Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

epilog ❄ mamo, naprawdę jestem gejem

  Gdy rano Eijiro obudził się w objęciach Katsukiego, czuł się po prostu najszczęśliwszy na świecie. Miniona noc była absolutnie najlepszą w jego życiu – przeżył swój pierwszy pocałunek, dowiedział się, że jego uczucia są odwzajemnione, a potem razem z Katsukim w milczeniu i z delikatnym uśmiechem na twarzy oglądał gwiazdy, dopiero po kilkunastu minutach decydując się położyć spać, oczywiście razem, bo obaj byli chyba zbyt oszołomieni możliwością prostego bycia z drugą osobą, żeby móc się od siebie oderwać. Jako że jedno łóżko było przeznaczone dla jednej osoby, żeby się na nim zmieścić, musieli bardzo się do siebie zbliżyć... i jakoś w ogóle im to nie przeszkadzało.

  — Dobry — mruknął Eijiro, czując, że Katsuki, którego obejmował w pasie, zaczął się leniwie poruszać.

  — Mhm... — Chyba wciąż był zbyt śpiący, żeby kontaktować, a Eijiro bynajmniej nie zamierzał go rozbudzać.

  Cóż, on nie, ale osoba, która minutę później otworzyła drzwi z głośnym hukiem, wpadając do pokoju niczym huragan, owszem, a teraz wpatrywała się w swojego syna i jego przyjaciela z niedowierzaniem.

  — Przecież... są dwa łóżka... — wydukała Mitsuki Bakugo, patrząc na nich w osłupieniu, co z kolei zdziwiło Eijiro, bo przecież był przekonany, że kobieta na taki widok może zareagować tylko wybuchem radości, a tymczasem...

  — Przepraszamy...? — powiedział niepewnie w tym samym momencie, w którym Katsuki wyartykułował głośne:

  — Jeb się.

  Żadna z tych reakcji nijak jednak nie ruszyła kobiety, która najpierw zamrugała kilka razy, potem otworzyła usta w komicznym niedowierzaniu, a chwilę później już darła się w niebogłosy, budząc pewnie każdego złaknionego odpoczynku wczasowicza.

  — MÓJ BOŻE, WRESZCIE! TYLE NA TO CZEKAŁAM! MASARU, CHODŹ TUTAJ, NASZE DZIECKO NIE BĘDZIE STARĄ PANNĄ!!!

  Co?

  — Co się stało? — zapytał przerażony i wyraźnie wciąż ledwo przytomny pan Masaru, próbujący szybko przygładzić rozczochrane po śnie włosy i założyć okulary, co skutkowało porażką i w jednym, i w drugim. Zmrużył oczy.

  — Katsuki i Eijiro są razem, widzisz?!

  Mina mężczyzny doskonale przedstawiała towarzyszące Eijiro zdziwienie.

  — A to już nie byli...?

  — Boże święty — jęknęła pani Mitsuki, patrząc na męża z niedowierzaniem — ty naprawdę uwierzyłeś w tę ich szopkę?

  — Co???

  — Czekaj — przerwał im Katsuki, marszcząc brwi i wstając z łóżka, co niestety zmusiło Eijiro do zmiany pozycji na mniej wygodną. — Wiedziałaś?!

  Kobieta prychnęła, wywracając oczami. Założyła ramiona na piersi i spojrzała na nich z wyniosłym pobłażaniem. Jej rubinowe tęczówki błyszczały od rozbawienia.

  — Och, proszę cię, to od samego początku nie było ani trochę wiarygodne. Wybacz, Eijiro, ale kłamać nie potrafisz za grosz — skwitowała, cmokając z lekką dezaprobatą. — Ale nie martw się, bo Katsuki też robi to fatalnie. Po prostu wiedziałam, że musi być w tobie zakochany, inaczej wypieprzyłby cię za drzwi w trymiga. — Widząc ich zszokowane miny, westchnęła cicho. — Oj dzieci, dzieci...

  — Czekaj — przerwał jej pan Masaru, marszcząc lekko brwi — nie rozumiem.

  — Jezu, trzymaj mnie — wycedziła przez zaciśnięte zęby pani Mitsuki, po czym złapała męża za łokieć i siłą wyciągnęła go z pokoju na korytarz, po czym zatrzasnęła za nimi drzwi, zostawiając chłopców na powrót samym sobie.

  Przez moment trwali w ciszy. Eijiro z pewną niechęcią przyznawał, że faktycznie nowe odkrycie pasuje do całego obrazu. Pani Mitsuki naprawdę potrafiła zaskakiwać. Na szczęście chyba wciąż nie miała nic przeciwko ich prawdziwemu związku...

  Ale hej, chwila! Przecież nie byli w żadnym związku. Pocałowali się tylko dwa razy, a zaraz potem poszli spać i fakt, może byli do siebie przytuleni, ale oficjalnie żadne słowa określające ich relację nie padły, a choć Eijiro o miłości wiedział zasadniczo niewiele, o tak podstawowych rzeczach miał niejakie pojęcie.

  Jego policzki zapłonęły szkarłatem na wspomnienie ciepłych warg Katsukiego na swoich. I co, niby miałby mieć to na co dzień? Niedoczekanie. Przecież nawet teraz trwali w nico niezręcznej ciszy. Tak nie zachowują się pary!

  — Zajmuję łazienkę — mruknął w końcu Katsuki, nie patrząc lekko zawiedzonemu i nieporadnie starającemu się to ukryć Eijiro w oczy.

  — Jasne.

  Przy śniadaniu odbyli rozmowę z już wtajemniczonym panem Masaru, który głośno oznajmił, że Katsuki i Eijiro nie powinni byli nikogo okłamywać, a zwłaszcza tak nieudolnie, dodając jeszcze, że nic złego by się nie stało, gdyby Eijiro po prostu powiedział prawdę. Widocznie pani Mitsuki, która uśmiechała się niewinnie, nie wspomniała o swojej początkowej próbie zatrzaśnięcia chłopakowi drzwi przed nosem.

  Gdy Eijiro wszedł do pokoju razem z Katsukim, wciąż się do siebie nie odzywali. Zaczęli w milczeniu się pakować – Katsuki, bo za dwie godziny znów razem z rodzicami miał się wybrać na wycieczkę, a Eijiro, bo już niedługo miał podjechać po niego tata.

  Stresował się. Obaj się stresowali i choć każdy czuł, że powinien zrobić pierwszy ruch, żaden koniec końców się temu odczuciu nie poddawał. Nie byli przestraszeni, tylko... niepewni. Nowość tego uczucia wciąż ich zaskakiwała, a Eijiro wciąż łapał się na tym, że zamiast składać w pseudo-kostkę ubrania, wciąż bezczelnie gapi się na Katsukiego, pewnie wyglądając przy tym jak zaśliniony idiota...

  Dość tego!, pomyślał, gdy uznał, że bardziej zażenowany już być nie może. To kolej na mój ruch.

  Koniec końców to wciąż był jego najlepszy przyjaciel. Znał go, więc... pewnie nie miał się czym stresować...

  — Więc... więc jesteśmy razem? — rzucił, starając się, żeby zabrzmiało to nonszalancko i niefrasobliwie, ale wyszło całkiem odwrotnie. Zbyt cicho i ze ściśniętym gardłem...

  Katsuki oderwał się od plecaka, do którego akurat wsadził butelkę wody, po czym powoli odwrócił się do Eijiro, widocznie w myślach tocząc zażartą bitwę. Ten odwzajemnił spojrzenie, choć nie tak hardo i pewnie, jak chciał. Czuł się coraz gorzej, był pewien, że usłyszy: ,,nie"...

— Nie pocałowałbym cię wczoraj, gdybym nie chciał.

  Eijiro odetchnął z ulgą, przymykając oczy. Usłyszał ciche parsknięcie, gdy Katsuki podszedł nieco bliżej, tak że dzieliły ich tylko centymetry. Teraz żadnemu z nich w ogóle to nie przeszkadzało.

  Byli w związku.

  — Aż tak się spinasz? — prychnął Katsuki, na co Eijiro uśmiechnął się lekko, otwierając na powrót oczy.

  — Weź przestań, niedługo będę miał jakieś stany lękowe.

  — Boisz się mnie?

  — Nie znam się na takich rzeczach! — Eijiro uniósł ręce w obronnym geście, co wywołało u Katsukiego szeroki uśmiech.

  — Mówisz? A gdybym zrobił tak? — Przybliżył się nagle, tak że chłopakowi na moment zabrakło tchu. Przy tej bliskości zaczynało mu się kręcić w głowie, miał wrażenie, że to ten moment, gdy człowiek nie może przestać, chce tylko więcej i więcej...

  On też chciał. Jak niczego pragnął powtórki z wczoraj teraz, a później jeszcze przez wiele, wiele dni.

  — Mogę? — zapytał, zatrzymując się na chwilę przed pocałunkiem.

  — Jeszcze jedno głupie pytanie i się nie zgodzę — zagroził Katsuki, a Eijiro słusznie uznał to za pozwolenie, już po chwili przyciągając go do siebie i całując mocno.

  Wciąż nie byli w tym najlepsi, ale wiedział, że od teraz będzie miał dużo okazji do ćwiczeń. Nie zamierzał rezygnować ze swojego nowego, cudownego uzależnienia.

  — Mam nadzieję, że nie robił kłopotów — powiedział głośno tata Eijiro godzinę później, gdy na parkingu przed schroniskiem witał się serdecznie z państwem Bakugo.

  — Robił — mruknął pod nosem Katsuki, przez co Eijiro nie usłyszał odpowiedzi jego matki. Spojrzał na chłopaka z dezaprobatą, a ten wywrócił oczami. — No co? Myślisz, że serio tak powie? Uwielbia cię!

  — Przesadzasz.

  — Aha, chciałbym — prychnął Katsuki, wywracając oczami.

  Eijiro tak bardzo cieszył się, że niezręczność między nimi zniknęła niemal tak szybko jak się pojawiła. Być może spowodowała to chemia między nimi, a może fakt, że przez ostatnie dwadzieścia sześć minut niemal bez przerwy się całowali? To tak cholernie niesprawiedliwe, że już mieli się rozstać na całe trzy dni...

  — Eijiro! Chodź! — zawołał jego ojciec, a chłopak zmarszczył lekko brwi.

  Co? Już? Był pewien, że rozmowa potrwa przynajmniej dziesięć minut...

  — No, nie czekaj, idź do niego — mruknął Katsuki, w tak zły sposób ukrywając przygnębienie, że Eijiro niemalże to rozczuliło. Niemalże, bo był zbyt męski i twardy na rozczulenie. Teraz nawet miał chłopaka, a to podwójna męskość!

  — Niedługo się zobaczymy.

  — No wiem, idź już.

  — To tylko trzy dni...

  — Wiem, idź!

  Eijiro zerknął przez ramię, żeby zobaczyć, czy jego tata czasem nie patrzy. Kochał go, ale nie był pewien, jak ten zareaguje na takie rewelacje... Na szczęście jednak nie zwracał uwagi na syna, bo był zajęty wsadzaniem jego bagaży do samochodu. To był dobry moment.

  — Pisz do mnie — poprosił, po czym, zanim Katsuki dodał swoje: ,,idź!", pocałował go w policzek.

  Odszedł szybko w stronę samochodu, czując, jak jego własne policzki płoną, mimo że przecież w porównaniu z całowaniem w usta to nie powinno być tak zawstydzające... Raz odwrócił się przez ramię i zobaczył, że Katsuki wciąż stoi nieruchomo z lekko uniesionymi brwiami i faktycznym rumieńcem na twarzy.

  Och, opłacało się.

  — No i jak, podobały ci się ferie z dala od rodziców? — zapytał tata z przekąsem, gdy Eijiro zajmował swoje miejsce z przodu i zapinał pasy.

  — Fajne były — odpowiedział podobnym tonem chłopak, niemal przyklejając nos do szyby, żeby móc jeszcze raz popatrzeć na Katsukiego, który teraz niby od niechcenia machnął ręką, co w jego przypadku właściwie było pomachaniem na pożegnanie. Eijiro oczywiście oddał mu to z nawiązką, uśmiechając się szeroko.

  Trzy dni, żeby to wszystko przemyśleć...

  — Pewnie nie śpieszy ci się do szkoły, co?

  Eijiro parsknął cicho, opierając głowę o szybę i patrząc na szybko mijający za oknem krajobraz. Udawanie pary, problemy z Shigeru Koyamą, pomoc Renowi, zbliżenie się do Katsukiego... To wszystko na swój sposób go umocniło, czuł się silniejszy.

  Powrót do szkoły po tym wszystkim nie mógł być taki zły. Spotka swoich przyjaciół, kolegów z klasy... Znów zobaczy się z Katsukim.

  Uśmiechnął się lekko. Już tęsknił, mimo że minęło zaledwie pięć minut drogi. Czuł się upojony tym uczuciem, ale jakoś w ogóle mu to nie przeszkadzało. Kochał być zakochanym, kochał tę niesamowitą bliskość, kochał być z Katsukim! Ze swoim najlepszym przyjacielem.

  Ze swoim chłopakiem.

cdn.

//UWAGA! na moim profilu znajdziecie też drugą część, więc nie uciekajcie, skarby~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro