20 ❄ rodzina Koyama
Gdy Kirishima dowiedział się, że będzie miał własny pokój, nieco mu ulżyło. Uwielbiał spędzać czas z Bakugo, ale chyba każdy czasem po prostu ma dość wrażeń i chce pobyć sam...
Pomieszczenie było duże i urządzone dość minimalistycznie, a Eijiro, który był przyzwyczajony do mnóstwa szczegółów w wystroju wnętrz, nie mógł nie poczuć się nieco nieswojo w tej pustce. Po chwili wahania zamiast pod ścianą, postawił walizkę na środku pokoju, żeby choć ona zakłóciła męczacą harmonię pokoju. Na futon rzucił czerwony ręcznik, który wyjął z bagażu. Bałagan. Od razu lepiej.
W łazience przemył twarz wodą, stwierdzając, że właściwie jest gotowy na kolację, dlatego też wyszedł z pokoju, czekając chwilę na korytarzu, nim zza drzwi obok jego wyszedł Katsuki.
— Ty i twój wujek jesteście jak dwie krople wody — zagaił Kirishima, gdy ramię w ramię ruszyli do jadalni, gdzie pewnie już czekała reszta rodziny. Może nawet tajemniczy kuzyn Ren?
— Nie porównuj mnie do tego buca — burknął Katsuki, wpychając ręce do kieszeni spodni, co jednak nie przekonało Kirishimy. Przecież pan Shigeru był taki męski.
— Wydaje się nie być specjalnie zły...
— Nie znasz go.
Przez kilka następnych sekund szli w ciszy, przemierzając kolejny korytarz, gdy...
— Katsuki?
Kirishima spojrzał w stronę, z której dobiegał głos, a wtedy w drzwiach jednej z sypialni zobaczył nieco młodszego od nich chłopaka. Był wysportowany i dość wysoki. Miał kręcone blond włosy, bladą, ale zdrowa cerę i czarne oczy, które teraz mierzyły ich wzrokiem z pewną powściągliwością, może niechęcią. Ręce trzymał w kieszeniach spodni i garbił się nieco, jakby całą swoją postawą chciał ich od siebie odsunąć.
— Kto jest z tobą?
A więc to był Ren Koyama, kuzyn Katsukiego.
— Kirishima Eijiro, miło cię poznać — przedstawił się chłopak, wyciągając przed siebie rękę, którą po chwili, z widocznym ociąganiem, Ren uścisnął.
— Mi też... miło.
— Idziecie czy zamierzacie tam tak stać?! O, Ren, urosłeś znowu, niedługo przerośniesz Katsukiego! — zawołała pani Mitsuki, wychylając się zza drzwi jadalni i machając do chłopców.
— Jeszcze tylko trzy centymetry! — parsknął Ren, całkiem zmieniając swoją postawę, a sposób, w jaki się uśmiechnął, w ogóle się Kirishimie nie spodobał. Był butny, typowo pyszałkowaty. Aż tak był z tego dumny?
Katsuki wywrócił oczami, wyraźnie podzielając zdanie przyjaciela. Może i nie wyolbrzymiał swojej relacji o członkach rodziny...
Gdy wspólnie weszli do środka, wszyscy oczywiście już czekali. Z jedzeniem weszła gosposia (Kirishima z trudem powstrzymał chęć do otworzenia szerzej oczu, gdy ją zobaczył. No tak, tego też powinien się był spodziewać... A jeśli Ren mieszka na co dzień w takich warunkach, nic dziwnego, że zdaje się być, hm... nieco zarozumiały).
Początkowo wszystko przebiegało w ciszy. Ren siedział przy swoich rodzicach (miał wiele cech po ojcu, ale kręcone włosy i ciemne oczy wyraźnie odziedziczył po pani Rio), a Katsuki i Kirishima przy państwie Bakugo. Gdy tylko jednak gosposia odeszła, żeby przynieść następne danie, odezwał się pan Shigeru:
— Jak to się stało, że przywieźliście kogoś ze sobą? — Wlepił swoje przenikliwe spojrzenie prosto w Kirishimę, który znów poczuł, że robi mu się gorąco. To tak idotyczne...
Zajęty, cóż... przemyśleniami, nie zauważył zmiany, która zaszła w obliczach zarówno pana, jak i pani Bakugo oraz ich syna. Wszyscy nagle bardzo spoważnieli, gotowi na to jedno, fałszywe wyznanie:
— Eijiro jest chłopakiem Katsukiego — powiedziała spokojnie pani Mitsuki, a przy stole zapadła cisza. Kirishima czuł na sobie spojrzenia trzech par oczu. Pani babci, pana Shigeru i Rena, który bardziej niż zszokowany zdawał się być zaciekawiony.
— Jesteś pedałem? — wycedził pan Shigeru z... z czystą nienawiścią w głosie, a takiego jadu skierowanego pośrednio w jego stronę, Kirishima jeszcze nigdy nie słyszał. Dlaczego? Przecież nic o nim nie wiedział... — To z ciebie wyrosło. Nie wierzę...
— Shigeru, nie zwracaj się tak do mojego syna — warknęła pani Mitsuki, a sam Katsuki już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Uciszyła go dłonią, o dziwo usłuchał. — Jego orientacja nic nie zmienia.
Nikt nie zaprotestował, ale Kirishima czuł, że atmosfera była inna. Ciężka, dużo cięższa. Miał wrażenie, że ta rozmowa jeszcze się nie skończyła, ba, być może wielokrotnie do niej wrócą podczas pobytu tutaj.
Jego podziw wobec pana Shigeru nieco przygasł, gdy do końca milczącej kolacji czuł na sobie jego nienawistne spojrzenie. Więc to to jest homofobia...
❄
— Zamierzacie się tu pieprzyć?
Kirishima i Bakugo wytrzeszczyli oczy, gdy pół godziny później stali przed drzwiami do sypialni Rena, a ten mierzył ich pogardliwym spojrzeniem.
— Te ściany są cienkie. Spróbujcie być obrzydliwi i wylecicie na zbity pysk. Dziwię się, że babcia jeszcze was nie wyrzuciła — prychnął, po czym zatrzasnął za sobą drzwi.
Chłopcy przez chwilę stali w ciszy.
— Widzisz? Mały dupek — mruknął cicho Bakugo, a gdy ruszył w stronę swojej sypialni, był nieco bardziej zgarbiony niż zwykle.
To wszystko wina Kirishimy... Przez niego cała rodzina tak się zachowuje, to okropne...
— Hej! Jeszcze możemy to odkręcić. Mogę powiedzieć, że to tylko żart albo... albo przyznać się... — Teraz przecież go nie wyrzucą, nawet jeśli wyjdzie na kłamliwego bachora... prawda?
— Nie.
— Wiem, że chcesz ich wkurzyć, ale to chyba lekka przesada, Bakugo. Trudno będzie to później...
— Nie, Kirishima!
— Ale dlaczego?
Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwi, gdy Katsuki zniknął w swoim pokoju, widocznie nie mając ochoty na wyjaśnienie mu jego pobudek.
— Dobranoc...
❄
Śniadanie wcale nie było lepsze niż kolacja. Ba, było gorsze, bo Katsuki z sobie tylko wiadomego powodu przestał się do Kirishimy odzywać. Więc co, on sam i cały dom przeciwko niemu? Pani Mitsuki na pewno by się przeraziła, gdyby usłyszała, że się do siebie nie odzywają, a pan Masaru mimo wszystko nie wydawał się być jakimś wielkim specem od spraw miłosnych...
— Ren, Katsuki, może pójdziecie z Kirishimą do lasu? Wiecie, pokazać mu swoje sekretne miejsca — odezwała się nagle pani Rio, mrugając do chłopców, jakby byli małymi dziećmi, a nie całkiem wyrośniętymi nastolatkami. Zdawała się nie dostrzegać, jak złym pomysłem musiało być wysłanie tej trójki samych, ignorując również niedowierzające i oburzone spojrzenia Rena i Katsukiego. Chyba faktycznie za sobą nie przepadali...
Ostatecznie jednak uzyskała poparcie pani Mitsuki i, o dziwo, babci, która przenikliwym spojrzeniem mierzyła każdego z nich, podobnie jak pan Shigeru, tyle że on patrzył tak tylko na Kirishimę, w dodatku jawnie okazując tym swoją wrogość. W sumie chyba wyrwanie się z tego domu nie było takim złym pomysłem...
— Ojciec powiedział, że babcia może cię wydziedziczyć z rodziny — powiedział Ren, gdy pół godziny później szli wydeptaną ścieżką między wysokimi drzewami, prowadzeni przez widocznie wściekłego Katsukiego.
— I bardzo, kurwa, dobrze.
— Nie dostaniesz nic w spadku — rzucił niby mimochodem Ren, poprawiając swoje loki, żeby tylko nie musieć patrzeć na kuzyna, który na tę uwagę, o dziwo, tylko parsknął śmiechem.
— Gówno mnie obchodzi jej pieprzony spadek.
— Żartujesz? Ojciec potrafi mówić tylko o tym. Twierdzi, że skoro został z babcią, podczas gdy ciocia wyjechała do Tokio, dostanie większą część.
— Czyli liczy dni aż stara wykorkuje — warknął Katsuki, a Ren chyba nie znalazł żadnego usprawiedliwienia, bo najpierw mruknął cicho: ,,tak", a potem przez chwilę szedł za nimi bez słowa.
Kirishima wiedział, że naprawdę nie powinien być świadkiem tej rozmowy. Nagle zrobiło mu się strasznie żal babci Katsukiego. Jej własny syn dbał tylko o jej majątek...
Wbił wzrok w błękitne niebo nad nimi. Oby nie padało... A może tak byłoby lepiej? Jeśli dzień miał mu minąć przy takich rozmowach...
— Wiem, czemu cię to nie obchodzi — odezwał się po chwili Ren, a Kirishima zerknął na niego ciekawie. — Liczysz na to, że jak zostaniesz bohaterem, to będziesz nie wiadomo jak kasiasty, co? To dlatego, prawda? Babcia na ciebie też nie może liczyć. — Z niewiadomych powodów na końcu ostatniego zdania głos nieco mu się załamał i musiał odchrząknąć.
Katsuki nie odpowiedział. Wbijał wzrok prosto przed siebie, nie patrząc nawet pod nogi. Chyba doskonale znał drogę, więc może faktycznie razem z Renem mieli tu jakieś swoje sekretne miejsce? Może to oni wydeptali ścieżkę?
Może w dzieciństwie byli blisko?
— Więc jednak... wiedziałem — szepnął po chwili Ren, opuszczając wzrok na swoje buty, które zdaniem Kirishimy były zbyt ładne jak na zwykłą wyprawę do lasu, gdzie przecież mogło być niemało błota. — Ja... Ja też będę aplikował do UA, wiesz?
Ta wiadomość wreszcie poruszyła Katsukiego, który stanął jak wryty, patrząc na niego z niedowierzaniem.
— Co?
— W UA jest świetnie, na pewno ci się spodoba — mruknął Kirishima, chcąc w ten sposób przerwać napięcie między kuzynami, którzy mierzyli się ostrymi spojrzeniami.
— Twoje Quirk nie nadaje się do walki z przestępcami — warknął Katsuki, a Ren odwrócił wzrok. Gdy się odezwał, brzmiał tak, jakby powtarzał wyuczoną formułkę:
— Może i nie, ale nadaje się do ratowania ludzi. I jestem dobry w walce wręcz. Trochę się podszkolę i będę lepszy od ciebie.
— Chciałbyś! — prychnął wściekłe Katsuki, podchodząc bliżej niego. Ren cofnął się o krok, zaraz widocznie żałując tego odruchu. — Idziesz tam tylko dlatego, że ja tam jestem, co?! Cały czas tylko kurwa mnie papugujesz! Odwal się!
— Przynajmniej nie jestem gejem — wymamrotał Ren, a Kirishima uniósł brwi. Co z tym chłopakiem było nie tak? Najpierw zachowywał się jak napuszony dupek, a zaraz po tym po prostu wzbudzał współczucie. Jak go rozgryźć?
— Spierdalaj! Nie pokazuj mi się na oczy, wynocha! Kirishima, idziemy! — krzyknął rozsierdzony Katsuki, ostatecznie obracając się na pięcie, a Eijiro niepewnie ruszył za nim.
Ren nie poszedł za nimi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro