Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31 ❄ ostatnia noc

  Pokój nie był duży, ale szczególnie mały na szczęście też nie. Po prawej stronie od wejścia stała szafa, przy niej małe biurko, a nad nim wiszący telewizor. Naprzeciwko wejścia znajdowało się wejście na balkon, a po obu jego stronach dwa jednoosobowe łóżka. Eijiro aż się zdziwił, że pani Mitsuki nie załatwiła im sypialni z jednym, małżeńskim łożem. Nie, żeby był zawiedziony. Nie był.

  — Musisz się cieplej ubrać — ocenił Katsuki, gdy pół godziny później wybierali się w góry. — Gdzie ty chcesz iść, na plażę?

  — W zimowej kurtce?

  — Zbyt cienka.

  — Nie mam innej!

  Katsuki zmarszczył brwi i podszedł do szafy, w której zdążył już równo ułożyć swoje ubrania, co było sztuką, której przez całe szesnaście lat swojego życia Eijiro nie posiadł i wiedział, że najpewniej nigdy nie posiądzie. Jakim cudem jego przyjaciel był dobry dosłownie we wszystkim?!

  — Weź tę — rzucił Katsuki, rzucając w Eijiro swoją kurtką. Chłopak zmarszczył brwi, niepewnie przyciągając do siebie ubranie.

  — A ty?

  — Ta jest zapasowa. — Po jego tonie można było wywnioskować, że to najoczywistsza rzecz i najbanalniejszy wniosek pod słońcem. — Nie dałbym ci najlepszej.

  — Dobrze wiedzieć — mruknął Eijiro z przekąsem, już szybko wciągając na siebie kurtkę. Pachniała karmelem, zresztą jak każda z rzeczy Katsukiego, no i on sam. Nie żeby Eijiro go wąchał! To po prostu było czuć, zwłaszcza po intensywnym treningu. Ile by dał, żeby jego pot też pachniał jak słodycze...

  — Ale pod to i tak musisz założyć dres — zastrzegł jeszcze Katsuki, na co Eijiro wywrócił oczami.

  — Dobrze, mamo — sarknął, z rozkoszą obserwując, jak chłopak z trudem utrzymuje rozdrażnioną minę, powstrzymując uśmiech.

  — A przyjebać ci?

  — JESTEŚCIE UBRANI CZY NIE, WCHODZĘ! — dobiegł ich zza drzwi głos pani Mitsuki, a chwilę później zostały otwarte na oścież, gdy kobieta stanęła w progu, podpierając się pod boki.

  — Mogłabyś przestać być zbokiem, głupia starucho — warknął Katsuki, wywracając oczami i najwidoczniej w ogóle nie spodziewając się misternej pułapki, którą zastawiła na niego kobieta, wcześniej wymyślając ją zapewne przez kilka długich godzin.

  — Ha! Chodziło mi o kurtki, nie ma w tym nic zboczonego! O czym pomyślałeś, co? Zamierzałeś coś zrobić?!

  — Zamknij się, jesteś za głośna, jędzo!

  — I kto to mówi, ty zasrany...!

  O, tego dawno nie było, pomyślał Eijiro, siadając na łóżku i w spokoju zawiązując buty; śladem pana Masaru czekając na przejście burzy. Kłótnie Katsukiego i jego mamy już niemal go nie martwiły, w końcu przy tej między Shigeru Koyamą a... cóż, niemal wszystkimi, tak błahe sprzeczki znacząco bledły. Mimo wszystko miał jednak nadzieję na wycieczkę w dobrej atmosferze. I ładną pogodę przez resztę dnia.

  O tak, dobrze by było, gdyby niebo pozostało czyste.

  Z wycieczki wrócili dopiero po kilku godzinach, a choć Eijiro naprawdę dobrze się bawił, wciąż dręczyła go jedna myśl, nie dając ani chwili spokoju. Już jutro będzie musiał opuścić to miejsce, pożegnać się z państwem Bakugo i... i z Katsukim.

  To takie dziwne, przecież pierwszego dnia przerwy zimowej był przekonany, że zamarznie na zimnie, a tymczasem... dawno nie było mu tak ciepło. Ogrzewało go czyste szczęście, możliwość przebywania z Katsukim, która tak często nie pozwalała mu myśleć do końca klarownie...

  No właśnie, a co się stanie, gdy po tych niemal dwóch tygodniach zostanie sam? Będzie musiał w spokoju przemyśleć swoje uczucia, a tak bardzo nienawidził tego robić, wolał działać i nie zastanawiać się nad konsekwencjami...

  Tak więc najpierw nie mógł zasnąć i tylko przewracał się z boku na bok z ponurą miną, aż w końcu Katsuki kazał mu ,,natychmiast przestać się ruszać bo inaczej wyleci przez okno razem z tym cholernym skrzypiącym łóżkiem", teraz natomiast obudził się w środku nocy po wyjątkowo realistycznym koszmarze, w którym wyznał Katsukiemu uczucia, a ten wyśmiał go na oczach wszystkich z klasy i oznajmił, że wobec tego nie mogą dłużej być przyjaciółmi.

  ,,Ta cała zabawa w geja tak cię wypaczyła, co?! Pedał!"

  Katsuki nigdy by nie powiedział czegoś takiego, Eijiro to wiedział, ale jego fizyczne podobieństwo do Shigeru Koyamy nie pomagało w przepędzeniu wątpliwości chłopaka...

  Która to godzina? Zerknął na zegarek: trochę po pierwszej. Za oknem było już bardzo ciemno i pewnie zimno, co Eijiro czuł nawet w pomieszczeniu mimo muru i szyb... nie. Nie, pokój nie był zamknięty. Drzwi na balkon, lekko, to prawda, ale były uchylone. Eijiro zmarszczył brwi i usiadł na łóżku, patrząc na to drugie, naprzeciwko.

  — Katsuki?

  Nikt nie odpowiedział, więc jednak to właśnie on był na balkonie. Tylko czemu nie spał? Też miał problemy z zaśnięciem, a może również dopiero co się obudził? Eijiro pośpiesznie wstał z łóżka i wciągnął na siebie zarzuconą na oparcie krzesła kurtkę, po czym wyszedł na balkon, stając tuż obok swojego przyjaciela, który zdziwiony uniósł brwi.

  — Nie śpisz?

  — Mógłbym zapytać o to samo.

  Katsuki wywrócił oczami, przesuwając się nieco, żeby zrobić Eijiro miejsce, bo na małej przestrzeni nie było go zbyt wiele. Chłopak oparł się o metalową barierkę, wbijając spojrzenie w dal, gdzie horyzont przesłaniały masywne góry. Zimne powietrze drażniło chłodem skórę na jego policzkach i dłoniach, ale kurtka na szczęście choć częściowo chroniła przed zimnem. Westchnął cicho, a jego oddech zmienił się w obłok pary.

  — Aż nie mogę uwierzyć, że to koniec, wiesz? — mruknął cicho, unosząc jeden kącik ust w smętnym uśmiechu. — Trochę będę za tym tęsknić.

  — Za czym? Moją rodziną? — prychnął Katsuki, na co z kolei to Eijiro wywrócił oczami.

  — Oczywiście, zwłaszcza za wujkiem.

  Obaj parsknęli w tym samym momencie, po czym spojrzeli na siebie, zaraz, jakby spłoszeni uwagą tego drugiego, odwracając wzrok. Eijiro czuł, że serce zaczyna mu bić nieco szybciej. Dlaczego tak się czuł? Zacisnął palce mocniej na chłodnej barierce.

  Przecież zobaczą się ponownie już za parę dni. W akademiku będą mieli pokoje tuż obok siebie, a ta farsa z udawaniem geja się skończy. Życie toczyć się będzie tak... jakby nic się nie stało.

  Dlaczego teraz tak bardzo zaczęło mu to przeszkadzać?

  — Teraz nic nie mów — usłyszał nagle. Głos Katsukiego drżał nieco, choć jego słowa wyraźnie były ostrym poleceniem. Eijiro uniósł brwi, z powrotem patrząc na niego i z pewną ulgą zauważając, że ten wciąż wbija wzrok w rozgwieżdżone niebo.

  — O co...?

  — Powiedziałem coś! — Jego policzki pokrywał rumieniec i Eijiro przemknęło przez myśl, że to nie musi być wcale spowodowane mrozem.

  Tylko jeśli nie mrozem, to czym? Bał się myśleć o innej możliwości, bał głównie dlatego, że mogła okazać się nieprawdą.

  — Bo ja... — odezwał się Katsuki znowu, przełykając ślinę. Chwilę później zasłonił oczy dłonią, wziął drżący wdech. — Kurwa, nie dam rady.

  — Hej, wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony Eijiro; złamanie polecenia znów przypadło mu nadzwyczaj łatwo. Serce biło mu tak nieprzyzwoicie szybko, gdy przesunął się nieco bliżej, choć na balkonie i tak było mało miejsca dla ich dwojga.

  Katsuki odsunął rękę od twarzy i spojrzał mu prosto w oczy... w jego spojrzeniu widniał strach. Strach i determinacja, którą Eijiro tak bardzo uwielbiał. Bakugo Katsuki nigdy nie poddawał się, gdy już raz coś sobie postanowił. Mimo że w tym momencie wyraźnie się wahał, Eijiro moment przed zdarzeniem zauważył zmianę. Zdecydowanie.

  To wtedy go pocałował.

  Było... dziwnie. Bardzo ciepło i bardzo zimno zarazem. Policzki Eijiro piekły od gorąca i mrozu, serce miotało się jak zamknięty w klatce ptaszek, a szeroko otwarte oczy zapomniały o tym, że powinny mrugać. Całe jego ciało znieruchomiało i tylko umysł był skupiony na tym nowym doznaniu.

  Nigdy wcześniej się nie całował. Nie miał pojęcia, co robić, ale wiedział, że bardzo, ale to bardzo chce wiedzieć. Czuł na swoich wargach usta Katsukiego i miał wrażenie, że są tak cholernie miękkie i ciepłe; chciał zasmakować ich więcej, ale nie wiedział, jak. Frustracja na moment przesłoniła wszystkie inne uczucia, a gdy chłopak po kilku sekundach się odsunął, jeszcze się wzmogła.

  Nic nie rozumiał, czuł się nietrzeźwy. Dalej śnił, prawda?

  — Kurwa mać — wydusił wreszcie Katsuki, a w jego głosie pojawiła się nutka paniki. — Przepraszam. — Nie doczekawszy się reakcji, odwrócił spłoszony wzrok. Jego policzki pokraśniały, znów zakrył twarz dłonią. — Spróbujesz się zaśmiać, to wyrzucę cię przez balkon — groźba wybrzmiała naprawdę poważnie, ale Eijiro w ogóle się tym nie przejął, bo przez kłębek myśli dość brutalnie przedarło się zrozumienie.

  W jednej chwili ogarnęła go euforia. Gwałtownym zrywem złapał Katsukiego za ramiona, obrócił do siebie i zmusił do spojrzenia w oczy.

  Pocałował go... Czy naprawdę czuł to samo?! Czy to w ogóle możliwe?!

  — Chyba cię lubię. W ten sposób — wydusił Eijiro, bo mimo nagłej pewności wciąż trudno mu było tak po prostu to przyznać.

  Katsukiego chyba zatkało, bo przez chwilę tylko wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Zaraz jednak zmarszczył brwi, po czym z niewiadomych powodów się skrzywił. Eijiro opanował krótki strach. A co jeśli to jednak nieodwzajemnione uczucie?

  — Chyba? A chcesz oberwać? — wycedził Katsuki lodowatym tonem, a gdy Eijiro zrozumiał, o co mu chodziło, parsknął śmiechem. W tej jednej sekundzie uszło z niego całe napięcie, powróciło szczęście, gwiazdy świeciły tak jasno i to tylko dla nich!

  Niebo było czyste, a zieloni w miłości chłopcy znów nieśmiało złączyli swoje usta w pocałunku, niepewnym i nieco niezręcznym, ale w pełni świadomym. Liczył się tylko on i ich szczęście.

  Ferie dobiegały końca, a wraz z nimi dawna niepewność. Teraz, we własnym towarzystwie, wreszcie czuli się naprawdę cudownie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro