25 ❄ wielki, pusty dom
Koniec końców faktycznie padło na czerwone darumy dla wszystkich, symbolizujące szczęście, powodzenie, zwycięstwo, ochronę przed chorobami i długie życie, czyli najbardziej popularne życzenia, choć Katsuki wciąż burczał, że skoro Ren jest taki hop do przodu, powinien dostać pomarańczową (sukcesy w szkole), bo ,,nawet z nią nie będzie w stanie dostać się do UA, a co dopiero bez niej!". Eijiro westchnął ciężko, ale faktycznie zgodził się na jej wybór, choć niekoniecznie z tych samych powodów.
Gdy wrócili z zakupów, a Eijiro odkrył, że przy odrobinie silnej woli jest w stanie zachowywać się normalnie przy Katsukim, jeśli tylko ten nie jest za blisko, nie mówi niczego... nadzwyczajnego ani się na niego nie patrzy, w posiadłości zastali gosposię zajętą noworocznymi porządkami.
— Powinniśmy jej pomóc — powiedział Eijiro pewnie, obserwując, jak staruszka powoli zdejmuje ozdobioną złotymi wzorami ciężką wazę z ciemnej drewnianej półki i ściera z niej kurz.
— Ty możesz, ja idę spać — stwierdził Katsuki, odkładając pod ścianę siatki z zakupami, a potem jak na zawołanie ziewając.
— Tak wcześnie? Jest dopiero jedenasta! Niedługo obiad!
— Nieważne, przegapię.
— Tylko maluchy i staruszkowie tak często śpią, Katsuki.
— Jeszcze raz porównasz mnie do jednego albo drugiego, to wypieprzę cię eksplozją przez dach, Eijiro.
I odszedł, tupiąc głośno i zostawiając Eijiro z kilkoma pytaniami oraz szerokim uśmiechem na twarzy. Dlaczego Katsuki był taki śpiący? Pewnie nie spał dużo w nocy. Czy też myślał o sytuacji z minionego wieczora? A może to tylko zakochany Kirishima widzący świat przez w połowie różowe okulary tak to postrzegał?
Rozejrzał się korytarzu, po czym szybko podszedł na sam jego koniec, gdzie do jednego z pokoi gościnnych wejście pozostawało otwarte. To tam, czyszcząc okna, znajdowała się gosposia w czarnym kimonie, do której też szybko podszedł, uśmiechając się szeroko.
— Dzień dobry, mogę jakoś pani pomóc? — zagadnął, a gdy kobieta zwróciła na niego wzrok, stanowczo odwzajemnił spojrzenie, właściwie spodziewając się odmowy i konieczności nalegania, ale...
— Naturalnie. Odkurzaj.
Zamrugał kilka razy, patrząc na nią z lekkim zdziwieniem. W ciemnych, starych oczach okolonych siateczką zmarszczek, dostrzegł błysk rozbawienia.
— Taki duży, to to chyba potrafisz, co? — zapytała zaczepliwie, zaraz uchylając wąskie wargi w uśmiechu. — Odkurzacz zostawiłam na korytarzu.
Tym razem Eijiro był gotowy na tego typu wypowiedź, nie pokazał więc zdziwienia, a jedynie uśmiechnął się do niej szeroko.
— Jasne, proszę pa...
— Otake Nagisa.
— Pani Otake!
— Szybko się uczysz.
Nie wiedział, czy to nie będzie przesada, ale żeby utrzymać atmosferę, zasalutował żartobliwie, zaraz sprężystym krokiem wychodząc na korytarz. Tam faktycznie zauważył odkurzacz, a potem, zabierając się do pracy, zaczął opracowywać w głowie plan przekonania jej do powiedzenia czegoś więcej. A może znów go zaskoczy i sama poruszy temat? Coś czuł, że ta kobieta może być nieobliczalna, ale hej, chyba każdy w jakiś sposób związany z rodziną Koyama taki był. W końcu w jednej z tych osób Eijiro zdołał się nawet zakochać.
Gdy po godzinie plecy zdrętwiały mu od garbienia się, a zmęczenie z powodu źle przespanej nocy i nuda zaczęły dawać mu się we znaki, zrozpaczonym wzrokiem omiótł podłogę, zastanawiając się, ile razy do roku pani Otake musiała odkurzać taką połać brudu. Posiadłość była zdecydowanie zbyt wielka, a połowy z tych pokoi przecież nikt nawet nie używał, Boże...
Wyprostował się, krzywiąc lekko, gdy kości chrupnęły mu przy tym z nieprzyjemnym dla ucha wydźwiękiem.
— Starość nie radość, co? — usłyszał za sobą głos pani Otake, która widocznie skorzystała z ciągłego szumu odkurzacza i zakradła się do niego niepostrzeżenie.
— Mogę jeszcze dokończyć, nie ma pro...
— Nie, zostaw to, tu i tak już wcześniej pobieżnie odkurzałam — stwierdziła, machnąwszy lekceważąco pomarszczoną dłonią. Eijiro zauważył, że na palcu jej lewej ręki widniała złota obrączka ślubna.
— Gdzie jeszcze pani pobieżnie odkurzała? — zapytał podejrzliwie, zaraz otwierając usta w niemym oburzeniu, gdy zobaczył u staruszki cwany uśmiech i usłyszał odpowiedź:
— Och, tu i tam. To miło z twojej strony, że poprawiłeś. I pomogłeś. — Nagle zmierzyła go uważnym spojrzeniem, a jej uśmiech nieco przygasł. — A teraz zdradź mi proszę, gdzie w tym twoje korzyści.
— Słucham?
— Musisz mieć jakieś korzyści. Nie wierzę w bezinteresowną pomoc. — Jej ton nie był ostry ani zawiedziony, bardziej... znużony, a gdy przypatrywała mu się, Eijiro znów pomyślał, że jej oczy są bardzo, bardzo stare.
Zarumienił się lekko. To oskarżenie... Był zły na samego siebie, że akurat teraz miała rację. Oczywiście to nie tak, że nie chciał pomóc, tyle że... tyle że faktycznie oczekiwał za to odpowiedzi na jego pytania. Swego rodzaju nagrody.
Zrobiło mu się wstyd. Jaki z niego bohater?
— Ja... Ja nie...
— Po prostu mów, dziecko.
— Chciałem... dowiedzieć się czegoś o Renie, może o... o panie Shigeru, bo...
— Tak myślałam, że to o to chodzi — mruknęła bardziej do siebie niż do niego, wzdychając cicho. — Chodź, ubierz się, porozmawiamy w ogrodzie.
Eijiro zgodził się wciąż nieco zażenowany. To w ogóle nie wyszło tak, jak chciał, żeby wyszło. A mówili, nie wtrącaj się w nieswoje sprawy...
— Shigeru wywiera na Renie sporą presję. Za bardzo chce go upodobnić do Katsukiego — zaczęła pani Otake, gdy usiedli na ławce w głębszej części ogrodu wśród białego puchu zebranego na trawniku śniegu i równo przystrzyżonych drzew. — Zawsze taki był, a kiedy poszli z Mitsuki do liceum, jeszcze mu się pogorszyło. Złe towarzystwo — mruknęła, zaraz dodając ostrzegającym tonem: — Ty też powinieneś dobierać je sobie ostrożniej. To dziwna rodzina. Niewielu jest w stanie długo wytrzymać.
— Dziękuję, radzę sobie — powiedział spokojnie Eijiro, zastanawiając się, czy ostatnia wstawka nie była czasem przytykiem do jego wczorajszej spektakularnej ucieczki z kolacji. Cipa nie facet, tak...
Nie, nie może tak myśleć. Katsuki nie po to mówił te wszystkie rzeczy, żeby teraz Shigeru Koyama i jego głupia nienawiść znów wszystko popsuły.
— Powinieneś. Shigeru może sobie gadać co chce, liczy się to, jakim jesteś człowiekiem, a nie to, czy wolisz mężczyzn od kobiet — powiedziała stanowczo pani Otake, patrząc na niego z wyraźnym upomnieniem w spojrzeniu, co utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że naprawdę mówiła o minionym wieczorze. Jej słowa były miłe, jasne, ale wciąż nie potrafiły go do końca przekonać...
— Dziękuję — wyszeptał cicho, wbijając wzrok w swoje przesuszone, zaczerwienione od mrozu dłonie. Zdrętwiały, a choć to uczucie było podobne do jego Utwardzenia, nie lubił go. Podobnie się czuł, gdy się bał. Tak samo było w gimnazjum, gdy to Ashido musiała bronić swoje koleżanki przed złoczyńcą, a on tylko patrzył. Tak samo było teraz, gdy Katsuki musiał za niego walczyć.
Czy czerwony przestawał być jego kolorem...?
— Chcę pomóc — powiedział stanowczo, zaciskając mocno dłonie w pięści i odwracając się, by móc spojrzeć staruszce prosto w oczy. Poczuł plamkę wilgoci na policzku i już wiedział, że zaczyna padać śnieg. Na śnieżnobiałych włosach kobiety osiadło kilka płatków, gdy patrzyła na niego z pytaniem w oczach. — Ren potrzebuje pomocy, prawda? Nie radzi sobie. Pani o tym wie.
Przez moment milczała, a choć nie odwracała wzroku, wiedział, że miała ochotę to zrobić. Wąskie, nieco sine od mrozu usta zacisnęła w cienką linię. Odetchnęła głęboko.
— Chizuru umiera. To żadna tajemnica, dlatego ci to mówię.
Eijiro wiedział. Wiedział, bo widział spojrzenie Rena poprzedniego dnia i wiedział, bo teraz mógł dostrzec wyraźny ból w oczach przyjaciółki pani Chizuru, z którą przez tyle lat pewnie przeżyły tak wiele. Widział, że ta nie chciała więcej mówić, ale i tak kontynuowała, może dlatego, że zarówno ona, jak i każda osoba w tym pieprzonym wielkim, pustym domu, czuła się przeraźliwie samotna.
— I Ren faktycznie sobie z tym nie radzi. To go przytłacza, a Shigeru tylko wszystko pogarsza. Rio zresztą wcale nie jest lepsza — wycedziła pani Otake z gniewem w spojrzeniu i głosie, zaraz jednak złagodniała. — To dobry chłopak. Jeśli chcesz pomóc, porozmawiaj z nim, proszę. Próbuj do skutku. Potrzebuje tego. Tylko osoba trzecia może tu cokolwiek zdziałać. My już dawno zawiedliśmy jego zaufanie.
Eijiro patrzył, jak wzdycha cicho, wstając powoli z ławki. Odtrąciła jego rękę, gdy próbował jej pomóc, wyprostowała się.
— Jesteś dobrym dzieckiem. Postarasz się — wyszeptała, a gdy śnieg wirował wokół niej, tak doskonale kontrastując z barwą jej mądrych oczu, Eijiro nie mógł oderwać od niej wzroku.
— Tak.
Pomoże. Udowodni, że czerwony to jego kolor, a ludzie pokroju Shigeru Koyamy nie wygrywają. Będzie bohaterem dla Rena, który potrzebował wsparcia. Da mu je, a wtedy wreszcie stanie się takim, jakim widzi go Katsuki, i zrobi to też dla niego.
Bo nazywa się Red Riot, niezniszczalny bohater.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro