11 - When life deals us cards
Przez dłuższy czas miałam w głowie to co stało się tak właściwie kilka chwil temu. Zupełnie nie miałam pojęcia co o tym myśleć, wiedziałam na pewno tyle, że po prostu sobie tego nie wybaczę. Przez kilkanaście lat wmawiałam sobie że kiedykolwiek coś do niego poczuję, zacznę to tłumić, ale w tym przypadku wydaje mi się, że po prostu nie umiem, najzwyczajniej nie potrafię tego zagłuszyć.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Nate'a.
- Lara - spojrzałam na niego - zastanawiam się nad tym co się ostatnio działo i... Jak możemy nazywać NAS - od razu zrozumiałam o co chodziło, tak naprawdę sama często myślałam o tym i też nie mam pomysłu jak można ująć naszą relację
- Szczerze mówiąc, sama nie mam pojęcia - stwierdziłam - od niedawna przestałam darzyć cię taką okropną i wielką nienawiścią, ale to nie jest takie mocne uczucie żeby być już razem... - przygryzłam dolną wargę
- Ja również mam podobne odczucia, wcześniej gdybym tylko mógł, pozbawiłbym cię wszystkiego, a teraz? Teraz czuję coś czego nie jestem w stanie określić... - odparł na moje słowa
- Wiesz co? - spojrzał w moją stronę - Nie wiem czy ty też tak masz, ale mnie od jakiegoś czasu dręczy pewne pytanie... Dlaczego tak naprawdę szukam z tobą tego przeklętego całunu... - westchnęłam bezradnie - Po prostu tego nie rozumiem -
- Też czasami chciałbym znać odpowiedź na to pytanie... - dodał
- Ja uważam, że szukam go tylko dlatego żeby uratować świat przed zamiarami Trójcy - odpowiedziałam - I pewnie dlatego, że ciekawy mnie to, czy ojciec byłby ze mnie dumny... - wzięłam głęboki wdech nosem - Znaczy... Na pewno by był, ale gdyby dowiedział się z kim zdecydowałam się na współpracę, załamałby się - zaśmiał się
- Moja głowa na szczęście jest wolna od tego typu pytań, ale jestem pewny, że twój ojciec byłby z ciebie dumny, może rzeczywiście masz rację, że nie jestem odpowiednią osobą dla ciebie, ale zdecydowanie powinienem się chociaż o ciebie starać - na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech
- Może rozmawiamy o innych rzeczach, ale... Gdzie byłeś i co sprowadziło ciebie i Sully'ego do Peru...? - spytałam niepewnie
- A wiesz, podróżowaliśmy tu i tam, poznałem taką fajną babkę, przez jakiś czas byliśmy razem, ale coś nam nie wyszło i tak się złożyło, że Sully zaproponował Peru - odpowiedział - A gdzie byłem? Boże, to dosyć długa historia...
- Nie ma sprawy, ja uwielbiałam jako dziecko wysłuchiwać opowieści ojca o jego podróżach - dodałam i podparłam głowę dłonią
- No... Zaczęło się od tego, że ja i Sully zlokalizowaliśmy miejsce na morzu Karaibskim gdzie znajdywała się trumna Francisa Drake'a. Ja zadzwoniłem do pewnej dziennikarki, która miała sfinansować cały wyjazd, to z nią byłem przez jakiś czas - podrapał się po skroni - Najpierw mi nie wierzyła ale później udało mi się ją przekonać. Gdy znaleźliśmy trumnę nie było tam ciała Drake'a, był tam po prostu jego dziennik o El Dorado - schowałam starannie kosmyk włosów za ucho
- Z tego co słyszałam to wrzucili tam trumnę z ciałem? Ale ze dziennik? Ciekawe
- Później jakoś się jej pozbyliśmy na jakiś czas, ale później po tym jak Sully prawie zmarł, jakoś nie wiadomo skąd znalazła się tam, gdzie my - wrócił do opowiadania - później wszystko się powtarzało, dopóki nie odkryliśmy prawdy, o tym, że Sully tak naprawdę przeżył, dziennik Francisa zamortyzował kulę i weszliśmy do jakiegoś grobowca - okropnie mnie zaciekawił tą przygodą - później znaleźliśmy się w jakimś innym miejscu, nie pamiętam dokładnie gdzie i tam byli Hiszpanie... - zaciął się i zacisnął usta - Ale tacy nietypowi, bo nawdychali się oparów z El Dorado, które tak naprawdę okazało się być wielkim, złotym posągiem, który powodował to, że gdy tylko się go otworzyło trup, który się tam znajdował zmieniał człowieka w stworzenie, które jedynie pragnie krwi i śmierci - przetarł twarz dłonią
- Trochę dużo się tam działo... - skomentowałam
- Później Roman, człowiek, który postrzelił Sully'ego zmarł, gdyż sam zamienił się w tą kreaturę bez serca, został zastrzelony przez Navarro, który wtedy przetrzymywał Elenę - zdziwiłam się
- Kogo? - spytałam z ciekawości
- Elenę, tą dziennikarkę - po jego słowach połączyłam kropki
- Aa
- No i później trochę się z nim pobiłem i tak wyszło że się utopił - dodał - Między mną a Eleną zaiskrzyło i cóż, byliśmy przez jakiś czas razem aż do momentu gdy mój dawny przyjaciel nie zaproponował mi poszukiwania skarbu ze statku Marco Polo. Zerwaliśmy a później byłem z Chloe - wiedziałam o kim mówił
- Chloe Frazer? - spytałam
- Dokładnie, znasz ją?
- Tak, kiedyś szukałyśmy jakiegoś artefaktu - odpowiedziałam
- Działaliśmy potajemnie przed Flynnem a później dowiedzieliśmy się, że współpracuje z Zoranem Lazareviczem - gestykulował każde słowo
- Z tym psycholem? -
- Do dzisiaj zastanawia mnie czemu to zrobił... - przejechał ręką swoje włosy - No a później postrzelił mnie w pociągu. Ostatecznie wylądowałem w Tybecie, w pociągu, który wykoleił się, i mało brakowało a bym spadł - westchnął ciężko - No a później uratował mnie Tenzin i później razem z Lazareviczem, Flynnem, Chloe i Eleną znaleźliśmy się w Shambali -
- Naprawdę znaleźliście Shambalę? - byłam pod wrażeniem
- Dokładnie, ale wracając, pokonaliśmy jej mieszkańców i znaleźliśmy drzewo życia, z którego płynęła żywica dzięki, której stawało się nieśmiertelnym co było celem Lazarevicza - zmieniłam pozycję do siedzenia - wypił tą żywicę i później mieszkańcy Shambali go zabili... - dodał
- Wow... Byłeś gdzieś jeszcze? - spytałam
- Tak, ale to nie opowieści na dzisiaj - stwierdził
- Naprawdę masz ciekawe życie... -
- Musisz opowiedzieć mi coś o swoim życiu... -
- To może kiedy indziej - odpowiedziałam po czym usłyszałam huk otwieranych drzwi i automatycznie lekko podskoczyłam ze strachu
- Laruś, moja kochana, pomóż mi trochę - podszedł do mnie Victor
- Hej, hej, nie tak prędko, śmierdzi od was alkoholem, jest gorzej niż ostatnio - odsunęłam od siebie mężczyznę - Idźcie do łóżek i pójdźcie spać, dobrze wam to zrobi -
- Dostał kosza od kelnerki i chciał się kimś pocieszyć... - dodał Jonah, który też najlepiej nie wyglądał
- Jak zwykle - powiedziałam sama do siebie i przewróciłam oczami
Od zawsze wiedziałam, że Sully i Nathan mieli ogromny sentyment do picia, tak samo jak Jonah, ale proszę was, nie mam ochoty widzieć ich wszystkich w takim stanie... Zostaję w takim przypadku sama na polu bitwy i wcale nie jest to za łatwe, bo już nie raz rozprawiałam się z pijaną trójką umięśnionych facetów, którzy należeli do moich przyjaciół.
Nate zajął się Victorem i Jonahem a ja po prostu położyłam się wykończona na łóżku i zwyczajnie zasnęłam.
------------------------------
Jestem z siebie zadowolona, bo wreszcie udało mi się napisać ten rozdział!
Ja nadal siedziałam w domu i dzisiaj czułam się już lepiej:)
Mam nadzieję że tak samo będę się czuć w poniedziałek, bo nie chcę zaległości na treningach
Dobranoc🎀
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro