Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17 ❄ wypadek na lodzie

  — Kiedy ostatni raz jeździłeś? — zapytał Bakugo, gdy on i Kirishima w szatni na lodowisku zakładali wypożyczone łyżwy. Trochę zajęła jazda samochodem i dobranie odpowiedniego sprzętu, ale już za chwilę mieli wejść na lód

  — Ja... — Kirishima zawahał się na moment, nieruchomiejąc w połowie wiązania sznurówek. — Jakieś... dwa lata temu chyba? Lodowisko było niemal zaraz obok mojego gimnazjum i poszedłem tam z przyjaciółmi... O dziwo nie byłem taki najgorszy, wiesz? Tylko jak raz przez przypadek ktoś mnie popchnął i wpadłem na barierkę, to trochę ją popsułem... — wyznał, śmiejąc się nieco nerwowo i pocierając kark jedną ręką. — A ty?

  — Nawet nie pamiętam — mruknął Bakugo, zaciskając palce na krawędzi ławki, na której siedzieli. Gdy napotkał zdziwione spojrzenie Kirishimy, skulił się nieco. Zaraz jednak przypomniał sobie, że kurwa jest pierdolonym Bakugo Katsukim i przed nikim, absolutnie nikim, nie będzie grał słabego, wyprostował się więc jak struna i gwałtownie wstał, tylko cudem unikając bliskiego kontaktu z podłogą.

  — Czekaj, czyli byłeś bardzo mały? Albo w ogóle nie byłeś? Nie umiesz jeździć na łyżwach?

  — Jeśli komuś o tym wspomnisz choć słówkiem, zabiję cię — wycedził Bakugo, kurczowo trzymając się narożnika metalowej szafki i starając się wlać w swoje ostre spojrzenie jak najwięcej morderczej pewności, która w zamyśle miała Kirishimę przestraszyć, a w praktyce tylko bardziej zaciekawiła.

  — Nie powiem, ale... Serio? Ty czegoś nie umiesz? — zażartował.

  — Och, zamknij się.

  Przez chwilę Kirishima tylko w milczeniu kończył wiązanie łyżew, a Bakugo starał się utrzymać równowagę na gumowej podłodze. Podobno na lodowisku miało być jeszcze trudniej, a on, choć to strasznie głupie, tak bardzo nie chciał nic stracić w oczach Kirishimy!... Chociaż pewnie już spieprzył, przyznając się mu, że nie umie jeździć.

  — Ale poważnie, stary, co ty robiłeś w zimę, jak nie jeździłeś na łyżwach ani razu? — zapytał w końcu Kirishima, bez trudu stając obok ławki i patrząc na Bakugo wyczekująco, jakby naprawdę go to interesowało.

  — Po górach chodziłem, na przykład? — prychnął Katsuki, już wyciągając rękę, żeby trzepnąć go w głowę, a później nazwać idiotą, co jednak mu się nie udało, bo zachwiał się i w ostatniej chwili zdołał znów przytrzymać szafki.

  — Hm. Pomóc ci? — zapytał nieco niepewnie Kirishima, co dla Bakugo zabrzmiało wyjątkowo nieprzekonująco.

  — Nie, dam radę — wycedził, bo nie zamierzał stać z boku lodowiska jak kretyn. Musiał złapać równowagę i wiedział, że jeśli się skupi, da radę zrobić to sam... Poza tym, jeśli Kirishima był tak niechętny do pomagania mu, łaski bez.

  Bez gwałtownych ruchów w końcu jakoś mu poszło. Po chwili, krok za krokiem, opuścił szatnię i skierował się w stronę zadaszonego lodowiska, na którym w najlepsze śmigały roześmiane grupki ludzi. Gdy ostrożnie wchodził na lód, cały czas trzymając się kurczowo barierki, pomyślał, że naprawdę ich nienawidzi. Na pewno się na niego gapili i śmiali, gdy nie patrzył. Co za debile, naprawdę, własnego życia nie mają.

  — Mogę cię trochę poduczyć, jeśli chcesz. Wiesz, w ramach rewanżu — zaproponował Kirishima, a Bakugo zmarszczył brwi.

  — I co, mam się ciebie trzymać jak dzieciak? Nie ma mowy. Wiem, jak to się robi. — Przynajmniej teoretycznie.

  — No... skoro nie chcesz... — I odjechał całkiem sprawnie, za co Bakugo miał ochotę go znienawidzić podobnie jak swoich rodziców, którzy weszli chwilę po nich i też nie radzili sobie najgorzej, ale myśli miał zajęte czymś innym. Czy Kirishima nie zachowywał się jakoś... inaczej? Nie był zbyt irytujący ze swoim naleganiem, nie lepił się do Katsukiego przy każdej możliwej okazji, był jakby cichszy... Może się rozchorował? Faktycznie momentami wydawał się być rozpalony, a po wczorajszej bitwie na śnieżki nawet Katsuki miał lekki katar...

  Zamyślony nieco odsunął się od barierki. Powolnymi, systematycznymi ruchami sunął na przód, w głowie odtwarzając krótki filmik instruktażowy dla początkujących, który ukradkiem oglądał, gdy jechali samochodem. Prawa, lewa, prawa, lewa... Podobno ludziom, którzy wcześniej umieli jeździć na rolkach, było łatwiej... Och, nienawidził ludzi na rolkach...

  Nagle ktoś zajechał mu drogę, a on zachwiał się niebezpiecznie, łapiąc barierki, żeby złapać równowagę. Choć winny już dawno odjechał, Bakugo i tak pokazał mu środkowy palec w odwecie, przeklinając pod nosem. Rozglądnął się uważnie i zauważył, że, w przeciwieństwie do jego rodziców, Kirishima patrzył się wprost na niego i wyglądał na zaniepokojonego wcześniejszą sytuacją. Gdy tylko zauważył, że Bakugo to widzi i odwzajemnia spojrzenie, natychmiast odwrócił głowę, szybko odjeżdżając na drugi koniec lodowiska, czym wywołał u przyjaciela zazdrość.

  — Pierdolony buc, pewnie myśli, że jest wielce lepszy — fuknął pod nosem Bakugo, choć wiedział, że kto jak kto, ale Kirishima taki nie jest. Byli na równi, nawet jeśli faktycznie jeden z nich czegoś nie umiał.

  No tak, tyle że teraz to Katsuki był tym jednym!

  Zdecydowanym ruchem odepchnął się od barierki, powoli i chwiejnie sunąc na środek lodowiska. Tu lód był gładszy niż przy barierkach, gdzie jeździła większość amatorów niepewnych swoich umiejętności. Bakugo był inni niż oni. Postanowił, że przejedzie w poprzek lodowiska i pokaże wszystkim, a zwłaszcza pieprzonemu Kirishimie, że nie tchórzy!

  Szkoda tylko, że po kilku przejechanych metrach zachwiał się raz, potem drugi, a po chwili poleciał do przodu, niefortunnie wpadając na kogoś. Nogi mu się poplątały i gdy runął na lód, kolano przeszył mu nagły, ostry ból, przez który niekontrolowanie krzyknął, podobnie jak ta wmieszana w wypadek osoba, która przygniotła go ciałem.

  — Przepraszam! — pisnęła jakaś długonoga dziewczyna, której twarzy zamroczony chwilowo bólem Bakugo nie zdołał się przypatrzeć. — Nic ci nie jest? — Wstała szybko, a potem wydała z siebie okrzyk przerażenia i zdziwienia. — O mój Boże, o nie, twoja noga!

  — Co z nią? — wycedził Bakugo przez zaciśnięte zęby, próbując się podnieść.

  — O nie, nie, nie wstawaj! Czekaj, ja... ja, um... Pomocy! Hej, pomocy!

  — Bakugo!

  Katsuki odwrócił głowę w stronę znajomego głosu i natychmiast zobaczył przerażonego Kirishimę, który podobnie jak dziewczyna obok nie patrzył na jego twarz, a na nogę, z którą ewidentnie musiało być coś nie tak. Pulsowała ostrym bólem, który nie był najgorszym, jakiego doznał w życiu Bakugo, ale jednak mocno dawał się we znaki.

  Boże, czy ja rozpierdoliłem sobie nogę na pierdolonych łyżwach. Gratulacje, popisałeś się, Katsuki!, skwitował w myślach z goryczą, ledwie rejestrując to, że Kirishima odjechał, żeby zawiadomić jego rodziców. Ludzie przypatrywali mu się ciekawie i w tym momencie nienawidził ich jeszcze bardziej.

  Dawno nie czuł się tak kretyńsko głupio jak wtedy, gdy przyjechała po niego karetka. Zaliczył spektakularną porażkę, a Kirishima wszystko widział.

  To było jego wina.

  Podczas gdy Bakugo był badany, Eijiro musiał czekać pod drzwiami, wpatrywać się w ścianę i zamartwiać z braku lepszych zajęć. Nie wątpił, że gdyby tylko nalegał trochę bardziej, przyjaciel w końcu zgodziłby się na pomoc (choć na pewno nie zgodziłby się na nazywanie tego pomocą) w nauce jazdy na łyżwach, a tak skończył z urazem kolana i być może skręconym nadgarstkiem, na który podobno zaczął narzekać, gdy podwożono go karetką. I to wszystko wina pieprzonego Kirishimy, który miał te swoje głupie pomysły trzymania dystansu. I po co? I jak to się skończyło?

  Teraz czuł się tylko gorzej.

  — Eijiro? — zagadnęła pani Mitsuki, gdy wyszła z gabinetu niemal równe pół godziny po wejściu do niego. — Nie musisz się martwić. To nic specjalnie poważnego, zaraz go wyleczą — powiedziała spokojnie, a Kirishima odetchnął z ulgą, choć teoretycznie od samego początku była to najbardziej prawdopodobna opcja rozwiązania problemu.

  — Jak on się czuje? — zapytał natychmiast, mimo wszystko nie chcąc na głos wypowiadać imienia: ,,Katsuki".

  — E tam, jak zwykle robi miny i prycha. Czasem jak na niego patrzę, to nie mogę uwierzyć, że takie szkaradztwo ze mnie wylazło.

  Kirishima uśmiechnął się słabo w odpowiedzi na tę brutalną szczerość. Pani Mitsuki mogła mówić co chciała, widział, jak patrzyła na syna, gdy wrzeszczał na ratowników, którzy przenosili go do karetki. Mogła mówić swoje, była zmartwiona. Może nawet bardziej od Kirishimy.

  Na szczęście dzięki specjalistycznym Quirkom Bakugo faktycznie został szybko wyleczony, ale absolutnie nie wolno było mu się nadwyrężać i najlepiej przez jakiś czas unikać aktywności fizycznych, co w jego przypadku oznaczało wściekłe miotanie się po domu przez cały dzień. Kirishimie to nie przeszkadzało, chciał mu wynagrodzić swoją głupotę. Tak się cieszył, że wszystko było w porządku.

  — Oi, czemu tak się szczerzysz?! — rzucił wściekłe Bakugo, gdy odrzucał pomoc Kirishimy w wejściu do samochodu.

   — Przecież się z ciebie nie śmieję, rany — prychnął Eijiro, wywracając oczami. Zaraz jednak dodał z nieco mniejszym, jakby nieśmiałym uśmiechem: — Po prostu cieszę się, że jesteś cały.

  Bakugo przez chwilę patrzył na niego z niezrozumieniem, a potem spuścił wzrok i z cichym fuknięciem wgramolił się na fotel, odwracając twarz.

  — Cokolwiek, Jezu. Właź.

  Kirishima zdecydowanie zrezygnował z pomysłu trzymania się z daleka od przyjaciela.
 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro