Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 ❄ wyznanie Rena

  Gdy Eijiro został sam, przez chwilę bezwiednie wpatrywał się w biały śnieg, dopiero po kilku minutach orientując się, że policzki ma mokre od roztopionych na ciepłej skórze płatków, a jego ręce przemarzły do szpiku kości. Niczym czarny charakter z kreskówki pocierał je więc jedna o drugą w drodze do posiadłości, z tym wyjątkiem, że jego mina nie była zbyt szczęśliwa. Wchodząc do środka, myślał tylko o dwóch rzeczach: o gorącej czekoladzie z piankami na chłodne dni i o tym, że już za chwilę będzie musiał skonfrontować się z Renem Koyamą, co raczej do najprzyjemniejszych zadań należeć nie będzie. Skierował jednak swoje kroki właśnie tam, do jego pokoju, uznając, że w środku jest na tyle ciepło, żeby móc przestać udawać Gargamela.

  — Hej. Mogę wejść? — rzucił, gdy po kilkukrotnym zapukaniu drzwi do pokoju czternastolatka, te wreszcie się otworzyły i stanął w nich Ren z jasnymi włosami związanymi w małą kitkę, w czarnej bluzie i dresowych spodniach od piżamy. Uniósł brwi, mierząc Eijiro podejrzliwym spojrzeniem.

  — Po cholerę?

  — Porozmawiać.

  — Pytanie wciąż to samo.

  Mierzyli się ostrymi spojrzeniami, a choć Eijiro nie chciał, zaczynał naprawdę się zastanawiać, czy to, że Ren był dupkiem, nie wiązało się też z tym, co powiedziała pani Otake. Może starał się upodobnić do Katsukiego? Dobrze mu wychodziło, co nie znaczyło jednak, że takie postępowanie było właściwe!

  — Słuchaj, nie chcę zaczynać tematu na korytarzu. Nie zajmę dużo czasu, serio. I sam na bank mam większy bajzel w pokoju — dodał przezornie, choć z tego, co zdołał dojrzeć przez ramię chłopaka, jego pokój musiał być nieskazitelnie czysty.

  — Dobra — burknął ten w końcu, marszcząc brwi i przesuwając się w przejściu, żeby móc przepuścić Eijiro. — Ale niczego nie ruszaj.

  Tyle że tu trudno było niczego nie ruszać. Własny telewizor, miękka kanapa z pufą, ogromne łóżko, własne piłkarzyki, przestrzeń... pokój marzeń! Wzrok Eijiro na moment zawiesił się na ścianie, na której nad dużym biurkiem powieszone zostały liczne dyplomy i certyfikaty pozajmowanych przez Rena nagród w konkursach tradycyjnych sztuk walki, wiedzy o Japonii, biologii, języka angielskiego...

  I faktycznie, mimo tego wszystkiego, było tu tak okropnie czysto!

  — No, mów — ponaglił Ren Eijiro, patrząc na niego nieco pobłażliwie, jakby to nie był pierwszy raz, gdy widział kogoś reagującego w ten sposób. — Nie mam całego dnia.

  — Wiem, tylko... stary, ten pokój jest supermęski — wypalił Eijiro, a chłopak zamrugał kilka razy, zaraz unosząc kącik ust, co Kirishima uznał za swój pierwszy mały sukces.

  — Supermęski. Dzięki — powiedział z pewnym rozbawieniem w głosie, siadając na obrotowym fotelu i ruchem ręki wskazując Eijiro, żeby ten usiadł na pufie. Była miękka i niesamowicie wygodna, więc już po chwili chłopak niemal całkiem się rozluźnił mimo onieśmielających gabarytów nowo odkrytego pomieszczenia.

  — W tym domu są jeszcze takie?

  — No ba. Babcia ma jeszcze większy — zapewnił Ren, zaraz jednak kręcąc głową. — Ale to nieważne. Mów.

  Jego niecierpliwość nie ułatwiała sprawy, zwłaszcza że Eijiro tak naprawdę nie wiedział dokładnie, co chce powiedzieć. ,,Głowa do góry"? Przecież to bez sensu! Może od razu: ,,Przestań być smutny!", co? Równie dobrze można by powiedzieć: ,,Przestań być gejem!" albo: ,,przestań lubić masło orzechowe!"! Niewykonalne!

  — Jest ci ciężko, prawda? — rzucił w końcu cicho, obserwując, jak w spojrzeniu Rena zachodzi pewna zmiana. Ze zniecierpliwionego zmieniło się w czujne, a sam chłopak stał się wyraźnie bardziej ostrożny i zdystansowany niż wcześniej. Efekt odwrotny od zamierzonego, ale od czegoś trzeba zacząć, tak?

  — A co cię to interesuje? — odparł sztywno Ren, zachowując wrogą postawę. Nieco wyprostował się na krześle, jakby próbował dodać sobie kilka centymetrów, choć i tak już był prawie wzrostu Eijiro. Chciał objąć kontrolę nad rozmową i zdusić problem w zarodku. Kirishima nie mógł mu na to pozwolić.

  — Z twoją babcią jest źle, prawda? Strasznie mi przy...

  — To nie twoja sprawa. — To warknięcie już zdecydowanie nie było przyjazne i Eijiro w myślach odnotował, że oficjalnie zawalił swoją jedyną misję. Nie dostrzegał nawet deski ratunku, przecież miał to rozegrać spokojnie, a teraz...

  — Mogę ci pomóc. Przeszedłem przez egzaminy wstępne do UA, więc może choć tak cię odciążę, poza tym zawsze...

  — Nie chcę twojej pomocy. Nie potrzebuję. — Założył ręce, wbijając coraz bardziej rozzłoszczony wzrok w drzewo za oknem.

  — Nie, słuchaj, naprawdę, wspólna nauka może zdziałać cuda. W UA bardzo się przydaje, ja zawsze uczę się z Katsukim i...

  — ZAMKNIJ SIĘ! — wrzasnął Ren, a Eijiro natychmiast zamilkł, czując, że przekroczył tę niewidzialną granicę. Był zbyt nachalny? Ale przecież Ren tak bardzo chciał dostać się do... — UA to, UA tamto! O niczym innym nie potraficie gadać?! Kurwa mać! — krzyknął, podrywając się gwałtownie z krzesła i podchodząc do okna, a chwilę później mocno uderzając pięścią w szybę.

  — E-ej, zrobisz sobie krzywd... — zaczął Eijiro, ale zaraz znów urwał, gdy Ren posłał mu kolejne wściekłe spojrzenie. Ile czasu musiał gromadzić w sobie silne emocje, żeby tak nagle wybuchnąć?!

  — A kogo to obchodzi?! PRZECIEŻ I TAK SIĘ ZREGENERUJĘ! MÓJ LIMIT TO JEBANE STO UDERZEŃ, MOŻESZ ZAPYTAĆ OJCA, POTWIERDZI CI! CHUJ WIE AŻ ZA DOBRZE! — Szybko przeszedł na drugą stronę pokoju, gdzie mocno uderzył kolanem w szafkę, a choć jego twarz wykrzywił grymas bólu, nawet nie syknął.

  — Ojciec... ojciec cię bije? — wydusił zbity z tropu Eijiro, patrząc na Rena z przerażeniem. Czy Shigeru Koyama naprawdę mógł znęcać się nad rodziną nie tylko psychicznie, ale i fizycznie?

  — Nie, trenuje. Ale chuj wie, czym to się różni! — Na podłogę z szafki poleciała kolekcja płyt CD i Eijiro drgnął, zerkając nerwowo w stronę drzwi. Na bank ktoś przyjdzie... — Ciągle mu mało! Wepchnąłbym mu to pierdolone UA do gardła! Niech się dusi skurwysyn, pieprzony buc, ŚWINIA JEBANA, NIE OJCIEC! SKORO TAK MU ZALEŻY, NIECH ZAMIENI MNIE NA PIERDOLONEGO KATSUKIEGO! KURWA MAĆ! — Jeszcze raz uderzył pięścią w ścianę, a potem osunął się po niej, siadając wśród porozrzucanych przedmiotów i chowając twarz w dłoniach.

  W ułamku sekundy zrobiło się bardzo cicho.

  Eijiro nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wyglądało na to, że gdyby chciał, mógłby już bezpiecznie podejść do Rena bez konieczności uruchamiania swojego Quirk, ale co to zmieniało? Nie miał pojęcia, co zrobić wobec takiej widocznie nie do końca zamierzonej otwartości. Wobec uczuć zbyt wielkich, żeby mógł je dźwigać czternastoletni chłopiec. Wobec czystej furii, którą tłamsił w sobie zbyt długo.

  — Kim chciałbyś zostać?

  To proste pytanie było pierwszym, co przyszło mu do głowy, ale nawet nie próbował go powstrzymać. Znał już część odpowiedzi. Nie bohaterem. Na pewno nie bohaterem, bo to było marzenie jego ojca, nie Rena.

  — Lekarzem — wychrypiał ten cicho, nie podnosząc głowy.

  — Szukałeś już jakiejś szkoły medycznej? Z takimi osiągnięciami przyjęliby cię wszędzie! — zauważył Eijiro, odważywszy się w końcu podejść bliżej i usiąść obok Rena. Teraz faktycznie nieco przypominał mu Katsukiego, co było dość... rozczulające.

  — Nie.

  — Dlaczego?

  Gardło młodszego chłopaka opuścił żałosny śmiech, który załamał się gdzieś w połowie i Ren nie był w stanie ciągnąć tej farsy dalej.

  — Bo UA to moja jedyna opcja. Jak Katsuki. Nie ma planu B — wyszeptał, pociągając nosem.

  — Nieprawda. To twoja przyszłość, możesz z nią zrobić, co chcesz — powiedział spokojnie Eijiro, w końcu ostrożnie kładąc mu dłoń na ramieniu. Byli dla siebie obcy, ale czasem... Czasem wygadanie się obcemu człowiekowi ma oczyszczające działanie.

  — Nie w moim przypadku. — Chwila ciszy nie była nieprzyjemna, gdy obaj wiedzieli, że zaraz zostanie przerwana. W tym dużym pokoju zresztą było chyba zbyt dużo przestrzeni, żeby mogło się w nim nagromadzić napięcie czy niezręczność. Dlatego też Ren w końcu rzucił: — Dlaczego ja w ogóle ci to mówię?

  — Chcesz, żeby ktoś posłuchał. To jest okej — mruknął cicho Eijiro, choć teoretycznie wcale nie musiał odpowiadać na oczywiste pytanie retoryczne. Ten zresztą i tak zareagował tylko cichym mruknięciem czegoś pod nosem, może przekleństwa albo dezaprobaty. — Słuchaj, ja... Mogę... Mogę mówić ci po imieniu? — zapytał, tak naprawdę próbując szybko wymyślić, jak ubrać w słowa swoją następną myśl.

  — Rób co chcesz.

  — Ren, ty... — Powiedzenie tego nie było takie trudne, ale Eijiro wiedział, z jaką reakcją może się to spotkać, i dlatego właśnie coś go blokowało przed powiedzeniem tego na głos. Splótł obie dłonie na kolanach, wbił wzrok w sufit. Ta cisza... — Myślę, że powinieneś się mu postawić. Ojcu. Powiedzieć, że chcesz być lekarzem, nie bohaterem.

  Ren powoli uniósł głowę, a Eijiro z pewną ulgą zauważył, że choć miał nietęgą minę, a jego kitka nieco się poluźniła, jednak nie płakał. Zaraz jednak chwilowe uczucie ulgi minęło, gdy zobaczył spojrzenie chłopaka i ujrzał w nim... pogardę. Ale... czemu?

  — Żartujesz sobie? — wycedził Ren, zaciskając dłonie w pięści i wstając szybko. — Ty będziesz mi mówił o stawianiu się? Przypomnieć ci, kto kuli się ze strachu przed kimś, kogo poznał trzy dni temu?! To nie mnie Katsuki musiał bronić! Możesz sobie gadać ile chcesz, ale poza tym wcale nie jesteś silny!

  To było jak cios. Bolesny, ostry, przeszywający serce, bo... bo to przecież prawda. Wszystko prawda, Eijiro naprawdę tylko gadał. ,,Postaw się"?! Co on w ogóle sobie myślał?! Shigeru Koyama wzbudzał w nim strach, a tak łatwo chciał narazić na jego gniew kogoś, kto będzie zmuszony zostać z nim do pełnoletności!

  — I nawet nie potrafisz odpowiedzieć. Jak ty niby chcesz komukolwiek pomagać? — zapytał cicho Ren, a zamiast pogardy czy litości w jego głosie był... zawód.

  Jaki z Eijiro bohater?

  — Wyjdź już.

  I wykonał polecenie, na korytarzu głośno wypuszczając powietrze i chowając twarz w dłoniach. ,,Wynaturzenie", ,,Cipa", ,,Dziwadło". Może zasługiwał na te epitety? Jako mężczyzna powinien móc pomóc Renowi. Dodać mu otuchy. Nie potrafił... bo sam się bał.

  Tylko dlaczego się bał? Shigeru Koyama też tylko mówił. Bo może i jego epitety pasowały do Eijiro, ale do Katsukiego nie, a przecież kierował je do ich obu. I nagle uczucie porażki i bezsilności zastąpiła złość.

  Shigeru Koyama nazwał Katsukiego dziwadłem. Obrażał go.

  — Niezniszczalny, co? — wyszeptał Eijiro cicho, przywołując w myślach ciepło tego uścisku i tych pięknych słów. ,,Katsuki", ,,Eijiro". Miał przed oczami spojrzenie pani Otake, która w imieniu Rena prosiła go o pomoc. I szept Rena, gdy odważył się nieśmiało powiedzieć o swoich pragnieniach na głos. Bycie lekarzem. To piękne marzenie.

  Więc zrobi to. Żeby udowodnić, że się nadaje. Że jest mężczyzną, że zasługuje na szacunek i przyjaźń tylu wspaniałych osób z UA. Że zna własną wartość i więcej nie pozwoli się poniżać.

  Dziś Sylwester, a jego Nowy Rok zacznie się od sprzeciwienia się Shigeru Koyamie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro