2 ❄ najczarniejszy scenariusz
— Kirishima? Co ty tu...? — Bakugo widocznie był zbyt zaskoczony, by wrzasnąć, co wykorzystała jego matka, wciskając mu w ramiona pościel dla Eijiro.
— Postarajcie się za bardzo nie hałasować w nocy — parsknęła, puszczając im perskie oko, po czym odwróciła się z wdziękiem i chwilę później była już na dole, najwyraźniej postanawiając zostawić chłopców samych sobie. Kirishima ucieszył się z tego, bo jej obecność wcale nie ułatwiłaby mu tego, co zamierzał teraz zrobić.
— Okej, co do kurwy się dzie... — zaczął Bakugo ale i tym razem nie dane było mu skończyć, bo został brutalnie wepchnięty do swojego własnego pokoju, usadzony na rozkopanej pościeli łóżka i zmuszony do obserwowania, jak Kirishima zamyka za nimi drzwi i przykłada do nich ucho, by upewnić się, że pani Mitsuki cichaczem nie wejdzie po schodach i nie zacznie podsłuchiwać pod drzwiami.
W końcu z yaoistkami nigdy nic nie wiadomo.
— KIRISHIMA! — I dopiero ten krzyk zmusił Eijiro do odsunięcia się od drzwi i spojrzenia na swojego najlepszego przyjaciela, a potem na jego pościel, a potem na ścianę, a potem na szafę w rogu, biurko obok niej i półki, i...
— O mój Boże, jesteś gorszym nerdem od Midoriyi.
All Might. Wszędzie. Pieprzony. All Might.
— ZABIJĘ CIĘ — wrzasnął Bakugo, a posłana w sufit eksplozją pościel (całkiem biała, bez żadnych wzorów, więc nic dziwnego, że Eijiro nie spodziewał się takiego widoku...) rozpostarła się w powietrzu jak spadochron i po chwili opadła na szafkę nocną, strącając z niej jedną z figurek akcji, którą jej właściciel złapał w locie, przez chwilę widocznie przerażony, że się stłukła albo stało się z nią coś równie złego.
Kirishima wiedział, że popełnił głupstwo nawet większe od podania się za chłopaka Bakugo... no, może nie aż takie, ale bardzo duże. Wiedział, więc natychmiast utwardził skórę twarzy i rąk, mając nadzieję, że nie będzie musiał robić tego samego z nogami. Oczywiście się przeliczył, gdy w jego stronę zostały posłane kolejne eksplozje (figurka stała już bezpieczna na szafce), a wraz z nimi wiązanka przekleństw.
— No dobra, dobra, bije cię na głowę. Ma więcej plakatów. Zadowolony? — Bakugo chyba wcale nie był zadowolony, ale dobrze wiedział, że jeśli nie chce dawać Kirishimie kolejnego powodu do śmiechu, nie powinien komentować. Warknął więc tylko:
— Co ty, do kurwy, tu robisz?!
— Mieszkam. — Na żarty mu się zebrało. Ale tak, mieszkał, a jeśli chciał jeszcze chwilę pożyć, najlepiej było dozować informacje powoli i po trochu, tak żeby Bakugo był choć trochę spokojniejszy, nim Kirishima będzie zmuszony dojść do punety swojej opowieści.
— Ha?! — Wraz z okrzykiem pojawiły się kolejne eksplozje, które oczywiście nic nie wskórały. Czasem jednak warto mieć takie proste i skuteczne Quirk.
— Może lepiej sobie usiądź. — Propozycja absurdalna, ale Kirishima wręcz na siłę starał się pokazać, jak to bardzo jest wyluzowany i wcale a wcale nie ma do przekazania... specyficznych wieści.
— Jeśli zaraz nie powiesz, wylatujesz za drzwi!
— Okej, okej, żartowałem! Spoko, stary... — Ostatni głęboki wdech, ukradkowe otarcie potu z czoła i prawda! Prosto z mostu, po męsku! — Twoja mama zgodziła się, żebym mieszkał u was przez ferie! A przynajmniej część, jeszcze się zobaczy.
Bakugo nie odpowiadał i przez moment Kirishima pomyślał, że być może szykuje się naprawdę potężna fala wybuchów... Ale nie. Tylko tak stał z oczami szeroko otwartymi i, być może... lekkim rumieńcem na policzkach?
Nie, przewidziało mu się.
— Zgłupiałeś?! Domu własnego nie masz?! — wybuchnął po chwili Bakugo, na szczęście nie dosłownie, a Kirishima podrapał się po karku z zakłopotaniem.
— W pewnym sensie. — I opowiedział przyjacielowi długą historię o zgubieniu klucza, chwilowym załamaniu, obawie przed życiem bezdomnego i, na końcu, rozmowie z jego matką, przy czym póki co omijał wszystkie szczegóły dotyczące tego, w jaki sposób ją przekonał.
Bakugo milczał, widocznie zły, ale nie za bardzo. Tak zwyczajnie zły, z czego Kirishima się cieszył, bo wolał utrzymać go w... prawie dobrym nastroju, nim przejdzie do zdecydowanie gorszej części całej historii.
— Dlaczego nie polazłeś do innych debili? — zapytał nagle lub też warknął pytająco, ale kto by zwracał na to uwagę? Na pewno nie Kirishima, który zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę, że faktycznie tego akurat nie wytłumaczył.
— No... Ashido jest u babci, Kaminari za granicą, a Sero mieszka za daleko... więc padło na ciebie. Sorry, stary.
Bakugo burknął pod nosem, coś, co brzmiało jak: ,,Więc nie jestem pierwszym wyborem, co?" i co Kirishima postanowił taktownie zignorować.
— Zajebiście. Więc po cholerę matka dała mi twoją pościel, skoro oczywiście będziesz spał w salonie? — Złe spojrzenie. Och, zdecydowanie źle wróżące.
— Bakugo...
— Chyba, kurwa, nie wyobrażasz sobie, że będę z tobą spał w jednym łóżku?!
— No jasne, że nie! No homo, nic w tym stylu — parsknął Kirishima, choć wcale nie było mu do śmiechu, a Bakugo z sekundy na sekundy stawał się coraz bardziej podejrzliwy i zły w ten zły sposób.
— Zamknij się wreszcie i gadaj!
— Ee... tak. — Postanowił dla własnego dobra zignorować tę sprzeczność i powiedział: — Więc, jakby... powiedziałem twojej mamie, że jestem twoim chłopakiem, więc jest święcie przekonana, że jesteśmy razem i, no... jesteś gejem. I powinniśmy spać razem. Sorry, bro, chyba jest yaoistką. — Nie chyba, tylko na pewno, ale o tym Bakugo przekona się sam.
— Co ty, do kurwy, zrobiłeś? — Ten spokojny ton przerażał i Kirishima wewnętrznie szykował się na najczarniejszy scenariusz, w którym Bakugo z satysfakcją i miną demona pożerał jego zwęglone zwłoki... Ale, o ironio, uratowała go jego równie demoniczna, tyle że znacznie milsza matka, głośno wołając ich na kolację i grożąc śmiercią głodową, jeśli nie zejdą błyskawicznie. Pan Masaru musiał mieć chyba ciężkie życie.
— Bakugo, błagam, kryj mnie... — jęknął, składając dłonie jak do modlitwy i unosząc je nad głowę. Już czuł szorowanie tyłka po asfalcie, gdy zostanie bezceremonialnie wyrzucony na ulicę...
— Nie, kurwa mać, nie ma mo...!
— Mogę wejść? — To pan Bakugo pukał do drzwi niepewnie, a nie słysząc nic, nacisnął ostrożnie na klamkę i zajrzał do środka, nieco przestraszony zrozpaczoną miną Kirishimy i czerwoną ze złości twarzą swojego syna. — Ee... kolacja.
— Słyszeliśmy, baba ogłuchła do reszty i drze się na całe miasto! — warknął natychmiast Bakugo, wymijając ojca w drzwiach, przy czym Kirishima zauważył, że pięści zaciska bardzo mocno. Aż zbielały. To... chyba też nie wróży najlepiej.
— Uhm... Tak. Kolacja — podsumował jeszcze raz pan Bakugo i szybko zszedł na dół, a Kirishima, co robić, musiał pójść za nim. Teraz rozegra się jego być albo nie być.
Gdy znów znalazł się w salonie, zasiadł przy większym stole jadalnianym, który był na tyle duży, że spokojnie pomieściłby oprócz trzyosobowej rodziny jeszcze kilka ciotek i wujków. Kirishima wykorzystał to w sprytny sposób i usiadł kilka krzeseł dalej od Bakugo, a bliżej jego matki. Warto się ubezpieczyć, tak na wszelki wypadek.
— Więc, Katsuki? Kiedy zamierzałeś nam powiedzieć, że jesteś gejem? — zapytała pani Bakugo, przysuwając talerz z jedzeniem bliżej siebie, czym doprowadziła Kirishimę niemal do zawału. Teraz każdy jej gwałtowny ruch mógł być równoznaczny z wyrzuceniem za drzwi. Z yaoistkami nie ma żartów!
Powoli przeniósł wzrok na Bakugo, posyłając mu błagalne spojrzenie. Wciąż był wyraźnie wściekły, ale może... może choć ten jeden raz pomoże!...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro