1: The pillars of my Childhood cz.1
Daegu, Lipiec 2005
Taehyung był cały oblany potem. "Od stóp do głów" nie było tutaj wyolbrzymieniem. Ponieważ tak właśnie było, jego szkolny mundurek przyklejał się do jego ciała tak, jakby zaskoczyła go ulewa. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Materiał w miejscu, w którym przyciskał go plecak niekomfortowo ocierał się o skórę na jego plecach, a podkoszulka wcale nie pomagała temu uczuciu.
W tym roku gorąco było bezlitosne, bardzo upalne i wilgotne aż nie do zniesienia. A Tehyung musiał cierpieć z tego powodu każdego dnia w drodze z domu do szkoły, główna droga prowadząca do małego podmiejskiego miasteczka zaraz za Daegu była niestety pozbawiona drzew i znajdowała się pod łaską popołudniowego słońca.
I oczywiście, Taehyung jechał na swoim zaufanym rowerze. Do szkoły, do domu ze szkoły, kiedy bawił się z kolegami lub samotnie zwiedzał okolicę badając otaczające ją pola i lasy. Rower był stary i trochę zardzewiały, niebiesko-zielona farba odpadała w wielu miejscach, a mały koszyk przyczepiony do kierownicy wyglądał jeszcze gorzej z powodu zużycia, z dziurami i słomą odstającą w każdym kierunku.
Ale wciąż działał po tylu latach bycia w użytku, najpierw miał go kuzyn Taehyunga, mieszkający gdzieś w Seulu, a teraz ma go on sam. A z pomocą jego taty i mała ilością oleju tu i tam, może co jakiś czas nowym siodełkiem lub pedałami, będzie działał dopóki Taehyung nie zrobi się za wysoki.
Gorąco sprawiało, że powietrze nad asfaltem dróg zaczęło falować, a cykady krzyczące w tle tylko potęgowały tradycjonalną ścieżkę dźwiękową koreańskiego lata. Inne dzieci wracały do domu chodnikiem, lub mijały Taehyunga na swoich rowerach, okazjonalnie na ulicy pojawiło się jakieś auto lub starsze panie wyprowadzające swoje psy w letnim upale, udając, że to nic takiego.
Taehyung już tęsknił za zimnem swojego domu, kuchnia przez większość czasu znajdowała się poza zasięgiem słońca, przez co zawsze była przyjemnie zimna. Jego mama na pewno przygotowała mu już jakieś jedzenie, które teraz czeka na niego, a może zrobiła nawet trochę zimnej herbaty. Wiedział, że za parę budynków wzdłuż drogi beton sąsiedztwa ustąpi miejsca rozciągającym się małym polom, w większości melonowym, które musiał ominąć przed znalezieniem się na ulicach ich przedmieścia. Szedł tą drogą więcej razy niż potrafił zliczyć, znał ją jak swoją własną kieszeń.
Po minięciu melonowych pól nie spotykał zbyt wielu ludzi. Większość dzieci mieszkała blisko szkoły w dzielnicy, nie tak jak Taehyung, więc przeważnie spotykał starszych ludzi pracujących w swoich ogrodach. Pare leniwych kotów leżących w cieniu małych krzaków lub markiz, z ogonami powoli kiwającymi się na boki.
Wiedział, że jest już niedaleko kiedy minął supermarket, minie około dziesięciu minut zanim zauważy swój dom. Musiał tylko przejechać przez mniejszą alejkę, która była skrótem zaoszczędzającym mu kolejne dziesięć minut, dopóki–
Nieoczekiwanie Taehyung się zatrzymał, a hamulce roweru zapiszczały podczas gdy opony prześlizgnęły się po żwirze, sprawiając, że małe chmury brudu uniosły się dookoła jego stóp.
Słyszał jakiś dźwięk. Słaby, prawie nie do usłyszenia przy odgłosie jego kół zatrzymujących się na żwirowanej drodze.
Ostrożnie zsunął się z siodełka i położył obie nogi na ziemi, a potem nie ruszał się, próbując wsłuchać się pomiędzy głośny dźwięk cykad i swojego własnego bicia serca, prawie nie mając odwagi by wziąć oddech lub się ruszyć, zbyt wystraszony wizją przegapienia go.
Ale odgłos pojawił się znowu, było to wysokie skomlenie, miękkie i słabe. Brzmiało tak, jakby coś było ranne. Jakieś małe zwierze, może pies. Najprawdopodobniej pies. Taehyung kochał psy, wiedział jak brzmią.
Maleńki dźwięk z tyłu jego głowy, który brzmiał podejrzanie podobnie do jego mamy, mówił mu, że to może być potencjalnie niebezpieczny i zły pomysł. Ale tak samo jak robił to wiele razy przedtem, zignorował go.
W następnym momencie Taehyung oparł swój rower o najbliższą ścianę, oczami przeszukując rozproszone krzaki rosnące wzdłuż alejki oraz suchą ziemię pod nimi. Ponownie usłyszał skomlenie, cichutkie, dochodzące z dalszej części drogi. Upuścił swój plecak zaraz obok roweru, ukucnął tak, by być na wysokości krzaków i trochę zmrużył oczy, by dopatrzeć się czegokolwiek w blisko usytuowanych korzeniach.
Powoli zbliżył się do przodu, wciąż nasłuchując nowych dźwięków. I wyglądało na to, że miał rację. Im dalej ruszał tym częściej słyszał skomlenia, tym bardziej ponaglające wydawały się być.
Zmrużył oczy jeszcze bardziej, obserwując rzadką trawę i spalone przez słońce liście. A potem Taehyung to zauważył, kępkę miękkiego brązu i beżu wyglądającą zza drewnianej konstrukcji.
– Hej, – powiedział, a jego głos był delikatny by nie przestraszyć stworzenia jeszcze bardziej – hej tam!
Powoli podchodził bliżej, trochę mocniej się schylając, by zrobić swoje ciało tak małym i tak nie-strasznym jak to tylko możliwe. Maleńkie ciało na ziemi ledwo się ruszało, jedynie małe szybkie wdechy i wydechy poruszały malutką klatką piersiową w górę i w dół przy dźwięku większej ilości skomleń.
Taehyung widział teraz wyraźnie, że przed nim na ziemi leżał szczeniaczek, prawie tak duży jak normalnych rozmiarów dorosły kot domowy. Miękkie futro w różnych odcieniach brązu pokrywało jego ciało, barwione na kremowo przy jego króciutkich puszystych nogach. I czerwień. Tak wiele czerwieni, ciemnej i zaschniętej w niektórych miejscach, mokrej i połyskującej w innych.
– O nie, jesteś ranny!
Ostrożnie, tak jak nauczyła go mama, wyciągnął rękę trzymając ją blisko pyska szczeniaczka. Małe zwierzątko jęknęło, słabo unosząc głowę by spotkać się z palcami Taehyunga, obwąchując je uważnie. Kiedy zaczął lizać słone palce chłopca, ten uznał to za wystarczające pozwolenie by dotknąć szczeniaka, uważnie, by nie dotknąć ran. Co okazało się być raczej trudne, zwierzę wyglądało na poważnie ranne z malutkimi miejscami na swoim ciele, które nie były uszkodzone.
– Nie martw się – powiedział Taehyung, jego głos drżał trochę z powodu tego jak szybko serce biło w jego klatce piersiowej, podczas gdy powoli unosił małe stworzenie i kładł je w swoich ramionach, nie przejmując się krwią na mundurku i dłoniach. – Zabiorę cię do domu. Mama będzie wiedziała co zrobić.
Bezpieczne umieszczenie szczeniaka w koszyku jego małego roweru wymagało od niego trochę ostrożnego manewrowania. Wyciągnął swoje ciuchy od ćwiczeń, by spód był bardziej miękki dla zwierzaka, ale jego skomlenie i jęczenie podczas jego delikatnych ruchów boleśnie ciągnęło za uczucia Taehyunga.
Potem ruszył prosto do domu, jego tempo było o wiele wolniejsze niż przedtem, ale nie chciał za bardzo przeszkadzać zwierzakowi. Nawet jeśli rany na jego ciele wołały o nagłą pomoc nie chciał, by stworzenie cierpiało, bo ruszał za mocno rowerem.
Więc zamiast wyliczonych pięciu minut, około dwa razy tyle czasu zajęła mu droga zanim zauważył swój dom wyłaniający się w dali i westchnął z ulgi, kiedy wjechał na mały podjazd. Naciskając hamulce tak delikatnie jak to tylko możliwe zatrzymał rower, zsiadł z niego i postawił na nóżce, by stał w miejscu.
– Okay koleżko, jesteśmy na miejscu – powiedział do szczeniaka, który uniósł swój łepek patrząc na Taehyunga zamęczonymi, łagodnymi różowymi oczami. – Teraz zabiorę cię do środka.
Ponownie Taehyung ostrożnie ułożył małego zwierzaka w swoich ramionach, jeszcze bardziej plamiąc swoją koszulkę i ramiona szkarłatnym płynem, który barwił miękkie kępki. Niezgrabnie otworzył drzwi i wszedł do domu, pozwalając im się za sobą zatrzasnąć. Powietrze we wnętrzu było zimne, a w nim unosił się zapach świeżo wypranego prania. To było pocieszające, a dziwne uczucie spokoju objęło go, kiedy tylko znajomy zapach dotarł do jego nosa.
Teraz było już dobrze. Jego mama była tutaj i wiedziała co zrobić. Zawsze wiedziała.
– Mamo – zawołał Taehyung, stanowczo zapuszczając korzenie w miejscu białych kafelek przy wejściu, z krzywo założonym plecakiem i jednym ramiączkiem powoli zsuwającym się z jego szczupłego ramienia. – Mamo chodź tutaj szybko! Mamo!
Na głośny dźwięk jego głosu szczeniaczek zaczął wiercić się w jego ramionach na nowo skomląc. Słychać było szelest w salonie, a potem szybkie kroki i Park Mikyung pojawiła się w korytarzu, jej twarz była zmartwiona, zostawiając to co robiła na paniczny powrót swojego syna.
– Taehyung-ah, dlaczego tak głośno krzyczysz, coś się stało? Co–
Na widok swojego syna, z ciuchami przemoczonymi krwią, oczami szeroko otwartymi i patrzącymi po pomieszczeniu, z małą kulką futra w ramionach w geście ochrony przytuloną do jego piersi, jej oddech prawie się zatrzymał.
– Oj, Taehyung-ah, Taehyun-ah – jej głos był wypełniony niepokojem z powodu obrazka znajdującego się przed nią – co się stało, jesteś ranny? O matko, o matko!
Podbiegła do niego, lekki materiał jej brzoskwiniowej letniej sukienki zaszeleścił na ten ruch, i kucnęła dotykając miękkich policzków Taehyunga. Chłopiec gwałtownie pokręcił swoją głową, zamiast tego wskazując na stworzenie, które trzymał w ramionach.
– Nie mamo, ze mną wszystko w porządku – powiedział, unosząc zwierzątko tak, by jego mama mogła je widzieć – ale ten szczeniaczek! Znalazłem go w tej alejce, którą używam jako skrótu, a on jest ranny i przywiozłem go tutaj, ponieważ nie chcę, żeby umarł, mamo, proszę, musimy mu pomóc!
Łagodne dłonie Mikyung przeczesały jego karmelowobrązowe włosy, zatrzymując go w prawie desperackim bełkocie. Łzy zaczęły pojawiać się w kącikach jego oczu kiedy szczeniaczek zaczął na nowo kwilić. Pomimo tego bardziej niż dramatycznego obrazu mama Taehyunga uśmiechnęła się łagodnie.
– Shhh, nie martw się, Taehyung-ah, – powiedziała wstając i delikatnie prowadząc swojego syna do łazienki – wszystko będzie dobrze, zaopiekujemy się nim!
Ostrożnie, nie chcąc wystraszyć zwierzaka lub sprawić mu więcej prawdopodobnego bólu, Mikyung pozwoliła swoim palcom przejechać po miękkim czole psiaka. On otworzył powoli swoje oczy i uniósł łepek, by powąchać nową parę palców. Kiedy jej wzrok powędrował do delikatnie różowych oczu ostro wciągnęła powietrze, a zrozumienie zatańczyło na jej twarzy.
– Oh – powiedziała, a Taehyung prawie jej nie usłyszał – rozumiem.
Zanim mógł powiedzieć coś jeszcze pozwolił na delikatne wepchnięcie go do łazienki, a jego mama posadziła go na zamkniętej toalecie zanim odwróciła się, by znowu wyjść.
– Teraz poczekaj na mnie, dobrze? Pójdę po ciepłą wodę i apteczkę.
Taehyung spojrzał na matkę, jego ciemne brązowe oczy były szerokie z powodu zaniepokojenia.
– Ale mamo – powiedział wtedy, patrząc w dół na kupkę futra w swoich ramionach – nie powinniśmy zabrać go do lekarza? Jesteś pewna, że możemy mu pomóc tutaj?
– Tak, Taehyung-ah, jestem pewna – uśmiechnęła się, parę razy klepiąc go po głowie – a teraz poczekaj na mnie i się nie ruszaj.
Więc czekał. Ostrożnie wydostał się z ramion swojego plecaka, pozwalając mu spaść na podłogę, starając się za bardzo nie ruszać. Szczeniaczek w jego rękach wciąż oddychał urwanie, ale przestał skomleć. Taehyung także się uspokoił, czując jak ciepło z ciała zwierzaka przepływa przez jego skórę oraz słysząc, jak jego mama krząta się po kuchni. To było uspokajające.
Mikyung wróciła chwilę później po tym, jak jego nierówne bicie serca znacznie zwolniło a dziwne uczucie spokoju opłynęło go, kiedy zauważył ją, ostrożnie niosącą w dłoniach dużą miskę parującej ciepłej wody i trzymającą apteczkę pod pachą. Jego mama położyła to wszystko na podłodze, obok miski rozkładając ręcznik.
– Możesz go tutaj położyć, Taehyung-ah – poinstruowała go, myjąc ręce i zakładając gumowe rękawiczki, by utrzymać wszystko otaczające szczeniaka i jego rany tak czyste, jak to możliwe.
Taehyung kiwnął głową i położył stworzenie nie ziemi, ostrożnie. Nie chciał być z nim za brutalny. A podczas kiedy jego mama zaczęła czyścić zakrwawione futro, on delikatnie obejmował głowę szczeniaka, drapiąc go za puszystymi uszkami, masując miejsce między jego oczami, mając nadzieję, że pomoże mu to w uspokojeniu się i odwróci jego uwagę od bólu, który wciąż odczuwał. W pewnym momencie szczeniak sapnął cicho, próbując polizać krótkie palce Taehyunga. Chłopiec uśmiechnął się jasno, a jego oczy utworzyły półksiężyce.
– Widzisz koleżko, mówiłem, że mama będzie wiedziała co zrobić!
Ponownie usłyszał ciche sapnięcie a szczeniak zamknął oczy, skomląc od czasu do czasu, gdy mama Taehyunga za bardzo zbliżyła się do ran. Wciąż pracowała swoimi sprawnymi dłońmi tak, jakby robiła to już sto razy. Góra zakrwawionych ręczników znajdujących się obok miski rosła powoli, ale Mikyung się tym nie przejmowała. Ręczniki można wyprać, plam się pozbyć. Taehyung obserwował ją uważnymi oczami, okazjonalnie podając swojej mamie to, czego potrzebowała, lub przytrzymując kawałki gazy w miejscu.
– Okay – powiedziała Mikyung po chwili, obwiązując ostatni kawałek gazy dookoła jednej z małych psich nóżek. – Wygląda na to, że skończyliśmy!
– Co teraz zrobimy? – spytał Taehyung, podczas gdy zgarniał psa z powrotem w swoje ramiona i zaczął głaskać jego szyję. Jego mama wzięła miskę z teraz szkarłatną wodą i ostrożnie wylała jej zawartość do zlewu.
– Cóż... – zaczęła, wrzucając brudne ręczniki do teraz pustej miski. – ten maluch potrzebuje dużo odpoczynku, by odpowiednio wyzdrowieć.
Potem spojrzała na Taehyunga uśmiechając się zachęcająco, a on na początku nie wiedział, co chciała mu tym przekazać. Ale potem jej wzrok powędrował do teraz drzemiącego szczeniaka, a Taehyung wydał z siebie zrozumiałe "Oh!"
Uśmiechnął się, szeroko.
– Potrzebuje miejsca by spać, więc pójdę do siebie i zrobię mu łóżko – oznajmił, przechodząc obok swojej mamy, a podekscytowanie w jego głosie było widoczne. Ponownie Mikyung uśmiechnęła się do niego, miękko i delikatnie.
– Przyniosę ci stary kosz do pranie i parę koców.
– Dzięki mamo!
Z lekkim chodem i ramionami owiniętymi dookoła szczeniaka Taehyung pokonał drogę do swojego pokoju. Jego mama patrzyła jak odchodzi, jego wesoły głos opowiadał szczeniakowi o jego nowym domu i o tym, że pozwolił mu dzielić ze sobą pokój, a nagłe ciepło rozeszło się po jej klatce piersiowej, takie, którego nie czuła od dłuższego czasu.
☾
Taehyung nie był w żadnym stopniu ekspertem, jeśli chodzi o zdrowie zwierząt. Oczywiście miał tylko dziesięć lat i wiedział, jak opiekować się szczeniakiem i jak wychować psa, ale pomaganie małemu psiakowi w powrocie do zdrowia było dla niego czymś dość nowym. Szczególnie kiedy zabrało mu to mniej czasu, niż oczekiwał, by wyzdrowieć w całości.
A szczeniak wyglądał naprawdę źle, gdy go znalazł. Może to przez krew moczącą miękkie futro lub brud przyklejający się do puszystych kosmyków. Ale kiedy razem ze swoją mamą chciał trzeciego dnia zmienić bandaże zauważyli, że wszystkie rany zamknęły się całkowicie, bez blizn, bez strupów. Pozostawiły tylko czyste futerko i różową skórę pod nim.
Jedynym odwołaniem Taehyunga do tego była jego własna skóra, co stało się kiedy spadł z roweru lub podczas gdy z kolegami, płytkie rany na kolanach i łokciach. Zawsze chwilę zajmowało nim się kompletnie zagoiły. Jednak w tym samym czasie to był pies, nie człowiek, więc kto to wie.
Zdecydował się nie rozprawiać nad tym, podczas gdy jego mama ściągała bandaże, a kulka futra potrząsnęła swoim ciałem tylko po to, by zaraz zacząć wesoło skakać dookoła, ujadając z podekscytowania, z jasnymi różowymi oczami przepełnionymi energią.
– Wygląda na to, że ktoś ma się lepiej – zaśmiała się jego mama, kiedy szczeniaczek zaczął odbijać się od patykowatych nóg Taehyunga swoimi przednimi łapkami, a wysokie szczekanie rozchodziło się po całym salonie.
Taehyung był teraz szczęśliwy. Nie tylko dlatego, że pies był już zdrowy, ale dlatego, że teraz cały dzień mógł się z nim bawić. Cóż, przynajmniej nie rankiem i przed zrobieniem swojej pracy domowej popołudniu. A poza tym wreszcie miał psa, którego zawsze pragnął.
Jak świetne to było?
Wyglądało na to, że wypowiedział swoje myśli na głos, ponieważ jego mama spojrzała na niego z żalem w oczach.
– Oj, Taehyung-ah, boję się, że nie możemy go zatrzymać – powiedziała, a jej serce niemal złamało się na widok wzroku, jaki posłał jej syn.
– Dlaczego nie?
Usiadł na kanapie. Szczeniak zrobił to samo co on i opadł swoim tyłem na podłogę, zaraz obok stóp Taehyunga, powstrzymując swoje wesołe szczekanie i przekręcił łepek tak, jakby wsłuchiwał się w kobietę siedzącą przed nimi z taką samą intensywnością jak chłopiec. Prawie zachciało jej się śmiać na ten widok.
– Dobrze wiesz, że twój tata nie lubi zwierząt, Taehyung-ah. Szczególnie psów.
Taehyung opuścił głowę. Oczywiście. Jego tata.
Wymagający mężczyzna z twardą opinią i jeszcze bardziej stanowczą wolą. Przez większość czasu nie było go w domu tygodniami. Taehyung tak naprawdę nie rozumiał czym była praca jego taty. Jedyną rzeczą, którą zawsze mówiła mu jego mama, było to, że był bardzo ważną osobą w wydziale policji w Daegu. Taehyung nie wiedział dlaczego był tak ważny, lub co takiego robił, że musiał opuszczać dom na całe tygodnie. Jedyną rzeczą, którą rozumiał było to, że kiedy jego wymagającego taty nie było w domu, a on spędzał czas tylko ze swoją mamą, jego serce zawsze było odrobinkę lżejsze.
Małe westchnięcie opuściło jego usta.
– Tak, mamo, wiem.
Psiak siedzący przy stopach Taehyunga zaczął skomleć, jego przednie łapki ślizgały się po panelach dopóki nie leżał plackiem na podłodze, łepek trzymając na jego nogach, patrząc na kobietę smutnymi oczami. Mikyung prawie zaśmiała się na widok dwóch par psich oczu patrzących na nią. Ale wiedziała, że nic to nie pomoże. Taehyung także.
– Ale – zaczął chłopiec, bawiąc się luźnymi sznurkami swoich niebieskich szortów – co w takim razie z nim zrobimy? Nie ma gdzie się udać.
Wyczuwając zaniepokojenie Taehyunga szczeniaczek wstał i zaczął wąchać jego dłonie, cichutko skomląc kiedy jego nosek dotykał palców chłopca. Taehyung uśmiechnął się, głaszcząc go po łebku a pies poruszył się tak, by łapki ułożyć na jego udach.
– Cóż, mam rozwiązanie – powiedziała Mikyung, stukając nos swojego syna szczupłym palcem. – I jestem pewna, że obojgu wam się spodoba.
– Naprawdę?
Taehyung nie brzmiał na wielce przekonanego. Jakie rozwiązanie mogło być tak wspaniałe, skoro znaczyło, że będzie z dala od swojego nowego przyjaciela? To nie miało sensu.
– Twoja babcia go przygarnie.
Na te słowa Taehyung widocznie się ożywił, a uśmiech zaczął pojawiać się na jego twarzy.
– Ohhh, będzie mieszkał na farmie babci?
Mikyung pokiwała głową, a śmiech uciekł jej z ust.
– Tak, zadzwoniłam do niej dzisiaj rano i będzie bardzo szczęśliwa opiekując się nim.
Po tym Taehyung zeskoczył z kanapy, wyrywając ze szczeniaczka zaskoczony szczek kiedy jego łapki zsunęły się z nóg chłopaka i wylądowały na podłodze.
– To znaczy, że będę się z nim spotykał za każdym razem jak będziemy odwiedzać babcię?
Taehyung nie usłyszał twierdzącej odpowiedzi swojej mamy, ponieważ już przytulił szczeniaka trzymając go mocno przy sobie i kręcił się wesoło w kółko.
☾
Pewnym rodzajem rytuału było to, że Taehyung wraz z mamą jechali na farmę truskawek każdego lata, by pomóc z ich zbiorem i sprzedaniem ich do marketu, dwa razy w tygodniu. Taehyung robił to co roku, tak długo jak sięga jego pamięć.
I kochał to. Kochał pola, kochał otaczające je lasy, kochał bawić się z dziećmi z sąsiednich farm. Więc kiedy przerwa od szkoły zbliżała się coraz bardziej, z południem wyłaniającym się zza horyzontu prawie w zasięgu jego ramion, Taehyung ledwo siedział w spokoju na swoim miejscu, przez co został okrzyczany przez nauczyciela za bycie niecierpliwym.
Ale wszystko było o wiele zbyt ekscytujące. Nie mógł się doczekać tego, jak znów ujrzy swoją babcię, nie mógł się doczekać tego, aż pozna szczeniaczka. Więc kiedy szkolny dzwonek zadzwonił już ostatni raz był pierwszym, który wybiegł z klasy, szybko biegnąc wzdłuż korytarza, by złapać swój rower i pędzić do domu.
Jak tylko pojawił się w domu przywitały go wesołe szczekanie i jego mama, kończąca pakowanie, która poprosiła Taehyunga o zmianę ciuchów i obmycie się zanim wyjadą. Potem spakowali wszystko, co potrzebne do zaufanego starego Hyundaia Mikyung i zaczęli godzinną jazdę na farmę jej mamy.
Kiedy Taehyung miał sześć lat jego dziadek niespodziewanie zmarł, zostawiając jego babcię samą z farmą. Ale, będąc tą upartą starszą panią, którą była, Park Kyungja odmówiła sprzedaży farmy i przeprowadzenia się bliżej miasta, bliżej miejsca, w którym mieszkała jej córka. Więc Taehyung razem z mamą często odwiedzali ją w weekendy, wspierając ją ze zbiorem truskawek każdego roku bez przerwy.
Taehyung nie tylko nauczył się wszystkiego, czego można się nauczyć o truskawkach, ale była to także dobra okazja dla jego babci by rozpuścić go jak dziadowski bicz. Co w jego oczach było sytuacją, w której oboje wygrywali; miłość i uwaga były tym, czego nigdy nie miał dość, a obie jego babcia i mama były zbyt szczęśliwe, by narzekać.
Nastało późne popołudnie, kiedy wreszcie znaleźli się na miejscu, a Taehyung był coraz bardziej podekscytowany z każdą mijającą minutą, całkowicie wciągając psa w podekscytowane szaleństwo w jakim się znajdował, wesoło krzycząc na tylnym siedzeniu dopóki psiak nie zaczął wyć, prawie przewracając się przez to jak szybko machał swoim małym ogonkiem.
Mikyung wysiadła z samochodu, otwierając drewniane bramy do farmy swojej mamy zapasowym kluczem. Na tylnych siedzeniach małego Hyundaia Taehyung zaczął skakać z niecierpliwości, kiedy zapach dojrzałych skarpetek dotarł do jego nosa, wpływając do środka przez otwarte okno.
Zaraz za szerokimi polami stał mały domek farmerski, na samej krawędzi lasu. Obaj Taehyung i szczeniak wychylili swoje głowy przez okno patrząc, jak budynek staje się coraz większy.
Jakby na zawołanie, prawdopodobnie dlatego, że usłyszała jak zbliża się samochód, Kyungja wyszła z głównej części domu, kiwając im z daleka.
– Babciu! – Krzyknął Taehyung, niebezpiecznie wychylając się z okna, odmachując jej.
Gdy tylko Mikyung zatrzymała samochód na wydzielonej części w ogródku, Taehyung otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz, ściskając talię swojej babci, kiedy tylko pojawiła się w zasięgu jego rąk.
Uśmiechając się do swojego wnuka, Kyungja przeczesała palcami jego miękkie włosy.
– Tobie też dzień dobry, Taehyung-ah.
– Ach, przepraszam mamo – powiedziała Mikyung, złączając dłonie przed swoją twarzą. – Był tak podekscytowany przyjechaniem tutaj, że nie mógł usiedzieć na miejscu.
Kyungja odgoniła jej zmartwienia prostym gestem.
– Nie martw się, kochanie – uśmiechnęła się – wiesz, że zawsze cieszę się, gdy mój ulubiony pomocnik mnie odwiedza.
Na to Taehyung ożywił się, a jego prostokątny uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Ale wtedy niespodziewanie jego twarz przybrała niemal przestraszonego wyrazu, kiedy puścił się swojej babci.
– Babciu – krzyknął, prawie potykając się, by pobiec z powrotem do samochodu – nie poznałaś szczeniaczka! Musisz go poznać!
Ale zanim Taehyung mógł odejść Kyungja złapała go za ramiona i przytrzymała na miejscu przed sobą. Taehyung posłał jej pytające spojrzenie ponad swoim ramieniem, ale jego babcia tylko się uśmiechnęła.
– Co ty na to, że pozwolimy mu do nas przyjść, Taehyung-ah?
Całą trójka spoglądała teraz na wciąż otwarte drzwi samochodowe. Mały pyszczek pojawił się za metalem, a za nim podążyła reszta puszystej głowy, ciepłe różowe spojrzenie obserwowało ich prawie nieśmiało.
– Oh – wymamrotała Kyungja, przechodząc obok Taehyunga i siadając na kolanach. Wymieniła się wzrokiem ze swoją córką, która tylko kiwnęła głową, jej twarz nagle stała się odrobinę smutna, a potem wyciągnęła swoją rękę.
– No dalej, maluszku, nie wstydź się.
Idąc ostrożnie ze spuszczonym łebkiem szczeniaczek podszedł do starszej kobiety. Taehyung nie wiedział dlaczego, ale bał się wziąć oddech, wystraszony, że to mogłoby zburzyć tworzący się przed nim obrazek.
Szczeniak zaczął wąchać wyciągnięte palce Kyungji, ostrożnie badając jej zapach. Kiedy zaczął lizać jej opuszki, tak jak robił to Taehyungowi niecałe parę dni temu, starsza kobieta uśmiechnęła się, pozwalając sobie pogłaskać łepek psa, a potem jego grzbiet, palcami przebiegając przez miękkie futro.
– Właśnie tak – powiedziała następnie, a jej ton był pełen aprobaty, przez co puszysty ogonek szczeniaka zaczął się ruszać. Z głośnym westchnięciem Kyungja uniosła się, obracając swoje ciało by spojrzeć na córkę i wnuka.
– Dobrze. Kto chce zjeść trochę truskawek z bitą śmietaną?
☾
Następnego dnia, po miłym i przepysznym śniadaniu, na które składały się wszystkie dobra, jakie do zaoferowania miała farma truskawek, Kyungja wyprowadziła Taehyunga na pole, by pomógł jej zebrać część dojrzałych owoców, zanim słońce stanie się za mocne, a gorąco będzie nie do wytrzymania. Wręczyła mu utkany koszyk i parę ogrodniczych rękawic, a potem wzięła swoje własne akcesoria zanim wybrała miejsce godne dzisiejszego wysiłku.
Mikyung została w domu, zajmując się książkami swojej mamy i jej finansami, tak jak robiła to zawsze w pierwsze parę dni zbiorów truskawek, zatrudniając więcej pomocników i utrzymując wszystko w porządku.
Pracowali przez chwilę, Taehyung przez całą drogę śpiewał piosenki, a szczeniaczek biegał dookoła nich, poznając pola na własną łapę.
– Babciu – Taehyung nagle skoczył ze swojego klęczenia na ziemi, prawie pozbywając się z głowy za dużego słomianego kapelusza. Spojrzał na swoją babcię wielkimi oczami.
– Tak, Taehyung-ah? – Kyungja nie przerwała swojej pracy, ostrożnie wrzucając garść dojrzałych owoców do koszyka obok.
– Babciu, szczeniaczek wciąż nie ma imienia!
Kyungja musiała powstrzymać uśmiech na to, jak bardzo podekscytowany był Taehyung myślą o nazwaniu psa.
– Cóż, spytałeś go o to, czy jakieś ma?
Na to pytanie Taehyung spojrzał na nią, zdziwiony tak, jakby oznajmiła mu, że zjadła ostatni kawałek ciasta truskawkowego. A potem się zaśmiał.
– Nie bądź niemądra! To pies, nie zna swojego imienia!
Jakby na zawołanie szczeniak podszedł do Taehyunga i zaczął trącać jego nogę z westchnieniem, które brzmiało na prawie obrażone.
– Co? – schylając się, Taehyung spojrzał na psa, przekrzywiając głowę. Ten patrzył na niego, niemal oczekująco, z ogonem trzymanym wysoko jednak wciąż nieco merdającym. Kyungja zaśmiała się z rozbawienia.
– W takim razie – powiedział Taehyung, krzyżując ręce na swojej piersi – jak ci na imię, koleżko?
Odpowiedzią było, tak jak spodziewał się chłopiec, nic więcej niż wesołe szczeknięcie. Taehyung przewrócił oczami.
– Widzisz, babciu, nie wie!
Kyungja uśmiechnęła się na to, wyciągając dłoń w której trzymała truskawkę, by pies ją zjadł. Jak oczekiwała mały pies podskoczył na tą okazję, stąpając w jej kierunku.
– Oh, wie – powiedziała następnie, patrząc jak zwierze pałaszuje słodki kawałek owocu – po prostu nie rozumiesz tego, co mówi.
Taehyun posłał jej podejrzewający wzrok, a jego twarz zmarszczyła się w konsternacji.
– Cóż, czy ty rozumiesz to co on mówi?
– Tak – odpowiedziała, patrząc na swojego wnuka ze złośnikami tańczącymi w jej oczach. – Wiem!
– W takim razie jak ma na imię? – Wyzwanie w głosie Taehyunga było widoczne, a Kyungja spytała samą siebie, kiedy ten chłopiec stał się taki pyskaty. Musi odbyć poważną rozmowę ze swoją córką, kiedy przyjedzie odebrać Taehyunga.
Ale wtedy starsza kobieta zdecydowała się rozchmurzyć chłopca i spojrzała na psa, który stał między nimi z wyciągniętym językiem, merdającym ogonem i głową poruszającą się na boki. Następnie wydał on z siebie mały szczek skierowany do niej. Uśmiechnęła się.
– Jeongguk. Ma na imię Jeongguk.
Taehyung nie był przekonany, spoglądając na szczeniaka, Jeongguka, oceniającym spojrzeniem.
– To dziwne imię dla psa – powiedział w końcu. – Założę się, że je wymyśliłaś.
Kyungja zachichotała głośno na oburzone warknięcie ze strony psa, i na minę jaką Taehyung wtedy zrobił.
– Cóż, czy mi ufasz, czy nie, jego imię to Jeongguk.
Taehyung westchnął zrezygnowany. Wiedział, że nie jest w stanie kłócić się ze swoją babcią kiedy ta się na coś uparła.
– W porządku! W takim razie Jeongguk.
Wspomniany zaszczekał w taki sposób, który opisać można by jedynie jako szczęśliwy, skacząc koło nóg Taehyunga i merdając swoim puszystym ogonkiem tak mocno, na ile było go stać.
I w taki sposób dwa tygodnie minęły jak za mgłą.
Taehyung spędzał swoje dni na zabawie z Jeonggukiem w lesie, kiedy słońce było gorące i niemiłosierne podczas południowych godzin. Przez resztę tych dni Kyungja wpuściła go w kręgi swojej wiedzy o niezliczonej ilości przepisów zawierających truskawki, a Taehyung i Jeongguk zjedli wiele przepysznych owoców.
☾
Nie długo zajęło Taehyungowi zauważenie tego, że Jeongguk nie był jak inne psy, które spotkał w swoim krótkim życiu. Pomimo jego imienia, które bardziej przypominało mu imię chłopca niż psa, szczeniak czasem zachowywał się raczej dziwnie.
Taehyung wiedział jak wychować psa, wiedział jak nauczyć go sztuczek, jak trenować go w domu. Jego babcia miała niezliczoną ilość psów zanim jej ostatni owczarek niemiecki umarł z powodu wieku, więc uczył się od niej.
Ale Jeongguk był inny.
Jak na psa był niesamowicie samoświadomy, uczył się każdej sztuczki, którą Taehyung mu przedstawił prawie za pierwszym razem, sam wychodził na zewnątrz do wybranego miejsca, by załatwić swoje sprawy parę razy w ciągu dnia, jadł ze swojej miski nie robiąc bałaganu i był ogólnie niesamowicie dobrze wychowany.
Nawet podczas zabawy Jeongguk nigdy nie był zbyt ostry dla Taehyunga, wydawał się znać jego i swoje limity bardziej niż Taehyung, a on sam nie mógł pozbyć się wrażenia, że kiedy mówił do szczeniaka, Jeongguk rozumiał to co mu przekazywał.
Ale to nie było nawet najdziwniejszą rzeczą, która miała miejsce.
Było parę przypadków, kiedy Taehyung widział szczeniaka siedzącego w ogrodzie, zaraz przed zachodem słońca, nie ruszając się tylko patrząc w dystans. Oglądał by Jeongguka przez parę minut ze swojego bezpiecznego miejsca za otwartymi drzwiami. I każdego razu, zwykle nie trwało to długo, szczeniak zaczynał wyć, a jego wysoki głos zmieniał się w małe kwilenie.
– Co Jungkook tam robi? – spytał Taehyung, gdy poczuł obecność swojej matki za swoimi plecami. – Brzmi to tak, jakby płakał.
Mikyung nic na to nie odpowiedziała, tylko delikatnie ułożyła swoje dłonie na ramionach Taehyunga.
– Czy to możliwe, że psy płaczą? – Taehyung wciąż naciskał, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Tym razem Mikyung westchnęła głęboko, łagodnie ściskając jego ramiona.
– Oczywiście, że mogą płakać – powiedziała, a jej głos był cichy podczas gdy oboje oglądali Jungkooka w ogródku. – Psom też jest czasem smutno, wiesz?
Taehyung zmarszczył brwi, delikatnie potrząsając głową.
– Ale dlaczego Gukkie płacze? Dlaczego jest smutny? Czy mu się tutaj nie podoba?
Ponownie Mikyung nic nie powiedziała, a Taehyung nie spojrzał na nią, nie widział bolesnego wyrazu jej twarzy, tego jak jej usta uformowały cienką linię, a jej brwi spotkały się ze sobą.
– Może tęskni za rodziną. – powiedziała w końcu, a Taehyung odwrócił się dookoła, by móc na nią spojrzeć z pytaniem w oczach.
– Naprawdę?
Mikyung pokiwała głową, z uczuciem przeczesując jego włosy.
– Wciąż jest dzieckiem, tak jak ty. A z dala od rodziny jest już od jakiegoś czasu.
Po tym między nimi zapadła cisza, Taehyung pochłonięty przez myśli zagryzł swoją dolną wargę patrząc, jak Jeongguk leży na ziemistej powierzchni z łebkiem na łapach, a mały szloch wciąż wstrząsał jego ciałkiem.
– Myślisz, że możemy znaleźć rodzinę Gukkiego? Może to sprawi, że znowu będzie szczęśliwy.
Taehyung poczuł jak uścisk mamy na jego ramionach wzmacnia się, prawie do momentu, w którym był on nieprzyjemny. Ale nawet wtedy, gdy wydał z siebie cichy dźwięk dyskomfortu Mikyung go nie puściła.
– Myślę, że to niemożliwe, Taehyung-ah – powiedziała potem, a jej głos był dziwnie ciężki, co sprawiło, że Taehyung nagle poczuł się bardzo smutny. – Myślę, że już ich nigdy nie zobaczy.
Na to Taehyung delikatnie strząsnął ręce swojej mamy i obrócił się dookoła, patrząc na nią z determinacją w oczach.
– W takim razie ja będę jego rodziną.
Zdecydowanym krokiem chłopiec zbliżył się do szczeniaka, a bose stopy w spotkaniu z brudną ziemią tworzyły małe chmurki pyłu, który rozpuszczał się w powietrzu. Upadł na kolana obok małego zwierzęcia, a Jeongguk natychmiastowo przestał kwilić i spojrzał na Taehyunga, który siedział obok niego ze skrzyżowanymi nogami.
Chłopiec delikatnie zagarnął Jeongguka, a szczeniaczek pisnął, kiedy został porwany do góry przez niezgrabne dłonie i przyparty do małego ciała. Taehyung mocno przytulił szczeniaka, chowając swój nos w miękkie futro na jego szyi.
– Proszę, nie bądź smutny, Gukkie – powiedział, a psiak odpowiedział mu skomleniem. – Nie jesteś sam, dobrze? Masz mnie i mamę, a teraz babcię, więc proszę nie płacz, okay?
Ale Jeongguk wciąż kwilił, a Taehyung wciąż go tulił trącał nosem jego szyję, głaszcząc jego plecy i ściskając delikatnie to małe zwierzę dopóki jego płacz się nie skończył, a mały ogonek nie zaczął znów się poruszać.
witam w nowym tłumaczeniu! tym razem jest to vkooczek
mam nadzieję, że spodoba się wam tak bardzo jak mi
od razu na początek dam krótkie ostrzeżenie: rozdziały są dość długie (ten w całości ma ponad 11k słów) dlatego będę dzieliła je na części
a to dopiero początek!
miłego dnia/południa/wieczoru/nocy!
kocham was perełki! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro