Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 - When life deals us cards

Przez dłuższy czas miałam w głowie to co stało się tak właściwie kilka chwil temu. Zupełnie nie miałam pojęcia co o tym myśleć, wiedziałam na pewno tyle, że po prostu sobie tego nie wybaczę. Przez kilkanaście lat wmawiałam sobie że kiedykolwiek coś do niego poczuję, zacznę to tłumić, ale w tym przypadku wydaje mi się, że po prostu nie umiem, najzwyczajniej nie potrafię tego zagłuszyć.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Nate'a.

- Lara - spojrzałam na niego - zastanawiam się nad tym co się ostatnio działo i... Jak możemy nazywać NAS - od razu zrozumiałam o co chodziło, tak naprawdę sama często myślałam o tym i też nie mam pomysłu jak można ująć naszą relację

- Szczerze mówiąc, sama nie mam pojęcia - stwierdziłam - od niedawna przestałam darzyć cię taką okropną i wielką nienawiścią, ale to nie jest takie mocne uczucie żeby być już razem... - przygryzłam dolną wargę

- Ja również mam podobne odczucia, wcześniej gdybym tylko mógł, pozbawiłbym cię wszystkiego, a teraz? Teraz czuję coś czego nie jestem w stanie określić... - odparł na moje słowa

- Wiesz co? - spojrzał w moją stronę - Nie wiem czy ty też tak masz, ale mnie od jakiegoś czasu dręczy pewne pytanie... Dlaczego tak naprawdę szukam z tobą tego przeklętego całunu... - westchnęłam bezradnie - Po prostu tego nie rozumiem -

- Też czasami chciałbym znać odpowiedź na to pytanie... - dodał

- Ja uważam, że szukam go tylko dlatego żeby uratować świat przed zamiarami Trójcy - odpowiedziałam - I pewnie dlatego, że ciekawy mnie to, czy ojciec byłby ze mnie dumny... - wzięłam głęboki wdech nosem - Znaczy... Na pewno by był, ale gdyby dowiedział się z kim zdecydowałam się na współpracę, załamałby się - zaśmiał się

- Moja głowa na szczęście jest wolna od tego typu pytań, ale jestem pewny, że twój ojciec byłby z ciebie dumny, może rzeczywiście masz rację, że nie jestem odpowiednią osobą dla ciebie, ale zdecydowanie powinienem się chociaż o ciebie starać - na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech

- Może rozmawiamy o innych rzeczach, ale... Gdzie byłeś i co sprowadziło ciebie i Sully'ego do Peru...? - spytałam niepewnie

- A wiesz, podróżowaliśmy tu i tam, poznałem taką fajną babkę, przez jakiś czas byliśmy razem, ale coś nam nie wyszło i tak się złożyło, że Sully zaproponował Peru - odpowiedział - A gdzie byłem? Boże, to dosyć długa historia...

- Nie ma sprawy, ja uwielbiałam jako dziecko wysłuchiwać opowieści ojca o jego podróżach - dodałam i podparłam głowę dłonią

- No... Zaczęło się od tego, że ja i Sully zlokalizowaliśmy miejsce na morzu Karaibskim gdzie znajdywała się trumna Francisa Drake'a. Ja zadzwoniłem do pewnej dziennikarki, która miała sfinansować cały wyjazd, to z nią byłem przez jakiś czas - podrapał się po skroni - Najpierw mi nie wierzyła ale później udało mi się ją przekonać. Gdy znaleźliśmy trumnę nie było tam ciała Drake'a, był tam po prostu jego dziennik o El Dorado - schowałam starannie kosmyk włosów za ucho

- Z tego co słyszałam to wrzucili tam trumnę z ciałem? Ale ze dziennik? Ciekawe

- Później jakoś się jej pozbyliśmy na jakiś czas, ale później po tym jak Sully prawie zmarł, jakoś nie wiadomo skąd znalazła się tam, gdzie my - wrócił do opowiadania - później wszystko się powtarzało, dopóki nie odkryliśmy prawdy, o tym, że Sully tak naprawdę przeżył, dziennik Francisa zamortyzował kulę i weszliśmy do jakiegoś grobowca - okropnie mnie zaciekawił tą przygodą - później znaleźliśmy się w jakimś innym miejscu, nie pamiętam dokładnie gdzie i tam byli Hiszpanie... - zaciął się i zacisnął usta - Ale tacy nietypowi, bo nawdychali się oparów z El Dorado, które tak naprawdę okazało się być wielkim, złotym posągiem, który powodował to, że gdy tylko się go otworzyło trup, który się tam znajdował zmieniał człowieka w stworzenie, które jedynie pragnie krwi i śmierci - przetarł twarz dłonią

- Trochę dużo się tam działo... - skomentowałam

- Później Roman, człowiek, który postrzelił Sully'ego zmarł, gdyż sam zamienił się w tą kreaturę bez serca, został zastrzelony przez Navarro, który wtedy przetrzymywał Elenę - zdziwiłam się

- Kogo? - spytałam z ciekawości

- Elenę, tą dziennikarkę - po jego słowach połączyłam kropki

- Aa

- No i później trochę się z nim pobiłem i tak wyszło że się utopił - dodał - Między mną a Eleną zaiskrzyło i cóż, byliśmy przez jakiś czas razem aż do momentu gdy mój dawny przyjaciel nie zaproponował mi poszukiwania skarbu ze statku Marco Polo. Zerwaliśmy a później byłem z Chloe - wiedziałam o kim mówił

- Chloe Frazer? - spytałam

- Dokładnie, znasz ją?

- Tak, kiedyś szukałyśmy jakiegoś artefaktu - odpowiedziałam

- Działaliśmy potajemnie przed Flynnem a później dowiedzieliśmy się, że współpracuje z Zoranem Lazareviczem - gestykulował każde słowo

- Z tym psycholem? -

- Do dzisiaj zastanawia mnie czemu to zrobił... - przejechał ręką swoje włosy - No a później postrzelił mnie w pociągu. Ostatecznie wylądowałem w Tybecie, w pociągu, który wykoleił się, i mało brakowało a bym spadł - westchnął ciężko - No a później uratował mnie Tenzin i później razem z Lazareviczem, Flynnem, Chloe i Eleną znaleźliśmy się w Shambali -

- Naprawdę znaleźliście Shambalę? - byłam pod wrażeniem

- Dokładnie, ale wracając, pokonaliśmy jej mieszkańców i znaleźliśmy drzewo życia, z którego płynęła żywica dzięki, której stawało się nieśmiertelnym co było celem Lazarevicza - zmieniłam pozycję do siedzenia - wypił tą żywicę i później mieszkańcy Shambali go zabili... - dodał

- Wow... Byłeś gdzieś jeszcze? - spytałam

- Tak, ale to nie opowieści na dzisiaj - stwierdził

- Naprawdę masz ciekawe życie... -

- Musisz opowiedzieć mi coś o swoim życiu... -

- To może kiedy indziej - odpowiedziałam po czym usłyszałam huk otwieranych drzwi i automatycznie lekko podskoczyłam ze strachu

- Laruś, moja kochana, pomóż mi trochę - podszedł do mnie Victor

- Hej, hej, nie tak prędko, śmierdzi od was alkoholem, jest gorzej niż ostatnio - odsunęłam od siebie mężczyznę - Idźcie do łóżek i pójdźcie spać, dobrze wam to zrobi -

- Dostał kosza od kelnerki i chciał się kimś pocieszyć... - dodał Jonah, który też najlepiej nie wyglądał

- Jak zwykle - powiedziałam sama do siebie i przewróciłam oczami

Od zawsze wiedziałam, że Sully i Nathan mieli ogromny sentyment do picia, tak samo jak Jonah, ale proszę was, nie mam ochoty widzieć ich wszystkich w takim stanie... Zostaję w takim przypadku sama na polu bitwy i wcale nie jest to za łatwe, bo już nie raz rozprawiałam się z pijaną trójką umięśnionych facetów, którzy należeli do moich przyjaciół.

Nate zajął się Victorem i Jonahem a ja po prostu położyłam się wykończona na łóżku i zwyczajnie zasnęłam.




------------------------------

Jestem z siebie zadowolona, bo wreszcie udało mi się napisać ten rozdział!

Ja nadal siedziałam w domu i dzisiaj czułam się już lepiej:)

Mam nadzieję że tak samo będę się czuć w poniedziałek, bo nie chcę zaległości na treningach

Dobranoc🎀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro