5 ❄ świąteczne zakupy!
Bakugo był równie zdezorientowany, co wściekły. Świąteczne zakupy? Nigdy nie łaził z matką na żadne świąteczne zakupy, co do cholery?! I jeszcze z Kirishimą? Naprawdę chciała go pogrążyć, co? Cholerna yaoistka.
— Nie idę — warknął, a jego matka natychmiast odparowała głośnym i dobitnym: ,,Idziesz, nie pyskuj". — Nie idę!
— Potrzebuję was, idziesz!
— Chce pani pomocy w noszeniu zakupów? Mogę pójść sam — zaproponował natychmiast Kirishima, a Bakugo prychnął głośno. Pieprzony lizus!
— Oi, nie flirtuj z moją matką, Shitty Hair — wycedził, oburzony brakiem reakcji z obu stron. Przecież doskonale słyszeli!
— Jesteś słodki, ale z tym akurat dałabym sobie radę. Chodzi o... — zrobiła dramatyczną pauzę, którą jej syn przyjął z grymasem na twarzy — promocje! — A widząc niezrozumienie chłopców, pośpieszyła z wyjaśnieniami: — Teraz jest ich pełno, na pewno znajdzie się jakaś zniżka dla par! Trafiliście mi się idealnie! — zawołała rozpromieniona, wyrzucając ramiona w gorę w triumfalnym geście.
— Przecież od tego masz ojca — zauważył przytomnie Bakugo, marszcząc brwi, na co Mitsuki zaraz oznajmiła:
— Właśnie, więc dzielimy się na dwie pary i polujemy! — Oczy jej się świeciły jak chorej psychopatce. Zakupoholizm jak zwykle silnie rozwijał się u niej w okresie świątecznym, a Katsuki zazwyczaj chronił się przed nim poprzez zamykanie się w pokoju na całe dnie i wychodzenie dopiero wtedy, gdy było to absolutnie konieczne... A teraz co, miał zmarnować lata praktyki, bo w jego domu magicznie pojawił się pieprzony Eijiro Kirishima? Wolne żarty.
— Nigdzie nie idziemy — powiedział dobitnie, wstając od stołu i zawracając. Gdyby tylko miał w spodniach od piżamy kieszenie, włożyłby do nich ręce w buntowniczym geście, ale teraz najwyraźniej musiał zadowolić się tylko głośnym tupaniem.
Już w swoim pokoju usiadł na łóżku i sięgnął po telefon i słuchawki, które wcisnął wściekle do uszu i po chwili włączył jakąś muzykę. Nawet nie wiedział jaką, nie zwracał uwagi na tekst i melodię, ważne było tylko to, że była głośna i skutecznie zagłuszała wszystko, a zwłaszcza jego myśli i coraz bardziej natarczywe pukanie do drzwi, które po kilku sekundach zmieniło się w walenie. Dopiero potem, gdy i to nie poskutkowało, do pokoju wpadł Kirishima.
— Nie pozwoliłem ci wejść — warknął Bakugo, za odpowiedź mając tylko ruch warg, który nic mu nie mówił, w obu tego zwrotu znaczeniach. — CO?!
— Powiedziałem, żebyś wyjął z uszu to cholerstwo! — krzyknął Kirishima, a słuchawki po chwili zostały przez niego odłożone na szafkę obok jednej z rzadszych figurek All Mighta w kolekcji Bakugo. — Uszkodzisz sobie słuch, idioto.
— Sam jesteś idiotą — burknął wściekle Bakugo, rzucając w niego poduszką, którą ten złapał bez trudu. — Po cholerę przylazłeś?
— Twoja mama poprosiła mnie, żebym cię przekonał — wyjaśnił Kirishima, po chwili wykonując ręką jakiś dziwny ruch, jak gdyby próbował narysować w powietrzu kółko, ale zmienił zdanie i skończył na kwadracie. Dziwak. — Więc... proszę, jedź z nami?
— Nie.
— Bakugo...
— Nie.
Kirishima westchnął głośno, przecierając twarz dłonią.
— No weź, jeśli mamy udawać parę, muszę mieć na ciebie jakiś wpływ...
— Możesz pomarzyć.
— Dlaczego ty właściwie tak bardzo nie chcesz iść, co? — fuknął w końcu Kirishima, zakładając ręce. — Co takiego masz ciekawego do roboty?
— Nic — przyznał zgodnie z prawdą Bakugo, nie przejmując się tym jednak. Może trenować. Trening to zawsze dobre wyjście.
— Właśnie! Równie dobrze możesz...
— Po cholerę? Żeby pożarły mnie tłumy nawiedzonych brodaczy w czerwonych gaciach? Spierdalaj — dodał szybko, gdy do jego uszu dotarło ciche: ,,To raczej ty tu będziesz pożerał...". Pieprzony idiota.
— I tak pójdziesz. Zawsze narzekasz, a potem i tak idziesz i wiem, że ci się podoba — stwierdził Kirishima, na co Bakugo zmarszczył brwi.
Faktycznie tak było. Zawsze jakimś cudem, dosłownie w ostatnim momencie, decydował się z nim iść, bo... bo... Bo to był on, Kirishima. Z niewiadomych przyczyn przyciągał do siebie Katsukiego... A raczej z przyczyn od niedawna wiadomych, ale teraz już całkiem nieistotnych, bo przecież już wszyscy wiedzieli, że Bakugo nie ma u niego najmniejszych szans. W końcu dowiedział się tego poprzedniego wieczoru, w dodatku w najgorszy możliwy sposób, podsłuchując pod drzwiami jak ostatni tchórz. Żałosne.
— Spierdalaj.
— KATSUKI, ZŁAŹ STAMTĄD NATYCHMIAST ALBO MASZ SZLABAN NA WSZYSTKO! — Dobiegł ich wrzask zza zamkniętych drzwi, a gdy Kirishima posłał mu wymowne spojrzenie i uśmiechnął się lekko, Bakugo już wiedział, że się zgodzi.
Głupie uczucie.
❄
Gdy zatrzymali się na parkingu przed jedną z większych galerii handlowych w Tokio, teraz z gigantyczną, jasno oświetloną złotymi sztucznymi światełkami i bardzo kiczowatą choinką na placu przed nią, Bakugo odetchnął z ulgą. Przez całą drogę musiał znosić szczebiotanie swojej matki i to irytujące przymilanie się do niej Kirishimy, które, znając jego, wcale przymilaniem się nie było. To radosne usposobienie i natura bycia miłym dla wszystkich również wkurzała Katsukiego. Miał ochotę odpiąć pas, otworzyć drzwi i wyskoczyć z auta prosto pod koła rozpędzonych samochodów obok. Ale by mieli miny.
— Dobra, więc plan jest taki. My idziemy na prawo, wy na lewo, szukamy tego, co potrzebne i tego, na co jest promocja, a potem spotykamy się... pod tą choinką — wskazała na wcześniej przez Bakugo zauważony kicz w czystej postaci (zresztą żeby tego nie zauważyć, trzeba było być naprawdę ślepym) — i czekamy. Dobrej zabawy! Katsuki, staraj się nie przynosić Eijiro tyle wstydu, co przynosisz mi! — dodała radosnym tonem, wpychając im jeszcze po kilku banknotach, odchodząc energicznym krokiem i ciągnąc za sobą zmordowanego męża, który koniec końców mruknął coś tylko o tym, żeby nie robili głupot. Bakugo pokazał środkowy palec plecom matki i był już gotowy do przynoszenia wstydu Kirishimie. Ten chyba to wyczuł, bo zaraz uniósł ręce w obronnym geście.
— Spoko, stary, ja cię do niczego nie zmuszam! — Uniesiona brew wystarczyła, by poddać jego słowa w wątpliwość, zwłaszcza że przecież Katsuki dał się tu zawieźć tylko dlatego, że został zmuszony. — Wcale nie musimy teraz udawać gejów, serio. Po prostu poszukajmy prezentów i miejmy to z głowy. Jak myślisz, co chciałaby dostać twoja mama? Kwiaty?
— Zwariowałeś? Nie kupuj jej niczego!
— Przecież przyjęła mnie pod swój dach, muszę się jej jakoś odwdzięczyć! Twojemu tacie też, może jakieś kosmetyki...? Hm...
Skierowali się w stronę wejścia, przy czym Bakugo oczywiście niepotrzebnie, ale z wielką satysfakcją rozpychał tłum ludzi po obu ich stronach. W środku było jeszcze gorzej niż na zewnątrz, z sufitu rzeczywiście zwisały kolorowe sanie Mikołaja, a po kątach, wśród innych rozświetlonych, tandetnych dekoracji, czasem dało się zobaczyć kępki jemioły, pod którymi akurat całowały się jakieś pary. Bakugo odetchnął z ulgą – gdyby weszli tu razem z jego rodzicami, matka na pewno oczekiwałaby przedstawienia... Oczywiście by się nie dał! Jakie to tandetne, cała ta miłość... ugh.
— Wow, ale super! — cieszył się jak dziecko Kirishima, podchodząc do coraz to wymyślniejszych dekoracji. Minęli kilka świątecznych pand, a on do każdej uśmiechał się promiennie.
Bakugo prychnął głośno, wyrażając tym swoją głęboką niechęć do podobnych dziwactw. Kirishima nie przejął się tym w ogóle, dalej trajkocząc wesoło o tym i o tamtym, co w głowie Katsukiego zlewało się w jedno, długie: ,,blablablablabla", gdy próbował odruchowo nie łagodnieć na ten widok. To głupie!
— O, popatrz, żarcie za pół ceny! — zachwycił się znów Kirishima, co Bakugo zrozumiał dopiero po powtórzeniu, bo znów się zamyślił. — Chodźmy!
— Ha? Jadłeś przed chwilą!
— Nieprawda, godzinę temu! No chodź! — I nim Bakugo zdołał cokolwiek jeszcze powiedzieć, Kirishima zarzucił mu ramię na szyję i przyciągnął go bliżej siebie, zmierzając w stronę małej kafejki i ciągnąc już nawet nie zdziwionego tym wszystkim Katsukiego za sobą.
— Za pół ceny dla par — zauważył ten, odczytując informację z opatrzonej brzydkim rysunkiem, czarnej tabliczki nad ladą i oznajmiając to cichym warkotem, który jednak nie wytrącił Kirishimy z równowagi.
— Jak mówiła twoja mama, nic dziwnego — stwierdził, odsuwając się na moment, a gdy Bakugo już myślał, że ma spokój i może odejść i dalej udawać, że nie zna tego idioty z palmą na głowie, Kirishima płynnym i szybkim ruchem zakleszczył ich dłonie w uścisku.
— C-co robisz?! — Bakugo chciał się wyrwać, ale chłopak prędko utwierdził swoją rękę, unosząc jedną brew.
— Jakoś tę parę musimy udawać, no nie? Zgodziłeś się!
— Nie na to, spadaj! Sam mówiłeś, że tego nie zrobimy! Nie będę się z tobą trzymał za rączki, to gejowe! — oburzył się Bakugo, ignorując ironiczne: ,,No co ty nie powiesz?" Kirishimy.
— Twoja mama będzie zachwycona jak się dowie, chodź!
— Wcale nie chcę, żeby była... — Ale Kirishima już podszedł do pracowniczki, wskazując na różne ciasta i wciąż nie puszczając dłoni Bakugo, który szczerze nienawidził się za to, że mimo sposobności nie wyrwał ręki. Odwrócił wzrok.
Rumieniec zawsze można zwalić na zaduch i gorąc bijący od tłumów ludzi wokół, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro