29 ❄ szokujące wyznanie
Eijiro czuł, że ten rok będzie dobry. Gdy po zabójczej bitwie z Renem i Katsukim wkroczył do pokoju, pani Mitsuki wybuchła śmiechem, bo, jak się okazało, żadnemu z nich nie udało się uchronić od pierza we włosach. Wspólnie rozpoczęli odliczanie do Nowego roku, a gdy wybiła północ, Eijiro pomyślał, że jest naprawdę szczęśliwy. Dzisiaj, a właściwie wczoraj, sprzeciwił się dyskryminacji, zainspirował Rena do jego własnej walki i... i chyba postawił doby krok na drodze naprawienia jego relacji z Katsukim. Może kiedyś, w przyszłości, znów będą dla siebie jak bracia?
Czuł się silniejszą osobą.
— Eijiro? — odezwał się Katsuki, gdy wracali korytarzem do swoich pokoi. Choć tego nie przyznawał, obaj doskonale wiedzieli, że on też był w wyśmienitym humorze. Po tylu dniach stresu nadszedł nowy początek.
— Hm?
Coraz bardziej zbliżali się do pokoi, a Katsuki wciąż milczał, ale Eijiro nie zamierzał go pośpieszać. Wiedział, że jego przyjaciel w wielu sprawach czuł się niekomfortowo i nie zamierzał jeszcze dodatkowo mu to utrudniać dodatkowymi komentarzami. Dlatego nie otworzył drzwi, gdy wreszcie pod nimi stanęli, a przystanął, uważnie obserwując chłopaka.
— Szczęśliwego Nowego Roku... idioto — wydusił wreszcie zażenowany, nie patrząc mu w oczy. Eijiro wiedział, że najpewniej chciał powiedzieć coś innego, ale tu również nie zamierzał naciskać. Uśmiechnął się więc tylko, a potem lekko trącił jego ramię w przyjacielskim geście.
— Szczęśliwego, Katsuki.
Już za zamkniętymi drzwiami westchnął cicho, a natura jego uśmiechu nieco się zmieniła. Zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy całkiem miło jest być zakochanym.
❄
Nazajutrz z samego rana wszyscy wybrali się do miejscowej świątyni, żeby podziękować bóstwom opiekuńczym za miniony rok i prosić o błogosławieństwo na przyszły. Eijiro nigdy nie znał się na sztuce, ale mógł docenić piękno kunsztu widocznie zadbanego miejsca modlitwy. Być może to pani Chizuru miała na nie bezpośredni wpływ? Z takim majątkiem mogłaby utrzymywać pewnie nawet kilkanaście podobnych świątyń, a wydawała się być dość pobożną, a w każdym razie szanującą tradycję osobą. Eijiro podziwiał jej podejście, kultywowanie dawnych zwyczajów jest bardzo męskie!
Gdy wrócili i każdy zabrał się za dorysowywanie oka swojej lalce daruma, Eijiro pomyślał, że w nowym roku chce się stać lepszym człowiekiem. Może brzmiało to banalnie, ale miało dla niego ogromne znaczenie i... i choćby po zachowaniu Shigeru Koyamy mógł przytomnie ocenić, że to faktycznie działa. Czuł się lepiej, ludzie wokół niego byli szczęśliwsi! W Rena wstąpiła jakby nowa energia, a Katsuki, choć nie powrócił do tematu z poprzedniego wieczoru, również wydawał się być zadowolony. Tylko jego wuj faktycznie trzymał się z boku, ale jemu samotne przemyślenia mogły się bardzo przydać. Eijiro nie liczył na cuda i nagłą wewnętrzną przemianę, ale kto wie? Może, kawałek po kawałku, stopniowo uda się cud sprowadzić? Z należytą determinacją wszystko jest możliwe!
Nawet przekonanie Rena i Katsukiego, żeby w tym ostatnim dniu pobytu w posiadłości zakopali wojenny topór i zachowywali się jak minionego wieczoru. Gdzie się podziała tamta radosna rywalizacja?!
— No błagam was, krótki spacer — jęknął po raz kolejny od dobrych dziesięciu minut, na co kuzyni znów zgodnie pokręcili głowami.
— Muszę się uczyć. Potem możemy w coś zagrać, ale bez niego — zastrzegł Ren, najwyraźniej w ogóle nie pojmując (albo zgrabnie ignorując) intencji Eijiro, który przecież chciał tylko, żeby spędzili czas razem! We trójkę!
— Kurwa, bardzo dobrze! Mam lepsze rzeczy do roboty niż napierdalanie się z wami w jakieś idiotyczne gry!
— Taaak? — Ren specjalnie przeciągnął samogłoskę, unosząc przy tym brwi, jakby naprawdę nie dowierzał. — A co ty niby masz lepszego do roboty?
— Nie twoja sprawa, zasrany szczylu!
— Mógłbyś przestać, dwa lata to wcale nie tak...
— NIGDY!
— STOP! — krzyknął Eijiro, w porę przerywając nadciągającą kłótnię i przezornie wskazując między kuzynów, odsuwając ich od siebie na szerokość rozsuniętych ramion. W przedsionku było mało miejsca, ale on naprawdę myślał, że przekonanie ich nie zajmie mu dużo czasu i wyjdą stamtąd tak szybko, jak się tam znaleźli... — Błagam was, spróbujcie chociaż...
— Ale czemu ci tak na tym w ogóle zależy, co? — warknął Katsuki, marszcząc brwi, a Ren przytaknął skinieniem głowy.
— Wyjątkowo się z nim zgadzam, to całkiem niepotrze...
— BO KURWA OBAJ JESTEŚCIE IDIOTAMI I TEGO CHCECIE, ALE WSTYDZICIE SIĘ PRZYZNAĆ! — Och, limit krzyków na dziś już chyba został wyczerpany, ale Eijiro naprawdę nie mógł się powstrzymać wobec rozgrywającej się przed nim jawnej farsy... Jakie to głupie! Jakby nie mogli po prostu powiedzieć sobie, że za sobą tęsknią! Cholerna, zakichana, gówno warta duma!
Westchnął ciężko, gdy zaledwie minutę później został sam w pomieszczeniu. Ren i Katsuki robili nawet identyczne obrażone miny, gdy odchodzili w swoje strony, jawnie próbując mu dopiec. Chłopak kopnął z frustracji stojak na parasole, po czym w panice musiał stawiać go z powrotem, obawiając się, czy czasem niczego nie uszkodził.
Być może nieco pośpieszył się z chwaleniem dnia przed zachodem słońca...
❄
Eijiro nie sądził, że optymizm może go jeszcze bardziej opuścić w ten ostatni dzień, ale najwyraźniej nie docenił parszywego poczucia humoru jakiegoś wątpliwie opiekuńczego bóstwa stojącego za kulisami wszystkich zdarzeń, jak i wściekłości Shigeru Koyamy, który upokorzony najwyraźniej obrał sobie inny sposób uprzykrzania ludziom życia, o czym Eijiro miał się przekonać, gdy zajadał kolację z Renem i Katsukim po obu jego stronach, zastanawiając się, kiedy ci wreszcie porzucą dziecinne utarczki i zaczną zachowywać się jak prawdziwi mężczyźni, których w nich widział. Sam nieco się poprawił, więc mógł trochę więcej oczekiwać od innych, ot co!
— Zostańcie jeszcze, proszę — odezwała się niespodziewanie pani Rio po kolacji, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenia wszystkich oprócz jej męża, który z podejrzaną satysfakcją w oczach patrzył na zmianę na swoją matkę i siostrę. Miał chociaż tyle taktu, żeby Eijiro i Katsukiego dobitnie ignorować.
Pani Chizuru uniosła jedną brew, ściągając usta w wąską linię, jakby już przygotowywała się na najgorsze. Szczerze powiedziawszy, Eijiro podzielał jej obawy. Miał jednak wrażenie, że podczas tej ostatniej kolacji wcale nie zostanie zwyzywany. Być może, stawiając się, dowiódł w oczach Shigeru Koyamy, że jest mężczyzną?
Nawet jeśli, jego opinia nic go nie obchodziła.
— Jako że to nasza ostatnia kolacja w komplecie — podjęła znów pani Rio, uśmiechając się promiennie — chciałam powiedzieć, że spodziewam się dziecka!
Zapadła głucha cisza. Eijiro z szokiem wymalowanym na twarzy obserwował twarze każdego z członków rodziny i, oprócz męża kobiety, każdy na jej wiadomość zareagował identycznym zdezorientowaniem oraz, co jako pierwsze dostrzegł na twarzy Rena... obrzydzeniem.
— Słucham? — wycedził ten, na co jego matka zamrugała kilka razy, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ma też drugie dziecko. Być może Eijiro nieco przesadzał z interpretowaniem, ale w tym momencie niewiele go to obchodziło.
— Będziesz miał rodzeństwo, Ren! Słodką siostrzyczkę!
— Być może choć ona będzie w stanie robić to, czego się od niej wymaga — dodał Shigeru Koyama, z wyraźną satysfakcją obserwując, jak jego syn blednie, a na jego twarzy pojawia się grymas.
— Jak mogliście zrobić sobie dziecko w takim momencie? — wysyczała zaraz pani Mitsuki, oszczędzając Renowi dalszego zażenowania, na które przecież nie zasługiwał. — To...
— To cudowne, nie rozumiesz? — weszła jej w słowo szwagierka, na co kobieta natychmiast zmarszczyła brwi.
— Co masz na myśli?
— To krąg życia! Ktoś musi umrzeć, żeby ktoś inny mógł się narodzić! — zawołała radośnie, a Eijiro z przerażeniem spojrzał na panią Chizuru, która w osłupieniu wpatrywała się w synową. Jak okropnie musiała się teraz czuć? A Ren...
— Kurwa mać, nie powiedziałaś tego — wyszeptał chłopak, wstając gwałtownie. — Nie powiedziałaś!
— Nie cieszysz się? — zdziwiła się jego matka i to chyba przelało czarę, bo Ren zamaszystym gestem pokazał jej środkowy palec, chwilę później wybiegając z pokoju.
— Jak mogłeś, smarkaczu, wracaj tu! — wrzasnął wściekły Shigeru Koyama, choć jego żona wydawała się być tylko nieco zdziwiona. — Odszczekaj to, zasrany...!
— Ma rację, kurwa mać! — przerwała mu pani Mitsuki, uderzając pięścią o stół. — Co wy sobie myślicie?!
— Och, to proste, Mitsuki — odezwała się nagle pani Chizuru, a choć mówiła cicho, wszystkie oczy momentalnie skierowały się w jej stronę. — Po prostu świetnie to sobie obmyślił. To cudowne, Shigeru, prawda? Beze mnie znacznie łatwiej zniszczysz tej dziewczynce życie.
— A co ty w ogóle możesz...
— Stul pysk, niewdzięczny kretynie! Ojciec byłby z ciebie dumny! — Pani Chizuru pobladła ze złości, a Eijiro zaczął się obawiać o jej stan zdrowia. Na pewno nie powinna się tak denerwować, a jej własny syn...
— Ja pierdolę, po cholerę przytaczasz ojca?! Dziad nie żyje od dziesięciu lat, gówno mnie już obchodzi, pogódź się z tym wre...!
— ODSZCZEKAJ TO, TY ZAJEBANY CHUJU! KURWO BEZ UCZUĆ! — wrzasnęła pani Mitsuki, podrywając się na równe nogi, a zaraz za nią nieco niepewnie pan Masaru, bo Shigeru Koyama wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł uderzyć siostrę.
— Chodź stąd — usłyszał Eijiro cichy szept przy swoim uchu, po czym zadrżał nieco, gdy ciepły oddech Katsukiego owionął jego kark, a dłoń zacisnęła się na nadgarstku. — Nie chcę tego słuchać.
Wyszli więc ukradkiem, starając się ignorować krzyki, które coraz głośniej rozbrzmiewały za ich plecami. Teraz już trudno było rozróżnić głosy, być może każdy darł się ile sił w płucach, wyrzucając z siebie zgromadzone przez lata pretensje.
Eijiro miał niejasne wrażenie, że to ostatnia wizyta państwa Bakugo w posiadłości rodziny Koyama.
Gdy szli korytarzem do swoich pokoi, Katsuki milczał. Wzrok trzymał wbity w podłogę i, czego Eijiro nie omieszkał się zauważyć, wciąż trzymał go za nadgarstek. Chłopakowi na usta cisnęło się głupie: ,,Wszystko okej?", mimo że wiedział, że nie jest okej. Katsuki musiał czuć się fatalnie, a co dopiero Ren...
— Myślisz, że powinniśmy z nim pogadać?
Katsuki uniósł głowę, przez moment patrząc na Eijiro z niezrozumieniem, zanim pojął, o kogo chodziło. Wtedy też zmarszczył brwi, z jakiegoś powodu nieco się irytując.
— Czemu aż tak chcesz z nim gadać?
To pytanie nieco zbiło Eijiro z pantałyku, więc teraz z kolei to on przywdział identyczną zdziwioną minę.
— No... wiesz, to musi być dla niego ciężkie. Chcę pomóc.
— Przecież prawie go nie znasz.
— Ale trochę tak — argumentował dalej Eijiro, czując się dziwnie z tym, że naprawdę musi się z tego tłumaczyć. Co w Katsukiego wstąpiło? Gdyby chłopak go nie znał, pomyślałby, że ten jest zazdrosny.
— Tylko trochę!
— Katsuki, na litość boską, jesteśmy jedynymi osobami, które mogą mu teraz pomóc! Znasz go lepiej niż ja, więc: tak czy nie, rozmawiamy z nim? Szczerze! — zniecierpliwił się Eijiro, a widząc niezdecydowanie chłopaka, przystanął, łapiąc go za ramiona. — Kiedyś byliście tak blisko. Zrób to dla niego, proszę. Tylko tyle.
Poirytowany Katsuki szybko strzepnął dłonie przyjaciela z ramion, ale powiedział:
— No dobra, Jezu. Jesteś cholernie upierdliwy. — Zawahał się na moment, widocznie zastanawiając nad odpowiedzią, po czym stwierdził: — Musi być sam. Rano z nim pogadaj, zanim wyjedziemy. Teraz nie będzie chciał.
— Skąd wiesz?
— Bo ja bym tak miał — mruknął, po czym zniknął za drzwiami swojej sypialni.
Po tym długim pierwszym dniu ponoć wspaniałego nowego roku, Eijiro został sam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro