Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 - Even if...?

Przez dłuższy czas rozmyślałam nad tym czy ojciec opisał wszystko w swoim dzienniku. Niestety nie, nie opisał całego procesu poszukiwania całunu Kukulkana. Trochę mnie to zawiodło, ale wiedziałam, że mógł przecież nie zdążyć opisać wszystkiego przed śmiercią.

- Nad czym tak myślisz? - spytał Drake

- O tym, co mój tata opisał o całunie Kukulkana - odpowiedziałam

- A... Nadal boli cię jego śmierć? - zadał kolejne pytanie

- Miło by było gdyby tak nie było, bo cały czas mam w głowie ten dzień... - powiedziałam

- Co się stało z twoją mamą? - wypytywał mnie

- Zmarła w katastrofie samolotu - dodałam a w moim oku zakręciła się łza - Bardzo mi jej brakuje... - szepnęłam i oparłam się o konar drzewa który leżał na ziemi niecałe dwa metry od ogniska

- Rozumiem twój ból... Moja popełniła samobójstwo, a ojciec nas nie chciał

- Jak to nas? Myślałam że jesteś jedynakiem

- Mam brata, nazywa się Sam... Nadal wolny jakbyś chciała wiedzieć - puścił mi oczko

- Nie, nie mam zamiaru być związana z kimkolwiek o nazwisku Drake - stwierdziłam

- Eh... Nie wiesz co tracisz, bo ten przystojniejszy siedzi obok ciebie - dodał

- Dobra, już nie musisz aż tak bardzo przechwalać się tym że jesteś piękny i w ogóle - uśmiechnął się - Chociaż ja tak nie uważam... Dla mnie miałeś, masz i będziesz miał krzywą mordę - dodałam trochę ciszej

- Doprawdy? Ja i krzywa morda w ogóle do siebie nie pasujemy, ja jestem ładunkiem dodatnim tak samo jak to określenie, czyli się nie przyciągamy - stwierdził

Siedzieliśmy chwilę w ciszy a on zaczął coś mówić.

- Jesteś może ładunkiem dodatnim? Bo ja jestem ujemnym, może się dogadamy? - uśmiechnął się w nieciekawy sposób

- Jesteś może Nathanem Drake'iem? Jeśli tak to możesz tylko o mnie śnić - poprawiłam opadający kucyk

- Naprawdę? - spytał

- Tak, naprawdę, bo ja nie czuję przyciągania

- Cholera, to może... Jesteś może naukowcem? Bo chciałbym cię okresowo robić na stole - podniosłam brew i tylko się zaśmiałam - No co? Na inne zawsze działało

- Ale ja nie jestem jak inne - stwierdziłam

- W sumie racja, jesteś może oceanem? - podniosłam brew bo już wiedziałam co chciał powiedzieć - Bo chcę się w tobie zanurzyć

- Myślisz że to zadziała? - spytałam

- Tak

- To się mylisz, bo nie zadziałało, i nigdy nie zadziała, zwłaszcza na mnie - dodałam i znowu zaczęłam ostrzyć nóż

- Będziesz mnie mordować? - spytał

- Dokładnie - odpowiedziałam sarkastycznie

- O, to ciekawie

- Widziałeś wczoraj tutaj tego jaguara? - spytałam

- Nie, a jakiś był?

- Tak, ja przynajmniej tak widziałam, mogłam pomylić go z jakimś innym zwierzęciem, ale wątpię... - stwierdziłam

- Lara! Uważaj! - krzyknął a ja wstałam i się odwróciłam

Zobaczyłam jaguara który biegnął w moją stronę, albo nie w moją... Tylko w stronę Nate'a.

Mnie ominął i rzucił się na niego. Wyciągnęłam łuk i strzałę. Naciągnęłam cięciwę, wycelowałam i strzeliłam. Powtórzyłam ruch kilka razy i po chwili zwierzę leżało już martwe.

- I co? To ja miałam uważać? - spytałam

- Najwyraźniej nie - rzuciłam w jego stronę bandażem

Szybko opatrzył ranę i wstał. Ja za to zajęłam się zdejmowaniem skóry z jaguara. Mogła się w końcu przydać, jego umaszczenie może pomóc nam się ukryć w dżungli.

Znowu wróciłam do czytania notatek ojca. Gdy przewróciłam kolejną stronę, niestety reszta kartek była już zupełnie pusta.

Zaczęło się zciemniać a Jonaha i Victora nadal nigdzie nie było widać.

- Gdzie Jonah i Sully? - spytałam

- Nie wiem, zaraz powinni wrócić - i tak jak powiedział tak właściwie się stało, bo kilka chwil później przyszli cali i zdrowi

- Ile musieliście gdzieś chodzić? - spytałam

- Tyle żebyście się pogodzili - stwierdził Jonah - znaleźliście coś w świątyni?

- Dokładnie to o czym pisał ojciec w dzienniku, srebrną figurkę smoka - podniósł brew - ktoś kto założy całun Kukulkana będzie nieśmiertelny, ale wywoła cztery kataklizmy, tsunami, burzę, trzęsienie ziemi i erupcję wulkanu, tak jak stało się gdy wyciągnęłam klucz Chak Chel, i gdy ktoś go włoży trzeba złożyć całun w ofierze razem z tym smokiem w kieszeni, aby zapobiec końcu świata - opowiedziałam

- No dobrze, macie jeszcze jakieś wskazówki? - spytał

- Nie

- Musimy coś wymyśleć, gdzie jest kolejna świątynia na północ stąd? - spytał Sully

- Nie mam pojęcia, po prostu idzjy przed siebie, może na coś natrafimy - stwierdziłam - Ale na razie poczekajmy do rana, i od razu po wschodzie słońca wyruszymy - ułożyłam się na ziemi aby przespać na spokojnie noc

***

Te kilka godzin wcale nie były jakieś złe, czułam się w miarę wyspana. Zobaczyłam że każdy już wstał, co trochę mnie zirytowało, bo czemu mnie nie obudzili? Przecież wiedzieli, że chciałam obudzić się wcześnie.

- Dzień dobry

- Cześć, macie coś do jedzenia? - spytałam

- Pewnie, ale na pewno nie będzie to smakować jakoś wybitnie - stwierdził Jonah

- Nie ważne, chcę po prostu coś zjeść, nie będę głodna iść przez dżunglę - powiedziałam i dostałam prosto do rąk posiłek który miał być moim śniadaniem

Gdybym tylko mogła, jeszcze bym spała, spalanym tyle, ile bym potrzebowała. Ale moje myśli zatruwał wczorajszy dzień. Cały czas myślałam nad tym co mówił mi Nate. Czy naprawdę to czuł? Czy może po prostu się ze mną zgrywał.

Zgaduję, że chodziło o to drugie, te teksty nie brzmiały na to jakbym naprawdę się mu podobała. Nawet jeśli, nigdy w życiu nie wybaczyłabym sobie gdyby zaczął by misie podobać.

W każdym bądź razie, nie powinnam zadręczać się tyloma pytaniami naraz. Nie teraz, gdy czuję się słabo z samą myślą, że powiedziałam Drake'owi co dokładnie stało się z moimi rodzicami.

Czasami chcę myśleć że to tylko sen, i że zaraz obudzę się jako ta mała dziewięcioletnia Lara i będę mogła przytulić się do swoich rodziców. Ale niestety los musi mnie tak karać, i za każdym razem jest tak samo. Kilka razy w sumie próbowałam dostać się do rodziców, ale finalnie za bardzo się bałam to zrobić.

Po prostu nie dopuszczałam do siebke myśli że oni nie żyją, a ja wyżaliłam się swojemu największemu wrogowi.

Nie jestem w stanie sobie tego wybaczyć...


-----------------------------

Hejkaa

Jak tam w szkole?

Ja jutro idę do kina (nawet nie wiem na co pozdro)

Ale dzisiaj to była jakaś masakra, jakby jak szłam po schodach po biologii na Polski to za mną szedł taki oskar z którym już miałam dramy że mnie wyzywał a mój własny brat mnie z tym idiotą shipuje (głupi buntownik)

No i taki julek powiedział do tego oskara takie "oskar gdzie ty się patrzysz" i ja mam takie wtf, bo to nie pierwszy raz jak ten debil patrzy mi się na dupę. Jakby masakra po prostu

Mam nadzieję że u was lepiej🫶

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro