26 - This is the part when I break free
Biegłam ile sił miałam w nogach i mimo krzyków, nie odwracałam się. Czułam się źle z tym, że w taki sposób potraktowałam Nate'a, ale doskonale wiedziałam, że nie miałam innego wyboru. Byłam przekonana, że Vivian nic im nie zrobi, że uciekną a ja znajdę całun i nadal tak myślę. Aktualnie moim jedynym problemem jest to, żeby zdążyć ze złożeniem ofiary słońcu przed końcem zaćmienia. Po jakimś czasie dobiegłam do jakiejś Majańskiej świątyni, przynajmniej na taką wyglądała, a byliśmy przecież w Meksyku. Nie zastanawiając się nad niczym innym po prostu otworzyłam wielkie drzwi i wbiegłam do środka. Zaczęłam głęboko oddychać i rozejrzałam się dookoła.
- Jasna cholera... - westchnęłam na widok przepięknej architektury Majańskiej
Znowu zaczęłam przechadzkę przez świątynię i po chwili zauważyłam jakiś grobowiec a obok niego ołtarze. Podbiegłam do trumny i otworzyłam jej pokrywę. Zaniemówiłam, w jej wnętrzu znajdywał się...
- Całun Kukulkana... - wzięłam głęboki wdech i przetarłam oczy
Wyjęłam ubranie i szybko na siebie zarzuciłam. Poczułam dziwny dreszcz ale jakoś się tym za bardzo nie przejęłam. Odnalazłam w mojej kieszeni srebrną figurkę smoka i włożyłam ją do kieszeni całunu. Znowu poczułam dziwnie nieprzyjemny dreszcz. Myślę, że to może być jego działanie. Gdy zdążyłam się przyzwyczaić do nowej sytuacji zaczęłam spacerować po świątyni. Po chwili zobaczyłam kamienną trumnę, w której prawdopodobnie był pochowany ostatni władca zaginionej wioski w Cozumel. Z tego miejsca był widok prosto na słońce... tylko, że światło słońca zostało przykryte powierzchnią księżyca.
- Zaćmienie się zaczęło, Laro, nie mamy wiele czasu... - usłyszałam głos Vivian
- Zdążyłam zauważyć, Vivian - pierwszy raz od nie powiem jakiego czasu wymówiłam jej imię
- Zdejmij całun, Laro, nie jesteś odpowiednią osobą, która powinna zostać złożona w ofierze słoń- nie dałam jej dokończyć wypowiedzi
- To w takim razie, za kogo uważasz się ty? Co? A może to nie ty jesteś tą nieodpowiednią osobą - dodałam
- Najpierw postaraj się zrozumieć, że nie ma żadnego procenta szans na to, żebyś mogła odtworzyć słońce i zapobiec końcu świata - zdenerwowała mnie jeszcze bardziej
- To może ty wbij to sobie w końcu do głowy! - krzyknęłam i wyciągnęłam łuk
- Spróbuj tylko, moi ludzie tu są - podniosłam brew
- Tak myślisz? - spytałam a ta odwróciła głowę, a ja zyskałam trochę czasu, aby wycelować
Puściłam cięciwę, a strzała poleciała prosto w jej brzuch.
- Laro... wiedz, że zawsze chciałam cię u swojego boku... zawsze... zawsze... - nie powiedziała nic więcej a ja cały czas stałam i wpatrywałam się w jej zwłoki
Podbiegłam do trumny i położyłam się na niej. Wzięłam kilka głębokich oddechów i sięgnęłam po sztylet leżący obok mnie. Zapewne służył do składania ofiary... Po chwili trzymałam go mocno w obu rękach i coraz mocniej przykładałam go do klatki piersiowej. Jakieś dziwne pole siłowe mi tego zabraniało a całun coraz jaśniej świecił. Przymknęłam oczy i odpłynęłam.
- Laro! Chodź odrabiać matmę! - usłyszałam głos taty
- Nie wiem, co bym zrobił, gdybym cię stracił - tym razem rozpoznałam Jonaha gdy odnalazł mnie w dolinie na Syberii
- Czasami mam wrażenie, że muszę się ruszyć, że jeśli tego nie zrobię, sprawię wszystkim zawód... - moje słowa kręciły się w mojej głowie
- Wielkość człowieka kryje się w tym jak postępuje...
- Lubię ten świat... on nie jest idealny, ale wszystko co teraz kocham, jest tu -
- Nieźle... sprytna jesteś... - tym razem objawił się mi głos Nate'a
- Na pewno wszystko w porządku? - znowu Jonah - Lara? Ptaszyno?
Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam głęboko oddychać. Rozejrzałam się dookoła a obok mnie stał Nate, Jonah, Victor i ta irytująca blondi.
- Co wy tu robicie? Jak mnie znaleźliście? - zadawałam za dużo pytań
- To nie pytania na teraz, co z Vivian? - spytał Nate
- Leży w tamtym kącie... - wstałam
- Przepraszam, Lara... naprawdę nie chciałem, żeby to tak się skończyło... - Nate mocno mnie objął
- Martwiłem się, ptaszyno... - usłyszałam głos Jonaha
- Bałam się o was... - dodałam a z moich oczu zaczęły płynąć łzy
- Nie traćmy więcej czasu... musimy się zbierać... - dodał Sully a po chwili wyszliśmy
***
Stałam na tarasie hotelu z Nate'm. Nic nie mówiliśmy, cieszyliśmy się momentem.
- Nate - spojrzał w moją stronę - powiedz mi coś -
- Co takiego? - spytał
- Kochasz ją? - zwróciłam wzrok na niego
- Lara, ja przepraszam, ale... - zaśmiałam się
- Nie... spokojnie... - odwróciłam wzrok - wyświadcz sobie przysługę, powiedz jej, to nie będzie czekać - zauważyłam, że porządnie się zdziwił
- Ale... te wszystkie sceny zazdrości... udawałaś? Czy rzeczywiście tak było? - spytał
- Czułam się przez ciebie odrzucana, ale nie chciałam zabraniać ci utrzymywać pewnych znajomości, bo uważam, że to toksyczne zachowanie... - dodałam
- Co znaczy, że... chcesz wrócić do początkowej relacji...? - zadał kolejne pytanie
- Na razie... tak - odpowiedziałam stanowczo, ale jednak nie aż tak poważnie - tak, myślę, że to lepsze rozwiązanie... - zacisnęłam usta - Przynajmniej na ten moment tak myślę... -
- Życzę ci szczęścia i... sądzę, że zasługujesz na kogoś kilka razy lepszego niż ja... - stwierdził
- Uwierz mi, że ja tak szybko nie zdecyduję się na związek, nie jestem co do takich rzeczy przekonana... - westchnęłam głęboko - W każdym bądź razie... ja również życzę wam wszystkiego dobrego... tylko, Nate... - znowu na mnie spojrzał - mam prośbę
- Jaką? - spytał
- Proszę, nie przypominaj mi się o niczym... po prostu nie dzwoń, nie pisz, nie przyjeżdżaj, daj sobie ze mną spokój - dodałam a on się na mnie spojrzał ze zdziwieniem
- Ale... Lara... - odparł
- Proszę cię, zapomnij o mnie, ja naprawdę nie chcę już pamiętać o tym epizodzie mojego życia... - dodałam i po prostu weszłam z powrotem do pokoju hotelowego gdzie czekał na mnie Jonah z walizkami
- Jedziemy? - spytał
- Tak - odparłam bez dłuższego zastanowienia
- Do zobaczenia, Lara - powiedział Sully, klasycznie ze swoim cygarem
- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i wyszliśmy, bo za kilkanaście minut mieliśmy mieć samolot do Anglii
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
no to ostatni rozdział za nami, zaraz wleci epilog i już jutro popołudniu zapraszam na pierwsze rozdziały drugiej części:)
do jutra
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro