Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 ☀️ zła wiadomość

  Katsuki do akademika wrócił w nieco lepszym humorze, co jednak nijak nie sprawiło, że poczuł się lepiej niż zazwyczaj, gdy zobaczył, że Eijiro wciąż siedzi na swoim telefonie i ze zmarszczonymi brwiami z zawrotną prędkością wypisuje coś na klawiaturze.

  — Uzależniony —mruknął pod nosem i dopiero gdy chłopak to usłyszał, podniósł wzrok i uśmiechnął się blado.

  — Jasne. Co robiłeś?

  O, więc jednak się zainteresował. Niespotykane, pomyślał Katsuki. Szkoda tylko, że też równie problematyczne.

  ,,Cóż, włóczyłem się po jarmarku bez portfela, potem jakaś wróżbitka wariatka zaciągnęła mnie do swojego namiotu. Najpierw myślała, że próbuję ją zgwałcić, potem chciała zgwałcić mnie, a potem okazało się, że może i jest wariatką, ale nie jest najgorsza i w sumie to chyba jutro przyjdę się z nią spotkać, bo ty masz mnie w dupie i chcę sobie udowodnić, że jestem ponad to."

  Uświadomienie sobie prawdy nieco ubodło ego Katsukiego, który natychmiast nieprzyjemnie się skrzywił, co z kolei wyraźnie już od początku zaniepokojony Eijiro (coś z Renem znowu?) natychmiast zauważył i zmarszczył brwi.

  — Stało się coś złego? Nic ci nie jest?

  — Nic — prychnął ze zniecierpliwieniem Katsuki. To tylko ego. Nieco nadwrażliwa duma, bo być może nie był tak bardzo niezależny jak mu się wydawało, a bez Eijiro nawet nie chciało mu się kontaktować z ludźmi wokół. — Chodziłem. Nic się nie działo.

  — Aha... A coś z tym portfelem może? Chciałeś coś kupić?

  — Nie.

  — Miałem do ciebie zadzwonić wcześniej, ale... — Wykonał jakiś nieokreślony ruch ręką, a Katsuki zastanawiał się, czy od teraz powinien interpretować go i jemu podobne jako ,,no wiesz, Ren". — No i jakoś zapomniałem. Dobrze, że zadzwoniłeś.

  — Myślałem, że ktoś go ukradł. — Albo mógł ukraść. Katsuki nawet nie próbował ukryć irytacji w swoim głosie.

  — Wybacz... — Eijiro zdawał się czuć autentycznie winny i Katsuki już był skłonny gdzieś podświadomie być może wszystko mu wybaczyć i rzucić się mu w ramiona jak te wszystkie księżniczki Disneya, których imion nie znał, bo przecież nie oglądał nigdy takich nudnych bajek, ale Eijiro znów zerknął na telefon, a cały czar prysł. Być może nawet korzystnie dla Katsukiego, bo takie rzucanie się w ramiona to przecież wstyd.

  — Idę na siłownię.

  — Też powinienem — mruknął Eijiro kilka minut później, gdy Katsuki już gotowy do wyjścia bez skrupułów i zbędnego przeciągania powiedział mu o swoim błyskotliwym jednoelementowym planie.

  O dziwo wyjście z pokoju minęło im bez żadnych przeszkód, no może z wyjątkiem tych częstych momentów, gdy Eijiro z markotną miną sprawdzał wiadomości, i z jeszcze bardziej smętną odkrywał brak jakiejkolwiek od Rena.

  — Uspokój się, nie jest tak uzależniony jak ty — burknął Katsuki, decydując, że gdy tylko następnym razem spotka się z Renem w twarzą w twarz, wygarnie mu wszystko, co go dręczy, z naciskiem na odbijanie cudzych partnerów.

  Przede wszystkim jednak chciał na kuzyna nawrzeszczeć przez jego bezsilność i bezczynność. Z perspektywy Katsukiego to Eijiro zawsze dzwonił pierwszy i pisał, zawsze bardziej się martwił i starał. Skoro Ren już tak bardzo chciał się mieszać w tę wołającą o pomstę do nieba relację, mógłby to chociaż robić poprawnie. Sam dawać coś od siebie, nawet jeśli teoretycznie kontakt utrzymywał się i bez tego.

  — Weź przestań wreszcie — burknął Eijiro, a Katsuki z trudem powstrzymał malujące się na twarzy zdziwienie. Normalnie by się zaśmiał. Na bank.

  Dalej szli w milczeniu, a choć Katsuki zastanawiał się, czy nie zapytać po prostu, co się właściwie stało, przez dłuższy czas milczał godnie, jedynie ze złością zerkając na Eijiro, któremu najwyraźniej Ren wreszcie odpisał, co jednak wyraźnie nie poprawiło mu humoru. Podejrzane na tyle, że Katsuki, choć oczywiście całkiem niezainteresowany sprawami swojego durnego kuzyna, nie wytrzymał i niby mimochodem rzucił:

  — Idiota coś odwalił?

  — Co? — Eijiro uniósł brew, nie odwracając nawet wzroku od ekranu, co jeszcze bardziej ubodło już i tak naruszone ego Katsukiego. Może i dobrze, że Eijiro nie patrzył, bo uszy jego chłopaka pewnie były teraz całe czerwone, a mina tak kwaśna, że aż przykro patrzeć.

  — Pytałem, czy — Boże, to musiało zabrzmieć tak, jakby faktycznie się martwił, a przecież się nie martwił — może coś się stało. — Starał się włożyć w swój głos jak najwięcej chłodnej obojętności, ale nie miał pojęcia, czy mu się to udało, zwłaszcza teraz, gdy jego myśli (i uszy) płonęły.

  — Och, no tak. — Eijiro westchnął ciężko, kręcąc głową. — Niestety jego babci się pogorszyło. Boi się, że faktycznie może się coś stać i sam już nie wiem, co pisać, żeby...

  Ale Katsuki go nie słuchał. Nagle z niewiadomych powodów poczuł się tak, jakby Eijiro mocno go uderzył, a wraz z tym bezpowrotnie stracił jakiekolwiek chęci pójścia z nim na siłownię czy gdziekolwiek w ogóle.

  Jego babci?

  — Aha. — Stanął, co Eijiro zauważył dopiero po chwili, a wtedy odwrócił wreszcie wzrok od ekranu, żeby posłać mu pytające spojrzenie.

  — Co jest?

  — Idź sam, odechciało mi się.

  — Tak nagle?

  — Mhm.

  Eijiro zmarszczył brwi. Ciekawe, czy zauważył, że Katsuki jedynie sprawia wrażenie spokojnego, choć w tej chwili najchętniej rozerwałby go na strzępy? Pewnie nie, kurwa, jak zwykle miał go głęboko w dupie.

  — No dobra, to... wrócę za jakąś godzinę — mruknął Eijiro po chwili niezręcznej ciszy, po czym rozeszli się, każdy w swoją stronę, choć tak naprawdę Katsuki nie wiedział, czy chce już wracać do akademika. Nie brak tam było idiotów wtykających nosy w nie swoje sprawy? Wręcz nadmiar, Boże. Czemu na każdym kroku otaczali go tacy ludzie?

  — Kacchan, wszystko okej? — Dopadło go pierwsze natręctwo, gdy po kilkunastu minutach wszedł do na szczęście dobrze ogrzanego salonu.

  — Nie, spierdalaj. — Deku najwyraźniej nie odstraszyła groźna odpowiedź Katsukiego, który zaczął specjalnie głośno tupać i skierował się na schody tylko po to, żeby się go pozbyć. Jego i Todorokiego, który, jak na przydupasa przystało, postanowił podążać za nim krok w krok i praktykę tę na przemian z Uraraką stosował już od niemal miesiąca.

  Że też Deku jeszcze dobitnie nie kazał im się odpierdolić i ogarnąć. No ale to cienias bez jaj, które Katsuki na szczęście miał, w sam raz po to, żeby móc wygarnąć ludziom prosto w twarz to, co mu się nie podoba bez niepotrzebnego przeciągania tak naprawdę prostych do rozwiązania spraw.

  — Czekaj! Już o nic nie pytam, serio! — Katsukiego nieco zaciekawiło, co takiego w takim razie skłoniło Deku do dalszego grania mu na nerwach, nie zapytał o to jednak ani nie zwolnił, bo nie był w nastroju. — Twoja mama do mnie dzwoniła, podobno masz wyciszony telefon? To chyba coś ważnego. — Deku sprawiał wrażenie przejętego, a Katsuki miał wrażenie, że wie, co chciała powiedzieć mu starucha, w tym momencie nie to go jednak interesowało.

  — SKĄD MASZ NUMER DO MOJEJ STAREJ?!

  — Ee?! — Deku zbladł, dopiero teraz zdawszy sobie chyba sprawę z tego, co powiedział. — P-przepraszam, Kacchan! Tak wyszło!

  — TAK WYSZŁO?! JA CI KURWA DAM TAK WYSZŁO, USUWAJ GO W TEJ CHWILI!

  — Ale Kacchan, jeśli stanie się coś ważnego...!

  — USUWAJ GO! — I, nie dbając zupełnie o nic, wściekły Katsuki rzucił się na przerażonego Izuku i jego biedny przedpotopowy telefon. Todoroki stał z boku i nie mówił nic, przypatrując się im z kamienną twarzą. Miał wrażenie, że powinien czegoś się domyślić, czegoś związanego z już wcześniej złym humorem Bakugo, ale nie wiedział, czego. Nie można było go za to winić, nigdy nie był zbyt obeznany w takich sprawach.

  Cóż, to zresztą raczej nie było istotne w tym momencie, gdy kłótnia przeszła do rękoczynów, a on chyba bohatersko musiał uratować Midoriyę przed wściekłym drapieżnikiem. Pełen dumy i poczucia własnej wartości, wkroczył do akcji.

  Gdy wieczorem razem z przyjacielem liczyli siniaki, okazało się, że o dziwo to właśnie Todoroki miał ich najwięcej. Obroniłem Midoriyę, pomyślał wtedy dumnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro