Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 ☀️ męskie pogaduchy

  Eijiro nie sądził, że po mężnym pokonaniu Shigeru Koyamy i zejściu z Katsukim jeszcze kiedyś będzie się tak stresował, a tu proszę, wizja rychłej randki w niemęski sposób nie pozwalała mu na zmrużenie oka, mimo że jak zwykle spał z Katsukim, który na dodatek smacznie chrapał. Jego ręka była owinięta wokół brzucha zmuszonego obraną pozycją do przyciskania twarzy do torsu swojego chłopaka Eijiro. Powoli, minuta po minucie, zdawał sobie sprawę, że jest mu coraz bardziej niewygodnie i duszno, a świadomość ta nie ułatwiała mu zaśnięcia.

  — Katsuki, przesuń się — jęknął w końcu w płonnej nadziei, że ten go usłyszy; niestety wciąż spał spokojnie i choć normalnie Eijiro uwielbiał ten niewinny wyraz twarzy, teraz zaczął go niezmiernie irytować.

  Jak raz nie będą spać razem, nic się nie stanie... Tylko jak się teraz wydostać? Ręka zablokowana, noga też, o głowie już nie wspominając... Może szybki zryw załatwi sprawę? No tak, ale obudzi Katsukiego...

  — Kur... — wydusił, gdy chłopak nagle wpakował mu łokieć w brzuch.

  Nieważne. Niech się budzi.

  Katsuki na błyskawiczne wyswobodzenie się Eijiro zareagował grymasem, a potem instynktownym wyrzuceniem rąk w bok, by wychwycić, gdzie podziała się zguba. Przez chwilę macał w powietrzu niezadowolony, po czym westchnął głośno, ostatecznie nieruchomiejąc z lekko otwartymi ustami i kończynami porozwalanymi na całej przestrzeni łóżka.

  — Śpij... śpij dobrze — mruknął Eijiro, po czym ostrożnie poprawił mu kołdrę, przezornie wziął telefon i wyszedł ze swojego pokoju, zaraz znikając za drzwiami swojego chłopaka. Nie zarejestrował momentu, w którym oba pokoje zrobiły się wspólne.

  Usiadł na łóżku z ciężkim sercem. Czekało go wydarzenie, bądź co bądź, wielkie. Nie wiedział, jak się ubrać, gdzie właściwie iść, co mówić... Podobno całowanie się na pierwszej randce jest dziwne, ale... Skoro robili to już tyle razy, może nie...?

  Chyba powinien się kogoś zapytać dla spokoju umysłu, ale kogo? W akademiku albo wszyscy już spali, albo zasypiali... poza tym i tak nie mógłby im nic powiedzieć. Rodziców Katsukiego już wcześniej odrzucił, jego właśni mieliby zbyt dużo pytań...

  Ktoś, kto wiedział o tym, że są razem... Ktoś, kto mógłby wysłuchać...

  A może by tak...

  — Halo? — rozległ się dobrze znany Eijiro głos. — Po cholerę dzwonisz o tej porze?

  — Hej, Ren. Czemu nie śpisz.

  Rena Koyamę, kuzyna Katsukiego, poznał kilka tygodni temu i choć znali się tylko kilka dni, Eijiro mógł śmiało stwierdzić, że towarzyszące ich znajomości wydarzenia bardzo pomogły im się zaprzyjaźnić. Tak, chłopak był jedyną osobą, która mogła cokolwiek zaradzić, poza tym znał dobrze Katsukiego, no i po coś jednak dał Eijiro swój numer... choć może ich pierwsza rozmowa nie powinna przebiegać w taki sposób, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego kompleksy. Cóż, było już zbyt późno na takie rozważania.

  — Uczę się.

  — Ojciec? Bardzo przeszkadzam?

  — A kto inny? Nie przeszkadzasz, ale po co dzwonisz?

  — Em... — Wzmianka o Shigeru Koyamie wzbudziła w Eijiro lekkie wątpliwości. Czy na pewno chce kłopotać Rena swoimi błahymi problemami? W porównaniu z tymi jego...

  — Znowu za dużo myślisz? Wal, no. Nie będę marnował na ciebie całej nocy — prychnął, a Eijiro poczuł nieodpartą ochotę, by wywrócić oczami. Ta wspólna cecha przyprawiania ludzi o ból głowy zawsze go u rodziny Katsukiego i Rena intrygowała.

  — Idę z Katsukim na randkę.

  Cisza. Eijiro zmarszczył brwi. Albo coś się zacięło, albo Ren ostatecznie się załamał. Albo też...

  — HAHAHAHAHA, BOŻE, ZARAZ ZDECHNĘ, UHUHUUU!!! — ryknął chłopak i to właśnie wtedy stało się oczywiste, że przez całe długie pół minuty próbował powstrzymać wybuch śmiechu.

  Można się było spodziewać takiej reakcji, co?

  — KATSUKI I RANDKA, WYKITUJĘ....!!! DAJ MU KWIATY, OKEJ?! BĘDZIE ZACHWYCONY! ALBO O, WIEM, ZABIERZ GO DO JAKIEJŚ SŁODKIEJ RÓŻOWEJ HERBACIARNI! ZABIŁBYM ZA JEGO MINĘ!

  — OKEJ, ROZUMIEM, TO PRZEŚMIESZNE — przerwał mu głośno nieco obrażony Eijiro, pomijając w myślach to, jak bardzo reakcja Rena była wyolbrzymiona, a przynajmniej dla niego. Cóż, chłopak potrzebował śmiechu, więc nawet takie bardzo poważne sprawy mogły mu się wydawać zabawne...

  — A żebyś wiedział!

  — Ren, cholera jasna, potrzebuję pomocy, no! — fuknął Eijiro, a Ren najwyraźniej uznał to za kolejną przezabawną rzecz, co już nieco zaczynało martwić. Musiał odreagować, jasne, ale co się stało, żeby aż tak...? To wcale nie było śmieszne! — Jak się czuje twoja babcia?

  Ren natychmiast przestał się śmiać. Przez moment milczał, aż w końcu powiedział cicho:

  — Jak zwykle.

  Eijiro miał ochotę się czymś uderzyć. Po co to mówił?! Na litość boską, przecież każdy głupi by się domyślił, że chodzi o nią albo o ojca! Teraz niepotrzebnie zepsuł mu humor, i po co? Żeby przestać robić z siebie kozła ofiarnego? Przecież tak naprawdę jakoś bardzo mu to nie przeszkadzało!

  — Przepraszam.

  — Za co niby? — I, zanim Eijiro zdążył coś powiedzieć, Ren dodał: — Nie musisz. To nieważne. Więc zadzwoniłeś po to, żeby pochwalić się randką? Gratulacje, wyrwałeś największego brzydala w Japonii. Chcesz, żebym wysłał wam jakąś kartkę z życzeniami?

  Eijiro wywrócił oczami, starając się powstrzymać irytację. Jak on to robił, że w jednej chwili potrafił wzbudzać współczucie, a w drugiej mordercze intencje? Kolejny dziedziczny talent?

  — Ren, to nie jest nieważne, jeśli chcesz... — spróbował, ale, czego oczywiście się spodziewał, znowu mu przerwano:

  — Nie, nie chcę. Serio, nie — dodał Ren, słusznie domyślając się, że gdyby tego nie zrobił, Eijiro znowu zacząłby go namawiać do otwartej, bardzo męskiej rozmowy.

  — Dobrze...

  — No, randka. Masz pomysł?

  — I tu zaczynają się schody. Pustka. — Sfrustrowany Eijiro przeczesał dłonią włosy. Przyzwyczajony do ciągłego trzymania ich na żelu w nocy miał zwyczaj ciągłego dotykania ich, co Katsuki już zaczynał mu wytykać, zazwyczaj łapiąc go wtedy za nadgarstki i dumnie oznajmiając, że teraz jego kolej.

  — Mam ci pomóc? — W głosie Rena było słychać niedowierzanie, a Eijiro z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że zadzwonienie było błędem, no bo kto by chciał planować randkę dla własnego kuzyna? To tak niezręczne i...

  — Um... Właściwie to...

  — Pewnie panikujesz, co? Błagam, nie pakuj się w garniak ani nic w tym stylu, bo on cię zje. Nie znam się na randkach, ale wiem, że cię zje, jeśli się odstrzelisz — zaczął Ren, a Eijiro chwilę zajęło przetrawienie nowej informacji.

  Więc co, tak po prostu się zgodził?

  — No tego się domyśliłem przecież. — Nie do końca, ale to zamierzał przemilczeć. A jeśli kiedyś pójdą do eleganckiego teatru albo na galę?

  Nie nie, jaką galę? Są za młodzi i zbyt mało rozpoznawalni, a gdy będą dorośli, wtedy pewnie, racjonalnie patrząc... nie będą już razem. A to, że Eijiro wciąż skrycie o tym marzył, to inna sprawa.

  — Mhm, jasne. Chciałeś zabrać go do opery?

  — Jakiej znowu opery? Nie, na frytki!

  Ren parsknął śmiechem, a Eijiro odniósł przykre wrażenie, że...

  — Nie wierzę. Nieważne, mów co chcesz. Frytki są okej, zgaduję. A potem?

  — Potem...?

  — Ile ty chcesz siedzieć przy stoliku?

  O tym faktycznie Eijiro nie pomyślał, ale odpowiedź nadeszła błyskawicznie. Dla Katsukiego nic nie było tak ekscytujące, jak rywalizacja!

  — Salon gier?

  — Niech będzie.

  Po jeszcze krótkiej burzy mózgów chłopcy razem doszli do wniosku, że właściwie i tak na pewno coś pójdzie nie tak, więc nie trzeba układać dokładnego planu. Zapytany o ulubione kwiaty Katsukiego, Ren wybuchnął śmiechem, a Eijiro potem długo próbował wytłumaczyć mu, że tylko żartował, co oczywiście zostało potraktowane z należytym powątpiewaniem. W końcu temat zszedł na, jakżeby inaczej, dziewczyny.

  — Byłeś kiedyś na randce?

  — Nie do końca — mruknął Ren, a Eijiro mógłby przysiąc, że zmarszczył brwi w charakterystyczny dla siebie sposób.

  — W sensie?

  — Normalnie nie mam czasu, ale... rok temu babcia zabrała mnie na takie przyjęcie. Poznałem dziewczynę, chyba miała na imię Kyoko? Całowałem się z nią wtedy, ale teraz nie utrzymujemy kontaktu.

  — Ładna była?

  — Przeciętna. Ale podobały mi się jej zęby. Jak z reklamy.

  Eijiro zamrugał kilka razy, po czym z kolei to on wybuchnął śmiechem, już niemal całkiem zapominając o późnej porze.

  — Może powinieneś zostać dentystą? Wyrywałbyś laski na teksty o zębach! Och, twoje siekacze są tak czarująco równe... — zaintonował przesadnie teatralnym tonem, na co Ren zareagował rozbawionym prychnięciem.

  — Tak, a zamiast kwiatów będę im dawał nici dentystyczne.

  — Miętowe!

  Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, a gdy w końcu zapadła cisza, obaj byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a przynajmniej tak zakładał Eijiro, który sam na pewno był dużo spokojniejszy niż przed rozmową. Kto by pomyślał?

  — Powiem ci potem, jak mi poszło — obiecał, ignorując stłumione: ,,Wcale nie chcę!". — Zadzwonię.

  — A wypchaj się, wiesz? Dobranoc.

  — Dobranoc.

  Eijiro miał wrażenie, że to nie ostatnia taka ich rozmowa i szczerą nadzieję, że się nie myli. Do łóżka położył się z uśmiechem. Jutro czekał go wielki dzień!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro