23 - Go to hell
- To fantastyczna wiadomość, później stąd pójdziecie, a ja się nią zajmę - odparł zachrypniętym głosem po czym wszedł do pomieszczenia, a drzwi się za nim zamknęły - Witaj, kochanie, zostaliśmy sami... -
- Zostaw mnie! - krzyknęłam
- Nie wysilaj się tak, bo żyłka ci jeszcze pęknie, skarbie... - mówił opanowanym tonem głosu
- Idź do diabła, idioto! - dalej nie ustępowałam
- Albo powiesz mi gdzie jest całun, albo twój dzień nie będzie za dobry... - w mojej głowie pojawiło się pełno czarnych scenariuszy, które w każdej chwili mogły się wydarzyć - To jak, wyśpiewasz wszystko ładnie, czy mam użyć siły? - spytał
- Nic ci nie powiem, kiedy w końcu to zrozumiesz?! - znowu krzyknęłam
- No cóż... czasami nie da się po dobroci, kochanie... - na mojej twarzy zawitało zdziwienie i szybko zdążyłam przekonać się o jakiej sile mówił wcześniej
Poczułam jak ktoś wiąże moje nadgarstki masywnym i sztywnym sznurem po czym odwraca mnie tyłem. Nie musiałam długo czekać na rozwój wydarzeń, którym chciałam zapobiec. Czułam tylko tyle, że ktoś zdjął ze mnie ubrania i czekał. Od zawsze wiedziałam że Alexander i Vivian to psychopaci, ale nie sądziłam, że będą w stanie posunąć się do czegoś takiego. Gdy czułam, że już zaraz nie skończy się to za dobrze przypomniałam sobie czego kiedyś uczył mnie tata. Kopnęłam napastnika w brzuch i się obróciłam. Szybko dostał też prosto w twarz, więc miałam czas na ucieczkę, lecz tego nie wykorzystałam. Znalazłam ostry, wystający ze ściany metalowy kolec i przecięłam sznur, którym miałam związane ręce. Odnalazłam również moje ubrania, które leżały w kącie pomieszczenia i z powrotem je założyłam. Znalazłam przy pasku spodni nóż , który był moją ostatnią i jedyną deską ratunku więc gdy tylko Alexander się ocknął i zaczął podchodzić w moją stronę wyciągnęłam ostrze i również zaczęłam zmierzać w jego kierunku. Szybko rozszyfrował mój cel działania ale nie podołał swoim wymysłom, bo gdy tylko zbliżył się na tyle, żebym mogła się zamachnąć i go dźgnąć spróbował wykonać unik, który nie do końca mu wyszedł, ponieważ oberwał wbiciem noża prosto w sam środek klatki piersiowej.
- Spróbuj tylko zrobić coś Viv... - powiedział, po czym opadł na ziemię
- Panie Scott, co się dzieje?! - słyszałam zaniepokojone głosy strażników mojej celi więc szybko rozejrzałam się dookoła siebie
Zobaczyłam okno, które po prostu było otwarte. Wiedziałam, że uciekając mogę wpakować się w jeszcze większe kłopoty, ale lepiej jest zginąć walcząc, a nie zwyczajnie się poddając, to oznaka tchórzostwa a jeśli Alexander nazwał mnie tchórzliwą suką, to pożałuje tego i pokażę mu to, że wcale nią nie jestem.
Wspięłam się po ścianie do okna i się przez nie przecisnęłam. O dziwo po prostu wydostałam się do lasu. Teraz moim największym zmartwieniem było to, żeby żołnierze Trójcy mnie nie złapali i żebym znalazła Nate'a, Jonaha i Sully'ego. Dziwnym trafem znalazłam przy pasku także radio i miałam nadzieję, że oni też je przy sobie mieli.
- Jonah? Jonah, jesteś? - spytałam, ale moje szczęście na tym się skończyło i nikt nic nie odpowiedział - Cholera...
Weszłam w las i zrozumiałam jak ogromny błąd właśnie popełniłam. Wiedziałam ile jaguarów się tu kręci i jak małe są szanse na to, że ich nie spotkam. Szłam już kolejny kilometr i jedyne co zauważyłam był ołtarzyk Majański. Jak najszybciej do niego podbiegłam i zobaczyłam łuk razem z skórzanym pokrowcem na strzały i o dziwo było ich tam całkiem sporo. Przełożyłam łuk przez ramię i założyłam pokrowiec, po czym ruszyłam przed siebie. Nie natrafiłam na wiele rzeczy przez resztę drogi, po prostu przed ścieżką od czasu do czasu przebiegały mi jaguary, wyjce lub inne małpy. Muszę przyznać, dżungla była przepiękna, ale nie miałam teraz ani czasu ani możliwości na podziwianie fauny i flory Meksykańskiego buszu, mimo tego, że chciałam.
Po jakimś czasie ciągłego chodzenia przed siebie zobaczyłam całkiem świeżo rozbity samochód. Zrozumiałam, że ktoś musiał tu być i najprawdopodobniej był on najemnikiem Trójcy, bo logo widniejące na tylnych drzwiach pojazdu wszystko zdradzały. Byłam pewna, że coś musiało się tu stać, i wcale nie mogło być to za dobre. Cholernie martwił mnie fakt, że Vivian niedługo dowie się o śmierci Alexandra i mnie znajdzie.
- Ta tchórzliwa suka tędy nie przejdzie! - usłyszałam głos jakiegoś z najemników Trójcy
- Mimo tego, że jest suką, to coś w głowie jednak ma... - rozpoznałam ten głos praktycznie od razu...
- Masz w zupełności rację - dodał kolejny, i ten głos rozpoznałam równie szybko
Tam byli Nate, Jonah i prawdopodobnie Sully. Nie wierzyłam w to, ale z drugiej strony miałam pewność, że ci żołnierze nadal nie domyślili się kim oni tak naprawdę są. Zmieniłam szybko pozycję i wspięłam się na jedno z wielu drzew. Wiedziałam, że muszę uważać, żeby nie strzelić, lub nie zamordować złej osoby. Chociaż jestem pewna, że dam radę ich rozpoznać, bo spędziłam z nimi tyle czasu, że będę w stanie odszukać znaków rozpoznawczych. Nate ma charakterystyczne znamię na karku a Jonah tatuaże na przedramieniu, nie wiem co dokładnie mogę uznać za znak rozpoznawczy u Sully'ego, ale wiem tyle, że głos wszystko zdradzi.
Zaczęłam więc schodzić z drzewa, ale po chwili zrezygnowałam z tego pomysłu, bo zobaczyłam, jak jeden z nich wbija innemu nóż w plecy i coś przebija, bo ten opada bezsilnie na ziemię.
- Cholera! Tracimy ludzi! - zrozumiałam, że Nate zaczął wykonywać kolejną część ich planu
- Miejcie broń w pogotowiu! - dodał ktoś, kto brzmiał dokładnie jak Sully
Zapamiętałam gdzie jest Nate i Victor i zaczęłam się rozglądać za Jonahem. Gdy tylko zobaczyłam charakterystyczny tatuaż na przedramieniu jednego z najemników już wiedziałam, że to był on. Strzeliłam do jeszcze innego i gdy Nate, Sully i Jonah mnie zauważyli zeszłam.
- Co wy tu robicie? - spytałam
- Szukaliśmy cię, co zrobiłaś z Alexandrem? -
- No... to co zawsze robię z takimi ludźmi, zadźgałam - wzruszyłam ramionami
- Boże, Lara... - westchnął Jonah
- No co? - zdziwiłam się - Zrobiłbyś to samo na moim miejscu! - zbulwersowałam się
- Może i tak, ale nie brzmiało to najlepiej... - dodał Victor ale szybko się odwrócili a ja zrozumiałam, że muszę się ukryć, bo ktoś kogo zaraz się pozbędziemy
-------------------------------------------------------------------
Równo 1000 słów!
dzisiaj pisałam na polskim wypracowanie... minimum słów było 200 ale ja jestem oryginalna i napisałam ponad 500...
i dzisiaj na przerwie gadałam sobie z antkiem o tym jak ludzie się ubrali na nominację do grammy... XDD
dobranocc
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro