Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Spotkanie

  " Biel szpitalnego sufitu doprowadzała mnie do szaleństwa. Pragnąłem jak najszybciej zakończyć to i tak już marne życie. Moje życie, marzenia, cele legły w gruzach,a to tylko przez los. Czułem jak kolejna fala łez pojawia się w moich oczach. Nie mogłem już dotrzymać danego słowa Sarze, która wraz z Pichitem i jej starszym bratem bliźniakiem mnie odwiedzali, chcąc pocieszyć. Jednak ja nie potrzebowałem pocieszenia. Jedyne czego teraz pragnąłem to śmierci. Nie chciałem żyć, sam, nie mając już nikogo. Nie chciałem tych wszystkich współczujących spojrzeń, pełnych litości oraz uczucia iż jestem gorszy. Wiedziałem to od samego początku gdy stawiałem pierwsze kroki na moim ukochanym lodzie.. A teraz zostałem sam, a ciemność coraz bardziej mnie tłamsiła. Zabierała blask, który kiedyś udało mi się w sobie uwolnić, tak jakby moim przeznaczeniem było życie w ciemności.."

   Otworzyłem gwałtownie oczy, rozglądając się. No tak, przecież leciałem do Detroit, z głośników wydobył się głos stewardesy informującej iż niedługo będziemy lądować. Wsadziłem do uszu słuchawki, puszczając jakąś głośną muzykę, by nie czuć zatkanych uszu. I czekałem aż ta ciągnąca się w nieskończoność podróż się skończy. Po kilku minutach wylądowaliśmy a ja czym prędzej wstałem biorąc swoje rzeczy i czekając aż będę mógł wyjść. Jak dobrze, że kupiłem bilety z samego przodu. Chwilę później drzwi się otworzyły a ja zostałem uderzony chłodnym powietrzem o twarz. Wziąłem głęboki wdech i za zgodą stewardesy wyszedłem z samolotu, kierując się już na lotnisko. Na lotnisku w Detroit jak zawsze były tłumy, nieważne kiedy tu przylatywałem. Wziąłem głęboki wdech chcąc to mieć jak najszybciej za sobą, gdy podszedł do mnie jeden z pracowników ochrony lotniska.

- Mr Katuski Yuuri?- spytał z amerykańskim akcentem.

- Yes.

- You are asked to go whit me, Mr Katsuki.

- But what a problem? Did I do something wrong? Or dangerous?

- No. Please go whit me, I will tell you what's going on.- i ruszył nie czekając na to co miałem do powiedzenia. Westchnąłem, udając się za dobrze zbudowanym mężczyzną. Minęliśmy kontrolę paszportową, po czym weszliśmy do pokoju dla ochrony lotniska, w którym czekał..

- Yuu!- krzyknął Pichit z radosnym uśmiechem. No jasne. Przecież ostatnio też coś takiego zrobił, więc mogłem się spodziewać. Powiedział coś do jednego z mężczyzn, po czym do mnie podszedł wypychając z pomieszczenia.

- Też się cieszę, że cię widzę mój przyjacielu. Ale mógłbyś mi wyjaśnić, dlaczego za każdym razem musisz coś takiego odstawić? Co może następnym razem przyjdzie odebrać mnie sam Victor Nikiforov?- powiedziałem z drwiną. Pomimo, że już nie mogłem jeździć, dalej oglądałem ten sport, mając nadzieje, że pewnego dnia znów chodź jeden, ostatni raz zatańczę, lecz ta nadzieja znikała kawałkami każdego dnia. Ten się nerwowo zaśmiał, co przykuło moją uwagę.

- No weź! Aż takich kontaktów jeszcze nie mam.. A właśnie! Bliźniaki zapraszają nas na imprezę do J.J-a. Oczywiście, zdążysz się  przygotować.- zapewnił widząc prawdopodobnie moją zniesmaczoną minę. Nie przepadałem za imprezami, może dlatego że nie miałem mocnej głowy do alkoholu. Jednak to nie znaczy, że go nie lubię. Od wypadku to właśnie w nim udało mi się znaleźć spokój. Ale nikt o tym nie wie. Nagle poczułem wibracje w kieszeni spodni, więc wyciągnąłem telefon odczytując wiadomość od Yuuko. Pisała, że nie ma ruchu w gorących źródłach, ale zastąpi mnie. Podziękowałem jej jeszcze raz, powracając do przyjaciela, który czekał na moją odpowiedź. Westchnąłem poprawiając okulary. Znając życie i tak by mi marudził, więc lepiej od razu się zgodzić a po dwóch godzinach się zmyć.

- Niech ci będzie, to chodź do tego hotelu.- na moje słowa uśmiechnął się, zabierając ode mnie walizkę i chwytając za dłoń. Uśmiechnąłem się. Uwielbiałem w nim te jego radość z życia, której mi tak brakowało.

- Dalej spotykasz się z Guang Hong Jinem?- spytałem gdy opuściliśmy lotnisko i kierowaliśmy się do jego samochodu.

- Oczywiście. Właśnie czeka na nas w hotelu. Chce cię poznać, bo jak ostatnio byłeś wyjechałeś w dniu kiedy ten przyjechał.- zaśmiał się a ja do niego dołączyłem. Doskonale to pamiętam. Później truł mi dupę, że zostawiłem go samego z zapłakanym szesnastolatkiem. Dlatego lepiej być z kimś odrobinę starszym. Westchnąłem, wyciągając z kieszeni płaszcza elektryka, co przykuło uwagę Tajlandczyka.- Od kiedy to ty niby palisz?

- Od trzech lat. Próbowałem papierosów, ale jakoś mi nie przypadły. Nie wiem jak Mari mogła je palić.- powiedziałem bez emocyjnym tonem, który oznaczał iż nie chce o tym rozmawiać. Od wypadku oraz śmierci rodziny przyjąłem od każdego jeden nawyk. Od siostry palenie, od ojca miłość do oglądania piłki nożnej a od matki miłość do gotowania. Oczywiście prowadziłem sam gorące źródła. Jakoś nie chciałem by ktoś inny wepchał się swoimi butami do mojego domu. jednak to nie zmieniało faktu iż inni ludzie chcą wykupić ode mnie gorące źródła by samym na tym zarobić. Może teraz jakoś się uspokoję i to wszystko przemyślę... Z zamyślenia wyrwał mnie głos Pichita, informujący iż jesteśmy na miejscu. Przytaknąłem, wysiadając z samochodu i zabierając swoje rzeczy, po czym udaliśmy się do środka. Widać było, że portier dobrze zna chłopaka, bo z uśmiechem i to tym szczerym się z nim przywitał. No tak, nie ma na świecie osoby, która nie polubiła by tego chłopaka. Przez całą drogę do jego apartamentu nie rozmawialiśmy, jakoś nie widzieliśmy potrzeby. Ten był uradowany, bo jak to zawsze mówi jestem dla niego jego najważniejszym przyjacielem. Nagle dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi windy a my wyszliśmy, kierując się do odpowiednich drzwi. Tajlandczyk otworzył je i już po chwili jakiś chłopak był do niego przytulony na co się delikatnie uśmiechnąłem.

- Pichi! Co tak długo?!- powiedział z wyrzutem Chińczyk. Po chwili odsunął się od niego i zrobił coś co mnie kompletnie zszokowało, a mianowicie mnie także przytulił. Zesztywniałem, bo jednak niezbyt przepadałem za kontaktem fizycznym z osobami, których nie znam. Lecz gdy ujrzałem to szczęście wypisane na twarzy przyjaciela nie mogłem zrobić nic innego jak tylko oddać jego chłopakowi uścisk na przywitanie. Po chwili zostałem zaproszony do apartamentu a następnie do łazienki, z której od razu skorzystałem, zostawiając zakochanych samych ze sobą. Zamknąłem drzwi, opierając się o nie. Pozbyłem się okularów, zaczesując włosy do tyłu i zdejmując resztę ubrań. Wyciągnąłem swoją kosmetyczkę oraz ręcznik i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem gorącą wodę, która pozwalała mi poczuć się trochę jak w domu. Westchnąłem przeciągle, zaczesując włosy do tyłu i sięgając po żel pod prysznic. Pachniał zieloną herbatą, która uspokajała mnie bardziej niż niejedna melisa bądź środki uspokajające. Namydliłem swoje ciało, dokładnie wcierając w każdą cześć żel, po czym spłukałem je, sięgając po szampon o zapachu mięty. Szybkimi ruchami wtarłem go we włosy, znów pozwalając by piana spływała po całym ciele. Chwilę odczekałem, pozwalając by krople wody uderzały o moje ciało, po czym zakręciłem ją, sięgając po ręcznik i wycierając się dokładnie. Po skończeniu tej czynności owinąłem się ręcznikiem w pasie, opuszczając kabinę prysznicową, podchodząc do swojej walizki i wyciągając pierwsze lepsze ciuchy. Jakoś nigdy nie przepadałem za strojeniem się, jednak wiedziałem co ubrać by było mi wygodnie i jednocześnie dobrze w tym wyglądać. Dlatego założyłem szarą podkoszulkę z czaszką, na to czarną koszulę oraz czarne spodnie. Do tego oczywiście czarne bokserki i tego samego koloru skarpetki oraz szare trampki i jestem gotowy.  Włosy lekko ułożyłem żelem by jakoś wyglądały i okulary. Byłem gotowy, jeszcze odrobiny perfum i wyszedłem z łazienki wraz ze swoimi rzeczami. Chłopaki też byli gotowi, więc od razu ruszyliśmy. Sprawdziłem czy wziąłem portfel oraz telefon i sięgając po płaszcz wyszliśmy. Przez całą drogę nic nie mówiliśmy. Pichit wolał zamówić taksówkę, a to znaczyło że i on będzie pić. Westchnąłem, zerkając na zegarek. Prawdopodobnie Yuuko jest zajęta, więc nie widzę sensu jej przeszkadzać. Na miejsce dojechaliśmy po trzydziestu minutach. Zatrzymaliśmy się w " domku letniskowym" Kanadyjczyka, jak to stwierdził Pichit, wychodząc. Ruszyłem za nim i jego chłopakiem, rozmyślając jakby tu jak najszybciej zwiać. Będę musiał poczekać aż Pichit zajmie się swoim chłopakiem a następnie będę wolny. Dobrze, że wcześniej dał mi zapasowy klucz do apartamentu bo inaczej byłoby kiepsko. Gdy dotarliśmy do drzwi, ktoś je otworzył nim ktokolwiek zapukał.

- Pichit, Guang. A gdzie..

- Yuu!- krzyknęła młodsza siostra bliźniaczka Włocha rzucając mi się na szyję. Całe szczęście, że jednak podobają mi się mężczyźni, bo nigdy by nie pozwolił na takie czułości ze swoją młodszą siostrą. Złapałem ją w talii, tuląc do siebie.

- Też miło was widzieć. Niech no na ciebie spojrzę. Kurde dziewczyno, jak zawsze zabójczo wyglądasz, ale tym razem to chyba twój brat ma jeszcze więcej problemów z zalotnikami.- mruknąłem puszczając do niej oczko.

- Słyszysz Michele? Yuuri wie jak komplementować kobiety.- puściłem ją, podchodząc do jej brata z którym także się przytuliłem. Lecz tylko na chwilę by później znów poczuć drobną, kobiecą dłoń na mojej talii. Spojrzałem w bok, uśmiechając się do dziewczyny.

- Impreza interesująca czy tak niezbyt?- spytałem rodzeństwo Crispino, które posłało sobie krótkie spojrzenia.

- Nawet. Chodźcie, bo pomyślą że uciekliśmy.- stwierdził Michele, wchodząc do środka a my za nim. Słuchałem jak Sara opowiadała o programie brata, pytając nawet o rady. Może i nie byłem tak wspaniałym łyżwiarzem jak sam Victor Nikiforov, jednak jak to stwierdzili moi znajomi mógłbym być świetnym trenerem. Poradziłem dziewczynie kilka zmian, które powinny jakoś pomóc jej bratu, bo jednak wolałem mieć dalej jakiś kontakt z łyżwiarstwem. Dalej się nie wyleczyłem od swojego narkotyku, jednak sama świadomość iż przyczyniłem się do pomocy innemu łyżwiarzowi była dla mnie czymś przyjemnym, pozwalającym zapomnieć o cierpieniu oraz smutku tej szarej rzeczywistości, z którą muszę się za każdym razem mierzyć. Jednak teraz o tym nie myślałem. Po chwili pojawił się przy nas gospodarz wraz ze swoją narzeczoną.

- A ty to?

- JJ! Jesteś chamski.- warknęła Sara a ja jedynie westchnąłem. Przywykłem do tego, jednak to nie zmienia faktu iż dalej to boli.

- Katsuki Yuuri. Miło mi.- powiedziałem podając mu swoją wizytówkę. Ten wziął ją ode mnie, jednak nic nie odpowiedział.  Prawdopodobnie nie rozumiał o co mi chodzi. Na szczęście ktoś mu to wyjaśnił. Uniosłem ostrożnie spojrzenie do góry, natrafiając na niebieskie spojrzenie. Przełknąłem ślinę. Za JJ stał nie kto inny jak sam Victor Nikiforov. Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą chwyciłem, a ten posłał mi uśmiech od którego miękną kolana.

- Victor! To jest Yuuri i właśnie zostawiam go pod twoją opieką. Do zobaczenia później chłopaki!- krzyknęła zostawiając nas samych ze sobą. Tak samo zrobił JJ udając się gdzieś ze swoją narzeczoną. Rosjanin jedynie się zaśmiał, prowadząc mnie w stronę barku. Poprosił o dwa drinki, po czym podał mi jeden, za który podziękowałem.

- Jakoś wcześniej cię tu nie widziałem, albo raczej nie w towarzystwie Sary. Michele nie jest przypadkiem zazdrosny?- spytał rozbawiony postawą jej brata bliźniaka. Nie wiedziałem co mam myśleć, dlatego jedyne co mi pozostało to uspokoić się za pomocą alkoholu.

- Nie ma o co. I nie.

- W takim razie czym się zajmujesz i skąd znasz się z bliźniakami?- spytał szczerze zaciekawiony, samemu biorąc łyka.

- Prowadzę gorące źródła, a wcześniej z nimi trenowałem, jednak to było raczej jako zabawa. Nigdy nie myślałem by robić to profesjonalnie jak wy.- kłamałem, ale po co zaprzątać jego głowę moją nic nie wartą osobą?

- Gorące źródła? Słyszałem, że to najlepszy sposób na zrelaksowanie się.- powiedział a ja znów upiłem łyk drinka. Czy mówiłem iż ten facet jest seksowny? Jeśli nie to teraz się rehabilituje i to mówię. Victor Nikiforov jest najseksowniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałem. Oczywiście w ubraniu. Bo przecież nie nago. Chociaż... Stop! Opanuj się człowieku!

- Nom. Jak coś to zapraszam.- mruknąłem nawet na niego nie patrząc bo znając siebie bym coś palnął a tego wolałem uniknąć.

- Z chęcią skorzystam. W takim ra..- ktoś mu przerwał. Chyba były to fanki bo przeprosił mnie na chwilę, udając się z nimi na taras i robiąc sobie kilka selfie. Westchnąłem, wyciągając telefon. Miałem trzy nieodebrane połączenia od Yuuko. Odstawiłem pustą szklankę, wybierając numer do przyjaciółki i wchodząc do łazienki. Odebrała po piątym sygnale.

- "Yuu! Całe szczęście, że zadzwoniłeś. Słuchaj jacyś ludzie chcą odkupić od ciebie gorące źródła!"

- Yuuko spokojnie. Słuchaj zarezerwuj mi bilet na jutro rano...

- " Już to zrobiłam."

- Czy ty przypadkiem nie bawisz się w Alice ze Zmierzchu?- spytałem poprawiając okulary. Ta się zaśmiała po czym wyjaśniła mi o której i że wszystko mi wyśle. Pożegnałem się z nią, wychodząc z łazienki i ruszyłem na poszukiwania Pichita. Nie było to trudne, bo właśnie stał obok Victora i bliźniaków wraz ze swoim chłopakiem i robił selfie. Zaśmiałem się w duchu, jednak znów czułem się jak ten, który niszczy całą przyjemną atmosferę. Znowu. Michele mnie zauważył, akurat gdy Pichit skończył robić zdjęcie.

- Yuu! Słuchaj, jest w planach wypad do klubu, bo...

- Przykro mi, lecz będziecie musieli iść sami. Muszę wracać do domu.

- Do hotelu?- spytał Michele a Pichit prawie był bliski płaczu.

- Ale Yuu.. Miałeś obejrzeć na żywo jak tańczę do " Shall we skate."- podszedłem do niego, tuląc go do siebie.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam. I zostałbym gdyby nie jakiś debil, który chce wykupić mój dom.- wyszeptałem mu do ucha, bo niby po co inni mają to wiedzieć. Ten jedynie westchnął przytulając mnie. Przez chwilę tak staliśmy, po czym pożegnałem się z resztą i opuściłem przyjęcie. Ciekawe co to za debil pcha się tam gdzie nie powinien....


Od autorki: Witam, witam i wesołych świąt moi kochani! Dodaje pierwszy rozdział taki prezencik na święta ode mnie.  Jak wam one mijają? Do tego już za dwie godzinki nasz kochany Victor będzie mieć już dwadzieścia osiem lat! Dlatego zapraszam do one-shota, który pojawi się punktualnie o północy :D

Strój Yuuriego, tylko noo.. Victor ma go na sobie :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro