23 ❄ pytania, pytania i jeszcze więcej wątpliwości
Gdy do Kirishimy dotarło prawdziwe znaczenie tych słów i ciągnące się za nim konsekwencje, chwilowa euforia i ekscytacja związane z odkryciem zniknęły bez śladu, pozostawiając po sobie jedynie strach, wstyd i niepewność.
Więc jednak... był gejem. Był... inny.
Za drzwiami rozległy się kroki, a oszołomiony Kirishima zdążył odskoczyć od nich w ostatnim momencie, zanim otworzyły się na oścież i, o ironio, stanął w nich nie kto inny, jak rozwścieczony Bakugo Katsuki we własnej osobie, którego na widok przyjaciela ewidentnie zatkało, bo przez chwilę stał bez ruchu, a potem zrobił się jeszcze bardziej czerwony na policzkach, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
— Chodź — powiedział tylko, a Kirishima skinął głową, ani na moment nie potrafiąc oderwać wzroku od jego twarzy. Zawsze serce waliło mu tak szybko w obecności chłopaka czy to tylko zniekształcenie wywołane nowym odkryciem? Zawsze tak się denerwował, pocił, rumienił? Dlaczego wcześniej tego nie zauważył? A teraz pewnie wyglądał jak ostatni dureń...
Spójrz gdzie indziej, nakazał sobie, myśląc o tradycyjnym wystroju wnętrz, o swoich spodniach, które przecież odznaczały się tak pięknym odcieniem burej szarości...
Już, już naprawdę miał odwrócić wzrok, gdy Katsuki pewnym ruchem złapał go za rękę, ciągnąc za sobą, przez co Kirishima pomyślał, że zaraz padnie na zawał. Spokojnie, to nic takiego, wmawiał sobie, gdy szli korytarzami posiadłości, a on mimo mijających sekund wciąż był tak samo rozkojarzony i żałośnie odsłonięty, przy czym trudno było mu iść na nogach, które, choć zazwyczaj silne, teraz były jak z waty, i naprawdę musiał się pilnować, żeby nie paść na podłogę jak długi. Nic takiego, dokładnie. Przecież nic się nie zmieniło. Przecież tak już było.
Tyle że jego przekonywanie się okazało się być jednym wielkim kłamstwem, bo chłopak zdawał sobie sprawę, że teraz, gdy już... gdy już wie, nic nie będzie takie samo. Sam nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.
— Słyszałeś wszystko? — zapytał speszony Katsuki, gdy weszli do jego pokoju, a on upewnił się, że drzwi na pewno są zamknięte. — To, co mu mówiłem?
— J-ja... j-j-ja... Tak... — wydusił Kirishima, a w jego głowie pojawiła się jedna wyraźna myśl pośród niewyraźnego, zbitego w kłąb motłochu innych: Od kiedy ja się jąkam?
Teraz Katsuki patrzył na niego dziwnie, jakby nie bardzo wiedział, co myśleć o tej reakcji. Kirishima już miał się zapaść pod ziemię i nigdy więcej spod niej nie wychodzić, gdy ten najwyraźniej podjął jakąś decyzję, bo zacisnął dłonie w pięści i spojrzał przyjacielowi prosto w oczy, nie wiedząc, że tym samym znów przyprawił go o palpitacje serca.
— Ja... Mówiłem prawdę. Chcę, żebyś wiedział. Każde słowo... było prawdą. Więc nie powinieneś myśleć o tym, co mówi ten dureń, bo jesteś męski. I... i... niezniszczalny.
Do oczu Kirishimy napłynęły łzy. Był teraz zbyt rozstrojony emocjonalnie, żeby to powstrzymać... Spuścił głowę, mrugając szybko, żeby się ich pozbyć, ale zaraz i tak musiał otrzeć dwie duże uciekinierki wierzchem dłoni, a potem następne, gdy próbował ukryć drżenie. Tak bardzo... Po tym tygodniu bezustannego wątpienia w siebie tak bardzo potrzebował to usłyszeć...
W następnej chwili otworzył szeroko załzawione oczy, gdy nagle został zamknięty w silnym uścisku. Katsuki nie patrzył mu w oczy, ale jego ramiona były pewne. Dawały ciepło, którego Kirishima tak rozpaczliwie potrzebował... Nie wiedział, czym sobie zasłużył na takie traktowanie, ale cieszył się, bo miał swojego najlepszego przyjaciela, który nie znienawidził go mimo tego całego bałaganu, który narobił, mimo tego, że czuł więcej, niż powinien...
— Dziękuję, Katsuki — wyszeptał, przez moment nie rozumiejąc, dlaczego chłopak nagle się spiął, zaraz jednak szybko poprawiając się, gdy go olśniło: — Z-znaczy Bakugo, wybacz, wymsknęło mi się... — Kiedy właściwie w myślach zaczął nazywać go po imieniu...? Zaraz po przyjeździe do posiadłości rodziny Koyama, wcześniej...?
A jego przyjaciel milczał, nie odsuwając się jednak. Może to Kirishima powinien to zrobić? Może on robił to z przymusu? Może ten kontakt był wymuszony, może...
— Może być Katsuki... Eijiro. — A nagromadzone uczucia Eijiro eksplodowały, gdy znów zaczął płakać, wtulając się mocniej w swojego najlepszego przyjaciela, w osobę, którą tak bardzo adorował, w kogoś, w kim... w kim był zakochany.
Nie wiedział, jak będzie się z tym czuł następnego dnia, ba! nie wiedział, jak będzie się z tym czuł za godzinę, ale teraz, w tym pomieszczeniu, gdzie byli sami i tylko dla siebie, w tym cieple, poczuciu bezpieczeństwa...
Teraz było dobrze.
❄️
Katsuki długo nie mógł zasnąć, choć zazwyczaj zajmowało mu to pięć, może dziesięć minut. Potrafił spać wszędzie i w każdych warunkach, jeśli bardzo chciał, i był za ten talent bardzo wdzięczny, a przynajmniej wdzięczny wtedy, gdy ten działał. Teraz było inaczej, a choć zazwyczaj miał skuteczny sposób i na takie sytuacje, tej nocy nie potrafił przegnać natarczywych myśli. Musiał przemyśleć to jeszcze raz. Jeszcze raz poczuć to ciepło, tą niepewność, lekkie zażenowanie i... i troskę, bo tak strasznie martwił się o Eijiro, a teraz... A teraz miał podejrzenia, że przez przypadek mógł wszystko popsuć.
Zamknął oczy i przywołał wspomnienia z wieczoru. Feralna kolacja, te okropne słowa brata matki, po których Katsukiemu zrobiło się niedobrze, odejście Eijiro, jego wrzask, gdy nie wytrzymał, gdy nie mógł patrzeć na to, jak jego wuj... jak ten obcy, wstrętny mężczyzna obraża chłopaka, w którym był tak zakochany, nawet jeśli beznadziejnie i bez szans na przyszłość, zwłaszcza teraz, gdy każdy pewnie już wiedział, co naprawdę czuje. Brzmiał pewnie jak zabujany po uszy dzieciak, jak frajer, nienormalnie, a najgorsze było to, że gdy zobaczył wzrok Eijiro, jego zmieszanie, speszenie i ciągły rumieniec wstydu były widoczne jak na dłoni. To tak jasne, tak oczywiste! On na pewno już wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego skrycie chciał Katsuki, już zrozumiał, że jego najlepszy przyjaciel był gejem. Że po nocach czasem nieśmiało wyobrażał sobie ich czułe pocałunki, później krzycząc w poduszkę ze wstydu przed samym sobą.
Wiedział to wszystko, więc czemu dał się przytulić? Czemu nazwał go po imieniu? Z litości? Bo jeszcze chciał postąpić męsko i nie zrywać ich znajomości? Katsuki wolałby dostać kosza. Tak przynajmniej przestałby robić sobie nadzieję... Może powinien zapytać wprost? Wtedy przynajmniej wiedziałby od razu, tyle że... To głupie. Nie potrzebował... związków. Nie chciał bardziej odstraszyć od siebie Eijiro i... Dostał tak dużo, że wręcz byłoby głupio prosić o więcej. Bo przecież nie tchórzył. Nie, nie, tu wcale nie chodziło o tchórzostwo.
Zasnął dopiero po kolejnej godzinie bezsensownego przewracania się z boku na bok, nie wiedząc, że za ścianą Kirishima Eijiro przeżywał podobne rozterki.
Jego rodzice. Przyjaciele, dalsza rodzina, koledzy, wszyscy. Jak zareagują, gdy dowiedzą się, że jest gejem? Czy on sam też się zmieni? Nagle zacznie nosić różowe ubrania, malować się i... Nie, to bzdura. Skoro do tej pory go to nie kręciło, nagle mu nie odbije, prawda? Chociaż wcześniej przecież nie kręcili go też chłopcy, a przynajmniej nie w... no, takim znaczeniu, a teraz...
Bał się. Co jeśli coś to między nimi zepsuje? Jeśli Katsuki nie będzie dłużej chciał go znać, rodzice wydziedziczą, przyjaciele znienawidzą, może wywalą go ze szkoły...!
Wyluzuj, przykazał sobie, biorąc głęboki wdech i siadając na futonie, bo bezustanne kręcenie się na materacu tylko go rozbudzało, nie przeciwnie. To nie koniec świata. Właśnie! To nie koniec świata, musiał po prostu znaleźć kogoś, kto pomógłby mu poukładać myśli, kogoś, kto być może był w podobnej sytuacji...
Todoroki!
Zerwał się na równe nogi, sięgając po telefon i błyskawicznie odnajdując numer na liście kontaktów, po czym z nerwowym napięciem czekając, aż jego kolega odbierze.
— Halo? — odezwał się zaspany głos po drugiej stronie słuchawki. — Kirishima? Dlaczego ty...
— Jestem gejem — wypalił Eijiro, czując, jak żołądek wiąże mu się w supeł. Jak dobrze, że nie zdążył zjeść kolacji...
— No... — Na moment zapadła cisza, a po chwili chłopak mógł usłyszeć głośne ziewnięcie Todorokiego, które reakcją łancuchową zmusiło do ziewania także jego. — No wiem. Ty i Bakugo jesteście razem. To dlatego dzwonisz do mnie o pierwszej?
— Och. — Na śmierć zapomniał, która jest godzina, chociaż za oknami już od dawna było ciemno! No tak, wieczór był tak emocjonujący, że ledwo zwracał uwagę na otoczenie... — Och, obudziłem cię.
— Fakt.
— Sorry, stary.
— Nie no. — Znów ziewnął, a zaraz po nim Eijiro, powoli zaczynając sobie uświadamiać, że być może jest bardziej zmęczony niż mu się wydawało, a spanie do południa to nie najlepszy pomysł przy tak regularnym harmonogramie rozdawania posiłków. — Spoko.
Eijiro westchnął, przecierając twarz jedną dłonią. Wiedział, że nie ma wyjścia, jeśli chciał choć trochę odpocząć. Przysługa za przysługę, a pół godziny snu w jedną czy drugą stronę raczej nie zrobi Todorokiemu różnicy. Musiał opowiedzieć całą historię, od początku do końca... I choć momentami faktycznie trudno mu było się tłumaczyć, w końcu doszedł do wydarzeń z kolacji, a później całego wieczoru.
— Hm. No tak. Ewidentnie jesteś gejem. Wciąż nie rozumiem, czemu akurat Bakugo, ale okej — stwierdził mądrze trochę mniej zaspany Todoroki, a Eijiro wywrócił oczami.
— No tak, to wiem. Chodziło mi o to... czujesz się jakoś, nie wiem... pewniej? Teraz, gdy wiesz, że jesteś taki jak... ja?
— Na początku się stresowałem, ale to raczej zależy od człowieka — wyjaśnił Todoroki, a Eijiro skinął głową. — Moja siostra była zachwycona.
— Powiedziałeś ojcu?
Po drugiej stronie zapadła cisza, a gdy Todoroki wreszcie się odezwał, mówił troszkę ciszej:
— Jeszcze nie.
— Myślisz, że on... — Eijiro urwał, nie wiedząc, jak dobrać odpowiednie słowa, żeby przez przypadek go nie urazić. Na szczęście chłopak w mig zrozumiał.
— Zaakceptuje mnie? Raczej nie będzie miał wyboru, jeśli nadal będzie chciał mnie trenować — parsknął Todoroki, ale Eijiro mógłby przysiąc, że raczej się nie uśmiechał. Na myśl o tym, że mógłby mieć takie problemy ze swoim tatą, znów zrobiło mu się niedobrze. Miał tak kochaną rodzinę, nie chciał ich stracić przez zwykłe zauroczenie. Niby to jego pierwsza miłość, ale...
No właśnie, pierwsza miłość. Szybko przejdzie.
— Dobra, dzięki — wydusił, powstrzymując odruch wymiotny. — Przepraszam jeszcze raz...
— Nie ma sprawy. Jakby co, dzwoń — zakończył rozmowę Todoroki w tym czasie, w którym Eijiro odrzucił telefon w kąt i znów rzucił się na miękki futon. Być może zajmie to trochę, ale w końcu zdławi w sobie to uczucie, niczym nie ryzykując. Nie będzie dla Katsukiego nikim więcej, jak przyjacielem.
Tylko ile da radę okłamywać sam siebie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro