8. Kwitnące wiśnie
" Delikatny podmuch wiatru, niosący za sobą zapach rozkwitających kwiatów wiśni. Śmiech. Kobiecy śmiech roznoszący się tuż za moim uchem. Uśmiecham się, bo jest on melodią dla mych uszu. Odwracam się. Widzę śmiejącą się Mari, która wyciągała w moją stronę swą dłoń.
- Yuu ty niezdaro. Znów masz płatki we włosach.- powiedziała wyjmując mi je a następnie puszczając, by mógł porwać je wiatr. Spojrzałem na siostrę. Powoli blakła, powoli rozmywała się, powoli była zabierana przez wiatr, tak samo jak płatki kwiatów..."
- Mari!- krzyknąłem wyciągając dłoń do góry. Po chwili opuściłem ją kładąc na czole i ciężko dysząc. Jak ja nienawidzę tych snów. Najlepiej jakby nic mi się nie śniło, wtedy było by najlepiej. Spojrzałem na zegarek. Była równo piąta. Serio? Naprawdę nie mogę pospać dłużej? Jęknąłem, podnosząc się z łóżka. W takim razie jedyne co mi pozostaje to zrobienie śniadania i ogarnięcie po cichu domu. Podszedłem do szafy, wyciągając z niej jakieś wygodne ubrania, które szybko na siebie nałożyłem. Rozejrzałem się za okularami, które były przy lampce nocnej. Całe szczęście, że Victor wyszedł nim znów zasnąłem. Poza tym o co mu chodziło z tą propozycją? Chce żebym został jego trenerem? Ha! Przecież to nierealne, żebym ja trenował samego Victora Nikiforova! Wyszedłem z pokoju, kierując swoje kroki na dół, w stronę kuchni. Wolałem się upewnić czy mam wszystkie składniki, a jak nie to wybiorę się na krótki spacerek do całodobowego. Otworzyłem lodówkę i jęknąłem, bo jednak będę mieć ten spacerek. Zrobiłem zdjęcie zawartości lodówki, wróciłem do pokoju po portfel i po cichu wyszedłem z domu. Nawet nie opuściłem terenu podwórka, a wpadłem na wracającego chyba ze spaceru Victora.
- Yuuri? A co ty tu robisz?
- Dobre pytanie. Mam nadzieje, że mi na nie odpowiesz Victorze.- ten się jedynie zaśmiał, zaczesując mokre od potu włosy. Czy musiał przy wykonywaniu tak prostej czynności wyglądać tak seksownie?
- Trening z rana.- odparł po czym posłał mi spojrzenie mówiące " Teraz twoja kolej".
- Idę na zakupy.
- W takim razie się przyłącze.- puścił do mnie oczko, na co zachichotałem.
- A nie lepiej by ci było iść się umyć?- spytałem, jednak ruszyłem w drogę a on wraz ze mną.
- Jeśli mnie umyjesz, to z wielką chęcią.- poczułem jak moje policzki robią się czerwone. Katsuki po coś to sobie do jasnej ciasnej wyobraził!?- To jak?- wyszeptał do mojego ucha, na co moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Może kiedyś.- teraz to ja puściłem oczko. Po chwili poczułem na swoich wargach, miękkie oraz ciepłe usta mężczyzny. Pocałunek nie trwał długo, a spowodował szybsze bicie mojego serca.
- Trzymam za słowo. To gdzie teraz?
- Ttędy.- wydukałem skręcając w lewo. Kurde Katsuki uspokój się. Do sklepu nasza droga minęła w ciszy, w takiej przyjemnej, nie krępującej ciszy. I myślałem, że w takiej samem atmosferze wrócimy do domu, gdyby nie Victor. Pociągnął mnie do parku, by usiąść na jednej z ławek pod kwitnącą wiśnią.
- Yuuri, przemyślałeś moją propozycję?- spytał na co westchnąłem. Zamknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu, chcąc poczuć ten przyjemny wietrzyk na swojej twarzy. Czy przemyślałem? Oczywiście, że nie. Dałeś mi za mało czasu. Zaskoczyłeś? Nawet bardzo. Bo niby po co ci ktoś taki jak ja?
- Dlaczego?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie, wiedząc że mnie zrozumie. Nawet nie musiałem otwierać oczy by wiedzieć, że na mnie patrzy.
- Ponieważ widzę w tobie potencjał... Nie. Raczej to moje samolubne zachowanie, które chce cię mieć przy sobie.- powiedział spokojnym tonem. Z niedowierzaniem otworzyłem oczy, spoglądając na niego kątem oka. Nie kłamał. Cała jego postawa mówiła iż nie żartuję.
- Dziecko jesteś?
- Nawet jeśli, to co?- burknął, nie spuszczając ze mnie swojego poważnego spojrzenia. Prychnąłem.
- Bo wiesz, z dziećmi się nie spotykam.- mruknąłem na co ten odwrócił moją twarz w swoją stronę, całując namiętnie. Uśmiechnąłem się pod nosem, odwzajemniając pieszczotę, jednak po chwili odsunął się ode mnie. Jego usta znalazły się na mojej szyi a następnie pociągnął koszulę do dołu, odsłaniając mój obojczyk, na którym zostawił malinkę. Zaśmiałem się.
- Dzieciak.
- Dziewica.- mruknął z łobuzerskim uśmiechem. Na to słowo spaliłem buraka, który poprawił jego humor a moją dumę zniszczyło. Westchnąłem, co trochę zniszczyło ten radosny nastrój. Musiałem poznać jego powód.. Musiałem? Nie raczej chciałem go poznać. Znów spojrzałem do góry na kwitnące kwiaty Sakury. Jak zawsze powracały wspomnienia.
- Wiesz, czemu nie chce nikomu sprzedać tego miejsca?- spytałem i spotkałem się z ciszą, która świadczyła bym kontynuował.- Ponieważ wiem, że gdybym to zrobił już nic oprócz wspomnień nie łączyłoby mnie z rodziną. Gdybym to sprzedał, może znalazłbym gdzieś pracę i tak naprawdę nigdy nie wróciłbym do Hasetsu, bo bym się bał. Bałbym się, że gdyby udało mi się pozbierać, nagle wszystko od czego chciałem się odciąć uderzy we mnie z potrójną siłą. Dlatego wolę trwać w tym co podarował mi los... Dlatego moja odpowiedź brzmi nie. Nie zostanę twoim trenerem Victorze.- w końcu na niego spojrzałem. Myślałem, że ujrzę złość, niezrozumienie oraz to chore, obrzydliwe współczucie, jednak ujrzałem zrozumienie i.. akceptację? Tylko niby czego? Mojej decyzji? Położył swoją ciepłą dłoń na moim policzku, głaszcząc go kciukiem. Posłałem mu delikatny uśmiech.
- A co jeśli byś mnie tu trenował? Oczywiście Yakov dalej byłby moim trenerem, ty mógłbyś po prostu być przy mnie i w razie czego doradzić.- zaskoczył mnie. Niepewnie przełknąłem ślinę, bo jednak od bardzo dawna nie spojrzałem na lodowisko w Ice Castle. Znów westchnąłem. Nie chciałem mu tego mówić, tak naprawdę nikomu nie chciałem się zwierzać, jednak wiedziałem że bez tego nie zrozumie. Nikt by nie zrozumiał.
- Nie mógłbym Victorze. Od kilku lat nie wszedłem na lodowisko, a zwłaszcza na to w Ice Castle. Nie mogłem, ponieważ przyniosłoby mi to jedynie jeszcze większy ból...- nagle sobie coś uświadomiłem. Ironicznie się zaśmiałem, podnosząc się z ławki.- Chodź wydaje mi się, że ujrzysz jak dzisiaj ryczę.- mruknąłem biorąc reklamówki z zakupami i idąc w stronę domu. Szybko mnie dogonił, jednak o nic nie pytał, za co byłem mu wdzięczny. Jedynie zabrał ode mnie dwie torby z czterech, i z uśmiechem podziwiał piękno kwitnących kwiatów. A ja z radością oglądałem jego pełną ekspresji twarz. Kilka metrów przed wejściem do domu zatrzymałem go, chwyciłem za koszulę i pocałowałem w usta, przekazując w tym pocałunku całą swą miłość oraz uwielbienie do niego. Puściłem go i tak samo jak on, zrobiłem mu na obojczyku malinkę i nim zdążył coś powiedzieć pobiegłem do domu, ile tylko miałem sił oraz na ile pozwalało mi kolano. Gwałtownie otworzyłem drzwi, szybko pozbywając się butów i wchodząc do kuchni, w której siedzieli łyżwiarze. Szybko zerknąłem na zegarek. Spędziłem z Victorem trzy godziny, a powiedziałbym że mniej. Przywitałem się z nimi, pytając co chcą na śniadanie. Stwierdzili, że spróbują tradycyjnego japońskiego śniadania, dlatego zabrałem się do roboty. Zacząłem gotować ryż oraz włączyłem wczorajszą zupę miso. Poczułem jak ktoś skacze mi na plecy oraz charakterystyczny dźwięk aparatu.
- Pichit, mógłbyś przestać? Bo naprawdę wyślę cię na odwyk.
- Bez przesady! Poza tym mam zamiar cię tak wytaarmosić, że się naładuję.
- No chyba nie!- burknęła Sara, ściągając ze mnie Tajlandczyka i samej zajmując jego miejsce. Westchnąłem, sięgając po patelnie oraz po jajka. Sprawdziłem zupę, która była dobra więc wyłączyłem gaz, powracając do zrobienia omletu. Po chwili usłyszałem jak drzwi się otwierają a po chwili w kuchni pojawił się Victor z resztą zakupów. Łyżwiarze rozpoczęli rozmowę, której się nie przysłuchiwałem, najważniejsze w tej chwili było zrobienie jedzenia dla nich...
***
- Yuuri chodźmy na lodowisko.- usłyszałem radosny głos Pichita, gdy zmywałem naczynia. Oczywiście wszyscy musieli być w kuchni, bo jakoś nie chciało im się iść do swoich pokoi.
- Tak, tak. Daj mi dwadzieścia minut i cię zaprowadzę.- mruknąłem kończąc myć ostatnie talerze.
- Super! W takim razie daj mi chwilę. Idziecie z nami?- spytał innych a ja w tym czasie skończyłem zmywać. Przystali na jego propozycję i udali się do swoich pokoi, prawdopodobnie się przebrać w coś wygodniejszego do jazdy. Westchnąłem, wyciągając telefon i lekko się zdziwiłem widząc nieodebrane połączenie od swojego lekarza. Szybko do niego zadzwoniłem i na szczęście długo nie musiałem czekać aż odbierze...
***
Skończyłem rozmawiać z lekarzem, gdy na dół zeszli łyżwiarze. Przybrałem na twarz spokojną minę i poczekałem aż ubiorą buty. Napisałem do Yuuko czy jest na lodowisku, bo właśnie na nie idę. Odpisała pozytywną odpowiedź, więc nie musiałem się martwić lodowiskiem. Drogę na lodowisko spędziliśmy w ciszy, każdy z nich był zachwycony widokiem kwiatów, co mnie ucieszyło. Najbardziej jednak, gdy ujrzałem starego dobrego Pichita, robiącego sobie z każdym zdjęcia na tle pięknych krajobrazów. Nasze spojrzenia się spotkały a ja wiedziałem o co mu chodzi. Po chwili poczułem jak skacze mi na plecy, więc odruchowo złapałem go pod kolanami. Wyciągnął selfie sticka, kazał zrobić dziubek i usłyszałem charakterystyczny dźwięk.
- Skończyłeś?- spytałem na co ten zaprzeczył wołając Sarę, która skoczyła na mnie, tylko że z przodu. Zrobił kolejne zdjęcie po czym wreszcie zostałem puszczony. Wznowiliśmy drogę a po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Gdy tylko przekroczyłem drzwi rzuciły się na mnie trzy wredne stworzenia.
- Axel, Lutz, Loop. - jęknąłem, utrzymując jakoś równowagę. Te jedynie się zaśmiały po czym ze mnie zeszły i spojrzały na łyżwiarzy.
- Możemy...
- Nie.- przerwałem im od razu. No chyba by mnie musiał piorun trzasnąć bym się zgodził na ich wspólne zdjęcie, bo znając te małe szarlatany od razu pojawiłoby się w necie. Co to to nie.- Poza tym gdzie Yuuko?
- Ach Yuu! Jesteś.- krzyknęła wyłaniając się z jednego ze składzików. Spojrzałem na łyżwiarzy, następnie na trojaczki.
- Możecie ich zaprowadzić?- te przytaknęły z entuzjazmem i zaciągnęły gości na lodowisko. Ja w tym czasie podszedłem do Yuuko, która jedynie wskazała mi wejście do szatni pracowników. Westchnąłem, posyłając jej uśmiech i wchodząc.
- Dawnośmy się nie widzieli doktorku.- mruknąłem do wysokiego bruneta. Ten jedynie posłał w moją stronę uśmiech, nakazując usiąść, co też uczyniłem. Po chwili do pomieszczenia wszedł Takeshi z..
- Skąd ty to masz?- spytałem ze strachem w oczach. Skąd on miał mój stary strój do łyżwiarstwa wraz z łyżwami ?! Przecież powinien być zamknięty na strychu..- Te twoje córki szybko umrą.
- Bez przesady. No a teraz czas się przebrać.- powiedział i po chwili można było słyszeć moje krzyki wraz z przekleństwami pod ich adresem...
***
( Zmiana perspektywy. To co działo się gdy zostali zaprowadzeni na lodowisko przez trojaczki)
" Victor "
- Skąd wy się znacie?- spytał nagle Chris. Myślałem, że chodzi mu o mnie i Yuuriego, jednak to pytanie było skierowane do Pichita.
- Kiedyś ćwiczyliśmy razem w Detroit jak miałem 12 a on 16 lat. I od tej pory utrzymujemy kontakt.
- Też jeździ?- dopytywał.- podjechałem do niego, opierając łokieć na jego ramieniu. Widziałem w jego oczach to niebezpieczne zainteresowanie. Oj Chris, tylko spróbuj tknąć mojego króliczka.
- Jeździł.- powiedział Michele, pojawiając się za Tajlandczykiem a wzrok Chrisa mógłby zabić Włocha.. Czyli to jest twój obecny cel? Odetchnąłem w duszy z ulgą.
- Ale obiecał, że dziś ze mną pojeździ, więc..
- Co? Jak ty go namówiłeś?- spytał szczerze zaskoczony. Czyli to o tym mówił w parku.
- Mam swoje sposoby bambino. Ale nie ważne. Dość długo nie ma tu tego staruuucha.- mruknął a po chwili ktoś rzucił w niego gumową piłką. Spojrzeliśmy w stronę skąd nadleciał ten pocisk i ujrzałem stojącego po drugiej stronie barierki Yuuriego.
- Chyba się zapominasz. Poza tym sam jesteś staruuuch.- powiedział. Po chwili za jego plecami pojawił się jakiś obcy mężczyzna, który położył swoją dłoń na jego ramieniu. Radzę ci w tej chwili zabrać te brudne łapy z mojego króliczka, śmieciu..
***
" Yuuri "
Czy to na pewno dobry pomysł? Przecież ot tak dawna tu nie byłem. Tak dawno o tym zapomniałem... Zapomniałem? Cóż za śmieszne kłamstwo. Raczej chciałem zapomnieć. Bo wtedy nigdy nie czół bym tego bólu. Spojrzałem niepewnie w bok. Ren jedynie posłał mi zachęcający uśmiech po czym popchnął w stronę lodu. Niepewnie stawiłem na nim po raz kolejny swoje pierwsze kroki, a wraz z chłodem bijącym od tafli uderzyły mnie moje wspomnienia. Pierwszy pobyt na lodowisku, pierwsze kroki, pierwszy upadek wymieszany ze łzami. Pierwszy udany skok. Pierwszy dobrze zatańczony układ. Godziny poświęcone na treningi. Zauroczenie Victorem. Pierwsze zawody oraz radość rodziny. Spotkanie w Detroit. Ostatnie zawody, które wszystko zniszczyły... Zacisnąłem zęby, wykonując pierwszy, pewny krok. Czułem jakby czas się zatrzymał, mówiąc i pokazując, że po moim odejściu nic się nie zmieniło. Tak bardzo chciałem w to wierzyć, jednak czyjaś dłoń wyrwała mnie z tego stanu. Należała ona do mojego lekarza, który nakazał mi chwycić się za dłonie. Teraz cholernie żałowałem, że byli tu inni. Nie chciałem by widzieli, to co widział do tej pory tylko on. Pociągnął mnie za sobą, mówiąc bym nie skupiał całego ciężaru ciała tylko na jednej stronie ciała. Bym rozluźnił mięśnie oraz spokojnie oddychał. Chciałem go posłuchać, tak bardzo chciałem to zrobić, jednak strach ściskał mi gardło, nie pozwalając wykonać tych najprostszych poleceń. Jedyny dźwięk jaki docierał do mych uszu to łyżwy tnące tafle lodu. Nagle dłonie prowadzące mnie zniknęły, przestraszony spojrzałem na lekarza. Przysunął się blisko mnie.
- Spróbuj skoczyć.- wyszeptał a moje ciało się spięło. Skoczyć? Skoczyć?! Całe moje ciało aż się do tego rwało. Rwało się do tańca, trudnych kroków i skoków. Niepewnie przytaknąłem, podając mu okulary i wreszcie po raz pierwszy od wejścia na lód pewnie ruszyłem. Nie potrzebowałem muzyki, ponieważ w moich uszach brzmiała tak dobrze znana mi melodia. Melodia, która była ze mną przy mojej katastrofie. Dobrze, że wcześniej Takeshi mnie rozciągnął. Wziąłem ostatni uspokajający wdech i wiedziałem co zrobię. Przygotowałem ciało do skoczenia potrójnego Axla, skoku przy którym straciłem wszystko. Do odważnych świat należy Yuuri. Tak mówią. Zamknąłem oczy, czas się dla mnie zatrzymał, moje ciało idealnie się przygotowało pomimo tak długiej przerwy. Cisza. Skok. Upadek. Ból. Upokorzenie. Lecz tym razem nie czułem straty, śmierci nadziei, która opuściła mnie dawno temu. Odwróciłem się na plecy a po chwili poczułem jak łzy spływają na lód. Ze śmiechem, płakałem. Płakałem chcąc chodź przez krótką chwilę ulżyć sobie w cierpieniu. Znów byłem sam. Znów widziałem ciemność. Znów była pustka w moim sercu. Nagle ujrzałem przed sobą twarz anioła, zatroskanego anioła. Zamrugałem oczami, powracając do rzeczywistości...
- Yuuri!- krzyknął Pichit pojawiając się obok Victora. Spróbowałem wstać, jednak tego pożałowałem. Ogromny ból przeszył moje kolano, powodując że gdyby nie Victor znów bym upadł.
- Nic mi nie jest Pichit. Byłem na to przygotowany jednak... dalej to boli.- powiedziałem powstrzymując kolejną falę łez. Nagle poczułem jak ktoś bierze mnie i podnosi w sposôb na księżniczke. Spaliłem buraka.
- Vvictor.. możesz mnie po..- przerwał mi pocałunkiem. Spaliłem jeszcze większego buraka, słysząc piski zachwytu prawdopodobnie Pichita, Sary, Yuuko i trojaczek. Już nic nie powiedziałem. Nie mogłem. Ruszył w stronę zejścia z lodowiska. Czułem na sobie ich ciekawskie spojrzenia, które jeszcze bardziej potęgowały mój rumieniec. Pozbył się naszych łyżew po czym znów znalazłem się w jego ramionach. Dopiero teraz spojrzał na pozostałych.
- Znajdziecie sobie zajęcie do osiemnastej prawda?- i nie czekając na ich odpowiedź wyszedł z lodowiska.
***
- Cco ty robisz?!- spytałem gdy położym mnie na moim łóżku. Nic nie powiedział tylko pewnym ruchem pozbył się moich spodni, na co spaliłem buraka. Po chwili poczułem jego usta na bolącym kolanie.
- Twój czas minął króliczku.- wymruczał oblizując wargi...
Od autorki: Witam was moi mili! Przybywam do was z przedostatnim rozdziałem tego opowiadania. No może nie ostatnim, ale 10 będzie ostatnim. Miał pojawić się w czwartek, ale jak ksiądz tylko mój pokój poświęcił w internacie laptop przestał ze mną współpracować 😑😖😢
Dlatego dodaje z tel. więc za wszelakie błędy przepraszam. Zapraszam do mojej nowej "starej" pracy, która nie ma nic wspólnego z YOI, ale jeśli lubicie fantazy, wymieszane z horrorem, romansem i komedią to zapraszam. No i to tyle ode mnie kochani 😙
Do zobaczenia niebawem 😆😙😍🤗💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro