Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30 ☀️ nie przepadam za wróżkami

  Zagadanie Marie Chatier okazało się łatwiejsze niż nawiązanie jakiegokolwiek kontaktu z Katsukim. Zaledwie dzień po rozmowie z Ashido, kolejny raz korzystając z tego, że pokoje jego i Bakugo były obok siebie, Eijiro podjął bardzo spontatniczną i nieprzemyślaną decyzję.

  — Hej, Marie!

  Jak ostatni debil zawołał ją po imieniu.

  Odwróciła się powoli, a na jej ustach gościł uśmiech, który wcale się Eijiro nie spodobał. Pewnie sobie z niego drwiła, no jasne, że to robiła, ale jego tak właściwie to nie obchodziło (a w każdym razie nie chciał tego przyznać). Zażenowanie przysłoniła ulga, że Katsuki nie wyszedł po niej. Sytuacja stałaby się jeszcze bardziej niezręczna, a o jakiejkolwiek rozmowie nie byłoby mowy, prawda?

  — Eijiro Kirishima. Tak myślałam, że wreszcie się spotkamy.

  Jak wcześniej myślał, że to on powitał ją w dziwny sposób, tak teraz mógł tylko zbierać szczękę z podłogi. I to lodowate spojrzenie. Próbowała go zastraszyć? Albo na siłę być tajemnicza? Nawet nie musiała udawać, dla niego i większości UA pozostawała absolutną zagadką. Chociaż może tylko żartowała?

  — Ja... tak. Cześć — wymamrotał, błagając kogokolwiek o szybką śmierć tu i teraz. Być może ociupeńkę dramatyzował. — Weszłabyś do mojego pokoju może? Pogadać. Ale nie chcę cię odbijać Bakugo czy coś — zapewnił, widząc jej podejrzliwie spojrzenie, które zaraz zastąpiło rozbawienie.

  — Powinieneś mnie raczej zapewniać, że nie chcesz mi go odbić.

  — Tego nie mogę obiecać — powiedział stanowczo, nie chcąc ukrywać swoich zamiarów, które i tak pewnie z łatwością by przejrzała.

  Dziewczyna zaśmiała się radośnie i klasnęła w dłonie. W tym momencie wyglądała całkiem uroczo, jakby po tym drapieżniku, którego wcześniej w nim widział, nie pozostało ani śladu. On jednak wiedział, że nadal się czai. Najpierw spróbuje poznać swoją ofiarę, a potem swoim jadem...

  Być może zdecydowanie za bardzo dramatyzował.

  — Wyśmienicie. Tylko nawet nie próbuj mu o tym powiedzieć, bo aktualnie znajduje się w fazie ,,jebać mojego byłego". Zje cię zanim piśniesz choć słówko. — Ewidentnie się z niego nabijała, bo gdy posłał jej przerażone spojrzenie, znów zaczęła się śmiać.

  Eijiro nie miał pojęcia, jak Katsuki wytrzymuje z taką osobą. Chyba że dla niego była milsza... och, no tak, ewidentnie była.

  Gdy weszli do jego pokoju, oparła się o ścianę tuż przy drzwiach, jakby już chciała wyjść. Eijiro ciężko przychodziło odgadnięcie, o czym akurat myśli.

  — Może usiądziesz? — zapytał, wskazując na jego krzesło od biurka a samemu siadając na łóżku.

  — Nie, nie sądzę. Więc o czym chciałeś porozmawiać? — rzuciła, a on przełknął ślinę, bo zauważył, że rozbawienie już ją opuściło i na powrót zaczęła wywierać na nim presję samym spojrzeniem.

  — Ja... chcę wrócić do Katsukiego.

  — To mówiłeś.

  — Ale on nie chce ze mną rozmawiać.

  — Dziwisz mu się? — prychnęła, nawijając sobie kosmyk blond włosów na palec.

  — Nie, oczywiście, że nie. Spieprzyłem. — Teraz już wiedział, że nie do końca z własnej winy, ale fakty pozostawały faktami.

  Marie Chatier westchnęła ciężko.

  — Spieprzyliście razem. Wiesz, że gdybyście tylko ze sobą szczerze porozmawiali, nie byłoby całej sprawy? U ciebie zabrakło zainteresowania, u niego szczerości i otwartości, jak zwykle. — Eijiro nie spodziewał się, że dziewczyna tak szybko przedstawi mu swój pogląd na sprawę, a już zwłaszcza tego, że nie obierze strony Katsukiego.

  — No tak... I pomyślałem, że może gdyby Ren, znaczy, jego kuzyn...

  — Nawet nie waż się odpuszczać przyjaźni z nim dla Bakugo, słyszysz? — zdenerwowała się nagle, a Eijiro uniósł tylko brwi. No jasne, że Katsuki mówił jej o relacji jego i Rena, ale czemu sprawiała wrażenie, jakby faktycznie ją to obchodziło?

  — Nie planowałem — odpowiedział chłodno; w końcu sam obiecał sobie, że drugi raz nie popełni tego samego błędu.

  — Mam nadzieję. Chociaż Bakugo pewnie by tego chciał — zaznaczyła, a w jej głosie wyraźnie zabrzmiała dezaprobata.

  — Tak... właściwie to chciałem cię prosić o pomoc. W związku z Renem — odezwał się po krótkiej chwili ciszy Eijiro, postanawiając wreszcie ją przerwać i pozbierać własne myśli.

  — W jakim sensie? — rzuciła nonszalanckim tonem, a do Eijiro dopiero po chwili dotarło, o co jej chodziło. Wtedy też zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Faktycznie nieco niefortunny dobór słów.

  — Myślę, że on i Bakugo powinni się pogodzić.

  Zainteresował ją, co od razu poznał po tym charakterystycznym błysku w oku. Poza tym uniosła kącik ust w zadziornym uśmieszku, co oczywiście jednak nie umniejszało jego zdolności błyskawicznej dedukcji.

  — Nic na siłę, oczywiście? — upewniła się jeszcze, ale zdawało się, że bez przekonania. Widocznie jej by to specjalnie nie przeszkadzało, byleby dało pożądane skutki.

  Taaak, Eijiro wciąż jej nie lubił.

  — Jasne, nie chcemy ich zniechęcić jeszcze bardziej. Najlepiej by było, gdybyś tak delikatnie pogadała o tym z Bakugo, no wiesz, nie wprost, bo na pewno zrobi wszystko odwrotnie na złość, tylko gdyby tak... ostrożnie zasugerować... — Dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna się z niego śmieje i nawet nie próbuje tego ukryć. — Czemu...?

  — Nic, po prostu pomyślałam, że kto jak kto, ale akurat ty nie powinieneś pisać instrukcji obsługi do Bakugo — parsknęła, a on mimochodem zauważył, że odsunęła się już od drzwi i generalnie wydawała się być bardziej zrelaksowana niż jeszcze chwilę wcześniej.

  — Zabolało — mruknął z małym uśmieszkiem, a Marie Chatier puściła mu oczko, nie przestając się uśmiechać w ten bezczelny sposób.

  — Bo miało. Jeśli tylko ty nie przesadzisz z tym swoim Renem, ja tego nie spieprzę — zapewniła.

  — Skąd możesz wiedzieć? — Jej pewność siebie mocno go irytowała, może dlatego, że on swoją utracił gdzieś po drodze do zerwania z Katsukim. Kto wie, czy nie właśnie wtedy, gdy wszystko zaczęło się walić?

  — Och, mam dobre przeczucie. Wierzysz w przeznaczenie?

  — Niespecjalnie.

  Ale może byłbym skłonny uwierzyć, gdyby jakimś cudem udało mi się wrócić do Katsukiego, pomyślał, zaraz jednak musząc zakryć ręką dolną połowę twarzy, żeby nie pokazać dziewczynie rumieńca, który wykwitł mu na policzkach. To było aż zbyt ckliwe.

  — A szkoda, wtedy niektóre rzeczy jest łatwiej zaakceptować. Zerwanie, na przykład.

  — Raczej łatwiej jest się poddać.

  — Oczywiście, zależy od punktu widzenia. Ale świadomość, że twoje życie jest z góry zaplanowane i czegokolwiek byś nie zrobił, nie zmienisz niczego, jest całkiem odciążająca, nie sądzisz?

  — Niespecjalnie. Prędzej przygnębiająca — odpowiedział chłodno, wiedząc, że Chatier znów się z nim drażni. Jak złośliwy kot, naprawdę.

  — Ha. — Podeszła bliżej i wcisnęła mu coś w rękę, coś, co chyba było wizytówką. Zerknął: wróżbitka? — Jak już mówiłam, co do tego mam dobre przeczucie. Wygląda na to, że jednak nie jesteś tak beznadziejnym przypadkiem, jak sądziłam. — Uśmiechnęła się.

  Eijiro z całej tej paplaniny nie zrozumiał ani słowa.

  — O co ci właściwie chodzi?

  — Wpadnij do mnie kiedyś, to ci powróżę — zachichotała, a on był już pewien, że propozycja wynikała z tego, że dziewczyna po prostu chciała się z niego pośmiać. Gdy zamknęła za sobą drzwi, westchnął ciężko. W głowie miał mętlik i ile teraz by dał za dobry trening z Katsukim...

  — Chyba nie przepadam za wróżkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro