19 ❄ badanie terenu
Gdy pani Mitsuki wyszła z kuchni, zostawiając chłopców samych, Kirishima ukradkiem zerknął w stronę Bakugo. Siedział dwa krzesła dalej od niego, na co pozwalał mu przecież dość spory stół, a nos utkwiony miał w telefonie, mimo że matka przed wyjściem kazała mu go odłożyć. Eijiro natomiast postanowił odstawić na moment swoje tamagoyaki, a potem sprawnie przesiąść się tuż obok przyjaciela, który spojrzał na niego spode łba.
— Co robisz?
— Jaka jest twoja rodzina? — wypalił od razu Kirishima, a widząc niepewne spojrzenie blondyna, od razu wyjaśnił: — W sensie, jak powinienem się zachowywać?
— Normalnie — burknął natychmiast po tym Bakugo, marszcząc brwi.
— Ale...
— Jezu, no dobra, cicho siedź — odpuścił, odkładając telefon obok talerza, a Kirishima kątem oka zobaczył dymki jakiegoś chatu. Bakugo z kimś pisał? Tego się nie spodziewał. — Będzie dinozaurzyca... babcia — wyjaśnił pełnym politowania na pytającą minę przyjaciela głosem. — Brat mojej matki, jego żona i mój zasrany kuzyn — dodał, a Kirishima uśmiechnął się pod nosem. No tak, typowe.
— Ktoś jeszcze?
— Nie. Ale jeśli będziemy mieć szczęście, może kogoś nie będzie — mruknął pod nosem Bakugo, marszcząc brwi. — W każdym razie dinozaurzyca to stara zrzęda, ale momentami nie jest najgorsza. Nie gada całkiem od rzeczy. — Szanuje ją, zrozumiał w mig Kirishima, uśmiechając się lekko. — Ciotka to chodzące dziwadło, ale ze wszystkich chyba najbardziej podobne do ciebie, więc raczej się polubicie. Kuzyna najlepiej ignoruj, bo to mały dup...
— Ile ma lat? — zapytał natychmiast Kirishima, wchodząc mu w słowo, za co został obdarzony spojrzeniem spode łba.
— Nie wiem, ze czternaście? Szczyl.
— Tylko dwa lata młodszy od nas.
— Ode mnie dwa i pół — zauważył Bakugo ze złośliwym uśmieszkiem, na co Kirishima wywrócił oczami.
— Cicho. A twój wujek?
Bakugo na chwilę faktycznie zamilkł, bawiąc się czarnym etui na telefon. Raz czy dwa bezwiednie zapalił ekran, tylko po to, żeby zaraz go zagasić. Może czekał na jakąś wiadomość?
— Nienawidzi mnie. Z wzajemnością — podkreślił w końcu, z powrotem przenosząc wzrok na Kirishimę, który zmarszczył brwi w skupieniu. — Jest jeszcze gorszy niż szczyl, ale, kurwa, nie dziwię się, niedaleko pada jabłko od pierdolonej jabłoni — powiedział ze złością, a po chwili, nieco ciszej, dodał: — No i to homofob.
Och.
— Możemy zawsze powiedzieć twoim rodzicom, że nie chcemy na razie mówić reszcie twojej rodziny o tym, że jesteśmy razem — zaproponował po chwili Kirishima, ważąc każde słowo. Tak, to mogło się udać. To chyba zrozumiałe, gdyby ten cały związek był dla nich świeżą sprawą...
— Nie.
Bakugo nie patrzył na niego. Wzrok trzymał utkwiony w talerzu z tamagoyaki, brwi zmarszczone. Jego ton był stanowczy, ale spojrzenie jakby niepewnie. Kirishima sam nieco się skrzywił.
— Czemu nie? W ten sposób raczej nie będziemy musieli słuchać żadnych komentarzy, no i udawać...
— Po prostu nie. Chcę... zrobić mu na złość — mruknął, odwracając wzrok, a Kirishima odniósł nieodparte wrażenie, że kłamał. Tylko po co? Może to tylko przewrażliwienie?
Nie ciągnęli dłużej tematu, a gdy wróciła do nich pani Mitsuki, oznajmiła głośno, że przez resztę dnia mają pozostać w domu, bo Katsuki musi się spakować. Kirishima dowiedział się też, że po czterech dniach u rodziny Bakugo pojadą w góry Tsukuba, skąd zabiorą go jego rodzice. Więc żegnał się z tą sypialnią... ciekawe, czy na zawsze? Może jeszcze zostanie tu zaproszony?
— Jaki badziew, na cholerę mi tyle ciuchów? — warczał pod nosem Bakugo, przekopując się przez swoją szafę i narzekając na rodziców-projektantów, podczas gdy Kirishima pisał z Ashido, oczywiście zgrabnie pomijając fakt, że jest teraz razem z przyjacielem i będzie jeszcze przez najbliższe sześć dni. Miał dość yaoistek na całe ferie i dłużej.
❄
— To w prefekturze Ibaraki, niedaleko Sakuragawy — wyjaśniała pani Mitsuki, gdy wieczorem jechali samochodem, Kirishima i Bakugo ściśnięci na tylnym siedzeniu, bo w bagażniku zabrakło miejsca i niektóre walizki musiały zostać upchnięte obok nich. Na szczęście do domu rodziny Koyama były tylko niecałe dwie godziny drogi, a z słuchawkami w uszach Eijiro mógł się skupić na widokach zamiast na dość niewygodnej pozycji.
W miarę jak zbliżali się do punktu docelowego, za oknem coraz rzadziej pojawiały się budynki. Więc posiadłość otaczał las? Ciekawe, jak duży. Może będą mogli razem z Bakugo trenować w nim poruszanie się w różnych terenach? To mógłby się przydać w ich przyszłych karierach! Kirishima już odwrócił się, żeby powiedzieć o tym Bakugo, gdy zauważył, że ten zasnął z głową pochyloną do przodu. To chyba nie mogła być zbyt wygodna pozycja, więc Eijiro, jak to zrobiłby każdy dobry przyjaciel na jego miejscu, delikatnie złapał chłopaka za podbródek i odchylił go nieco do tyłu, pomagając mu się lepiej ułożyć.
Katsuki wyglądał tak spokojnie, gdy spał. Ładnie.
— Nigdy nie wiem, gdzie wjechać — mruknął pan Masaru, gdy kilkanaście minut później, już po zachodzie słońca, powoli toczyli się wysypaną żwirem dróżką, która prowadziła na podjazd. Gdy stanęli, a rodzice Katsukiego wyszli z samochodu, Kirishima pomyślał, że dobrze by było przyjaciela obudzić.
— Spierdalaj.
— Nawet jeszcze nie zacząłem...
Katsuki otworzył jedno oko, obrzucając Kirishimę groźnym spojrzeniem.
— Chciałeś.
No tak, zło nigdy nie śpi.
— Dojechaliśmy. Musisz mnie bronić przed strasznym kuzynem — zażartował Kirishima, a gdy Bakugo spojrzał na niego z politowaniem, roześmiał się cicho.
Gdy wyszli z auta i pomogli wyjąć z niego wszystkie walizki, ich oczom wreszcie ukazała się piękna, duża posiadłość w tradycyjnym stylu, w której mieli mieszkać przez następne cztery dni.
Kirishimę przerażało to bogactwo.
— Aż się przypominają dawne lata — stwierdziła pani Mitsuki, rozglądając się po zadbanym ogrodzie. Może mieli ogrodnika? Nie żeby specjalnie to Kirishimę dziwiło.
— Mitsuki? Przyjechałaś! — zawołał ktoś nagle, a w chwilę później przez drzwi frontowe wybiegła wysoka, bosa kobieta o smukłej sylwetce, delikatnych rysach twarzy i długich czarnych włosach, ubrana jedynie w jedwabny szlafrok wyszywany kwiatowym haftem.
To chyba nie mogła być babcia...
— Masaru, Katsuki, jak dobrze was widzieć! Wchodźcie, wchodźcie, wszyscy już czekają z kolacją! — szczebiotała, po kolei zamykając w uścisku każdego, nawet Katsukiego (który wyrwał się po zaledwie sekundzie) i Kirishimę, z którego istnienia chyba dopiero wtedy zdała sobie sprawę. — O, ty to kto?
— Kirishima Eijiro, jestem...
— Jest moim chłopakiem — wszedł mu w słowo Katsuki, a Kirishima zamrugał parę razy, czując, jak gorąc uderza w jego policzki. Dlaczego w ogóle musiał przypomnieć sobie, że to wszystko tylko udawanie?
— Jesteś gejem? — zdziwiła się kobieta, marszcząc lekko brwi. Jej entuzjazm nieco osłabł.
— Jest — odpowiedział za niego pan Masaru. Kirishima z przerażeniem usłyszał w jego tonie chłód.
— W porządku — stwierdziła w końcu kobieta, uśmiechając się lekko. — Miło cię poznać, Kirishima. Jestem Rio Koyama, ciocia Katsukiego — przedstawiła się, po czym znów uśmiechnęła i odwróciła, po chwili znikając we wnętrzu domu.
— Mówiłem, że nawiedzona? — prychnął Katsuki, gdy wchodzili za nią do środka, a Kirishima musiał przyznać mu rację. Coraz bardziej obawiał się spotkania z resztą rodziny.
Wnętrze okazało się być urządzone w tym samym tradycyjnym stylu, na jaki wskazywała sama budowa domu. Było eleganckie, dostojne i z charakterem, a Kirishima miał wrażenie, że niełatwo mu się będzie do niego przyzwyczaić po tygodniu w otoczeniu plakatów All Mighta.
— Chyba nie powinniśmy kazać im zbyt długo czekać. Zostawcie walizki na korytarzu — poleciła pani Mitsuki, po czym sprężystym krokiem ruszyła przed siebie, pewnie mijając kilka zakrętów, nim zatrzymała się przed dużymi drzwiami. Gdy je pchnęła, okazało się, że prowadzą do obszernego salonu z długim, niskim stołem.
Na samym końcu, jako głowa rodziny, zasiadała dumnie wyprostowana staruszka. Mimo wieku nie wydawała się mieć wielu zmarszczek, siwe włosy spięła w schludny kok. Na sobie miała czarną yukatę, a oczy mrużyła w małe szparki, jakby potrzebowała okularów. Po jej lewej stronie przycupnęła pani Rio, a prawej mężczyzna, który...
Wow.
Więc to tak będzie wyglądał Katsuki, gdy dorośnie. Wysportowany, z mięśniami zarysowanymi pod koszulą, lekkim zarostem, surowym wyrazem twarzy i tymi czerwonymi oczami, które mogły przewiercić spojrzeniem na wylot, tak ostre, tak męskie...
Kirishima poczuł, że jego twarz oblewa się rumieńcem, a ręce drżą, wepchnął je więc do kieszeni. Czuł się przed tym mężczyzną tak strasznie głupio, Boże, a teraz jeszcze na niego patrzył, to...
TO WUJEK KATSUKIEGO, NA LITOŚĆ BOSKĄ, EIJIRO, USPOKÓJ SIĘ, nakazał sobie w myślach, przełykając ślinę. Przecież to jego żona była bez wątpienia chodzącą pięknością, raczej na niej powinno się skupiać wzrok, dlaczego...? Och, no i jeszcze ten kark, jabłko Adama...
— To jest ten chłopak, o którym mi mówiłaś? — zapytała w końcu staruszka, patrząc na panią Mitsuki, która skinęła głową. — Denerwuje się.
— Jak tak na niego patrzycie, to wcale mu się nie dziwię — prychnęła kobieta, zaraz potem jednak podchodząc bliżej z cieniem uśmiechu na twarzy. — Shigeru, Ren siedzi w swoim pokoju?
— Uczy się — powiedział Shigeru Koyama, a Kirishimę przeszedł dreszcz. Taki niski głos. Taki męski. — Mieliście przyjechać dwie godziny temu.
— Korki — skłamała pani Mitsuki. Dwie godziny temu dopiero wyjeżdżali, bo wcześniej musiała jeszcze koniecznie dokończyć odcinek akurat oglądanego serialu, podczas gdy jej mąż z pomocą Eijiro i Katsukiego załadowywał walizki do bagażnika.
— Przygotujcie się do kolacji, wtedy porozmawiamy — stwierdziła pani, ee... babcia, a Kirishima zanotował w głowie, że powinien wywrzeć na niej lepsze wrażenie. To przez to chwilowe, hm... onieśmielenie aparycją pana Shigeru. Zresztą co się przejmować, każdy by się tak... zawiesił na jego miejscu.
Prawda...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro