Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13 ☀️ domysły ciemnej nocy

  Eijiro zacisnął powieki, powoli kręcąc głową z niedowierzaniem. Więc jednak... jednak jej stan stał się tak poważny, jednak Ren miał powody, żeby być przerażonym sytuacją...

  — Co się stało? Kiedy ją zabrali? — zapytał cicho, choć być może nie powinien był tego robić. Nie widział twarzy Rena, jego emocji mógł się domyślić jedynie przez uważne wsłuchiwanie się w głos i w oparciu o to, co już o nim wiedział.

  Jego babcia była dla niego najważniejszą osobą na świecie. Jego ratunkiem, ucieczką i pocieszeniem. Kochał ją i... i gdyby miało jej się jednak coś stać, on...

  — Jakąś godzinę temu — wyszeptał Ren, jego głos delikatnie się łamał. Eijiro domyślił się, że dłoń musiał mocno zacisnąć w pięść. — Wróciłem ze szkoły, jedliśmy wspólnie kolację, a wtedy ona zaczęła tak strasznie kaszleć i złapała się za serce, i... kurwa mać — urwał, biorąc drżący wdech.

  — Hej, przepraszam, nie musisz...

  — Nie jestem pizdą — wycedził Ren przez zaciśnięte zęby. — Wiedziałem, że to prędzej czy później się stanie.

  Szkoda tylko, że prędzej, co...?

  — Oczywiście, że nie je...

  — Czekaj na chwilę. — Ren nie rozłączył się, ale ewidentnie odszedł od telefonu. Gdzieś z oddali Eijiro wydawało się, że usłyszał tykanie zegara. Na którymś z korytarzy stał chyba taki. Stary i spóźniający się o jakieś pół godziny. Niepotrzebny, ale wciąż zajmujący swoje niezmienne miejsce, odmierzający każdą kolejną sekundę bez chwili wytchnienia.

  — Ren...?

  — Jestem. — Głos chłopaka jednak wciąż dochodził gdzieś z oddali.

  — Prawie cię nie słyszę.

  Dźwięk kroków, Ren pewnie poszedł po telefon.

  — Wydawało mi się, że ojciec wrócił. Siedzi tam już długo.

  Eijiro zmarszczył brwi. Ta nerwowa reakcja... No tak, przecież skoro babci nie ma, to by znaczyło...

  — Jesteś z mamą sam w domu?

  — Tak. — W jego głosie pojawiła się twarda nuta. Albo bardzo szybko ochłonął, albo usilnie starał się udawać, że tak się stało.

  Eijiro doskonale wiedział, która z dwóch opcji była tą poprawną. Rozumiał też, dlaczego Ren tak gwałtownie zareagował na choćby podejrzenie, że jego ojciec mógł wrócić do domu. Bez pani Otake i babci w pobliżu na pewno czuł się bardzo nieswojo.

  — Jak... jak się trzymasz? — To było bardzo głupie pytanie, ale Eijiro musiał coś powiedzieć, żeby przerwać tę ciszę.

  Boże, Ren miał przecież tylko czternaście lat...

  — Hm. — Przez chwilę nic nie mówił, a potem wyznał cicho: — Trochę się... obawiam, co się stanie, gdy on wróci. W sensie... raczej nic, ale... Ja trochę... — Eijiro mógłby się założyć, że w tym momencie pokręcił głową ze smętnym uśmiechem na ustach. — To strasznie głupie.

  — Wcale nie.

  — Nie jestem tchórzem, rozumiesz? — Teraz w jego głosie pobrzmiała irytacja, a Eijiro poczuł się nieco skonsternowany. Skąd się wzięła? — Nie boję się go. Nie może nic zrobić. Nic nie zrobi. — Zamilkł, żeby zaraz dodać szybko: — A nawet jeśli, i tak szybko się zregeneruję.

  — Ren! — oburzył się Eijiro, ale został z premedytacją zignorowany.

  Prawdopodobnie jego przyjaciel faktycznie nie bał się samego bólu, a raczej towarzyszącego mu strachu... Chociaż, oczywiście, Eijiro mógł się jedynie domyślać. Nie miał prawa o tym mówić, bo sam przecież nie miał nawet trochę podobnej sytuacji.

  — No co? Ostatnio pobiłem nawet swój rekord! Więcej o dziesięć uderzeń, rozumiesz? — Zaśmiał się, a Eijiro już wiedział, że wpada w panikę i usilnie stara się to ukryć.

  A po tych dziesięciu więcej uderzeniach... Po prostu przestaje się regenerować? Czyli faktycznie nosi ślady bo biciu? Właściwie to Eijiro nigdy nie widział go bez bluzy z długim rękawem...

  Przełknął ślinę.

  — Ren, idź do kuchni i napij się wody. Ale bez rozłączania się, okej? — powiedział możliwie jak najbardziej spokojnym głosem, przypominając sobie o wszystkich praktycznych poradach od zawodowych bohaterów. Pomaganie osobie w potrzebie, tak, podstawy doskonale pamiętał...

  — Tak, tak, okej, niech ci będzie. — W domu musiało być bardzo cicho, bo Eijiro usłyszał jego nerwowe, szybkie kroki.

  — A... a twoja mama? I dzidziuś? Już wiadomo, jakiej jest płci? — zapytał ostrożnie, nie wiedząc, czy to dobra zmiana tematu, ale mając nadzieję, że w ten sposób choć trochę pomoże mu się uspokoić.

  — Dziewczynka — mruknął Ren, prawdopodobnie wyciągając szklankę z półki przy akompaniamencie cichego pobrzękiwania innych naczyń. — Matka chce jej dać na imię Aya.

  — Podoba ci się?

  — Imię jak imię. — Widocznie starał się zachować dystans odnośnie tej sprawy. Nawet przez telefon Eijiro wyczuwał tę umiarkowaną rezerwę i pewną dozę niechęci, a równocześnie też zmartwienia.

  Ren chyba już się napił, bo znów było słychać kroki. Po chwili zamknął drzwi.

  — Dziękuję, Eijiro — westchnął w końcu, a Eijiro natychmiast zaprotestował. — Zamknij się, oczywiście, że jest za co. Zwariowałbym tu sam. Jest tak późno, sorry...

  — To nic, przecież i tak nie spałem. Katsuki strasznie chrapie — zażartował Eijiro, nieco koloryzując prawdę.

  — Śpicie razem. Ble — stwierdził Ren, a mimo to Eijiro mógłby przysiąc, że przez tę krótką chwilę się uśmiechał. — Kopnij go ode mnie.

  — Z przyjemnością. Dobranoc.

  — Karaluchy pod poduchy. — Rozłączył się,

  Eijiro jeszcze przez chwilę stał w pustym pokoju, z niewesołą miną zastanawiając się nad całą sytuacją. A miał taki dobry humor...

  Powłóczając smętnie nogami, wyszedł z pomieszczenia. Oby wszystko się dobrze skończyło....

☀️

  — Kats, śpisz? — wyszeptał, na wszelki wypadek bardzo cicho zamykając za sobą drzwi. Zaraz jednak przekonał się, że bezsensowne, bo Katsuki z grymasem na twarzy usiadł na łóżku, dobitnie pokazując, że przez cały ten czas czuwał, zabierając sobie prawdopodobnie pół godziny snu.

  — Kurwa, nie — prychnął, a Eijiro usiadł obok niego na łóżku, zbierając się w sobie, żeby przekazać mu złe wieści. A może już wiedział? — Więc? Co było takiego ważnego?

  — Twoja babcia jest w szpitalu... — wyszeptał cicho Eijiro, z bólem unosząc wzrok. Czuł się naprawdę głupio z tym, że to on musi mu o tym mówić, ale z drugiej strony ukrywanie tego byłoby bardzo niestosowne.

  Katsuki zmarszczył brwi, ale przez jego twarz przemknął cień niepewności.

  — Tak ci powiedział Ren?

  — Tak, martwi się... Mówił, że to się stało jakąś godzinę temu.

  — Nagle jej się pogorszyło?

  — Na to wygląda — przyznał cicho Eijiro, ostrożnie mierząc swojego chłopaka wzrokiem. Nieco ciężko było mu odgadnąć, co czuł. Być może ten dziwny grymas to strach i zmartwienie o krewną? To by było logiczne, ale... w tym przypadku coś jednak nie pasowało.

  — Umrze? — zapytał w końcu Katsuki, a jego ton był raczej uszczypliwy, jakby był zły konkretnie na Eijiro. Tylko czemu? Może to tylko głupie domysły?

  — N-nie wiem, czemu...?

  — Nie, po prostu skoro wiesz o wszystkim tak szybko, to pomyślałem, że o tym pewnie też. W końcu jesteś tak dobrze poinformowany. Ren pewnie też nie wie w takim razie, co?

  — Katsuki??? — Teraz Eijiro już całkiem nie wiedział, co o tym myśleć. Bakugo już nie ukrywał wściekłości, a choć była ona być może naturalną reakcją, czemu kierował ją akurat na niego?

  — Nieważne — burknął Katsuki po chwili ciszy, kładąc się na łóżku plecami do Eijiro. — Idę spać.

  — Dobranoc... — Eijiro położył się obok, zauważając, że jego chłopak nieco się od niego odsunął. Widocznie się obraził, a Kirishima już naprawdę nie miał siły zastanawiać się nad tego przyczyną. Był śpiący, zmartwiony i trochę przestraszony równocześnie. Teraz naprawdę chciał tylko odpoczynku.

  A Katsuki? Pewnie rano mu przejdzie.
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro