Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 ☀️ drobnymi kroczkami

  Eijiro cały weekend żył w stresie. To było głupie - przecież tym razem to nie on mógł cokolwiek spieprzyć, a właściwie nie mógł zrobić absolutnie nic, skoro był dobre kilkaset kilometrów za daleko. A mimo to... Czy Ren faktycznie dotrzymał obietnicy? A Marie Chatier zdołała przekonać Katsukiego? No i, nawet jeśli obaj się starali, wszystko poszło w porządku? Dwa wybuchowe charaktery to nie jest dobry przepis na spokojną rozmowę, a już zwłaszcza wtedy, gdy osoby nie za bardzo za sobą przepadają... Nie, nie, nie może tak myśleć, będzie dobrze. Zaufa im.

  — No nareszcie! — zawołał Eijiro z ulgą, gdy w niedzielę wieczorem zadzwonił do niego Ren. Wcześniej niby do akademika wrócił Katsuki, ale rozmowa z nim nie wchodziła w grę, zwłaszcza że wtedy natychmiast pomyślałby, że za przypuszczalną zmianą zachowania Rena stoi Kirishima.

  — Spieprzaj — burknął Ren, a choć po tym tonie wielu by się z nim nie zgodziło, Eijiro uznał, że ten na dziewięćdziesiąt procent jest zadowolony. No, może osiemdziesiąt dziewięć.

  — Jak było?

  — Katsuki domyślił się, że to wszystko to był twój durny plan! Co to w ogóle za pomysł: próbować godzić nas na siłę?! Przecież to od początku było bez sensu!

  Ale przecież...

  — Więc... nie wiesz nawet, co się u niego dzieje? Nic nie gadaliście? — zapytał zmartwiony, wciąż trochę nie dowierzając.

  Ren zamilkł na chwilę i pochylił się w krześle, przez co jego twarz zniknęła z pola widzenia. Gdy znów się w nim pojawił, wyglądał na jeszcze bardziej spiętego.

  — Troszeczkę.

— O czym? Co u niego?

  — Możesz sam go o to zapytać, nie? — warknął już trochę zirytowany Ren, a Eijiro westchnął ciężko, przeklinając te chroniczne w rodzinie Koyama zmienne nastroje. — Na pewno prędzej odpowiedziałby wprost, a nie na podchody.

  No dobrze, jego słowa swoją drogą (niestety miał trochę racji...), ale zachowanie Rena teraz było znacznie dziwniejsze i trudniejsze do zinterpretowania niż zawsze. Może faktycznie trochę więcej gadał z Katsukim? Może mniej? Skoro jednak kuzyni sobie coś wyjaśnili, to znaczyło, że przynajmniej raz czy dwa spotkali się, przypadkowo bądź specjalnie.

  — Obiecałeś.

  — Jezu. Trzymajcie mnie — mruknął Ren, oczywiście widocznie dramatyzując, o co Eijiro nawet nie był na niego zły - w końcu sam ostatnio aż zbyt często to robił, wyrabiając sobie niechciany nawyk. — Dobra! Niech ci będzie. Z Katsukim w porządku, wcale za tobą nie tęskni. Powiedział, że na ciebie nawrzeszczy za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Zrobił to?

  Eijiro nagle poczuł się całkiem bezsilny.
 
  — Nie zrobił...

  — Próbował chociaż?

  — Po czyjej ty jesteś stronie?

  — Jego, w tej jednej sprawie — przyznał Ren, a Eijiro zmarszczył brwi, wydając z siebie głośne i pełne urazy fuknięcie.

  — Zdrajca.

  — Wcale nie, poza tym tak czy siak ty tylko na tym korzystasz. Jeśli nie nakrzyczy, nic się nie stanie. Jeśli tak... cóż, masz pretekst do rozmowy z nim. — Ren wyszczerzył się szeroko, a Eijiro zrozumiał, że ten diabeł z piekła rodem musiał to w jakiś sposób planować, po prostu nie było innej opcji. Wszystko poszło po jego myśli, więc puszył się jak paw. Oczywiście.

☀️

  Minął tydzień, a Katsuki ani razu nawet nie spojrzał w stronę Eijiro, który, odbierając nowe wiadomości od Rena, między innymi o jego spotkaniu z panią Otake, podświadomie wciąż czekał tylko na ich rozmowę. Czy to tęsknota miała na niego tak silny skutek? Przywiązanie? Raczej nie powinien w ogóle się tym przejmować, tak też postanowił zrobić.

  Dopiero parę dni później, gdy głowił się nad zadaniem domowym z matematyki, zastanawiając się, czy nie poprosić o pomoc Yaoyorozu albo Midoriyi, bo każdy z jego obecnych najbliższych przyjaciół był takim samym kretynem jak on, gdy ktoś naprawdę głośno załomotał w jego drzwi.

  — Kirishima! — krzyknął Bakugo z taką złością w głosie, że Eijiro aż drgnął spanikowany, w myślach przeglądając wszystkie swoje ostatnie grzeszki, żeby móc zrozumieć, za co tym razem dostanie opieprz...

  Zeskoczył z łóżka, rzucając podręcznik na pościel i w mgnieniu oka znajdując się obok drzwi i otwierając je z niepewnym uśmiechem. Boże, Boże, Boże, czyżby to naprawdę była ich pierwsza rozmowa po kłótni? I znowu będą się kłócić?

  Wybitnie, zajebiście, po prostu aaaaaaaaaa!!!

  — Coś się stało, Bakugo? — zapytał Eijiro bardzo uprzejmie i spokojnie, czym chyba wprawił zdenerwowanego chłopaka w delikatne zmieszanie.

  — Ty... — zawahał się, dopiero po chwili wyraźnie podejmując decyzję, bo zmarszczył przy tym brwi. Można z niego było czytać w zasadzie jak z otwartej księgi. Eijiro nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, co wyraźnie rozsierdziło Bakugo. — Przestań się szczerzyć! I wtrącać w nie swoje sprawy.

  — Ale to ty pukasz? — Nie powinien teoretycznie żartować w takiej chwili, ale tym razem po prostu nie mógł się powstrzymać. Zgodnie z przewidywaniami, Bakugo tylko bardziej się wkurzył.

  — Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Coś ty w ogóle nagadał Marie?!

  — Stary, słuchaj, pół tonu ciszej — westchnął cierpiętniczo Eijiro, zamykając oczy. Nie rozumiał, czemu do cholery Bakugo mówił o tym teraz? Co, nagle mu się przypomniało? — I wejdź do środka, co będziesz tak stał w drzwiach?

  — Zaraz i tak idę, a tu nikogo nie ma — mruknął, znacząco rozglądając się po faktycznie pustym korytarzu.

  — W moim pokoju też nikogo nie ma, a tu zaraz ktoś może przyjść. Na przykład Shoji.

  — Nie, on zamknął się u siebie w pokoju.

  — Sprawdzałeś?

  — Widziałem.

  — Uhm. — Twarde spojrzenie Bakugo zmusiło Eijiro do poddania się, ale... to przecież było wręcz upokarzające. Zwykła kłótnia z Bakugo nie była niczym normalnym, ale taka z Kirishimą, i to jeszcze na oczach wszystkich chętnych... Przecież poza paroma wybranymi nikt właściwie nie wiedział, dlaczego przestali się do siebie odzywać...

  — Odpowiedz na pytanie, czemu do cholery rozmawiałeś z Marie?! I Renowi też coś nagadałeś, prawda? Masz przestać, to nie twoja sprawa!

  Eijiro nie zamierzał podchodzić do tej kłótni zbyt poważnie, ale ta uwaga nieco go dotknęła. Oczywiście, że trochę jego! W końcu dla rodziny Katsukiego poświęcił związek z nim... A teraz próbował częściowo przez nią go uratować. Już dawno zdecydowanie za bardzo się zaangażował, żeby to nie była jego sprawa.

  — Chcę, żebyście się pogodzili — przyznał w końcu, krzyżując ramiona na piersi i podnosząc dumnie wzrok, żeby móc posłać Katsukiemu surowe spojrzenie, bo groźnego zrobić nie mógł, nie umiał.

  — A ja nie! Dlatego masz przestać kombinować i knuć za moimi plecami, czaisz?!

  — Tak źle ci było choć raz normalnie porozmawiać z Renem?

  Katsukiego chyba trochę zatkało, bo odpowiedział dopiero po chwili, wbijając wzrok w podłogę:

  — Ma ciebie.

  — No super, ma, ale ja nigdy nie zastąpię mu ciebie. — Przecież czasami więzy krwi mają naprawdę dużo do powiedzenia... I Eijiro był po prostu przekonany, że w tym przypadku tak jest. Ren rozpaczliwie potrzebował chociaż jednej osoby z rodziny po swojej stronie. 

  — Bzdury.

  — Dobrze wiesz, że nie.

  Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, po czym Katsuki odwrócił wzrok pierwszy, z niechęcią pytając:

  — Więc nie zamierzasz odpuścić?

  — Nie.

  — Ja też. Zmuszę cię.

  — Możesz spróbować. — Eijiro uśmiechnął się szeroko, patrząc, jak Katsuki... też próbuje ukryć mały uśmiech, po czym szybko odwraca się i odchodzi, zamykając za sobą drzwi do swojego pokoju.

  Jak na nich i ich obecną, niezbyt ciepłą relację, ta rozmowa wcale nie była taka najgorsza...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro