaczęły się mienić na znany niebieski kolor.
Taehyung zamrugał parę razy, nagle czując się dziwnie spokojnym.
– Tak, wszystko w porządku.
– Jesteś pewien?
Taehyung uśmiechnął się do Jimina.
– Absolutnie.
hej hej hej
przepraszam za tak długą nieobecność, najpierw złapał mnie leń a potem dobiła choroba
ale już jest okej i wracam do gry! 12 zaczynam ferie, więc będę miała więcej czasu na tlumaczenie
jakieś teorie dlaczego rana tae się tak szybko wygoiła? a macie przemyślenia na temat zalotów gukkiego?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro