Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[Special] A Holly Jolly Christmas

Tony stał w swojej sypialni i patrzył na panoramę nocnego Nowego Jorku przez szklaną ścianę. Miasto było oświetlone kolorowymi lampkami, a on sam miał na sobie ohydny, czerwono-zielony sweter.

Stark nigdy nie lubił świąt, głównie dlatego, że jeho rodzice zginęli tydzień przed tym międzynarodowym wydarzeniem.

Tak właściwie to praktycznie nikt w drużynie Avengers nie lubił Bożego Narodzenia, ale jednak je obchodzili, bo to był jedyny okres w roku, kiedy mogli zapomnieć o wydarzeniach, które doprowadziły do powstania ich drużyny.

Nie, że żałowali że się poznali, po prostu fakt, że są tu razem przez dość traumatyczne wydarzenia nie był zbyt optymistyczny i miły.

Jednak te święta miały być inne, a przynajmniej dla Tony'ego, bo tym razem będzie je obchodził ze Stephen'em Strange'm, magicznym upierdliwym hogwartczykiem czy innym Merlinem, z którym jakimś cudem naukowiec skończył w pseudo-związku.

Czasami Stark zastanawiał się jakim cudem wylądował z nim w tej "romantycznej" relacji.

W końcu Stephen tylko go pocałował kilka razy i wymusił na nim opowiedzenie swojej życiowej historii, co niby miało ich ze sobą połączyć?

Przecież te pocałunki nie były ani trochę romantyczne albo czułe; to był bardziej impuls w ogóle nie związany z niczym romantycznym.

Może po prostu im obojgu brakowało drugiej osoby u boku, dlatego tak skończyli?

Tony tego nie wiedział i mówiąc szczerze nie chciał wiedzieć. Było mu dobrze tak jak jest i nie chciał nic w tej kwestii zmieniać.

Teraz chciał po prostu cieszyć się tymi świętami i zapomnieć o tym, jak stał się Iron Man'em.

Wyszedł ze swojej sypialnii i skierował się w stronę salonu, który na potrzeby kolacji został przemeblowany i zmieniony w tymczasową jadalnię.

Wszyscy wyglądali na zadowolonych.

Natasha i Bruce nakrywali do stołu, Thor starał się przekonać Loki'ego do założenia ohydnego, zielono-złotego swetra z reniferem, Steve z Bucky'm wspominali dawne czasy, Clint wraz ze swoją rodziną rozwieszali dekoracje, Sam i Peter pomagali komu się da chcąc zrobić cokolwiek.

Tylko Tony stał i przyglądał się temu zamieszaniu z dziwną satysfakcją.

Po chwili do Wieży przybyli także Wanda, Vision, Agent Coulson, Maria Hill a nawet Nick Fury.

Wszystko było wręcz idealnie.

Nikt nie mówił o pracy.

Nikt nie wspominał nieprzyjemnej przeszłości.

Stark mógłby trwać w tej chwili już zawsze.

- Panie Stark, mógłby nam pan pomóc? - Zapytał Peter wyciągając naukowca z zamyślenia.

- A mam wybór? - spytał ironicznie i podszedł do Peter'a, aby pomóc mu nosić talerze.

- Jeżeli chcesz zjeść cokolwiek to raczej nie - Powiedział Clint wieszając lampki pod sufitem.

- Tak, tak, ty się lepiej zajmij oświetlaniem ludzi w tym pomieszczeniu Legolas - prychnął Tony, po czym całkowicie oddał się pomocy w szykowaniu kolacji.

Dwadzieścia minut później wszystko było gotowe, nawet Stephen przyszedł wcześniej, żeby chociaż trochę pomóc.

Czarodziej nie spodziewał się, że kiedykolwiek spędzi święta z kimś kto nie jest nim samym.

Zazwyczaj siedział przy stole sam i jadał dania na wynos, lecz teraz miał zasiąść przy stole z dość sporym gronem osób.

I w sumie pasowało mu to.

- Czekaj, to Loki serio kiedyś wziął i cię dźgnął jak byliście mali? - spytał Clint, a Loki na to pytanie przewrócił oczami.

- Uh huh. Zmienił się w węża a ja uwielbiam węże i on wykorzystał ten fakt przeciwko mnie - Thor wzruszył ramionami.

- Przeprosiłem cię - prychnął jego brat, a Bóg Piorunów się zaśmiał.

- Zrobiłeś to tylko dlatego no nasza matka ci kazała!

Thor i Loki zaczęli się wykłócać, ale Stark nie zwracał na to uwagi. W tej chwili był w swoim własnym świecie, nie martwiąc się niczym.

- A właśnie, Tony. Czemu nie zprosiłeś Pepper i Morgan? - spytał nagle Phil, przez co Stark nagle spochmurniał.

- Pojechały do rodziców nowego faceta Pep - powiedział naukowiec jakby wcale go to nie ruszało. - Morgan ma szansę mieć dziadków, więc nie mogłem protestować.

Po tym zdaniu przy stole nastała głucha cisza, która przeciągała się w nieskończoność, dlatego po jakiś 10 minutach Tony wstał od stołu i wyszedł na przestronny taras.

Było zimno, owszem, ale jemu to nie przeszkadzało.

Cholera, że też Coulson musiał zacząć ten temat, no kurwa no.

A już miał dobry humor.

Nawet nie zauważył, kiedy podszedł do niego Stephen, albo raczej nie chciał zauważyć.

Cholera, czy on nie może pobyć chwilę sam?

- Tony, wszystko w porządku? - spytał Strange, a Stark chciał w tej chwili przyjebać komuś albo czemuś.

- Weź nie zachowuj się jak pizda i nie zadawaj głupich pytań - odparł naukowiec zaskakująco spokojniej niż zamierzał. - Czy tak ciężko zrozumieć, że chcę pobyć sobie sam ze sobą? Dajcie mi się poużalać nad moim życiem, ludzie. I może też kosmici. Ale głównie ludzie.

- Słuchaj, wiem, że brakuje ci Morgan, ale to nie znaczy, że masz się nad sobą użalać całe życie.

- Gówno wiesz.

- Dobra, jak chcesz. Chciałem ci powiedzieć, że mam dla ciebie prezent, ale skoro nie, to się nie będę narzucać.

Po tym zdaniu Stephen wszedł z powrotem do salonu alias jadalni, a Tony zastanawiał się, czy nie pójść w jego ślady.

Prezent czy odmrożenia na dupie?

Trudny wybór.

Tak trudny, że Stark natychmiast wszedł do środka.

Jednak kiedy chciał podejść do Stephen'a zapytać o ten prezent, zatrzymała go mała istotka, która na niego skoczyła.

- Woah, Morgan? A ty co tu robisz? - spytał Tony biorąc swoją córkę na ręce i zaczął rozglądać się za Pepper.

- Mama pozwoliła wujkowi Stephen'owi mnie tu zabrać przez taki fajny, świecący portal - powiedziała dziewczynka z uśmiechem, a Stark zaczął zastanawiać się kiedy jego córka zaczęła mówić na maga per "wujek" - Mogę zostać na tydzień!

Kiedy naukowiec nie wiedział co powiedzieć, podszedł do niego Stephen i położył mu rękę na ramieniu.

- Wesołych świąt, Tony.

-----------------------

Special spóźniony 2 dni na prawie 1000 słów

Nawet nie pamiętam kiedy tyle ostatnio napisałam XDD

Mam nadzieje że się podoba :3

Inspirational quote na dziś

Bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro