13 - Don't prove I'm right
Przyszła właśnie pora na to, żeby po prostu ruszyć w dalszą podróż. Przez cały czas myślałam o tym, że tak właściwie jesteśmy już razem... Znaczy, chyba, bo nie powiedzieliśmy tego dokładnie tak, żeby brzmiało oczywiście.
- Zbieramy się - usłyszałam głos Jonaha
- Dobrze, zaraz będę gotowa - odpowiedziałam i ruszyłam do pokoju
Przebrałam się w długie, czarne spodnie i brązową, obcisłą koszulkę na ramiączkach. Do tego założyłam jeszcze brązowe, skórzane, wysokie buty. Zacisnęłam mocniej opaskę uciskową i na biodra wsunęłam kaburę z przedłużeniem na biodro. Schowałam bronie palne w wcześniej wspomniane kabury i przełożyłam łuk przez ramię. Do jednego pokrowca włożyłam strzały a w drugim wylądował nóż. Do paska przyczepiłam czekany i wyszłam z pokoju.
- To jak? W drogę - stwierdziłam i zaczęłam pospieszać moich towarzyszy - No ile wy macie zamiar się szykować, to będzie tylko prosta podróż! - rzuciłam
- Już, już, a tobie co tak się śpieszy? - spytał Victor
- A wiesz, tak jakoś wyszło - puściłam mu oczko ale Nate przymknął na to oko
- Po prostu ruszajmy, bo moja cierpliwość zaczyna się kończyć - dodałam i po prostu ruszyłam w stronę drzwi
Patrzyli się na mnie, tak, jakby zobaczyli ducha, ale ja nie byłam w stanie zrozumieć o co im chodzi.
- Co? O co wam chodzi tym razem? - spytałam z frustracją w głosie
- Co ty, okres masz, że tak się bulwersujesz? - rzucił prześmiewczo Sully
- Nie, już się ogarnijcie - wysyczałam przez żeby i przewróciłam teatralnie oczami
- Lara, uspokój się, nic się przecież nie dzieje - stwierdził Jonah
- Nie prawda, jestem zirytowana, bo śnili mi się moi rodzice! - wrzasnęłam w ich stronę - Mam chyba prawo mieć raz na ruski rok zły humor, chyba że nie mogę... - gdy tylko to wypowiedziałam, wyrzuty sumienia uderzyjy z podwójną siłą
- Już się tak nie irytuj - odparł Nate i cała trójka wreszcie ruszyła swoje leniwe cztery litery
Gdy tylko wyszliśmy wcale nie było łatwych i przyjemnych warunków, było cholernie gorąco... Czyli tak naprawdę, tak jak zazwyczaj jest w Meksyku o południu.
- Cholera jasna, pocę się jak dziwka w kościele - westchnął ciężko Sully
- Przyprowadziłeś dziwkę do kościoła? - zagadnął go Nate
- Czemu nie? - spytał i ruszyliśmy dalej
Jakby to było na miejscu, śmiałabym się do rozpuku, ale że jakiś czas temu się pokłóciliśmy, po prostu zachowałam te emocje dla siebie. Szłam pierwsza dopóki nie dotarliśmy do jakiegoś muru na skraju wioski, gdzie tak właściwie nikt się nie kręcił. Czułam, że coś z tym miejscem musi być nie tak. Na murze wyryte było zdanie, które było napisane Majańskimi literami i cyframi. Inskrypcja mówiła o tym, że "Kuwak-Yaku to cel, 20 to wskazówka". Pamiętam Kuwak-Yaku ale to miasto nie kojarzyło mi się zbyt dobrze... Cały czas pamiętam co spotkało Miguela... Ale mimo wszystko staram się zapomnieć. Mam co do tego pisma pewne wątpliwości, dlaczego całun należący do Boga Majów znajduje się na terytorium Inków?
- Rozczytałaś coś, Lara? - spytał Nate
- Tak, Kuwak-Yaku to cel, 20 to wskazówka... - powtórzyłam słowa inskrypcji
- Ciekawe, tylko... Czemu Majowie mieliby ukryć całun swojego Boga na terenie gdzie mieszkali Inkowie? - zadawał pytanie za pytaniem, a w mojej głowie pojawiało się więcej tajemnic niż odpowiedzi
- Też mnie to zastanawia, Nate - stwierdziłam
- Sully! - krzyknął brunet - Mamy nowy cel, Kuwak-Yaku! - staruszek spojrzał w jego stronę właśnie zapalając cygaro - Zawiedziesz nas? - spytał
- Jasne, do tego załatwię jakiś nocleg - odpowiedział z ekscytacją, że będzie mógł pokreślić ścieżką fana wszelkich alkoholi, wszelkie bary, które się tam znajdują, i do tego ponoć rekord w podrywaniu młodych kelnerek
- Dzięki, Sully - odparłam i ruszyliśmy spowrotem w kierunku wioski
Gdy wracaliśmy szłam obok Nate'a a on szedł razem z Sully'm i Jonahem. Trzymał mnie za rękę, co wydawało mi się słodkie.
Tak właściwie myślałam przed tym co usłyszałam.
- Ale wiesz z czym się to wiąże i kto aktualnie jest w Kuwak-Yaku, prawda? - spytał Victor
- Nie, proszę, tylko nie mów mi że chcesz załatwić żeby ona nam pomagała... - złapał się wolną ręką za skroń
- No wiesz, z Fisher jest niezła babka, ale jest zbyt przemądrzała i tyle - domyśliłam się o kim rozmawiali...
- Daj spokój, jeszcze będzie do mnie podbijać i co? - spytał - Nie chcę powtórki z rozrywki -
- Wiesz, jakby była bardziej miła i w ogóle, to brałbym - dodał Sully i się uśmiechnął
- Hej, hej, ja wiem że gadanie o jakiejś lasce jest okej, ale nie przy mnie i okolicznościach, które spotkały mnie i Nate'a - Jonah i Sully spojrzeli na mnie i Nate'a z szeroko otworzony mi oczami
- Co-
- Czemu nie powiedzieliście nam od razu? - spytał Jonah
- No tak właściwie to się dowiedzieliście w dzień w którym się to stało... - stwierdził Nate
- Naprawdę? - Victorowi uśmiech nie znikał z twarzy - Gratulacje! - krzyknął
- Lara, może twój tata nie byłby za bardzo dumny ale... Ja jestem... - dodał Jonah a ja się lekko uśmiechnęłam
Mimo wszystko, obawiałam się, że ta cała Elena zacznie dobijać się do Nate'a i w końcu przez nią zerwiemy... Mam nadzieję że tak nie będzie...
- Lara? - usłyszałam głos Sully'ego - Mogę cię na sekundkę? - spytał a ja kiwnęłam głową i puściłam rękę Nate'a
- Tak?
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że Nate'owi na tobie zależy i nawet jeśli będzie widział że Elena się o niego stara, odpuści ją i nie zerwie z tobą... Jestem pewien, bo go znam... - stwierdził
- Ja wiem że tak będzie, ale mam pewne obawy-
- Powiem ci jedno, nie decydujemy o tym gdzie i kiedy się rodzimy... Wielkość człowieka kryje się w tym jak postępuje - przerwał mi a ja wzięłam wdech żeby spytać po co mi to mówi - Wyprzedzę twoje pytanie, mówię ci to dlatego, że może i Nate nie zdecydował o tym w jakiej rodzinie się urodził i jaką ma przeszłość, ale dba o ciebie bardziej niż o siebie samego, więc jego czyny świadczą o tym, że ma wielkie serce i cię kocha... I przede wszystkim... Nie zostawi dla pierwszej, lepszej laski - wzruszyły mnie słowa Victora
- Ja... Ja nie wiem co powiedzieć... Znaczy, wiedziałam o tym, ale mam wątpliwości co do tego czy mnie nie zostawi... - w moich oczach zebrały się łzy
- Nie musisz wiedzieć, co odpowiedzieć, ale ważne żebyś korzystała z chwil, które razem spędzacie, bo kiedyś może co ich zabraknie... - uśmiechnęłam się
- Dziękuję... - dodałam i lekko objęłam starszego mężczyznę
- No, leć do niego już, bo zaraz pomyśli że go zdradzasz, czy coś - dodał już żartem
Ruszyłam więc w stronę Nathana a łzy, które wcześniej się zebrały zaczęły kreślić ścieżki na moich policzkach. Po prostu go przytuliłam i zacisnęłam usta.
- Kocham cię... - powiedziałam a Nate oddał uścisk
- Ja ciebie też kocham... - odparł i złożył czuły pocałunek na mojej głowie
-----------------------------
Dobra kochani, ten rozdział mi się podoba!
Nie mam pojęcia czy jutro pójdę do szkoły, więc jeśli nie pójdę dam znać i ewentualnie napiszę rozdział:)
Dobranocc
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro