Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - Shut your mouth

Nie czułam się najlepiej z tym, co wydarzyło się wczoraj. Cały czas myślałam o tym, czy aby na pewno Nate postara się chociaż trochę bardziej... Może wziął sobie moje słowa do serca i chociaż raz mnie posłucha.

Wstałam z łóżka i ogarnęłam się tylko, że tym razem zostawiłam włosy tak, żeby po prostu opadały na moje plecy i ramiona. Zeszłam do salonu gdzie siedział tak właściwie tylko Sully. I tym razem bez kaca.

- Cześć - zaczął

- Hej, wiesz moze gdzie jest Nate? - spytałam

- Tak, wyszedł gdzieś z Eleną jakieś dwie godziny temu, ale powiedział żeby ci nie mówić, więc ode mnie się tego nie dowiedziałaś - z mojej twarzy zniknął uśmiech, który tak naprawdę od momentu gdy wstałam był szczery i zamiast niego wkradł się smutny wyraz twarzy

- Aha... Czyli moje słowa nic nie znaczyły... - rozmyślałam głośno

- Słychać było, że się wczoraj kłóciliście, o co poszło? - spytał

- O to, że coraz mniej czasu spędzamy razem, że nie rozmawiamy ani nic takiego... Po prostu czuję, jakbym była dla niego tą drugą - stwierdziłam

- To nie za dobrze... Ja też zdążyłem zauważyć, że od kiedy tu jesteśmy Nate nie zachowuje się normalnie, jest jakiś taki... - spojrzałam na niego - Rozkojarzony -

- Też to zdążyłam zauważyć... I chyba ja to najmocniej odczułam... - dodałam

- Nie chyba, tylko na pewno, przecież jesteś osobą, która jest dla niego najważniejsza -

- Już pewnie nie ja jestem tą najważniejszą... - zacisnęłam usta

- Nie mów tak, na pewno nadal jesteś u niego na pierwszym miejscu, tylko on tego nie pokazuje - stwierdził

- Może masz rację... - odpowiedziałam

Wróciłam do pokoju i tym razem związałam włosy. Zabrałam broń i po prostu wyszłam. Nie wiem co dokładnie miałam w głowie, żeby się zebrać w sobie i wyjść tak z niczego szukać obozów Trójcy. No tak... Pewna osoba mnie tego nauczyła... Pewna osoba, która teraz jest z inną laską...

Pobiegłam trochę za Kuwak-yaku i po chwili zauważyłam pierwszy i prawdopodobnie niezbyt liczebny odział Trójcy. Na moje oko było ich tam dziesięciu, czyli wcale nie tak dużo. Szybko schowałam się pomiędzy roślinami i wyciągnęłam nóż. Zanim tylko jeden z nich się obejrzał już miał wbity nóż w plecy i leżał w krzakach. Przeszłam kilkanaście metrów nie wyłaniając się z kryjówki i dźgnęłam kilka razy jeszcze trzech najemników. Później, gdy moje plecy cholernie zaczęły boleć, zmieniłam pozycję wchodząc na najbliższe drzewo. Wyciągnęłam łuk i strzałę z liną z hakiem. Wycelowałam w jednego z żołnierzy, który nie był obserwowany i po prostu strzeliłam. Pociągnęłam za linę i związałam jego ciało, aby zwisało z drzewa, z którego już zaskoczyłam, żeby nikt mnie nie zobaczył.

- Kurwa, poluje na nas! - krzyknął jeden z nich

Przemieściłam się szybko w kolejne miejsce, ale tak, żeby mnie nie zauważyli.

- Croft, pokaż się, to nie czas na jakiś jebany spacerek - dodał jakiś inny, który też nie był w ogóle obserwowany

Wyciągnęłam tym razem czekan i wbiłam go prosto w jego kark. Krzyknął z bólu ale szybko zakryłam jego usta ręką. Do tego przeciełam jeszcze tętnicę szyjną, żeby mieć pewność, że już nie wstanie.

Żeby zabić jednego z dwóch ostatnich po prostu strzeliłam z łuku i mężczyzna opadł na ziemię po kilku strzałach. Byłam pewna, że ostatni nie ma broni, więc wyszłam z kryjówki i zaczęłam w niego celować. Szybko się zorientował i wyjął nóż. Uśmiechnął się, jakby wyszedł przed chwilą z psychiatryka i zaczął biec w moją stronę. Nie pokazałam tego po sobie, ale się wystraszyłam. Wyjęłam swój nóż i rzuciłam łuk na ziemię, dzięki temu, że mam większą wprawę po prostu szybciej się go pozbyłam.

Podeszłam do namiotu w, którym prawdopodobnie przebywali i zobaczyłam mapy i dzienniki. Ale inicjały na nich nie mogły być tym o czym pomyślałam... Bo przecież R.C. to są pierwsze litery imienia i nazwiska mojego ojca... Na kolejnej, skórzanej, brązowej okładce dziennika było już pełne nazwisko, Richard Croft... To nie mogła być prawda... Przecież ojciec nigdy nie oddałby prosto w ręce Trójcy swoich dzienników i ważnych zapisek... Znam go, nigdy by tak nie zrobił.

Szybko zabrałam to, co należało do mnie i jak najszybciej wróciłam do mieszkania dziennikarki. Nate już tam był, a razem z nim była także Elena...

- Lara, gdzie byłaś? - spytał podchodząc do mnie

- To bardziej ja powinnam się ciebie spytać o to samo - odparłam bez emocji na twarzy

- Proszę cię... Odpuść... - wiedziałam, że coś ukrywa, ale trzymałam pokerową twarz

- Powiedz mi prawdę

- Lara, odp-

- Odpowiedz na moje pytanie - nie zmieniałam wyrazu twarzy

- Dobrze... Byłem z Eleną na spacerze po Kuwak-yaku, i tyle - westchnął

- Fajnie, ja byłam w jednym z obozów Trójcy, znalazłam dzienniki mojego taty - wyjęłam notesy

- Skąd oni je mieli? -

- To samo pytanie zadaję samej sobie... -

Skierowałam się do pokoju a za mną poszedł Nate. Szybko weszliśmy do pomieszczenia a ja odłożyłam dzienniki, zdjęłam kabury i broń. Rozpuściłam włosy, bo chciałam dać im trochę luzu. Odwróciłam się po chwili w stronę Nate'a a on chwycił moją talię i zbliżył mnie do siebie. Spojrzałam mu prosto w oczy ale nie umiałam już tak samo, jak jeszcze jakiś czas temu. Po prostu źle czułam się z tym, że mnie okłamał, bo jestem pewna, że to zrobił.

Uśmiechnął się i mocno mnie pocałował. Oddałam pocałunek, ale nie umiałam po prostu nie myśleć o sytuacji z rana, chciałam po prostu dowiedzieć się gdzie był. Po chwili przestał.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, kochanie - wreszcie poczułam się bardziej wartościowa w jego oczach...

Lekko podskoczyłam i objęłam nogami jego biodra a rękoma szyję. I znowu mnie pocałował, tyle, że tym razem więcej było w tym spokoju i namiętności.

- Czy ty nie masz przypadkiem rytualnego, majańskiego sztyletu w kieszeni? - spytałam a on się tylko zaśmiał

- A moze po prostu cieszę się na twój widok? - odpowiedział a z mojej twarzy nie znikał uśmiech

Po chwili odstawił mnie na nogi i po prostu wróciłam do wcześniej planowanej czynności, czyli przejrzenia notatek ojca.




-----------------------------

Dobra, ten rozdział wyjątkowo ciężko mi się pisało, ale nie jest najgorszy (tak myślę)

W OGÓLE ZAPOMNE NIEDŁUGO ALE PRZYPOMNIAŁ MI SIE TAKI ZART

Przychodzi baba do lekarza z żabą na głowie i mówi "coś mi się do dupy przykleiło"

CZEMU MNIE TO BAWI? NO WYTŁUMACZCIE MI BO JA NIE WIEM CZEMU

CZY JA JESTEM JAKAŚ SPECJALNA?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro