Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15 ☀️ dzień stracony

  Bakugo doszedł do wniosku, że największy problem w byciu ze swoim najlepszym przyjacielem w związku, to właściwie nic innego, jak strata najlepszego przyjaciela. Znaczy, jasne, z Eijiro teoretycznie nic za bardzo się między nimi nie zmieniło w tym... przyjacielskim właśnie aspekcie, ale jednak było inaczej. Na przykład teraz, po tej dziwnej trwającej dzień separacji, Katsuki nie miał nawet do kogo otworzyć ust, bo nie mógł przecież z Eijiro narzekać na Eijiro. Chciałby móc, ale zasady to zasady.

  Eijiro chyba w ogóle nie miał tego problemu. Od początku roku świetnie dogadywał się z tą grupą idiotów, którą co prawda i Katsuki tolerował, ale nie zamierzał specjalnie robić sobie pod górkę i choć spróbować zaprzyjaźnić się z którymś z nich... Zresztą przecież nie potrzebował i nie chciał. Co za bzdury w ogóle, był całkowicie samowystarczalny. Właściwie bardziej od przyjaciół przydałaby mu się grupka lojalnych przydupasów, niestety jednak nie można mieć wszystkiego.

  Oprócz Kaminariego, Sero, Ashido i w ogóle połowy klasy, Eijiro od niedawna przyjaźnił się jeszcze z Renem i to w sumie było najgorsze, bo Katsuki sam nie wiedział, jak do końca się z tym czuje i naprawdę mocno go to denerwowało. Te wszystkie ostatnie kłótnie wynikały między innymi z tej niewiedzy, a jak normalnie wydrzeć porządnie się lubił, tak sprawa z krzyczeniem czy obrażaniem się na Eijiro wyglądała nieco inaczej, zwłaszcza że, jak subtelnie napomknięto wyżej, Eijiro wciąż pozostawał jego najlepszym przyjacielem.

  Tylko czy najlepsi przyjaciele zachowują się w ten sposób? Czy najlepszy przyjaciel i (co gorsza) w dodatku chłopak, objąłby wrogą stronę w tym ukrytym sporze między Katsukim a jego kuzynem, którzy przecież nigdy tak naprawdę nie złożyli broni? Podczas ferii dopadło ich chwilowe... zawieszenie, ale teraz sytuacja się zmieniła, a wrogość wróciła i Katsuki wiedział, że toczą zażarty spór o względy Eijiro czy też raczej o to, kto zostanie lub pozostanie jego najlepszym przyjacielem, bo miejsce chłopaka oczywiście było absolutnie nie do ruszenia. Nie po tym wszystkim, jak i przez to, że Ren na dziewięćdziesiąt dziewięć procent był heteroseksualny. Nie żeby Katsuki znał go na tyle dobrze czy chciał coś o nim wiedzieć, po prostu miał przeczucie, że choć w tym jednym aspekcie gnojek nie będzie go naśladował. Tyle.

  Przeczucie miał również w weekend, już jakiś czas po tym, jak babcia Katsukiego wylądowała w szpitalu, a Eijiro stał się na tym punkcie absolutnie przewrażliwiony i w imieniu skrzywdzonego kuzynka przejmował się sprawą bardziej niż sam Katsuki, który, swoją drogą, był pewien, że skoro dinozaurzyca jeszcze nie wykorkowała ze wstydu przez to, że wylazło z niej coś tak szkaradnego jak Shigeru Koyama, to nie ma już na świecie siły, która była w stanie ją ruszyć.

  — Wychodzę — oznajmił krótko w sobotę rano, wciągając na siebie lekką kurtkę i zaraz potem nachylając ku Eijiro, który prawdopodobnie pisał znowu ze zdrajcą pieprzonym Renem, złodziejem przyjaciół i chłopaków.

  — Mhm... — mruknął ten, szybko cmokając Katsukiego w usta, po czym zaraz wracając do przerwanej czynności. — Baw się dobrze.

  — Czyli nie idziesz? — Teoretycznie pytanie o to nie padło, ale, Katsuki błagał niebiosa o cierpliwość, czy samo w sobie, choć niewypowiedziane, nie było wystarczająco wymowne? Zwłaszcza gdy to akurat on był tym, który tego pytania... nie wypowiedział właśnie?

  — Nie chce mi się. — Być może kłamał, żeby solidaryzować się z jeszcze bardziej przewrażliwionym Renem... W to Katsuki chciał wierzyć, bo inaczej musiałby się pogodzić z myślą, że chyba przegrywa. W końcu co jak co, ale propozycja wyjścia z jego inicjatywy dawniej byłaby dla Eijiro myślą nie do odrzucenia, a teraz...

  Katsuki wyszedł bez żadnego słowa, tupiąc coraz głośniej w miarę zbliżania się do drzwi wyjściowych, bo im dalej znajdował się od Eijiro, tym większa złość go ogarniała. Ciekawe, czy ten buc cokolwiek by zauważył, gdyby na chwilę oderwał wzrok od tej przeklętej machiny zła, jego pieprzonego telefonu.

  Tak więc wściekły wyszedł z akademika bez żadnego konkretnego celu, bo jego pierwotny plan zakładał, że Eijiro z nim pójdzie. I być może będzie to coś w rodzaju randki, której Katsuki być może nie potrafił zaproponować wprost. Ale nie! W jego cudownym planie oczywiście, że najbardziej podstawowa rzecz, czyli właściwie zaproszenie, musiała pójść nie tak. Teraz został sam, idąc nie wiadomo dokąd i zamierzając robić nie wiadomo co.

  Przystanął dobry kilometr od UA, gdy zdał sobie sprawę, że właściwie jest jedno miejsce, w które mógłby iść. Nieco dalej odbywał się jakiś jarmark, na który chciał pójść z Eijiro, a który teraz wręcz kusił, bo przecież kto mu zabroni w subtelny sposób zemścić się na swoim chłopaku? Będzie bawił się świetnie i bez niego! Może nawet nie straci bezsensownie całego dnia, włócząc się po uliczkach miasta tylko po to, żeby nie musieć za wcześnie wracać do akademika i tym samym ogłosić swoją kapitulację!

  Gdy wreszcie doszedł we wskazane mu przez GPS-a miejsce, zrozumiał, że komu jak komu, ale jemu na pewno nie uda się tu wytrzymać całego dnia. Stoiska były zbyt liczne i zbyt kolorowe, ludzie zbyt głośni i przepychający się, a ceny jeżyły mu włosy na karku. Boże, gdyby nie one, może jeszcze kupiłby sobie coś do chwalenia się, a tak...

  Nie, nie wróci z pustymi rękami.

  Postanowił zacząć od zwykłego spacerowania i przyglądania się ofertom. Jakieś breloczki i biżuteria, ubrania, słodycze, koszyki podobno własnoręcznie wyplatane, malowane gwizdki, origami, dziwne zabawki, których Katsuki nawet jako dziecko nie tknąłby palcem...

  Jego poziom gniewu wzrastał w miarę mijania coraz to kolejnych budek i pawilonów. Ludzie byli głośni, ocierali się o niego i doprowadzali go do szału. Czuł smród cudzego potu i słyszał wycie jakiegoś zagubionego dziecka, które szukało matki.

  Wracam, podjął decyzję, gdy zrozumiał, że dalszy spacer w tym piekle doprowadzi go do szału.

  Właśnie wtedy czyjeś chude palce zacisnęły się na jego nadgarstku, a on po chwili już leciał w bok, zaplatany w ciężkim materiale granatowych kotar w niewielkim namiocie, do którego został wciągnięty.

  Rozglądnął się na boki zszokowany. To jakiś złoczyńca go tu zaciągnął? W środku było duszno i ciemno a z sufitu zwisało coś błyszczącego... tekturowe gwiazdki pomalowane fluorescencyjną farbą?

  — Coś cię trapi. — Stylizowany na tajemniczy kobiecy głos odezwał się tuż za nim, a Katsuki gwałtownie odwrócił się w jego stronę, tylko po to, żeby natknąć się na chmurę dymu papierosowego. Zakaszlał, a potem warknął cicho pod nosem.

  Co się, do kurwy, działo?!

  Postanowił nic nie mówić i wstrzymać oddech, tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że opary mogły być w jakimś stopniu trujące. Jeśli ta kobieta była złoczyńcą, prawdopodobnie powinien jak najszybciej rzucić się do wyjścia, ale, po pierwsze, duma mu na to nie pozwalała (baba czy nie, za coś takiego po prostu musiał skopać jej dupę, zwłaszcza że miał zły nastrój), a po drugie... Cóż, wyjścia nie było. Stracił orientację i kotary całkiem przesłoniły mu widok, a naprawdę tylko ponownego zaplątania się w nich jeszcze mu brakowało...

  — Kim jesteś? — warknął, żeby grać na zwłokę. Spiął się, wytężając wszystkie zmysły, żeby móc jak najszybciej określić jej położenie. Jeden oddech, drugi, trzeci... No tak, gdyby gdzieś był trujący gaz, już dawno coś by mu się stało...

  Chyba.

  — Jestem wróżką. — Rzucił się na nią w mgnieniu oka, zaraz przyciskając ją do ziemi z dłonią na jej karku. Przez impet wpadli na jedną z kotar, która urwała się i odsłoniła dziwne pomieszczenie z okrągłym stołem i nieco lepszym, zapewnianym przez świece oświetleniem.

  Dopiero gdy, oddychając ciężko, przyjrzał się lepiej kobiecie, a właściwie dziewczynie w jego wieku, może tylko trochę starszej, dotarło do niego, co powiedziała.

  — Jezu, ale tak od razu z łapami? Wróżką, kretynie, wróżką, powiedziałam, nie prostytutką. Idź przeżywać okres dojrzewania gdzie indziej, matole — fuknęła dziewczyna, a zdziwiony Katsuki nawet nie oponował, gdy odepchnęła go od siebie i z wściekłą miną usiadła przy stole, na którym, o zgrozo, leżała plastikowa szklana kula i talia kart do wróżenia oraz... popielniczka, do której wróżka ze złością wcisnęła niewypalonego papierosa.

  Katsukiemu sytuacja wydawała się okropnie wręcz absurdalna, między innymi dlatego, że dziewczyna równocześnie pasowała i nie pasowała mu na medium-wariatkę. Nie pasowała, bo, cóż, była bardzo ładna, a z tego co wiedział i słyszał, takimi oszustkami bywały zazwyczaj brzydkie stare baby o perfumach tak okropnie mdłych, że człowiek mógł im zapłacić choćby za samą obietnicę trzymania się z dala.

  W przypadku tej konkretniej, cóż... Katsuki znał i takich, którzy płaciliby za możliwość patrzenia na nią bez skrupułów. Miała sięgające ramion blond włosy z dwoma stylizowanymi na kocie uszy koczkami na czubku głowy, ciemne oczy z źrenicami jak u kota, opaloną skórę i naprawdę otumaniający w pozytywnym aspekcie zapach. Co do sylwetki...

  No i to właśnie był ten powód, dla którego Katsuki faktycznie byłby skłonny uwierzyć, że dziewczyna ulicznym medium była. Cała otuliła się jakaś dziwną, błyszczącą cekinami i brokatem szatą. Jej szyja naprawdę mogłaby się złamać pod ciężarem wszystkich grubych naszyjników i amuletów, a w kwestii pierścionków i bransoletek wcale nie było lepiej. Zdecydowanie przesadziła, a teraz w dodatku zaczęła się z tego wszystkiego rozbierać.

  — Co robisz? — wydusił, gdy w końcu był w stanie cokolwiek powiedzieć. Postanowił nie komentować tej całej sprawy z prostytutką, w końcu nie musiał się jej z niczego tłumaczyć, ale...

  — Myślałam, że tego chcesz, hm? — zapytała z dziwnym, tajemniczym akcentem, a potem posłała mu powłóczące spojrzenie spod zalotnie zmrużonych rzęs, a wtedy ponownie go zatkało.

  Co jest, co się dzieje, jak on w ogóle znalazł się w takiej sytuacji? Został zaciągnięty przez... przez wróżbitkę do jej namiotu, zostając poniekąd ofiarą jej domniemanych czarów, następnie rzucił się na nią, myśląc, że to złoczyńca, ale ona chyba wzięła to za próbę gwałtu, zwyzywała go, a teraz... teraz chciała uprawiać z nim seks?

  Gdyby tylko wiedział, gdzie jest wyjście, uciekłby natychmiast, mając już w poważaniu swoją męską dumę, ale wyjścia nie było, a on nie chciał jak ostatni kretyn zaplątać się w te durne kotary, nawet jeśli przez ich szamotaninę jednej ubyło.

  Stał więc tylko bez ruchu, a po karku spływał mu pot. Dziewczyna podeszła nieco bliżej, uśmiechnęła się zadziornie. Przełknął ślinę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro