Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 ❄ album rodzinny

  — Ugh! Głupia starucha! — warknął Bakugo, gdy wreszcie udało mu się wyrwać matce i teraz oddychał ciężko w furii, spoglądając na swój sweter krytycznie. — Co to ma do kurwy być?! Wcale nie byłem kurwa... grzeczny! — krzyknął, a pani Mitsuki wywróciła oczami, posyłając mu ciężkie spojrzenie.

  — Wiem.

  — To ja może... — zaczął pan Masaru, cofając się o krok i pechowo zostając zaraz złapany za kołnierz przez żonę w nieudanej próbie ucieczki.

  — Nie, ty zrobisz zdjęcie! Muszę mieć jakąś pamiątkę! — powiedziała od razu, a gdy wreszcie go puściła, przyjrzała się chłopcom uważnie. — Weźcie to za życzenia. Katsuki, bądźże milczy, bo oberwiesz w łeb, a ty, Eijiro, skarbie, nie musisz być tak ugrzeczniony, a najlepiej to jeszcze nazywaj mnie mamą, bo ta ,,pani" to tak sztywno brzmi, a nasza relacja nie może być sztywna! — obwieściła dumnie, a Bakugo i Kirishimie trochę zajęło przetrawienie jej krótkiego monologu.

  — Nie będzie do ciebie mówił mamo! — oburzył się zaraz blondyn, marszcząc brwi.

  — Bo co? Ktoś musi, cholerny rozwydrzony bachorze!

  — Ty stara...!

  Kirishima skorzystał z okazji i podszedł do pana Masaru, który jak zwykle w takich sytuacjach bezsilnie przyglądał się wrzaskliwej wymianie zdań z wyrazem twarzy, który jawnie wskazywał na to, że wolałby być kilometry od domu.

  — Naprawdę będzie nam pan robił zdjęcia? — zagadał Kirishima, a mężczyzna z ulgą przeniósł na niego wzrok, najwyraźniej ucieszony, że może skupić uwagę na czymś innym.

  — Jedno czy dwa. Pewnie zaraz zapomni, nie martw się — zapewnił, a chłopak natychmiast zrozumiał, że pan Masaru mówi o swojej żonie.

  Cóż, zakładanie czegoś takiego było z jego strony bardzo optymistyczne. Być może nie znał za dobrze jej yaoistycznego oblicza.

  — NIE DAM SOBIE ZROBIĆ ŻADNEGO KURWA ZDJĘCIA! — krzyknął nagle Bakugo jeszcze głośniej niż zwykle, co skutecznie zwróciło na niego wszystkie spojrzenia w pomieszczeniu.

  — OSTATNIO TEŻ TAK MÓWIŁEŚ! I PRZEDOSTATNIO TEŻ, I WCZEŚNIEJ! — chwaliła się natomiast pani Mitsuki, a oczy jej męża i Kirishimy teraz komicznie skakały między nią a jej synem. — I CO, CHOLERA JASNA?! MAM KURWA CAŁY ALBUM ŚWIĄTECZNYCH ZDJĘĆ!

  — JEB SIĘ!

  Kirishima zmarszczył brwi, wychwytując tylko dwa słowa z całego dialogu. Niestety zbyt późno zorientował się, że być może nie powinien o to pytać.

  — Album świąteczny?

  Tak, zdecydowanie popełnił błąd. W następnej sekundzie po odezwaniu się zauważył, że głowy wszystkich obróciły się w jego stronę, na twarzy Bakugo pojawił się niezachęcający grymas, a na tej jego matki uśmiech, który pod tym względem był jeszcze gorszy. Kirishima przełknął ślinę. Cudownie.

  — Nawet się nie wa... — zaczął jego przyjaciel, ale pani Mitsuki natychmiast mu przerwała, zaczynając trajkotać jak najęta.

  — Tak! Mam tam świąteczne zdjęcia Katsukiego, wszystkie od czasów, gdy jeszcze podcierałam mu to niewdzięczne dupsko! — Nie pozwoliła dojść Bakugo do słowa, uśmiechając się jeszcze szerzej. — Mam nawet filmiki! Chcesz zobaczyć?

  — Ee...

  — Nie chce! Nawet nie waż się mu!... 

  — Więc pokażę, chodź, chodź! — zawołała natychmiast rozpromieniona pani Mitsuki, lekko acz stanowczo popychając Kirishimę do salonu.

  Przynajmniej zapomniała o zdjęciach. Dobre i tyle.

  — U-uhm... Czy to naprawdę... konieczne? — zapytał cicho chłopak, gdy został stanowczo usadzony na kanapie, a kobieta zaczęła grzebać po półkach, żeby znaleźć wspomniany album. 

  — Oczywiście! W związku poznanie przeszłości drugiej osoby jest bardzo ważne! — zapewniła pani Mitsuki, a gdy Bakugo wparował do środka z głośnym: ,,JAKIEJ KURWA PRZESZŁOŚCI?!", zbyła go krótkim: — Siedź cicho, Katsuki, po prostu się wstydzisz. Nie żeby nie było czego, nawiasem mówiąc, w ogóle się nie zmieniłeś — dodała, konspiracyjnie zasłaniając usta dłonią. Widocznie bawiła się wręcz wybitnie.

  — Spierdalaj!

  — A nie, jednak kiedyś byłeś lepszy. Powinieneś naprawdę poważnie potraktować moje życzenia — skwitowała z wrednym uśmieszkiem, przy czym głośno postawiła na stoliku przed Kirishimą gruby czerwony album. — Proszę!

  — Nie otwieraj tego! — zawołał natychmiast Bakugo, jeszcze głośniej uderzając dłonią o okładkę.

  — Otwórz to! — zaprotestowała pani Mitsuki, odtrącając jego rękę, a Kirishima rozdarty naprawdę nie miał już pojęcia, co robić. Gdyby tylko mógł uciec!... Ale nie, uciekanie jest niemęskie! Musi stawić czoło tej... sytuacji... 

  — Niedługo będzie się ściemniać, a trzeba jeszcze ubrać choinkę — przypomniał głośno pan Masaru, ratując Kirishimę, który w tym momencie naprawdę rozważał padnięcie na kolana i dziękowanie mu i niebiosom za wyratowanie go. Nie zrobił tego tylko dlatego, że jeszcze miał jakieś resztki godności... chyba.

  — Faktycznie! — Pani Mitsuki pokręciła głową, wzdychając. — No cóż, oglądanie zdjęć zostawimy na wieczór. Chyba że... wolicie pójść na randkę? Mogę dać wam jakieś pieniądze albo...

  — Nie, zostajemy tutaj — zaprotestował natychmiast Bakugo, który najwidoczniej wolał spędzić rodzinne święta niż... romantyczne. Ze swoim najlepszym przyjacielem i pseudo-chłopakiem. Tak. 

  — Jak chcesz! — I już jej nie było. Najwidoczniej pobiegła po ozdoby albo po... drzewko, którego Kirishima nie dostrzegał.

  — Jest na strychu — wyjaśnił pan Masaru, zupełnie jakby czytał mu w myślach. Być może było to oczywiste przez sposób, w jaki chłopak rozglądał się po pomieszczeniu. — Muszę jeszcze po nią pójść. 

  — Mogę pomóc! — zaproponował od razu Kirishima, a mężczyzna potarł podbródek w zamyśleniu. 

  — Właściwie to mam jeszcze trochę pracy... Może obaj pójdźcie? — zaproponował, spoglądając pytająco na chłopców.

  — Jasne!

  — Cokolwiek. — Bakugo najwidoczniej za bardzo cieszył się, że cudem udało się uniknąć pokazania nieszczęsnego albumu, żeby jakkolwiek protestować, zwłaszcza że to jego wybawiciel prosił. 

  — Raczej szybko zauważycie. — Tymi słowami mężczyzna zakończył rozmowę, finalnie wychodząc z salonu do swojego gabinetu, w którym się zamknął. Musiał bardzo przykładać się do swojej pracy, a może akurat doznał zastrzyku weny?

  Kirishima i Bakugo przez chwilę stali w ciszy, aż w końcu blondyn cmoknął ze zniecierpliwieniem i pieczołowicie odłożył album do szuflady, zatrzaskując ją głośno i posyłając przyjacielowi wyzywające spojrzenie, jakby spodziewał się, że ten jednak go wyjmie. 

  — Chodź.

  Gdy po kilku minutach znaleźli się na strychu, Kirishima właściwie bez zdziwienia zauważył, że ten jest dość ciemny. Przez małe okienko wchodziły do środka nikłe promienie słońca, oświetlające wirujące w powietrzu drobinki kurzu. Chyba mogli przyjść tu wcześniej, byłoby jaśniej...

  — Zabiję starego, jeśli jest schowana — obwieścił Bakugo, podchodząc do jednego z zakurzonych pudeł, których w pomieszczeniu było pełno. 

  Kirishima zamknął za sobą drzwi i bez większego pomysłu na to, gdzie dokładnie szukać, podszedł pod jedną ze ścian, przetrząsając pudła i przesuwając na bok jakiś stary manekin, których na strychu też było całkiem sporo. Tknięty nagłą myślą, chłopak zdjął z niego ostrożnie jakiś czarny kapelusz z szerokim rondem i przez chwilę obracał go w dłoni, nim na jego twarzy nie pojawił się głupkowaty uśmiech. Czemu nie?

  Odwrócił się w poszukiwaniu Bakugo. Stał obrócony tyłem do niego, gdzieś pod ścianą. Gdy Kirishima mu się przyglądał, zauważył, że dziwnym trafem nie zdjął swetra... pewnie zapomniał. Ale to nieważne, chłopak miał teraz plan do wykonania! 

  Ostrożny krok, potem drugi, a choć podłoga cicho skrzypnęła, Bakugo na szczęście się nie obrócił. Potem jeszcze tylko uniesienie rąk w górę i...

  — Bu! — krzyknął dziecinnie Kirishima, wciskając przyjacielowi na oczy kapelusz i odskakując do tyłu, gdy przed oczami stanął mu nagły błysk wytworzonej przez Bakugo eksplozji.

  — CO DO KURWY ROBISZ?! — wrzasnął chłopak, kaszląc w chmurze dymu i kurzu, a później posłał Kirishimie mordercze spojrzenie.

  — Cały dzień chodzisz struty — parsknął Kirishima, przezornie się utwardzając nim do niego podszedł. — Są święta! — Lekko szturchnął go w ramię, być może nieco bezmyślnie ignorując wizję rychłej śmierci z jego rąk. Bywa!

  — Zabiję cię! — burknął Bakugo, odpychając go od siebie z naburmuszoną miną. Otrzepał się z kurzu, co było trochę bezcelowe w akurat tym pomieszczeniu. — Kurwa dziecko się znalazło!

  Kirishima pokręcił głową wciąż z głupim uśmiechem, po czym zabrał się za szukanie tej nieszczęsnej sztucznej choinki. Być może nie powinien wystawiać dobroci Bakugo na próbę, ale hej! Pani Mitsuki chyba naprawdę go lubi, raczej już nie wyrzuci go za próg! 

  Gdy wreszcie, wbrew słowom pana Masaru po godzinie, znaleźli drzewko i wspólnymi siłami taszczyli je po schodach, Bakugo wciąż był obrażony, a Kirishima zastanawiał się, czy ten cały cyrk z zaskoku był tego warty. Z jednej strony jego mina była bezcenna, z drugiej...

  — Ha! Złapałam was! — krzyknęła nagle pani Mitsuki, a Kirishima aż podskoczył, gdy znikąd zastąpiła im drogę. 

  Hm... może to straszenie rzeczywiście nie było zbyt mądrym pomysłem...

  — O co ci w ogóle chodzi, starucho?! — burknął wściekle Bakugo, jeszcze nie zauważając tego, co właśnie dostrzegł Kirishima, który wiedziony dziwnym przeczuciem uniósł głowę. 

  Pod sufitem, zaraz nad drzwiami, wisiała... jemioła. Byli w pułapce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro