Call it suicide
– Hej, Zaynie, mógłbyś to wziąć? – powiedział Louis, ruchem głowy wskazując na karton z jego ulubionymi książkami. Sam trzymał dwa obrazy i chciał jak najszybciej zniknąć za drzwiami. Mijały dwa tygodnie od rozpoczęcia terapii dla par, która wiele mu uświadomiła. Nadal zdarzało mu się wybuchnąć płaczem przed terapeutką, ale z wizyty na wizytę była poprawa.
– Jasne. Poradzisz sobie z tym?
– Tak, jeszcze mam walizkę, ale możecie już jechać. – Dał brunetowi pęk kluczy do wynajętego mieszkania, do których już przywiesił zawieszkę ze swoim imieniem.
– Powiedzieć Ni, żeby został z tobą? – Malik spojrzał na Harry'ego, który stał w progu i robił wszystko, by się nie rozpłakać.
– Nah, dam radę. Jeszcze koty muszę zapakować.
– Może jednak zostanę?
– Jest okej, Zaynie. Zaraz do was dojadę.
Brunet kiwnął głową i zapakował ostatnie rzeczy do swojego auta. Spojrzał na dom swoich przyjaciół, zapinając pas na miejscu kierowcy.
– Mam dziwne przeczucie – powiedział, patrząc na Nialla.
– Zostać z nimi?
– Lou stwierdził, że da radę.
– Okej, jedź, zadzwonię za chwilę do niego. Najpierw zapytam jak Margo – dodał, wybierając numer mamy.
Louis rozglądał się po salonie, zastanawiając się, co jeszcze powinien zabrać ze sobą. W końcu skierował się do kuchni i wrzucił do kartonu kocie miski.
– Zostaw mi je – usłyszał za sobą cichy głos, gdy wkładał koty do transporterów. – Choć jednego.
– Rozmawialiśmy o tym. One się kochają i nie możemy ich teraz rozdzielać.
– My też się kochamy.
– Rozmawialiśmy o tym, Harry.
– Nie zostawiaj mnie, Boo, błagam – poprosił, a jego oczy automatycznie zaszły łzami.
– Masz mój adres. Gdyby coś się działo, to możesz przyjechać.
– Mogę jechać już teraz? Już tęsknię. – Zmarszczył brwi, a Louis modlił się, by ten tylko się nie rozpłakał, bo jego serce pękłoby kolejny raz. Spędzili długie godziny na rozmowach, płaczu i nerwach.
– Harry – westchnął. – To część terapii, zgodziłeś się na to. Muszę iść, pa.
Tomlinson zacisnął dłonie na kierownicy, biorąc głęboki oddech. W jego głowie znów był mętlik, ale nie chciał wszystkiego odwoływać. To był jego nowy początek, zwłaszcza że to właśnie dziś zaczyna terapię dla osób, które się okaleczają, co poleciła mu kobieta od terapii dla par. Najpierw miał pokochać siebie, by móc podarować miłość dalej. Przeprowadzka do wynajętego mieszkania z dala od Harry'ego też miała być formą terapii.
– Gotowi? – zapytał, patrząc na klatki i uśmiechnął się, widząc szarą łapkę i słysząc miauknięcie.
W tej samej chwili odezwał się jego telefon. Louis przewrócił oczami, widząc imię blondyna.
– Jedziesz już? – usłyszał.
– Właśnie odpalam, a co?
– Wszystko okej?
– Tak, Ni. Jesteście na miejscu?
– Zaynie właśnie poszedł z kolejnymi kartonami. Oddał ci koty?
– Tak, ustaliliśmy to wcześniej.
– Ale na pewno nic ci nie zrobił?
– Nie, spokojnie, widzimy się za chwilę.
Kwadrans później Louis parkował za autem swojego przyjaciela i pomachał do Nialla, który stał z pudełkiem.
– Chyba się jaram – przyznał, gdy zastał dwójkę przyjaciół w swoim mieszkaniu. Może i nie było tak duże, jak dom, ale miało cudowną sypialnię i było jego. No prawie, bo wynajmował je od młodego małżeństwa.
– Liczę na coś dobrego za pomoc – zaśmiał się Malik.
–Ale to nie dzisiaj, możecie wpaść w weekend, to coś ogarnę.
– Jasne. Dzwoń po terapii, chcę wiedzieć, jak było. Albo wpadnij na kolację, o! – Ucieszył się Niall, uważając swój pomysł za genialny.
– Nah, Ni, muszę tu ogarnąć. – Rozejrzał się po salonie i spojrzał na kartony zaklejone taśmą.
– Widzimy się o szóstej i nie próbuj się wymigiwać!
– Jezu, Niall... – jęknął.
– Szósta! – powiedział głośno, machając i wychodząc z Zaynem, który obejmował go.
Wypuszczone koty zwiedzały każdy kąt, a Louis wziął się za rozpakowywanie swoich rzeczy. W końcu włączył głośną muzykę i skierował się do sypialni. Nim się zorientował, zegarek zaczął wskazywać czwartą, a on miał pół godziny na przygotowanie się do wyjścia. Odświeżony kierował się do gabinetu psychologa i czuł, że jego serce za moment zatrzyma się ze strachu. Nogi niczym z warty odmawiały mu posłuszeństwa, gdy wchodził do odpowiedniego gabinetu. Lekarza miał poleconego przez terapeutkę małżeńską, ale mimo to czuł stres i przygnębienie po godzinie. Wiercenie w przeszłości sprawiło, że jego oczy znowu pełne były łez, a psycholog słuchał w ciszy, by po chwili zadawać kolejne pytania. Louis musiał wracać myślami do ponurych dni depresji i przyznawać, że jej nie leczył. Płacząc, opowiadał o problemach z zaufaniem do Harry'ego, a potem z problemami w sferze intymnej. Dość długo wzbraniał się przed rozebraniem przez Stylesem, by potem zrobić mu niespodziankę w rocznicę, gdy to udało im się zorganizować wolny wieczór w jego domu i skonsumować związek. Harry długo mu dziękował, całując każdy skrawek jego pociętego i znienawidzonego ciała. Mimo wszystko długo zajęło mu pokochanie siebie i pełne oddanie.
Połączenie wyrwało go ze wspominania terapii, gdy wracał do domu. Dochodziła szósta, a Niall dopytywał czy już do nich jedzie.
– Jestem zmęczony, Niall – przyznał, bo po prostu nie chciał pokazywać się z zapłakanymi oczyma.
– Trudno, talerz na ciebie już czeka. Widzimy się za chwilę, bo jak nie, to cię znajdę, ale wtedy nie żyjesz. Napracowałem się.
Brunet westchnął z uśmiechem i skręcił w odpowiednią uliczkę. Pożegnał się i obiecał, że za chwilę będzie. Musiał jeszcze kupić jakieś wino, więc zaparkował przed sklepem. Wybieranie trunku przerwał Harry swoim połączeniem.
– Słucham? – powiedział Lou, wcześniej wypuszczając z siebie westchnienie.
– Przeszkadzam? – zapytał smutno. Długo kłócił się z sobą, bo nie wiedział, czy wypada mu zadzwonić, ale chciał usłyszeć Louisa i dowiedzieć się jak terapia.
– Nie, Harry, jestem w sklepie.
– Potrzebujesz czegoś? Mogłeś zadzwonić.
– Po prostu jadę do Ni i muszę kupić im wino.
– Och, racja... – Harry czuł smutek, że jego przyjaciele wykluczyli go z paczki, ale w żadnym stopniu nie dziwił im się. – To będę kończył.
– Nie bądź zły, Harry.
– Nie jestem zły, Lou. Po prostu chciałem cię usłyszeć i nie chcę wam przeszkadzać.
– Chcesz wpaść do nas?
– Nie, Lou, mam trochę pracy.
– Pracy... – szepnął Louis bardziej do siebie niż do Harry'ego. Styles poczuł ucisk w środku, bo wiedział, do czego ta aluzja.
– Pracy, Lou. Naprawdę z nikim się nie spotykam. Kocham tylko ciebie, Boo.
– Jasne, Hazz. Wiem.
– Nie ufasz mi, wiem, ale chcę, żebyś wiedział, że zależy mi tylko na tobie. Jak było na terapii?
– Całkiem dobrze. – Louis nie chciał rozmawiać przy kasie, bo właśnie płacił za wino i czekoladki.
– To fajnie.
– Nie jestem pewien czy dam radę to ciągnąć, to było okropne – powiedział, wsiadając do auta.
– Dlaczego?
– To takie okropne, gdy muszę do tego wracać, Harry. Do pierwszego cięcia, do spotykania z tobą, do braku zaufania. Musiałem opowiadać jej, że nie umiałem się przed tobą rozebrać.
– Tak bardzo przepraszam, Louis. – Głos Harry'ego się łamał. Chłopak miał wyrzuty sumienia, bo wiedział, że to jego wina. Gdyby nie ta żałosna zdrada, to nikt nie musiałby przechodzić przez to piekło. – Zrobię wszystko by ci to wynagrodzić.
– Nie mów tak. – Pokręcił głową, zaciskając powieki. – Nie obiecuj mi niczego. Kiedyś obiecałeś, że nigdy nie pozwolisz mnie zranić, a potem sam to zrobiłeś.
– Przepraszam, Lou.
I tak, Harry wiedział, że przeprasza milion razy dziennie, ale miał małą nadzieję, że to cokolwiek pomoże. Jednak skutek był odwrotny, a Tomlinson rzygał tymi słowami bez pokrycia.
– Muszę kończyć, miłego wieczoru – powiedział szatyn.
Rozłączył się i zauważył połączenie od Nialla.
– Ja pieprzę, czy każdy Malik jest taki natrętny? – zaśmiał się, odbierając.
– Tylko ten, który ma nazwisko przez papier, a nie krew. Jedziesz już?
– Właśnie wyjeżdżam spod sklepu.
– Weź mnie na głośnik i opowiadaj, jak było.
– Nie możesz poczekać?
– Masz dziesięć minut. Uważaj na siebie.
Louis podkręcił głośność radia, słysząc Arctic Monkeys. Uwielbiał ich mimo nienawiści Harry'ego, który z jękiem kazał mu zmieniać płytę bądź brać słuchawki, gdy puszczał ich w domu. Teraz mógł wyżywać się i zdzierać gardło na „R U Mine?" i nikt nie mógł mu zabronić.
Wchodząc do Malików, przywitał go głos Margo raczkującej po korytarzu. Ucieszyła się, widząc wujka i wyciągnęła ręce w jego stronę. Lou wtulił twarz w jej włosy i pocałował w małe czoło z niewielkim guzem.
– Jak cię tatusiowe pilnują? – zapytał, przenosząc wzrok na Zayna.
– Wiesz jaki opierdol za to zgarnąłem? Zaczyna wstawać i walnęła w szafkę, Ni nie odzywał się przez kilka dni.
– O matko boska, to straszne! – powiedział, udając poruszonego, ale ironiczny uśmiech pojawił się na jego ustach.
– Wal się, jesteś po jego stronie.
– I tak cię uwielbiam, Zaynie. – Przytulił się, by po chwili to samo zrobić z blondynem.
Podczas kolacji śmiali się, rozmawiając na neutralne tematy i omijając wszystko, co związane jest z Harrym.
Styles siedział w salonie, przeglądając antyki i nie mógł skupić się na niczym. Jego myśli krążyły wokół Louisa i jego wyprowadzki. Mając go blisko, liczył, że wszystko wróci do normy, a teraz czuł, że straci go na zawsze. Miał wrażenie, że wyprowadzka Louisa kończy wszystko, co ich łączyło, a terapie będą tylko formalnością.
Zamknął przeglądarkę i dopił wino z kieliszka. Chwilę później kładł się, gdy pokaz slajdów z ich zdjęciami. Czuł ścisk w środku, wspominając najlepsze momenty ich życia, a potem przypomniał sobie o pierścionku, który znalazł ostatnio na dnie szafy. Z głośno bijącym sercem przymierzał go, a ten jak na złość pasował jak ulał.
***
– Czekaj, Ni, a pamiętasz, jak byliśmy u mojej rodziny pierwszy raz? – zaśmiał się Zayn, wspominając feralny wieczór. Jego rodzice długo nie mogli pogodzić się z myślą o homoseksualnym synu, ale teraz kochali jego męża i dziecko. – Nie mogłeś zapamiętać imion moich sióstr i każda była „Ta no, wiesz ta...".
Niall uderzył go w ramię ze zdenerwowaniem. To nie jego wina, że nie miał pamięci do imion i dość długo zajęło mu zapamiętanie imion członków rodziny Zayna.
– Lepsze to niż twoje wypalenie „Mamo" do mojej mamy na święta. Znałeś ich dwa miesiące, Zaynie.
– Spaliłem się wtedy ze wstydu, o matko!
– Albo twoje żałosne żarty i podteksty na temat bomb i wysadzania, kurwa!
– Jestem Arabem, ups.
Louis słuchał ze śmiechem, bo uwielbiał ich wpadki. Kończyli właśnie kolejną butelkę wina, a Margo spała już od dobrej godziny.
W tych samych chwilach Harry upijał się tanim winem, patrząc na zachodzące słońce i siedząc na tarasie. Dzisiaj pogoda wyjątkowo dopisywała i z pewnością robiliby grilla, zapraszając znajomych i nie zważając na fakt, że już wrzesień. Robiliby, gdyby on nie spieprzył całej sprawy. Od miesiąca nie wiedział co dzieje się u Franco, ale widział go wsiadającego do drogiego samochodu. Poczuł dziwny ucisk w środku i znowu dotarło do niego, jak mógł czuć się Louis. Palcami obracał pierścionek, którego nie chciał zdejmować. Pokochał go od pierwszej chwili i znowu nienawidził siebie za odrzucenie zaręczyn. Chciał, żeby Louis teraz był tu przy nim, wtulał się i domagał okrywania kocem, tak jak to zawsze robili.
Z salonu dobiegały dźwięki playlisty stworzonej z losowo odtwarzanych piosenek. Jak na złość teraz do uszu Stylesa dobiegły dźwięki „When I was your man" Bruno Marsa. Wsłuchiwał się w tekst i nawet nie zorientował się, gdy łzy zaczęły spływać po jego policzkach. W przypływie chwili chwycił telefon i wystukał do Louisa krótkie:
Powinienem kupować Ci kwiaty i trzymać Cię za rękę
Z mocno bijącym sercem oczekiwał odpowiedzi, ale nic nie nadchodziło. Tomlinson zupełnie nie zwracał uwagi na telefon, wygłupiając się z przyjaciółmi. W końcu ci zaproponowali, żeby został na noc, a on chętnie zgodził się. Rano z uśmiechem jechał nakarmić koty, by potem zająć się pracą. Miał drobne remonty w galerii i musiał przypilnować fachowców, by przemalowali odpowiednią ścianę. Zdziwił się, widząc Harry'ego, który po jedenastej z uśmiechem przechodził przez próg. Bez zbędnych słów pocałował mężczyznę w czoło, przytulając go ciasno.
– Powinieneś być w sklepie, Harry – szepnął Louis, odsuwając się od Stylesa. Nie chciał, żeby pracownicy słyszeli ich rozmowy.
– Tęskniłem za tobą. Zamknąłem na chwilę i pomyślałem, że zjemy lunch.
– Nie mam czasu.
– Mogę przynieść coś tutaj.
– Porozmawiamy później, Harry, ja naprawdę mam pracę. – Zmarszczył brwi. Okej, czasami sam siebie zadziwiał, widząc jakim chłodem obdarza byłego ukochanego. Jednak chciał, by to Harry teraz cierpiał i starał się. Dopiero dziś przeczytał SMSa z cytatem Bruno Marsa i poczuł zażenowanie, bo to idealna piosenka dla Stylesa, który też wszystko spieprzył.
– Umówisz się ze mną na kolację?
– Odezwę się po pracy. Mam remont, spójrz. – Ruchem głowy wskazał na dwóch mężczyzn, który mieli odświeżyć jedną ze ścian. – Mam wystawę do przygotowania.
– Nie powinieneś się tak przemęczać.
Nagle Cię to interesuje? – pomyślał Louis, ale nie wypowiedział ani słowa. Harry znowu go przytulił, żegnając się i wychodząc ze spuszczoną głową. Tomlinson naprawdę miał dużo pracy i nie chciał tracić ani chwili. Zwłaszcza że miał jeszcze milion zdjęć do przejrzenia, bo musiał wybrać najlepsze obrazy szesnastolatki, która wygrała mini konkurs organizowany przez bruneta. Chciał świeżości i pragnął pomóc komuś młodszemu. Dziewczyna była naprawdę urocza, gdy przyszła do niego z mamą i pięcioletnią siostrą, by odebrać nagrodę i podpisać umowę o wystawę. I miała ogromny talent. W poniedziałek miał dać jej ostateczną odpowiedź, które prace będą u niego wisieć, więc teraz jego biurko zasypane było zdjęciami. Zwykle robił to na podłodze, godzinami siedząc nad pracami, ale teraz musiał ograniczyć zajmowaną powierzchnię.
Czuł zmęczenie, wychodząc z pracy późnym wieczorem. Ba, właściwie to była już noc, bo dochodziła dziesiąta, gdy przekręcał klucz w stacyjce. Z jego ust co chwilę wyrywało się ziewnięcie, ale cieszył się, że wreszcie wybrał najlepsze prace. Nie chciało mu się jednak pisać maila z informacjami, co zawiśnie na jego ścianach i postanowił przełożyć to na jutro. Wzdrygnął się, gdy na schodach wpadł na Harry'ego. Chłopak po południu pytał o wspólny wieczór, ale Louis przyznał, że ma dużo pracy i będzie późno. Styles przeglądał internet i uśmiechnął się na widok chłopaka.
– Co ty tu robisz? – Tomlinson zmarszczył brwi, wymijając byłego ukochanego i wkładając klucz w zamek. Wpuścił go do środka i odwiesił kurtkę na wieszak.
– Czekałem na ciebie, ale pizza chyba wystygła. – Wskazał na pudełko, w którym już brakowało jednego kawałka, ale Harry nie mógł się powstrzymać. – Bez ananasa.
– Nie jestem głodny, Harry.
Styles spojrzał na chłopaka idącego do kuchni. Od kilku miesięcy schudł naprawdę dużo, co tylko potęgowało wyrzuty sumienia. Wiedział o powrocie do cięcia się, bał się jeszcze problemów z anoreksją i robił wszystko, by Lou jadł coś bez przerwy, gdy tylko jeszcze był w ich wspólnym domu.
– Dobry film i przytulasy? – zaproponował, siadając na kanapie.
– Jest późno, Harry. Chcę wziąć prysznic i iść spać.
Stojąc pod prysznicem, Tomlinson rozmyślał o obecności byłego chłopaka w salonie. W głębi serca cieszył się, że ten się postarał i przyjechał, czekając tu długie chwile. W końcu naciągnął na siebie dresowe spodnie i koszulkę i z uśmiechem wrócił do Harry'ego, który bawił się z kotami, denerwując ich kawałkiem sznurka.
– Powinienem sobie pójść? – zapytał Styles, patrząc na odświeżonego chłopaka.
– Co oglądamy?
Louis wzruszył ramionami, układając się na kanapie i wsuwając stopy na uda chłopaka, gdy miał sam wybrać film. Postawił karton na swoim brzuchu i od razu został otoczony kotami. Panowała cisza przerywana jedynie przez dialogi z „Zabójczego ciała", które oglądali milionowy raz. Faktycznie produkcja nie była wybitna, ale nie mogli zdecydować się na nic innego.
– Jezu, weź je, bo zaraz wyrzucę je na balkon – mruknął Lou, denerwując się, widząc kolejny raz szorstki język na swoim kawałku pizzy.
– Spadaj, Miki, dajemy tatusiowi spokój. – Odepchnął kota, a ten z cichym miauknięciem odszedł w stronę kuchni.
Louis uśmiechnął się i pozwolił się przytulić. Chwilę później tworzył mniejszą łyżeczkę i czuł, jak Harry denerwuje się przez jego mokre włosy, ale dzielnie znosi je w swoich ustach.
Film zdążył się skończyć, Lou zasnąć, a ręka Hazzy zdrętwieć. Delikatnie wyswobodził się z niewygodnego uścisku i usłyszał ciche mruknięcie, mlasknięcie, a Tomlinson zwinął się w kulkę. Brunet objął go, przyciskając do siebie, by nie spadł z kanapy. W końcu wstał i wsunął dłonie pod delikatne ciało. Nie było trudne do uniesienia i dopiero teraz do Harry'ego dotarło, ile kilogramów zgubił jego ukochany.
– Umm, nie, Franco – usłyszał ciche mruknięcie, gdy okrywał Louisa kołdrą. Zdębiał, słysząc imię byłego kochanka i czekał na rozwój sytuacji. – Nie idź, Hazz.
Lou niespokojnie wiercił się, więc Harry zamknął go w ciasnym uścisku. Czuł łzy spływające po twarzy ukochanego i nie wiedział jak zareagować. W końcu sam zaczął płakać, bo kolejny raz dotarło do niego jakim wrakiem człowieka został jego mały Boo.
***
Louis czuł zdenerwowanie w dniu wystawy. Oficjalne otwarcie było zaplanowane na szóstą, ale on już od rana przygotowywał wszystko, by było idealnie. Nic nie mogło się popsuć, bo to była jego szansa. Miał już umówione hostessy, rozdające szampana i napisany plan imprezy, ale mimo to bał się, że coś pójdzie nie tak. Był wdzięczny Harry'emu, który ostatnio dużo mu pomagał. Tuż po czwartej prosił go o ostatnie przysługi i kierował się do mieszkania, by wziąć szybki prysznic i przebrać się, bo w ostatniej chwili stwierdził, że woli czarną koszulę, a nie w kratkę. Po piątej w nerwach parkował przed galerią i witał się z przyjaciółmi. Harry był spięty, bo nadal czuł nienawiść Zayna i Nialla, mimo iż oboje zapewniali, że wszystko jest w porządku. Ale tak nie było i blondyn obiecał sobie, że nie pozwoli, by Styles znowu skrzywdził ich małego Lou.
– Fajnie, że was mam – powiedział Tomlinson kilka minut przed oficjalnym otwarciem. Było już kilku gości, którzy z zaciekawieniem oglądali prace młodej artystki. Harry instynktownie objął go, całując w czoło, a Zaynowi nie udało się powstrzymać ironicznego uniesienia brwi.
– Zawsze możesz na nas liczyć, Lou. – Niall przytulił szatyna, który chwilę później prosił o chwilę uwagi.
Opowiadał o konkursie i zwyciężczyni stojącej obok niego. Nastolatka była przerażona, a jej twarz przybrała kolor czerwieni. Dziękowała za daną jej szansę i obiecała, że nie spocznie na laurach, bo świat stoi przed nią otworem. Louis krążył po galerii, witając się ze znajomymi twarzami i zamieniając kilka słów. Jego serce zatrzymało się na ułamek sekundy, gdy natrafił na ciemnego blondyna, stojącego przed ulubioną pracą Louisa. Popijał szampana, trzymając drugą rękę w kieszeni i zdawał się zupełnie nie zauważać Tomlinsona, który stanął obok niego.
– Hej – powiedział cicho, a Alex uśmiechnął się na jego widok.
– Cześć, Lou. – Mężczyzna uwielbiał głos Ramsona i właśnie to sobie uświadomił. Uświadomił też sobie, jak głupio się zachował. – Miło cię widzieć, dobrze wyglądasz.
– Ty również.
Zapanowała chwila ciszy, którą przerwał Alex, gratulując kolejnej wystawy. Louis uśmiechnął się do niego, dziękując. Harry z bezpiecznej odległości obserwował całą scenę, zaciskając rękę w pięść i starając się uspokoić. Nie chciał, by Alex rozmawiał z jego Louisem i był gotowy zareagować. Irytował się, widząc uśmiechy na ich twarzach i to, jak stukają się kieliszkami z szampanem. W końcu wyszli na zewnątrz, gdy blondyn poprosił o chwilę rozmowy. Twarz Louisa owiało chłodne powietrze i żałował, że nie wziął kurtki. Alex gotowy był okryć go swoją marynarką, widząc, jak drobne ciało szatyna zaczyna się trząść.
– Zmarzniesz – powiedział, okrywając jego plecy, a Lou wreszcie się poddał.
– Powinienem cię przeprosić, Alex. – Tomlinson nie był w stanie spojrzeć w oczy znajomego, bo czuł dziwne wyrzuty sumienia. – Zachowałem się jak dziecko. Tamte teksty były głupie, ja...
– Nic się nie stało, Lou. – Mężczyzna przerwał mu z uśmiechem. Czuł się naprawdę zraniony odrzuceniem, ale nie chciał tego pokazywać. – Chyba wszystko dobrze się skończyło, bo widziałem tam Harry'ego. – Ruchem głowy wskazał na budynek galerii.
– Tak, ja... umm.. my, wiesz. Jesteśmy na terapii, staramy się dojść do jakiegoś ładu.
– Bardzo się cieszę, Lou. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. – Spojrzał na szatyna, którego oczy zaszły łzami. – Boże, Lou... – szepnął, dotykając jego ramienia.
– Zachowałem się jak dupek. Przez chwilę czułem się ważny, a nie jak śmieć, a potem tak chujowo cię potraktowałem.
– Przestań, Lou. Ja się nie liczę, cieszę się, że wam się układa.
Zapanowała cisza, którą w końcu przerwał Alex, przyznając:
– Chociaż masz rację, trochę to zabolało, bo chyba zaczynało mi zależeć haha. – Pokręcił głową. Tomlinson spojrzał na niego i czuł się jeszcze gorzej. – Chyba będę lecieć, gratuluję wystawy, jest cudowna. I cudownie wyglądasz i mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. – Oddał mu kieliszek z alkoholem, który dotychczas trzymał i odszedł szybkim krokiem, czując na plecach wzrok Louisa. Louisa, który od dawna mu się podobał i dlatego tyle czasu spędzał w jego galerii, a gdy udało mu się zaprosić szatyna na randkę, był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Szatyn usiadł na schodku, przyciągając kolana do siebie i opierając o nie brodę. Chłodne powietrze rozwiewało jego włosy, a on nagle poczuł, jakby wszystkie siły go opuściły. Miał ochotę wyprosić zaproszonych gości z wernisażu i pójść do domu, by w spokoju oglądać telewizję pod grubym kocem.
– Louis? – usłyszał za sobą głos Nialla, ale jakoś nie miał ochoty się odwracać. Wtulił się w mężczyznę bez zbędnego słowa, gdy ten pociągnął go do góry, zmuszając do wstania. – Przeziębisz się, chodź. Wszystko w porządku?
– Rozmawiałem z Alexem i zachowałem się tak okropnie, o mój Boże.
– Porozmawiamy później, goście o ciebie pytają.
Tomlinson westchnął, przytulając się do Harry'ego, który z widocznym zdenerwowaniem porywał go w swoje ramiona. Od razu zauważył nieznaną marynarkę i zapytał o właściciela.
– To Alexa, zapomniałem mu oddać. – Louis zmarszczył brwi, odkładając ubranie na zapleczu i wymuszając uśmiech, podchodząc do gości, by przyjąć gratulacje. Styles nie odstępował go na krok i czuł irytację rozmową z Ramsonem, bo chciał wiedzieć, o czym była, a Lou zbywał go, mówiąc, że porozmawiają później.
Zayn zaproponował drinka, bo to było ich tradycją, a Tomlinson zgodził się z uśmiechem. Siedzieli w barze do trzeciej nad ranem, by później razem z Harrym jechać do wynajętego mieszkania. Szybki prysznic i zanurzał się w pachnącej pościeli, dając się przytulić. Czuł zmęczenie i nie miał ochoty na zbytnie czułości ani o rozmowy, a Harry znowu naciskał na temat Alexa.
– Przepraszałem go za moje zachowanie, a teraz daj mi spać. – Szatyn naciągnął na siebie kołdrę, uprzednio wpuszczając pod nią kota. Delikatne mruczenie pomagało mu usnąć i właśnie dlatego nie wyobrażał sobie, by zwierzaki zostały z Harrym.
***
Wspólny weekend sprawił, że Louis zbliżył się do Harry'ego. Znowu podobało mu się usypianie w jego ramionach i wspólne śniadanie w łóżku w niedzielę. Jednak w głowie szatyna ciągle był Alex i jego marynarka wisząca w szafie. Obiecał sobie, że odda ją przy najbliższej okazji, ale z drugiej strony bał się konfrontacji. Mimo wszystko odnajdował w poniedziałek umowę z Franco, by poznać adres ich zamieszkania. Coś we wnętrzu zaczęło go kłuć, gdy czytał nazwisko Hiszpana i poczuł, jak wspomnienia z ostatnich miesięcy odbierają mu oddech. Po pracy ze strachem kierował się pod odpowiedni blok. Stojąc na klatce schodowej, brał głębokie wdechy i próbował się uspokoić. Nacisnął dzwonek i zniecierpliwiony czekał na otworzenie. Przestraszył się widoku Francisco w progu, który z uśmiechem zapytał, co Louisa sprowadza w jego skromne progi.
– Przyszedłem do Alexa – powiedział sucho i starając się nie rzucić na bruneta.
– Nie mieszka tu od dwóch miesięcy, nie pochwalił ci się? – Mężczyzna oparł się o drzwi z uśmiechem, bo czuł władzę na Louisem.
– Jak widać nie. Mogę wiedzieć gdzie go znajdę?
– Czekaj.
Francisco wrócił do Louisa z małą karteczką z adresem, wyjaśniając, że tam wynajmuje coś.
– Jedziesz do niego? – zapytał. – Daj mu to. – Podał szatynowi kilka listów i małą paczkę. – Nara.
– Do widzenia.
Tomlinson czuł ulgę, siedząc w aucie. Kilkukrotnie czytał adres i uśmiechał się, bo mieszkanie Alexa było niedaleko jego galerii. Z dziwnym spokojem używał dzwonka, słysząc za drzwiami głosy i kroki. Blondyn chodził właśnie po mieszkaniu w spodenkach po odświeżeniu i mył zęby, rozmawiając z siostrą o nowej pracy. Czekał na pizzę i przyznawał, że jest padnięty.
– Dobra, otwieraj, bo nic nie rozumiem – zaśmiała się Meg, zupełnie nie rozumiejąc słów wypływających z ust pełnych piany i śliny.
Zdziwił się na widok Louisa, który skrępowany stał na klatce. Zmarszczył brwi, wyjmując szczoteczkę, a Lou miał ochotę się roześmiać.
– Hew, Lo, weć – powiedział, starając się mówić wyraźnie. W końcu przeprosił i szybkim krokiem skierował się do łazienki, by dokończyć toaletę. – Przepraszam, fajnie cię widzieć. To moja siostra. – Wskazał na kanapę, gdzie siedziała dwudziestosześcioletnia blondynka. – Meg, to Lou. No, możesz już iść. – Kiwnął na nią ręką. – Zdzwonimy się.
Kobieta roześmiała się, podchodząc do brata i przytulając się na pożegnanie. Obdarowała Louisa uściśnięciem ręki i skierowała do drzwi. Alex uśmiechnął się, widząc jej reakcję za plecami gościa, gdzie Megan bezgłośnie wydawała okrzyki radości i puszczała serduszka z dłoni.
– Pa, Megs – dodał, machając. – Wszystko w porządku, Lou?
– Tak, ja po prostu chciałem ci to oddać. – Podał marynarkę i nie wiedział jak się zachować.
– Dziękuję.
– Nie wiedziałem, że nie mieszkasz już z Franco.
– Po tym wszystkim nie mógłbym z nim mieszkać. Co u Harry'ego?
– Chyba dobrze. – Wzruszył ramionami.
– Chyba? Nie wiesz, z kim mieszkasz?
– Nie mieszkamy ze sobą. Wynająłem kawalerkę z dzieciakami.
– Tymi miauczącymi czy masz nowe?
– Nadal te same.
– Chcesz kawę czy herbatę?
– Nie, nic, powinienem już iść. Chciałem tylko ci to oddać. – Louis czuł się skrępowany.
– To może zostaniesz na pizzy? – zaproponował, słysząc dzwonek.
Harry czuł zdenerwowanie, nie mogąc dodzwonić się do ukochanego po wyjściu z pracy. Nie zastał go w domu, a tak bardzo chciał spędzić razem popołudnie. Galeria również była zamknięta, a on nie miał odwagi jechać do Malików. W końcu napisał do Nialla czy Louis jest u nich i dostał w odpowiedzi krótkie: „Nie" co zmusiło go do powrotu do domu.
Louis czuł się świetnie w towarzystwie Alexa, który opowiadał mu o nowej pracy w księgarni i studiach. Zupełnie nie czuł upływającego czasu i nim się zorientował, nastał wieczór, a Alex zaproponował kino, bo już od dawna chciał się wybrać na najnowszą część „Deadpoola". Seans zakończył się po jedenastej, a oni zadowoleni wyszli, rozmawiając o scenach po napisach. Oboje ekscytowali się historiami bohaterów i lesbijkami, które uważali za urocze. Siedzieli w McDonald's nie mogąc się rozstać, a Louis dyskretnie wyłączył telefon, który często wibrował podczas seansu. Napisał do Harry'ego krótkie „Nie mogę rozmawiać, jest ok", bo ten twierdził, że się martwi.
***
– Widziałem się z Alexem – przyznał Louis, siedząc na terapii dla par. Wcześniej nie przyznał się Harry'emu z kim spędził tamten wieczór, więc teraz Styles patrzył na niego z niedowierzaniem. – Musiałem go przeprosić za moje zachowanie, myślisz, że to coś złego, Emily? – Mężczyzna nie umiał spojrzeć na swojego byłego ukochanego, ale czuł jego przeszywający wzrok na sobie.
– A ty myślisz, że to coś złego? – zapytała kobieta.
– Nie wiem w sumie. Czuję się lepiej, że go przeprosiłem. Zachowałem się jak debil przy naszym zerwaniu.
– Nie byliście ze sobą – zauważył sucho Harry. Targały nim emocje, bo naprawdę nie znosił Alexa.
– Ale umawialiśmy się.
– To boli, Louis – przyznał Styles, bo mieli mówić sobie o każdym uczuciu.
– Twój romans też bolał. – Głos Tomlinsona był spokojny, ale Harry czuł dziwną ostrość. Zwłaszcza że patrzyli sobie w oczy.
– Tak bardzo przepraszam, Louis – szepnął brunet, marszcząc brwi.
– Jasne, już to mówiłeś.
– Czy coś się ostatnio wydarzyło nowego, Louis? – zapytała Emily, zapisując w notesie wzmiankę o chłodzie szatyna.
– Nie, dlaczego?
– Może dlatego, że masz mnie w dupie? Jak nie chcesz walczyć, to możemy się rozstać. – Harry był już zmęczony humorami ukochanego. Chciał spokoju i powrotu do sielanki, jaką mieli. Jednak czuł nadchodzące łzy, które prędko pojawiły się w kącikach jego oczu, gdy wpatrywał się w Louisa.
– Wiesz co? Masz rację. Możemy się rozstać. – Wstał i szybkim krokiem opuścił gabinet, a Styles spojrzał na psychologa. Kobieta zaczęła go uspokajać, mówiąc, że Louis w ten sposób radzi sobie ze zdradą i być może to ostatni etap żalu.
Louis czuł zdenerwowanie, siedząc w aucie i zupełnie nie docierało do niego, co właśnie zrobił. Albo raczej powoli zaczynał rozumieć słowa wypowiedziane przez Stylesa. Czy to właśnie miał być koniec? Czy jego kochanie miało go zostawić na zawsze?
Wibracje wyrwały go z zamyślenia, a on zdziwił się widząc imię Nialla
Zadzwoń po terapii x
Czytał wiadomość kilkukrotnie i w końcu wybrał numer przyjaciela. Blondyn zdziwił się, bo spotkanie z psychologiem powinno trwać jeszcze około dwudziestu minut.
– Uciekłem – przyznał Louis. – Mógłbym przyjechać? Nie chcę być dzisiaj sam.
– Jasne, skarbie. Wychodzimy już ze sklepu, wpadaj. Kupić ci coś?
– Lizaka – zaśmiał się, bo to była jego najczęstsza odpowiedź jako dziecka. Uwielbiał te słodkości na patyczku i często prosił o nie matkę. Wspomnienia wywołały w nim poczucie melancholii, gdy jechał do Malików. Dawno nie był w rodzinnym domu. Ba, jego rodzice nawet nie mieli pojęcia o całej sytuacji z Harrym, którego tak uwielbiali. Postanowił sobie, że zadzwoni do nich w weekend i zapyta co nowego. Kiedyś rozmawiali każdego dnia, a teraz często rozmowy stawały się krótką konwersacją raz w miesiącu, bo udawał wiecznie zajętego. Po prostu nie mógł znieść pytań o Stylesa i nienawidził okłamywać najważniejszej kobiety w jego życiu.
– Daj buziaka wujkowi – powiedział, biorąc od Zayna Margo, gdy spotkali się na podjeździe.
– O Jezu, dobrze, że jesteś. Niall znowu nakupował pierdół i myślałem, że tego nie doniosę – mruknął brunet, a mąż zgromił go wzrokiem, biorąc inną torbę i podchodząc do Lou.
– Cześć, kochanie. Dobrze wyglądasz. – Uśmiechnął się, a Louis odwzajemnił gest.
– Wy również. Co nowego? – zapytał, wchodząc do domu. Margo domagała się trzymania na rękach i śmiała się, gdy jej ojciec robił głupie miny.
– Nowe zęby, nowe wyzwania i nowe guzy, bo ktoś tu nie umie dziecka pilnować. – Wymownie spojrzał na Zayna, a ten jęknął, tłumacząc, że uderzyła się w łóżeczku.
– Następnym razem założę jej kask – obiecał brunet.
Louis uśmiechnął się, a blondyn zapytał, dlaczego uciekł z terapii. Szatyn zaczął opowiadać o spotkaniu z Alexem i obrazą Harry'ego, który zaproponował rozstanie. Podczas kolacji głośno zastanawiał się co się z nim dzieje, bo miał problem ze zrozumieniem swoich uczuć. O wiele łatwiej mógł zrozumieć, dlaczego okaleczanie się jest złe, ale jego uczucia nadal były tajemnicą.
– Wy lubicie Harry'ego, prawda? – zapytał, patrząc na przyjaciół. Niall i Zayn widocznie zmieszali się. Temat Stylesa często pojawiał się w ich domu, a jego imię nie było obsypywane komplementami.
– Jesienne porządki dopiero będą, więc w sumie mógłbym go jeszcze zakopać w ogrodzie – zauważył Zayn. – Au! – jęknął, patrząc na męża, który obdarował go kopnięciem. – Co?!
– Gówno, przestań z tymi żartami.
– Ale to prawda! Kochamy cię, Lou, ale ja nadal nienawidzę tego skurwiela. I rozumiem, że chcecie wszystko naprawić i trzymam za was kciuki, ale nie umiem się do niego przekonać na nowo. Sam potrzebuję czasu.
– Wiem, co czujesz, Zaynie. I nie jestem zły.
– Przynajmniej ty – mruknął, dając Niallowi do zrozumienia, że ma inne zdanie na temat Harry'ego niż on.
– Zgadzam się, kochanie. – Blondyn złapał Malika za ramię. – Nie złość się. – Poczochrał go po głowie.
Niall miał nocną zmianę w szpitalu, więc Louis został sam z Zaynem i Margo, która prędko poszła spać. Mężczyźni grali na konsoli jak za starych czasów, popijając piwo i wyzywając się przy kolejnych straconych i zyskanych punktach. W międzyczasie znowu pojawił się temat Stylesa, a Lou był rozdarty i zaczynał siebie nienawidzić.
– Wiesz co, Lou? – powiedział w końcu Malik po wygranym meczu. – Olej go, serio. Pamiętasz Liama z liceum? Moją „pierwszą" miłość? – W głosie mężczyzny był żart i obrzydzenie jednocześnie. I Louis dobrze pamiętał szczupłego bruneta, za którym Zaynie tak szalał. Sytuacja między nimi zaczynała się psuć i właśnie wtedy pojawił się Niall, a Malik zupełnie oszalał na jego punkcie. – Wybrałem Nialla i byłbym debilem, gdybym tkwił przy Liamie. Olej Harry'ego, napisz do Alexa o jakąś randkę, a za kilka lat Margo będzie niańczyć wasze dziecko.
Louis uśmiechnął się, ale nie odpowiedział nic. Zayn widział, że jego przyjaciel się waha, więc objął go, dodając, że Alex wydaje się spoko, a najważniejsze jest szczęście Tomlinsona.
– Daj telefon, napiszę do niego – zażartował.
– Nie powinienem robić tego Harry'emu.
Zayn w ostatniej chwili ugryzł się w język, bo już chciał wspomnieć, że Styles dopuścił się zdrady, ale to był temat tabu przy Louisie, przynajmniej tak postanowili z Niallem.
– Powinieneś to zrobić dla siebie. Ty za nim tęsknisz, człowieku! No popatrz mi w oczy i powiedz, że za nim nie tęsknisz. – Zmusił go do spojrzenia w oczy i uniósł brew w ironicznym geście, co doprowadziło szatyna do śmiechu.
– Po prostu dobrze spędza mi się z nim czas. Jak z wami. Z Harrym jest tak... tak po prostu jakbym czuł na nim obcy zapach, jakby jego skóra była brudna, jakby jego usta smakowały kimś innym. I to jego ciągle powtarzanie, że mnie przeprasza i kocha. – Przewrócił oczami.
– Właśnie odpowiedziałeś sobie na pytanie, z kim powinieneś się tulić tej nocy.
– Tak, chyba z Mikim.
– Miau, mały.
– Jesteś debilem, mówiłem ci to już?
Zayn zaśmiał się, włączając kolejną rundę gry.
***
Louis wychodził właśnie od psychologa, do którego chodził sam. Cieszył się, że zdecydował się na terapię, bo ta dużo mu dała. Już rozumiał, że okaleczanie własnego ciała na nic się nie zda, a on inaczej powinien radzić sobie ze stresem i emocjami. Właśnie dzisiaj powiedział lekarce o swoich rozterkach dotyczących Alexa i usłyszał, że jeśli nie czuje się w związku z Harrym komfortowo, to nie ma sensu tego ciągnąć, bo jest wolnym człowiekiem i do niczego nie można go zmusić. Czuł dziwną wolność i jedyne, na co miał ochotę, to wieczór z Alexem w kinie, o czym myślał przez ostatnie wieczory, nawet leżąc w łóżku ze Stylesem. Chciał, by ramiona, które obejmowały go, należały do blondyna i by inne usta muskały go po czole.
– Hej, Alex, umm... co nowego? – zapytał, gdy siedząc w aucie, wreszcie zdobył się na odwagę i wybrał numer Ramsona.
– Lewi! Cześć! Właśnie wracam z pracy, a co u ciebie?
– Nic takiego, dzwonię, żeby zapytać, czy nie masz dzisiaj ochoty na kino, bo nie chcę iść sam.
– Jasne! Jaki film wybrałeś?
– Ja... ummm... jeszcze nie wiem.
Alex uśmiechnął się, bo myślał, że Louis po prostu nie chce iść na dany film sam, a nie, że chciał iść z nim.
– To wybierz coś fajnego, a ja się ogarnę – powiedział Alex, wchodząc do mieszkania.
– Wpadnę do ciebie o siódmej.
– Nie mogę się doczekać, Lou. Do zobaczenia.
Louis rozłączył się i odetchnął z ulgą.
Do Zynie
Zrobiłem to!!!
Od Zaynie
Mój chłopiec!
Od Zaynie
Ale, czekaj, co zrobiłeś?! Już ogarnąłem ogród, nie mów, że muszę go teraz rozkopać :((((
Louis roześmiał się i wybrał numer przyjaciela. Malik cieszył się randką szatyna i mówił, że trzyma kciuki.
– Ładne bokserki załóż! – zażartował.
– Jeb się. Albo zajmij się Margo, bo znowu będzie miała guza. Pa!
Wrócił do domu i wziął szybki prysznic. Czuł stres, stojąc przed szafą i zastanawiając się, co powinien założyć. W końcu postawił na rurki i sweterek, bo skórzana kurtka miała chronić go od angielskiego chłodu. Kwadrans przed siódmą parkował przed odpowiednim blokiem i zastanawiał się, czy nie przyjechał za szybko. Nie wiedział jednak, że Alex od kilku minut chodził już po mieszkaniu w gotowości, ale nie chciał być nachalnym i ukazywać, że mu zależy. A zależało i to trochę za bardzo, zważywszy na to, że Louis był zajęty i z pewnością zakochany w Harrym.
Obaj czuli spięcie, siedząc w aucie, więc Alex zagaił o sukces wystawy i młodą artystkę. Louis był z niej naprawdę dumny i tylko czekał na kolejne prace. Siedzieli w kinie, udając, że na siebie nie zerkają i niby przypadkiem dotykając się rękoma jak nastolatkowie w amerykańskich filmach. W końcu Louis położył swoją dłoń na dłoni Alexa, bo czuł, jak bardzo chce poczuć jego dotyk. Blondyn od razu spojrzał na mężczyznę, a jego serce przyspieszyło na widok delikatnego uśmiechu i wzroku wbitego w ekran. I to na pewno nie była wina sceny, bo na ekranie główny bohater przeżywał śmierć kolegi. Po seansie obaj wyszli z kina z uśmiechem, nadal trzymając się za ręce. Czuli się naturalnie i swobodnie, śmiejąc się i rozmawiając. Alex zaproponował kolację, a Lou od razu rzucił nazwę restauracji.
– Ale ummm... wiesz, że ja nie jem mięsa, prawda? – powiedział blondyn, niezręcznie drapiąc się po karku.
– Naprawdę? Nie wiedziałem. To dlatego w maku jadłeś jedynie frytki – zaśmiał się. – Dobra, zaproponuj coś, chętnie poznam nowe smaki.
– Ale tak całkowicie bez mięsa?
– Jasne. – Louis uśmiechnął się, a Alex odetchnął z ulgą. Jego poprzedni chłopak był mięsożerny i trudno było im pogodzić różne diety podczas wspólnych wyjść.
W końcu usiedli w jednej z wegetariańskich restauracji, a Louis skanował kartę dań. W końcu poprosił, by Alex go zaskoczył i sam coś zamówił. Hamburger z fasoli podbił jego serce i przez myśl przebiegło, że mógłby sam odrzucić mięso z życia.
– Dlaczego tak? – zapytał w końcu.
– Ale co? Dlaczego nie jem mięsa?
– Mhm.
– A zjadłbyś swoje koty?
– Jasne, że nie.
– To dlaczego jesz na przykład taką krowę? Bo nie możesz jej przytulić?
– Ugh, prawdziwe. Będę miał teraz wyrzuty sumienia haha.
– Jeju, Loueh, nie miałem tego na myśli! Mi naprawdę to nie przeszkadza! A frytki w Maku nie są takie złe, jeśli ty lubisz tam jeść!
Louis uśmiechnął się, biorąc kolejnego gryza i obiecując sobie, że kiedyś tu wróci. I miał nadzieję, że Alex znowu będzie siedzieć naprzeciwko niego i ze śmiechem opowiadał o studiach.
------
Nie spodziewałam się aż tylu reakcji, takiej "sławy", tylu komentarzy i tylu łez przez tego one shota. Napisanie pierwszej części poszło mi gładko, a potem zaczęłam dostawać komentarze z błaganiem o nexta. I doszłam do wniosku, że rzeczywiście. Że każdy zasługuje na kontynuację. Na szczęście. Dlatego wpadam właśnie dziś, na początku czerwca, pół roku po publikacji mojej pracy z kontynuacją. Właściwie "pierwszą częścią drugiej części", bo wydaje mi się, że kilkanaście słów (ok 100 wattpadowych stron) to zbyt dużo jak na jedną część i niewygodnie się czyta. Pod kolejną i ostatnią częścią wyjaśnię dlaczego sprawa potoczyła się tak, a nie inaczej. I możecie mnie nienawidzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro