Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 ☀️ niekochane dzieci

  Tego dnia nie było specjalnie gorąco, ale gdy Bakugo wszedł do namiotu Marie Chatier, przekonał się, że jest w nim niebotycznie wręcz duszno. Sądząc po tym, jak dziewczyna wachlowała się złożoną na wpół kartką z wypisanymi horoskopami po twarzy, najprawdopodobniej ona też tak sądziła. Miała przymknięte oczy i widocznie umierała od zaduchu, ale mimo to uparcie trwała na miejscu i czekała na potencjalnych klientów.

  — Proszę się rozsiąść, duchy... — Otworzyła jedno oko, po czym zrzedła jej mina. — No nie, to ty.

  — Spieprzaj — fuknął Katsuki, rozsiadając się wygodnie na stosie poduszek z frędzlami i posyłając jej naburmuszone spojrzenie. — Po co w ogóle jeszcze to robisz?

  — Pytałeś już. Dla pieniędzy, czego innego?

  — Po co ci pieniądze, mieszkasz sama czy jak? — Mimo że każda próba dowiedzenia się czegoś więcej o Marie póki co kończyła się fiaskiem, Katsuki nie zamierzał się poddawać. To nie fair, że ona tyle o nim wiedziała, a on o niej prawie nic.

  — Nie mieszkam, ale zamierzam — ucięła temat, zaczynając tasować karty wprawnymi ruchami. — Partyjkę?

  — A to nie te do wróżenia?

  Zerknęła na karty zdezorientowana, po czym skinęła głową i odłożyła talię na bok, sięgając po kolejną.

  — Faktycznie.

   — Skąd w ogóle wzięłaś ten namiot? Poważnie, zaraz się ugotuję i wysadzę go w powietrze.

  — Jeśli taki masz zamiar, wyjdź, bo wydałam na niego wszystko, co zarobiłam — burknęła, a Bakugo nasunęło się kolejne pytanie: jak zarobiła?

  Może jednak była prostytutką? W końcu przy ich pierwszym spotkaniu, hm... Chociaż mówiła, że to tylko droczenie się.

  Teraz w sumie nie miałby nic przeciwko, gdyby chciała się z nim trochę podroczyć. Gdy spod długich rzęs wpatrywała się w niego tym znudzonym spojrzeniem i tasowała karty, była naprawdę, naprawdę ładna.

  — O czym myślisz? — zapytała w końcu nieco poirytowana, a on uśmiechnął się drwiąco, w duchu trochę ciesząc się, że jednak nie jest do końca prawdziwą wróżką.

  — Nie widzisz?

  — Przestań, dobrze wiesz, że tego nienawidzę — burknęła, rozdając karty i chowając połowę twarzy za swoją talią. — Ja zaczynam.

  Katsuki miał dobre karty, ale Marie była silną przeciwniczką, zwłaszcza na trzeźwo (a teraz chyba trzeźwa była, w każdym razie nie czuł alkoholu), poza tym oszukiwanie z jej Darem przychodziło jej nadzwyczaj łatwo. Mimo to, postanowił wygrać.

  — Coś cię męczy — stwierdziła niby od niechcenia gdzieś w połowie tury, gdy głowił się nad tym, jak tu zakończyć jej chwilową oczywiście przewagę. — Dawno nic nie mówiłeś o swoim chłopaku — dodała, a wtedy Katsuki zesztywniał, wbijając wzrok w karty i zaciskając usta w wąską linię.

  Nie po to tu przychodził, żeby o nim myśleć...!

  — Trafiłam, hmm? — wymruczała, mrużąc oczy i w tym momencie naprawdę wyglądając jak rozbawiony kot z tymi jej wąskimi źrenicami i stylizowanymi na kocie uszka koczkami na głowie.

  — Zerwaliśmy przed przerwą.

  — Wow, nie spieszyłeś się z nowinkami. — W jej głosie wybrzmiała nutka irytacji, ale nie wydawała się być zła... tyle że Katsuki nigdy nie był zbyt dobry w odczytywaniu cudzych emocji i nie mógł wiedzieć na pewno.

  — Twój ruch.

  Przez chwilę grali w milczeniu, a napięcie między nimi było wręcz namacalne. Czekał na to, gdy zada to pytanie, a ona chyba próbowała schować jedną z leżących na stole kart tak, żeby nie widział. Gdy przyłapał ją na oszustwie, uśmiechnęła się niewinnie i zapytała:

  — Dlaczego zerwaliście?

  — Nie odpuścisz? — mruknął, starając się udawać bardziej rozzłoszczonego niż był w rzeczywistości.

  — Przecież wiesz.

  Chyba chciał jej powiedzieć. Gdyby nie chciał, oczywiście od razu by na nią nawrzeszczał i wyszedł bez słowa, ale... nawet po tych dwóch tygodniach uświadomienie sobie, że to naprawdę koniec, było ciężkie. Może powiedzenie tego na głos wreszcie wbije mu to do tego tępego łba, może przestanie czekać na powrót Kirishimy jak ostatni dureń...!

  Więc opowiedział o tym, jak się zeszli, o przyjaźni Rena z Eijiro, o chorobie babci i swojej zazdrości, o pogrzebie, a wreszcie i o samym zerwaniu. Dziewczyna słuchała, popijając wino z butelki, którą w międzyczasie wyciągnęła z torby rzuconej gdzieś w odmęty namiotu.

  — Skąd bierzesz alkohol? — zapytał na koniec, dochodząc do wniosku, że jednak nie chce rozmawiać z nią o Eijiro. Uniosła brew, i już wiedział, że zorientował się za późno.

  — Kuzyn mi kupuje. Albo sama to robię, czasem biorą mnie za starszą. Ale nie zmieniaj tematu.

  — Mieszkasz z kuzynem?

  — Bakugo.

  Prychnął i odwrócił wzrok. Jej spojrzenie przewiercało go na wylot, aż w końcu nie mógł wytrzymać i krzyknął:

  — O co ci chodzi?!

  — O nic, zastanawiam się tylko, dlaczego właściwie masz tak złą relację ze swoim kuzynem — odparła chłodno, marszcząc brwi. — Bo z tego, co powiedziałeś, wnioskuję, że to wy jesteście głównym problemem. Gdyby nie to, nigdy nie byłbyś tak zazdrosny o ich relację. I bardziej byś się przejmował jego sytuacją.

  — Czekaj, bierzesz jego stronę?!

  — Twojego byłego nie. Kuzyna tak. — Kurwa, co? — Skoro naprawdę nie ma nikogo, a ty faktycznie skupiłeś się tylko na jego relacji z...

  — Mówisz jak Kirishima!

  — Nie, mówiłeś, że on twierdził, że skupiasz się tylko na sobie, a ja, że tylko na nim. Kuzyna przez ten cały czas miałeś w dupie, nie? — Nie podobało mu się to chłodne spojrzenie. Co w nią nagle wstąpiło?

  — Nie moja wina, że starzy go nie kochają! Może uciec, jak mu się tak źle żyje! — warknął i dopiero po chwili zrozumiał, że popełnił błąd. Marie odsunęła się od niego gwałtownie, wyglądała na oburzoną.

  — A czyja, jego? Myślisz że to wina dziecka, że urodziło się w takiej, a nie innej rodzinie?! Co ty kurwa możesz wiedzieć o tym, jak trudno jest podjąć decyzję o porzuceniu wszystkiego, co się ma! — Czy ona wciąż mówiła o Renie? Wyglądała na autentycznie wściekłą, a gdy Katsuki spojrzał na jej dłonie, pomyślał, że gdyby zechciała, mogłaby mu wydrapać paznokciami oczy.

  — Bo ty go kurwa tak dobrze rozumiesz?!

  — Wygląda na to, że lepiej niż ty! — wycedziła, mrużąc wściekle oczy, a Katsukiemu w głowie zaświtało wyjaśnienie jej dziwnego zachowania. A co, jeśli ona sama...?

  — Jak zarobiłaś na ten namiot? — wypalił bez większego zastanowienia, wyraźnie wytrącając ją z równowagi.

  — Co? Um, no... — Przez moment bezradnie rozglądała się po wnętrzu. — No... we Francji pracowałam jako modelka. I brałam udział w konkursach, bo moja matka chciała, żebym... — Umilkła, zaciskając usta w wąską linię. — Będę się już zbierać. Więc ty też.

  Och, wyganiała go. No tak, oczywiście, zawsze zakichany Ren wszystko mu psuł. Katsuki chwycił swoje rzeczy i już miał wyjść, gdy do głowy przyszło mu jeszcze jedno pytanie:

  — Czy ty porzuciłaś wszystko, co miałaś? — Spojrzał przez ramię, napotykając jej poważne spojrzenie. Przez chwilę milczała, po czym skinęła głową.

  — Tak jakby. Ale radzę sobie. — Odwróciła wzrok i Katsuki uznał to za sygnał do wyjścia.

  Gdy wyszedł z namiotu, odetchnął głęboko. W środku faktycznie było bardzo duszno. Ruszył powoli między straganami, zastanawiając się nad tym, co powiedziała Marie. Czy naprawdę doświadczyła tego, co Ren? Może faktycznie zrobiła to, na co on jeszcze nie ma odwagi. Może jej rodzice też nie kochali i to nie była jej wina.

  A on? Chyba powinien to przemyśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro