Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Nim się obejrzeli minął miesiąc odkąd Louis się wprowadził.  Wprawdzie żyło mu się dobrze jednak Harry był cholernie specyficznym człowiekiem. Wstawał o piątej rano czym niezmiernie irytował szatyna, ponieważ nie potrafił zachowywać się cicho. Był jak młody jelonek, który dopiero co nauczył się chodzić i potyka się ciągle o własne kopytka. W dodatku zrobił sobie z niego własnego szofera, który w miarę swoich możliwości i grafiku zawozi go do pracy a później po niego przyjeżdża. Na to akturat nie mógł narzekać, ponieważ brunet w ramach tego przygotowywał wszystkie posiłki w domu i nie prosił go o pieniądze na zakupy spożywcze.

Do tego wszystkiego dochodził Nick, który po prostu wkurwiał Tomlinsona. Był toksycznym dupkiem zazdrosnym o niemal każdą osobę, z którą przebywał Styles. Było to dość małe grono, do którego zaliczał się Louis i różowowłosa Ellie, która pracowała z młodszym w kawiarni. Starszy mocno polubił tę dziewczynę między innymi za to, że tak samo jak on nienawidziła Grimshawa. W swojej głowie już układał plan, aby zabrać Harry'ego na imprezę organizowaną przez Zayna w przyszłą sobotę. W ten sposób zyska nowych znajomych i w jakiś sposób się rozerwie.

Harry z kolei strasznie przywiązał się do Louisa i wizji mieszkania z nim dłużej niż planował. Polubił jego charakter i sposób bycia. Jedyne co mu nie dawało spokoju to praca jaką zajmował się starszy a raczej kompletny brak wiedzy na ten temat bowiem Tomlinson nigdy nie pochwalił mu się jaki jest jego zawód. Z obserwacji bruneta wyniknęło iż szatyn znikał późnym wieczorem i wracał około czwartej rano śpiąc później niekiedy i do pierwszej po południu. Na początku myślał, że ten pracuje w magazynie albo jako ochroniarz w klubie jednak z każdym mijającym dniem rosła jego obawa iż może mieszkać z członkiem jakiegoś gangu albo dilerem. Nie chciał wyciągać pochopnych wniosków dlatego wpadł na idealny pomysł przeszukania pokoju należącego do Louisa.

Plan polegał na zakradnięciu się do jego pokoju, kiedy starszy pojedzie do swojej "pracy" a później zebraniu jak największej ilości informacji na jego temat. Harry bardzo mocno wierzył w powodzenie swojego jakże cudownego pomysłu. Specjalnie nie spał do momentu aż szatyn opuści dom grając w simsy.

Po tym jak Tomlinson wyszedł odczekał około dwudziestu minut, aby mieć pewność, że ten nie wróci się po nic do domu. Ruszył do pokoju położonego naprzeciwko jego i po uprzednim zapaleniu światła wszedł do środka. Zastał tam ogromny bałagan i wszędzie walające się ubrania. Wywrócił na to oczami, chociaż nie był tym szczególnie zdziwiony, ponieważ szatyn wyglądał na bałaganiarza. Ze zgrabnością słonia w składzie porcelany próbował przedostać sie przez labirynt porozrzucanych po podłodze rzeczy w celu dostania się do biurka. Otworzył delikatnie szafkę, w której znalazł czarny notes z grubą okładką i metalowe pudełeczko z kłódką. Wiedział, że nie może jej rozwalić, ponieważ wtedy Louis by się zorientował, że ktoś grzebał mu w rzeczach a jedynym winnym byłby on. Odłożył więc pudełko na miejsce i otworzył notes. Nie było w nim nic oprócz spisu adresów, godzin, dat i czegoś co mógł się domyślić było kwotą. Pojawiały się tam niemałe sumy. Przerażony przekartkował notes i natknął się na zapisy z datami na ten miesiąc. Niewiele myśląc zrobił zdjęcie tej stronie i odłożył przedmiot na odpowiednie miejsce. W momencie kiedy zamykał szafkę usłyszał głośne trzaśnięcie drzwiami i wiązankę przekleństw. Szybko opuścił pokój Louisa i wrócił do swojego.

To co słyszał później było potknięciem się a później dźwiękiem rozbijanego szkła. Poszedł do kuchni sprawdzić co się działo, ale w pomieszczeniu panował mrok. Zapalił więc światło, ale nie był przygotowany na widok klęczącego na podłodze, zapłakanego szatyna przed rozbitym już teraz niebieskim kubkiem.

-Louis?- Zapytał cicho nie wiedząc do końca jak ma zareagować, stał jak sparaliżowany.- Wszystko okej?

-Nic kurwa nie jest okej!- Wykrzyczał usilnie starając się pozbierać odłamki porcelany. Po sposobie jego wypowiedzi brunet z łatwością stwierdził iż jest on kompletnie pijany.

-Zostaw ja to pozbieram, zrobisz sobie tylko niepotrzebnie krzywdę.- Uklęknął naprzeciwko niego i delikatnie zabrał z jego dłoni duży kawałek kubka. Wstał i z szafki pod zlewem wyciągnął szczotkę i szufelkę. Sprawnie uporał się z pozostałymi odłamkami po czym wyrzucił je do śmietnika. Ponownie zbliżył się do Tomlinsona.

-Pomogę ci wstać, nie możesz spać na podłodze, bo rano cholernie będzie bolał cię kręgosłup.- Zaśmiał się cicho widząc jak jego oczy same się zamykają.

-Gówno mnie to obchodzi.- Odburknął jedynie niebieskooki w odpowiedzi.

Harry złapał go delikatnie za rękę i pomógł mu podnieść się z zimnych kafelek, szatyn zatoczył się lekko po czym zarzucił swoją rękę na szyję zielonookiego. W tamtym momencie rozpoczęła się droga przez mękę bowiem kończyny starszego wcale z nim nie współpracowały a brunet był ledwie co chodzącą łamagą. Dotarł z nim jedynie do salonu po czym usadził go na kanapie. Nie było nawet mowy, że da rade wnieść go po schodach do pokoju.

Nie spodziewał się jednak, że pierwsze co zrobi Louis po usadowieniu się na kanapie będzie zwrócenie niemalże całej zawartości żołądka na stolik kawowy. Doprowadziło go to do jeszcze większej histerii, łkał głośno co chwile ksztusząc się własnymi łzami a Harry zrobił tylko to co uważał za słuszne. Mocno objął szatyna zapewniając go, że nic się nie stało i zaraz się wszystkim zajmie. Niebieskooki opierał swoją głowę w miejscu gdzie znajdowało się serce bruneta a jego rytm zdawał sie go uspokajać, ponieważ po kilku długich minutach przestał płakać a jedynie pociągał sporadycznie swoim nosem. Styles gładził go po włosach nucąc cicho melodię kołysanki pod nosem.

Kiedy miał pewność, że szatyn jest już wystarczająco spokojny delikatnie ułożył go na kanapie i poszedł do łazienki, aby zabrać stamtąd potrzebne rzeczy do posprzątania bałaganu ze stolika. Kiedy się z tym uporał poszedł do kuchni i zaparzył dwie filiżanki mięty. Wrócił do salonu, gdzie Tomlinson siedział z przymkniętymi oczami, gdy usłyszał jego kroki otworzył leniwie swoje oczy.

Harry odstawił swoją filiżankę na szklaną powierzchnię stołu kawowego, drugą zaś podał szatynowi.

-Nie będę pił tego twojego miętowego gówna.- Mruknął po powąchaniu znajdującej się w środku cieczy.

-Po tym nie będziesz miał już nudności.- To zdawało się przekonać starszego, ponieważ wypił niemal wszystko na raz. Odstawił pustą już filiżankę na stół i spojrzał spod wpół przymkniętych powiek na młodszego.- Wiem, że to dziwna propozycja zważywszy na fakt, że ledwo się znamy, ale mógłbyś dzisiaj ze mną spać? Nie chce być sam.- Kim byłby Harry, aby się nie zgodzić.

W tamtym momencie dziękował Bogu za rozkładaną kanapę, dzięki której obaj się zmieszczą i nie obudzą rano z bólem kręgosłupa. Po przyniesienu ze swojego pokoju poduszek i kołdry ułożył wszystko dokładnie na kanapie. Louis niemal od razu położył się i pogrążył w głębokim śnie. Brunet z kolei umył najpierw obie filiżanki i dopiero po przebraniu się w piżamę dołączył do Tomlinsona. Przez krótką chwilę obserwował jego pogrążoną we śnie, spokojną już twarz po czym pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jego czole. Zaraz po tym ułożył się na miejscu przed szatynem i sam nie wiedząc nawet kiedy odpłynął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro