30 ❄ pożegnanie
Gdy Eijiro obudził się rano, niemal natychmiast zabrał się za pakowanie, mając niejasne przeczucie, że wyjadą w pośpiechu, może nawet bez śniadania. Być może podświadomie wciąż rozpamiętywał swój sen, w którym to rankiem razem z Renem i Katsukim odkrył, że w jadalni doszło do masowego mordu i przy życiu nie ostał się żaden dorosły... Nieco ulżyło mu, gdy do drzwi ktoś zapukał, a ciche: ,,mogę wejść?" z pewnością należało do Mitsuki Bakugo.
— Już się spakowałeś? Świetnie — powiedziała z uśmiechem, który jednak nie mógł zamaskować wyraźnego zmęczenia i towarzyszących mu worów pod oczami. — Pani Otake zrobiła nam kanapki na drogę, śniadanie będziemy musieli zjeść w aucie, ale...
— Proszę pani? — przerwał jej Eijiro i kontynuował dopiero wtedy, gdy uniosła na niego spojrzenie. — Jeśli chodzi o wczoraj...
— Och, tak, najmocniej cię przepraszam. Nie spodziewałam się, że tak się to potoczy i... — Zatoczyła niedbałe koło ręką, po czym westchnęła cicho, na moment przymykając oczy.
— Proszę nie przepraszać, to nie pani wina — zaprotestował natychmiast Eijiro, uśmiechając się krzepiąco. — Chciałem tylko zapytać, jak się pani czuje.
— Jesteś złotym dzieckiem, naprawdę... — mruknęła kobieta, po czym złapała go za rękę i ścisnęła ją lekko, odwzajemniając uśmiech. — Lepiej, dziękuję. Jak będziesz gotowy, wyjdź przed dom, dobrze?
Skinął głową, a gdy wyszła z pokoju, powoli wypuścił powietrze, ogarniając pomieszczenie spojrzeniem. Spędził tu ostatnie cztery dni i przeżył tak wiele... W ostatecznym rozrachunku jednak cieszył się, że już tu nie wróci. Pobyt u rodziny Koyama przyniósł mu nieco za dużo wrażeń.
Dopakować udało mu się w zaledwie dziesięć minut, a po piętnastu był już gotowy do drogi. Zapukał do drzwi Katsukiego, a gdy nikt mu nie odpowiedział, domyślił się, że chłopak sam musiał wcześniej opuścić dom. Eijiro ruszył więc samotnie korytarzami jak zwykle dziwnie pustej posiadłości, mając nadzieję, że uda mu się porządnie pożegnać z Renem, choć na szczerą rozmowę nie było już czasu.
Chyba że...
— Dziękuję, mamo — żegnała się z panią Chizuru pani Mitsuki, gdy Eijiro wyszedł na śnieg i pojazdem podszedł do zaparkowanego auta państwa Bakugo. Pomógł panu Masaru zapakować wszystkie bagaże do bagażnika, po czym odwrócił się, w sam raz, żeby móc stanąć twarzą w twarz z panią Otake, która uśmiechnęła się lekko, kiwając głową.
— Słyszałam o twoim występku w Sylwestra. Godne podziwu — stwierdziła z rozbawieniem w głosie, po czym wskazała głową na Rena, który stał kilka metrów dalej, wpatrując się ponuro w śnieg pod jego stopami. — Idź do niego i powiedz mu, żeby zapiął kurtkę.
— Jasne.
— Ty też noś czapkę i szalik — upomniała jeszcze, a gdy uśmiechnął się promiennie, dodała: — Idź, Eijiro. Jesteś dobrym dzieckiem.
— Jak się czujesz? — zapytał Eijiro Rena, gdy podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. Chłopak nie strzepnął jej, a jedynie posłał mu poirytowane spojrzenie. Podobnie jak jego ciotka, miał podkrążone oczy.
— A jak myślisz? Fatalnie.
— No wiesz, jednak będziesz miał siostrę.
— Wielkie mi pocieszenie.
— Ren. — Zwrócenie się do niego imieniem widocznie zwróciło uwagę chłopaka. Uniósł brwi, gdy Eijiro pewnie wyciągnął rękę przed siebie. — Daj mi swój telefon.
— Po co?
— No, już.
O dziwo Ren posłuchał i już po chwili Eijiro oddał mu go z zadowoloną miną.
— Dzwoń — poprosił, patrząc na młodszego chłopaka nieco zmartwiony. Miał nadzieję, że ten faktycznie się zgodzi, bo, cholera, przecież obaj wiedzieli, że tego potrzebował. Rozmowy. Kogoś, kto choć nie może pomóc, może wysłuchać.
To dlatego Ren w końcu uniósł wzrok znad ekranu, uśmiechając się delikatnie.
— Dobra. Dziękuję, Eijiro.
Chłopak błyskawicznie odwzajemnił uśmiech, po czym entuzjastycznie poklepał go po ramieniu, rzucając jeszcze z rozbawieniem: ,,zapnij kurtkę!", nim odszedł w stronę auta. Ostatni raz skłonił się lekko przed paniami Otake i Chizuru, podziękował za gościnę, a już chwilę później zajął miejsce obok Katsukiego, z pewnym smutkiem patrząc na okrytą białym puchem posiadłość. Dopadła go dziwna nostalgia, a gdy ruszyli z podjazdu, pomyślał, że w sumie docenia te ostatnie cztery dni, ten trudny, ale w wielu momentach wspaniały czas. Teraz czekała go wycieczka w góry, dokładnie dwa dni do momentu, w którym rodzice mieli go wziąć do domu na koniec ferii.
Dwa dni. Ciekawe, co jeszcze go zaskoczy?
❄
Zaledwie godzinna jazda autem nie dłużyła się Katsukiemu, w przeciwieństwie do Eijiro, który przez pierwsze dziesięć minut bezustannie wiercił się na swoim miejscu, doprowadzając przyjaciela do szału, a przez następne piętnaście ponuro wpatrywał się w krajobraz za oknem, absolutnie nie mając zamiaru inicjować rozmowy, co przecież miał w zwyczaju. W końcu, gdzieś w połowie drogi, po prostu zasnął, a wtedy jego głowa centymetr po centymetrze zaczęła przechylać się w prawo... by wreszcie osiąść na ramieniu niczego niespodziewającego się Katsukiego, który natychmiast drgnął, niemal budząc przy tym chłopaka.
Rozejrzał się spłoszony, z ulgą zauważając, że jego rodzice nie patrzyli w ich stronę. Chociaż tyle, miał dość ciągłych pisków matki, no i... nie chciał budzić Eijiro. Bo gdy spojrzał na niego z tej perspektywy... gdy zobaczył go takiego cichego i zmęczonego, natychmiast zrozumiał, że już zrobi wszystko, żeby choć przez te ostatnie dni zapewnić mu odrobinę spokoju. Sam zamknął oczy, starając się choć zdrzemnąć, co zazwyczaj przychodziło mu nadzwyczaj łatwo, ale teraz było niewykonalne. Chciał coś zrobić tak bardzo, że nie dawało mu to spokoju. Skoro Eijiro spał... czemu by nie skorzystać?
Powoli wyciągnął dłoń i odszukał tę przyjaciela, po czym ostrożnie splótł ich palce razem, czując, że robi mu się gorąco; napawając się tym widokiem i tym uczuciem zwycięstwa, mimo że nic tak naprawdę nie wygrał. Ale wygra już wkrótce.
❄
Gdy po nieprzeciętnie długiej godzinie dojechali do ośrodka, Eijiro przeciągnął się leniwie, dość niechętnie wysiadając z auta. Cieszył się, że udało mu się jeszcze przespać przed wycieczką w góry, na którą co prawda nastawiał się entuzjastycznie, ale obawiał się, że może nie starczyć mu energii na cały dzień na szlaku. To brzmiało absurdalnie, bo zazwyczaj był przecież istnym jej wulkanem, ale niestety nie mógł nic na to poradzić. Liczył na to, że wysiłek fizyczny jednak go pobudzi, a nie odwrotnie... może powinien zainicjować jakąś rywalizację z Katsukim? W ten sposób na pewno pozostałby czujny...
Mówiąc o Katsukim – od kiedy Eijiro się obudził, ten zachowywał się dość dziwnie. Nic nie mówił i wydawał się nieco speszony, co samo w sobie było dość... niecodzienne, choć ostatnio zdarzało się właściwie... codziennie. To już chyba podchodziło pod hipokryzję, prawda?
— Musimy zakwaterować się w schronisku — oznajmiła pani Mitsuki, gdy wszyscy wzięli swoje bagaże, po czym po żwirowym i niezbyt wygodnym pod względem ciągnięcia walizek podjeździe poprowadziła ich ku średniej wielkości drewnianemu budynkowi o spadzistym dachu i trzech piętrach z balkonami. Z zewnątrz wyglądał całkiem w porządku, więc Eijiro podświadomie nastawił się na podobne wrażenie w środku. Na szczęście nie pomylił się, a zarówno utrzymany w ciepłych, jasnych barwach hol, jak i miła obsługa, nadawały temu miejscu przytulności, ale w żadnym razie ciasnoty. Tak, tutaj można było odpocząć po męczącym dniu w górach.
Razem z Katsukim z pewnym wysiłkiem (jako że pokoje mieli na najwyższym piętrze) wtaszczyli swoje walizki po może nieco zbyt stromych schodach, przy czym na korytarzu musieli poczekać jeszcze na pana Masaru i panią Mitsuki z kluczami.
— Macie swój pokój — wyjaśnił mężczyzna, podając synowi klucz, na co ten prychnął cicho. Eijiro się tego spodziewał, więc jedynie uśmiechnął się pobłażliwie.
Noc z Katsukim po niedawnym odkryciu mogła być sporym wyzwaniem, ale Eijiro był pewien, że przejdzie przez nie bez szwanku. W końcu i tak ich relacja już w jakiś sposób się zmieniła, choć chłopak jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę, w jaki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro