Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 ❄ świąteczne zakupy!

  Bakugo był równie zdezorientowany, co wściekły. Świąteczne zakupy? Nigdy nie łaził z matką na żadne świąteczne zakupy, co do cholery?! I jeszcze z Kirishimą? Naprawdę chciała go pogrążyć, co? Cholerna yaoistka.

  — Nie idę — warknął, a jego matka natychmiast odparowała głośnym i dobitnym: ,,Idziesz, nie pyskuj". — Nie idę!

  — Potrzebuję was, idziesz!

  — Chce pani pomocy w noszeniu zakupów? Mogę pójść sam — zaproponował natychmiast Kirishima, a Bakugo prychnął głośno. Pieprzony lizus!

  — Oi, nie flirtuj z moją matką, Shitty Hair — wycedził, oburzony brakiem reakcji z obu stron. Przecież doskonale słyszeli!

  — Jesteś słodki, ale z tym akurat dałabym sobie radę. Chodzi o... — zrobiła dramatyczną pauzę, którą jej syn przyjął z grymasem na twarzy — promocje! — A widząc niezrozumienie chłopców, pośpieszyła z wyjaśnieniami: — Teraz jest ich pełno, na pewno znajdzie się jakaś zniżka dla par! Trafiliście mi się idealnie! — zawołała rozpromieniona, wyrzucając ramiona w gorę w triumfalnym geście.

  — Przecież od tego masz ojca — zauważył przytomnie Bakugo, marszcząc brwi, na co Mitsuki zaraz oznajmiła:

  — Właśnie, więc dzielimy się na dwie pary i polujemy! — Oczy jej się świeciły jak chorej psychopatce. Zakupoholizm jak zwykle silnie rozwijał się u niej w okresie świątecznym, a Katsuki zazwyczaj chronił się przed nim poprzez zamykanie się w pokoju na całe dnie i wychodzenie dopiero wtedy, gdy było to absolutnie konieczne... A teraz co, miał zmarnować lata praktyki, bo w jego domu magicznie pojawił się pieprzony Eijiro Kirishima? Wolne żarty.

  — Nigdzie nie idziemy — powiedział dobitnie, wstając od stołu i zawracając. Gdyby tylko miał w spodniach od piżamy kieszenie, włożyłby do nich ręce w buntowniczym geście, ale teraz najwyraźniej musiał zadowolić się tylko głośnym tupaniem.

  Już w swoim pokoju usiadł na łóżku i sięgnął po telefon i słuchawki, które wcisnął wściekle do uszu i po chwili włączył jakąś muzykę. Nawet nie wiedział jaką, nie zwracał uwagi na tekst i melodię, ważne było tylko to, że była głośna i skutecznie zagłuszała wszystko, a zwłaszcza jego myśli i coraz bardziej natarczywe pukanie do drzwi, które po kilku sekundach zmieniło się w walenie. Dopiero potem, gdy i to nie poskutkowało, do pokoju wpadł Kirishima.

  — Nie pozwoliłem ci wejść — warknął Bakugo, za odpowiedź mając tylko ruch warg, który nic mu nie mówił, w obu tego zwrotu znaczeniach. — CO?!

  — Powiedziałem, żebyś wyjął z uszu to cholerstwo! — krzyknął Kirishima, a słuchawki po chwili zostały przez niego odłożone na szafkę obok jednej z rzadszych figurek All Mighta w kolekcji Bakugo. — Uszkodzisz sobie słuch, idioto.

  — Sam jesteś idiotą — burknął wściekle Bakugo, rzucając w niego poduszką, którą ten złapał bez trudu. — Po cholerę przylazłeś?

  — Twoja mama poprosiła mnie, żebym cię przekonał — wyjaśnił Kirishima, po chwili wykonując ręką jakiś dziwny ruch, jak gdyby próbował narysować w powietrzu kółko, ale zmienił zdanie i skończył na kwadracie. Dziwak. — Więc... proszę, jedź z nami?

  — Nie.

  — Bakugo...

  — Nie.

  Kirishima westchnął głośno, przecierając twarz dłonią.

  — No weź, jeśli mamy udawać parę, muszę mieć na ciebie jakiś wpływ...

  — Możesz pomarzyć.

  — Dlaczego ty właściwie tak bardzo nie chcesz iść, co? — fuknął w końcu Kirishima, zakładając ręce. — Co takiego masz ciekawego do roboty?

  — Nic — przyznał zgodnie z prawdą Bakugo, nie przejmując się tym jednak. Może trenować. Trening to zawsze dobre wyjście.

  — Właśnie! Równie dobrze możesz...

  — Po cholerę? Żeby pożarły mnie tłumy nawiedzonych brodaczy w czerwonych gaciach? Spierdalaj — dodał szybko, gdy do jego uszu dotarło ciche: ,,To raczej ty tu będziesz pożerał...". Pieprzony idiota.

  — I tak pójdziesz. Zawsze narzekasz, a potem i tak idziesz i wiem, że ci się podoba — stwierdził Kirishima, na co Bakugo zmarszczył brwi.

  Faktycznie tak było. Zawsze jakimś cudem, dosłownie w ostatnim momencie, decydował się z nim iść, bo... bo... Bo to był on, Kirishima. Z niewiadomych przyczyn przyciągał do siebie Katsukiego... A raczej z przyczyn od niedawna wiadomych, ale teraz już całkiem nieistotnych, bo przecież już wszyscy wiedzieli, że Bakugo nie ma u niego najmniejszych szans. W końcu dowiedział się tego poprzedniego wieczoru, w dodatku w najgorszy możliwy sposób, podsłuchując pod drzwiami jak ostatni tchórz. Żałosne.

  — Spierdalaj.

  — KATSUKI, ZŁAŹ STAMTĄD NATYCHMIAST ALBO MASZ SZLABAN NA WSZYSTKO! — Dobiegł ich wrzask zza zamkniętych drzwi, a gdy Kirishima posłał mu wymowne spojrzenie i uśmiechnął się lekko, Bakugo już wiedział, że się zgodzi.

  Głupie uczucie.

  Gdy zatrzymali się na parkingu przed jedną z większych galerii handlowych w Tokio, teraz z gigantyczną, jasno oświetloną złotymi sztucznymi światełkami i bardzo kiczowatą choinką na placu przed nią, Bakugo odetchnął z ulgą. Przez całą drogę musiał znosić szczebiotanie swojej matki i to irytujące przymilanie się do niej Kirishimy, które, znając jego, wcale przymilaniem się nie było. To radosne usposobienie i natura bycia miłym dla wszystkich również wkurzała Katsukiego. Miał ochotę odpiąć pas, otworzyć drzwi i wyskoczyć z auta prosto pod koła rozpędzonych samochodów obok. Ale by mieli miny.

  — Dobra, więc plan jest taki. My idziemy na prawo, wy na lewo, szukamy tego, co potrzebne i tego, na co jest promocja, a potem spotykamy się... pod tą choinką — wskazała na wcześniej przez Bakugo zauważony kicz w czystej postaci (zresztą żeby tego nie zauważyć, trzeba było być naprawdę ślepym) — i czekamy. Dobrej zabawy! Katsuki, staraj się nie przynosić Eijiro tyle wstydu, co przynosisz mi! — dodała radosnym tonem, wpychając im jeszcze po kilku banknotach, odchodząc energicznym krokiem i ciągnąc za sobą zmordowanego męża, który koniec końców mruknął coś tylko o tym, żeby nie robili głupot. Bakugo pokazał środkowy palec plecom matki i był już gotowy do przynoszenia wstydu Kirishimie. Ten chyba to wyczuł, bo zaraz uniósł ręce w obronnym geście.

  — Spoko, stary, ja cię do niczego nie zmuszam! — Uniesiona brew wystarczyła, by poddać jego słowa w wątpliwość, zwłaszcza że przecież Katsuki dał się tu zawieźć tylko dlatego, że został zmuszony. — Wcale nie musimy teraz udawać gejów, serio. Po prostu poszukajmy prezentów i miejmy to z głowy. Jak myślisz, co chciałaby dostać twoja mama? Kwiaty?

  — Zwariowałeś? Nie kupuj jej niczego!

  — Przecież przyjęła mnie pod swój dach, muszę się jej jakoś odwdzięczyć! Twojemu tacie też, może jakieś kosmetyki...? Hm...

  Skierowali się w stronę wejścia, przy czym Bakugo oczywiście niepotrzebnie, ale z wielką satysfakcją rozpychał tłum ludzi po obu ich stronach. W środku było jeszcze gorzej niż na zewnątrz, z sufitu rzeczywiście zwisały kolorowe sanie Mikołaja, a po kątach, wśród innych rozświetlonych, tandetnych dekoracji, czasem dało się zobaczyć kępki jemioły, pod którymi akurat całowały się jakieś pary. Bakugo odetchnął z ulgą – gdyby weszli tu razem z jego rodzicami, matka na pewno oczekiwałaby przedstawienia... Oczywiście by się nie dał! Jakie to tandetne, cała ta miłość... ugh.

  — Wow, ale super! — cieszył się jak dziecko Kirishima, podchodząc do coraz to wymyślniejszych dekoracji. Minęli kilka świątecznych pand, a on do każdej uśmiechał się promiennie.

  Bakugo prychnął głośno, wyrażając tym swoją głęboką niechęć do podobnych dziwactw. Kirishima nie przejął się tym w ogóle, dalej trajkocząc wesoło o tym i o tamtym, co w głowie Katsukiego zlewało się w jedno, długie: ,,blablablablabla", gdy próbował odruchowo nie łagodnieć na ten widok. To głupie!

  — O, popatrz, żarcie za pół ceny! — zachwycił się znów Kirishima, co Bakugo zrozumiał dopiero po powtórzeniu, bo znów się zamyślił. — Chodźmy!

  — Ha? Jadłeś przed chwilą!

  — Nieprawda, godzinę temu! No chodź! — I nim Bakugo zdołał cokolwiek jeszcze powiedzieć, Kirishima zarzucił mu ramię na szyję i przyciągnął go bliżej siebie, zmierzając w stronę małej kafejki i ciągnąc już nawet nie zdziwionego tym wszystkim Katsukiego za sobą.

  — Za pół ceny dla par — zauważył ten, odczytując informację z opatrzonej brzydkim rysunkiem, czarnej tabliczki nad ladą i oznajmiając to cichym warkotem, który jednak nie wytrącił Kirishimy z równowagi.

  — Jak mówiła twoja mama, nic dziwnego — stwierdził, odsuwając się na moment, a gdy Bakugo już myślał, że ma spokój i może odejść i dalej udawać, że nie zna tego idioty z palmą na głowie, Kirishima płynnym i szybkim ruchem zakleszczył ich dłonie w uścisku.

  — C-co robisz?! — Bakugo chciał się wyrwać, ale chłopak prędko utwierdził swoją rękę, unosząc jedną brew.

  — Jakoś tę parę musimy udawać, no nie? Zgodziłeś się!

  — Nie na to, spadaj! Sam mówiłeś, że tego nie zrobimy! Nie będę się z tobą trzymał za rączki, to gejowe! — oburzył się Bakugo, ignorując ironiczne: ,,No co ty nie powiesz?" Kirishimy.

  — Twoja mama będzie zachwycona jak się dowie, chodź!

  — Wcale nie chcę, żeby była... — Ale Kirishima już podszedł do pracowniczki, wskazując na różne ciasta i wciąż nie puszczając dłoni Bakugo, który szczerze nienawidził się za to, że mimo sposobności nie wyrwał ręki. Odwrócił wzrok.

  Rumieniec zawsze można zwalić na zaduch i gorąc bijący od tłumów ludzi wokół, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro