24 - I want your revenge
Schyliłam się i znowu wróciłam w zarośla. Szybko zdążyłam się zorientować, że dokładnie obok nich stał najemnik Trójcy a w dłoniach trzymał przeładowany karabin.
- Widzieliście gdzieś Croft? Cały czas tracimy ludzi, to musi być jej sprawka - spytał ostatni pozostały
- Nie, ale cały czas się za nią rozglądamy, nie może być daleko, ona nigdy nie zostawiała żadnego odziału, gdzie było kilku z nas - odparł Nate
- W każdym bądź razie, musimy uwa- mężczyzna nie zdążył dokończyć zdania, ponieważ ktoś strzelił mu prostu w tył głowy
- No, jak zwykle muszę wam ratować tyłki - usłyszałam głos najbardziej irytującej kobiety, jaką w życiu poznałam
- Elena? - spytał Sully a ja zobaczyłam blond włosy tej przemądrzałej dziennikarki
Wyszłam szybko z krzaków, żeby wiedziała, że tu jestem i nie ma prawa kleić się znowu do Nate'a.
- Cześć - powiedziałam sucho
- Hej - odparła z tym swoim fałszywym uśmieszkiem na tej swojej fałszywej mordzie
Chciałam w tym momencie przywalić jej z prawego sierpowego, ale wiedziałam, że Nate nie byłby zadowolony a nasza relacja mogła by się zakończyć przedwcześnie. Widziałam jak znowu na nią patrzył i jak przez cały ten czas próbował tłumić uśmiech. Strasznie mnie to bolało, ale nic nie powiedziałam. Rozmawiali na jakiś temat, ale ja nie słuchałam, po prostu się uśmiechałam i zwyczajnie szłam za nimi. Wiedziałam, że coś musiało być na rzeczy, przecież nie znalazła by nas ot tak. Musiał być ku temu jakiś powód.
Szliśmy już kolejny kilometr, a Nate przez cały ten czas rozmawiał z Eleną, jakby nie mógł chociaż na chwilę zawrócić do mnie.
- Coś się stało, Lara? - spytał Jonah, który idąc obok mnie musiał zauważyć mój wyraz twarzy
- Ee... Nie... - odpowiedziałam z opóźnieniem wynikającym z myślami na temat tego, czy Nate nadal chce ciągnąć naszą relację
- To widać, że nie jest, Lara, naprawdę, po prostu z nim porozmawiaj, że nie czujesz się z tym dobrze, gdy nie poświęca ci tyle czasu, ile poświęca go Elenie - dodał
- Proszę, nie wypowiadaj jej imienia w mojej obecności - poczułam odrazę do brzmienia tego imienia i właśnie w tym momencie postanowiłam, że nigdy w życiu nie nazwałabym tak dziecka
- Dobrze, ale moim zdaniem powinnaś z nim pogadać... chociaż przez chwilę, ale porozmawiajcie - przewróciłam oczami
- "Mowa jest źródłem nieporozumień" - zacytowałam postać ze szkolnej lektury
- Od kiedy zrobiłaś się taka poetycka, co? - zadał kolejne pytanie
- Nie wiem, chyba od momentu, w którym zrozumiałam, że ta relacja nie ma sensu jeśli on ma każdy swój wolny moment poświęcać jej - westchnęłam głęboko i podrapałam się po jednej z wielu blizn na lewym ramieniu
- Lara... pamiętaj, że twój tata chciał, żebyś była szczęśliwa... - odparł
- Wiem to, ale po prostu ciężko jest mi pogodzić z myślą, że jestem tą drugą - przygryzłam dolną wargę - ale mimo wszystko, tata nie może mieć wpływu na to, czy jestem szczęśliwa, czy też nie, już go ze mną nie ma... - zaszkliły mi się oczy
- On nadal z tobą jest, cały czas od momentu jego śmierci... i tak będzie cały czas, pamiętaj - dodał i podrapał się po karku
- Chciałabym, żeby mama nadal żyła... tak samo jak tata... ostatnio mi się śnili... to było takie... - westchnęłam - realne...
- Ja też ostatnio znowu zacząłem myśleć o moim bracie... starałem się go chronić... przed ojcem... przed nim samym... gdybym był we właściwym miejscu o właściwym czasie nadal by tu był - załamał głos
- Jonah, nie możesz być wszędzie i ochronić każdego - dodałam stanowczo - to nie była twoja wina -
- Wiem, ale trudno jest mi się z tym pogodzić, gdy wiem, że już nigdy go nie zobaczę... - słyszałam, jak bardzo go to bolało
- Nie chciałbym, żeby ciebie spotkało coś podobnego... nie wybaczyłbym tego sobie... - westchnął
- Pamiętam jak kiedyś znalazłam w ogrodzie list do taty, w którym ktoś pisał o tym, że jeśli tata nie będzie dbał o pamięć o mamie to i on i ja o niej zapomnimy... strasznie to przykre... nigdy w życiu bym o niej nie zapomniała... - powiedziałam a po moim policzku spłynęła jedna z wielu wstrzymywanych przeze mnie łez
- Ja też nigdy w życiu nie zapomnę o moim bracie... Lara...? - skierowałam wzrok w jego stronę i wytarłam dłonią łzę - Pamiętasz jak pomogłaś mi wyciągnąć tego robaka spod skóry? - spytał
- Tak... - na mojej twarzy zawitał uśmiech - A pamiętasz gdy zaatakował mnie jaguar a ty rzuciłeś mi flarę? - dodałam
- Ta... gdyby nie to, że mamy siebie już dawno byśmy byli martwi - zaśmiał się - pamiętasz gdy Etzli spytał kiedy będę brał ślub z Abby? -
- Boże, tak - bezgłośnie się zaśmiałam - musimy kiedyś wrócić do Paititi... tęsknię za nimi, musimy odwiedzić też grób Unuratu - dodałam
- Masz rację, to przede wszystkim, naprawdę jest mi przykro, że tak się stało, ale Etzli jest w końcu dobrym władcą - odparł
- Ciekawe czy budowa świątyni, o której tak mówił już się skończyła -
Więcej nie zdążył nic odpowiedzieć, bo wyszliśmy z dżungli i znaleźliśmy się w końcu w jakiejś cywilizacji. Tak naprawdę nikt nic nie powiedział, ale już wiedzieliśmy, że tutaj też była już Trójca razem z Vivian. Możliwe było też to, że całun może znajdować się dokładnie w tej mieścinie. Mam nadzieję, że tak będzie i będę mogła w końcu złożyć ofiarę słońcu, przecież od kiedy wzięłam figurkę smoka z tamtej świątyni Ix Chel coraz bardziej zbliżamy się do zaćmienia i jeżeli go nie zatrzymamy świat umrze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro