3 ☀️ idealny dzień
— Nie my, tylko Kirishima — przyszedł Sero z czymś, co przecież miało być odsieczą, a było tylko kolejnym pogrążającym faktem. Na szczęście Eijiro nie musiał długo zastanawiać się nad wymówką.
— Nie mogłem się doczekać, aż was zobaczę, ludzie! — powiedział z uśmiechem, gwałtownie przyciągając do siebie przyjaciela i obejmując go w pasie. — Dwa tygodnie!
— TAK JEST! — podjął Mineta, który akurat schodził z góry i natknął się na nich przy wejściu do salonu. — CYCUSZKI!
— Ee... nie to miałem... — Ale nieporadne słowa Eijiro zagłuszył donośny śmiech Kaminariego i Jiro oraz głośne: ,,Zaklepuję!" Sero, który wyręczył rozzłoszczoną Tsuyu i starannie owinął mniejszego kolegę taśmą ze swoich łokci. Biedny Mineta nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę został uratowany przed straszliwym gniewem Ashido, która najpierw chyba chciała rozedrzeć go gołymi rękami, ale potem wyraz napięcia z jej twarzy znikł, a zastąpił go promienny uśmiech.
— Skoro tak tęskniłeś, Kirishima, musimy dzisiaj coś razem zrobić! Hej! — krzyknęła w kierunku reszty klasy siedzącej wygodnie na kanapach, w tym Uraraki i Todorokiego, którzy wbijali łakome spojrzenia w miejsce obok Midoriyi. — Zróbmy sobie wieczór gier!
— A co z nauką?! — oburzył się Iida, wyciągając przed siebie dłonie i zaczynając nimi poruszać w charakterystyczny dla siebie, robotyczny sposób.
— Poczeka!
— Nie możemy, pan...!
— WIECZÓR GIER, HURRA! — sprytnie wszedł mu w słowo Kaminari, natychmiast idąc w stronę schodów. — Planszówki czy...?
— Masz jakieś planszówki? — zdziwiła się Jiro, która podniosła się z miejsca przy stoliku obok Yaoyorozu i podeszła bliżej ich grupki. — Ty?
— No... nie. Ale ktoś chyba ma, co?
Okazało się, że faktycznie ktoś miał. Koda nieśmiało przedstawił im grę: ,,kurczaki i pisklaki", która nie wymagała myślenia, tylko mnóstwa szczęścia w rzucaniu kostką. Pomysł został odrzucony i biedne kurze dzieci nigdy nie dotarły do mety.
Na szczęście pozostała im jeszcze jedna opcja, ,,Monopoly" Yaoyorozu, tyle że... cóż, dość trudno jest grać w Monopoly w dwadzieścia osób. W ,,kurczaki i pisklaki" raczej też by było, ale wtedy akurat nikt o tym nie pomyślał.
— To co, turniej na PlayStation? — rzucił ktoś w końcu, a reszta sprytnie podchwyciła pomysł. Wyłonienie zwycięzcy metodą eliminacji już nieraz się sprawdzało w ich klasowych grach, postanowiono więc wspólnie, że nie będą się męczyć wymyślaniem nowej i po prostu perfidnie ją skopiują.
— Kirishima, idź po Bakugo. — To Ashido, a może Uraraka lub Jiro? Eijiro nie wiedział, już biegł na górę.
Wszyscy wiedzieli, że kto jak kto, ale Katsuki szansy na zwycięstwo nie przepuści. Tym razem Eijiro, który w grach video nigdy specjalnie dobry nie był, bo w dzieciństwie zdecydowanie bardziej wolał zabawy na świeżym powietrzu, miał mu kibicować z jeszcze większą dumą.
— Chodź na dół! — zawołał już od progu pokoju chłopaka, po chwili podchodząc bliżej i łapiąc go za podbródek, po czym unosząc nieco do góry.
Katsuki odłożył podręcznik i bezceremonialnie przybliżył się, żeby złożyć szybki pocałunek na jego ustach.
— Coś mówiłeś?
Och, cholerny..., przemknęło Eijiro przez myśl, bo teraz zaczął się wahać. A gdyby tak zostać? Mogliby iść wcześniej spać, rozmawiać pod pierzyną...
Nic tam, mają przecież tak dużo czasu. Eijiro bardzo chciał nacieszyć się słodkimi chwilami z Katsukim, ale nie zamierzał pozwolić, żeby ten związek w czymkolwiek mu przeszkadzał. To miało być coś miłego. Cudownego. Absolutnie nigdy nie chciał wybierać.
— Na dole robimy turniej gier, chodź pokonać Todorokiego. — Ten charakterystyczny błysk w oku oznaczał zwycięstwo. Eijiro uśmiechnął się lekko.
— Chodźmy.
☀️
— OSZUKIWAŁEŚ, ZASRANY OGONOWCU! — wrzasnął Katsuki na Oijiro, gdy po kilku pełnych napięcia sekundach otrząsnął się z szoku po swojej niespodziewanej przegranej. Do tej pory szedł jak burza, pokonując nawet Kaminariego...
— Niby jak? — prychnął Oijiro, zakładając ręce na piersi, a Eijiro przyznał mu rację. Z czujnym Katsukim obok i niemal całą resztą klasy oglądającą starcie naprawdę trudno byłoby choćby rozkojarzyć przeciwnika bez zgodnego buczenia widowni, w tym samego Eijiro, który najpewniej z poczucia obowiązku wyłby najgłośniej. W końcu musiał dopingować swojego chłopaka po tym, jak sam odpadł w zaledwie drugiej rundzie, grając przeciwko Tokoyamiemu...!
— NIE WIEM, TO BYŁO USTAWIONE!
Oijiro westchnął ciężko, po czym wstał z dywanu, triumfalnie unosząc ręce do góry.
— Wygrałem z Bakugo!
— NIE! — krzyknął Katsuki.
— TAAAAK! — ryknęła zgodnym chórem ponad połowa zebranych, w tym Todoroki, choć jego ryk był właściwie mruknięciem, a nawet jak na mruknięcie radosna ekspresja w jego wykonaniu była dość uboga.
Eijiro stłumił śmiech, przenosząc spojrzenie z powrotem na Katsukiego, który z wściekłością odłożył pad na bok i bezceremonialnie zepchnął (po usilnych błaganiach rozwiązanego) Minetę z kanapy, żeby móc z obrażoną miną opaść na jego miejsce i spode łba obserwować wiwaty kolegów.
— Pokonałeś Todorokiego — przypominał Eijiro półgłosem, ostrożnie przysiadając się obok. Zawsze tak robił, prawda? To nic dziwnego, że chce pocieszyć... przyjaciela.
— Był beznadziejny, co to za wygrana?! — fuknął Katsuki, oczywiście mając sporą rację. Szczerze powiedziawszy, chłopak grał tak, jakby pierwszy raz trzymał kontroler w ręce. Być może nawet naprawdę tak było.
— Jakaś zawsze — mruknął Eijiro, rozglądając się niepewnie, zanim przysunął się nieco bliżej, dosłownie na granicy normalnego dla przyjaciół dystansu. Chyba. — Poza tym Oijiro wygrał tylko kilkoma punktami. A ty mężnie nie zacząłeś się z nim bić. Jesteś najlepszy.
Katsuki co prawda wywrócił oczami, ale ten cień uśmiechu na jego ustach był aż zbyt charakterystyczny. Poprawienie humoru swojemu chłopakowi Eijiro mógł uznać za odhaczone. Być może naprawdę powinien założyć jakaś listę rzeczy do zrobienia w związku?
— Uwaga! Cieszcie się jeszcze, ale nie zapominajcie o nauce! — zastrzegł Iida, co robił niemalże co pięć minut. Eijiro ta regularność przerażała, bo, kurczę, jak dobre poczucie czasu może mieć ten koleś?! Przecież nie liczy każdej sekundy...! Chyba.
— Herbatka dla wszystkich! — skontrowała jego słowa Yaoyorozu, najlepsza wiceprzewodnicząca na świecie, już po chwili faktycznie racząc wszystkich aromatycznym napojem i jak zwykle obrzucając ich gąszczem nie do końca potrzebnych ciekawostek.
— Chodźmy już — zaczął narzekać Katsuki jakieś piętnaście minut później, a Eijiro po kolejnych takich jękach doszedł do wniosku, że chłopak momentami potrafił być bardziej upierdliwy od najupierdliwszego dzieciaka... dlatego w końcu uległ.
— No i co chcesz teraz robić? — zapytał, gdy po pożegnaniu ze wszystkimi wrócili do pokoju Katsukiego.
— No jak to, co? — Chłopak spojrzał na niego jak na idiotę. — Spać.
No jasne, jest prawie dwudziesta pierwsza. Musi być wyczerpany, zauważył kąśliwie w myślach Eijiro, wywracając oczami.
— W ferie wytrzymywałeś dłużej...
— Jutro jest szkoła, debilu.
— No dobra, ale tak wcześnie...?
— Jak coś ci się nie podoba, to tam są drzwi, zapraszam kurwa wypierdalać! — burknął Katsuki, obrzucając go złym spojrzeniem, na co chłopak westchnął cicho. No tak, po tej przegranej oczywiście będzie marudny i drażliwy do granic możliwości...
Eijiro bardzo nie chciał spać sam. Mimo drobnych zgrzytów i świadomości, że niedługo będzie musiał iść do szkoły na spotkanie ze znienawidzoną matematyką, ten dzień był idealny. Kto by pomyślał, że Katsuki Bakugo samą obecnością będzie tak poprawiał mu humor... Ach, zakochani ludzie są tacy głupi...
— Dobra, idziemy spać — uległ w końcu, a gdy spakował się i przebrał w piżamę, faktycznie wrócił do pokoju Katsukiego, który... już smacznie drzemał przykryty kołdrą tylko do połowy kostek. Eijiro najpierw trzy razy sprawdził, czy drzwi na pewno są zamknięte na klucz, a potem uśmiechnął się delikatnie, naciągając materiał też na jego stopy.
— Słodkich snów, dzieciaku — mruknął z zadowolonym uśmieszkiem, kładąc się obok i obejmując chłopaka jednym ramieniem.
Zamknął oczy, a choć wiedział, że zaśnie raczej nieprędko, był naprawdę zadowolony. Włosy Katsukiego delikatnie łaskotały go po twarzy, ale miały taki przyjemny, słodki zapach. Karmel, w tym pokoju wszystko pachniało karmelem.
Eijiro mógłby tak zasypiać co noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro