Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 ☀️ zanim odejdziesz

  Katsuki i Marie Chatier rozstali się niedługo po wyjściu z restauracji. Dziewczyna widocznie wyczuła zmianę w jego nastroju, ale też, jak mówiła, musiała wreszcie wrócić do roboty, bo przecież nawet fanatykom czasem kończy się cierpliwość, a kobieta na wiadrze raczej nie była tego wyjątkiem.

  — Jutro raczej też będzie gorąco — rzuciła mimochodem, gdy odprowadził ją do namiotu. — A spacerowanie samej jest nudne.

  Skinął głową na znak, że zrozumiał aluzję, po czym poczekał jeszcze, aż Marie Chatier i jej klientka wejdą do namiotu, zanim sam odszedł niespiesznym krokiem. Chyba nie chciał jeszcze wracać, miał przeczucie, że znów zacznie kłócić się z Eijiro. Nie chciał nawet o nim myśleć (i o tym, że znowu będzie siedział w pokoju cały dzień i rozmawiał z Renem, i znowu, i znowu), wbijał więc wzrok w chodnik i liczył rozcięcia w płytkach. Kiedy był mały, zawsze wmawiał sobie, że gdy na taką nastąpi, będzie miał pecha. Ile to się uzbierało przez te wszystkie lata...

  Być może jego zazdrość była tak samo irracjonalna. Może jednak przesadzał. Eijiro był lepszym przyjacielem niż chłopakiem, to już wiedział, ale... sam był beznadziejny w obu przypadkach, więc chyba nie mógł aż tak wybrzydzać. Chyba nawet nie powinien, bo wiele już razy deklarował wszem i wobec, że nienawidzi hipokrytów, a tu proszę. Mówienie czegoś takiego najwyraźniej samo w sobie było hipokryzją.

  Gdy doszedł do akademika nieco okrężną drogą, nieco się już uspokoił. Był pewien, że gdy tylko zobaczy telefon Eijiro, wszystko wróci do niego z taką samą siłą - hej, nie był cudotwórcą - ale póki co chciał chociaż udawać, że jest okej. Może nawet przywitać się ze swoim chłopakiem normalnie, kto wie. Może oszczędzić mu oburzonego: ,,Kto ci pozwolił mówić o czymkolwiek Todorokiemu?".

  Stanął pod drzwiami swojego pokoju na szczęście niezaczepiony przez nikogo. (Chociaż może to pech, może ten jeden raz inni by się przydali, żeby mógł się na nich wyżyć przed konfrontacją z Eijiro). Ze środka przez drzwi słychać już było głos chłopaka, dziwnie cichy jak na to, że ściany w akademiku były niestety dość cienkie.

  Jeden głęboki wdech, policzenie w myślach do pięciu w tył (choć nigdy nie działało), zmarszczenie brwi. Katsuki wszedł do środka.

  Eijiro siedział na łóżku z twarzą odwróconą do okna. Bezustannie drżącym głosem szeptał coś do telefonu, coś, co brzmiało jak: ,,Przyjadę, obiecuję". Gdy usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi, odwrócił głowę i spojrzał na Katsukiego, który momentalnie poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował.

  Co się stało? Dlaczego Eijiro płakał?

☀️

  Katsuki od rana był jakiś nieobecny (choć wciąż spali razem, właściwie zachowywali się tak, jakby było całkiem odwrotnie), ale Eijiro postanowił zostawić go w spokoju. Bał się kolejnych kłótni, choć może nie było to zbyt męskie podejście. Ale czy psucie sobie relacji z tak ważną osobą było? No właśnie. Dlatego też nawet popołudniu, gdy ten wyszedł, Eijiro nie zapytał, gdzie. Udawał, że się uczy, tak naprawdę zerkając co chwilę na telefon, bo, po pierwsze, jego uzależnienie znowu dawało o sobie znać, a po drugie... Ren nie dawał po sobie znaku życia, mimo że w ten dzień nie powinien być w szkole. Być może wcześniej pojechał do szpitala? Ale czy w ogóle wolno było mu to robić?

  W końcu napięcie stało się nie do wytrzymania, a wmawianie sobie, że nic się nie dzieje, nie pomagało. Eijiro z ciężkim westchnieniem jeszcze raz sprawdził, czy może jakimś dziwacznym przypadkiem nie przegapił jakiejś wiadomości, po czym zrezygnowany postanowił zejść ja dół i tam ewentualnie wdać się z kimś w rozmowę, żeby choć na moment zapomnieć o Renie. Odłożył telefon, za bardzo by go rozpraszał.

  W salonie było kilka osób, w tym Todoroki, który jednak niestety chyba właśnie wychodził, co Eijiro przyjął z pewnym rozczarowaniem. On wiedział na tyle dużo, że rozmowa z nim przychodziła teraz dużo łatwiej niż z, chociażby, Midoriyą czy Ashido.

  Zmarszczył brwi i jeszcze raz wzrokiem łowcy wypatrującego zwierzyny rozejrzał się po pokoju. Naprawdę będzie musiał wrócić do siebie? Z drugiej strony, może powinien sprawdzić, czy przez te kilka minut nie wydarzyło się nic nowego...

— Kirishima, stary, wyszedłeś z jaskini! — parsknął właśnie wchodzący do salonu Kaminari, którego ramię natychmiast oplotło szyję Kirishimy, żeby dłoń mogła zawisnąć bezwładnie z drugiej strony, podczas gdy jej bliźniaczka zataczała właśnie krąg w powietrzu. — Patrz, jaki świat jest piękny poza ekranem. Rozkoszuj się nim!

  — Nie interesuje mnie biust Yaoyorozu, dzięki — westchnął Eijiro, widząc, gdzie szybko powędrował wzrok jego przyjaciela.

  — Wolisz Jiro?

  — Kaminari, przysięgam, zaraz sobie pójdę — żachnął się, nie mając najmniejszej ochoty na tego typu konwersację. Rany, ci hetero faceci...

  — Dobra, dobra, bez spiny, nie uciekaj! — niemal wszedł mu w słowo przyjaciel, używając prawdopodobnie nadludzkiej siły, żeby wbrew jego woli ruszyć Kirishimę z miejsca i pociągnąć go za sobą w stronę schodów. — Z Ashido i Sero mieliśmy grać w planszówki, zagrasz z nami.

  — Skoro macie grać, to po co w ogóle wyszedłeś? — zapytał przytomnie Eijiro, a wtedy Kaminari westchnął zdziwiony i przybił sobie piątkę z czołem przy akompaniamencie donośnego plaśnięcia.

  — Zapomniałem o paluszkach. Czekaj tu sekundę.

  Sekunda naturalnie nie była sekundą, a dwiema minutami, które Eijiro spędził na bezustannym myśleniu o Renie, który być może teraz właśnie liczył na jego odpowiedź. Zaczynanie gry bez telefonu obok to chyba nie najlepszy pomysł...

  — Mam! Chodźmy. — Kaminari wszedł idealnie na czas, żeby pokrzyżować plany Kirishimy. Potem już bezceremonialnie wciągnął go na wyższe piętro, gdzie pokój miał Sero.

  W środku siedziała już Ashido, która energicznie tasowała karty zadań do jednej z planszówek. Obok Sero opychał się żelkami, co jakiś czas podając jej jednego. Śmiali się z czegoś, zapatrzeni w siebie do tego stopnia, że moment zajęło im zauważenie wejścia Kaminariego i Eijiro. Zdecydowanie jednak pomógł im w tym oburzony okrzyk blondyna.

  — Chowaliście przede mną żelki?!

  — Nawet nie wiedziałem, że je mam, serio, Ashido je znalazła, Kaminari, uspokój się! — wrzasnął rozpaczliwie Sero, zrywając się na równe nogi i unosząc do góry paczkę, tym samym brutalnie wykorzystując przewagę wzrostu nad rozwścieczonym przyjacielem.

  — Bo ci uwierzę, zdradziecki...!

Eijiro patrzył na nich z uśmiechem, choć sam... czuł się naprawdę okropnie. Nie na miejscu. Czemu? Przecież byli jego przyjaciółmi. Tyle razy śmiał się razem z nimi, a teraz, sztywno stojąc w drzwiach... teraz czuł, że przeszkadza. Zacisnął dłonie w pięści, starając się odsunąć od siebie złe myśli. Pożytku mu nie przyniosą...

   — Dość, bo zjem wam wszystkie paluszki! — Ashido musiała naprawdę głośno ryknąć, żeby przekrzyczeć wciąż hałasującą dwójkę. — Kirishima, grasz z nami?

  — Um... — Uśmiechnął się niepewnie, a jego myśli jeszcze raz uciekły do wizji zostawionego na górze telefonu. Teoretycznie mógłby po niego szybko skoczyć, ale wtedy raczej nie byłby w stanie zmusić się do wrócenia... — Dobra.

  Koniec końców naprawdę dobrze się bawił. Może i kilka razy przyłapał się na myśleniu o Renie, ale poza tym był głośny jak zawsze, a początkowo odczuwana przez niego zmiana jakby się zatarła. Gdy jednak skończyli wyjątkowo brutalną rozgrywkę w Monopoly (mistrz zbrodni Kaminari po kryjomu zwędził niebotycznie wysoką kwotę pieniędzy i, gdy na sam koniec ze łzami w oczach wyznał swoje grzechy, musiał zostać za to ukarany ukamieniowaniem przy pomocy poduszek), Eijiro nie mógł dłużej usiedzieć na miejscu.

  — Ooooch? Ale przecież mamy cały dzień! — jęknęła rozczarowana Ashido, a przepraszający uśmiech chyba jednak jej nie wystarczył. — Musisz obiecać, że jeszcze wrócisz!

  Eijiro westchnął cicho, ale w końcu dał się przekonać i skinął głową. Po schodach wręcz pobiegł na górę, a do pokoju wpadł nieco zdyszany, po to, by zaraz odkryć, że przegapił jedno jedyne połączenie od Rena. I jedną wiadomość.

  ,,Babcia umarła rano. Zadzwoń, jak będziesz mogl rozmawixc"

Co?

  — Nie — wyrwało się Eijiro, gdy w szoku próbował przetrawić to, co przeczytał. Przecież... przecież jeszcze wczoraj podobno czuła się całkiem dobrze, co się zmieniło?!

  Boże. Boże, Ren.

  Drżącymi rękami wybrał numer, który znał już na pamięć. Co powinien powiedzieć? Panika powoli zaczęła mu przeszkadzać w myśleniu, a to źle, bardzo źle, teraz Ren najbardziej potrzebował jego pomocy... Jeden sygnał, drugi, trzeci...

  — Eijiro — jego głos był wyraźnie ochrypły od płaczu, ale chyba się nie łamał. Ile godzin minęło? Sześć, pięć, mniej?

  — Ja... Tak bardzo... — Przykro mi? Współczuję? Tak, kurwa, jasne. — Jak się dowiedziałeś?

  — Pojechałem tam rano. Nie chcieli mnie do niej wpuścić. — Ren chyba próbował prychnąć, ale tym razem już głos mu się załamał, a z gardła wyrwał cichy szloch. — P-przepraszam.

  — Nie przepraszaj, cholera, jeśli jest coś, co mogę...

  — Nie rozłączaj się. Proszę.

  — Nie rozłączę.

  Przez następną godzinę tak naprawdę nie rozmawiali. Eijiro siedział oparty o ścianę i wbijał wzrok w swoje dłonie, ale widok częściowo przesłaniały mu łzy, które wstrzymywał tylko resztkami silnej woli. Słyszał, że Ren płacze, i nie chciał, by w razie potrzeby głos i mu odmówił posłuszeństwa.

  Tak naprawdę nie znał pani Chizuru, ale i tak czuł się okropnie. Jego przyjaciel stracił tak ważną dla siebie osobę, a jedyne, co Eijiro mógł dla niego zrobić, to to głupie podtrzymywanie znikomego połączenia. Nie mógł nawet go zobaczyć, bo Ren po prostu nienawidził rozmawiać na kamerce, a teraz pewnie tym bardziej nie chciał się pokazywać, nie w takim stanie.

  — Przyjedź na pogrzeb — poprosił Ren cicho, a Eijiro natychmiast się zgodził, bo myślał od tym już od jakiejś chwili. Poprosi panią Mitsuki, żeby pozwoliła mu pojechać z nimi. Musi być tam dla Rena, musi.

  Miał przeczucie, że teraz wszystko się zmieni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro