18 ❄ saluti dalla soleggiata Italia
Kirishima wiedział, że oglądanie horrorów po zmroku to skandalicznie głupi pomysł, ale nie przewidział, że gdy to zaproponuje, znudzony Bakugo faktycznie się zgodzi. Tak więc siedząc przed laptopem na łóżku, obaj zajadali się ostrymi chipsami (za którymi Eijiro nie przepadał, ale wolał je niż nic), chojracząc na całego, gdy postacie na ekranie raz po raz ginęły drastyczną śmiercią.
— To ketchup. Na bank ketchup — mówił Kirishima, akurat zaciekle broniąc swojej racji, gdy spierali się o to, z czego została zrobiona dramatycznie nierealistyczna krew na ekranie. Zbyt jasna, zbyt rzadka...
— Farba.
— Stary, farbuję włosy co miesiąc, nie próbuj się ze mną kłócić, jak wygląda farba.
— Kurwa mać, przecież to mogą być pierdolone akwarele albo...
— Niee, akwarele na pewno nie. — Kirishima parsknął śmiechem, a Bakugo zmarszczył brwi, nachylając się bliżej ekranu.
— Zamknij się, nie jestem malarzem — burknął w końcu, fundując przyjacielowi kuksańca w bok. Był w całkiem dobrym humorze, zważywszy na to, że jeszcze kilka godzin wcześniej leżał na lodzie z kontuzją. Kirishima był z tego dumny. To w końcu dzięki niemu odpoczywanie nie było takie złe!
Dochodziła dziewiętnasta, gdy zadzwonił Kaminari, skutecznie odwracając ich uwagę od dziewczyny na ekranie, która goniła swojego przyjaciela z dziwacznie wyglądającą siekierą, podczas gdy chłopak bronił się jak mógł kijem bejsbolowym.
— Nie odbieraj, teraz będzie najlepsza masakra filmu — sarknął Bakugo, a Kirishima wiedział, że mówi tak tylko z czystej złośliwości, bo fabuła od dawna przestała go interesować. Kłótnia o farbę zamieniła się w kłótnię o najlepszy smak chipsów. Spór nie został rozstrzygnięty.
— Halo?
— Kirishima, Boże, jesteś tępy, nie odbiera...!
— OOOOO, BAKUGO, ZDĄŻYŁEM STĘSKNIĆ SIĘ ZA TWOIM SŁODKIM GŁOSIKIEM, JAK DOBRZE CIĘ SŁYSZEĆ — wrzasnął Kaminari, uśmiechając się szeroko, gdy obaj przyjaciele skrzywili się w tym samym momencie.
— Jeb się.
— Raczej nie skorzystam z propozycji! — Kaminari zaśmiał się, zaraz nieco cichnąc. Wnioskując po przewijającymi się za nim w tle drzewami, był w jakimś parku, może lesie. — Oho, ładna laska na horyzoncie — szepnął, uśmiechając się do kogoś szeroko. — Ciao, bella! — Przez chwilę nic nie mówił z błogim uśmiechem na ustach. — Puściła mi oczko!
— Gratulacje — mruknął Kirishima, wywracając oczami, na co Kaminari posłał mu rozbawione spojrzenie.
— Entuzjazm, hm? Właśnie, jak tam wasze — ściszył głos do teatralnego szeptu — tęczowe wakacje?
— Kaminari... — jęknął Kirishima, chowając twarz w dłoniach, podczas gdy blondyn znów roześmiał się głośno, najwyraźniej zachwycony ich nieszczęściem.
— Całowaliście się już?
— Pocałować to ty mnie możesz w dupę — warknął Bakugo, pokazując do kamery środkowy palec, na co Kaminari znów zareagował śmiechem, a teraz raczej rechotem, przez który nie zbliżyłaby się do niego nawet najbardziej naiwna dziewczyna.
— Nie, Kirishima będzie zazdrosny.
Kirishima schował twarz w dłoniach, wzdychając głośno. Po niemal roku w towarzystwie Sero, Kaminariego i Ashido naprawdę przyzwyczaił się do ich docinek, w końcu momentami sam nie był lepszy, ale teraz, z jakiegoś dziwnego powodu, w ogóle nie było mu do śmiechu.
— Nie martw się, stary, nikomu nie powiem. — Jego uśmiech mówił coś zupełnie innego. Bakugo znów pokazał mu środkowy palec. — A tak z innej beczki, co robicie na sylwestra? — rzucił po chwili ciszy, patrząc na nich pytająco.
Kirishima zmarszczył brwi, próbując naprowadzić swoje myśli na właściwy tor. Pani Mitsuki coś o tym wspominała...
— Jedziemy do mojej zasranej rodziny — powiedział beznamiętnym tonem Bakugo, a Kaminari skinął głową z mądrą miną.
— Rozumiem, Kirishima bada teren.
— KAMINARI, NA LITOŚĆ...!
— Haha, wiem, jestem cudowny. — Blondyn uśmiechnął się szeroko, po czym pomachał do kamery, zatrzymując się. — Dobra, krótko byłem, ale nie chcę wam w niczym przerywać, rozumiecie. — Jego wymowne spojrzenie naprawdę utwierdziło Kirishimę w przekonaniu, że gdy tylko zobaczy go na żywo, z pomocą Bakugo postara się dla niego o długą i bolesną śmierć. W horrorze, który oglądali, pomysłów nie brakowało. — Arrivederci, amici! Saluti dalla soleggiata Italia! — I rozłączył się, co Bakugo widocznie chciał zrobić pierwszy, bo fuknął wściekle.
— Zasrany dureń niech se w tych Włoszech zostanie, będzie mi kurwa po włosku pieprzył, co za debil... — wyrzucał z siebie raz za razem, a Kirishima, chcąc nie chcąc, porównał to do mamrotania Midoriyi. Jak dobrze, że tym razem trzymał język za zębami i niczego głupiego nie powiedział.
— Był w podejrzanie dobrym humorze. Niepokojące — przyznał Kirishima, a Bakugo prychnął głośno.
— Jak go tak te zasrane Włoszki kręcą to niech tam zostanie, nikt nie będzie za nim tęsknił.
— Myślisz, że o dziewczyny chodzi?
— Przecież to debil, o co innego?
Kirishima nie odpowiedział, bo znając Kaminariego, raczej nie był to zbawczy wpływ natury, ciepłego słoneczka, pięknych zabytków i widoków... A przecież docenianie przyrody jest takie męskie!
— Puszczamy dalej? — rzucił Bakugo, nachylając się w stronę laptopa, a Kirishima skinął głową. Gdy na ekranie ludzie znów zaczęli ucinać sobie głowy, on nie patrzył na film, a na swojego przyjaciela, który w jakimś dziwnym stopniu zdawał się być usatysfakcjonowany typowym dla tego gatunku rozwojem wydarzeń. Oczy mu błyszczały, gdy odbijały się w nich rozbłyski światła. Chyba był szczęśliwy.
Był szczęśliwy, bo mimo wszystko całkiem podobał mu się według Kirishimy odrobinę zbyt brutalny i nieprawdopodobny film? A może, podobnie jak sam Eijiro, cieszył się chwilą, możliwością bycia tu ze swoim przyjacielem, tak blisko siebie w cieple, mimo że na polu trwała zawierucha, o czym prognozy pogody trąbiły cały wieczór? Może to dlatego po krótkiej chwili zauważył spojrzenie Kirishimy, a potem je odwzajemnił, tak że obaj w nieco dziwaczny sposób wpatrywali się sobie nawzajem w oczy, co z jakiegoś dziwnego powodu nie było niezręczne?
Bakugo miał ładne oczy.
— Tobie też się to znudziło czy to tylko ja? — zapytał w końcu cicho Kirishima, a Bakugo zamrugał kilka razy, jakby wybudzał się z chwilowego letargu. Zaraz jednak uniósł brwi, uśmiechając się lekko.
— A chcesz już iść spać?
— Jezu, nie! Jest dziewiętnasta, Bakugo, dziewiętnasta, nawet jak na ciebie to za...
— Cicho, żartowałem, rany — przerwał mu blondyn, cicho śmiejąc się z jego reakcji. — Zresztą, masz odpowiedź. Oglądamy dalej.
— Naprawdę ci się to podoba?
— Sceny walki są zajebiste, nie narzekaj.
— Wcale nie są... — zaprotestował Kirishima, zaraz się uchylając, gdy Bakugo rzucił w niego poszewką od poduszki z nadrukowanym na niej All Mightem.
— NIE NARZEKAJ!
❄
Gdy Kirishima obudził się nad ranem, nie otwierając oczu, uśmiechnął się delikatnie. To, na czym spał, pachniało karmelkami i było bardzo ciepłe. Nieco twarde, owszem, a teraz jeszcze się poruszyło, lecz...
— Oj, ile zamierzasz tak leżeć? Złaź, niewygodnie mi — burknął Bakugo, a Kirishima powoli otworzył oczy, po czym zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Dobry.
— Nie, zły — odparował chłopak, łapiąc go za ramię i odpychając od siebie. Wyglądało na to, że zasnęli w trakcie oglądania filmu albo krótko po tym, oparci o siebie. Pozycja faktycznie nie była zbyt wygodna, ale Kirishima dobrze spał. Spokojnie. I teraz też był spokojny, choć jego serce waliło jak młotem, bo przecież to nic. Wystarczy tylko zignorować to dziwne uczucie, zamknąć głęboko na dnie i nie pozwolić mu ujrzeć światła dziennego, a samo przejdzie. Kirishima doszedł do wniosku, że to właśnie jedyne wyjście. Cóż, najwidoczniej początkowe odgradzanie się od Bakugo było potrzebnym do zrozumienia tego błędem.
— Jak zwykle w dobrym humorze, jak widzę? — zażartował, wciąż z uśmiechem na ustach obserwując, jak przyjaciel prycha głośno i wywraca oczami.
— A mam powód, żeby mieć dobry humor? To ty jesteś jakiś dziwny, cały w skowronkach od samego rana.
— Dobrze spałem.
— Nic dziwnego, śpisz jak pierdolony niedźwiedź. Przez piętnaście minut nic tylko chrapałeś.
— Nie chrapię! — Kirishima w głośnym śmiechu ukrył chwilowe podekscytowanie. Więc Bakugo nie spał od piętnastu minut? Przecież podobno było mu niewygodnie, a mimo to nawet nie próbował go budzić, a przynajmniej słowem o tym nie wspomniał...
— Jasne. Powiedz to moim uszom, niedźwiedziu.
Dalej się przekomarzając, zeszli na śniadanie. Pani Mitsuki stała przy blacie kuchennym i z kimś rozmawiała, a choć Kirishima nie chciał podsłuchiwać, niestety usłyszał co nieco.
— Tak, mamo, jedzie z nami... Nie znasz go, chodzi z Katsukim do klasy... No przecież mówię!...
Przełknął ślinę. No tak, sam Bakugo przecież przypomniał, że niedługo jadą do jego rodziny (ciekawe tylko, jak licznej?), a choć wtedy Kirishima nie bardzo się tym przejął, teraz zdał sobie sprawę, że faktycznie będzie musiał ,,zbadać teren", jak to niemądrze określił Kaminari. W końcu choć trochę powinien wiedzieć o domownikach, nim zacznie zaskarbiać sobie ich przyjaźń, w czym przecież, nieskromnie mówiąc, był całkiem dobry.
Przepyta Bakugo, a na miejscu da się ponieść, to proste. W końcu jak groźni mogli być tajemniczy krewni?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro